Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą!

Cześć, jestem Aga :)

Mam 19 lat, i może opowiem Wam swoją historię. Z nałogiem masturbacji męczyłam się przez kilka dobrych lat. Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie, młoda "gówniara" chciała oglądać filmy dla dorosłych, wiecie, jak się mówi dziecku nie rób, to dla dziecka(nastolatka) to zachęta do nieopanowania. Zwłaszcza, że rodzice sprawili mi prezent, piękny, własny telewizor, który stał w moim pokoju. I przez wiele lat, był to tylko i wyłącznie nałóg pornografii. Niestety po jakimś czasie po przez filmiki, odkryłam, że można samemu sobie zrobić "dobrze". I tak się wszystko zaczęło, na początku było to całkiem nieświadomie. Naczytałam się w kolorowych gazetkach, że to wszystko jest normalne, i każdy nastolatek tak powinien, że to wręcz "na zdrowie". Podobało mi się to, i nie traktowałam tego jak nałóg. A wręcz przeciwnie, (patrząc na to z perspektywy czasu, typowe myślenie człowieka uzależnionego), a mianowicie: "w każdej chwili mogę przestać". Do tej pory pamiętam, swoje przerażenie, gdy na którejś lekcji religi w gimnazjum usłyszałam, że trwam w grzechu śmiertelnym. Wtedy nawet nie byłam "blisko" kościoła, ale stwierdzenie grzech śmiertelny jakoś we mnie bardzo uderzyło.

Poszłam do spowiedzi, jakoś ciężko było mi to z siebie wydusić. Niestety po spowiedzi bardzo szybko wróciłam do nałogu. Owszem miałam nawet przerwy kilku miesięczne, ale potem i tak wracałam. Wpływało na to wiele czynników: *samotność (potwierdzam stwierdzenie, że samotnym jest się także wśród ludzi). *odrzucenie ze strony środowiska (mieszkam w dość ziomalskiej okolicy, zawsze jakoś źle się czułam w tej okolicy, z jednej strony błogosławieństwo wielkie Boga-bo nigdy nie ciągnęło mnie do picia, palenia, ćpania, itd. Z drugiej strony było to również powodem nieakceptacji ze strony ziomali. Byłam inna, niedzisiejsza, zresztą nadal jestem;) I te odrzucenie, było również pokrywane czynami, nie raz się dostało śnieżką w łeb, czy usłyszało wyzwiska i wulgarne słowa na swój temat. Więc nałóg, wprost idealny sposób na odreagowanie. *pragnienie przyjemności, choć przez chwile poczuć się szczęśliwą, poczuć emocje. *pragnienie zapomnienia *nie wiara w to że kiedykolwiek będę szczęśliwa, więc "co mi szkodzi" -tak wtedy myślałam. Ponad to miałam świetne warunki w domu, duży własny pokój z dala od wszystkich, z telewizorem, w późniejszym czasie komputerem, netem. Wręcz idealne warunki. No i zaczęła się moja walka.

W czasie bycia w nałogu wstąpiłam do oazy, było to jakieś już prawie 5 lat temu. Zbliżałam się do Boga, ale z nałogu wyjść nie mogłam. Chyba głównie dlatego, bo liczyłam na własne siły. "mogę przestać, kiedy zechce". Lecz takie myślenie sprawiało jedynie to, że ciągle upadałam. Mało tego spowiedzi nie traktowałam, jako drogę do wyjścia z nałogu, tylko jako takie odpukanie, i uciszenie na chwile własnego sumienia. Pomysł stałego spowiednika nawet dla mnie nie istniał, wolałam chodzić do różnych księży, żeby mi odpukali i nie drążyli tematu, no bo po co, przecież sama sobie poradzę. No i takie myślenie spowodowało jeszcze większy upadek. Któregoś dnia przystąpiłam do Komunii Św. gdy byłam w tym grzechu. Z perspektywy czasu, nie wiem na ile świadomie to zrobiłam, ale zrobiłam. Czyli tym samym dopuściłam się świętokradztwa. Po czym poszłam do spowiedzi i nie nazwałam rzeczy po imieniu, tylko powiedziałam, że przystąpiłam do Komunii Św. gdy miałam grzech, ks. nie drążył tematu, a ja się z tego powodu cieszyłam. Czyli tym samym moje późniejsze Komunie i Spowiedzi nie miały sensu, ponieważ zataiłam grzech.

Po paru miesiącach poczułam, że jednak mi bardzo ciąży na sumieniu. Pamiętam, że było to przed moimi drugimi rekolekcjami oazowymi, był to 1'. Dzień przed wyjazdem postanowiłam że pójdę do spowiedzi, jak na złość byłam w paru kościołach, ale żaden ksiądz nie spowiadał. Przez co musiałam wyspowiadać się na rekolekcjach, co było dla mnie wielkim przeżyciem. Po pierwsze, zawsze bałam się spowiedzi prosto w oczy, po drugie musiałam wyspowiadać się z nie lada grzechów, po trzecie ks. na rekolekcjach był kiedyś u mnie w parafii, i był "znajomy" znał mnie, co jeszcze bardziej mnie odrzucało.

No i w końcu się przełamałam, była to chyba moja pierwsza w życiu spowiedź kiedy to spowiedź nie była "odpukaniem" tylko szczerą, luźną rozmową, gdzie powiedziałam wszystko od początku do końca. Po rekolekcjach poszłam jeszcze na pielgrzymkę, i było super, niestety równie szybko jak wróciłam do domu, tak samo szybko wróciłam do nałogu. I od tego czasu zaczęła się moja świadoma walka z nałogiem, kiedy to świadoma tego że mam problem, i że sama sobie nie umiem z tym poradzić próbowałam wszystkiego, aby uwolnić się od tego nałogu. Katowałam się ćwiczeniami, aby się męczyć i nie mieć siły na nic, powtarzałam ciągle słowo "Jezus" bo gdzieś któryś ksiądz mi powiedział, że takie akty strzeliste ratują w takich sytuacjach, gdy szłam spać, miałam w ręku różaniec, nawet kiedyś skropiłam łóżko wodą święconą. Niestety zawsze umiałam znaleźć miejsce, sytuacje, pretekst żeby upaść. Wręcz czasami wracałam do domu z jedyną myślą w głowie "zrobić to" jak najszybciej, jak najwięcej, jak najdłużej. Potem oczywiście czułam się beznadziejnie, moja samoocena miała się jeszcze gorzej, moje życie emocjonalne karłowaciało, a w sumie to w ogóle zanikało. Nie chodziłam do spowiedzi, bo wiedziałam, że później nie będę mogła tego zrobić, albo robiłam to z myślą, że skoro Bóg mnie kocha to i tak mi przebaczy.

Po jakimś czasie stwierdziłam, że walka z tym nie ma sensu, wtedy też przyszedł czas buntu. Powiedziałam, że dość grzecznej, posłusznej, cichej, potulnej, religijnej Agniesi. Przestałam się modlić, przestałam chodzić do kościoła (nawet w niedziele), przestałam chodzić na oaze. Albo chodziłam z przymusu tylko na spotkania formacyjne, żeby je "zaliczyć". Przestałam ograniczać się tylko do oazowych imprez, zaczęłam żyć dzisiejszym życiem. Bywało picie na imprezach, z podrywaniem chłopków też nie było problemu, zaczęłam patrzeć na nich nie jak na człowieka, ale jak na towar. Nałóg przestał być dla mnie problemem, robiłam to bo mogłam, żaden kościół, Bóg nie stał mi na przeszkodzie. I tak trwałam przez jakiś czas, próbowałam sobie i innym udowodnić, że umiem również w ten sposób żyć, że Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, a już napewno nie do szczęścia. Świetnie umiałam odnaleźć się w tej roli, ale właśnie.... W TEJ ROLI... Tak w głębi czułam, że nie jestem prawdziwa, że tylko coś odgrywam, że nie jestem sobą. Że próbuje być kimś, kim naprawdę nie jestem i gdzieś w głębi nie chce być. I stwierdziłam, że to nie ma sensu, poszłam do spowiedzi wyrzuciłam to wszystko z siebie i zaczęłam od nowa. KOCHAĆ TO ZNACZY POWSTAWAĆ.

I tak też zrobiłam, zaczęłam znowu walczyć z nałogiem, który jakby nie patrzeć, był przyczyną wielu upadków w moim życiu. Poszłam na układ z Panem Bogiem;) Panie Boże daj mi łaski aby mieć siły do walki, wytrzymam, ale proszę, ześlij mi jakąś bliską osobę, bo sama nie dam rady. Wytrzymałam pół roku, był to okres bardzo ciężki, była w moim życiu pustka, której niczym nie umiałam zapełnić, była we mnie ogromna obojętność, brak jakichkolwiek emocji, bliskie osoby poodchodziły, budowałam w wokół siebie mur, przez który nikt się nie przebijał, nawet nikt nie stał obok tego muru. Wszyscy sobie darowali mnie. A ja? Byłam obojętna, przy okazji zatraciłam kila wartościowych relacji. Obojętność i pustka górowały. Ale ja mocno trwałam w postanowieniu, modląc się o siły, i wierząc, że jeśli wytrwam, to Pan Bóg ześle mi Kogoś ważnego. Pojechałam na rekolekcje, 2' ONŻ. I Ktoś się pojawił, Ktoś bardzo ważny. Odczułam to jak odpowiedź Pana Boga na moje błagania. ;) I że jejku, to wszytko ma sens!:) W życiu nie ma przypadków:) I Bóg ześle łaski, jeśli z wiarą będziemy o nie prosić...

Ale trzeba być cierpliwym, to nie jest że poproszę Boga, pstryk i jest, życie odmienione. Pan Bóg daje łaskę, ale my musimy chcieć z nią współpracować. Musi być dialog. Ostatnio Pan Bóg znów mnie bardzo próbuje, ja sama popełniłam wiele błędów, zdaje sobie z tego sprawe, znalazłam się w sytuacji gdzie zostałam bez studiów, bez pracy, bliscy się oddalili, "coś" bardzo ważnego stanęło pod znakiem zapytania. Ale mimo to, nawet przez głowę mi nie przeszło, żeby wrócić do nałogu! :) Mimo że szatan bardzo atakuje, po przez np. sny, lęki, bezsenność. Ale czuję że Pan Bóg mnie dzięki swojej łasce uzdrowił! :) Mało tego, poniekąd dzięki nałogowi, a raczej dzięki walce z nim, wyćwiczyłam sobie silną wole, i jeśli sobie coś postanowię, to zazwyczaj udaje mi się tego dotrzymać. To taki bonusik-owoc Boży;) CHWAŁA PANU ZA TO! :) I chciałabym w tym miejscu powiedzieć wszystkim, którzy walczą i zmagają się z tym świństwem, którzy upadają, nie mają nadziei i wiary w to że można z tego wyjść, to ja jestem świetnym przykładem na to, że MOŻNA!:) Trzeba tylko się modlić, najlepiej jeśli jest taka możliwość codziennie chodzić na Eucharystie, i jeśli jest taka potrzeba to nawet codziennie chodzić do spowiedzi. Walka będzie trudna, długa, niszcząca, ale warto walczyć!:) Pan uzdrawia:) I jedno zdanie, które zapadło mi w głowie: DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!:)

Aga

Wasze komentarze:
Tomek: 09.03.2008, 13:43
W walce z nalogiem niesamowicie wazna jest modlitwa, a proponuje tu w szczegolnosci modlitwe rozancowa. Jest to modlitwa ktorej szatan sie bardzo boi, albowiem wiele mozna wyprosic darem tej wlasnie modlitwy. Najwazniejsze jest aby modlic sie codziennie i wytrwale nie opuszczajac zadnego dnia. Nawet wtedy kiedy wydaje nam sie ze jestesmy bardzo zmeczeni i zniecheceni, szczegolnie wtedy nalezy sie modlic wytrwale. Przyznaje ze nie jest to latwe, ale nalezy probowac kazdego dnia i ofiarowac sie Bogu. Nie macie nic do stracenia, a wiec zacznijcie juz dzis i nigdy nie odkladajcie modlitwy na pozniej, bo to prowadzi tylko do zgubnej drogi. Jesli bedziecie sie modlic wytrwale efekty napewno beda widoczne, poniewaz Bog nigdy nie zostawia bezinteresownie tych ktorzy Go prosza w potrzebie ;-)
rafał: 09.03.2008, 10:18
Aga masz racje. I dzieki za świadectwo. Takie słowa dają nadzieje, i siły do walki. A ja sam wiem jak trudno jest walczyć:(
Aga: 08.03.2008, 22:21
Nie musicie dziękować. ;) A w ogóle, nie uważacie że o tym za mało się mówi? Nagłośnione są nałogi alkoholizmu/narkotyków/papierosów/seksu jako takiego "normalnego" między dwoma osobami. A nałóg onanizmu jest taki "cichy". Nie mówi sie o tym na głos. W sumie nic dziwnego, bo to "wstydliwe" i "poniżające". Ale jejku, gdyby mi kiedyś ktoś powiedział przez co mogę przechodzić wchodząc w to,i co mi "grozi" to pewnie zastanowiłabym się dwa razy. Kurde, era seksu/pornosów/erotyzmu itd... :/ gdzie w kolorowych gazetkach i "fachowych" pisemkach onanizm jest czymś normalnym, Sie doczekaliśmy... Ale nic to, trzeba walczyć! Dopóki walczycie jesteście zwycięzcami, pamietajcie o tym, i o tym że po każdym upadku można powstać. Ja ze swojej strony będe sie modliła szczególnie za wszystkich uzależnionych od tego nałogu. Nie poddawajcie się!
karolina: 08.03.2008, 21:34
Aga, dziękuje Ci za Twoje świadectwo! Myślałam, ze u dziewczyn to żadko spotykany nałog, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej beznadziejnie:( Ale Twoje słowa dały mi wiare i nadzieje! Tak bardzo zazdroszcze Ci tej bliskiej osoby z którą mogłaś o tym porozmawiać.... Musicie mieć głęboką i piękną relacje... Tak bardzo bym chciała móc z kims o tym pogadac, "poza księdzem". zaufac komuś, ale nie mam komu:( Czuje się sama, słaba i beznadziejna. ciągle upadam. I straciłam nadzieje już na wyzwolenie. Ale Twoje słowa jakoś dodały mi chęci aby nie poddawać się. Jeszcze raz dziękuje!
Monika: 08.03.2008, 20:53
Katarzyno, nadzieja zawsze jest. I dla Ciebie. A nawet jesli Ty ją stracisz, to pamiętaj, że jesteśmy jeszcze my, tutaj podpisani pod Tobą, też walczący, i nawet jeśli Ty przestaniesz wierzyć to my nie przestaniemy. Pomodlimy się w Twojej intencji. Hej kochani, tam na dole :) - pomodlimy? To rzeczywiście niezłe życiowe bagno, ale dźwiganie czystości jest przecież dźwiganiem krzyża. Jednak przed człowiekiem idzie zawsze Bóg-człowiek i niesie swój, dużo cięższy, bo stworzony z wszystkich bagien tego świata. On - sam jeden, On - tak niewinny jak młody baranek, idzie tą drogą wiodącą pod górkę, kamienistą, wyboistą. Jak niesamowitą siłę musi mieć w sobie ten nasz Chrystus Pan! A na dodatek nie zostawia nikogo samego z tyłu siebie. Kiedy się potykasz, On odwraca się, patrzy na Ciebie wzrokiem tak przepełnionym miłością żywą, że aż oczy wypełniają Ci się łzami i mówi: Chodź za Mną, Katarzyno czy Chodź za Mną, X. Pamiętasz, On sam też upadał, sam Bóg obił sobie swoje święte kolana opadając z sił. Dlatego rozumie, że boli, że ciężko i brakuje tchu, ale spójrz! Oto sam Jezus wyciąga do Ciebie rękę i prosi: Chwyć Mnie za rękę, droga jest trudna, wiem, ale Ja będę z Tobą przez wszystkie Twoje dni aż do skończenia świata. Będę przed Tobą szedł i wyznaczał szlak a co trudniejsze chaszcze wytnę. Tylko musisz Mi najpierw powiedzieć, że są dla Ciebie za wysokie, za gęste a ja przedrę się przez nie Swoim krzyżem. Tylko jest jeden warunek, żebyśmy razem w miarę sprawnie doszli na górę, skąd widok jest niezwykły - wiesz dlaczego - bo tam widać już tylko niebo. Otóż chwyć się Mojej ręki tak mocno, jak tylko potrafisz. Ja też Cię trzymam, ale to nie wystarczy, bo dałem Ci wolną wolę. Chwyć się Mnie. Zaufaj Mi. - PROSI Bóg. Pozdrawiam Cię, Katarzyno, pozdrawiam Was kochani - Monika.
Aga: 08.03.2008, 20:08
Jejku, napisałam to świadectwo, bo czułam potrzebe podzielenia się z Wami tym wszystkim. Przez cały czas nałogu nikomu o tym nie powiedziałam (poza spowiedzią). Jednak ostatnio jest Ktoś ważny w moim życiu, komu zaufałam tak bardzo, że zawierzyłam mu również moją najczarniejszą strone życia. I od tego momentu coś się we mnie przełamało. Poczułam w sobie, że należy mówić o tym, dawać ludziom, Wam kochani nadzieje, że z tego można wyjść! Współpracując z łąską Boga. Należy o tym rónież mówić, żeby być może ochronić innych, żeby nie zaczynali, bo nie warto! Na razie zaczełam tak "interenetowo", może z czasem odważe się i na żywo powiedzieć świadectwo. Wszystko możliwe z Bogiem. I Wasze słowa, wasze komenatarze jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że trzeba o tym mówić jak najwięcej. Trzeba dawać nadzieje, bo Pan Bóg uzdrawia!:)
Katarzyna: 07.03.2008, 21:30
Nie ma nic gorszego od masturbacji i niekonczącej się walki, ile juz spowiedzi i rozmów ze swoim spowiednikiem przeszłam na ten temat, ile lat to trwa sama nie wiem, przestałam liczyć. Był okres, że umiałam wytrwac dłużej, za każdym razem iść do spowiedzi po tym, ale znów przyszła gorycz, kilka miesięcy nałogu i pracoholizmu, katowania się jeszcze toną nauki i świętokradcza Komunia w Boże Narodzenie, chciałam ufać ale teraz nie wiem czy dla mnie nadzieja jeszcze jest, bo można upadać ale przecież nie w nieskończoność... Tylko walcząc można zwyciężyć, ja obecnie jestem na etapie, że grzech dopuszczam, spowiadam się z tego i w sumie nie wiem, czy "bo trzeba" czy z chęci, póki co grzech wygrywa...
Marta: 06.03.2008, 18:34
:( też walczę z tych okropnym nałogiem i niestety przegrywam... choć bardzo się staram.
Tomek: 06.03.2008, 09:00
Życie jest takie prawdziwe...Nałóg masturbacji jest jednym z najgorszych grzechów. Pamiętajmy jednak, iż modlitwa czyni cuda!, a z takim Przyjacielem, w naszym życiu, jakim może i powinien być Jezus jest o wiele łatwiej wygrać walkę z szatanem. Pozdrawiam:)
Alicja: 05.03.2008, 00:04
nie sądziłam nawet , że to az tak wielki problem tylu ludzi...Proponuje całkowicie zrezygnować z telewizji,oglądania"miłosnych" scen itp. Radzę zastąpić to raczej religijną lekturą jest tyle wspaniałych książek :))) karmcie umysły wasze tym z czego mozecie później użytek zrobić :)) i przylgnijcie do Pana Boga w kazdym problemie. Wspieram Was wszystkich modlitwą i tulę do serca.
Monika: 04.03.2008, 23:57
Moje świadectwo jest zawarte pod artykułem "O samogwałcie...inaczej" (dość łatwo znaleść, dział ONANIZM). A jeszcze chciałam powiedzieć, że Aga podkreśla rzeczywiście istotną rzecz: nie wolno liczyć na własne siły, bo właśnie wtedy zaczynają się kombinacje, chodzenie po różnych spowiednikach, itp. Przestrzegam przed tym, przed oszukiwaniem się. Bo może się nawet okazać, że w skrytości serca nie Boga proszę o pomoc, ale ...no właśnie, kogo? Szatana chyba, skoro liczę na siebie samego, na swoje "JA"... bo Temu Typowi chodzi o powolne działanie destrukcyjne (aż do śmierci!), ale tak, bym się nie zorientował i nie zląkł od razu, ale dyskretnie, krok po kroku - w dół, i w dół. Chce, żebym się poddał, powiedział "mam dość tego, mam dość życia". A ja? We mnie nie ma nic wartościowego. Powtarzam - nic. Jedyne i prawdziwe dobro, które mam w sobie, to Bóg. Źródło dobra. Dopiero kiedy uznam Boga za swojego Pana, za Króla mojego życia i złożę na ołtarzu ofiarnym problem masturbacji, to ta siła rzeczywście będzie pochodzić od Boga, jako Łaska dana z Nieba. I będzie do Niego z powrotem zaadresowana ("ze względu na Ciebie Boże"). Zatem wiedz Przyjacielu, sam nie jesteś silny, wiedz, że DOPÓKI WALCZYSZ MOCĄ CHRYSTUSOWĄ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ. Broń się przed Tym Zgniłkiem. Sprytny jest, a na dodatek dobrze się maskuje. Nie chcesz stać się taki, jak On. Nie chcesz, prawda? Jeszcze jedno Wam powiem na zakończenie. Bo - nie wartościując moich losów - różnie mi się układało, w każdym razie wiele już przeszłam w swoim nie tak długim życiu. Różnie szukałam tego szczęścia, którego tak każdy z nas pragnie. Raniono mnie, raniłam ja. Kluczyłam. Wiecie co? Nie jestem sobie w stanie wyobrazić ani nie znam większego szczęścia niż pokój w sercu! "Pokój mój wam daję" mówi dziś do Ciebie Chrystus Pan. Przyjmiesz go? - Monika.
Marcin: 04.03.2008, 23:50
Mnie Pan Jezus wyleczył, wyciągnął z tego bagna, choć nie było łatwo ale dla Pana nie ma rzeczy niemożliwych! Zapraszam Wszystkich do Ruchu Czystych Serc! Boża piękna Miłość... czego nam więcej potrzeba! "Panie Jezu dziękuję Ci, że ukochałeś mnie miłością bez granic, która chroni od zła, podnosi z największych upadków i leczy najboleśniejsze rany!" Jezu, ufam Tobie!
radek: 04.03.2008, 21:54
dzieki za to świadectwo:) ja też zmagam się z tym nałogiem już dość długo .. są lepsze i gorsze dni ale zawsze mam nadzieje w lepsze jutro,Postanowiłem że wytrwam cały Wielki Post "bez tego" ale niestety po tzech tygdniach poddałem sie. Trudno jest podnieść sie ale wiem że sie opłaci mówiąc brzydko. trzeba tylko uwierzyć...
Nadi: 04.03.2008, 21:41
A ja polecam modlitwę "Tajemnice szczęścia"... Jedną z obietnic Pana Jezusa to : "Obroni go przed zgubnymi pokusami." Wierzcie mi - to działa. Wystarczy 15 minut dziennie żeby zmienić swoje życie.
Ja: 04.03.2008, 21:35
też mialam przez wiele lat z tym problem. Bardzo prosiłam Boga o pomoc i jak na razie udaje mi sie wytrwać[choc to krótki czas} w czystości choc pokusy mnie nachodzą, mysli.. Boże dzieki Ci!
A.: 04.03.2008, 20:58
Podobna historia do mojej...odejmując wielki bunt, dodając homoseksualizm... Nie zawierałam układu z Bogiem...On sam zesłał mi kogoś bliskiego...zesłał mi Anioła w człowieku, który znienacka przyszedł, pokazał, że mogę żyć inaczej...że to też piekne...i odszedł... a ja zrozumiałam... Zwycięzyłam, Chwała Panu!!!
Hm: 04.03.2008, 20:29
Chwałą Panu za świadectwo. Ja też walczę z tym grzechem. Ale wierzę, że wygram. Bo "Nadzieja zawieść nie może..." (Rz 5,5)
Ania: 04.03.2008, 19:15
Załamana!!! Nie trać nadziei!! Bo wiesz... "Nadzieja zawieść nie może"!!! Nie może i nie zawodzi!!! Ja ciągle się z tym zmagam... nie jest łatwo... też kiedyś straciłam nadzieję... doszło do próby samobójczej... ale wtedy się jeszcze bardziej pogorszyło!!! Ale gdy będąc w grzechu i totalnym załamaniu, podeszłam do Boga, ucałowałam Krzyż, powiedziałam krótkie "przepraszam"-poczułam, że już mi wybaczył... Bo On zawsze wybacza, i wpiera nas w walce. Bo On nie uciszy wichury, która targa naszym życiem, ale nas wysuszy, ogrzeje, przytuli i nakarmi... UWIERZ W JEZUSA I JEGO MOC UZDROWIENIA!!! Pozdrawiam!!!
załamana: 04.03.2008, 18:27
A ja już tracę nadzieję...
Wiktor: 04.03.2008, 15:41
Ja już straciłem wiare dałem sobie z kościołem modlitwą i wszystkim spokój nie czuje sie z tym najlepiej po każdym upadku czuje jagbym wchodził coraz bardziej w to bagno. Mam nadzieje ze jeszcze z tego wyjdę natomiast miło przeczytać że komuś się udało :) Życzę dalszej wytrywałości
[1] [2] (3) [4]

Autor

Treść

Poprzednia[ Powrót ]Następna

[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2021 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej