Bułeczki z lubczykiemCałe Gniezno było oklejone tymi plakatami: młoda kobieta przytulona do męża, u ich stóp chłopczyk. I podpis: Moja ukochana żona, matka trzyletniego Mikołaja, nie ma już czasu. Przyjęła wszystkie dostępne chemie. Znalazłem kolejną terapię! Pomóż Magdzie Mrówczyńskiej.Stara kamienica, niewielkie, skromne mieszkanie - na ścianie piękne zdjęcie ślubne. - Magda odpoczywa - na dzień dobry oznajmił Michał - dołączy do nas później. Opowiedział mi historię początków ich znajomości: poznali się pięć lat temu, ona sprzedawała w sklepie, do którego on codziennie chodził po bułki. - Początkowo nie zwracałem na nią uwagi, ale wreszcie zafascynował mnie jej wieczny uśmiech - była zawsze pogodna! Po niedługim czasie szukałem pretekstu, żeby ją poznać. Ona później mówiła, że dawała mi bułki z lubczykiem, bo wpadłem jej w oko. A ja "wpadłem" na całego! Mieli po 30 lat i pokochali się bezgranicznie. Rok później - przepiękny ślub w katedrze i niemal miesiąc później Magda spodziewała się dziecka. Słowa o dziecku jak magiczna różdżka wyciągnęły Magdę z sypialni. - Chciałam Misiowi zrobić prezent na święta, kupiłam maleńkie buciki, żeby mu wręczyć i powiedzieć o dziecku - uzupełniła opowieść Magda chudziutka, w chustce na łysej głowie - z zaskakująco ogromnym szczęściem w oczach. - Niestety okazało się, że mam guza w piersi - razem z ciążą zdiagnozowano raka i skierowano mnie na operację. Pierwsza operacja - usunięcie piersi - wydawało się, że będzie dobrze. Byłam w trzecim miesiącu, kiedy pojawiło się coś na mostku... to był przerzut do płuc. Trafiłam do kliniki położniczo-onkologicznej w Poznaniu, a tam lekarz kazał usunąć ciąże, żeby leczyć mnie chemią. Bo lecząc swoją chorobę, mogę zaszkodzić dziecku! A z drugiej strony - miałam pozbawić je życia, żeby sobie pomóc? - Kiedy leżałam w szpitalu, Michaś przysłał mi SMS-a: "Kochanie, to dziecko to owoc naszej miłości. Będziemy je kochać takie, jakie się urodzi! Nie bój się!" To zadecydowało - byłam pewna, że nie damy zrobić krzywdy naszemu dziecku niezależnie od tego, co czeka nas dalej. - Znaleźliśmy inną lekarkę w Poznaniu, doktor Halesz-Nowakowską, która podjęła się prowadzić ciążę i stosować taką chemię, która nie zaszkodzi dziecku. Szukała wszędzie, nawet za granicą i znalazła takie środki, które można stosować w ciąży. Tym bardziej, że byłam już po pierwszym trymestrze, a wszystkie badania wskazywały, że w tym czasie dziecko jest już bardzo dobrze chronione przez łożysko. Mikołaj urodził się w 8 miesiącu, dostał dziesięć punktów, zdrowy i silny! Magda cieszyła się zdrowiem pół roku - niestety pojawiły się przerzuty: kości, wątroba i zaczęły się kolejne chemie. - Wzięła ich ze czterdzieści - opowiada teściowa Maria Mrówczyńska. - Mikusiem opiekowałam się razem z drugą babcią, popołudniami wpadali zabrać go na spacer ich przyjaciele, a Magda ciągle w szpitalach. Kiedy ją pytałam, jak się czuje - zawsze z uśmiechem odpowiadała "dobrze, naprawdę dobrze". Wierzyłabym, gdyby nie ten ból w jej oczach. Miałam wrażenie, że ból ustępuje tylko, kiedy patrzy na mojego syna albo kiedy pochyla się nad dzieckiem... Czekali na wyniki tomografii po tych wszystkich chemiach. - Nie poddam się, będę szukał pomocy wszędzie! - mówił Michał, kiedy okazało się, że są przerzuty do mózgu. Tydzień później znalazł terapię w Chinach - pomogła już innej ciężko chorej dziewczynie z Polski: krioterapia nowotworu, przetaczanie krwi - nowoczesne, niepraktykowane jeszcze w Polsce leczenie. Terapia kosztuje 150 tysięcy złotych. - Byłam pełna podziwu - mówi mama Michała - całe miasto zaczęło żyć historią mojej synowej. I nie tylko Gniezno -syn założył stronę internetową i zupełnie obcy ludzie z całej Polski dołączali do pomocy... Już miesiąc później Magda z Michałem polecieli do Chin na pierwszą część leczenia. Po tygodniach zabiegów i operacji - w połowie sierpnia kobieta wróciła do Gniezna. Teraz czekają ją wyniki badań i kolejny etap terapii w Chinach. Widzę - mówi Michał - że czuje ból, jest chudziutka tak, że jedną ręką mogę ją podnieść - ale ona jest ciągle uśmiechnięta. Mikołaj jest źródłem jej siły. Kończyliśmy rozmowę - Michał wyruszał rozwieszać kolejną porcję plakatów. - Pójdę jeszcze po Mikusia, jest w piaskownicy - Magda poprawiła chusteczkę na głowie. - Przyzwyczaiłam się już do tej łysiny - rzuciła z łobuzerskim błyskiem w oku. Nie wiem, czy chińska terapia zaczęła mi pomagać, ale codziennie odmawiam różaniec i wierzę, i nie tracę nadziei. A miłość mojego męża i naszego synka jest na pewno silniejsza niż śmierć. Elżbieta Ruman
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |