Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  nastolatka, 16 lat
950
25.03.2006  
Nie mam sily. Nie mam juz sil by na siebie patrzec. Nienawidze sie. Nienawidze swojego ciala, swojego charakteru swoich pogladów. Siebie. O milosci do kogos drugiego nie ma teraz mowy. Nie potrafie zaakceptowac siebie, ciagle okaleczam sie, chce sie zniszczyc, nie potrafie pokochac.Jedyne co czuje to niechec i wstret do siebie... Jestem osoba wierzaca, a nie potrafie postepowac inaczej.... Po kazdej spowiedzi jest lepiej. Lepiej na tydzien. Bo pozniej nienawisc wraca..... Co robic?

* * * * *

Jedno zdanie w Twojej wypowiedzi jest prawdziwe: "O milosci do kogos drugiego nie ma teraz mowy". To prawda. Dopóki nie zaakceptujesz, nie pokochasz siebie nie będziesz w stanie pokochać kogoś. Bo miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka. A miłować mamy kogoś "jak siebie samego". A jeśli siebie nienawidzisz to Twoją miarą jest nienawiść a nie miłość. Nie będę Ci prawić kazań o wartości człowieka jako dziecka Bożego bo to do Ciebie teraz nie przemówi. Zresztą nie trzeba udowadniać czegoś co jest oczywiste. Zapytaj siebie czego w sobie tak nienawidzisz. Tylko nie mów: "wszystkiego", bo to już powiedziałaś. Konkretnie, wymieniaj. Czego? Wyglądu? Jeśli tak to czego najbardziej? Włosów, figury? Jeśli stylu bycie, to czego? Nieumiejętności wysławiania się, nieumiejętności nawiązania kontaktu? Weź kartkę i pisz po kolei czego nienawidzisz. Zrób sobie całą listę.
To jest plan szatana wobec Ciebie. Zniszczyć Cię przez tą listę tego czego w sobie nienawidzisz. Po spowiedzi jest chwilę lepiej, bo Bóg zanurza Cię w Swoim miłosierdziu. Ale szatan nie daje za wygraną, bo trafił na podatny grunt. Ty z lubością realizujesz - nie wiedząc o tym - jego plan samozniszczenia. Im dalej od spowiedzi tym łaski mniej i coraz lepiej wykonujesz jego zadania.
A teraz weź tą kartkę.
To będzie też Twój plan. Plan samozachowania. To co w sobie znienawidziłaś musisz oswoić. Ja nie mówię, że pokochać, bo to może Ci się nie udać. Zresztą ciężko kochać krzywe zęby czy jąkanie się. Ale oswoić. Zrozumieć, że to jesteś Ty, to jest cząstka Ciebie.
Pomyśl: gdyby ukochana przez Ciebie osoba miała taki problem (któryś z wymienionych na tej kartce) to byś ze złości ją pocięła żyletką czy objęła, przytuliła, pocałowała, powiedziała, że i tak kochasz. No powiedz jakbyś zareagowała?
Jestem przekonana, że odniosłabyś się z miłosierdziem. A zatem podaruj sobie odrobinę tego miłosierdzia. Podaruj sobie tę odrobinę litości swojemu ciału, duszy. Ty to dzieło Boga i jakby On chciał, żeby Ciebie nie było to by Cię najzwyczajniej nie stworzył, a nie musiałabyś się ciąć - przecież to logiczne, nie?
No właśnie. Czytaj sobie tę listę codziennie. To jest plan zniszczenia Ciebie przez szatana, a może to by Twój plan zachowania siebie. Czego chcesz? Chcesz zniknąć z powierzchni ziemi czy chcesz być szczęśliwa ?
Pamiętasz ten cytat z Biblii: "..kładę dziś prze Tobą śmierć i życie...." itd.? Pamiętasz, prawda? No to wybieraj. Realizuj metodą małych kroków wobec siebie taką litość jaką byś obdarzyła osobę w podobnej sytuacji. Próbuj! Wzywaj Jezusa, bo On na pewno Ci pomoże. Jeśli tylko zechcesz. Tu chodzi o Twoje życie. Masz coś cenniejszego? Masz? Nie masz, prawda?
No to chyba wiesz co masz robić. Działaj, dziewczyno!
Warto, naprawdę. Nawet jeśli myślisz, że nie. Kiedyś się przekonasz. Nie po to Bóg Cię stworzył, żebyś teraz niszczyła Jego dzieło. Masz misję. Tak, właśnie Ty. Masz swoją misję na tej ziemi. Podejmij ją z godnością. DASZ RADĘ! Nie pozwól się zniszczyć.
Ja w Ciebie wierzę. Trzymaj się!

  Aneta, 16 lat
949
25.03.2006  
Szczęść Boze! Mam bardzo niepokojacą mnie sytuacje z którą nie umiem sobie radzić.Dotyczy ona przyjazni.Mam przyjaciółkę albo moze inaczej MIAlAM obrazila sie na mnie bo wyrazilam swoje zdanie na temat takiego chlopaka a ona go nie lubi,i jescze ma do mnie waty ze sie z nim przyjaznie.Ja nie przestane sie z nim przyjaznic bo bardzo mi zalezy na tej przyjazni jest naprawde pieknie!Wczoraj ta dziewczyna zaczela bardzo mnie obgadywac i odsuwac ode mnie inne osoby gaajac nieprawdziwe glupoty!Nie chce sie na niej odgrywac i robic to samo .Jak tak dalej pojdzie to zostane sama: (Juz niewiem co mam robic to mnie przesrasta!Prosze pomozcie!To dla mnie naprawde bardzo wazne...

* * * * *

Jeśli przyjaciółka się tak zachowuje to nie jest to prawdziwa przyjaźń. Wiesz, przychodzi mi do głowy, że jej się pewnie ten chłopak podoba i chce Cię od niego odciągnąć "obrzydzając" Ci go, a jak to nie skutkuje - wylewa swoją złość na Ciebie. Co możesz zrobić? Porozmawiać z nią otwarcie i spytać o co jej chodzi. Czy on jej się też podoba czy chodzi jej o coś innego. Niech się wypowie. A Ty powiedz, że jest Ci bardzo przykro, że tak Cię traktuje i że to niszczy Waszą przyjaźń. Może się opamięta...A jak nie - to ona daje o sobie świadectwo, niestety nie najlepsze. I choć to przykre to chyba lepiej nie mieć takiej przyjaciółki, która rani a nie wspiera...

  Ilona, 26 lat
948
24.03.2006  
Moje pytanie brzmi, jak mogę sobie pomóc: przestac sie zamartwiac, zapomniec i odzyskac utracone poczucie wartosci. Kilka lat temu poznalam kulturalnego, milego chlopaka. Zaczelismy sie spotykac. Miedzy nami pojawilo sie uczucie, powazne rozmowy. Bylo nam dobrze. Zapewnial mnie o swoim uczuciu, zreszta nie musial slowami, bo jego zachowanie swiadczylo o tym. Czulam sie bezpiecznie, dobrze, zawsze potrafilismy dojsc do kompromisu. Wszystko bylo wzorcowe, az za bardzo, do momentu, gdy poznalam jego znajomych. Nie zaakceptowali mnie. Do dzisiaj nie wiem dlaczego. Byłam za mało inteligentna, za mało dowcipna, rozmowna... Po krotkim czasie od poznania jego znajomych On tez powiedzial \"jak jestes miedzy wronami, to kraczesz, jak i one\" i rozstalismy sie. W jednym momencie stracilam Kogos, na kim mi zalezalo, darzylam uczuciem i poczucie wartosci, ktore mi odebralo brak akceptacji ze strony jego znajomych. Minelo sporo czasu, a mi dalej z tym ciezko. Nie staram sie kontaktowac z nim, ale ciagle slysze jego slowa i widze jego oczy..., oraz drwiny jego znajomych

* * * * *

Moja Droga! To okrutne co Cię spotkało i doprawdy nie wiem co o tym myśleć, bo nie chce mi się wierzyć, że ten miły, kulturalny chłopak nagle zaczął się bardziej liczyć z kolegami niż z Tobą! Czy zatem w takim razie przed Tobą cały czas grał??? Możliwe!
Współczuję Ci bardzo.
To co mogę Ci poradzić, by zapomnieć to zawiera się w odp. nr 80, 526, 653, 825 - myślę, że znajdziesz coś dla siebie. Jezus nie zostawi Cię samej - wierzę mocno, ze poznasz kogoś, dla kogo Twoja osoba będzie ważniejsza niż koledzy. I tego Ci z całego serca życzę. A może zajrzysz tutaj: [zobacz]

  Emilia, 17 lat
947
24.03.2006  
Wiem że jestem jeszcze młoda, ale podjęłam decyzję chce iść do zakonu, służyć Bogu. Moja mama mnie wysmiała, powiedziała że zwariowałam. Miałam tyle planów na przyszłość, studia, praca, mąż, dom, dzieci, ale to przekreslilam, pragne zostawic wszystko i poswiecic sie bezgranicznie Bogu, ale nie mam pojecia co moge zrobic w tym kierunku. Jak to wszystko wygląda? I czemu kobieta nie może być księdzem? Co mam zrobic zeby isc do zakonu? I czy obojetnie ile ma sie lat, czy jest jakies ograniczenie?

* * * * *

Proszę, pojedź na rekolekcje powołaniowe, tam dowiesz się wszystkiego. W internecie jest mnóstwo takich ogłoszeń, wpisz w wyszukiwarkę, na pewno znajdziesz coś dla siebie. Tam uzyskasz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Życzę Ci trafnych wyborów!

  Sylwia, 40 lat
946
24.03.2006  
Chciałabym podzielić się z kimś moją historią, chciałabym, aby ktoś przyglądajacy się jej z boku, zupełnie niezależny powiedział mi jak dalej żyć, czy droga, którą wybrałam jest właściwa. Co dalej??? Mam 20 lat stażu małżeńskiego, dwoje prawie dorosłych dzieci 18 i 16 lat. Dwa lata temu dowiedziałam się, że mąż ma w pobliskiem mieście kobietę, a z nią 3 letnie dziecko. Był to dla mnie szok. Jak mogłam tego nie widzieć???? Gdzieś w podświadomości \"coś\" mówiło mi, że nie jest wszystko w porządku, ale odsuwałam od siebie tę myśl, mówiąc, że to niemożliwe. Prawda jednak wyszła na jaw, po przyparciu małżonka do muru. Tłukłam się z myslami szmat czasu, zastanawiałam się co znaczyły słowa przysięgi małżeńskiej w dniu ślubu, nie chodzi tu nawet o zdradę , ale o fakt uczciwości małżeńskiej........ tyle lat w kłamstwie??????? jak można mieszkać z osobą tyle lat i tak naprawdę nic o niej nie wiedzieć????? Rozsądek wziął górę, a może miłość, a może przysięga na dobre i na złe, a może strach przed samotnością??????..........choć byłam wciąż sama . To ja znałam wszystkie problemy naszych dzieci, to ja biegałam do lekarzy, to ja odrabiałam z nimi lekcje, to ja chodziłam na wywiadówki. Dziś wiem, że to błąd, ale z uwagi na ciągły brak czasu męża (praca) wszystkie obowiązki przejęłam na siebie. Postanowiłam nadal z nim mieszkać, on stwierdził, że wszystko załatwi. Należało jakoś rozwiązać ten problem, ale czy dziecko można nazwać problemem??? Ono nie jest niczemu winne. Chcę zaznaczyć, że przez te lata mąż bardzo związał się z tym dzieckiem, nie wyobrażał sobie rozłąki z nim. Opiekował się nim, gdy kochanka była w pracy, nie miała ponoć z nikąd pomocy. Nie mogła liczyć na nikogo , PARADOKS miała tylko do pomocy mojego męża. Ja w tym czasie poświęcałam się rodzinie, pracowałam, kończyłam zaocznie studia ( egzaminy, praca magisterska), sprzątanie, gotowanie, zakupy,chodziłam jak robot, , miałam na oczach klapki. Po pewnym czasie stwierdziłam, że nasze dzieci mają prawo wiedzieć, że gdzieś w świecie mają przyrodnie rodzeństwo. Dowiedziały się o tym w wakacje. Następne podjęte wspólnie kroki to przyzwyczajanie dziecka kochanki do swojej rodziny. Pozwalałam, aby moje dzieci jeździły tam z mężem, aby się poznali, przyzwyczaili, ja stałam oczywiście z boku. Dziś wiem, że pozwoliłam zrobić moim dzieciom krzywdę poprzez zgode na te wizyty. Efekt był taki, że dzieciaki przeżyły to na swój sposób, pojechali z ojcem z ciekawości, a widok i słowo \"TATUŚ\" zostanie im w pamięci na całe życie. Nie mają dobrego zdania ani o tej kobiecie, ani o ojcu, ani o tym dziecku. Powstała nienawiść. Mają za złe ojcu, że nigdy nie miał dla nich czasu, poznali przecież powód. Obserwując całą sytuację, powiedziałam dość. Albo daje Ci dziecko i zabierasz je co jakiś czas, albo kończysz tę znajomość, jesli oczywiście chcesz z nami być. Efekt był następujący: pani kochnka nie pozwoliła na zabieranie dziecka przez męża, gdy zorientowała się, że mąż zostaje przy rodzinie założyła sprawę o alimenty (po 3 latach od chwili urodzenia). Sytuacja materialna tej kobiety nie jest najgorsza, ma pracę i porządne zarobki). Minęło juz 2 lata, na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda następująco: dzieci straciły szacunek do ojca, są z nimi problemy wychowawcze, ja próbuję wierzyć, że mąż jest lojalny i uczciwy wobec mnie, mąż twierdzi, że nie jeździ i nie kontaktuje się z tamtą rodziną. Wiem , że ona wciąż dzwoni i próbuje nawiązać kontakt, informuje go o problemach, o dziecku, daje je do telefonu, co rozbudza w nim tęsknotę. Pytam więc co mam dalej robić, trwac w tym \"toksycznym związku\". Chwilami zastanawiam się , czy zrobiłam źle, czy powinnam zwrócic mu wolność??? Pomóżcie........................

* * * * *

Droga Sylwio!
Nie ośmielę się dawać Ci tutaj szeregu dobrych rad, bo powaga tego problemu jest ogromna.
Nie wyrzucaj jednak sobie, że zrobiłaś coś źle - nawet jeśli tak było, to już się nie odstanie, a chciałaś dobrze. Wykazałaś się ogromną wielkodusznością zostając u boku marnotrawnego męża. (pominę tutaj próbę odpowiedzi na pytanie dlaczego nie wiedziałaś i czy mogłaś się zorientować - nie czas na takie roztrząsanie). Najważniejsze jest to co jest teraz.
Uważam, że postawiłaś mężowi rozsądne ultimatum. Dokładnie tak należało się zachować. On zostaje z Tobą i dziećmi - bo jest TWOIM mężem a ponieważ dziecko nie jest niczemu winne - kontaktuje się z nim. Na to jak to teraz wygląda wpływ może mieć tamta kobieta i Twój mąż. Uważam, że mimo wszystko powinien z tamtym dzieckiem kontakt utrzymywać i o niego zabiegać. Absolutnie nie z kobietą - ale z dzieckiem tak. Nawarzył piwa to niech je teraz wypije. Jest mężczyzną, zrobił to co zrobił i MUSI jako mężczyzna ponieść tego konsekwencje, musi ponieść ciężar decyzji i jej konsekwencje. I nie jest to żadna kara, to normalna kolej rzeczy.
Co do relacji między Waszymi dziećmi a ojcem: szczerze polecę Ci specjalistę, bo myślę, że to jest kwestia jakiejś terapii, albo chociaż porozmawiania na żywo z psychologiem, przez internet - choć bardzo bym chciała - nie mogę dawać Ci rad nie znając Ciebie i Twojej rodziny. Nie wiem skąd jesteś ale proszę zajrzyj tutaj: www.spch.pl zadzwoń, umów się na rozmowę. Uwierz, naprawdę bardzo chciałabym Ci pomóc, ale tego nie da się tak załatwić. Jedyne co mogę to modlić się w tej intencji i poprosić Cię, byś naprawdę spróbowała spotkać się ze specjalistą. To Twoje życie, Twoje małżeństwo, Twoje dzieci, Twój mąż. Tu chodzi o Wasze szczęście, Wasze relacje. Nie wiem jakie nastawienie ma Twój mąż, ale jeśli ma w sobie odrobinę dobrej woli, to bardzo Ciebie i jego proszę byście wybrali się na weekend dla małżonków z problemami. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, i tutaj: www.malzenstwo.pl
A jeśli jesteś z Warszawy lub okolic to polecam wspólnotę dla małżeństw w kryzysie.
Trzymaj się ciepło. Z Bogiem!

  Marycha, 12 lat
945
24.03.2006  
Były chłopak mojej najlepszej psiapsuły poprosił mnie o chodzenie. Ona mówi że nie ma nic przeciwko temu, ale ja się czuję głupio. Co robić?

* * * * *

Jeśli on Ci się podoba - zgodzić się.
Przecież nikomu tym nie szkodzisz, prawda? Nie musisz czuć się głupio.

  Karol, 20 lat
944
24.03.2006  
Poznałem ją na pielgrzymce do Czętochowy. Bardzo mi sie spodobała. Polubiłem ją. Potem ją pokochałem. Jestem w stanie zrobić dla niej wszystko. Czasami mam wątpliwości czy to wszystko to miłość. Widuje sie z nią raz w tygodniu. Jesteśmy szczęśliwi gdy jesteśmy razem. Bardzo tęsknimy. To jest tak prawde mówiąc pierwsze moje tak wielkie uczucie. nie wiem czy to przetrwa. Ja wiem że ją kocham, ale czy nasz związek prztrwa gdy ja pójde na studia, lub gdy i ona pójdzie na studia?np gdy będziemy w innych miastach? boje sie że ją stace, ze los tak jak nas połączył tak samo nas rozłączy. Co robić aby to co jest nie rozpadło sie. Moze znacie podobne sytuacje. Kocham ją. Czy to przettrwa?

* * * * *

Karol! Wszystko przed Wami. Nasze życie nie zależy od ślepego przypadku tylko od naszych działań, starań i chęci. Czy znamy takie sytuacje? Jasne. Teraz moja rada: zacznijcie studiować w jednym mieście. Myślę, że chyba jest to możliwe, prawda? A przez ten czas kiedy będziecie rozłączeni starajcie się tak gospodarować czasem, by widzieć się jak najczęściej. Na studiach można sobie poukładać zajęcia tak, by np. mieć jeden wolny dzień lub choć wcześniej skończyć w piątek - na ogół to jest możliwe. Tak właśnie się staraj. To będzie próba dla Was, owszem. Ale zapewniam Cię, że to JEST do utrzymania (na marginesie: udaje się to nawet sympatycznej dwójce piszących tutaj 16-latków, których dzieli 150 km, więc dlaczego miałoby Wam nie wyjść? Jesteście starsi i dojrzalsi). Gdy ja byłam na studiach mnóstwo moich koleżanek miało chłopaków w innym mieście, a teraz są w szczęśliwych małżeństwach. Tak więc jest to możliwe, ale musicie się starać i pielęgnować to co Was łączy! Pomyślcie o tych studiach w jednym mieście.
A teraz mały p.s : nie wolno Ci "zrobić wszystkiego dla dziewczyny". Oczywiście nie wiem co tu miałeś na myśli i mam nadzieję, że mówiąc "wszystko" grubo przesadziłeś. Bo wszystko można zrobić tylko dla Boga. A dziewczyna nie jest Twoim Bogiem - bo jeśli tak jest to miłość jest poważnie chora. Bo w razie jakiegoś niepowodzenia tracisz wszystko i nic nie zostaje. To tak na marginesie. Myślę, żę rozumiesz problem, więc nie będę się rozpisywać.
Trzymaj się i powodzenia!
Drugi mały p.s. Polecam Ci jako mężczyźnie lekturę odp. nr 234, 25, 50, 340 oraz "Dzikie serce" Johna Eldredge. Rozwijaj swoją męskość.

  Monika, 24 lat
943
24.03.2006  
Witam, przez pięć lat byłam z chłopcem którego bardzo kochałam,znałam jego rodzinę byliśmy zaręczeni. Wspominam ten czas bardzo dobrze, choć bywały chwile gdy płynęły mi łzy z oczu z jego powodu. Czułam że go kocham i że będzie wszystko dobrze, był dla mnie czuły, pomagał mi. Bywały chwile rozłąki (kiedy wyjeżdżał za granicę do pracy) nie osłabiło to naszego uczucia. Jeśli chodzi o chwile smutne ( o których wcześniej wspomniałam) to dotyczyły one naszej przyszłości on chciał koniecznie mieszkać ze swoją rodziną (w domu na wsi) gdzie oprócz niego mieszkało jeszcze 6 osób, dom nie był duży. Nie liczył się z moim zdaniem, przytakiwał mi a robił co innego.Wyjechaliśmy razem do pracy aby nazbierać na ślub i wspólne mieszkanie a on wydał te pieniądze (oczywiście swoją część) na spłacenie pożyczek ojca i brata, ktore zaciągnęli na zakup maszyn rolniczych. NIe rozmawiał ze mną na ten temat, okłamał mnie, obiecał że tego nie zrobi (spłacanie pożyczek miało miejsce również w ubiegłych latach) pomagał rodzicom w ten sposób przez 3 lata, prosiłam go aby pieniądze z kolejnego wyjazdu były przeznaczone na ślub, zgodził się. Rok temu coś we mnie pękło, zaczęłam mieć duże wątpliwości co do ślubu i bycia z nim (5 miesięcy po zaręczynach) rozmawiałam z nim o swoich uczuciach dawałam mu znać ze nie jest mi dobrze. Zerwałam z nim im bardziej walczyłam ze sobą aby tego nie robić tym on był dla mnie gorszy, był wulgarny, wstydziłam się go. Myslałam że to mi minie ale nie wytrzymałam i zerwałam z nim. Tamten okres bardzo cięzko wspominam, chociaż czas trochę zaleczył rany. Groził że się zabije, zaczęły się telefony, groźby od jego brta że mnie zabije. Nie chciałam jego ranić, ale on mnie bardzo ranił. Przysięgał że będzie mnie kochał i kiedy wyjdę za mąż to wtedy postara sie zapomniec o mnie...jak sie później dowiedziałam miesiąc po naszym rozstaniu zamieszkał z dziewczyną, dziewczyną swoje kuzyna w swoim rodzinnym domu. Ona po jakimś czasie zaszła w ciąże i 3 miesiące po naszym rozstaniu pobrali się. Cieszę się że nie jest sam, może jest szczęśliwy oby życzę mu tego. A ja poznałm w pracy chłopaka przez koleżankę, jest zupełnie innego pokroju człowiekiem (wykształcony) kulturalny,nie mam okazji poznać go bliżej mało czasu dla mnie poświęca bardzo dużo pracuje, ja to odbieram jak brak chęci spotykania się ze mną...ale jednak to robi już od pół roku.On był w podobnej sytuacji czyli był zaręczony ale rozstali sie. Wiem że stara się być ostrożny tak jak ja, ale przez to że tak nieczęsto się widujemy 2 razy na tydzień czuje sie bardzo samotna i brak mi poczucia bezpieczeństwa, nie wiem czy to wynika jeszcze z poprzedniego związku z tego że jednak się zawidłam bo mój poprzedni chłopak obiecywał mi że o mnie nie zapomni a tak szybko sie zaangazował w inny zwiazek ( nie absolutnie nie mam mu tego za złe - to była moja decyzja). Nie chce jego wystraszyć i naciskać mówiłam mu że mało sie widujemy on to rozumie ale tłumaczy sie pracą. Jak rozpoznać że mu na mnie zależy? Mówił, że tak.Odróznić od wygody bycia z kimś? A może on mnie traktuje jako pocieszenie...bo ja traktuje go powaznie, nie wiem jak z nim rozmawiac żeby nie myslał że mam do niego wciąż o coś pretensje...

* * * * *

Moniko! Na początku chce Ci powiedzieć, że Cię podziwiam. Wiesz, bardzo mało jest tak odważnych dziewczyn jak Ty - które potrafią odróżnić dobro od zła i dokonać słusznego wyboru. Bądź pewna, że Bóg nie zostawi Cię "na pastwę losu". Współczuję Ci bólu przez jaki musiałaś przejść, ale wiesz, że podjęłaś dobrą decyzję - na którą nie każdego - ze strachu przed samotnością - byłoby stać. Niezwykłe jest też to, że przebaczyłaś z taką miłością swojemu narzeczonemu. Masz wiele spraw poukładanych. Dlaczego o tym piszę? Bo ja autentycznie jestem pod wrażeniem Twojej odwagi i rozsądku.
A teraz co do tego związku. Na pewno oboje jesteście poranieni i ostrożni. To całkiem normalne, dziwne gdyby było inaczej. Być może on jest bardziej ostrożny od Ciebie - nie wiem co było powodem jego rozstania z narzeczoną, być może wchodzi w grę naprawdę duży ból, być może jeszcze gdzieś na dnie jego duszy tli się jakieś uczucie - to też normalne. Co nie oznacza, że nie chce spotykać się z Tobą. Trudno mi postawić jednoznaczną diagnozę co do jego zachowania - mam za mało danych. Mogę tylko domniemywać. Być może to jego zaangażowanie w pracę jest jakimś sposobem na ten ból - mężczyzna potrafi oddzielić sfery swojego życia i jeśli mocno zaangażuje się w jedną to potrafi przestać na ten czas odczuwać ból z powodu innej. Kobieta jest inaczej skonstruowana, ona nie potrafi wyłączyć myślenia o tym co ją boli. Czy on Cię traktuje poważnie ale boi się zranienia czy tylko jako pocieszenie? Tego nie wiem. Może - skoro trwa to już pół roku - on cały ten czas próbuje Cię poznać, wybadać, jak gdyby przygotowuje grunt. Ponieważ się sparzył to zanim postawi stopę na nowym chce mieć całkowitą pewność, że może to zrobić bezpiecznie. Być może to typ chłopak, który długo się "czai" a potem uznając, że już jest gotowy nagle mówi otwarcie o co mu chodzi. Być może. Ty go znasz, więc poobserwuj jaki jest w innych dziedzinach życia - czy tak właśnie działa.
Oczywiście ryzyko istnieje, że jesteś tylko kimś do ukojenia zbolałego serca. Tacy też bywają. Niestety. I dlatego doskonale rozumiem Twoje obawy.
Jedyne co możesz teraz zrobić to obserwacja jego zachowania: jak zachowuje się na spotkaniach, czy patrzy Ci w oczy (oczywiście nie chodzi tu o wgapianie się bez przerwy ale o to, czy nie unika Twojego wzroku), czy potrafi spojrzeć Ci w oczy? Jeśli nie, to nie jest w porządku i wie o tym, jeśli tak to jest szczery. Czy interesuje się Twoimi sprawami, czy pyta o nie i słucha uważnie czy mówi tylko o swoich? Jeśli pyta - jesteś dla niego ważna, jeśli tylko wyrzuca coś z siebie - jesteś "śmietnikiem emocjonalnym" i on w Twoim towarzystwie chce się tylko lepiej poczuć. Czy odprowadza Cię do domu lub choć to proponuje? To dowód jego bezinteresowności, jeśli nie - patrz punkt wcześniejszy. Czy sam proponuje spotkania? Czy autentycznie mu na nich zależy? Czy dopytuje się kiedy następnym razem jest to możliwe czy tylko mówi, że się "zdzwonicie". Nie mówię, że nigdy nie można tak powiedzieć, ale jeśli to jest nagminne to nie za dobrze. Czy ma pomysły? Dotyczące Waszych spotkań. To znaczy czy je planuje. Czy spotykacie się zawsze w tym samym miejscu i tylko rozmawiacie czy zaprasza Cię na spacer, do kina, czy jeszcze gdzieś indziej. Jeśli ma propozycje to znaczy, że myśli o Tobie, jak Tobie sprawić przyjemność, a nie tylko by się wygadać. Kto na spotkaniu mówi więcej? Czy w tygodniu, kiedy się nie widzicie pamięta o Tobie? Kontaktujecie się mailowo, przez smsy , telefonicznie? Czy jeśli wydarzy się coś szczególnie ważnego (choćby w jego pracy) dzwoni by Ci o tym powiedzieć? Czy kiedyś przyniósł Ci kwiatka, czekoladkę lub cokolwiek innego? Czy szczerze się uśmiecha na Twój widok? Czy pyta jak Ty się czujesz? Czy pyta co lubisz? Czy chętnie Ci pomaga gdy go poprosisz?
Widzisz, być może te pytania wydają się śmieszne ,ale nie są. I nie jest to test dla nastolatków.
Zachowanie zdradza zamiary, a człowiek nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. I zmierzam do tego, byś odpowiadając sobie na te pytania zorientowała się czy on interesuje się Twoimi sprawami tj. czy chce uczestniczyć w Twoim życiu czy właśnie spotyka się z Tobą dla wygody traktując Cię - jak to nieładnie nazwałam wcześniej - jak "śmietnik emocjonalny" - kogoś do wyrzucenia negatywnych, nagromadzonych emocji. Bo to nie chodzi o to, byś Ty czy on lepiej się poczuła po tym spotkaniu w sensie: "och, ale mi ulżyło" tylko byście mieli chęć robienia czegoś wspólnie. Bo przecież nie spotykamy się dla samego spotykania, tylko dlatego, że chcemy razem coś robić, przeżywać, odczuwać. Że chcemy dla siebie nawzajem dobra.
I na koniec: dwa razy w tygodniu to nie jest mało na początek. Naprawdę. Zdziwiłam się, że tak uważasz. No, ale oczywiście to jest subiektywne odczucie.
A teraz Moniko obserwuj. No i oczywiście powierzaj tę sprawę Bogu. Módl się o rozeznanie. Autentycznie, w tej intencji mów albo różaniec albo jakąś litanię np. do św. Józefa.
Życzę Ci słusznych wyborów. Z Bogiem.

  Daisy, 17 lat
942
23.03.2006  
Mam takie pytanie: czy jest możliwość pokochania chłopaka (nie zakochania się w nim, tylko pokochania) jeśli się go nie zna osobiście, tylko (i wyłącznie) z widzenia (tylko w szkole)???

* * * * *

No takiej możliwości to nie ma, chyba, że chcesz pokochać nie samego chłopaka, tylko swoje wyobrażenia o nim. Wtedy owszem (porównaj odp. nr 441, 868). Natomiast jeśli chcesz pokochać nie wyobrażenia a chłopaka żywego, takiego jakim on jest to musisz go poznać. Wtedy zobaczysz jaki jest naprawdę, czy Ci odpowiada i czy warto. Inaczej prosta droga do nieszczęśliwej, nieodwzajemnionej miłości.

  Nana, 17 lat
941
23.03.2006  
Pod nr 874 kryja się moje wyznania. Zanim przeczytałam pani odpowiedź postanowiłam jakos nawiazac kontakt z tamtym chlopakiem, no i zaczęlo sie, pisaliśmy smsy przez 4 dni, byloby super ale...pojawila sie ona, moja rowiesniczka z innej klasy. Spedzali ze soba coraz wiecej czasu, najpierw chwilka na przerwie a teraz cale przerwy razem. Mysle ze juz ze soba chodzą i boli mnie to bo poznałam go troche i to naprawde cudowny chlopak, a ona? Lepiej nie mowic. Patrzy na wszystkich z gory i jest snobistyczna, nie miła. A przy nim udaje słodką szatyneczkę która stroic sie zaczela jak z katalogu. Nie bede zaprzeczac ze bylam zazdrosna, ale juz mi przeszlo, bo skoro tak wlasnie chcial Bóg to niech tak bedzie, ja nic na to nie poradze. Jest mi przykro. Nic mi sie nie chce. Ja nie rozumiem czemu nie mam u niego szans, mam duzo znajomych, jestem otwarta i latwo nawiązuje znajomosci, mam duzo kolegow, ale kazdy postrzega mnie jak kumpelkę i ma dziewczynę. Nie jestem chłopczycą i nigdy nie bylam, ubieram sie ładnie jak stuprocentowa dziewczyna, buty na obcasach, spodniczki. Wiec co moze byc ze mna nie tak? Chyba nikt nie widzi we mnie kobiety:( Nieraz choc wiem ze tak nie mozna, zazdroszcze parom ktore sie przytulaja na przerwach, jestem wrecz zla ze ja nigdy nie bylam taka szczesliwa... Co mam zrobic? Jak mam stac sie kobietą? Albo atrakcyjną kobieta, a zarazem skromna dziewczyną? A może ja nie mam w sobie atrakcyjności? A jesli nigdy nikomu sie nie spodobam? Jesli zostane starą panna? Ja nie potrafię zyc w samotnosci. Marzy mi sie dom, z kochającym mężem i trójką dzieci.

* * * * *

JESTEŚ KOBIETĄ.
NIC Z TOBĄ NIE JEST NIE TAK.
Po prostu.
Gratuluję odwagi, dobrze, że spróbowałaś. Przykro mi, że nie wyszło. Dlaczego jesteś sama? Dlaczego to nie ten? Widocznie tak będzie lepiej - do tego sama już doszłaś. Ten, który będzie tym właściwym będzie chciał właśnie Ciebie, taką jaka jesteś, a nie słodką szatyneczkę z katalogu. A skoro on taką woli to - jak to się mówi - "o gustach się nie dyskutuje" - ale też "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz" - jego życie, jego wybór, jego problem, jego owoce tej decyzji. Ok. Ty czekasz na innego, który czym innym się będzie kierował.
Mówisz, że zazdrościsz przytulającym się na przerwach parom. Hmm....wiesz, uświadomiło mi to, że teraz faktycznie nastolatki mają trudniej, skoro takie rzeczy dzieją się na przerwach. Gdy ja chodziłam do szkoły tego problemu nie było (po prostu taka parka wyleciałaby ze szkoły), więc później odczuwaliśmy brak tej drugiej osoby. Ale odczuwaliśmy. Ja tak płakałam do 26. roku życia, że nikogo nie mam. W wieku 25 lat zaczęłam myśleć, że zostanę starą panną, a przecież...wcale tego nie chcę! Doskonale więc Cię rozumiem. Ale tak się nie stało. Bóg wie w czym nasze szczęście i nie daje nam zginąć. I Tobie też nie da.
Skąd wiem? Wiem to po sobie i wiem to dlatego, że Jezus nam to obiecał. Mówił: "proście a otrzymacie". No jasne, ja wiem, że nie każdy kto prosi właśnie to otrzymuje. To też wiem po sobie. I też często nie rozumiem. Wierzę jednak, że widocznie tak jest lepiej. Choć nie rozumiem, ale wierzę, choć to tak boli i tak trudno to przyjąć. Dlatego Tobie też mogę poradzić to co zastosowałam u siebie: modlitwę w tej intencji. Możesz np. zajrzeć tutaj: [zobacz]
Ale mam jeszcze jedną propozycję, możliwość, której ja nie miałam w Twoim wieku. Może spróbujesz wpisać się tutaj: [zobacz] Mamy już kilka małżeństw, o parach i sympatiach nawet nie wspominam. Bo modlitwa + działanie to najskuteczniejsza droga do realizacji marzeń. Których spełnienia z całego serca Ci życzę. Trzymaj się!

  anka, 24 lat
940
23.03.2006  
Przyjaznie sie juz od 1,5 roku z zakonnikiem, ktorego poznalam na duszpasterstwie akademickim. Jak sie okazało mamy wiele wspólnych zainteresowan. W szczegolnosci gory i wspinaczka. Od pazdziernika praktycznie co tydzien wychodzilismy (czasem sami czasem ze znajomimi) sie wspinac na sztucznoa scianke. Piszemy do siebie maile, czasem chodzilismy sobie poprostu pogadac do kafejki. Uwielbiam z nim przebywac, uwielbiam z nim rozmawiac. Niedawno powiedzial mi ze sie we mnie zakochał...zamurowalo mnie, niewiedzialm co powiedziec... Jest miedzy nami roznica 6 lat, we wrzesniu ma przyjac sluby wieczyste. Chciał byc wobec mnie szczery i dlatego mi to powiedzial.Powiedzial,ze nie oczekuje odemnie wzajemnosci. Powiedzial mi to by wyjasnic sytuacje.Ja odpowiedzialam mu, że nie patrzylam na niego jako \"zwyklego chłpaka\" , miał sutanne i to mnie blokowało, zeby tam popatrzec na niego jak na normalnego faceta. I tak rzeczywiscie bylo na poczatku. Ale czasami mialm \"przebłyski\", ze takiego męża tobym chciala mieć. Bo kiedy pomagal mi w trudnych chwilach ( zwiazanych ze studiami, praca czy rodzina), kiedy tłumaczył mi to wszystko w taki super sposób, to po mojej głowie czasem przelecial mysl ze takiego meza chcialbym miec, takiego z ktorym bym mogla pogadac o wszystkim, ktory byby blisko Boga, z ktorym bym mogla stworzyc świety zwiazek, taki czysty i prawdziwy. Człowiek z pasjami i niezwylke wartośćiowy. (Moi poprzedni partnerzy byli zwykle daleko od Boga. A ja chce stworzyc \"zdrowy \" zwiazek. Szukam prwdziwej miłosci.Dlatego poprostu sie z nimi po pewnym czasie rozchodziłam) Wiem ze mu teraz strasznie tudno.Modle sie codziennie za niego. Za nas bysmy dobrze wybrali.Nie chce mu przeszkadzac w powołaniu. On juz przeciez wybral droge. Ja to juz sam nie wiem a moze ja tez go kocham? Modle sie byśmy wybrali i żyli madrością ktorą obdarował nas Pan. Nie chce odbierac Ci go Panie! Ale w tej sytuacji to ja naprawde nie wiem co zrobic? Pomożcie.

* * * * *

Aniu! Postawę masz słuszną: nie chcesz mu przeszkadzać w realizacji powołania. Myślę jednak, że byliście nieostrożni oboje: Ty przebywając z nim tak często i on - narażając się na częste towarzystwo pięknej dziewczyny (swoja drogą dziwię się jak zakonnik przed ślubami ma tyle czasu i swobody w zgromadzeniu by realizować swoje hobby, no ale to w sumie nie moja sprawa). Co teraz?
Teraz jest to dla niego bardzo ciężka próba. Chyba najtrudniejsza w życiu. I dlatego potrzebuje teraz bardzo dużo spokoju, czasu i rozmyślań. To, co Ty możesz dla niego zrobić to ofiarować mu ten czas i ten spokój. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko - przynajmniej na czas decyzji - koniec tych wypadów wspinaczkowych z nim. I nieważne czy sami czy w towarzystwie innych. On ma Cię nie widzieć i raczej też nie słyszeć. Nie chodzi o całkowite zerwanie kontaktu ale o jego rozluźnienie tak dalece jak tylko można. Żeby on - nie widząc się z Tobą - mógł decyzję podjąć w wolności. W wolności także od Ciebie. Rozumiesz mnie?
Przed ważnymi decyzjami i wydarzeniami wychodzi się na pustynię. Tak jak to zrobił Jezus, Jan Chrzciciel, prorocy. Na pustyni bowiem nie ma nic co rozprasza, co zwraca uwagę, co wiąże. Tam jest czas i przestrzeń tylko dla Boga. I tam w całkowitej wolności człowiek zaczyna słyszeć głos Boga w sobie i zaczyna dostrzegać co jest najważniejsze. On teraz potrzebuje takiej pustyni.
Rozumiem, że Ty też czujesz i że będzie Ci ciężko to wytrzymać. To jasne. Ale sama piszesz, że nie chcesz go Bogu zabierać (i słusznie, bo przecież Bogu nic nie można zabrać, on jest Panem wszystkiego). Módl się, bądź silna i ofiaruj to cierpienie Bogu. On wie co dla Was jest najlepsze i jeśli będziecie chcieli wypełnić Jego wolę - nie pozwoli Wam się pomylić.
Życzę Wam obojgu dużo siły i mądrości i wyborów słusznych a nie wygodnych, bo tylko takie mają wartość w życiu. Z Bogiem!

  Łukasz, 17 lat
939
23.03.2006  
Mam problem z powołaniem... Uczę się w klasie o profilu biologiczno chemicznym i to mnie bardzo interesuje (głównie chemia). Ale coś to co bardziej lubię (kocham) jest Kościół, Bóg i ludzie. Zastanawiam się nad wstąpieniem do Seminarium, ale nie wiem, czy taka rozbierzność zainteresowań jest dobra?! Czy to by w jakiś sposób konfliktowało ze sobą, gdybym był i księdzem i chemikiem? Bo nie chcę rezygnować ani z jednego, ani z drugiego. Choć jeśli miałbym wybierać, to wybrał bym służbę Panu... Na dodatek mój najlepszy Przyjaciel też się zastanawia nad wybraniem tej drogi życia. Ale też ma wątpliwości. Wiem, że to zależy od Woli Boga i od Jego \"Planu Zbawienia\", lecz nie chciałbym przypadkiem się Mu sprzeciwić. Boję się, że mogę wybrać tą \"złą drogę\". Absolutnie nie wiem co robić. Rodzice nie chcą mnie namawiać ani do jednego, ani do drugiego, bo jak powiedzieli: \"nie zniechęcajcie go, to samo do niego przyjdzie\". Chcę też o tym porozmawiać z moim księdzem proboszczem, ale nie mogę się przemóc. Gdy kiedyś na Mszy Św. modliłem się o rozeznanie powołanie i o znak usłyszałem podczas Liturgii Słowa słowa z Księgi Izajasza (Iz 42, 6) i wtedy doznałem szoku. Ale wraz z upływem czasu ta myśli oddalała się ode mnie coraz bardziej. Wiem, że pozostała mi tylko modlitwa. Ale gdy już się zdecyduję, nadal nie daje mi spokoju pewna obawa. Boję się, że utracę kontakt z Przyjaciółmi i jak o tym myślę to jest mi coraz bardziej ciężko. Jestem na rozstaju dróg, teraz bardziej niż kiedykolwiek. Proszę o radę, bo ja naprawdę nie wiem jak mam postąpić... Z góry dziękuję.

* * * * *

Łukasz!
A może pojechałbyś na rekolekcje powołaniowe? Tam spotkasz ludzi o podobnych rozterkach i duchownych, którzy Wam doradzą, pokażą itp. Rozumiem, że trudno Ci rozmawiać o tym z księdzem proboszczem. Dlatego może lepiej powierzyć tę sprawę "specjalistom"? W internecie jest bardzo dużo informacji o takich rekolekcjach.
A co do tego czy mógłbyś być i chemikiem i duchownym. Nie bardzo się orientuję jak to jest, ale myślę, że nie jest to niemożliwe, tyle, że pewnie łączyłoby się z wcześniejszym skończeniem studiów chemicznych. Może zatem porozglądałbyś się za takim zgromadzeniem, które w swoim założeniu ma czynne działanie np. w zakresie lecznictwa? Tam chemik mógłby się przydać. Może w ten sposób mógłbyś się realizować?
Porozglądaj się za tymi rekolekcjami. Życzę Ci owocnego rozeznania i realizacji swojego powołania!

  dziwnie zakochana, 24 lat
938
23.03.2006  
hej!mam problem!Mam 24 lata i zakochalam sie w ksiedzu, teraz obecnie go w parafii nie ma bo jest na innej ale bardzo mi go brakuje, pomogl mi wiele za co jestem mu bardzo wdzieczna, nie jest to latwe uczucie, on o tym nic nie wie ze kocham go ze sie w nim zakochalam, a jaa sie z tym mecze, on jest dla mnie wiecej niz tylko ksiedzem, i wiem ze gdybym mu powiedziala o swoim uczcuiu byloby mi latwej jednak wiem zebym go skrzywdzila w ten sposob

* * * * *

No i masz rację, na pewno byś go skrzywdziła. Współczuję Ci tego uczucia, domyślam się, że jest Ci ciężko. Musisz potraktować sprawę tak jakby to był żonaty mężczyzna z trójką dzieci i było jasne, że powinnaś się "odkochać". A to, że go teraz nie ma w Twojej parafii - to dla Ciebie prezent od Boga, by było Ci łatwiej. Proszę przeczytaj jak sobie radzić z tym uczuciem w odp. nr 11, 183, 524 oraz co zrobić, żeby zapomnieć w odp. nr 80, 526, 653, 825.

  Kasia, 18 lat
937
22.03.2006  
Witam, juz kiedyś pisałam (179) niestety od tamtego czasu niewiele się zmieniło, a przynajmniej nie na lepsze:( z osobą, o której pisałamm, że właśnie z nią jestem, że wydaje mi się, że to jest to -już z nim nie jestem -między innnymi przez to, że nie umiałam sobie poradzić ze sobą:( ostatnio Adam (ten nauczyciel) znowu sie do mnie odezwał... nie wiem, pewnie on sobie nie zdaje sprawy z tego, jak ja sie czuje...:( ale ja sobie nie umiem z tym poradzic, mineło tyle czasu, a on ciągle jest w moim serduszku... wiem, ze on nie jest dla mnie, ze nigdy bym z nim nie byla i chyba nawet tak na zdrowy rozum to bym nie chciala, ale ja nie umiem o nim zapomniec... i to wszystko bardzo mnie boli, tak w srodku:( ciężko mi:(...

* * * * *

No to chyba czas na uporanie się z problemem na dobre. Napisz do niego (najlepiej list lub maila, bo sms to trochę za krótko) pytając wprost o co mu chodzi? Dlaczego zachowuje się tak jak zachowuje i jak masz interpretować jego wcześniejsze wyznania. Powiedz, że czujesz się z tym źle, że nie wiesz jak masz to odbierać i że masz wrażenie, że nie traktuje Cię poważnie. I poczekaj na odpowiedź. Jak się nie odezwie wszystko będzie jasne. A jak się odezwie i nie będziesz wiedziała jak to rozumieć napisz znowu. Odwagi! Nie pozwól się krzywdzić!

  ona, 20 lat
936
22.03.2006  
Dlaczego mieszkanie ze soba przed slubem jest grzechem?zakładajac ze osoby ktore chca zamieszkac razem chca zachować czystosc az do slubu??

* * * * *

W tej mierze polecam znakomitą audycję ks. Piotra Pawlukiewicza o mieszkaniu przed ślubem.

  Malwina, 15 lat
935
22.03.2006  
W mojej szkole jest pewien chłopak, który mi sie podoba. On prawie codziennie mówi mi \"dzień dobry\" z takim miłym usmiechem i błyskiem w oku (zadne czesć i nie mówi ani nie pyta o nic). A później... nic! Ani nawet na mnie nie popatrzy, chociaż zalezy troche od dnia. Czasami sie usmiechnie, gdzieś po południu powie \"do widzenia\". Ja mu oczywiście odpowiadam, usmiecham się, patrze na niego ale nic! Mam jego numer na komórkę, ale jak teraz puszcze mu sygnałka, to bedzie już \"podejrzane\". A ja własnie nie wiem co on mysli, bo mój numer mógłby mieć bez żadnego problemu itd, więc moze to tylko zabawa i jego to wszystko nie obchodzi. Nie wiem co mam o tym mysleć, czy próbowac zagadać i o co, no i co robić? Prosze o podpowiedź, bo ja sie już porządnie sparzyłam jeśli chodzi o kogos innego i nie chce bardzo wychodzić z inicjatywą, bo to sie raczej dobrze nie kończy ale chciałabym wiedzieć na czym stoję, zeby to było takie \"przypadkowe\" i żeby w razie czego on sie nie domyslił i mozna sie było wycofać. Nie chcę sie osmieszyć, bo może on sie tylko tak wygłupia, chociaż dostrzegam jakieś błyski w jego oczach. Co robić z tym wszystkim???

* * * * *

Czekać! Być może to bardzo oryginalny sposób zainteresowania Ciebie jego osobą. Pierwsze słyszę bowiem, żeby 15-latek mówił "dzień dobry" rówieśniczce - nie powiem, bardzo miłe. Nie piszesz ile to trwa. Jeśli rzeczywiście on może zdobyć Twój numer telefonu bez problemu to nie powinnaś Ty wychodzić z inicjatywą. A może już go ma i czeka na stosowną okazję? Odpowiadaj mu z uśmiechem i bądź trochę tajemnicza. Myślę, że chłopak wie czego chce i ma jakiś plan, a zatem pozwól mu go zrealizować. Powodzenia!

  Jurek, 21 lat
934
21.03.2006  
Renata to moja druga dziewczyna i mam nadzieje ze ostatnia. Ja jestem jej drugim chlopakiem. Jestesmy ze soba dopiero troche ponad pol roku, a juz jestem prawie pewny ze to ta osoba z ktora chce spedzic reszte mojego zycia. Oboje jestesmy wierzacy. Ja naleze od 6 lat do neokatechumenatu, a ona od paru miesiecy. Jednak przesladuje mnie jedna rzecz, ale zacznijmy od poczatku. Poznalismy sie jeszcze w podstawowce, w 5 klasie. Juz wtedy zwrocila moja uwage. Pod koniec 8 klasy chcialem nawiazac blizszy kontakt, lecz niestety zostalem odrzucony. Probe ponownie podjelem w 1 liceum i znow to samo. Przez kolejne lata liceum urwal mi sie z nia kontakt a mnie zainteresowaly inne dziewczyny, ale takze nic z niczego nie wychodzilo. Od wakacji pomiedzy 3/4 klasa kontakt zaczal sie odradzac, ale byl bardzo sporadyczny. Odezwala sie bowiem jak bylem na poczatku wyjazdu do Austrii. Po powrocie troche sie po spotykalismy, lecz jak dowiedzialem sie ze ma chlopaka to przestalem sie kontaktowac. Ponownie kontakt odnowil nam sie w czerwcu zeszlego roku. Przez przypadek sie spotkalismy w kosciele. Spotkalismy sie pare razy, ja ja zaprosilem na impreze, a przez reszte wakacji utrzymywalismy kontakt smsowy. 2 wrzesnia, po moim powrocie z Kolonii sie zeszlismy i zaczelismy spotykac regularnie. Zaczelismy rozmawiac, zwierzac sie sobie. O jej chlopaku nie chcialem za duzo rozmawiac. Jednak temat powracal i dowiedzialem sie ze byli ze soba prawie rok. Wiem tez ze byla przez niego traktowana niezbyt dobrze. Swiadczy o tym np. fakt w jaki sposob sie rozeszli. Pewnego wieczoru zadzwonil do niej telefon, w ktorym odezwala sie jakas panienka. Po krotkiej rozmowie stwierdzila ze jest nowa dziewczyna Rafala, i tak sie to skonczylo. Dla mnie jest wazna czystosc dziewczyny, dlatego tez zaczelem naciskac i na ten temat. Zawsze ucinala szybko mowiac ze jest dziewica i tyle. Po pewnym czasie przyznala sie ze doznala z nim orgazmu; uprawiali petting. Mnie to zbilo... nie moge sie od tego czasu pozbierac... Jak powinnem do tego dalej podejsc? Sami zreszta teraz mamy problemy z czystoscia, ale nie posunelismy sie az tak daleko (i niech Bog chroni bysmy sie nie posuneli). Dla mnie przezywanie orgazmu z druga osoba to jak seks, wiec nie jest juz do konca dziewica... Nie moge o tym zapomniec, choc bardzo bym chcial... Kocham ja bardzo, ale mnie to meczy. Ja sam nie zylem w czystosci (mialem problemy z onanizmem). Jak mam teraz postepowac, zeby jesli za kilka lat sie zdecydujemy ns slub, to nasze malzenstwo bylo zdrowe. Bo boje sie ze takie przezyca oraz to ze ja o tym wiem, moze w przyszlosci zawazyc na naszym zwiazku. Kocham ja i nie mam zamiaru zostawic nawet po tym czego sie dowiedzialem, ale nie wiem jak powinnem sie zachowac... Jak sobie poradzic z tym problemem. Modle sie by Bog dal mi laske przebaczenia i zapomnienia. Prosze o odpowiedz.

* * * * *

Najważniejsza rzeczą jest to czy ona - ale i Ty również, skoro piszesz, że miałeś problemy z czystością zerwaliście z tamtym, żałowaliście za to i postanawiacie więcej tego nie czynić. Jeśli tak - Bóg Wam przebaczył i Wy wybaczcie sobie nawzajem. Rozumiem, że Ciebie to boli - oczywiście, to świadczy, że zależy Ci na czystości, że ma ona dla Ciebie wartość. Ale czystość to nie samo co dziewictwo ale przede wszystkim czystość duszy: intencji, pragnień, zachowań, słów, myśli...I ile to fizyczne jest nie do odzyskania to czystość duszy można odzyskiwać ciągle. Polecam np. ten artykuł: [zobacz] To czy Wasza przeszłość zaważy na Waszych relacjach małżeńskich zależy w znacznej części od Was, właśnie od Waszego wzajemnego wybaczenia. Podkreślam to, bo to najistotniejsze. Dlaczego? Proszę przeczytaj odp. nr 616 oraz - ku przestrodze - jak się dzieje w małżeństwie jeśli chłopak nie wybaczy dziewczynie, że nie jest dziewicą: odp. nr 434.
A ja ze swojej strony życzę Wam wielu narzeczeńskich i małżeńskich radości, umiejętności wybaczania sobie na wzór Jezusa i pięknej, czystej miłości. Szczęść Wam Boże!

  Asiaa, 15 lat
933
21.03.2006  
Sama nie wiem co się ze mna ostatnio dzieje.. Ostatnio poznałam pare fajnych chlopakow..i tu sie zaczyna moj problem :/ Z Łukaszem kiedys mialam super kontakt..no ale niestety teraz to sie urwalo.. Dawid jest fajny i wogole ale nie dla mnie. Nie pasujemy do siebie. Potem Jarek.. On jest cudowny. Lubimy spedzac ze soba czas. Dobrze sie dogadujemy i wogole jest super, ale ostatnio pojawil sie jeszcze Tomek- brat mojej kolezanki. Kiedy pierwszy raz do mnie podszedl to cos w mnie zaiskrzylo. Poczulam mocniejsze bicie serca. Teraz czesto rozmawiamy na gg i realnie. Z Jarkiem tez mam dobry kontakt ale jego chyba traktuje bardziej jak kolege..a on.. No wlasnie.. on chyba chce czegos wiecej. i przyznam sie ze kiedys tez chcialam zeby z tego cos wyszlo..a teraz jest jeszcze Tomek!! Ja juz nie wiem co mam myslec..co robic!! Prosze pomozcie mi!! :(

* * * * *

Co robić? Traktować wszystkich jak dobrych kolegów a nie zastanawiać się z którym z nich powinnaś być. Bo wcale nie musisz być z żadnym z nich, być może "dla Ciebie" jest jeszcze ktoś zupełnie inny? Jeśli nie jesteś pewna to nie dawaj żadnemu z nich powodów, by pomyśleli sobie "coś więcej". A jeśli zakochasz się w którymś z nich naprawdę ( lub w jeszcze kimś innym) to już nie będziesz miała takich dylematów, bo będziesz chciała być tylko z tym jednym. Trafnych decyzji!

  magda, 22 lat
932
21.03.2006  
chciałabym podziękować pani za rady które od pani otrzymałam odnośnie mojej sytuacji( pyt. 469 i 607). Udało mi się zwalczyc to uczucie i dogadałam sie z ta dziewczyną o której pani pisałam. Jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam

* * * * *

Bardzo się cieszę :)

  Paweł , 23 lat
931
Paweł , 23 lat  
50,220,256,336, 566, 691,793, 891) Witam ponownie na wstępie dziękuje za odpowiedź masz racje za dużo myśle o tamtym związku chyba więcej niż ona poza tym już dziś wiem , ze na pewno jestem dla niej ważny i nie porównuje mnie z tamtym chłopakiem . A dzięki temu , że ona w nim była wiem np. , że dobrze poradzi sobie wstrzeżeniu naszej czystości , gdyż skoro tamtem związek był czysty , to i mi pomoże ją zachować , gdyż sam jedtem dość słaby i bez odważnie i zdecydownie mówiącej nie dziewczyny poszedł bym za daleko . Po drugie wiem , że nie rzuci mnie z byle powodu ( ona nikogo nie rzuciła , to tamtem chłopak ją zostawił ) . Sam jestem przewodnikiem i nie wyobrazam sobie inaczej choć zawsze liczę się z jej zdaniem . Mam trzy pytanie Po pierwsze kiedy już coś jest \"na siłe\" , a kiedy nie . Wiadomo , że nigdy nie spotkamy osoby odpowiadającej mam 100% i szukając takiej na pewno jej nie znajdziemy . Wiadomo , że głupotą byłoby nie wiązać się z dziewczyną bo np; miała chłopaka , jest blondynką czy nie przychodzi na spotkania w spódniczce . Głupotą byłoby związać się z kimś kto mnie nie szanuje lub domaga się seksu . Ale nie zawsze sytuacja jest tak klarowna i bycie z kimś często wymaga wysiłku , kiedy więc jest to jeszcze normalny wysiłek związany z tym , że nikt nie jest doskonały , a kiedy już związek na siłe. Po dugie to dotyczy z Twoich odpowiedzi domyśliłem się ,że do 26 roku życia byłaś sama i , że Twój pierwszy chłopak był niewierzący dlatego się z nim rozstałaś kilka miesięcy poźniej poznałaś swojego męża . Pisesz w którymś pytaniu, że jesteś wdzięczna Bogu , że niepozwolił Ci chodzić z nikim wsześniej czemu Twój mąż i tak nie był pierwszym chłopakiem . Nie ważne czy był 2 czy 10 miłość i tak rozmieniłaś . Czekałaś tak długo i po co . Nie miałaś na studiach czy w liceum kogoś kto by Cię przytulił , pocieszył poszedł z Tobą na imprezę a Twój mąż i tak nie jest pierwszy i tak poznałaś smak rozstania . Wieć co ci dała długa samotność nic zupełnie nic tylko \"tortury\" z braku czułości i bliskości. Wiem jedno jeśli moja pierwsza dziewczyna będzie moją żoną to długa samotność miała sens jeśli natomiast nie coż mi ona da miłość i tak rozmienię i tak poznam ból rozstania , a tych wszystkich chwil w których tak bardzo brakowało mi bliskiej osóbki nikt mi nie wróci . I nie pisz mi , że do czas dany na co wszystko co robiłem sam mogę robić i związku , a czułości która zajmuje u mojej chierarchi 4 miejsce ( po zbawieniu , karierze naukowej i szczęśliwej rodzinie ) nikt mi nie odda . Po trzecie co bardziej boli samotność pierwotna czy po związku osobiście uważam , że pierwotna , po związku jest łatwiej nie ma już tej ciekawości , wiadomo , że są chwile trudności i że to nie jest coś tak wielkiego jak wydawało się gdy tego wtedy gdy czekało się na to. Więc na pewno po związku łatwiej niż przed pierwszym .

* * * * *

Widzisz, jak kogoś poznajemy to skąd mamy wiedzieć czy to jest ta właściwa osoba? Nie wiemy. Zawsze nam się wydaje, że tak. Poznajemy się i dopiero po jakimś czasie się okazuje czy tak jest czy nie. Ja również wiążąc się z kimś nie przypuszczałam, że będę się musiała z nim rozstać (na marginesie - mój chłopak nie był niewierzący, rozstaliśmy się z innego powodu). Jakby tak było to bym wcale nie zaczynała z nim chodzić. W tym sensie można powiedzieć, że swoją miłość "rozmieniałam" ale nie robiłam tego celowo tzn. nie byłam z nim po to aby być, aby mieć chłopaka tylko byłam nim poważnie zainteresowana. Rozmienianie zaś kojarzy mi się właśnie z byciem dla bycia. Co mi dała długa samotność? Do końca nie wiem (bo tylko Bóg wie takie rzeczy) i zgadzam się, że cierpiałam, natomiast na pewno nie było to na darmo - chociażby miałam czas na sprecyzowanie oczekiwań i dojrzewanie do decyzji o małżeństwie jako swojej drodze. Rozstanie też paradoksalnie ale uważam za błogosławieństwo (choć wtedy tak nie myślałam), bo dzięki temu mogę lepiej zrozumieć ludzi w takiej sytuacji (choćby Was tutaj) i coś im poradzić. I chyba tu się z Tobą zgadzam, że bardziej boli samotność pierwotna niż po związku. Ta po związku daje przynajmniej doświadczenie, bolesne - ale pomaga unikać pewnych sytuacji na przyszłość.
A teraz co do pierwszej części Twojego pytania.
Na siłę - według mnie, zastrzegam - jest wtedy gdy czujesz, że się zmuszasz, żeby: iść na spotkanie, zaprosić ją gdzieś, pogadać. Jeśli ona Ci tak naprawdę nie odpowiada, ale Ty bardzo chcesz mieć dziewczynę i w imię tego zmuszasz się do tego wysiłku.
Natomiast praca nad związkiem, dążenie do doskonalenia miłości jest czymś innym. To wtedy gdy cieszysz się na spotkanie, liczysz godziny, z radością obierasz sms-y, jesteś szczęśliwy, że ona odwzajemnia uczucie. A że to wymaga wysiłku to oczywiste - nic nie robi się samo.
Tak więc "na siłę" - dotyczy osoby, a "wysiłek" - dotyczy relacji - ich jakości, działań, własnych zachowań i pragnień. To drugie jest konieczne, to pierwsze - nie ma sensu.

  Karolina, 30 lat
930
20.03.2006  
Moja sytuacja jest bardzo podobna do problemu Kasi (odp.400) Często powracam do tego i na chwilę lżej mi się na duszy robi...chodzi o problem nieakceptacji chłopaka przez rodziców. Jestem jedynaczką,(i tu chyba tkwi problem) moja mama panicznie boi się mnie utracić, a ja ...mam wyrzuty sumienia...Dochodzą do tego problemy związane z moim ewentualnym wyjazdem za granicę(mój chłopak jest obcokrajowcem i ze względu na jego pracę musiałabym przeprowadzić się do niego),problemy rasowe.(moja mama się go wstydzi przed ludżmi,njagorsze są jednak epitety typu\"ludzie powiedzą ze nikogo innego lepszego nie byłas w stanie sobie znależć\").To bardzo boli.Boi się ze zostanie sama.A co z moim życiem? Spójrz ile mam lat...Ciągle , gdy robię coś wbrew Jej woli czuję się jak wyrodna córka...czuję że nie mam prawa...Czasami naprawdę żałuję żę żyję...Podjęłam już dawno terapię na chwilę było lepiej, ale potem po rozmowach( a właściwie kłótniach z Mamą jest to samo...) Jeżeli się poddam, stracę szacunek do samej siebie.

* * * * *

Karolino, właśnie, masz 30 lat. A przykazanie "Czcij ojca swego i matkę swoją" nie oznacza: wykonuj wszystkie ich polecenia do końca życia, tylko: szanuj ich, wspieraj, zajmij się nimi na starość. Ale broń Boże nie chodzi tu o bezwzględne posłuszeństwo i rezygnację ze swoich marzeń w wieku 30 lat. To prawda, czasem coś robimy wbrew woli rodzicom. I to jest konieczne. Bo dzieci nie są własnością rodziców. Oczywiście, fakt, że jesteś jedynaczką i że być może Twoja matka zostanie sama nakłada na Ciebie nieco większe obowiązki np. może będzie trzeba byś ją na starość wzięła do siebie, byś częściej do niej dzwoniła i interesowała się jej sprawami. Ale nie pozwól by ona decydowała o biegu Twojego życia. Napiszę Ci o pewnej dziewczynie. Być może już tu o niej pisałam. Otóż, ona - wprawdzie nie jedynaczka, ale starsza siostra już miała rodzinę - też była tak podporządkowana matce. Wydawałoby się zrozumiałe - były w zasadzie tylko obie, Monika dużo się uczyła, studia, aplikacja, szukanie pracy. Po studiach wróciła do swojego rodzinnego, malutkiego miasteczka, choć rówieśnicy namawiali ją na wyjazd lub chociaż pozostanie tam gdzie studiowała - nawet z pracą byłoby jej łatwiej, bo w swoim miasteczku mimo bardzo dobrego wykształcenia szukała jej rok, a jak już znalazła to za bardzo małe pieniądze. Za bardzo nawet nie mogła się utrzymać, no ale mieszkała z mamą, mama miała emeryturę i jakoś funkcjonowały. Monika nigdy nie miała chłopaka - na początku jej to nie przeszkadzało, bo czas poświęcała nauce, ale z czasem zaczęło doskwierać. Przez kilka lat wypłakiwała nam się w słuchawkę, a my mówiłyśmy: przyjedź do nas, wyjedź, tam nie masz jak kogoś poznać. Nie miała nawet dostępu do internetu. Matka zachorowała na raka. Uwaga Moniki nie była już skupiona na niczym innym. Matka zmarła. I zaczęła się rozpacz. Oczywiście rozpacz zrozumiała po stracie matki. Był tylko jeden problem: matka była całym światem Moniki. Po jej odejściu ten świat się zawalił. Nie było nikogo bliskiego, przyjaciół na miejscu. Przez całe lata nikt i nic innego się nie liczyło.
Dziś Monika jest smutną 31-letnią dziewczyna żyjącą z musu. Jej przywiązanie do matki spowodowało pewną niemoc w podejmowaniu samodzielnych decyzji, w odważeniu się na wyjazd - choćby na kilka dni. O chłopaku nawet nie wspomnę. Czy jej matka była tak naprawdę zadowolona z tej sytuacji? Rozmawiałam z nią na kilka tygodni przed jej śmiercią i wyznała mi, że się boi o Monikę. Że nie ma nikogo, że nie wyszła za mąż, że jest tylko z nią. Ta sytuacja była może wygodna, ale czy była dobra? Z pewnością nie.

Karolino!
Ty możesz takiej sytuacji uniknąć. Jesteś w o tyle lepszej sytuacji, że masz kochającego chłopaka. Masz perspektywy. Możesz wybierać. Tego co Ci potrzeba to odwaga i wiara, że szacunek i miłość do matki nie jest równoznaczna z podporządkowaniem jej swojego życia. I nawet jeśli Twoja matka tego jeszcze nie odkryła to być może kiedyś do tego dojdzie. Oby tylko - tak jak w przypadku Moniki - nie zrozumiała tego za późno.
Karolino! Nie będę Cię przekonywać, bo pisałam już wiele na temat takich sytuacji. Z całego serca życzę Ci odwagi w przecięciu pępowiny - to boli, ale uwalnia. Życzę Ci mądrości, która nie sprowadza się do wyrzutów sumienia, ale patrzy głębiej. A przede wszystkim życzę Ci wyborów słusznych - tak, abyś patrząc na siebie w wieku Twojej matki - potrafiła z wolnością spojrzeć na swoja córkę jako odrębną istotę, którą powołałaś na świat dla chwały Bożej i jej szczęścia a nie przywiązaną do siebie istotę, która kocha z obowiązku. Pozdrawiam Cię serdecznie, a jeśli będziesz jeszcze kiedyś potrzebowała - napisz. I pozdrów chłopaka :)

  Natalia, 17 lat
929
19.03.2006  
cześć! Mam na imie natalia i chcialabym sie z wami podzielic moim problemem. Bylam w tym roku na wakacyjnej oazie poznalam tam duzo kolegów i kolezanek ale jednak zwrucilam uwage na pewnego chlopaka. Zapoznalam sie z nim. Przez prawie dwa tygodnie codziennie po kilka razy rozmawialismy i zauwarzylam ze ona mi sie bardzo podoba,ze jest taki jak sobie wymazylam. Jednak gdy minely dwa tygodnie musielismy sie rostac.Obiecalismy sobie ze nigdy o sobie nie zapomnimy i tak jest do tej pory. Moj problem polega na tym ze ja go kocham i nie umiem go traktowac jako kumpla. Co mam zrobic w takiej sytuacj, jak życ? Mozecie mi pomuc lub doradzic bardzo bym chciala usluszec od was co o tym sadzicie. Dieki za to ze moge komus o tym napisac.

* * * * *

No pytanie jest zasadnicze: jak on Ciebie traktuje? Jeśli też jest to "coś więcej" to pozostaje mi życzyć Wam powodzenia. A jeśli nie to chyba i tak jest jeszcze na to szansa. Dlaczego tak sądzę? Bo poważny chłopak tak sobie nie składa takich obietnic, że nigdy nie zapomni o dziewczynie. Być może on "przymierza się" do tego, by dać Ci znać, że jest Tobą zainteresowany. Ty sama przecież o to nie zapytasz, bo mogłabyś wszystko zepsuć (patrz: odp. nr 18, 61, 74, 217, 514). Doradziłabym Ci...cierpliwość. No i jakieś spotkania na żywo kiedy tylko to jest możliwe. Spotykając się osobiście łatwiej wyczujesz jakie jest jego nastawienie. Nie chcę Ci robić złudnych nadzieji, ale moim zdaniem nie można go przekreślać jako chłopaka i sądzić, że chodzi mu tylko o znajomość. Natomiast jeśli po jakimś dłuższym czasie okaże się, że jednak tak jest to wtedy będziemy się martwić.

  hmm..., 16 lat
928
19.03.2006  
witam. moje pytanie dotyczy, jak tu to zwykle bywa, relacji z płcią przeciwną :) otóż zastanawiam się, jaki błąd popełniam. kiedy widzę przez dłuższy czas jakieś oznaki zainteresowania ze strony chłopaka (jego spojrzenie, uśmiech, pomoc czy życzliwość), podejmuję jakąś drobną inicjatywę, żeby go wybadać i jednocześnie dać do zrozumienia że go lubię i chcę poznać bliżej. tymczasem ta moja inicjatywa jest jakimś tajemniczym gwoździem do trumny takiej znajomości - jegomość nawet jeśli dalej wyraża jakieś oznaki, niestety nie podejmuje żadnej większej inicjatywy, wszystko się niejako \"urywa\" w momencie mojej. przecież nie mówię im \"kocham\", nawet nie poruszam kwestii jakichkolwiek uczuć, a tu klops. potem się zastanawiam, co takiego zrobiłam albo czego nie zrobiłam, że taki chłopak się mnie boi... a może po prostu za wcześnie uznaję oznaki zwykłej sympatii, lubienia za coś szczególniejszego i to jest mój problem ?... czy myśli Pani że tak jest?

* * * * *

Tak może być jak myślisz, owszem. To jedna teoria. Może też być tak, że chłopak interpretuje Twoją sympatię jako "coś więcej" - piszesz, że nie wyznajesz uczuć itp. ale nie wiem jak daleko posuwasz się w okazywaniu sympatii - może jednak robisz za dużo? A może chłopcy są teraz tak przeczuleni (w dobie narzucania im się przez dziewczyny - oczywiście nie mówię tu o wszystkich dziewczynach, ale jest taka grupa), że każdą taką oznakę traktują jako sygnał ostrzegawczy? No bo dopóki chłopak sam wykazuje zainteresowanie dziewczyną to czuje, że panuje nad sytuacją i w każdej chwili może się wycofać. A jak dziewczyna odwzajemnia sympatię to jest znak, że odbiera jego zainteresowanie jednoznacznie i już tak łatwo z wycofaniem się nie pójdzie.
Co z tym zrobić? Po pierwsze zastanów się czy faktycznie za wcześnie nie uznajesz zainteresowania za coś więcej, czy Ty nie robisz za dużo, a jeśli odpowiedź na oba pytania będzie negatywna to kolejnym razem odczekaj dłużej - jeśli jego zainteresowanie Tobą będzie mimo wszystko się utrzymywać to dopiero pomalutku zacznij je odwzajemniać.

  lolek, 15 lat
927
19.03.2006  
szczesc Boze...mam dziewczyne 2 lata starsza od siebie,czy jest to normalne?

* * * * *

Osobiście nie widzę w tym nic nienormalnego jeśli dobrze się dogadujecie. Ta różnica wieku nie jest szokująca. Musicie tylko brać pod uwagę Waszą odmienność i fakt, że dziewczyny na ogół szybciej dojrzewają niż chłopcy w ich wieku, co wiąże się z innymi oczekiwaniami.

  Paula, 16 lat
926
18.03.2006  
Nie mogę dogadać sie z moim chłopakiem. Kiedy wyjechałam on mojej koleżance powoeidział, ze juz nei chodzimy ze soba (skłamał). Chciałam z nim zsczerze porozmawiać ,ale on mnie umnika. Co mam zrobić????

* * * * *

Wysłać sms-a, zadzwonić, napisać maila lub list. Musisz osobiście z nim porozmawiać. Jego postawa świadczy nie tylko o niedojrzałości, ale po prostu o lekceważeniu Ciebie! No jak on by się czuł w takiej sytuacji? Skontaktuj się z nim wszelkimi możliwymi sposobami!

  Monika, 20 lat
925
18.03.2006  
Szczęść Boże. Czytałam Twoje wypowiedzi Kasiu na tej stronie na tematy w stylu: \"czy to ten jedyny, jak go rozpoznać\" i \"role kobiety i mężczyzny w związku\". Wiem że miłość to chcieć dobrze dla tej drugiej osoby, starać się by wzrastała, pomagać jej w tym, akceptować ją taką jaka jest... Pisałaś, że nigdy nie bedzie wiadomo na 100% czy to ten mężczyzna, z którym się spędzi resztę życia. Ale też pisałaś, że podobno to się czuje, że to właśnie ten. Wiem, że jestem dość młoda, ale zawsze o związku myślałam poważnie, ale ostatnio nachodzą mnie jakieś wątpliwości. Tzn. czasmi denerwują mnie pewne jego zachowania, wypowiadane zdania, postawy wobec mnie czy wobec innych, wobec życia. Wydaje mi się czasami, że jest nie dojrzały, w takim sensie, że nie jest on dla mnie taką silną podporą, jest niezdecydowany, czsami zachowuje się w sposób zupełnie nieprzewidywalny. A poza tym ma chyba troszke problemy z samooceną, wydaje mi się, że czuje się gorszy od innych, czasem słysze, że on nie zasługuje na mnie... Boję się że on nie bedzie w stanie dać mi tego czego potrzebuję, nie chce zeby to zabrzmiało egoistycznie ale jako kobieta potrzebuje oparcia w mezczyznie, tego by byl silny, odpowiedzialny by to on decydowal w waznych sprawach, a nawet w czasem w niewaznych. A ja już teraz czasami czuję, że wszystko jest na mojej głowie. Jesteśmy ze sobą ok 2 lata, różnica wieku nie jest zbyt duza. Modlę się do Ducha Świętego o rozeznanie, ale ja już czasami nie wiem co mam robić, czy on może kiedyś z tego wyrośnie? Stanie się bardziej odpowiedzialny i dojrzały? Nie chcę się z nim rozstawać i wogóle nie biore czegoś takiego pod uwage, ale martwią mnie te moje wątpliwości. Czy to normalne? A pozatym, im dłużej sie jest ze sobą tym rozstanie dużo trudniejsze i boleśniejsze, ale jak pisałam wyżej ja wcale nie chce się z nim rozstawać. I takie jeszcze jedno pytanie, czy w związku można mówić sobie o wszystkim? Tzn nie chodzi mi o szczerość, bo wiem że to jest bardzo ważne ale np czy ja powinnam porozmawiać z nim o moich wątpliwościach co do niego? Wiem, że to by go na pewno zraniło i może zostawiło trwalszy ślad, a jeżeli to tylko chwilowe to chyba nie ma sensu, ale z drugiej strony ja zawsze marzyłam o przyjacielu, z ktorym bede mogla dzielic sie wszystkim i moze dlatego ze przez lata wytworzylam sobie takie wyobrazenie ze z moim przyjacielem bede mogla rozmawiac o wszystkim, a teraz gdy on sie stal tym przyjacielem(no już jakiś czas temu się stał), moje wyobrazenie zderzylo się z żeczywistością, bo czuję, że czasami wcalale nie moge z nim porozmawiać o wszystkim, bo gdyby tak było, to niepisałabym do Ciebie Kasiu, nieprawdaż? Pozdrawiam Cie gorąco i z góry dziękuje za odpowiedz :)

* * * * *

Moniko! Możesz i powinnaś o tym z nim rozmawiać. Twoje obawy są normalne, ponieważ poważnie traktujesz ten związek i bierzesz pod uwagę to, że on mógłby zostać Twoim mężem. A skoro tak to chcesz mieć przy sobie kogoś kto zapewni Tobie - jako kobiecie - poczucie bezpieczeństwa. Inaczej - tak jak mówisz - wszystko będzie na Twojej głowie i będziesz sfrustrowana, bo nie można przecież w związku pełnić funkcji i kobiety i mężczyzny. Każdy ma swoją rolę. Normalne jest też, że coś Cię w nim denerwuje, że czujesz, że nie jest jeszcze dojrzały itp. Widzisz, na osobowość człowieka składa się mnóstwo różnych czynników. Niektóre z nich pozostaną w nim w mniejszym czy większym stopniu: jakieś przyzwyczajenia, gesty, specyficzne poczucie humoru itp. Niektóre zaś będą się zmieniać. Taką zmieniającą się rzeczą będzie jego podejście np. do pracy, nauki, ludzi. W prawidłowo ukształtowanej osobowości jest dążenie do coraz większej dojrzałości, tj. odpowiedzialności, wyważonych sądów, przemyślanych działań z myślą o ich konsekwencjach. Oczywiście kobieta nie może mężczyźnie matkować i wychowywać go, ale na pewno może mu w tym dojrzewaniu dopomóc. Jak? Najpierw własnym przykładem Np. Ty sama nie mówisz o źle o innych i zachowujesz się w sposób jaki oczekujesz od niego. Jeśli zdarzy mu się palnąć lub zrobić coś co naprawdę jest nie na miejscu to potem, na osobności jak emocje opadną powiedz mu o tym. Oczywiście nie w formie wyrzutu tylko swoich odczuć np. "głupio się poczułam, kiedy powiedziałeś...., myślę, że inni też Cię w ten sposób odebrali", "jest mi przykro, kiedy nie robisz tego i tego...", "chciałabym aby...czy mógłbyś to zrobić dla mnie?". Widzisz, ważne jest delikatne przedstawienie problemu, właśnie ze wskazaniem na sam problem a nie osobę i własne odczucia w tej mierze. Chodzi o to, by on zobaczył, że coś robi źle i że Tobie to nie odpowiada, a nie, że jego - jako osobę - krytykujesz i próbujesz przerabiać na własny wizerunek. Jeśli brakuje Ci czegoś jako kobiecie w tym związku, zastanów się co to jest, konkretnie i nazwij to np. "chciałabym abyś Ty częściej decydował co wybrać", "chciałabym nie musieć ciągle decydować o tym na jaki film idziemy", Proszę sam wybierz(zrób) to czy to, tak dobrze Ci to idzie", "pomóż mi proszę w tym....". I koniecznie doceniaj go za to co robi - za każdym razem! Nigdy nie zapomnij mu podziękować, pochwalić, powiedzieć, że coś mu świetnie poszło. To mężczyznę niesamowicie dowartościowuje i dopinguje do działania. Np. jeśli poprosisz go by samodzielnie zrobił kawę czy budyń i on to zrobi (abstrahując od tego czy to będzie jadalne;-)) to zawsze podziękuj i pochwal. Na drugi raz będzie chciał to zrobić jeszcze lepiej, a za trzecim razem nie będziesz musiała go prosić bo sam zrobi Ci niespodziankę. Jeśli nie kupuje Ci kwiatów to powiedz wprost: że chciałabyś dostać do niego czasem kwiaty, a nie że ładne róże są na tym klombie. Bo do mężczyzny należy mówić wprost: zrób mi herbaty, pozmywaj itp. Nic ogródkami!
Rozmawiać z nim powinnaś. On się nie domyśli! Taka jego męska natura. I już. Z tym nie zawalczysz. Możesz to tylko zrozumieć i tu polecam Johna Graya "Mężczyźnie są z Marsa, kobiety są z Wenus". Poleciłabym Ci jeszcze parę innych odpowiedzi w podobnym temacie, ale nie wiem, może już je czytałaś. Jeśli nie - są na głównej stronie tego działu, pogrupowane tematycznie. Polecam szczególnie o kobiecie i mężczyźnie w związku. Ogólnie ten temat jest tak szeroki, że nie sposób go wyczerpać w kilku słowach, dlatego mogłam dać Ci jedynie kilka wskazówek. Jeśli uznasz, że chciałabyś więcej informacji w jakiejś węższej działce to proszę, napisz jeszcze!
Pamiętaj, dialog między ludźmi jest podstawą, nie musisz się go obawiać, choć sama z doświadczenia wiem jak trudno jest zacząć, bo strach, że kogoś się urazi. Popatrz na to tak: on nie wie że coś Ci nie odpowiada. A więc musisz mu o tym powiedzieć. W ten sposób jemu cos uświadomisz (przysłużysz się do jego rozwoju) i sama będziesz zadowolona.
Powodzenia!

  Hania, 18 lat
924
18.03.2006  
To znowu ja (pytanie 776) Dziękuję bardzo za odpowiedz. Pomogła! :)) Teraz mam tylko pytanie, czy można się modlić o to, by mieć chłopaka? Bo rozumiem, że o męża, ale na to za wcześnie. Nie wiem, czy nie jest to zbyt błahy powód jak na modlitwe...

* * * * *

Jasne, że można. Nawet umieściliśmy na stronie takie specjalne modlitwy. Są w dziale "Miłość" w kolumnie "Modlitwy". Pozdrawiam!

  Karina, 18 lat
923
18.03.2006  
Mam problem dotyczący pewnego młodego księdza.Jest on świetnym człowiekiem,dzięki któremu się nawróciłam.Pomaga mi przy spowiedzi i chcialabym poznac go bliżej żeby mógł udzielać mi róznych porad w chwilach zwątpienia.Jak powinnam postąpić? Jak go o to zapytać czy się zgodzi.Wiem że ma takiego przyjaciela któremu pomógł i zktórym smsuje bo mowił o tym na kazaniu.Proszę dajcie znać na moją poczte że jest już odpowiedź udzielona.

* * * * *

Po prostu podczas kolejnej spowiedzi zapytaj czy zgodziłby się być Twoim kierownikiem duchowym. Ewentualnie pójdź do niego (tam, gdzie mieszka lub zagadaj po Mszy św.) i porozmawiaj z nim na ten temat.

  Magda, 16 lat
922
18.03.2006  
Witam bardzo serdecznie panią Kasię :-) Na wstępię, dziękuję pani za taką wspaniałą stronę! Za cierpliwość i dobre rady, których jest tu tak wiele! Pisałam tu już kilkakrotnie, lecz w zupełnie innych sprawach, dlatego nie podaję numerów pytań. Zacznę więc od początku... Dokładnie rok temu (jak ten czas szybko płynie!) zakochałam się w rok starszym chłopcu, który chodził do mojej szkoły. Niestety, mimo dużej ilości szans poznania go, nie wykorzystałam ani jednej. Chłopiec, nieśmiały 3-klasista na początku nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Jednak po moich licznych zabiegach \'\'zauważania mnie\'\', Michał zaczął mi się przyglądać! Z początku, były to krótkie, ledwo widoczne \'\'kontakty wzrokowe\'\'. Z czasem, zmieniły się w długie, przeciągłe spojrzenia, które przyprawiały mnie o silne kołatania serducha! Kiedy doszły do tego nieśmiałe uśmiechy, byłam pewna! Zakochałam się! Wciąż myślałam tylko o nim :-) Pragnęłam dla niego jak najlepiej. Wstając rano, życzyłam mu w myślach, powodzenia w szkole. Kiedy widziałam go na korytarzu, roześmianego, cieszyłam się razem z nim, choć on wcale nie musiał tego widzieć. Miałam wtedy 15 lat... Do końca roku szkolnego nie wydarzyło się nie więcej. Nadeszło lato... We wrześniu (już jako 3-klasistka), z trudem przyjęłam wiadomość o tym, że Michał przeprowadził się do innego miasta, do innego liceum. A byłam pewna że pójdzie do naszego! Małego, aczkolwiek posiadającego już własną tradycję i historię LO. Dodam, że przez całe wakacje, byłam przy nim w myślach i... dopiero po przeczytaniu kilku pani odpowiedzi, dotarło do mnie, że po prostu pokochałam WYOBRAŻENIE o Michale. Ja przecież wcale go nie znałam! W wolnym czasie, snułam wyobrażenia o tym, że zacznę robić zakupy w centrum, które leży obok \'\'przyszłej szkoły Michała\'\' i całkiem przez przypadek, wpadnę na niego! Pani Kasiu, ja nie przyjmowałam do wiadomości tego, że mogłabym go nie widywać! Dlatego poczułam tą straszliwą pustkę, cierpienie i żal, gdy dowiedziałam się o jego wyjeździe! \'\'Mojego chłopca\'\'! Przez pierwszy miesiąc szkoły, nie mogłam przystosować się do nowej, niepomyślanej wręcz sytuacji! Do końca roku 2005, dotarłam tylko dzięki nieustannym myślom o Michale. Może to głupie, ale wyobrażałam sobie, że \'\'nasze rozstanie\'\' (ewentualne, bo choć jak pisałam przed chwilą, byłam pewna że chłopak pójdzie do LO położonego w naszym mieście) będzie miało inny koniec! Że może porozmawiamy... I to już naprawdę nie jest urojenie! Ja byłam PRAWIE pewna, że Michał czuł też coś do mnie. Wskazywało na to bardzo wiele zdarzeń, naprawdę! Z resztą, opowiedziały mi również o nich moje zaufane przyjaciółki... Ale w sumie, to co było, nie wróci. Mamy marzec, a ja wciąż czekam na swego księcia z bajki. Marzę, aby był on podobny do Michała, którego chyba wciąż noszę w serduszku. Niestety, od tamtej pory, od czerwca... nie poczułam żadnych \'\'motylków\'\', których zaczyna mi brakować. Boję się, że przez tę \'\'miłość\'\' przegapię coś ważnego. Bo na nieszczęście, to \'\'mój chłopiec\'\' jest dla mnie ideałem. Chcę- i równocześnie nie chcę o nim zapominać. A może kiedyś wróci? A jeśli nawet, to może będzie miał już dziewczynę? Ale to przecież cudowne, kochać kogoś tak wartościowego! Moje oczy stają się wilgotne. Nie mogę pisać. Proszę o radę, co mam począć? To mój, mój... jedyny i taki wymarzony chłopiec!

* * * * *

A może by spróbować zdobyć jakiś namiar do niego (gg, maila, telefon?) i zapytać jak mu w szkole idzie? Choćby pod pretekstem, że Ty też stoisz przed wyborem liceum i chciałabyś dowiedzieć się czegoś o tamtym. Dowiedzieć zawsze się możesz, to jeszcze nie decyzja przecież. Jeśli to niemożliwe to ja oczywiście wcale nie wybiję ani nawet nie zamierzam wybijać Ci go z głowy, bo to wcale nie takie proste. Musisz tylko tak żyć, byś była otwarta na innych. Tzn. daj się zapraszać na spotkania, nie unikaj ludzi i nie porównuj żadnego poznanego chłopaka z Michałem. To trudne, bo on się stał Twoim ideałem, ale musisz WIEDZIEĆ, nawet jeśli tego nie CZUJESZ, że niekoniecznie to co sobie wymyśliłaś jest lub będzie dla Ciebie dobre. Niekoniecznie. Poza tym - pamiętaj - on wcale nie musi taki być jak myślisz!!!! Nie pozwól, by on tak "opętał" Twój umysł, by nikt inny nie mógł dotrzeć do Twojego serca. Czas leczy rany. Myślę, że gdy poznasz kogoś kogo pokochasz w realu, kto Ciebie obdarzy zaufaniem i uczuciem rozpoczniesz inny etap swojej miłości. Bądź sobą, bądź miła, radosna i otwarta na innych. Będzie dobrze.

  karola, 15 lat
921
17.03.2006  
jesli uwazam ze kogoś kocham ale podoba mi sie inny chłopak ze jak go widze do chciałabym być z nim ale nie chceopuszczac mojego chłopaka bo czuje coś do niego

* * * * *

To co...? Bo nie skończyłaś?

Jeśli myślisz o nich dwóch to chyba żadnego z nich tak naprawdę nie kochasz. Po prostu obaj Ci się podobają, obaj mają jakieś cechy, które Cię pociągają. To nie jest nic złego, bo po prostu poznajesz ich, rozważasz, określasz swoje preferencje.
Bądź sobą. Nie musisz podejmować jeszcze żadnej wiążącej decyzji. Pamiętaj tylko o tym, żeby nie ranić swojego chłopaka, tzn. jeśli zdecydowałaś się z nim być to w tym czasie nie powinnaś spotykać się z tym drugim, mówić o nim swojemu chłopakowi itp. Możesz być z nim w stosunkach koleżeńskich, a jeśli po jakimś czasie nadal oboje będziecie sobą zainteresowani (tzn. Ty będziesz nim zainteresowana bardziej niż swoim chłopakiem to dopiero wtedy będzie trzeba coś z tym zrobić). Chodzi o to, by zwykła ciekawością nie zepsuć relacji i nikogo nie skrzywdzić.

  Malcia, 18 lat
920
17.03.2006  
(881) Widzialam sie z nim. Po czterogodzinnej rozmowie doszlam do wniosku,ze chce to kontynuowac... Tlumaczyl sie dlugo... Moze to glupie,ale mialam satysfakcje... Teraz jest miedzy nami dobrze. Ale powiedzialam mu, ze wciaz mam zal,ze nie ufam i predko nie zaczne... Czuje lek przed smutkiem, bolem... Ale ja wiem,ze kogos takiego szukalam... Jestem jeszcze mloda i wiem,ze mam czas na takie znajomosci... Ale kiedys skakalam z kwiatka na kwiatek,nie chcialam zobowiazan,a on to zmienil... Teraz to zmienil, gdy wiedzialam,ze moge go stracic. Wciaz do mnie pisze itp. Jest u nas w miescie tylko na weekend. W tygodniu szkola... Ale mi to wystarcza. Dzis sie mielismy spotkac, ale sie nie udalo... Wrocil pozno, a ja wiem,ze nie wypada tak pozno przyjmowac gosci... Na razei chce zeby nasze stosunki byly kolezenskie. To ma byc dla niego taka kara... Ja sie chce tez przekonac czy to jednak to... Chce przekonac sie do tego czy to wlasnie TEN... Co do tego drugiego chlopaka. Wiem,ze to tylko kolega. Ja to wiem,a on nie. Mowil mi,ze nie widzi zycia beze mnie. Ze teskni,kocha. to dla mnie ciezkie. Nie chce go skrzywdzic. Nie daje mu nadziei. ale on wciaz wierzy,ze moze cos.... Tak bardzo mi go zal, bo wiem co moze czuc... Pozdrawiam !!

* * * * *

To nie ma być w zasadzie kara dla niego tylko czas na zagojenie ran dla Ciebie i czas na dojrzałość dla niego. Sama kara tu jest kiepskim pomysłem, bo nie chodzi o odwet tylko o poprawę relacji. Ale w zasadzie widzę, że wiesz o co chodzi. Życzę Ci zatem trafnych wyborów i rozwoju miłości. Co tego drugiego chłopaka - proszę, przeczytaj odp. nr 33, 77, 90, 119, 185, 224, 680 o tym jak odmówić, żeby nie zranić.

  lizzie, 18 lat
919
17.03.2006  
mam problem.....w porównaniu do tych które tutaj przeczytałam....uważam że jest błahe...ale nie potrafię sobie z tym poradzić, ciężko mi:( oto moja historia: chodze do klasy z chłopakiem, za którym na początku nie przepadałam.....ale pewnego pięknego dnia...zaczęliśmy gadać \"po ludzku\"..i obojgu nam się to spodobało....było ok....dopóki nie wyznałam mu co czuję...on stwierdził że za wcześnie to powiedziałam , ale ja tak czułam i nic na to nie poradzę.....od tego momentu cos się zmieniło..coś pękło między naszą znajomością...bo to nie była przyjaźń... on jest chłopakiem z ciekawym charakterem...zawsze próbowałam go zrozumieć ....ale zabolało mnie to kedy powiedział mi żę nic nie będzie między nami....bo on nie potrafii sie zakochać...i pewnie nikogo nigdy nie pokocha...wtedy jeszcze bardziej chciałam przebywac z nim....w sumie to jemu to nie przeszkadzało, że spoglądałam na niego....czy przeprowadzałm jakąś polemikę na dany temat....szczerze mówiąc to jemu to się podobało....bo odwzajemniał uśmiechy..... ale tydzień temu zranił mnie bardzo, bo powiedział, że irytuje go to że cały czas jestem obok niego(nie dziwne jestesmy w jednej klasie) i że za dużo sobie pozwalam... wytykał mi moje wady...a ja nie byłam lepsza odwdzięczyłam mu sie tym samym....zrozumiałam...że mówił mi to może ni dlatego że go juz to wkurzało...ale nie podobało się to jego przyjaciółkom... a zczególnie jednej z nich, w której kiedys się podkochiwał...nie wiem czy dalej tak nie jest..... teraz bardzo cierpię, bo on mnie totalnie ignoruje....a mi jest poprostu jego brak....a najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja przyjaciólka ma z nim dobre kontakty i przyzanm szczerze że jestem zazdrosna o niego...:( prosze o radę.....nie weim co robić:( ludzie mi mówią że on nie zasługuję na mnie....a ja myślę zupełnie odwrotnie, dlaczego on mnie nie chce, czego mi brak?

* * * * *

No cóż, podziałałaś za szybko. Niepotrzebnie wyznałaś mu swoje uczucia. Być może wszystko było na dobre drodze...ale za szybko. On się wystraszył, poczuł się przyparty do muru i - uciekł. Bo nie mógł wytrzymać napięcia. I teraz jego zachowanie jest zrozumiałe - tak ze względów psychologicznych... Proszę, przeczytaj odp. nr 18, 61, 74, 217, 514 o tym dlaczego nie należy zbyt szybko wyznawać uczuć i co z tym zrobić.

  amonin , 22 lat
918
16.03.2006  
Mam pytanie które Pani często zadaje a sama nie odpowiedziała. Mianowicie jaki jest cel bycia z kimś . Przecież nie sprawdzenie czy ta osoba będzie mężem czy żoną . Bo po co mieć męża czy żonę . Ich też trzeba mieć po coś a nie dlatego , że wszyscy koledzy są żonaci czy koleżanki zamężne czy dla własnych zachcianek. Wydaje mi się , że jedynym powodem prawidłowym by być z kimś jest to , że chce się kogoś otoczyć swoją opieką i dać mu wszystko co będzie dla niego jak najlepsze , czy mam racje .

* * * * *

Zasadniczo masz rację. A pytanie zadaję po to by właśnie ten kto pyta pomyślał nad swoimi motywami. Ja nad swoimi już myślałam :)

  xx, 19 lat
917
15.03.2006  
mam pytanko czy lepiej dac chłopakowi spokoj jesli nie chce chodzic do kościoła, czy mimo to namawiac go i ciagnac na sile. Ja tak robię i wiem,że on jest w kościele bo ja chce a nic nie czując do Boga.cz ja dobrze robię?

* * * * *

Lepiej dać spokój. Nic na siłę. Tylko to co robimy z serem jest szczere, prawdziwe. Ale nie znaczy to, że ma być Ci obojętne jego zbawienie. Co to to nie. Po prostu musisz go ewangelizować poprzez przykład własnego życia - tak by się nim zachwycił i aby to go zbliżyło do Boga. Proszę przeczytaj odp. nr 69, 466 jak sobie radzić z takim problemem.

  atka, 24 lat
916
atka, 24 lat  
czy istnieje choć mała szansa na to, że to co łączy mnie z NIM to coś więcej niż tylko koleżeństwo, może przyjaźń, sympatia?? poznaliśmy się kilka lat temu, nie od początku się polubilśmy, ale ostatnio to się chyba zmieniło.... istnieje jednak pewien problem... coś co nas \"dzieli\" -to różnica wieku:( ja mam 24, on 18..... bardzo lubimy swoje towarzystwo, szukamy pretekstu, żeby się spotkać, zobaczyć... lubimy ze sobą rozmawiać, ale czy istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że ......?

* * * * *

Zawsze istnieje. To wszystko zależy od ludzi a nie od metryki. Oczywiście, sama różnica wieku nie jest bez znaczenia, zwłaszcza jeśli jest inna niż powszechnie przyjęta - tzn. tak jak w Waszym przypadku. Dlaczego? No to tak to już jest, że procesy dojrzewania u mężczyzn przebiegają później niż u kobiet. To jest jednak reguła. W indywidualnym przypadku może być inaczej. Fakt, może Ci być ciężej, bo na pewno nie możesz odnaleźć się w towarzystwie jego znajomych, a i masz świadomość, że jemu się może "odwidzieć", bo pozna kogoś młodszego. Poza tym na pewno trudniej będzie u Ciebie o poczucie bezpieczeństwa. Ty pewnie już pracujesz lub kończysz studia, a on chodzi do szkoły i do samodzielności to mu jeszcze daleko. A wiadomo, że to mężczyzna ma zapewniać oparcie kobiecie, a nie ona ma mu matkować. To wszystko to jest ryzyko, które podejmujesz. Daleko mi do oceniania Waszego związku, natomiast uważam, że powinnaś wiedzieć pewne rzeczy zanim się zdecydujesz. Dlatego proszę, przeczytaj odp. nr 8, 28, 87, 310. Życzę owocnych decyzji!

  Monika, 16 lat
915
15.03.2006  
Witam! Czytałam wszystkie wypowiedzi, ale niestety żadna odpowiedź mi nie pomogła i nie odzwierciedla do końca mojej sytuacji... Otóż zakochałam się... Znam go od 2,5 roku, jesteśmy w dość dobrym kontakcie. Dobrze się dogadujemy, mamy wiele wspólnego: zainteresowania, poglądy... Więc teoretycznie jest dobrze... Jest jedno ale... Dzielą nas tak bardziej dwie rzeczy... Różnica wieku... jest dość duża, bo to 15 lat... A ta druga, bardziej istotna... on jest moim... nauczycielem... Widujemy się codziennie (tzn. od poniedziałku do piatku), w szkole i na dodatkowych zajęciach... I teraz nie wiem, co mam robić... Ponoć \"miłość nie patrzy w metrykę\" i \"serce nie sługa\", ale nie wiem, czy to wszystko ma jakiś sens i czy moge coś zrobić... Ostatnio zastanawiałam się nawet, czy Mu tego nie powiedzieć, ale doszłam do wniosku, że zrobię z siebie idiotkę... I co teraz? Z góry dziękuję... :(

* * * * *

A co on na to? Jeśli nic no to chyba niestety musisz się pogodzić z tym, że widocznie nie jest to dla Ciebie najwłaściwszą osobą. Poza tym nie wiesz, a może on ma jakąś dziewczynę, narzeczoną? Może tak być.
A jeśli Ty mu się podobasz to sama różnica wieku nie jest tutaj najistotniejsza (patrz odp. nr 8), ale fakt, że on jest Twoim nauczycielem nie jest bez znaczenia. On doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Nie radziłabym Ci mówić mu o swoim uczuciu. Mając świadomość złożoności tej sytuacji może zacząć Cię unikać, by nie być posądzonym o jakieś niecne zamiary w stosunku do Ciebie. Mogłabyś mu niechcący narobić problemów.
Nie wiem jak sytuacja się rozwinie, ale na razie postaraj się przede wszystkim dowiedzieć czy on faktycznie nie jest z nikim związany. A poza tym obserwuj swój stosunek do niego i swoje uczucia. Piszesz, że znasz go 2,5 roku, ale ile trwa to uczucie? Bo może to przelotne zauroczenie, które Ci przejdzie? On z tego też pewnie zdaje sobie sprawę, bo on tak naprawdę w tym wieku to już szuka kandydatki na żonę, a Ty małżeństwem na pewno nie jesteś (bo nawet nie możesz być) zainteresowana. Módl się o światło Ducha św. o rozjaśnienie i rozwiązanie tej sytuacji.

  agata, 18 lat
914
15.03.2006  
czemu nie mam chłopaka?jestem najładniejszą dziewczyną w szkole ale go nie mam?

* * * * *

No, po pierwsze to że jesteś najładniejsza to Twoje subiektywne odczucie, inni wcale nie muszą Cię tak spostrzegać, poza tym jak to się mówi: "Każda potwora znajdzie swego amatora", co w wolnym przekładzie brzmi: "Są różne gusta", a zatem nie każdemu to samo się podoba. Poza tym nie uroda jest tu najważniejsza. Pytanie: jaka jesteś? Czy jesteś przystępna, miła, pomagasz innym, uśmiechasz się, jesteś radosna? Bo jak nie to żadna uroda Ci nie pomoże (patrz przykład Królowej Śniegu). Kolejna rzecz: może nie jesteś dojrzała jeszcze do związku? Ty możesz uważać, że jesteś, ale niekoniecznie musi tak być. A może ta osoba, która poznasz jeszcze nie jest dojrzała i teraz to byście się tylko poranili, a jak się za kilka lat spotkacie to będziecie szczęśliwi? Bo to nie chodzi o to, by być z kimkolwiek, tylko z tą właściwą osobą. Widzisz, Bóg nas zna i wie co i w jakim momencie powinniśmy otrzymać, choć my zazwyczaj mamy na ten temat odmienne zdanie. Po prostu módl się o tą właściwą osobę i miej oczy szeroko otwarte: daj się zapraszać na jakieś wyjścia, pomagaj innym. Może przydałaby się jakąś wspólnota? Tam zazwyczaj można poznać wartościowych ludzi. Możesz też wpisać się do działu "Źródełko -Poznajmy się" na tej stronie.

  amonin , 22 lat
913
15.03.2006  
869. Jak to skąd pomysł opoźnionego w rozwoju skoro taki 16 latek ma dziewczynę, a ja nie choć modlę się i próbuje ( do waszego źrodełka już się wpisywałem kilka razy i sam często przeglądam czasem pisze), tzn., że on choć tyle młodszy jest bardziej rozwinięty niż ja tzn., że ja jestem opoźniony bo nie osiągnałem , tego poziomu w rozwoju co te 16 latki.

* * * * *

Skoro tak, to należy powiedzieć więcej: nie tylko dziewczyny nie masz choć ów 16-latek ma, ale pewnie i w innych dziedzinach życia nie osiągnąłeś tego co część nawet 14-latków. Nie jesteś tak zdolny, wygadany, nie opanowałeś takich to a takich umiejętności, nie jesteś tak wysportowany, urodziwy, nie potrafisz z taką łatwością nawiązywać kontaktów z ludźmi, o Twoim statusie materialnym nie wspomnę. Nie jesteś geniuszem jednym słowem. Nie jesteś. No, nie jesteś! Lepiej Ci? Wiesz kto ci takie myśli podpowiada? Szatan. To jego metoda - wmówić komuś, że jest gorszy. Ja pierwszego chłopaka miałam w wieku 26 lat i absolutnie nie uważam się przez ten fakt opóźniona w rozwoju. Przeciwnie - teraz dziękuję Bogu, że (choć nie było mi wcale łatwo i też się buntowałam!) dał mi ten czas, by moje pragnienie bycia z kimś ( a nie tylko posiadania kogoś) dojrzało, moja wiara ugruntowała się, moje życie ustabilizowało. Uważam, że mój związek w wieku 16 lat nie byłby tak dojrzały jak ten który był 10 lat później. Wiesz, to, że ktoś ma chłopaka czy dziewczyny w wieku 16 lat wcale nie jest dowodem jego dorosłości a to, że go nie ma w wieku Twoim lub późniejszym nie jest dowodem niedojrzałości. Można mieć kogoś w wieku 16 lat, ba, nawet na upartego to i dzieci można w tym wieku mieć, tylko czy coś z tego wynika? Czy o czymś to świadczy? Często jest to dramat tych dzieci i tych młodych ludzi, którzy wielu jeszcze rzeczy nie wiedzą, nie potrafią się dogadać, pójść na kompromis itp. Bynajmniej nie jest to wcale żaden dowód zaradności życiowej.
Idźmy dalej. Na dobrą sprawę i 16- latek może być załamany i uważać się za niedorajdę życiowego, bo widzi jak jego kolega z podwórka, 13 - latek prowadza się za rękę z koleżanką. O, to dopiero rozpacz. Taki gówniarz sobie dziewczynę znalazł a ja?! Widzisz, zawsze można być w stosunku do kogoś/czegoś opóźnionym.
Pytanie zasadnicze jest takie: czy my się naprawdę powinniśmy tak ciągle do kogoś porównywać? Czy sami nie jesteśmy na tyle indywidualistami, na tyle wartościowi, że fakt naszej inności jest dla nas źródłem frustracji? To jakiś absurd, w który można wpaść.
Chłopie! Spokojnie! Jesteś normalnym, wartościowym facetem, a dowodem Twojej wartości nie jest posiadanie dziewczyny, a fakt Twojego istnienia= dowód miłości Boga, który Cię stworzył. Wiesz, jakby On nie chciał to by Cię nie stwarzał. Po prostu. On ma taką władzę. A skoro istniejesz jako odrębna istota, homo sapiens to poszukuj WŁASNEJ tożsamości.
Jeśli jesteś z Warszawy to polecam Ci w tym tygodniu rekolekcje w kościele św. Anny właśnie na ten temat:

"Poznaj siebie i... pozostań sobą"
Rekolekcje wielkopostne w kościele akademickim św. Anny w Warszawie
w dniach: 2, 3, 4 i 5 kwietnia 2006 r.
niedziela (2 kwietnia) godz. 10.00; 12.00; 15.00; 19.00 i 21.00
poniedziałek, wtorek i środa godz. 10.00 i 18.30
prowadzi ks. Robert Kwatek

Życzę owocnego odkrywania (i doceniania) siebie!

  Ewelina, 22 lat
912
13.03.2006  
Mam pytanie: Od pewnego czasu widuje w Kościele chlopaka który mi się po prostu podoba. Kilka razy sie do niego usmiechnełam, a on to zauwazył. Mieszka niedaleko mnie, ale niestety nie znam go ani nikogo kto by go znał. Co mam zrobic? Czy wogóle cos robic? Dziękuje za odpowiedz

* * * * *

Wbrew pozorom masz dużo możliwości. Spytaj go po Mszy św. czy nie wie kiedy jest...( i tu wymieniasz jakąś uroczystość jaka odbywa się w Waszej parafii np. Droga Krzyżowa ulicami miasta i czy trzeba przynieść świece, zbiórka na jakiś cel, pielgrzymka, jeśli nie wiesz - w jakich godzinach jest czynna parafialna biblioteka czy kiosk, czy zna numer telefonu lub maila do ks. X, kiedy ma spotkania wspólnota Y). Jeśli jesteś zaangażowana a w jakąś przykościelną działalność możesz go zapytać czy nie zechciałby pomóc np. w roznoszeniu paczek wielkanocnych ubogim lub czy nie byłby zainteresowany spotkaniami jakiejś wspólnoty i jako uzasadnienie podać: "bo często widzę Cię w kościele, więc pomyślałam, że może chciałbyś się włączyć bardziej aktywnie". Oczywiście rozumiem, że to może wydawać Ci się, ze to trochę głupio wygląda - ni z tego niż z owego napadasz na chłopaka i coś mu proponujesz. Ale z drugiej strony to wcale nie jest taki anonimowy chłopak. Parafia jest swego rodzaju wspólnotą, a więc nie zaczepiasz nagle pierwszego lepszego chłopaka z ulicy tylko kogoś, kogo od dłuższego czasu widzisz, o którym wiesz gdzie mieszka i że jest wierzący i praktykujący. Podstawowe dane zatem masz. Jeśli udałoby Ci się np. przy okazji zdobyć jego maila, nr gg lub nr telefonu (jak? np. on mówi, że za bardzo nie ma czasu, może innym razem itp. więc go pytasz czy w przyszłości chciałby to i to. On na to - pewnie przez grzeczność - ale mniejsza o to ;-) -że tak, oczywiście. Więc prosisz go o kontakt, żeby w razie czego przesyłać kiedyś informacje) to wysyłasz mu informacje i życzenia świąteczne.
Ja rozumiem, że to wcale nie jest takie proste. Ale jeśli chłopak choć troszkę jest Tobą zainteresowany lub w trakcie rozmowy się zainteresuje to wykorzysta tę sytuację na pewno. Jeśli nie - trudno - będziesz wiedziała, że spróbowałaś. Powodzenia!

  Ania, 25 lat
911
13.03.2006  
Szukam w moim życiu miłości, takiej czystej i prawdziwej. Modlę się o to czekam aby móc komuś ofiarować moje serce. Postanowiłam iż, ostatnia osoba jaką poznam na łamach internetu, będzie tą właściwą osobą. I tak też się okazuje, ponieważ dla nas obojga Bóg jest naważniejszy, cieszę się iż mogę swobodnie wyrażać to co czuję względem Boga i rozmawiac o tym z ta osobą, jak się okazuję owa osoba również zawitała na Waszej stronie. Zastanawiam się w jaki szczególny sposób dotrzeć do tego człowieka, jak przekonać się że Bóg chce nas połączyć?

* * * * *

Szczerze mówiąc, troszkę nie rozumiem. Rozumiem, że kogoś poznałaś, tak? Chyba nawet przez tą stronę. Macie kontakt? Jeśli macie to poprzez korespondencję pewnie prędzej czy później okaże się czy chcecie bliżej się poznać. Wtedy umówicie się na spotkanie. Być może Cię nie zrozumiałam, jeśli tak jest - proszę, napisz coś więcej. Co do tego jak się przekonać czy to ta właściwa osoba - no właśnie. To jest najtrudniejsze. Tak do końca nie ma pewności, bo nie ma żadnych testów pozwalających to stwierdzić. Proszę, przeczytaj co na ten temat pisałam w odp. nr 19, 58, 86 i o poznaniu się przez internet: 59, 118. No i owocnej znajomości!

  Danusia, 13 lat
910
13.03.2006  
To ja problem 858 Sytuacja jest bez zmian ja dalej mu się podobam a on nadal wstydzi się cokolwiek powiedzieć! Mam 2 pytania: 1. Mam jego numer na telefon domowy czy wypada zadzwonić tak bez okazji aby się zapytać co u niego słychać? 2. U nas w kosciele są organizowane festyny na wiosnę czy wypada zadzwonić do niego i zapytać czy nie poszedłby na ten festyn ze mną w roli kolegi? I razem spędzić ten czas? Prosze o odp Szczęśc Boże!

* * * * *

Drugie rozwiązanie jest lepsze. Nawet nie musisz mówić, że w roli kolegi, po prostu - czy zechciałby pójść. Poza tym jeśli np. jesteś w coś zaangażowana w parafii np. w jakąś wielkopostną pomoc dla biednych , roznoszenie paczek itp. to możesz go też poprosić o pomoc (w końcu paczki są ciężkie i męska pomoc bardzo by się przydała). Jeśli do tej pory nie jesteś w nic zaangażowana a chciałabyś coś robić to dowiedz się, na pewno przed świętami w kościele dla każdego znajdzie się praca. Potem do niego zadzwoń lub spytaj go osobiście np. po Mszy św. czy chciałby się w coś włączyć (jeśli jest ministrantem to nawet powinien chcieć) . Postępuj delikatnie, bo on może być jeszcze całkiem nieprzygotowany na bliższe kontakty z dziewczyną i może się łatwo spłoszyć.
Jeśli nic z tych rzeczy nie wypali to jeszcze pozostaje Ci zadzwonić do niego przed świętami i złożyć mu życzenia, spytać jak będzie spędzał święta itp. A jeśli masz np. jego maila to możesz mu wysłać wirtualną kartkę.
Powodzenia!

  Kasia, 16 lat
909
13.03.2006  
Miałam bardzo dobrego kolegę. Piszę \"miałam\" bo teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. Znamy się dość krótko (2 lata) ale chyba mu się spodobałam. Ja też bardzo go lubiłam ale dla mnie nie było to coś więcej. W te walentynki dostałam od niego kartkę, jednak nadal nie próbował dowiedzieć sie czy coś do niego czuje. A potem nagle trach i koniec naszej znajomości. Nie zauważa mnie na korytarzach, udaje że nie zna mojego numeru komórki (choć kiedyś dostawałam do niego po kilka śmiesznych smsów dziennie) i ogólnie jest do mnie dziwnie wrogo nastawiony. Jak pani myśli co mogło być przyczyną takiej zmiany? Jest jeszcze jakiś inny sposób oprócz rozmowy aby dowiedzieć sie o co mu chodzi? Może poczuł się zazdrosny o kogoś?

* * * * *

Trochę jestem zdziwiona nagłym zwrotem akcji. Przyczyn może być kilka. Albo poznał kogoś innego albo stwierdził, że nie chce być z Tobą, a jest to na tyle wczesny etap, iż uznaje, że nie musi się tłumaczyć, bo "o nic mu przecież nie chodziło".
Generalnie jest tak, że dziewczyna dużo wcześniej jednak się angażuje i jednoznacznie odbiera przejawy sympatii chłopaka, więc dla niej to on się powinien wytłumaczyć. Zaczyna mieć więc do niego pretensje lub obraża się i cierpi, a on "nie wie o co jej chodzi", przecież "traktował ją jak koleżankę". To ją jeszcze bardziej rozwściecza, bo nagle czuje się oszukana i uznaje, że "wyszła na idiotkę". A facet tymczasem próbuje po prostu wyjść z twarzą z sytuacji stosując taktykę "wyparcia" - wypiera się jakoby kiedykolwiek cokolwiek do niej czuł.
Nie napisałaś czy w jakiś sposób zareagowałaś na tę Walentynkę od niego tzn. czy podziękowałaś mu. Jeśli nie to może też być tak, że on uznał, że brakiem odpowiedzi odrzucasz jego względy. Poczuł się jakbyś mu dała kosza i jest wściekły, że poniósł porażkę. Jego męska duma cierpi, bo - w jego odczuciu - nie dość, że ujawnił swoje uczucia do Ciebie to jeszcze zostały one odrzucone. Tak on sobie to może tłumaczyć.
Oczywiście, jeśli jesteś nadal zainteresowana znajomością z nim to wyślij mu sms-a, maila lub porozmawiaj na gg. Podziękujmy za Walentynkę, spytaj co słychać, jak spędza święta. Możesz też zapytać czy jest na Ciebie zły, bo Ty nie wiesz o co chodzi. Po prostu spróbuj jakoś ocieplić Wasze kontakty, bo szkoda, żeby to jakoś tak nagle się urwało. Jeśli powie co do Ciebie czuje, a Ty będziesz chciała pozostać tylko a stopie koleżeńskiej - powiedz to, tylko delikatnie (możesz poczytać na ten temat odp. nr 33, 77, 90, 119, 185, 224, 680). Jeśli się wtedy obrazi - trudno, nie będziesz się przecież zmuszać do związku tylko dlatego, by on był zadowolony. Powodzenia!

  Alicja, 18 lat
908
13.03.2006  
zakochalam sie w ksiedzu to mozliwe?????????

* * * * *

Jasne, że możliwe, nie Ciebie jedną to dopadło. Nie wiń się za uczucie, ale próbuj przeciwdziałać jego rozwojowi. Proszę poczytaj co na ten temat pisałam w odp. nr 11, 183, 524.

  Pati, 18 lat
907
12.03.2006  
Dlaczego nie potrafimy wyrazić swoich uczuć kiedy trzeba??? Dlaczego tak komplikujemy sobie życie i przy okazji ranimy innych??? Powinnam właściwie zacząć od początku... Poznałam super chłopaka kontaktowaliśmy się można powioedzeć,że bylismy ze sobą ale kontak się urwal...Jednak nie przestawałam o nim myśleć. Bardzo mi na nim zależało, ale nie bylam pewna czy jemu także, myśałam, że on się mną tylko bawi, że nie jestem dla niego ważna... Niedawno dowiedziałam,że jest poważnie chory mianowicie ma raka... Sam mi to powiedział tzn. napisał na gg ponieważ nie mieszkamy w jednej miejscowości. Napisał także, że zależało mu na mnie. Stwierdził,że jestem egoistką, bo nie pomyślałam o nim kiedy urywałam kontak mniędzy nami:-( Miał racje. Nadal mi na ni zależy. Jednak nie wiem co robić, ponieważ jego siostra zabroniła mi odwiedzić go w szpitalu... Powiedziała mi też,że skoro mi na nim załeży to powinnam o niego walczyć ale (jak mam walczyć skoro nie mogę go zobaczyć),mam go nie denerwować i niczego mu nie odmawiać (tylko nie wiem jak to rozumieć, jak odebrać te słowa???) To wszystko jest takie pokręcone...Z każdą chwilą jest mi trudniej ufać tej sytuacji i kiedy ogarniają mnie te wątpliwości czuje, że coraz mniej mi zależy co robic POMOCY

* * * * *

Pati!
Nie pozwól wzbudzić w sobie poczucia winy. Nie pozwól się obciążyć winą za coś co nie jest od Ciebie zależne. Nie możesz się winić, że kontakt się urwał, bo ani nie wiedziałaś, że jest chory ani się nim nie bawiłaś. Poza tym - to on jest facetem i to jemu powinno na utrzymaniu kontaktu z Tobą zależeć, a nie Ty miałaś za nim latać. Nie rozumiem dlaczego jego siostra zabroniła Ci go odwiedzać. A skoro zabroniła to jak masz coś dla niego zrobić? To nielogiczne.
I co to w ogóle oznacza, że masz o niego walczyć i niczego mu nie odmawiać? Czy ktoś się w ogóle pytał o TWOJE uczucia? O TWOJE plany? Przecież Ty nie jesteś rzeczą, przedmiotem, czymś do spełniania zachcianek tego chłopaka. Bardzo współczuję tej sytuacji zarówno jemu jak i jego rodzinie. Ale to wcale nie oznacza, że wszyscy mają mu się podporządkować. A już szczególnie w tak delikatnej materii jak miłość. Jak on może Ci mówić, że byłaś egoistką? A może Ty tak samo ciężko przeżyłaś brak kontaktu z jego strony?
Jeśli ktoś tu jest nie w porządku to na pewno nie Ty, a przynajmniej nie jest tak, że "wina" jest tylko po twojej stronie.
Czuję w tym wszystkim jakąś chęć ze strony jego rodziny obarczenia kogoś winą za zaistniałą sytuację. Rozumiem, że to ogromnie trudne doświadczenie, ale takie szukanie kozła ofiarnego, żeby wyładować swoją złość ani jemu zdrowia nie przywróci ani nic dobrego nie spowoduje. Nie wiem co oni chcą na Tobie wymusić. Wydaje mi się, że jest to po prostu ich niezgoda na rzeczywistość, ich nieradzenie sobie z zaistniałą sytuacją.
Nie wolno nikomu wykorzystywać jego choroby do wymuszenia na Tobie czegokolwiek.
Jeżeli Ci na nim zależy - to owszem, obdarz go ciepłym słowem, zapewnij o modlitwie i podejmij takie kroki, jakie będziesz mogła. Przecież pewnych rzeczy nie przeskoczysz.
Pati, nie możesz siebie, swoich uczuć w tej sytuacji zatracić. Rób tyle - pamiętając, że on ma teraz faktycznie osłabiony system nerwowy - żeby Ci to nie ciążyło psychicznie, żeby to nie było wymuszone, żebyś nie czuła, że tego nie chcesz i masz ochotę uciec. Bądź dla niego dobra, uprzejma i spełniaj jego prośby (oczywiście w granicach rozsądku), ale tak by Ciebie to nie niszczyło.
I pamiętaj, w związku należy samemu też być szczęśliwym, a nie tylko być szczęściem dla kogoś. I jego siostra ma najmniej do decydowania o Twoim życiu.
Trzymaj się mocno!

  smb, 23 lat
906
12.03.2006  
Dużo czytałem na temat zakochania i prawdziwej . Wiem , że zakochanie trwa kilka miesięcy lub dłużej potem uczucia mijają i jęsli się chce czegoś więcej trzeba podjąć decyzje . Ja mam innym problem u mnie stany wielkiego zakochania i spadku uczuć przeplatają się w odstępach kilkudnoiwych np. przed spotkaniem jestem bardzo podeksytowny mam wiele uczuć wyobrażeń fatasji , gdy jednak dochodzi do niego nie powiem jest miło fajnie , ale nic większego nie czuje , zakochuje się jakby wyobrażeniu , gdy widzę , że ona taka nie jest uczucia gasną , ale po pewnym czasie kilku dniach znowu wracają . Natomiast wiem doskonale , że chce się nią opiekować być blisko , że tylko jej dobra, chce zwiaźć za nią odpowiedzialność itp. tego chce zawsze . Nie ważne czy w danym są we mnie uczucia czy też nie . Na razie nie jesteśmy jeszcze parą , nie wiem czy powinniem jej zawracać głowę skoro , jednego dnia jestem bez pamięci zakochany , a drugiego nic nie czuję , ale z drugiej wiem , że chce być z nią mimo tej huśtwaki uczuć .

* * * * *

Dobrze rozumiesz problem: gdy ją widzisz odbierasz ją taka jak ona jest, gdy jej nie widzisz tworzysz swoje wyobrażenia o niej, marzysz o pewnych sytuacjach. Rzeczywistość jest zawsze bardziej prozaiczna niż marzenia. Ale to nie jest nienormalne, wprost przeciwnie. Zawsze jest tak, że kochając kogoś myślimy o nim bardzo dużo, marzymy. W naszych wyobrażeniach zawsze ten ktoś jest piękny, idealny a my wiemy jak się zachować i wszystko idzie zgodnie z planem. W realu tak nie jest, bo są sytuacje nieprzewidziane, na które nie potrafimy zareagować tak jak w marzeniach, albo te sytuacje nie są takie jakbyśmy sobie tego życzyli. I ta druga osoba też taka nie jest. Dlatego w zderzeniu z rzeczywistością zawsze się rozczarujemy. I dlatego też wydaje nam się, że wcale tak naprawdę nie jesteśmy tak bardzo zakochani. Wtedy właśnie pojawiają się wątpliwości i zniechęcenie.
Taka huśtawka emocji będzie nam towarzyszyła przez długi czas, nawet już na kolejnych etapach pojawią się wątpliwości i pytania, choć pewnie już nie tak nasilone jak na początku.
Skoro - jak piszesz - chcesz wziąć za nią odpowiedzialność, opiekować się nią to znaczy, że nie jest Ci obojętna i że dobrze rozumiesz czym jest miłość. Zwłaszcza, że jesteście na wczesnym etapie znajomości. Myślę, że powinieneś dać sobie i jej szansę. To przecież jeszcze nie ślub, macie jeszcze mnóstwo czasu, by się poznać i wtedy podjąć decyzję czy chcecie ze sobą być czy nie. Czasem warto podjąć ryzyko :)
Życzę Wam powodzenia, a jako lekturę polecam Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" - dowiesz się m.in. że mężczyzna ma w związku pewne etapy zbliżania się do kobiety i potrzeby bycia samemu, takie przypływy i odpływy.

  Magda, 17 lat
905
12.03.2006  
We wrześniu poszłam do pierwszej klasy liceum. Pznałam tam wspaniałego chłopaka. Staliśmy się przyjaciółmi, jednak ja niestety poczułam do niego coś wiecej. Wiem, że jemu podoba się inna dziewczyna i dlatego nie mozemy być razem i to rozumiem. Nie chcę także zmuszać go do uczucia. Mój problem tkwi w tym, że jako przyjaciele mamy ze soba dobry kontakt i spedzamy razem dużo czasu, ale mi jest ciężko żyć w ten sposób, bo chciałabym, aby polączyło nas cos więcej. Co mam zrobić? Zerwać tę znajomość? Przecież po takim rozwiązaniu sprawy też na pewno bym cierpiała. Dodam jeszcze że jemu nigdy nie powiem o swoim uczuciu. Proszę pomóżcie!

* * * * *

Przebywaj z nim na tyle na ile będziesz w stanie emocjonalnie sobie z tym poradzić. Nie musisz się katować oglądaniem jego szczęścia i częstym przebywaniem w jego towarzystwie. Jeśli jednak zależy Ci na przyjaźni z nim to nie ma sensu zrywać całkowicie kontaktu. Myślę, że takie rozluźnienie kontaktu dobre jest w tym początkowym okresie, kiedy emocje są najsilniejsze. Dobrze też by było gdyby była taka możliwość, żebyście nie widzieli się dłuższy czas (takim czasem są np. wakacje), ale nie wiem czy to możliwe. Dopóki nie "dojdziesz do siebie" staraj się go - na ile to możliwe - unikać. W ten sposób jest szansa, że po jakimś czasie Ci przejdzie i uratujesz Waszą przyjaźń

  anonim, 20 lat
904
11.03.2006  
czy seks oralny w małżeństwie to grzech?

* * * * *

I w małżeństwie i nie w małżeństwie - zawsze. Możesz poczytać na ten temat encyklikę "Humane vitae" a w razie wątpliwości poradzić się spowiednika.

  marta, 16 lat
903
11.03.2006  
podoba mi się chłopak, i kiedyś wyznałam mu miłosc, ale od temtego czasu nasze stosunki z przyjaciół zeszły na słabe koleżeństwo. W Duszy czuję że mu się podobam ale nie moge mu przecież tego udowodnić Pomóżcieprosze!

* * * * *

No bo zrobiłaś błąd zaczynając od końca. Wystraszyłaś chłopaka i uciekł. Być może dopiero zaczynałaś mu się podobać ale zbyt śmiałym wyznaniem i takim jasnym postawieniem sprawy spowodowałaś, że poczuł się przyciśnięty do muru i nie wytrzymał tego.
Proszę przeczytaj odp. nr 18, 61, 74, 217, 514 dlaczego nie można zbyt wcześnie powiedzieć słowa "kocham".

  ola, 15 lat
902
11.03.2006  
Od dwóch lat podoba mi się ten sam chłopak. Kiedyś chodziliśmy na spacery,i było super, ale ostatnio napisał mi sms\'a, że \'\'kiedyś chciał mnie poprosić o chodzenie, ale nie miał czasu na miłośc\" i że tak naprawdę nikogo nie kochał i temat miłości jest mu obcy. Jednak gdy się go zapyałam czy to prawda, że ma nową miłość nie zaprzeczył. Powiedział, że owszem ma, ale i ma problem z którym musi się sam uporać? O co może mu chodzić i czy mogę mieć u niego jakieś szanse? Prosze o szybką odpowiedź

* * * * *

Jeśli Ci napisał, że nie miał czasu na miłość to znaczy, że wcale Cię o chodzenie nie chciał poprosić, bo - na logikę - po co? Sam powiedział, że to dla niego obcy temat. Czyli jeszcze wtedy miłości nie potrzebował i do niej nie dojrzał. Czy teraz masz szanse? Jeśli faktycznie kogoś ma to nie. Co do jego problemu - nie mam pojęcia o co może mu chodzić, jeśli rzeczywiście ma jakiś problem to musi go rozwiązać.
No i jest jeszcze jedna możliwość - on nikogo nie ma, nadal nie chce mieć i tak Ci napisał "na odczepnego" - żeby się wykręcić.
Nawet jeśli faktycznie tak jest to oznacza, że nadal miłości jeszcze nie potrzebuje i lepiej zostawić go w spokoju. W końcu każdy ma swój czas a jego - jak widać - jeszcze nie nadszedł.

  Maria, 25 lat
901
11.03.2006  
Dziekuje za odpowiedz! Co do mojego ojca-to go nie znam-a ojczym nie zyje od prawie 9 lat. Rodzenstwo jest podobne do swojego taty a mojego ojczyma. Wszystko maja pozwolone-a ja zawsze jestem wypytywana co i gdzie robie. Moj przyjaciel jest kilka lat starszy i moze dlatego mama jest jemu przeciwna!

* * * * *

Widzisz, mama pewnie się boi, żeby ktoś Ci krzywdy nie zrobił. Jest sama z dziećmi, może trudno jej zaufać mężczyznom i stąd obawy. Tak czy inaczej Ty jesteś dorosła i jeśli Twój chłopak Ci odpowiada to nie możesz kierować się uprzedzeniami mamy tylko swoją postawą i relacją z nim pokazać jej, że nie każdy facet jest taki sam. Po prostu...rób swoje pamiętając, że być może to zachowanie Twojej mamy podyktowane jest jej urazem, zranieniem. Tego nie wiesz, a ona być może Ci nigdy tego nie powie. Nasi rodzice też mogą mieć jakieś wcześniejsze negatywne doświadczenia, które chowają głęboko w pamięci, spychają w podświadomość i podzielnie się nimi z dziećmi - już nawet dorosłymi - przekracza ich możliwości emocjonalne. Tak może zatem być. Jej naprawdę jest ciężko - bo ma obowiązki (dzieci), a nie ma oparcia w mężczyźnie, którego każda kobieta potrzebuje. Może więc - niejako podświadomie - trochę przerzuca tego ciężaru na Twoje ramiona, jako najstarszej - bo samą ją to przerasta? Co do innego traktowania. Widzisz, ja też jestem najstarsza i chyba jakoś się tak przyjęło (choć wcale tego nie pochwalam!), że najstarszy = najbardziej odpowiedzialny itp. Tak więc co wolno młodszym (bo zawsze są młodsi) tego starszemu już absolutnie, bo powinien być mądrzejszy. Rodzice chyba też oczekują, że najstarszy będzie dawał przykład innym i właśnie wykorzystując fakt tego starszeństwa wpływają na jego ambicję. Też przez to przeszłam, w zasadzie nadal przechodzę, choć mam już swoją rodzinę. I sama nie znajduję na to recepty. Tak jak Ci pisałam poprzednio - rób swoje, żyj wizją swojej przyszłej rodziny no i jeszcze staraj się czasem nie tyle rozumieć co tłumaczyć matkę tymi jej zranieniami. A może - za kilka lat - uda Wam się pogadać tak na równi, jak przyjaciółki? W końcu nie tylko dzieci uczą się od swoich rodziców, ale rodzice też mogą nieraz otrzymać pomoc od swoich dorosłych dzieci. Trzymaj się Mario i powodzenia! :


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej