Molestowanie seksualneW ostatnim czasie do wiadomości publicznej docierają posądzenia znanych ludzi o molestowanie seksualne nieletnich. Być może wszędzie widzimy potencjalnych podejrzanych i czujemy pogardę do przedstawicieli instytucji, które powinny wspierać rodzinę a teraz zawiodły pokładane w nich nadzieje. Niewykluczone, że dopiero po nagłośnieniu problemu przez media nasza czujność została zaostrzona. Tak, czy owak znaleźliśmy się w nowej sytuacji wymagającej zastanowienia się oraz podjęcia konkretnych działań wychowawczych. Radzę nie poprzestać wyłącznie na opowiadaniu dzieciom przerażających historii o pedofilach czyhających na ich niewinność.
Najpierw trzeba zmierzyć się ze stereotypami. Samo napiętnowanie nie rozwiązuje problemu. Takie dewiacyjne zachowania ludzkie nie są wyłącznie problemem dwudziestego pierwszego wieku. Zło istniało zawsze. Oczywiście nie może to stanowić żadnego usprawiedliwienia, ani przyzwolenia na ten proceder. Jednak powinno pozwolić na chwilę refleksji, by nie ulec panice, wywoływanej przez tytuły w gazetach, audycje radiowe i telewizyjne. Nie można bowiem dopuścić, by naszym działaniem kierował lęk lub frustracje innych ludzi, ani też wyzwalająca się agresja. Zawsze uczulano dzieci na zagrożenia. Przed laty straszono "czarną wołgą". Można było usłyszeć: "jak zobaczysz czarną wołgę, to uciekaj." Wynikało z tej przestrogi, że inne auta są dla dzieci bezpieczne," a jedynie tej marki, ewentualnie innych czarnych samochodów należy się wystrzegać. Nie rozumiem, skąd założenie, że przedszkolaki potrafią rozpoznać wołgę, skoro niejednokrotnie dorośli mają z tym problemy. Ż perspektywy czasu widać, jak nieprzemyślana była to przestroga. Nie sądzę też, by przynosiła pożądane efekty. Chociażby dlatego, że bawiące się dzieci nie są w stanie bez przerwy myśleć o tym, że może je spotkać coś złego. Z pewnością co jakiś czas przypominały sobie o tym i dalej pochłaniała je zabawa. A może wszystkie napomnienia puszczały mimo uszu. Dzieje się tak zwykle wtedy, gdy przestrogi są przedstawiane nieadekwatnie do rozumienia dziecka. Młodych ludzi nie można obarczać doświadczeniem starszego pokolenia, nie można liczyć na to, że wyciągną odpowiednie wnioski i zastosują je w życiu, szczególnie w sytuacjach ekstremalnych. Zło jest tak długo, jak długo na ziemi jest człowiek. I trzeba się z tym pogodzić. Wówczas nasze myśli staną się spokojniejsze i przyniosą mądrzejsze rozwiązanie.
Wielu dorosłym wydaje się, że to właśnie strach ustrzeże ich dziecko przed niebezpieczeństwem. Straszą również siebie. Czyżby lęk miał dawać poczucie bezpieczeństwa? Brzmi to absurdalnie, ale wsłuchajmy się w nasze słowa skierowane do dzieci. "Nie możesz sam jechać autobusem, bo cię ktoś porwie! Jak wreszcie pójdziesz do szkoły, to tam cię nauczą dobrego zachowania! Jak nie będziesz spać, to zabierze cię sąsiad!" Staramy się utrzymać dzieci w lęku, jakby dawało to pewność, że one będą na siebie uważały. Nie, to nie jest dobra metoda wychowawcza! Zatem - jak przestrzegać małe dzieci; jak te nieco starsze; jak te, które wzrostem nas przerosły, ale doświadczenie życiowe dopiero zaczynają zdobywać? Czy w ogóle o tych sprawach z nimi rozmawiać? Oczywiście, że rozmawiać, lecz najpierw sami powinniśmy wiedzieć, przed czym chcemy je ustrzec. Następnie znaleźć sposób radzenia sobie w trudnym położeniu, który moglibyśmy im zaproponować. Cały czas powinnyśmy też starać się, by atmosfera w domu umożliwiała dzieciom zwierzanie się z różnych kłopotów. Warto też zdobyć wiedzę o rozwoju emocjonalnym, psychomotorycznym i umysłowym dziecka w poszczególnych okresach jego życia. Niewątpliwie pomoże nam to przygotować się do rozmowy i przeprowadzić ją. Wiele na ten temat mówi się w szkole, więc mamy ułatwione zadane. Pamiętajmy o informacjach napływających z radia, telewizji, prasy (o ile dzieci czytają), stron internetowych. Podyskutujmy - właśnie rodzice ponoszą przede wszystkim odpowiedzialność za swoje pociechy. Wyznaczmy strategię, podzielmy się rolami. Nie tylko wspomoże to działania ochronne, ale także zbliży do siebie małżonków.
Konkretnej recepty nie wypiszę. Przecież kochamy swoje dzieci, znamy ich wrażliwość, na pewno szybko znajdziemy do nich drogę. Mam jednak kilka przemyśleń i chciałabym się nimi podzielić. Bez względu na to, w jakim dzieci są wieku, powinniśmy rozmawiać o wszelkich sprawach związanych ze sferą seksualną mimochodem, jakby przy okazji. Nie stwarzajmy dodatkowych wzmocnień poprzez organizowanie specjalnych wieczorów poświęconych temu tematowi. Takie niecodzienne sytuacje mogą dzieci wystraszyć, a przecież pragniemy je nauczyć reagować w określonych sytuacjach tak, by mogły sobie pomóc albo świadomie uciekać. Moja znajoma o trudnych sprawach rozmawiała ze swoimi córkami podczas wspólnego przygotowywania posiłków. Były one skupione również na pracy, więc nie odbierały agresji związanej z poruszanym tematem. Mogły spokojnie opowiedzieć, jak one zareagowałyby w podobnej sytuacji, a nawet odegrać o tym scenkę, by na końcu obrzucić napastnika obierkami ziemniaków. Scenki to dobry pomysł. W łagodny sposób można pokazać niebezpieczne sytuacje, wziąć w nich udział bez negatywnych konsekwencji. Sprawdzić różne warianty zachowania się i wybrać najlepszy. Jeśli dzieci dopiero rozpoczynają naukę szkolną, to warto więcej czasu poświęcić odgrywaniu ról. Niech utrwalą sobie sytuacje, w których powinny szczególnie uważać, np. nieznajomy prosi o zaprowadzenie go na wskazaną wcześniej ulicę, albo obcy człowiek przyjdzie pod szkolę i oświadczy, że mama poprosiła go o odprowadzenie dziecka do domu. Ciekawe, jakie widzą wyjście z sytuacji. Najlepiej w trakcie odgrywania scen nie narzucać małym aktorom odpowiedniego zachowania. Swoje racje przedstawić na końcu. Gdy przećwiczy się określone zachowanie, to później łatwiej wdrożyć je w życie, dzieje się to automatycznie. Oczywiście metody dobierać trzeba adekwatnie do wieku syna lub córki. Ze starszymi więcej dyskutujmy. Dowiedzmy się, co już wiedzą o molestowaniu seksualnym. Jak rozumieją te sprawy? Gdzie o nich usłyszały? I zapytajmy: "gdyby ktoś cię molestował, lub zdarzyłoby się coś jeszcze gorszego, czy opowiedziałbyś nam o tym?" A później zapytajmy "dlaczego?" Bez względu na to, jaką usłyszymy odpowiedź, nie wpadajmy w złość ani też nie wylewajmy łez, jeśli będzie ona negatywna. Najlepsze wydaje się milczenie. Ponadto baczniej obserwujmy dzieci. Każda zmiana zachowania, nienaturalne odruchy, inny sposób wysławiania się mogą stać się sygnałem, iż dzieje się coś niepokojącego. Nie trzeba wówczas zadawać krępujących pytań, lepiej przystąpić do słuchania. Może okazać się, że wydarzyło się coś zupełnie innego, niż sobie wyobrażaliśmy o równie wielkim zabarwieniu emocjonalnym. Bądźmy czujni. Trudno pozbyć się lęku o dzieci, szczególnie, że nie jesteśmy w stanie bez przerwy ich ochraniać. Dla nas, ludzi wierzących, ciężar wychowania wydaje się łatwiejszy do udźwignięcia. Zawsze możemy zwrócić się do Boga z prośbą o ratunek. W Jego ramionach szukać ukojenia, mądrości i miłości. Nie musimy liczyć wyłącznie na własne siły. Rozmawiałam kiedyś z moją przyjaciółką. Opowiadała o swojej młodości. Bliska była narkotyków, alkoholu, złego towarzystwa. Nie słuchała nikogo. Jednak, gdy zbliżała się do niebezpiecznej granicy, nie wiadomo dlaczego wycofywała się. Potrafiła odmówić. Stwierdziła, że Bóg ją prowadził. Jest o tym przekonana, gdyż czuła Jego siłę. Przytoczona historia pokazuje wszechmoc Boga. Chcę zwrócić uwagę na ważny aspekt naszego rodzicielstwa, a mianowicie na fakt, że dzieci nie są wyłącznie nasze. Wiara daje nam ten cudowny atut w postaci miłości Boga, Jego miłosierdzia. W codziennym życiu objawia się harmonią w rodzinie i siłą wewnętrzną. Czyż nie tego potrzebujemy? Ewa Rozkrut
Autorka jest matką sześciorga dzieci, nr 3(74) maj/czerwiec 2005
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |