"Będzie dobrze"Jestem chrystusowcem pracującym w Niemczech. Mamę Sebastiana, panią Jolę, poznałem w 1999 roku, w Gelsen-kirchen, kiedy przychodziła na Mszę św. i pozostawała na modlitwę w grupie Odnowy w Duchu Świętym. Pod koniec tamtego roku poprosiła mnie, żebym przyszedł do jej syna Sebastiana i wyspowiadał go. Wtedy okazało się, że chłopiec jest bardzo chory. Leżał na łóżku w gipsie i czekała go kolejna operacja. Sebastian przystępował do spowiedzi po raz pierwszy w życiu, mimo że był już u I Komunii św. i przyjął sakrament bierzmowania. Miał wówczas około 16 lat. W czasie kilku kolejnych spotkań starałem się wytłumaczyć mu podstawy wiary, aby lepiej przygotować go do przystąpienia do spowiedzi. W tym czasie cała rodzina Sebastiana przeżywała kryzys wiary, a szczególnie jego ojciec - pan Karol.Na początku 2000 roku Sebastian miał miał się po raz kolejny udać do kliniki w Essen na operację. Jego mama opowiadała mi, że po przyjściu jej syna do szpitala tym razem zdarzyło się coś dziwnego. Kiedy rozpakowywała rzeczy chłopca, usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Sebastian powiedział wtedy: "Mamo, ten pan chyba do ciebie. Stoi za tobą". Pani Jola, nic nie mówiąc, odwróciła się. Przybysz powiedział jej po niemiecku, że jest księdzem katolickim. Bardzo ją to ucieszyło. Odpowiedziała mu, że syn ma kłopoty, i zaczęła mu się zwierzać ze swoich problemów. Rozmawiali około 5 minut. Pani Jola powiedziała przybyłemu, iż lekarze stwierdzili, że Sebastian nie będzie chodził. Ten nieznajomy ksiądz położył wtedy rękę na jej ramieniu i rzekł: "Będzie dobrze". Cały czas rozmawiali w języku niemieckim. Przez pewien czas ksiądz patrzył na panią Jolę, a po chwili podszedł do Sebastiana, pogłaskał go po głowie i wyszedł. Ubrany był w czarny płaszcz i białą koszulę. Po jego wyjściu pani Jola pomyślała, że ksiądz ją tak tylko pociesza, ale postanowiła wyjść za nim. Nie spotkała go już jednak na korytarzu. Napotkaną pielęgniarkę zapytała o księdza, który wyszedł przed chwilą z sali, ale kobieta stwierdziła, że nikogo tutaj nie widziała. Dodała jeszcze, że pracuje na pana Karola i również na Sebastiana. Po krótkiej chwili wyszedłem. Grupa jeszcze pozostała, modląc się i śpiewając. W pewnym momencie Sebastian zawołał swoją mamę i o kulach wyszedł z pokoju. Powiedział, że coś mu się stało, bo odczuwa pieczenie w biodrze, w miejscu, w którym był operowany. Następnego dnia Sebastian miał umówione badanie kontrolne w klinice w Essen. Tam razem z mamą opowiedzieli lekarzowi o tym pieczeniu. Po zrobieniu zdjęć rentgenowskich pan doktor ze zdziwieniem powiedział, że w biodrze chłopca nastąpiło wypełnienie brakującego, kilkumilimetrowego ubytku tkanki kostnej. Dodał, że jest to wpraw dzie możliwe, ale dopiero po dłuższym czasie, a nie po zaledwie trzech tygodniach od operacji. Nie potrafił im wytłumaczyć tego, co zaszło. W wyniku tak szybkiej poprawy zdrowia Sebastiana lekarze postanowili już po dwóch tygodniach wyjąć mu metalowe śruby wzmacniające kość. Przed pójściem chłopca na tę operację odbyła się kolejna modlitwa w domu jego rodziców. Prosiliśmy wtedy wspólnie owstawiennictwo sługę Bożego Augusta Hlonda. Pamiętam, że w tym dniu lider powiedział, że "skoro kard. August Hlond powołał was (wskazał na mnie) do opieki nad emigrantami, to i nam pomoże" [kard. Hlond jest założycielem Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej - przyp. red.]. Po skończonym spotkaniu ktoś z uczestników przypomniał zdarzenie z nieznajomym księdzem w szpitalu i zadał pytanie, czy to przypadkiem nie był kard. Hlond. Niestety, nie miałem wtedy ze sobą żadnego obrazka ani innego wizerunku kardynała. Następnym razem zabrałem ze sobą kilka różnych obrazków, w tym i podobiznę kard. Hlonda, i zrobiliśmy mały eksperyment: Sebastian pozostał w jednym pokoju, a jego mama przeszła do innego. Na pytanie: czy rozpoznajecie tajemniczego księdza ze szpitala? oboje w oddzielnych pokojach wskazali bez wahania na ten sam wizerunek; był to nasz Założyciel - sługa Boży kard. August Hlond. Sebastian w czwartym dniu po tej operacji zaczął samodzielnie stawiać pierwsze kroki, bez pomocy kul. Pamiętam związaną z tym wielką radość jego rodziców. Trzy lata temu, na prośbę byłego przełożonego generalnego Towarzystwa Chrystusowego, ks. Tadeusza Winnickiego, Sebastian napisał następujące oświadczenie. Oto jego treść:
Mimo że od tamtego wydarzenia minęło już osiem lat, to ciągle wspominam je z ogromnym wzruszeniem. Jestem tak jak Sebastian przekonany o tym, że Pan Bóg pozwolił mu dalej żyć dzięki wstawiennictwu sługi Bożego kardynała Augusta Hlonda, o którego beatyfikację się modlę.
ks. Sławomir Klitn TChrM
Publikacja za zgodą redakcji
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |