Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Paulina Zakochana
1200
26.08.2006  
Witam! Miałam chłopaka, chodziłam z nim miesiąc ale zerwał bo spodobała mu się inna ale po jakimś krótkim czasie doszło do rozwiązania. Zaczął mnie przepraszać i pytać czy będę umiała mu wybaczyć, znów z nim byłam później jakoś nie wyszło i zerwałam sama nie wiem dlaczego może dlatego, że byłam zbyt nie śmiała kiedys chciał mi okazać miłość... było to w maju teraz mamy sierpień zmieniłam fryzurę, styl ubioru oraz charakter. Tej chwili nie zapomnę do końca moich dni, siedziałam z nim na ławce przed blokiem , był wieczór, on myślał wogóle nic nie mówił ja go zapytałam nad czym tak myśli on mi odpowiedział , że myśli nad tym czy nam się tym razem uda i zapytał co ja o tym myślą ja odpowiedziałam, że jeśli tylko będzie chciał to nam się uda zaniemówił. Ja oparłam się o opracie ławki i patrzyłam w gwiazdy, a on myślał po chwili się odwrócił i patrzył na mnie jakby njie widział świata po za mną i znowu zaczał główkować. Powiedział, że nie wie czy to uczucie znów powróciło, czy zawsze było tylko gdzieś skryte w głębi jego serca... i nagle czar tego wieczoru prysł jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego telefon zadzwoni, była to jego mama i powiedziała, że on ma wrócić do domu. Przez cała noc myślałam dlaczego w takiej chiwli musiała jego mama dzwonić?? na drugi dzień wszyscy się go pytali czy chce ze mną chodzić, odpowiadał nie wiem aż w końcu powiedział że chce ale musi się z tym Sprzespać...Był czwartek umówiłam się ze znajomymi , że pójdziemy na basen zapytałam się czy ON także pojdzie z nami odpowiedzial ze ze mna by poszedl ale z cala reszta nie... ale miał iść tylko chyba los nie chce bysmy byli razem , bo jego rodzice musieli gdzies jechac a oin mial pilnowac swojego mlodszego brata wiec nie mógł z nami isc ... a moje pytanie jest takie czy warto próbować?? ja wciąż go kocham to trwa jush 5 miesiecy od marca ja go kocham czy mam dalej probowac czy zaczac szukac kogos innego ( co nie bedzie takie latwe bo bardzo go kocham )za odpowiedz z gory dziekuje i pozdrawiam jestescie wspaniali ze stworzyliscie cos takiego to wspaniale

* * * * *

No to jeśli go kochasz to próbuj! Przecież nie można zrażać się takimi rzeczami jak telefon w nieodpowiednim momencie ani to, że musiał wracać do domu. Nie należy dopatrywać się w tym żadnych znaków z góry, bo przeszkód zawsze jest dużo, ale są po to, by je pokonywać a nie kapitulować przed nimi. Pokonywanie trudności dowodzi prawdziwości uczucia. Jeżeli jemu też na Tobie zależy to jak najbardziej macie szansę zacząć od nowa. Powinien jako chłopak wykazać się własnie teraz pomysłowością i tak organizować czynności, by starczyło czasu również na spotkanie. Musi być zdecydowany i przekonany, że warto. Jeśli tak jest to życzę Wam powodzenia. I polecam do przeczytania odp. nrt: 234, 25, 50, 340, 1101 może dzięki nim będzie Wam łatwiej.

  Ewcia, 19 lat
1199
26.08.2006  
witam!!! byłam z chłopakiem 3 lata i kiedy poszliśmy do innych szkół wszystko się rozpadło i to na 2 lata. w ciągu tego czasu wiele sie modlilam o to zebysmy byli znowu razem i udało sie i jestesmy teraz ze soba juz prawie rok.układa sie raczej dobrze ale sa 2 problemy. po pierwsze to on miał w tym czasie inna dziewczyne z ktorą wspolżyl i ja ciągle o tym pamietam nie potrafie o tym zapomniec i na dodatek nie chcac byc gorsza od niej rowniez sie na to zgodzilam... wiem ze to grzech i chce z tym skonczyc w tym miesiacu bylam juz 3 raazy u spowiedzi i jakos nie moge. ostatnio zaproponowalam mu zebysmy z tym skonczyli to najwyrazniej tego nie chce i w zwiazku z tym mam pytanie czy nawet po czyms takim mamy szanse na udany zwiazek? bo ja Go kocham ponad 5 lat i nawet zaczynamy rozmawiac o małzeństwie. drugi problem dotyczy jego bo on ma ze soba problemy wiem ze to wynika z jego rodziny bo on nigdy nie mial oparcia w rodzicach i po prostu oni mu wpoili ze sie do niczego nie nadaje i on w to wierzy i nic do niego nie przemawia. i w ogole on sobie juz nie radzi bo w jego domu sie nie przelewa a on zarabia sam na siebie i nie wiem jak mu pomoc bo on chce stad wyjechac bo mowi ze juz tu nie wytrzymuje a przeciez to nie rozwiaze problemu... i w sumie jeszcze jedno... bo ja czasem bez powodu boje sie ze znowu mozemy sie tak glupio rozstac a ja juz bym nie zniosla tego po raz drugi bo to byl najgorszy okres w moim zyciu ;( czy to w ogole jest racjonalny lęk? i co mam zrobic zeby przestac porownywac sie o jego bylej dziewczyny? a ona chodzi teraz z jego kuzynem i tez sie boje ze to moze nam cos popsuc... wiem ze to glupie problemy ale staram sie byc bardzo ostrozna bo nie chce go stracic dodam ze z tamta dziewczna byl okolo 5 miesiecy ale i ze mna wtedy utrzymywal kontakt. przepraszam ze tak duzo i z gory dziekuje za odpowiedz. Szczęść Boże!

* * * * *

Ewa, po pierwsze: owszem, macie szansę na udany związek, nawet po "czymś takim". Bóg daje szansę każdemu, kto tego chce. Ale: musicie skończyć z nieczystością. Dobrze, że masz świadomość jak absurdalne było to, że zgodziłas się na współżycie nie chcąc być gorsza od tamtej. Rozumiem co przez Ciebie przemawiało, ale - pomijając nawet względy moralne - to przecież nic tym nie osiągnęłaś. Nie pokazałaś, że nie jesteś gorsza od tamtej, tylko...że nie jesteś od niej lepsza. A nie o to przecież chodziło, prawda? Ale dobrze, masz świadomosć grzechu, chcesz powstać i to jest najważniejsze. Jak to zrobić? Przekonać chłopaka, że to konieczność. Nie wstydzić się, nie bać, nie znosić pokornie tylko jak najszybciej porozmawiać z chłopakiem i powiedzieć, że przekroczyliście granice, zdradziliście ideały i że takie zachowanie Was niszczy. Że rozbudzenie Waszych ciał spowoduje, że będziecie chcieli pójść coraz dalej. Że takie zachowanie jest grzechem i powoduje Twoje wyrzuty sumienia. Że bardzo chcesz, żebyście zachowali czystość. A jak zacząć rozmowę? Możesz powiedzieć, że zauważyłaś, że Wasze kontakty ostatnio bardzo się zacieśniły, że staliście się sobie bardzo bliscy, że ...(tu za coś go pochwal koniecznie!) a później powiedz, że niepokoi Cię tylko jedna rzecz: współżycie - i że Ty nie chcesz aby nadal tak było. Należy to powiedzieć spokojnie, ale stanowczo, dając do zrozumienia, że naprawdę na tym nam bardzo zależy. A potem nie łamać się, nie pozwalać na pewne gesty, nie ulegać dla świętego spokoju, nie iść na ustępstwa. Czystość da się zachować i nawet jeśli się upadło w tej dziedzinie to trzeba powstać i walczyć dalej a nie płakać i biadolić, że wszystko stracone. Nie trzeba też stawiać sprawy na ostrzu noża i zaraz grozić odejściem. Po prostu: nie prowokować się nawzajem ale i nie demonizować tej sfery, nie żyć w ciągłej panice, że coś się może przytrafić. Może się Wam przytrafić upadek, najważniejsze by po prostu walczyć o czystość, podnosić się i iść dalej. Nie zwlekać ze spowiedzią, tylko przystąpić do niej jak najszybciej, by jak najszybciej zdjąć z siebie ciężar winy i próbować na nowo, z czystym sumieniem. A randki zapełniać pasjonującymi zajęciami: ciekawa wycieczka, rozmowa o filmie czy książce, wspólna praca - będziecie mieli i więcej satysfakcji i mniej okazji do grzechu. Ten czas wstrzemięźliwości przed ślubem na pewno przyniesie błogosławione owoce. Z czysto praktycznych chociażby: - nauczycie się czekać na siebie (bo przecież nawet w małżeństwie nie zawsze można współżyć, jest przecież miesiączka, czas płodny - gdy nie planuje się dziecka, czas po porodzie, choroba itp.) - nie będziecie się bali niespodziewanej ciąży, - nie będziecie bali się spowiedzi przedślubnej. A za każdym razem gdy przychodzi pokusa modlić się np. aktem strzelistym: "Jezu cichy i pokornego serca uczyń serce moje według serca Twego". Skoro chłopak twierdzi, że Cię kocha to niech da temu dowód poprzez szacunek do Twego ciała. To nie Ty masz mu dawać "dowód miłości" ale on Tobie poprzez uszanowanie Twych zasad i wartości Twojej czystości, nienaruszalności. Chłopak ma tak traktować dziewczynę jakby chciał, by ktoś traktował jego przyszłą żonę. Jaką chce mieć żonę tak niech traktuje swoją dziewczynę. Skomplikowane? Dowodem miłości chłopaka jest powstrzymywanie się od "dowodów miłości" wobec swojej dziewczyny, szanowanie jej. Mało tego - gdyby nawet ona tego chciała on, jako przewodnik związku ma się temu opierać i na to nie pozwolić. Mówienie, że to w imię szczęścia kobiety też chyba świadczy o wielkim nieporozumieniu. Chciałabym zapytać chłopaków jakie to szczęście miałby ich dziewczynom dać przedmałżeński seks. Wyrzut sumienia, że łamie się przykazania, ogromny smutek z powodu utraty dziewictwa + niepokój, że nie tej właściwej osobie się ten dar z siebie ofiarowało, strach przed ciążą, obawa, że chłopak chciał się tylko zabawić i zaraz zostawi, strach, że rodzice nakryją itp. Takie oto "szczęście" chcą ofiarować chłopcy swoim dziewczynom. Oczywiście im byłoby przyjemnie, a zatem widać jak na dłoni, że propozycja współżycia skierowana jest nie z miłości ale dla ich przyjemności. A to już miłość nie jest. Nie zrozumcie mnie źle: ja nie chcę Wam "obrzydzić" seksu, bo on jest piękny, ale żeby rzeczywiście był piękny to muszą być pewne okoliczności spełnione. Musi być małżeństwo: mąż zapewniający opiekę i poczucie bezpieczeństwa, który oszaleje z radości jeśli pocznie się dziecko a nie chłopak, który przerażony i wściekły z powodu "wpadki" odejdzie i zostawi z problemem. Musi być miłość dojrzała, nie żądająca dla siebie tylko ofiarowująca. Jeśli się kocha to chce się dobra dla drugiej osoby. Czy może być w związku dwojga piękniejsze uczucie niż czysta miłość? Aby móc sobie i Jezusowi spojrzeć w oczy? Nie można bawić się w małżeństwo jak się nim nie jest. Ks. Pawlukiewicz mówi zawsze: "nie wiecie jaka jest różnica miedzy seksem dzień po ślubie a dzień przed ślubem? A taka jakby Wam sakrament małżeństwa błogosławił ksiądz po święceniach i kleryk przed święceniami". Ten drugi ślub byłby przecież nieważny, prawda? Bo ten jeszcze nie-ksiądz uzurpowałby sobie prawa do czynności, do których nie ma uprawnień. Współżyjąc przed ślubem ludzie uzurpują sobie prawa do tego co mogą małżonkowie. Po drugie: polecam Twojemyu chłopakowi przeczytanie odpowiedzi o problemach na podłożu rodzinnym w odp. nr: 468, 484, 520, 600, 699. To duży problem, ale do rozwiązania. Wymaga tylko chęci i pracy nad sobą, a uwierz, że wszystko jest możliwe. Tym bardziej, że - jak piszesz - chłopak jest zaradny. Zapytam tylko gdzie chce wyjechać? Bo jeśli chce się tylko wyprowadzić z domu to może wcale nie jest to taki głupi pomysł. Jest już dorosły, owszem młody, na pewno ciężko by mu było, ale jeśli pracuje i udałoby mu się np. wynająć pokój to może właśnie spokój (choć nie wiem czego konkretnie dotyczy problem w jego rodzinie) dobrze by mu zrobił. Nie wiem, nie potrafię jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, nie znam sytuacji. Po trzecie: wydaje mi się, że porównujesz się dlatego, że czujesz zagrożenie ze strony tej dziewczyny. Czujesz, że ona była w czymś od Ciebie lepsza skoro Twój chłopak z nią się spotykał. A zatem coś go w niej zainteresowało. Ale wiesz, ja sądzę, że głębszego uczucia tam nie było. Po pierwsze dlatego, że - być może - on był "na świeżo" po rozstaniu z Tobą i po prostu pociągnęła go nowość, pewna odmiana, a może nawet chęć pokazania Tobie, że stac go na to by mieć dziewczynę, a nie ona sama jako osoba, kobieta, nie wartości w niej. A po drugie: współżył z nią, a zatem..nie rozumem myślał, tylko skupiał się na doznaniach seksualnych i nie dążył do rozwoju miłości, poznania jej coraz lepiej, wspólnych ideałów tylko interesowała go przyjemność, którą ona mu dawała. Co zresztą szybko się skończyło. Może to trochę brutalne, że ja tak o Twoim chłopaku piszę, ale wbrew pozorom to tylko plus dla Ciebie. Bo to oznacza, że ona NIE JEST dla Ciebie jakimkolwiek zagrożeniem. Ona była takim pocieszeniem, niejako "kobietą bez twarzy" (broń Boże nie mów jej o tym!) tzn. ktokolwiek mógłby być na jej miejscu. A już tym bardziej jak ona teraz jest zajęta a w szczególności jak Twój chłopak zdecydował się być z Tobą i sobie ufacie to nie masz powodów do obaw. Ona to już przeszłość i jestem pewna że Twój chłopak myśli tak samo. Nie traktuj jej więc jak potencjalnej rywalki.

  Iwona, 21 lat
1198
25.08.2006  
Witam, juz od dluzszego czasu zastanawiam sie czy wszystko ze mna jest ok. A mianowicie chodzi o moje przyszle zycie. Chcialabym tak jak kazdy czlowiek kochac i byc kochana. Ostatnio bylam swiadkiem na slubie, chcialabym kiedys miec wlasny, ale nie wiem czy to wogole sie zdarzy. Ludzie sie dziwia ze jestem singlem, a twierdza ze \"taka ladna, madra, sympatyczna dziewczyna...\" nie ma chlopaka. Po woli przyzwyczajam sie do samotnosci i oswajam sie z nia. Jednak jest problem bo nie wyobrazam sobie zycia w pojedynke. Moze teraz sama sobie przecze, ale juz gubie sie w tym wszystkim, nie potrafie sobie tego wytlumaczyc i nikt nie jest w stanie mi tego wytlumaczyc. Czuje sie samotna, a chcialabym kiedys moc przytulic sie do kogos bliskiego, porozmawiac, podzielic sie smutkami i radosciami, poczuc ze jestem dla kogos kims waznym w zyciu.Prosze napiszcie kilka słow pociszenia.

* * * * *

No a dlaczego masz sobie wyobrażać życie w pojedynkę? Nie rozumiem. Twoje pragnienia są przecież normalne. A jesteś młoda i nie rozumiem skąd zdziwienie, że nie masz chłopaka. Nie masz odpowiedniego kandydata to nie masz. Ja pierwszego chłopaka miałam w wieku 26 lat i wcale nie czuję się z tego powodu gorsza. Przecież to naturalne, że jeśli nikogo jeszcze nie spotkałaś lub nie spotkałas kogoś kto Ci odpowiada to na razie jesteś sama. Nie wmawiaj sobie, że będziesz sama, nie wolno Ci tego robić, to grozi zgorzknieniem, frustracją i niewiarą we własne siły, że o myśleniu "mi się to nie należy, jestem gorsza" nie wspomnę! To wcale nie oznacza, że masz teraz latać za chłopakami i na siłę z kimś być, ale jeśli masz oczy otwarte i jesteś gotowa skorzystać z propozycji spotkania z kimś (gdyby taka padła) to nie masz sobie nic do zarzucenia. Po prostu gdzieś jest ktoś, ale jeszcze się nie znacie, bo może np. on jeszcze nie jest gotowy na związek i byście się poranili. Bóg wie co robi, nawet jeśli tego nie rozumiemy. Owszem, czekanie, samotność to bolesne uczcuia. Ciężko jest być samemu, wiem to bardzo dobrze. Ale nie można sobie wmówić, że ten stan będzie trwał wiecznie. W naszym dziale dla osób, które chcą się poznać (mamy już sporo małżeństw :) ) są wpisy osób, które mają grubo ponad 30 lat i nadal wierzą! Nadal szukają i ufają, że się uda. Zajrzyj do niego, a może sama się wpiszesz?: [zobacz] Polecam Ci też odp. nr: 56, 302, 346, 138, 693. Powodzenia!

  Monika, 18 lat
1197
25.08.2006  
Witam serdecznie.Pisze by poradzić się w ważnej dla mnie sprawie..mianowicie Dominika znam ponad 3 lata.Na poczatku znjomości było tylko przelotne \"cześć\" i usmiech..odkąd zaczełam chodzić na oaze (czyli 2 lata)nasza znajomość nabrała barwy.Rozmawilismy, śmialismy się, cos organizowalismy, zawsze był w pobliżu..on traktował mnie normalnie, jak każdego- z szacunkiem, ale ja czułam do niego cos więcej... Obecnie sprawa wygląda tak, że ja zakochałam się w nim, ale nie potrafie mu tego wyznać....szczerze powiedziawszy nasza znajmość to nie jest przyjaźń, tylko kumpelstwo(dośc na luzie,ze względy na brak czasu).Ilekroć widze go, nie potrfie przemóc w sobie tego by mu wyznać co do niego czuje.Może racja jest w tym taka, że boje się odżucenia, braku akceptacji, może nawet wyśminia moich uczuć, choc wiem że on taki nie jest.Może troche o nim...ma 21 lat, jest animatorem na oazie...wiem, że dziewczyny trktuje powaznie jeżeli któras mu się podoba i wiem, że nie podejmuje nie przemyślanych decyzji w związku z daną dziewczyną...nie wiem co czuje..więc trudno mi powiedziec...ale wydaje mi się, że z jego strony to zwykła sympatia... To, że go kocham to nie znaczy, że biegam z nim i całymi dniami wzdycham(ten stan dawno monoł)dziś wiem, że jest on jedynym mężczyzną z którym chcę być i wiem, że chcę jak najlepiej dla niego, natomiast nie wiem czy powinnam wyznac to uczucie i jak to zrobic.... Prosze o pomoc, o rade...z góry bardzo dziekuje...

* * * * *

Z Twojego listu wynika, że sytuacja nie wygląda optymistycznie. Jeśli bowiem już dwa lata się przyjaźnicie a z jego strony nie ma inicjatywy to znaczy, że chyba nie podziela Twojego uczucia. Tym bardziej, że nie jest to typ nieśmiałego, zakompleksionego chłopaka, który nie śmie zaproponować dziewczynie spotkania. Jeśli jest animatorem to na pewno jest osobą konkretną i zdecydowaną. I to zdecydowanie przełożyłoby się również na stosunki damsko-męskie. No cóż, to dobrze, że mu nie wyznałaś uczucia. Bo po takim wyznaniu Wasze stosunki by się bardzo oziębiły, bo on poczułby się naciskany, poczułby się w pułapce uczucia, poczułby, że Ty oczekujesz od niego tego czego nie może Ci dać i - uciekłby. Oczywiście chodzi przede wszystkim o taką psychiczną ucieczkę, choć faktycznie mógłby też zacząć Cię unikać. Głównie jednak rzadziej by z Tobą rozmawiał, usiłowałby pracować z kimś innym. Czułby się poniekąd winny tego Twojego uczucia i zastanawiałby się co on takiego zrobił, że do tego doszło. Rozumiem, że w tym momencie pozbawiam Cię złudzeń i pewnie wcale nie godzisz się z takim obrotem sprawy. Dobrze. To w takim razie możesz jeszcze "sprawdzić" czy tak jest w istocie. Poproś go o jakąś przysługę, która będzie wymagała poświęcenia trochę jego czasu. Jak zareaguje? Zrobi to chętnie i natychmiast? Czy wyciągnie notes i zacznie kombinować? A może będzie starał się Cię zbyć? Moniko, rozumiem Cię, rozumiem, jak trudna i bolesna jest nieodwzajemniona miłość. Fakty jednak, które przedstawiłaś wskazują na to, że ta miłość jest niestety jednostronna...Bardzo Ci współczuję. Wyznaniem uczucia nic dobrego nie osiągniesz. Cóż mogę Ci poradzić? Najlepiej, żebyś powoli wyzwalała się spod tego uczucia. Wiem, że w tej chwili nie chcesz przyjąć tego do wiadomości i ciągle masz nadzieję. Dlatego właśnie napisałam Ci o tym "wypróbowaniu" - oczywiście możesz skorzystać też z innych rad zawartych w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Jednak nie chcę robić Ci złudnych nadzieji. A jak przeżyć taką nieodwzajemnioną miłość, jak się odkochać? Pisałam w odp. nr 80, 526, 653, 825. Trzymaj się!

  kasia, 14 lat
1196
25.08.2006  
Szczęść Boże! Mam o rok starszego chłopca i mamy chyba pewien problem... (którego on nie widzi). Mianowicie, gdy się spotykamy to on często mnie całuje i przytula. Ja zawsze marzyłam o tym, żeby być czysta, by kochać miłością czerpaną z Boga, a w naszych \"gestech\" nie ma takiej miłości. Powiedziałam mu, że nie chcę, zeby mnie całował. I on to uszanował i odpowiedział mi, ze nie widzi w tym nic złego. Nie wiem jak mam mu to wytłumaczyć, by mnie zrozumiał...To dobry chłopak, tylko, ze chyba nie słyszał, lub nierozumie Czystej Miłości, a tak bardzo chcę byśmy byli szczęśliwi...Może Pani mi powie jak mam z nim rozmawiać, jak mu wytłymaczyć Miłość na której tak bardzo mi zależy... Pozdrawiam :)

* * * * *

Skoro w Waszych gestach nie ma miłości czystej, tylko masz poczucie, że coś jest nie tak, coś Cię niepokoi, czegoś nie akceptujesz to należy poważnie z chłopakiem porozmawiać. Nie wstydzić się, nie bać, nie znosić pokornie tylko jak najszybciej porozmawiać z chłopakiem i powiedzieć, że przekroczyliście pewne granice i że takie zachowanie Was niszczy. Że rozbudzenie Waszych ciał spowoduje, że będziecie chcieli pójść dalej. Że takie zachowanie jest grzechem i powoduje Twoje wyrzuty sumienia. Że przecież ustaliliście, że współżycie będzie po ślubie i że bardzo chcesz, żebyście zachowali czystość. Że jeśli Cię kocha to niech uszanuje Twoje ciało. Jeśli nawet Twój chłopak jest niewierzący to jeśli Cię kocha to w imię tej miłości uszanuje Twoją prośbę. Niech pomyśli jak chciałby, żeby ktoś inny traktował jego przyszłą żonę i sam niech się tak zachowuje. A jak zacząć rozmowę? Możesz powiedzieć, że zauważyłaś, że Wasze kontakty ostatnio bardzo się zacieśniły, że staliście się sobie bardzo bliscy, że ...(tu za coś go pochwal koniecznie!) a później powiedz, że niepokoi Cię tylko jedna rzecz: że zaczynacie łamać swoje postanowienia i że Ty nie chcesz aby nadal tak było. Należy to powiedzieć spokojnie, ale stanowczo, dając do zrozumienia, że naprawdę na tym nam bardzo zależy. A potem nie łamać się, nie pozwalać na pewne gesty, nie ulegać dla świętego spokoju, nie iść na ustępstwa. Tak naprawdę pewnie każdy chłopak chciałby "spróbować". Tylko teraz: jeżeli ma zasady to nie pozwoli sobie na pewne zachowania, będzie się starał ten popęd spożytkować w inny sposób, zajmie się sportem itp. a jeśli do tego szanuje kobietę to nigdy nie zaproponuje jej czegoś czego ona nie zaakceptuje. Za bardzo ją szanuje, także jej ciało, żeby śmiał po nie sięgać kiedy nie ma do tego prawa. Skoro chłopak twierdzi, że Cię kocha to niech da temu dowód poprzez szacunek do Twego ciała. To nie Ty masz mu dawać "dowód miłości" ale on Tobie poprzez uszanowanie Twych zasad i wartości Twojej czystości, nienaruszalności. Chłopak ma tak traktować dziewczynę jakby chciał, by ktoś traktował jego przyszłą żonę. Jaką chce mieć żonę tak niech traktuje swoją dziewczynę. Skomplikowane?Dowodem miłości chłopaka jest powstrzymywanie się od "dowodów miłości" wobec swojej dziewczyny, szanowanie jej. Mało tego - gdyby nawet ona tego chciała on, jako przewodnik związku ma się temu opierać i na to nie pozwolić. Czystość da się zachować i nawet jeśli się upadło w tej dziedzinie to trzeba powstać i walczyć dalej a nie płakać i biadolić, że wszystko stracone. Nie trzeba też stawiać sprawy na ostrzu noża i zaraz grozić odejściem. Po prostu: nie prowokować się nawzajem ale i nie demonizować tej sfery, nie żyć w ciągłej panice, że coś się może przytrafić. Może się Wam przytrafić upadek, najważniejsze by po prostu walczyć o czystość, podnosić się i iść dalej. Nie zwlekać ze spowiedzią, tylko przystąpić do niej jak najszybciej, by jak najszybciej zdjąć z siebie ciężar winy i próbować na nowo, z czystym sumieniem. A randki zapełniać pasjonującymi zajęciami: ciekawa wycieczka, rozmowa o filmie czy książce, wspólna praca - będziecie mieli i więcej satysfakcji i mniej okazji do grzechu. Ten czas wstrzemięźliwości przed ślubem na pewno przyniesie błogosławione owoce. Z czysto praktycznych chociażby: - nauczycie się czekać na siebie (bo przecież nawet w małżeństwie nie zawsze można współżyć, jest przecież miesiączka, czas płodny - gdy nie planuje się dziecka, czas po porodzie, choroba itp.) - nie będziecie się bali niespodziewanej ciąży, - nie będziecie bali się spowiedzi przedślubnej. A za każdym razem gdy przychodzi pokusa modlić się np. aktem strzelistym: "Jezu cichy i pokornego serca uczyń serce moje według serca Twego". Pomyślcie też o Waszej nocy poślubnej. Ona jest jedyna i wyjątkowa i wcale nie mam na myśli tego o czym 95 % czytających teraz myśli. Nie, nie, wcale nie o współżycie mi chodzi. Chodzi mi właśnie o ów zapakowany przez Boga prezent - o odsłonięcie przed małżonkiem piękna swego ciała. Tego ciała, które do nikogo nigdy nie należało. Ofiarowanie mu tego jak daru, prezentu. Taki prezent dany wcześniej, a raczej - podpatrywany wcześniej, poprzez robienie dziurki w opakowaniu i ciekawskie wsadzanie tam nosa już nie jest niespodzianką. Już wiemy co tam jest i czego możemy się spodziewać. Przypomnijmy sobie jak byliśmy mali i byliśmy ciekawi co jest pod choinką. Gdy nie mieliśmy pojęcia - radość i zaskoczenie było czymś niesamowitym. A gdy nudziliśmy mamie, żeby powiedziała co dostaniemy na urodziny - to owszem, cieszyliśmy się ale niespodzianki przecież już nie było, prawda? I jeszcze moja osobista refleksja: noc poślubna była dla mnie niezwykła dlatego, że oboje z mężem mogliśmy przeżywać radość wzajemnego odkrywania się, poznawania swoich ciał, taka prawdziwa noc po- ślubna. No i to, że przeżyliśmy narzeczeństwo w czystości spowodowało, że nie byliśmy "zaślepieni" tym prawem pierwszych połączeń, które powoduje tak duże przywiązanie, że nie pozwala obiektywnie patrzeć na drugiego, że mogliśmy "trzeźwo" oceniać swoje postępowanie, dostrzegaliśmy swoje wady, potrafiliśmy szczerze rozmawiać o błędach i tym co się nam w drugim nie podoba. Na spotkaniach poznawaliśmy swoje poglądy, poznawaliśmy swoje dusze a nie ciała. Chodziliśmy na wycieczki, do kina, do znajomych a nie szukaliśmy okazji na ukradkowe współżycie. Myśleliśmy jak sobie sprawić przyjemność, np. ja: co zrobić na kolację, on: jakie mi kwiaty przynieść a nie w co się ubrać na wieczór, by było bardziej podniecająco i jak się zabezpieczyć. Chodziliśmy razem do kościoła i do komunii mogąc spojrzeć w oczy Jezusowi. Nasze narzeczeństwo było narzeczeństwem a nie zabawą w małżeństwo. A w dzień ślubu ofiarowaliśmy sobie prócz dusz także ciała i to była dla nas prawdziwa radość. Radość czystej miłości.

  Kinga, 18 lat
1195
25.08.2006  
Szczęść Boze! dwa tygodnie temu poznałam fajnego chłpaka. Jest o rok starszy ode mnie, świetnie się nam ze sobą rozmawia...spędzamy ze sobą dużo czasu...ostatnio nawet mnie pocalowal i chyba się w nim zakochałam:( tylko ze on chce zebysmy tylko się przyjaźnili;( a ja nie wiem czy dam radę... czy jest sens bo ja oczekuje czegos wiecej niz przyjazni z jego strony... wiem ze go znam krotko, zaledwie 2 tygodnie ale jeszcze nigdy nie czułam czegos takiego do innego chłopaka jak do niego czuje... Boje się mu powiedziec ze sie w nim zakochałam, bo nie chce stracic tego co mam... dzieli nas odleglosc ok 150 km... co mam zrobic?! Zawsze pragnełam spotkac kogos takiego jak on... jest spełnieniem moich marzen:))) pozdrawiam;*** Kinga

* * * * *

Pocałował Cię i chce żebyście się tylko przyjaźnili? Chyba coś nie tak? A może on po prostu jest taki wylewny w gestach i potraktował to jako przyjacielski pocałunek? Cóż, jeśli Ty faktycznie się zakochałaś a on faktycznie określił granice Waszej relacji i Ciebie ta sytuacja przerasta - to zrezygnuj z tej znajomości. Po co masz się męczyć? Po co masz rozpaczać nad nieodwzajemnioną miłością? W dodatku dzieli Was odległość i przez ten czas gdy nie będziesz go widzieć będziesz sobie wyobrażać różne sytuacje, będziesz o nim marzyć - i jeszcze bardziej się zaplączesz. Jeśli zaś zrezygnujesz to odległość podziała tu na Twoją korzyść, szybciej zapomnisz. Poza tym to dopiero dwa tygodnie więc przejdziesz przez to w miarę bezboleśnie. Widzisz, to oczywiście Twoja decyzja, ale jeśli rzeczywiście jest tak jak opisujesz to po prostu bez sensu... Oczywiście, można się łudzić, próbować bo może kiedyś coś zaskoczy. Ale jeśli nie? Im dłużej będziesz w tym tkwić tym bardziej się pogrążysz, tym bardziej będziesz rozżalona i sfrustrowana, bo Ty włożysz całe serce w tą znajomość, a nie zostanie to odwzajemnione. Będziesz bardziej cierpieć. Zastanów się czy chcesz tego. Jeśli zdecydujesz się zakończyć znajomość powiedz delikatnie o tym, że nie jesteś w stanie się z nim kontaktować, bo inaczej wyobrażałaś sobie Waszą relację a skoro on chce się tylko przyjaźnić to Ciebie to po prostu przerasta i nie dajesz sobie z tym rady. Zrozumie. Natomiast masz rację, że samo wyznanie miłości z Twojej strony nic by nie dało - nie spowoduje, że on Cię pokocha, a wręcz zepsuje kontakty, bo on poczuje się zagrożony. Dobrej decyzji!

  Zuzka, 23 lat
1194
25.08.2006  
Dzień dobry, mam takie pytanie. Zależy mi na pewnym mężczyźnie. Jest bardzo dobrym człowiekiem, ale niestety dość roztargnionym. Zdarza mu się zapomnieć o ważnych sprawach (np. o spotkaniach, rocznicach, itp.). Nie zawsze zapomina, ale często mu się zdarza. Wiem, że nie robi tego ze złej woli. No i pojawia się problem. Bo mam już dość tego, że nie można na nim polegać w tych właśnie sytuacjach. Z drugiej strony wiem, że mężczyźni nie mają pamięci do dat. A gdy zapomni, to mi jest przykro, że mnie nie chyba ignoruje. Czy można takie zapominalstwo wybaczyć? A może w ogóle lepiej zrezygnować z takiej znajomości... w końcu całe życie tak będzie... Dziękuję za odpowiedź.

* * * * *

Nie musi tak być całe życie, można chłopaka tego nauczyć. A może po prostu kupić mu kalendarz (taki stojący, na biurko - żeby musiał w niego często patrzeć) i zaznaczyć wszystkie ważniejsze dla Was dni. No i rozmawiać z nim o tym. Podkreślać, że to dla Ciebie jest ważne. Bo on może nie mieć do końca świadomości, że Tobie tak na tym zależy. Nie trzeba wcale zaciskać zębów i wytrzymywać ani też od razu rezygnować ze znajomości. No, może to być uciążliwe, owszem, ale trzeba dążyć do tego, by tą sytuację choć trochę zmienić. Mówić, przypominać. Po jakimś czasie powinny być pozytywne efekty.

  Asia, 17 lat
1193
24.08.2006  
Witam Od paru tygodni dręczy mnie pewne pytanie. Na jakie pieszczoty mozna sobie pozwolic w małzeństwie? Oczywiście, współżycie. Ale gdy kobieta ma dni plodne i małzonkowie nie planują powiekszenia rodziny to czy można sie wtedy pieścic? czy pozostać na przytuleniu i leciutkim buziaku?

* * * * *

Polecam: [zobacz]

  Gosia, 21 lat
1192
24.08.2006  
Witam:) wlasciwie mam 2 pytania. Pierwsze: Bardzo sie boje ze jak bede miala meza to mnie zdradzi. Ogolnie nie mam powodow by sie bac poniewaz moj chlopak jest bardzo dobry, ale z moich obserwacji wynika ze mezczyzni nie widza w tym nic zlego ze maja kogos na boku.Chwala sie kolegom z pracy itd. Zonie oczywiscie nie mowia bo oni uwazaja ze moga miec zone i kochanke i ze nie ma w tym nic zlego. To mnie po prostu przeraza. Boje sie ze jak moj przyszly maz bedzie pracowac z takimi mezczyznami to tez ulegnie kiedys. A teraz drugie pytanie: ostanio bylam z moim chlopakiem na wakacje. To byly nasze pierwsze wakacje razem a jestesmy ze soba 3 lata. Po paru dniach po prostu zaczal mnie denerwowac i to bez zadnego powodu. Naprawde zachowywal sie cudownie, dbal o mnie, robil sniadanie itd. ale po prostu to ciagle przebywanie z nim mnie denerwowalo. Teraz sie obawiam jak wyjde za niego za maz ze tez bedzie mnie tak denerwowac. Co mam zrobic by do tego nie doszlo? Bardzo serdecznie pozdrawiam!

* * * * *

No to po pierwsze: czy naprawdę spotkałas aż tylu mężczyzn, którzy myślą w ten sposób? To przerażające! A może przebywasz w jakimś specyficznym środowisku, bo ja szczerze mówiąc nigdy wprost czegoś takiego od swoich kolegów w pracy nie usłyszałam, a pracuję z wieloma mężczyznami i to od ładnych kilku lat. Jeśli faktycznie spotkałaś się z takimi teoriami to wiedz, że nie jest naturalną potrzebą mężczyzny posiadanie żony i kochanki, nie jest tak, że zdrowy, normalny, kochający żonę mężczyzna nie widzi w tym nic złego. To patologia. Nawiasem mówiąc to ja nawet nie bardzo wierzę, że ci panowie faktycznie w ten sposób się zachowują, raczej są to przechwałki mające świadczyć rzekomo o ich męskości. Być może czują się niedowartościowani, a może myślą, że jest to miarą tego, że są tacy twardzi i tacy pociągający. Bzdura.
Jeśli masz dobre relacje ze swoim chłopakiem, jeśli wyznajecie oboje określony system wartości to jak możesz dopuszczać myśl o tym, że on może Cię zdradzić? Przecież do wierności i uczciwości zobowiąże się przed Bogiem i całym Kościołem w dniu Waszego ślubu podczas przysięgi małżeńskiej! A że zdrady faktycznie się zdarzają? Owszem, to bardzo bolesne ale rzeczywiste zjawisko. Nigdy jednak nie zdarzają się "po prostu" - zawsze coś w realcji musi być zachwiane, zawsze osoba, która dopuszcza się zdrady ma nieuporządkowany system wartości. Nie jest tak, że ktoś wierzący i kochający żonę zrobi sobie skok w bok, bo np. koledzy z pracy też się tak zachowują. Jeśli zatem ufasz swojemu chłopakowi, ufasz mu na tyle że zdecydujesz się wyjść za niego za mąż, jeśli będziecie wzajemnie rozwijać Waszą miłość to moim zdaniem powodów do obaw nie masz. Bo jak się prawdziwie kocha to nawet myśl o zdradzie nie powstanie. Dlaczego? A po co skoro mam przy sobie moją ukochaną czy ukochanego, na którego czekałam tyle lat, tyle razem przeszliśmy, tak nam ze sobą dobrze. To po co psuć coś co jest dobre? Człowiek o zdrowych zmysłach tego nie zrobi.
A co do drugiej części Twojego listu. Wiesz, to mnie trochę zastanowiło. Jeśli pierwszy raz tak długo ze sobą przebywaliście to Twoje odczucia jeszcze są zrozumiałe: nie jesteście przywyczajeni do swojej ciągłej obecności, nie znaliście dokładnie swoich zwyczajów czy niektórych zachowań itp. Poza tym: w jakiej fazie cyklu byłaś? Wiesz czy nie? Jeśli byłaś przed okresem (no tak do dwóch tygodni przed okresem) to też Cię rozumiem. Być może dopadł Cię syndrom napięcia przedmiesiączkowego a wtedy kobietę denerwuje baaardzo dużo rzeczy - właśnie bez powodu. A może jednak było coś co podświadomie nawet Cię w jego zachowaniu denerwowało? Sposób wykonywanie jakiejś czynności? To, że robił coś zbyt wolno lub za szybko? Że nie podejmował decyzji tylko pozostawiał je Tobie? Że nie proponował tego co będziecie robić tylko chciał byś Ty zawsze wybierała? Że wszystko było na Twojej głowie? A może nie odstępował Cię ani na krok i nawet minuty nie mogłaś pobyć sama choć tego potrzebowałaś? Przeanalizuj to wszystko. Jeśli dojdziesz do wniosku, że nie było nic z tych rzeczy to przychodzi mi do głowy tylko jedno: za mało jeszcze sobie ufacie, żeby Wasza miłość była na tyle dojrzała i pewna, żeby nie mieć wątpliwości. Bo jeśli byłoby inaczej jego obecność by Cię nie denerwowała tylko cieszyła. Nie martw się, że po slubie możesz odczuwać podobnie. Jeśli faktycznie to będzie ten człowiek, z którym chcesz przeżyć życie to będziesz tęsknić za jego obecnością i cieszyć na jego widok. Co nie oznacza, że czasem - jak pisałam - nie będziesz chciała pobyć sama czy wyjść gdzieś z koleżanką. Będziesz miała do tego pełne prawo, ale nie będzie tak, że jego obecność w mieszkaniu 24 godziny na dobę będzie Cię drażnić. W kontekście tego oraz pytania o owa zdradę dochodzę do wniosku, że właśnie jeszcze nie jesteście siebie pewni. Jeszcze do końca sobie nie ufacie. Ale uwierz: wraz z rozwojem Waszego związku to zaufanie będzie rosło, a Twoje dylematy same się rozwiążą. Ale dobrze, że pytasz, bo to oznacza, że zastanawiasz się nad przyszłością i traktujesz poważnie ten związek, tą decyzję. Bo miłość przecież jest również decyzją. Pisałam o tym w odp. nr 273, 276, 311, 313, 356, 370 oraz w tym artykule: [zobacz] Życzę Wam zatem rozwoju tej miłości no i - powodzenia! A jak będziecie chcieli to możecie jeszcze pójść lub pojechać - nie wiem w jakiej miejscowości mieszkacie - na "Wieczory dla zakochanych" - nie trzeba być już po zaręczynach! Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl To ostatecznie rozwieje Wasze wątpliwości.

  Ania, 22 lat
1191
23.08.2006  
Może mój list jest nie do końca na temat... powiedzcie co ze mna nie tak ? dlaczego nikt mnie nie lubi ? czuje sie taka jakas odepchnieta , strasznie mi zle. Miałam chlopaka bylismy 5 lat razem, zerwal, chyba przestal kochac ( mozna przstac?)a moze mi sie wydawalo... moze nigdy nie kochal ... inna go skusila . A ja zostałam sama z moim uczuciem do niego , ktore mimo uplywu czasu nie malej na sile . Czuje po prostu ze to bylo cos dobrego, moze to smieszni brzmi ale tak mi sie wydaje ze uczucie moze byc dobre i zle , a to co bylo miedzy nami, mam wrazenie ze bylo takie dobre i piekne, pewnie to tylko moje odczucia skoro stało sie to co się stało. Ale podejrzewam ze to wszystko sie stało przez wpływ jego rodziców , dlaczego sa ludzie ktorzy staraja sie zniszczyc czyjes uczusie , dla wlasnych ideologii , satysfkcji , czy mozna tak bezkarnie niszczyc piekna milosc? czy czlowiek ma prawo do tego ? na jakiej podstawie ... Gdy zaczynalismy ze soba byc, on byl bardzo nie lubiany w naszym otoczeniu, a ja czulam ze to jest dobry facet i probowalam przekonac znajomych (bo mnie lubili, powiedzmy, malo znalismy sie to byl poczatek nowej szkoly) chyba sie udało .... ale przez to odsunelam sie troche od naszych znajomych. Tzn nie potrzebowalam nikogo bo bylismy razem, byl nie tylko moim chlopakiem ale i przyjacielem, pierwszm i najlepszym przyjacielem... wtedy to bylo ok no bo byl on, ale teraz gdy jestem sama nie mam nikogo :( mam wrazenie ze ten zwiazek doprowadzil do tego ze oduczylam sie sama zyc, nie ma jego nie ma nikogo, nikt mnie nie lubi, nie mam znajomych przyjaciol. Pobuje caly czas nawiazac jakies znajomosci i nic z tego... ludzie traktuja mnie jakos inaczej, a mi tak zle samej :( moze ja utracilam umiejetnosc wspolzycia miedzyludzkiego ? jest jeszce cos, moze to glupio zabrzmi ale zawsze staralam sie byc w porzadku dla ludzi , tylko ze jakos nikt tego nie zauwazal, za to widzieli cos innego - zawsze dobrze sie uczylam (tak mnie rodzice nauczyli , a potem dzialala moja ambicja) nie jestem najbrzydsza (chyba) jakas piekna tez nie , ale jako takie powodzenie mialam. Ludzie zawsze mi zazdroscili , przynajmnuej tak okropne zachowanie kolegow tlumaczyla mi mama i czuje ze miala racje . Czy na prawde nie ma ludzi ktorzy potrafia zauwazyc w czlowieku cos wiecej procz tego ze jest chodzaca potencjalna konkurekcja dla nich w czymkolwiek ? przeciez ja nie chce dla nikogo zle ... chce dobrze czy zeby znalezc przyjaciela kogos bliskiego kto mnie serio bedzie lubil mam przestac byc ambitna , przestac o siebie dbac itd itp ? Zaczynam coraz mniej ufac ludziom coraz czesciej widze wrednosc i chec ludzi do upokorzenia i zniszczenia innych , czy naprawde wszyscy sa tacy ? czy ja po prostu zle trafiam ? moge pogadac z mama, ona mnie rozumie i ona twierdzi ze po prostu tak jest wszedzie i czas zebym sie przywyczaila bo takie jest zycie. Ma racje ? Kocham mame i duzo jej zawdzieczam, ale przeciez nie moge ciagle jej zameczac swoimi glupimi problemami. Wiem ze to sa problemy mlodej dziewczyny, a kobiecie ktora duzo juz przezyla i widzial moga wydawc sie smieszne dziecine, pewnie ma racje i kiedys bede sie z tego smiac, ale teraz jest mi ciezko i jest to dla mnie wazne. Zresztą nie o wszystkim mozna z rodzicami rozmawiac ... wiadomo. Bardzo chcialam z kims porozmawiac, nie mialam z kim , pomyslalam o Ksiedzu ze swojej parafi , ale nie mialm odwgi , przez przypadek tarfilam na ta strone wiec pisze. Wiem ze za bardzo nikt mi sie moze pomoc, pewnie juz zawsze bedzie tak jak jest , a moze znow spotkam chlopaka ktory bedzie moim przyjacielem (o to Boga prosze) bo chyab to by bylo dla mnie najlepsze, tak czuje, ale nie jest to proste niestety. Bardzo chcialm sie komus wygadac, dlatego pisze. Bardzo sie boje ... czego ? zycia , samotnosci , odrzucenia :( I jeszcze jedno pytanie, bardziej natury religijnej. Czesto prosze boga o cos, czesto sa to trudne sprawy, decydujace w zyciu. Ale mama, babcia czesto powtarzaja ze owszem bog wysluchuje prosb, modlitw, ale nie nalezy prosic o nic na sile , tylko zdac sie na \"badz wola Twoja \" ? czy to jest prawda ze Bog moze wysluchac mojej prosby, nawet jezeli jest to dla mnie zle a w przyszlosci moze sie to odwrocic przeciwko mnie ? Czy moge prosic Boga zebysmy znow mogli byc razem z tamtym chlopakiem, bo tak bardzo kocham, tesknie ? Pozdrawiam wszystkich, szczgolnie tych smutnych i samotnych.

* * * * *

Aniu!
Po pierwsze: nigdy chłopak czy dziewczyna nie może być "całym światem", bo jeśli odchodzi - cały świat się wali i nic nie zostaje. Stąd taki rozdzierający ból. Dlatego nie można odsuwać się od znajomych gdy pojawia się chłopak na horyzoncie, nie można nie mieć przyjaciół ani żadnej odskoczni. Ty po prostu nagle zostałaś na lodzie i dlatego tak boleśnie to odczuwasz, dlatego wydaje Ci się, że nikt Cię nie lubi i nie rozumie. Tak nie jest, ale nie przekonasz się o tym dopóki Ty sama nie zaczniesz nawiązywać relacji z innymi. Przecież inni też mogą tak myśleć o Tobie skoro nie podejmujesz żadnych kroków w tym kierunku. Czy ma rację Twoja mama z tą wrednością innych? No, nie do końca. Czyny ludzkie zawsze są czymś spowodowane. To, że ktoś zachowuje się tak czy inaczej nie wynika z tego, że "taki jest" i "tak ma być" tylko dlatego, że coś go skłania do takich zachowań. Może kompleksy, może niskie poczucie wartości, może problemy w rodzinie, o których otoczenie nie ma pojęcia a on nie może już sobie z tym poradzić? Nie chcę nikogo tłumaczyć, bo są ludzie "bezinteresownie" nieprzyjemni, ale generalnie to nie jest tak, że świat jest zły i należy się z tym pogodzić. Bo co to jest świat? Świat to też my i my też mamy wpływ na to jaki on będzie. Np. nasz uśmiech spowoduje życzliwsze nastawienie ludzi, których spotykamy. Milej Ci przecież jak Cię obsłuży uśmiechnięta ekspedientka niż naburmuszona, prawda? Innym też jest milej jak Ty zrobisz coś dobrego. Wyjdź do innych, a jak nie wiesz jak to zobić to zacznij działać np. w Caritasie w swojej parafii, choć na krótko. Tam będziesz bardzo potrzebna i witana z otwartymi ramionami. A Ciebie to nauczy nawiązywania relacji z innymi.
Absolutnie nie możesz rezygnowac ze swoich wartości i ambicji, żeby kogoś spotkać. Po co? Chyba chcesz być z kimś kto Ci będzie odpowiadał a nie z kimkolwiek.
Co do tego jak się modlić. No babcia ma rację. Bóg wie co dla nas dobre i czasem nie da nam tego o co prosimy, da nam w innym czasie lub w innej formie. On nas zna i wie, że czasem byśmy sobie krzywdę albo innym zrobili. Czasem Bóg może dopuścić pewne sytaucje jak się człowiek bardzo uprze - po to, żeby zobaczył, że jednak to nie tędy droga. Zatem módl się o chłopaka, owszem, ale nie zakładaj, że musisz go mieć już teraz. Może właśnie w tym momencie chłopak nie byłby dobrem dla Ciebie? W momencie gdy jesteś tak rozgoryczona? Może byś go porównywała z tamtym, może byś podświadomie się spodziewała, że on będzie taki jak temten? Dopóki nie uwolnisz się od tamtego uczucia i nie otworzysz serca na innych nie będziesz mogła prawdziwie pokochać kogoś innego, bo temten będzie ciągle w Twoim sercu. A tak być nie może.
Aniu! Polecam Ci odp. nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak poradzić sobie z takim uczuciem. Polecam Ci faktycznie rozmowę z księdzem - nawet podczas spowiedzi, może nie takiej na Mszy św., ale w tygodniu. I polecam Ci też wpis tutaj: [zobacz] - to miejsce gdzie możesz poznać wielu wartościowych ludzi. Powodzenia!

  Viktoria, 20 lat
1190
22.08.2006  
Niedawno pisałam o \'\'nieodwzajemnionej\" miłości. Zanim nie otrzymałam odp. modliłam się aby Pan Bóg skierował do mnie słowa (w związku z tamtym uczuciem) posługując się Panią. Czytając Pani radę poczułam się szczęśliwa i wolna od tego uczucia. Miałam nawet łzy w oczach I teraz wiem, że to nie jest ten człowiek, z którym chcialabym spędzić resztę życia. Czasami wystarczy tylko jeden moment i szczera chęć aby uwolnić się od nieszczęśliwej miłości. I naprawdę można. Dziękuję. :) Głęboko wierzę, że jest ktoś kto mnie znajdzie a ja pozwolę się znaleźć. :) Teraz jestem wolna i mam szeroko otwarte oczy. =)

* * * * *

Viktorio, bardzo się cieszę :) Teraz dziękuj za to Bogu - i rozglądaj się :) Powodzenia!

  Kaja, 38 lat
1189
22.08.2006  
Dwa dni temu odbrałam na komórce mojego męża wiadomość:\"Tcbkibt.Słodkich snów\". Skrót szybko rozszyfrowałam. Zadzwoniłam na numer, który się ukazał. Ręce zaczęły mi dygotać, kiedy głos kobiecy czule wymienił imię mojego męża. Jesteśmy małżeństwem już piętnaście lat. Mamy dwoje dzieci. Jakim małżeństwem? Już teraz nie wiem. Wydawało mi się, że normalnym. Kiedyś mogłabym pisać pieśni pochwalne na temat małżeństwa i kierować je do wszystkich kobiet, które zastanawiają się nad wstąpieniem w związek w małżeński. Była w naszym związku miłość, czułość, kłótnie, wspólne sprawy, radość i znowu wojny, i znowu czułe powroty. Zmieniło się to jakiś rok temu. Mąż zrobił się zimny, obcy. Kiedyś, gdy wyjeżdżał, przysyłał mi sms-y: \"Kocham\", \"Tęsknię\" .... .Witał mnie czule po powrocie. Potrafiliśmy chodzić, trzymając się za ręce ...., a ja to odwzajemniałam. W ciagu ostatniego roku wszystko prysło. Zostały kłótnie. Najpierw próbowałam zachowanie męża sobie wytłumaczyć: przepracowany, zmęczony, kryzys wieku średniego (czytała mądre artykuły na ten temat). Potem zaczęłam męża podejrzewać o zdradę. Zadawałam pytania, ale on ich unikał albo zaprzeczał. Nie podobało mi się, że zakodował komputer i komórkę. Tagoroczny, wakacyjny wyjazd, tylko on i ja, okazał się katastrofą. I tak było do ostatniej, sobotniej nocy. Kiedy już spał, coś mnie skłoniło do tego, żeby zajrzeć do jego komórki. Jakimś cudem wpisany kod okazał się właściwy, na ekranie nowa wiadomość, a potem nastapiło to, co napisałam na początku. Na drugi dzień wyjawił mi prawdę, że od około roku utrzymuje \"znajomość\" przez internet i telefon. Moje pretensje to dla niego ingerencja w jego osobiste życie. Nie traktuje tego jako zdradę. Nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Spanikowałam, nie wiem, co robić, z kim porozmawiać. Nie mogę się z tym pogodzić. Bardzo kocham mojego męża. Nie wyobrażam sobie, żebym to ja mogła kiedykolwiek utrzymywać taką znajomość i w ten sposób oszukiwać męża. Pewnie dlatego go nie rozumiem. Ciągle o tym myślę, płaczę, chciałabym wyrzucić z głowy moją wyobraźnię. Mąż twierdzi, że nie spotkał się nigdy z tą kobietą. A ja mam wątpliwości. Zadaję mu mnóstwo pytań: Kim ona jest, jak doszło do kontaktów przez telefon, o czym pisali. To boli. Chyba straciłam rozsądek, ale naprawdę nie wiem, co mam robić. Nie mogę zrozumieć, że to, co mówił, pisał kiedyś do mnie, nagle z jego ust trafiało do kogoś innego.Przez cały rok. Tak bardzo chciałabym, żeby ktoś mi pomógł. Martwię się o dzieci, że są świadkami naszych kłótni, zadają coraz więcej pytań, a ja na odpowiedzi nie jestem gotowa. Mąż poinformował mnie, że zakończył tę znajomość, że chce być ze mną. Czy można tak nagle przestać kontaktować się z kobietą, której mówiło się \"Kocham cię\" i \"Tęsknię\"? Czy mam w to uwierzyć? Jak zaufać mężowi, przestać go podejrzewać, śledzić, pozbyć się takich natrętnych myśli? Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem, w czym zawiodłam, że musiał szukać tego u innej kobiety. Czy będę umiała się zmienić? Bardzo proszę o pomoc. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Boję się, że ktoś zrobi ze mnie histeryczkę i wyśmieje.

* * * * *

Nie jesteś histeryczką. Masz prawo znać prawdę, masz prawo mieć żal i pretensje, cierpieć i żądać poprawy. Masz prawo "ingerować w jego osobiste życie". W małżeństwie nie ma "osobistego życia" - oczywiście każdy ma prawo do pobycia sam ze sobą, do własnych myśli itp. ale nie do odrębnego życia. Po to się ludzie pobierają, by to życie było WSPÓLNE. Inaczej lepiej pozostać kawalerem i mieć swoje OSOBISTE sprawy. Niepojęte jest dla mnie kodowanie komputera i komórki - po co? No, chyba tylko po to, by coś przed małżonkiem ukryć. Oczywiście nie jest w dobrym tonie sprawdzanie czyichś sms-ów, maili czy notesu, ale nie może być tak, że to ukrywamy przed małżonkiem. I tak naprawdę przeważnie (nie biorąc pod uwagę chorobliwej, bezpodstawnej zazdrości) sięgamy po te "osobiste" rzeczy małżonka właśnie wtedy gdy coś podejrzewamy, gdy coś nam nie pasuje w jego zachowaniu, gdy coś ukrywa.
Kaja! Pierwszy krok już za Tobą: przyznanie się męża do wszystkiego. Po drugie - i oby okazało się to prawdą: mąż twierdzi, że zakończył znajomość. Czy mu wierzyć? Hmm, nie mnie osądzać jego szczerość. Należy ufać, że faktycznie ma dobrą wolę, opamiętał się i chce zacząć od nowa. Jednak nie same słowa świadczą o poprawie ale przede wszystkim czyny. Więc teraz kluczowe jest to co on ROBI a nie MÓWI. Widzisz, to co teraz powinniście zrobić to pojechać wspólnie na weekend dla małżonków przeżywających kryzysy. Nie wiem czy Twój mąż miałby tyle dobrej woli, ale jeśli naprawdę Cię kocha to powinien to w imię tej miłości zrobić. To byłaby najlepsza terapia. Informacje na ten temat znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Jeśli jest to na razie niemożliwe to sama wybierz się do poradni rodzinnej przy którejś z prafii lub do katolickiego psychologa - informacje tutaj: www.spch.pl W Twojej sytuacji konieczna jest pewna terapia. Nie wolno Ci mieć poczucia winy. Owszem może być tak, że coś wWaszych relacjach było nie tak, co skłoniło męża do poszukiwania łatwiejszego rozwiązania. Ale nie wolno Ci myśleć, że jesteś mniej wartościowa, mniej atrakcyjna lub czegoś w Tobie mężowi zabrakło, że skłonił się ku innej kobiecie. Zdrada - nawet w tym wymiarze - nie może być usprawiedliwiana czynnikami zewnętrznymi. Jest możliwe odbudowanie związku nawet po zdradzie. Potrzeba jednak dużo dobrej woli obu stron, potrzeba wybaczenia, ale przede wszystkim potrzeba zaufania. Bo nie można nic budować jeśli się nie jest pewnym. Teraz Twój mąż powinien przekonać Cię, że faktycznie zależy mu na Tobie i rodzinie. Powinien to udowodnić. A zatem żadnego kodowania czegokolwiek, żadnych sekretów. Szczere rozmowy i szczera skrucha. No i nalepiej jednak by było gdybyście pojechali na ten weekend dla małżonków.
Kaja, na temat osoby trzeciej w małżeństwie pisałam już w odp. nr: 281, 372, 1099 oraz w odp. nr 188 o budowaniu związku na nowo- zajrzyj, może tam też znajdziesz jakąś radę dla siebie. Bardzo współczuję Ci tej sytuacji, wierzę jednak, że jest to kryzys, który uda się przezwyciężyć. Polecaj to wszystko Bogu, módl się, ale też działaj - rozmawiaj z mężem na spokojnie mówiąć o własnych emocjach i uczuciach - bez oskarżania, mów o tym, że Tobie jest przykro, że Ty źle się czujesz, że Ty nie możesz sobie z tym poradzić. Nie zakwestionuje przecież Twoich uczuć. Powiedz, że chcesz ratować Wasze małżeństwo, ale potrzebujesz czasu, poukładnia tego w sobie i potrzebujesz - jak nigdy dotąd - jego miłości. Zapewnienia o tej miłości, dowodów na tą miłość. Powodzenia!

  Gabi, 20 lat
1188
22.08.2006  
I.Mam 20 lat czekam na tego JEDYNEGO ale czasami wątpię czy On mnie znajdzie. Wiem ze podobam się niektórym chłopakom ale wydaje mi się, że dostrzegają tylko mój wygląd zewn. a nie zauważają mojęgo wnętrza. Nigdy wcześniej nie mialam chłopaka. Liczą się dla mnie wartości i dlatego chciałabym być z kimś z kim będę do końca.
II.Jak rozpoznać kiedy podobam sie chłopakowi tylko tak tymczasowo, może fizycznie a kiedy bardziej poważnie? A jeżeli już się zakocha i nie daje żadnych znaków to czy wtedy uważa że nie ma szans i nie walczy? Może myśli że jest \'\'niegodny\" takiej dziewczyny i nawet nie próbuje podbić jej serca? Jak dziewczyna ma zareagować jeżeli wie, że sie podoba chłopakowi i on jej także ale jest nieśmiały by do niej podejść?
III.Czy jest możliwy związek na bardzo dużą odległość. (dwa końce Polski).


* * * * *

I. Nie bój się, że on Cię nie znajdzie, bo nie ma przeznaczenia w sensie: "jest gdzieś ktoś, ale jak się miniemy to co???". Pisałam o tym w odp. nr: 58, 86, 896. To bardzo dobrze, że masz hierarchię wartości i nie godzisz się na kogokolwiek. Masz rację, takie czekanie zawsze "popłaca".
II. Jak rozpoznać, że się podobasz? Będziesz widziała jak on zachowuje się w stosunku do Ciebie. Będzie wychodził z inicjatywą, będzie chętnie Ci pomagał gdy go o to poprosisz i będzie się rozpromieniał na Twój widok. Będziesz nawet Ty mogła nawiązywać z nim kontakt, żeby się o tym przekonać - o tym w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Czy może być tak, że chłopak się zakocha ale nie ujawni tego wybranej dziewczynie? Tak, jest tak wtedy gdy nie wierzy we własne siły. Wtedy gdy to zauważysz możesz własnie zastosować rady z tych odpowiedzi, by go ośmielić.
III. Możliwy jest, choć na pewno jest trudniejszy. O tym pisałam w odp. nr 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864

  :), 25 lat
1187
21.08.2006  
Czy warto czekać na mężczyznę? Wiem, że chciałbym z nim spędzić życie, ale on chyba jeszcze nie jest gotowy na taką decyzję. Czy warto czekać? Ile można czekać? A może powinnam zainteresować się kimś innym?

* * * * *

A to zależy ile już czekasz. I na jakim etapie jest Wasz związek. Jeśli czujesz niepokój, że on się jeszcze nie oświadczył a już powinien przeczytaj proszę odp. nr 630. A jeśli w ogóle masz wątpliwości co do jego osoby to polecam odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059.

  Paulina, 19 lat
1186
21.08.2006  
Witam Panią! Mój list zapewne będzie długi...Zacznę od początku. 2 lata temu na pielgrzymce poznalam chłopaka(teraz 23lata,rozmawialismy krótko dwukrotnie).Od razu mi sie spodobał choć oczywiście ukrywałam ten fakt przed innymi jak i przed samą sobą.Ten chłopak to dusza towarzystwa więc nie spodziewałam się,że po pielgrzymce będzie mnie pamiętał...Miałam jego numer od koleżanki i pewnego dnia odezwałam się do niego \"w interesie\".Wiedziałam,że jest odpowiedzialny za stronę internetową pielgrzymki a nie znałam jej adresu więc napisałam z prośbą o podanie go i przesłanie mi zdjęć.Początkowo nie wiedział ,z kim rozmawia sms-owo(nie kojarzył mnie)ale po przedstawieniu na zdjęciu przypomniał sobie.I tak nawiązał sie kontakt(czasem e-maile,smsy i głuche).Napisał,że należy do wspólnoty jezuickiej w Łodzi i zaprosił mnie na Mszę i spotkanie.Długo sie wahałam ale poszłam.Widywaliśmy się coraz częściej bo oboje angażowaliśmy sie w działanie wspólnoty jednak zdarzały się też spore odstępy czasowe w kontaktach(bo np.mijaliśmy się na spotkaniach,byliśmy zapracowani itp).Ja byłam po raz pierwszy prawdziwie zauroczona-przy każdym spotkaniu kołatanie serca,spocone dłonie itp.Kiedy tylko się widzieliśmy,on odwoził mnie kawałek tramwajem(choć nie do końca było mu po drodze),rozmawialiśmy.Zaprosiłam go na swoją 18-stkę.Choć na imprezy nie chodzi to przyszedł.Długo rozmawialiśmy,trochę potańczyliśmy i było ok:)Jednak nasz kontakt ograniczał się raczej jedynie do pytań o spotkania wspólnotowe,próby muzyczne itp.Pewnego dnia wybraliśmy się grupą do pubu,gdzie graliśmy w szczerość i pan Xpowiedział coś,co zdecydownie zmieniło moje zdanie na jego temat-do tego stopnia,że drażnił mnie jego widok,nie miałam ochoty z nim rozmawiać...I niemal zupełna przerwa w kontaktach trwała ok.0,5 roku...Tę przerwę przerwał on zapraszając mnie do teatru.Poszłam i na nowo powoli zaczęliśmy wzbudzać w sobie sympatię.Znów kontaktowaliśmy sie w \"interesach\",jednak co ok.miesiąc zapraszał mnie gdzieś (kino,teatr).Z mojej strony powróciło uczucie jednak w nieco innej formie-nie jako szczeniackie zauroczenie a raczej coś głębszego bo pomimo wielu jego wad,które dostrzegałam,akceptowałam go i miałam pragnienie coraz częstszego bycia w jego towarzystwie.Teraz jesteśmy w b.dobrym kontakcie(załatwiał mi pielgrzymkę do Krakowa na wizytę Papieża oraz Lednicę).Dwukrotnie zwrócił się do mnie dziwnie jak na przyjaciela-\"kotku,kochanie\".Ostatnio byliśmy 2 dni pod rząd w kinie-oczywiście on stawiał :),kontaktujemy sie juz na codzień nie tylko w interesach.Wczoraj zaprosił mnie na ognisko ,gdzie było kilku jego znajomych (ale wszyscy byli w parach).Widzę,że sam się zaangażował w pewnym stopniu-ale nie wiem czy to na stopie koleżeńskiej czy raczej coś więcej.Z mojej strony jest to prawdziwe uczucie bo trwa juz 2 lata...Wiem,ze jest nieśmiały,że wcześniej nie miał dziewczyny więc może jest mu trudno...Nie wiem co mam o tym myśleć...Ja również jestem nieśmiała (podobno w kontaktach z facetami stwarzam dystans,uważam na każde słowo,aby nie było dwuznaczne i nie zostało źle odebrane) więc raczej nie odważę się wykonać tego pierwszego kroku.Chciałam prosić Panią o zdanie na temat tej znajomości i o pomysł na to,jak mogę subtelnie dowiedzieć się,jakie są jego oczekiwania w stosunku do mnie... Z góry dziękuję za odpowiedź i wytrwałość w czytaniu mojego seseju :) Pozdrawiam :)

* * * * *

Myślę, że rokowania są bardzo dobre :) Jego działania jednoznacznie świadczą o tym, że jest Tobą zainteresowany. Rozumiem, że chciałabyś wiedzieć jednoznacznie co do Ciebie czuje ale nie jest to takie proste. Nie ma uniwersalnych testów. W każdym razie na pewno o sympatii świadczą propozycje wspólnych wyjść, pozytywna reakcja na prośbę o pomoc itp. Natomiast co do jego oczekiwań w stosunku do Ciebie to tylko on mógłby się wypowiedzieć - w szczegółach. Mogę Ci natomiast polecić odp. nr 234 o tym czego w ogóle mężczyzna oczekuje od kobiety w związku, a przy okazji czego kobieta oczekuje od mężczyzny - odp. nr 25, 50, 340, 1101. Pozostaje Ci zatem czekać, odpowiadać pozytywnie na jego propozycje, samej wychodzić czasem z inicjatywą. Myślę, że za jakiś czas wiele się wyjaśni, natomiast nie można tego momentu przyspieszać bo można wszystko zepsuć (o tym pisałam w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514 ). Chłopak potrzebuje jeszcze trochę czasu. Powodzenia!

  Konrad, 20 lat
1185
19.08.2006  
Dzień Dobry:) Swoje wątpliwości opisałem już w temacie 1140. Na wstępie bardzo dziękuję za odpowiedź na mój problem:) Jeśli chodzi o pytanie czy ta dziewczyna coś do mnie czuje, to po prostu chciałem się upewnić, czy mogło się w niej zrodzić jakieś uczucie do mnie po tym, jak w styczniu wyznałem jej, że się w niej zakochałem i później zaczęła mnie unikać. Potem zrozumiałem swój błąd i zacząłem zachowywać się inaczej wobec tej dziewczyny. Już nie biegałem tak za nią, nie gadaliśmy tak często, rzadko pisaliśmy sobie smsy. Przyznam szczerze, że było mi bardzo ciężko, ale na szczęście jestem wytrwały oraz cierpliwy i postanowiłem na nią poczekać. Aż w końcu pod koniec maja prawie codziennie od tej dziewczyny zaczęły przychodzić smsy i głuchacze. Na początku trochę nie wierzyłem, że coś się mogło zmienić, jednak z czasem nabierałem przekonania, że być może ta dziewczyna zaczyna do mnie coś czuć. Jednak nauczony przykrymi doświadczeniami cały czas byłem sceptyczny wobec tego nagłego zainteresowania mną. Niestety później odkryto u tej dziewczyny poważne problemy z układem pokarmowym:/ Sam nie wiedziałem co robić, bo odżyły we mnie nadzieje, ale bałem się, że stracimy kontakt. Ale stało się dokładnie odwrotnie:) Ta dziewczyna pytała mnie co w szkole, jakie oceny końcowe wystawiają jej nauczyciele, co u mnie słychać i opisywała mi swoje problemy zdrowotne i związane z tym obawy. Dziwiłem się trochę, że o to wszystko pyta właśnie mnie, a nie swoje koleżanki, które zna dłużej i mieszkają bliżej niej. Ale skoro mnie o to pytała, a mi bardzo na niej zależy to po prostu jej pomagałem. I praktycznie podczas wakacji cały czas utrzymujemy ze sobą kontakt za pomocą smsów. Mieliśmy co prawda małą przerwę pod koniec lipca, ale było to spowodowane brakiem pieniędzy na koncie. Jednak z początkiem sierpnia wszystko wróciło do normy:) Zauważyłem nawet, że ta dziewczyna miała coraz większe obawy o swój stan zdrowia. Ja oczywiście tak, jak pani mi doradziła, pocieszałem ją pisząc bardzo dłuuugie smsy, jednak zdawałem sobie sprawę, że to zdecydowanie za mało. Ale niestety nie mogliśmy się spotkać, bo ta dziewczyna nie może wychodzić z domu, a jak już może to udaje się tylko na badania lub na wizyty do lekarzy. Zapytałem też, czy mogę jej w jakiś sposób pomóc. Ona podziękowała mi za troskę i prosiła mnie, żebym doradził jej jak wytłumaczyć jakiemuś chłopakowi, że nie może się z nim spotkać, bo źle się czuje i że odmawia mu już od miesiąca, a on nie za bardzo jej wierzy. Przyznam, że trochę się zmartwiłem tym, że jest jakiś chłopak, który chce się z nią umówić. Pomyślałem, że to może jest ten sam, z którym ta dziewczyna spotykała się po Dniu Kobiet, kiedy ja jej wręczyłem różę i ona nie była z tego powodu zadowolona i postanowiła ze mną ograniczyć kontakt. Wówczas spotkała się z jakimś chłopakiem, którego znała z gimnazjum. Może to ten sam? Nie wiem, a nie chcę jej wypytywać, bo nie chcę być wścibski. Tak wyglądałaby z grubsza moja historia. Przepraszam, że trochę treści powtórzyłem z tematu 1140, ale nie znając przeszłości nie poznałaby pani teraźniejszości. Ta dziewczyna, nim ją poznałem, miała trzech chłopaków. Prawdopodobnie będąc z nimi cierpiała, bo nawet w jednym z smsów napisała mi, że ona i chłopak!? nie! A chciałem się pani zapytać o to, co ta dziewczyna może teraz przeżywać, czy ona może mnie już kochać tylko, że jest nieśmiała i nie chce mi tego powiedzieć, albo czeka na dogodną okazję, czy ona może o mnie myśleć itd. Jak z pani punktu widzenia może wyglądać nastawienie tej dziewczyny wobec mnie. Czy z tej naszej sympatii może zrodzić się z jej strony uczucie miłości? Chciałbym zaznaczyć, że poza szkołą, ani razu nie spotkaliśmy się sam na sam na neutralnym gruncie. Z góry bardzo dziękuje za odpowiedź mimo że zdaję sobię sprawę, że trudno jest pisać o tym, co może czuć druga osoba, skoro się nią nie jest, ale liczę, że choć trochę mi pani pomoże:)

* * * * *

No to się wyjaśniło dlaczego wtedy się przestraszyła i Cię unikała - za wcześnie wyznałeś jej miłość. A co do sytuacji teraźniejszej: rozumiem, że ona nie może wychodzić z domu, ale Ty chyba możesz ją odzwiedzić, prawda? Zaproponuj jej to! Może właśnie na to czeka! W ten sposób lepiej się poznacie. Co do tego chłopaka. Hmm, albo jest to dowód na to, że faktycznie jest coraz bardziej Tobą zainteresowana i w "dyplomatyczny" sposób usiłuje Ci o tym powiedzieć: właśnie dając do zrozumienia, że NIE CHCE spotykać się z innym. Być może to taki zawoalowany sposób, no dziewczyny mają różne pomysły, nie mówią prostu z mostu o co im chodzi. Albo jest troszkę bardziej ostrożna ale darzy Cię zaufaniem skoro prosi Cię o radę. Tak czy inaczej mam wrażenie, że jesteś jedynym jej obiektem zainteresowania. Czy ona może Cię kochać? Może tak, a może kochać to jednak troszkę za duże słowo ale - jak napisałam - jest Tobą zainteresowana i ma do Ciebie zaufanie. A miłość czasem rodzi się długo i powoli i nie należy jej mylić z zakochaniem, o tym pisałam w odp. nr: 15, 906, 19, 728, 1086. Nie oczekuj wyznaia miłości, dajcie sobie czas. To nie takie proste. Być może to jej nieśmiałość, a może oczekuje tego od Ciebie pierwszego - ale jeszcze nie teraz. Na Twoim miejscu po prostu poszłabym ją odwiedzić. Myślę, że będzie bardzo zadowolona.

  Małgosia, 29 lat
1184
19.08.2006  
witam właśnie moje zycie zmieniło się o 180 stopni. Byłam z moim ukochanym mężczyzną od 4 lat od 9 miesiecy byliśmy narzeczeństwem i dla mnei jego oświadczyny były najpiekniejsza chwila w życiu . Przez cały związek ja byłam szczęsliwa , jak u kazdego były gorsze chwile ale zawsze dawalismy rade . Teraz on jest kilka tysiecy kilometrow ode mnie i ostatanio zerwalismy zareczyny. On stwierdzil ze myslal ze da rade ale jednak nie bo ja i to bylo najlepsze - jestem za bardzo poukladana - wiem czego chce od zycia i takie tam , a ja chcialam slubu - malzenstwa . on potrzebuje czasu ze moze bysmy sobie dali rok a potem zobaczymy . Ja sie nie zgodzilam na takie rozwiazanie bo dla mnie w zwiazku trzeba umiec rozwiazywac problemy a nie przed nimi uciekac . Dodam ze dzielila nas 5 letnia roznica wieku. ja bardzo Go kocham i chcialabym aby to wszystko mozna bylo poskladac ale on sie nie odzywa . wiem ze zaczal szukac nowej milosci i spotkal sie z inna dziewczyna . I jak tu dalej zyc ???

* * * * *

Małgosiu, strasznie mi przykro. Podjęłaś dobrą decyzję, masz rację, że ten rok nic by nie dał, tylko oddalilibyście się od siebie. Nasuwają mi się dwa pytania: dlaczego on tak daleko i tak niedługo przed ślubem wyjechał? Dlaczego zerwał skoro kocha??? Skoro sam poprosił byś została jego żoną??? Czy jego własna deklaracja nic dla niego nie znaczy???
Małgosiu obawiam się, ze być może on posmakował tam "wolności" - tego, że może robić co chce i do niczego się nie dostosowywać. Jeśli do tego spotkał dziewczynę, która żyje chwilą - stąd twierdzenie o Twoim poukładaniu. To przerażająco smutno i nie znajduję słów by Cię pocieszyć. Wszystko teraz będzie wydawało się banałem. Wiem tylko, że miałaś rację. Na pewno nie ma sensu prosić i błagać o powrót, natomiast napisałabym do niego list - o wszystkim, o Waszej znajomości, o Waszych planach, o tym jak Ty się czujesz. Jeżeli nie odpisze - nie mam dla niego usprawiedliwienia. Decyzja o ślubie jest tak poważną decyzją, że spotykanie się z kimś innym, nieodzywanie się itp. świadczy jednoznacznie, że do tej decyzji się nie dorosło. Małgosiu, to co mogę zrobić to polecić Ci rady o tym jak przetrwać, jak żyć po rozstaniu (pisałam o tym w odp. nr: 241, 248, 304, 1091, 80, 526, 653, 825). Mogę Cię pocieszyć, że lepiej przed ślubem niż po - pewnie masz dosyć takich słów, bo to nic nie zmienia, ale to prawda. Osobiście znam przypadki gdzie mężczyzna niedługo po ślubie wyjechał... i już nie wrócił. Ty przynajmniej masz szansę ułożyć sobie życie z kimś innym, tamte dziewczyny - już nie. To tragedia jak niby dorośli ludzie potrafią być nieodpowiedzialni.
Módl się. Powierz to Jezusowi, On na pewno nie zostawi Cię samej i nie pozwoli Ci cierpieć. Ja wiem, że miało być inaczej, masz zatem prawo do przeżycia swojej żałoby, masz prawo się złościć i mieć pretensje. Nie tłum żalu w sobie. Wiedz jednak, że zasługujesz na prawdziwą miłość, która będzie Twoim udziałem. Tylko powierz to wszystko Bogu, On wie jak Cię uleczyć. Nic więcej nie mogę, ale obiecuję modlitwę... Z Bogiem.

  Agata, 26 lat
1183
19.08.2006  
Czy można pokochać drugi raz tą samą osobę tz. chodzi mi o to czy można przestać kogoś kochać a za jakiś czas wrócić do tej osoby i pokochać na nowo. Chodzi mi o miłość prawdziwą nie zauroczenie. Czy może być jeszcze tak jak kiedyś przed rozstaniem gdy wiem że było to prawdziwe uczucie? A drugie pytanie to czy mogę modlić się o miłość człowieka którego kocham, gdy to ja zniszczyłam to uczucie a on mówi że nie wie co czuje teraz do mnie.Czy Pan Bóg wysłuchuje takich modlitw wiedząc że przecież Bóg pozostawia każdemu wolną wolę to czy taka modlitwa może być skuteczna i czy ma sens skoro to moja wina że nie jesteśmy razem, żeby się modlić o naprawienie tej relacji.

* * * * *

Modlić się można. Bóg wysłuchuje każdej modlitwy. Widzi Twoją szczerą wolę, widzi, że chcesz naprawić coś co zepsułaś więc dlaczego miałby Cię nie wysłuchać? No, ale sama wiesz, że wysłuchanie nie jest równoznaczne z tym, że własnie to o co się modlimy na pewno otrzymamy. Bóg zna nas i wie czego nam potrzeba, czasem zatem nie daje nam tego co chcemy, daje później lub w innej formie. Zatem nigdy modlitwa nie jest niewysłuchana. To prawda, że mamy wolną wolę, dlatego własnie jeśli zdecydowałaś o rozstaniu to ono nastąpiło. Jeśli teraz stwierdziłaś, że zrobiłas błąd i chcesz to naprawiać to próbuj. Pozostaje tylko pytanie czy ma to sens, czy będzie to dla Was obojga dobre? Reakcja Twojego chłopaka jest naturalna, bo skoro raz przeżył rozstanie to zwyczajnie boi się teraz zaryzykować bo nie wie czy się to nie powtórzy. Nawet gdyby się nie powtórzyło ma prawo czuć strach, ma prawo się zastanawiać. Ta decyzja dotyczy Was obojga dlatego musicie podjąć ją razem, Ty sama swoim działaniem możesz pewne rzeczy naprawić ale nie możesz sprawić, że on zacznie czuć inaczej. On sam musi się przełamać, zdecydować, zaryzykować, musi CHCIEĆ. Czy można kogoś na nowo pokochać? Wydaje mi się, że tak. Szczególnie jeśli następuje to po dłuższym okresie czasu gdy kochamy już inną osobę niż wtedy, gdy już wiele się zdarzyło, gdy wydorośleliśmy. Wtedy jednak taki związek przechodzi praktycznie od nowa wszystkie etapy. Gdy minęło mało czasu to w zasadzie śmiem twierdzić, że ta miłość wcale nie wygasła tylko nastąpił kryzys, który był tak silny, że doprowadził do rozstania. W takiej sytuacji jest możliwa kontynuwacja związku ale - jak pisałam wcześniej - obie strony muszą tego chcieć no i trzeba zacząć od wybaczenia, od długich konstruktywnych rozmów o tym co było złe i co chcialibyśmy zmienić. W ogóle rozmowa jest podstawą w związku. Gdyby ludzie zawsze szczerze sobie wszystko wyjaśniali nie byłoby rosnącej frustracji i gromadzenia żalów. Tak więc Agata jeśli chcesz - próbuj. Rozmwiaj z chłopakiem, ale nie naciskaj, wyjaśniajcie sobie to co było złe, przebaczajcie sobie. Jeśli dacie sobie szansę z pełnym przekonaniem to możecie odnieść sukces. Powodzenia!

  Magda, 17 lat
1182
19.08.2006  
Napiszę krótko. Poznałam chłopaka, który leczy się od pół roku w monarze. Czuję się zagubiona, nie wiem co robić. On wyraźnie do mnie lgnie. Dzwoni, chce się spotkać (na razie spotkaliśmy się dwa razy), chce żebym odwiedziła go w przyszłym tygodniu w ośrodku. Zgodziłam się, ale wciąż czuję niepokój. Nie wiem jak postąpić. Czułam, że nie mogę go odtrącić, że to byłoby złe. Boję się. Nie chcę go skrzywdzić bo to mogłoby mieć straszne skutki. Proszę o możliwie szybką odpowiedź i radę.

* * * * *

A co Ty do niego czujesz? Pewnie chcesz mu po prostu pomóc. Natomiast z jego strony możliwe są dwa rozwiązania: albo mu się podobasz albo faktycznie chce pomocy (tylko pomocy). Co robić? Owszem, odwiedzić go ale delikatnie zaznaczyć, że jest dla Ciebie kolegą, nikim więcej. Nie wiem jak to zrobisz, musisz wyczuć sytuację. Podkreślaj słowo "kolega" w rozmowie z nim. Jeśli zaś jednoznacznie określi swój stosunek do Ciebie to powiedz mu o tym wprost: że możesz mu pomóc, ale nic do niego nie czujesz. O tym pisałam w odp. nr 33, 77, 90, 119, 185, 224, 680. I nie myśl, że go skrzywdzisz! To błąd! On jest normalnym chłopakiem, trochę pokiereszowanym, to fakt. Ale to nie oznacza, że w imię tego masz mu ustępować i godzić się na wszystko. Przecież "nie krzywdząc" jego skrzywdziłabyś siebie. Traktuj go normalnie, tak jak każdego kolegę. On normalności teraz potrzebuje. Powodzenia!

  Xanthe, 20 lat
1181
19.08.2006  
Spotykalam się przez miesiac z chłopakiem. Wydawal się idealny wykształcony, przystojny, pewny siebie, potrafil nam zaplanowac czas (jechalismy na basen do Karwiny, weekend nad jeziorem). Widziałam ze mu zalezy mimo iż o tym nie mowi, a znajomym przedstawia mnie jako koleżankę. Pewnego razu mielismy spędzić noc u niego w domu oczywiście to mialo być oglądanie filmu, przyjechal po mnie o umowionej porze i czekal jakies 30 min, ale ja się nie zjawilam. Tamtej nocy dzwonil do mnie kilka razy, ale nie odebrałam słuchawki. Nie przyszlam do samochodu bo dowiedziałam się, ze ma zone i dziecko. Bylam w szoku, ale potem mialam wyrzuty sumienia, ze nie przyszlam do niego i nie wyjaśniłam wszystkiego wiec od razu chciałam się z nim spotkac bo to nie jest rozmowa na telefon czy gg, ale on nie chce mnie widziec. Bardzo mi na nim zalezy i w dalszym ciagu nie wiem czy on jest z kimś związany czy nie. Jak przekonać go do spotkania, dodam, że nadal utrzymujemy ze sobą kontakt na gg. Z góry THX;)

* * * * *

Napisz mu zatem to wszystko na gg. Tak jak mi napisałaś. A jeśli faktycznie jest z kimś związany - nigdy więcej się z nim nie spotykaj. I nie wiń się, że tak zareagowałaś. To Twoja naturalna reakcja obronna. Czułaś się oszukana - to jak miałaś reagować? Nie miej żadnych wyrzutów sumienia. Postąpiłaś dobrze. Oczywiście, może być tak, że to okaże się nieprawdą - wtedy po Twoich wyjaśnieniach powinno być normalnie i powinien się z Tobą spotkać. Może też być tak, że on będzie kłamał, że to nieprawda...i wtedy nadal nie będzie chciał Cię widzieć. Bo widzisz, mi też się to wydaje podejrzane, że nie chce Cię zobaczyć. To wskazuje na to, że domyśla się powodu Twojej nieobecności. Gdyby tak nie było to jak najszybciej by się z Tobą chciał zobaczyć by usłyszeć wyjaśnienia. W ogóle paranoiczny jest dla mnie pomysł spędzenia nocy u niego na oglądaniu filmu. To nie jest propozycja dla normalnej dziewczyny, po miesięcznej znajomości! Dziwię się, że na to przystałaś, nawet jeśli byłaś przekonana o szczerości jego intencji. A może Bóg Cię przed czymś uchronił? Nasuwa się pytanie kto Ci o tym powiedział i czy jest to osoba wiarygodna. Jeśli tak...wyjaśnij mu rzeczowo i krótko powód swojej nieobecności- i zamknij za sobą ten rozdział na zawsze.

  Anna, 23 lat
1180
18.08.2006  
Witam serdecznie! Ok 8 miesięcy temu spotkałam pewnego chłopaka. Jesteśmy razem (jako para od ok 6 miesięcy). Jest bardzo dobrym człowiekiem i potrafi sobie dość dobrze radzić w dorosłym życiu. Ja mam tylko 2 sprawy, które od dłuższego czasu nie dają mi i nam spokoju. Przez długi czas byłam sama (ok 3lat) Miałam taką świadomość że kiedy już spotkam tą jedną osobę, to wspólnymi siłami zbudujemy trwały związek, nieskończoną miłość opratą na Chrystusie. Od początku jednak jest coś nie tak. BYc może sa to drobiazgi ale ciągle nie daja mi pokoju w przebywaniu z T. Pierwszym jest to, że nie łączy nas Bóg. Dla mnie i dla Niego to jest ktoś prawie zupełnie inny. Nie odnajdujemy się na wspólnej modlitwie. Prawie o Bogu nie rozmawiamy, a jeśli tak sie dzieje to zupełnie mijamy się w patrzeniu na Jego obraz. Wydje mi się że T. boi się BOga przed którym stajemy i bardzo często jest przygnębiony i nie chce mu się żyć. Chciałam to wielokrotnie rozumiec jako kiepski dzień czy okres w życiu, ale to niestety prawie się ne zmienia. Zauważyłam to już na początku i nIe rozumiałam tego do końca. Teraz wiem, że T. chce robić dobrze i żyć jak najlepiej, ale prawdopodobnie rany z dzieciństwa zadane przez Jego Ojca i częściowo przez Matkę ciągle bo bolą i \"krwawią\". Odbija się to na naszej relacji, gdyż T. bardzo często czuję się czyms urażony z mojej strony. Moje słowa lub gesty czasami tłumaczy w zupełnie inny sposób niż ja chciałam przekazać. Je jestem często spięta bo nie wiem jak mam się zachować żeby przypadkiem nie pomyślał że zrobił coś źle a widzę że powoli w stan lęku i braku ufności wchodzę również ja... CZy powinnam mu okazać wiecej zrozumienia? Czy to jest normalne w relacji? Drugą rzeczą jest chyba zazdrość i niepewność (nie ma co owijać) Wydaje mi się że nie jestem typem zazdrośniczki. Niektóre sprawy jednak sprawiaja mi ból. T. kilka lat temu miał dziewczynę. zerwali ze sobą po ok 1,5 rocznej znajomości a teraz jak twierdzli sa przyjaciółmi i spotykaja sie czasami na herbacie czy kawie żeby porozmawiać o życiu. Ja nie widzę sensu takiej przyjaźni: kobiety z mężczyzną, tym bardziej jeśli byli kiedyś razem. Mam wrazenie że jego była kobieta ciągle przypisuje jakieś dziwne ich aktualnej relacji. Wysyła mu smsy, dzwoni czasami (trzeźwa lub nie) a w tym wszystkim nie zauważ mnie! T. broni jej zachowania. A dla mnie jest to zupełnie nie tak...! Przyjźń ma przecież swoje prawa, tajemnice, poświęcenie... Nie potrafię tego zrozumieć ani unieść. Kiedy rozmawiam o tym z T. on twierdzi, że nic już ich nie łączy i nie potrafi i nie chce nic w tym zmieniać ( w ich koleżeństwie), natomiast sam uważa iż nie byłby spokojny jeśli ja spotykałabym się w mieszkaniu z jakimś kolegą na pogawędki. Z mojego punktu widzenia łatwiej jest być razem nie stwarzając takich okazji do zazdrości i może też stąd mój ból. Ja takich przyjaźni nie chcę mieć. Proszę o pomoc w tej sprawie. Pozdrawiam ciepło! Anna.

* * * * *

Aniu, rozumiem, że o Bogu z chłopakiem rozmawiałaś i wyjaśniliście sobie jakie miejsce zajmuje On w Waszym życiu. Piszesz, że dla niego Bóg jest kimś obcym i że pewnie wynika to z jego zranień. Prawdopodobnie tak jest. Nasze wcześniejsze doświadczenia, a w szczególności nasz obraz ojca rzutuje na nasz obraz Boga. Nie bez przyczyny mówi się Bóg - Ojciec, prawda? Dlatego tak trudno uwierzyć nam w dobroć i miłosierdzie Boga jeśli nie doświadczyliśmy tego ze strony ojca. Jeśli nasz ziemski ojciec jest surowy i nieprzystępny to się Boga po prostu boimy i wydaje nam się, że on będzie nas surowo sądził i na pewno nam nie wybaczy. Jeśli ojciec nie jest w domu poważany to pojawia się pokusa postrzegania Boga jako kogoś kim nie trzeba się specjalnie przejmować i następuje przechylenie szali w drugą stronę - wydaje się, że możemy sobie grzeszyć a Bóg i tak nam przebaczy. Jeśli ojciec w domu jest nieobecny (choćby duchem) to Bóg jest daleki i mamy wrażenie, że wcale się nami, naszym życiem nie przejmuje. Nie wiem która z tych sytuacji dotyczy Twojego chłopaka, ale na pewno masz rację, że patrzy on na Boga przez pryzmat ojca. Jak to zmienić? Pogadać z chłopakiem i uświadomić mu, że: po pierwsze - jego ojciec też jest człowiekiem, też pewnie został w życiu poraniony i być może nie może z tymi zranieniami dać sobie rady, stąd takie zachowanie. To go nie usprawiedliwia rzecz jasna, ale pomaga zrozumieć dlaczego tak się dzieje. A zatem skoro ojciec też człowiek ( i tylko człowiek) a Bóg to Bóg to wcale nie oznacza, że Bóg jest taki jak jego ojciec. I że bycie ojcem nie oznacza bycie zawsze takim ojcem jak jego. Prawdziwe ojcostwo jest bardziej podobne do relacji Boga i człowieka, ale człowiek nie jest w stanie wejść na takie wyżyny, żeby wprowadzić w życie takie relacje. Oczywiście powinien do tego dążyć i o to się starać, niektórym się to udaje bardziej innym mniej, tym niemniej prawdziwe ojcostwo to miłość jaką ma Bóg do nas a nie negatywne przykłady z otoczenia. Po drugie: Twój chłopak jest już dorosły. A zatem nie może ciągle usprawiedliwiać się tym, że został poraniony, że jego ojciec jest taki i dlatego tak Boga widzi. Skoro jest dorosły (=dojrzały?) to powinien spojrzeć na Boga oczami dorosłego człowieka a nie pokrzywdzonego dziecka. Bardzo często ludzie zatrzymują się w duchowym rozwoju na etapie dziecka. Potem się słyszy, że ktoś do kościoła nie chodzi bo Bóg i tak ma go gdzieś a tak w ogóle to księża są tacy i owacy. To strasznie schematyczne, niedojrzałe, żeby wręcz nie powiedzieć - prostackie myślenie. Ok, i księża są grzeszni i Bóg nie zawsze daje co chcemy, ale czy jak nam nauczyciel dwóję postawi to rzucamy szkołę i mamy gdzieś wykształcenie, bo taki jeden nauczyciel mnie nie rozumiał? Skąd!
Bycie dorosłym wymaga spojrzenia dojrzałego. Czyli takiego, które wnika w głąb a nie zatrzymuje się na powierzchni. To analiza dlaczego ktoś tak czy inaczej postępuje, z czego to wynika i co tak naprawdę ma na myśli a nie tylko dostrzeganie własnej krzywdy. Czasem przecież ktoś nas źle potraktuje, niemiło się odezwie. Najeżamy się i obrażamy. Owszem, ten ktoś się źle zachował ale dlaczego? A czasem za takim zachowaniem może stać rozpacz, może tragedia, może bezsilność, której ten ktoś właśnie doświadczył i która przesłoniła w tej sekundzie cały świat, a więc również nas? I na nas się skupiło. Trudno, wybaczamy, idziemy dalej. Do czego zmierzam? Do spojrzenia na rodziców chłopaka już nie z perspektywy dziecka, któremu się wydaje, że rodzice go nie kochają tylko z pozycji kogoś równorzędnego. Do zastanowienia się ile w ich życiu krzywd i bólu, która odbija się na nas? A może potrzebują rozmowy? A może da się im w czymś pomóc? Jeśli nawet się nie da pozostaje wybaczenie, pozostaje życzliwość i wyrozumiałość. Nie zrozum mnie źle. Nie namawiam do akceptacji wszystkiego tylko do analizy pewnych zranień, które właśnie nie pozwalają nam czysto spojrzeć na innych, a w tym przypadku na Boga.
I jeszcze jedno: Twój chłopak prawdopodobnie też kiedyś będzie ojcem. Nie myśli pewnie teraz o tym, ale za kilka lat stanie się to faktem. Jakim będzie ojcem? Jaki obraz ojca nosi w sobie? Jaki obraz przekaże dziecku? Dzisiejsze zacięcie, poczucie krzywdy, brak pojednania ogromnym cieniem położą się na jego relacji w małżeństwie i rodzinie. Nieświadomie może zacznie powielać schemat swojego ojca, który być może powiela schemat swojego...Dlatego tak ważne, ogromnie ważne a już najważniejsze dla tych, którzy własnie doświadczyli negatywnego obrazu swojego ojca jest to, by odkryć, że Bóg to nie potwór czekający na nasze upadki i posyłający nam pioruny, to nie zimny wyrachowany staruszek, który ma nas gdzieś. To też nie nasz ojciec. To prawdziwa miłość, to ten który traktuje nas poważnie, kocha nas - choćby dlatego, że dopuścił do naszego zaistnienia i niczego więcej nie pragnie jak naszego zbawienia. To prawda, że czasami innymi drogami niż te, które my sami uważamy za słuszne, to prawda... Też tego do końca nie pojmuję, ale kiedyś z pewnością Go o to zapytam i przekonam się, że miał rację. No bo jakby Bóg nie miał racji to kto by ją miał? Aniu, porozmawiaj z chłopakiem, powiedz mu o tym wszystkim. A jeśli jeszcze nie wierzy to pokaż mu innych ojców, pokaż mu tych, którzy są inni i upewnij go, że on sam też może być inny. Jeśli zechce. No, a gdzie tych ojców spotkać? Może to Twój ojcicec lub dorosły brat? Może ktoś z rodziny? Wiesz co mi pomogło? Pojechałam na rekolekcje Oazy Rekolekcyjnej Diakonii Życia z oazy. To takie ośmiodniowe rekolekcje dla wszystkich: młodzieży i rodzin. Tam zobaczyłam prawdziwe chrześcijańskie rodziny. Wstyd się przyznać, bo miałam już 23 lata i po raz pierwszy je zobaczyłam. Ale zobaczyłam. Szok przeżyłam i postanowiłam sobie, że moja też taka będzie. Od tej pory wszystkimi siłami staram się to urzeczywistniać. Ale najpierw zrozumiałam, że Bóg, którego obraz do tej pory miałam w sobie nie jest prawdziwym Bogiem. Przejrzałam na oczy. A potrzebowałam tylko zobaczyć kochającą się chrześcijańską rodzinę. Tak miało, prawda? Jeśli interesuje Cię bliżej ten temat to informacje znajdziesz na stronie internetowej oazy lub napisz do mnie.

Teraz druga kwestia: zazdrość. Pisałam już już na temat możliwości przyjaźni po rozstaniu w odp nr 7. Moim zdaniem prawdziwa przyjaźń jest bardzo trudna, choć pewnie możliwa. Tylko: wszystko jest ok, póki nie cierpi na tym nasz wybranek. Owszem, nie może on być zazdrośnikiem zabraniającym kontaktu, ale: czy Twój chłopak zaproponował Ci kiedyś spotkanie w trójkę? Nie? To Ty to zaproponuj. Powiedz, że chciałabyś poznać tą dziewczynę. Skoro to tylko przyjaźń to czemu masz jej nie poznać??? Tu nie chodzi oczywiście o każdorazowe spotkanie w trójkę ale od czasu do czasu np. wspólne wyjście do kina. Jeśli zareaguje zgodą - to możesz być spokojna. Jeśli nie to powiedz, że Cię to rani, że nie zabraniasz mu kontaktu, ale nie może być tak, że on z nią mają jakieś tajemnice do których Cię nie dopszczają. Oczywiście mówię o teraźniejszości bo przecież nie chodzi mi o to, by wywlekać szczegóły ich związku. Tego nie można robić.

Ania! Powodzenia! W wątpliwości pisz.


  Ania, 26 lat
1179
18.08.2006  
Szczęść Boże! Znalazłam się w beznadziejnej sytuacji bedąc w szkole średniej - nie miałam chłopaka, nie myślałam nawet o tym aż do momentu...kiedyś na jakichś rozgrywkach sportowych dostrzegłam \'jego\'- myślam że to chłopak z innej szkoły lecz później zobaczyłam że chodzi do tej samej co ja tylko rok wyżej od tej pory ukradkiem spoglądałam na niego i myślam, jestem nieśmiała poza tym jego twarz i wzrok (kiedy czasem zdarzyło się nam równocześnie spojrzeć) paraliżowały mnie, nim się obeejrzałam nadszedł koniec roku i pożegnanie własnie tego rocznika, dopiero wtedy kiedy \'go\' nie było w szkole zrozumiałam że całay czas o nim myślę , widze jego twarz, oczy, słyszę głos, wmawiałam sobie że to przejdzie , że zapomnę jak wyjade na studia teraz z perspektywy czasu wiem że nie udało mi się. na poczatku byłam nim zauroczona, stopniowo zakochiwałam się w nim by móc stwierdzić po latach że go kocham, pewnie brzmi to lakonicznie i głupio jak można kochac kogoś z kim się nie rozmawiało bezpośrednio, z kim się nie zna bliżej nie kocham wyimaginowanego obrazu o nim lecz \'jego\'samego. chciałam poznać \'go\' bliżej ale nie miałam jak potem za chwilę on wyszedł ze szkoły, wyjechał na studia, nie miałam kogoś kto by mógł mnie z nim poznać , tel kom. nie były wtedy tak popularne jak teraz, potem ja sama wyjechałam myślam że w nowym mioejscu zajmę się nauką poznawaniem otoczenia i przestanę o nim myśleć niestety skończyłam studia - nawet nie wiem jak to szybko mineło- wróciłam podjełam prace (on został w mieście gdzie studiował wiem że przyjeżdza od czasu do czasu w rodzinne strony- skąd wiem ? czysty przypadek )i kocham \'go\' dalej, marzę o tym bo z nim porozmawiać , spotkać się wiem że dopóki tak sie nie stanie nie bedę mogła myśleć o nikim innym , nie wyobrażam sobie tego wogóle gdziekolwiek jestem z kimkolwiek rozmawiam porównuje do \'niego\'. wiem że \'on\' jest dobrym i ciepłym człowiekiem wierzącym.od miesiąca zaczęłam myśleć intensywniej o niem , wierzyć że może nie wszystko stracone gdyż przypadkowo w pracy szukając materiałów w internecie wyskoczyło mi jego nazwisko i imię nr kom - nie pamiętam już okoliczności ale najważniejsze że mam jego telefon... najwazniejsze no tak mi sie wydawałao bo codziennie patrzę na ten nr uśmiecham się i nie wiem , nie wiem co robić , czy wysłac sms czy nie , bo tak naprawdę to co mu powiem? nie wiem co robić , co napisać, czy niby przypadkiem że mi sie pomyliło, czy poprostu cześć itp . Proszę pomóżcie mi, męczę się żyję w tej matni już kilka lat i wiem że muszę spróbować ale nie wiem jak , chciałabym bardzo nawiązać te znajomość a przy tym bardzo się boję. Wiem że może jest to śmieszne , ale dla mnie bardzo wazne. tyle lat jestem sama ( sama ale w myślach mam jego) tak bardzo chciałabym aby moje uczucia sie spełniły. Dziękuję bardzo serdecznie za odpowiedż , za pomoc. Przepraszam za długośc

* * * * *

Hmm. Masz rację, że dopóki nie spróbujesz, dopóki się nie przekonasz to będziesz o nim myśleć i będziesz się zastanawiać czy nie było warto. Jeśli masz jego numer telefonu to już jest coś, już masz jakiś punkt zaczepienia. Oczywiście dobrze by było by tych punktów zaczepienia było więcej np. gdybyś znała kogoś kto wie czy on nie jest z kimś związany. Wiesz, pewnie ten jego numer telefonu nie "wyskoczył" Ci przypadkiem. Czy jest to związane z jego pracą, zawodem lub sprawowaniem jakiejś funkcji? No bo chyba takie informacje jak numer telefonu to pokazują się właśnie w takich okolicznościach. Może zatem próbować zadziałać w tym kierunku? Jeśli np. pracuje w hurtowni rowerów to wybrać się tam pod pretekstem chęci kupna roweru. To tylko przykład ale rozumiesz o co mi chodzi? Po prostu wykorzystać jego pracę/hobby/funkcję w celu bliższego poznania go. A jeśli to nie wchodzi w grę to może po prostu faktycznie wysłać smsa z pozdrowieniami mówiąc...prawdę. To znaczy nie wyznawać uczuć, broń Boże! Ale napisać, że znalazłaś przypadkowo jego numer telefonu w internecie a ponieważ chodziliście razem do szkoły to pomyślałaś, że może będzie mu miło jak dostanie pozdrowienia. Tak wspomnieniowo, sentymentalnie. Jeśli odpowie - będzie miło i będzie to punkt zaczepienia do rozwoju znajomości. Potem będziesz mogła wysłać życzenia imienionowe lub na święta. Zapytasz co robi i poprosisz o jakąś radę zwiazaną z jego zawodem. Wtedy będziesz mogła zajrzeć do rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Jeśli nie...cóż... To będzie oznaczało, że nie życzy sobie kontaktu. Bo widzisz, być może jest tak, że on kogoś ma. I wtedy niestety trzeba będzie usunąć się na bok. Ale - tak czy inaczej będziesz wiedziała na czym stoisz. I będziesz wiedziała jak działać dalej. W którąkolwiek stronę pójdzie Wasza znajomość będziesz miała świadomość sytuacji i będziesz mogła albo ją kontynuować albo będziesz mogła otworzyć się na innych w swoim życiu. Powodzenia!

  Paulina, 17 lat
1178
16.08.2006  
Witam. Mam pewien problem. Wiem że to co zrobiłam z chłopakiem jest grzechem i chciałabym wiedziec czy nadal żyjemy w czystości przedmałżeńskiej. Zależy nam na tym żeby do ślubu być \"czystymi\". Otóż podczas wakacji doszło do tego, że dotykaliśmy się wzajemnie po miejscach intymnych w bieliźnie. Przez to doprowadziłam chłopaka do orgazmu i on mnie tym samym też. Nie wiem jak powiedzieć o tym księdzu podczas spowiedzi, bo chcę wszystko powiedzieć i nie chcę niczego zatajać. Poprosze odpowiedź na dwa pytania: czy dalej żyjemy w czystości przedmałżeńskiej i jak księdzu wyznać ten grzech. Poprosze o szybką odpowiedź gdyż wybieram sie na spowiedź pierwszopiątkową we wrześniu.

* * * * *

W czystości będziecie żyć jeśli zerwiecie z grzechem, postanowicie poprawę, wyspowiadacie się i rzeczywiście nie będziecie tego więcej robić. Jak bowiem wielokrotnie pisałam czystość jest postawą, a nie stanem. Postawą tzn. wyborem i czynem. Jeśli zatem będziecie żyć w czystości to będziecie czyści i będziecie zachowywać czystość przedmałżeńską. Bo czystość nie jest czymś co się jednorazowo traci jak np. dziewictwo. To ciągły wybór i określone zachowanie. A jak powiedzieć księdzu? Dokładnie tak jak napisałaś. Ksiądz zrozumie o co chodzi.

  kaska, 17 lat
1177
16.08.2006  
jak to jest z osobami ktore wzięły rozwód?czy one mogą normalnie przystępować do komuni św? a jesli na przykład są z kimś innym po rozwodzie to czy wtedy mogą przystępować do komuni?

* * * * *

To wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Generalnie nie mogą przystępować do sakramentów osoby rozwiedzione, które ponownie związały się z kimś innym związkiem cywilnym. Jest to bowiem sytuacji pozostawania w permanentnym grzechu (cudzołóstwa) i ów ciągły stan powoduje, że nie ma możliwości rozgrzeszenia (bo nie ma postanowienia poprawy i zerwania z grzechem). Jest to zatem grzech ciężki uniemożliwiający przyjmowanie Komunii św. Jednak nie wszystkie osoby po rozwodzie są odsunięte od sakramentów. Mogą do nich przystępować osoby, które nie z własnej winy tkwią w takiej sytuacji (np. zostały pozostawione przez małżonka) i nie zawarły ponownego związku. To reguła. Każdy jednakże przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Decyduje o tym spowiednik.

  zakochana..., 15 lat
1176
11.08.2006  
Witam serdecznie! Od dłuższego czasu czytam pytania i odpowiedzi na tej stronie i jestem mile zaskoczona tym, że niezależnie od dużej ilości zadawanych pytań, do każdego z nich podchodzi Pani poważnie i daje Pani bardzo dobre rady... Dlatego postanowiłam napisać tu o swoim problemie. Czytałam Pani odpowiedzi na temat \"miłość przez internet\" i zgadzam się z Pani opinią, że przez internet można się z kimś zapoznać, ale takie uczucie może przerodzić się w prawdziwą miłość dopiero w \"realu\". Do uczucia łączącego mnie z pewnym chłopcem też starałam się tak podchodzić, że być może to tylko zauroczenie na odległość, że spotkanie może wszystko wyjaśnić... ale to spotkanie miało miejsce niedawno i tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że kocham... Nie było odczucia (o którym często mówiły mi koleżanki), że człowiek w realu jest zupełnie inny niż w internecie. Ale może zacznę od początku. Zainteresowałam się jego krajem w listopadzie 2004 w wyniku wydarzeń politycznych. Wtedy większość Polaków interesowała się tym krajem, ale kiedy powyborcze emocje opadły - u większości to zainteresowanie minęło. A u mnie przerodziło się w fascynację kulturą, historią i językiem tego kraju. Moim marzeniem stało się to, żeby pojechać tam i zobaczyć choćby małą część tego kraju na własne oczy. To marzenie spełniło się w maju 2005 i chociaż trwało to tylko 3 dni - byłam bardzo szczęśliwa. Kiedy przyjechałam do domu, nie chciałam spać pomimo późnej pory (na pewno był to wpływ emocji). Włączyłam komputer i postanowiłam po prostu porozmawiać z kimś z miasta, z którego dopiero co przyjechałam. W komunikatorze ICQ, z którego zazwyczaj skorzystam, wpisałam nazwę tego miasta w wyszukiwarce użytkowników. Tak poznałam tego chłopca. Chociaż rozmawialiśmy po raz pierwszy, bardzo dobrze się rozumieliśmy i w pewnym momencie zdziwiło mnie tylko to, że za oknem zobaczyłam wschodzące Słońce - po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się nie spać całą noc i nawet nie zauważyłam, jak szybko minął czas. Od tego czasu rozmawialiśmy prawie codziennie. Po dwóch miesiącach postanowiliśmy korespondować również \"tradycyjną\" pocztą, ponieważ oboje uważamy, że czasem dzięki takim prawdziwym listom, które za granicę idą co najmniej 3-4 dni, można poznać człowieka i jego duszę lepiej niż w rozmowie \"on-line\". Czasami rozmawialiśmy też przez telefon, chociaż z początku trudno było mi mówić w jego języku, ale z czasem się nauczyłam (a on zaczął uczyć się polskiego :-) ) W sierpniu 2005 oboje zrozumieliśmy, że to chyba coś więcej. Właściwie to było tak, że on napisał mi o tym w swoim liście 22 sierpnia, a ja powiedziałam mu o tym w ICQ 24 sierpnia - zanim otrzymałam list, więc właściwie powiedzieliśmy to jednocześnie! Przez następne miesiące czasem miałam wątpliwości, czy to może być prawdziwe, czy nie lepiej się wycofać, dopóki to krótko trwa i nie jest bardzo poważne - ale coraz więcej myślałam o nim, coraz bardziej czekałam każdej naszej rozmowy, każdego listu... Stał się bardzo bliskim dla mnie człowiekiem, pomimo dzielącej nas odległości (około 600km) i granicy pomiędzy nami. Jedyną przyczyną naszych sprzeczek było to, że on zawsze był osobą bardzo religijną (jest grekokatolikiem), a ja przez większość świadomego życia (na razie niezbyt długiego ;-) ) uważałam, że religia - to już przeżytek, że to po prostu takie \"ogłupiające lekarstwo\" na lęk przed śmiercią. Oczywiście, byłam ochrzczona jako małe dziecko, w wieku 8 lat miałam Pierwszą Komunię, ale nigdy tego do końca nie rozumiałam. Więc sprzeczałam się z moim chłopcem, kiedy mówił mi, że chodzi w każdą niedzielę do cerkwi, że śpiewa tam w chórze, że chrześcijaństwo nadaje sens jego życiu. Ale po kilku miesiącach długich dyskusji na ten temat zaczęłam w pewnym sensie zazdrościć mu (i w ogóle ludziom wierzącym) poczucia sensu życia, swoistej pogody ducha, którą rzadziej spotyka się wśród ateistów. Zaczęłam się modlić, chociaż właściwie nie znałam żadnych modlitw i zaczęłam dostrzegać Boga w rzeczach, na które wcześniej po prostu nie zwracałam uwagi - w różnokolorowych kwiatach, zielonych drzewach, chmurach, deszczu, w końcu w innych ludziach. Pomyślałam, że taki piękny świat nie mógł stworzyć się sam, w wyniku jakichś przypadkowych procesów ewolucji. Że nawet jeśli ewolucja istnieje - to nie jest ona dziełem przypadku, ale Czyimś doskonałym planem. Podzieliłam się tymi myślami z moim chłopcem i zapytałam, czy powinnam się wyspowiadać. On powiedział mi tylko tyle, że jeśli chcę to zrobić ze względu na niego - to nie warto, bo nie o to w wierze chodzi, a ja podobałabym się mu niezależnie od tego czy byłabym ateistką, katoliczką czy nawet muzułmanką. Ale jeśli naprawdę czuję potrzebę pojednania się z Bogiem i wierzę w Niego - powinnam przystąpić do sakramentu pokuty. Tak też zrobiłam. Co prawda bałam się, że okaże się to \"słomianym zapałem\", a chęci starczy mi na kilka tygodni, tym bardziej, że miałam wtedy problem z poważnym grzechem (mam na myśli masturbację), niestety robiłam to prawie codziennie, a nawet cotygodniowa spowiedź nie miałaby sensu, jeśli nie ma chęci poprawy... Ale udało się, po 2 tygodniach spowiadania się w każdą niedzielę przestałam popełniać ten grzech, jutro będzie 6 miesięcy odkąd tego nie robię! Nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle siły, ale wierzę, że Bóg mi pomógł. Od tego czasu jestem praktykującą katoliczką (co prawda w obrządku grecko-katolickim, ale upewniłam się już u kilku księży, że to nie jest grzechem) i mam nadzieję, że to się już nie zmieni. Wracając do tematu moich relacji z tym chłopcem - wszystko układało się bardzo dobrze i postanowiliśmy, że powinniśmy się spotkać, że taki musi być kolejny etap naszej znajomości... Jak już pisałam, mieszkamy 600km od siebie, po dwóch stronach granicy, więc od planu do jego realizacji musiało minąć kilka kolejnych miesięcy (tym bardziej biorąc pod uwagę mój wiek i to, że nie mogę wyjeżdżać za granicę sama, szczególnie w tamtym kierunku). Ale nadszedł długo oczekiwany dzień 29 lipca 2006 - nasze pierwsze spotkanie. Pisałam na początku mojego listu, że nie było żadnego zaskoczenia, rozczarowania - było po prostu dużo lepiej, niż w internecie, bo mogliśmy spojrzeć sobie w oczy, przytulić się - i to często wystarczało zamiast 100 słów. Oczywiście rozmawialiśmy też bardzo dużo, ja dopiero po powrocie do domu zdałam sobie sprawę z tego, że tak dużo mówiłam w języku obcym. Spacerowaliśmy po mieście, on starał się opowiedzieć mi jak najlepiej jego historię, w dużej mierze związaną z Polską, pokazać domy, w których mieszkali polscy królowie... Mój tato, który był tam ze mną, rozumiał \"powagę sytuacji\" i nie chodził wszędzie z nami, ale również rozmawiał z moim chłopcem i polubił go. W niedzielę byliśmy razem na mszy, później poznałam jego rodziców... Niestety wszystko co dobre szybko się kończy... Więc znowu jestem w domu. Teraz on chce przyjechać do Polski na kilka dni - najpierw do Lublina, ponieważ będzie tam występować razem z chórem, a potem do mojego miasta, które niestety jest dość daleko (Wrocław), żebyśmy znowu mogli się spotkać. To wszystko jest piękne, wcześniej nie wyobrażałam sobie nawet, że może być tak dobrze. Ale czasami i tak zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Dla mnie oczywiście ma, ale trochę martwię się o niego. Wiem, że on podchodzi do tego poważnie, tym bardziej, że jest starszy ode mnie o kilka lat. Ja w swojej dość bujnej wyobraźni zdążyłam rozpatrzeć już najróżniejsze warianty - że 29 lipca zepsuje mi się telefon i w ogóle się nie spotkamy, że on się rozczaruje, kiedy mnie zobaczy (i wiele, wiele innych) i wiem, że w życiu różnie bywa. Wiem, że rzadko bywa tak, żeby miłość spotkana w wieku 14 lat (tyle miałam rok temu) była tą prawdziwą i na całe życie. Wiem, że odległość jest duża, że pochodzimy z różnych krajów i zawsze będą między nami jakieś różnice kulturowe, nawet gdybyśmy wzajemnie idealnie nauczyli się swoich języków. Ja to wszystko wiem, ale staram się pielęgnować to uczucie najlepiej jak mogę, traktuję to jak cenne ziarenko, z którego być może kiedyś wyrośnie piękny kwiat. Po prostu nie miałabym sumienia wyrzucić takiego ziarenka, pomimo tego, że ten gatunek kwiatów należy do szczególnie trudnych i wymagających. Chociaż nie oczekuję żadnego cudu - mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, bo jeśli nie mieć takiej nadzieji - to po co w ogóle kochać? Ale dlaczego martwię się o mojego chłopca - bo nie wiem, czy on ma takie samo podejście do tego. Boję się, że kiedyś mogę go rozczarować - pomimo tego, że mamy już za sobą spotkanie i wiele godzin spędzonych wspólnie w \"realu\". Najbardziej chcę, żeby on był szczęśliwy. Kiedy przytulaliśmy się, najbardziej zależało mi na tym, żeby on czuł ciepło z mojej strony, żeby czuł się potrzebny. Mi oczywiście też było bardzo przyjemnie, ale właśnie dlatego, że czułam to samo z jego strony. Kilka lat temu dziwiło mnie to, że nie przechodziłam etapu zakochiwania się w aktorach, piosenkarzach, czy kimkolwiek innym. Ale samo uczucie zakochania niczego tak naprawdę nie daje. Ja jestem szczęśliwa, kiedy wiem, że ktoś jest szczęśliwy dzięki mnie. Dlatego tak bardzo mi zależy na tym, żeby ta miłość nie przyniosła mu bólu. Boję się, że nie jestem wystarczająco dobra, mądra, dojrzała, żeby dać mu szczęście. Czy uważa Pani, że to ma sens? Przepraszam za długość mojego listu i za \"tajemniczość\" tzn. niepisanie nazwy kraju, po prostu ja trochę się tego wstydzę, ale myślę, że można się domyślić, o jaki kraj chodzi (poza tym to chyba nie jest ważne). Pozdrawiam serdecznie!

* * * * *

Moja Droga! Będzie krótko, bo nie potrzeba tu wielu słów. Jestem pod wrażeniem Twojego listu i przebijającego z niego dojrzałości. Dlatego uważam, że Wasz związek ma sens i ma ogromne szanse na przetrwanie i rozwój. Oboje jesteście dojrzali i odpowiedzialni. Swoją miłość "praktykujecie" w realu na ile Wam tylko możliwości pozwalają, bo macie świadomość jakie to ważne i pragniecie swojej obecności. Gdyby wszyscy tak dojrzale jak Wy podchodzili do miłości to chyba nie byłoby potrzeby prowadzenia tego działu :) Twój niepokój jest naturalny, ale żadna miłość nie jest pozbawiona wątpliwości i lęku o przyszłość. To co mogę Wam poradzić to to co zawsze mówię parom w takiej sytuacji: pomyślcie jak to zrobić by w jakiejś (dalszej lub bliższej) przyszłości być bliżej siebie. Pisałam o tym w odp. nr 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, poczytaj może znajdziesz tam coś dla siebie. Życzę Wam powodzenia!

  Magda, 13 lat
1175
10.08.2006  
czuję się dziwnie. mam uczucie jakby moi rodzice nie byli moimi rodzicami. mam uczucie jakbym była adoptowana :( zawsze gdy nikomu sie czegoś nie chce robić oczywiście ja musze to zrobić :( w domu jest mi źle. mama mówi że nie przykładam sie do obowiązków domowych więc oberwe tak jak ona kiedyś od mojego dziadka :( tata tak samo... ciągle narzeka na mnie i takie tam... a najgorsze jest to że nie okazuja mi miłości... nie mówią \"kocham cie madziu...\" myślą że ich kocham przez to że jeżdzimy do sklepów, że co jakiś czas kupują mi ciuchy. wiele razy chciałam z nimi porozmawiać lecz to by się zaczęło tak \"wracaj do lekcji i nie zawracaj nam głowy\" :( kiedyś, gdy chłopak ze mną zrywał strasznie płakałam a mama tylko krzyknęła \"cicho tam\" więc zaczęłam bardziej ryczeć. wkoncu przyszła... lecz gdy zobaczyłam jej ostrą minę to nie chciałam jej o niczym mówić. nic nie powiedziałam... lecz usłyszałam \"to się zamknij i nie płacz\". często słyszę \"ty świnio jedna\" masakra... pomórz...

* * * * *

Madziu, bardzo Ci współczuję. Moim zdaniem coś jest nie tak ogólnie w relacjach w Twojej rodzinie, nie wiem jakie są relacje między Twoimi rodzicami ale chyba nie jest zbyt dobrze, prawda? Wiem jak jest ciężko żyć w takiej rodzinie. To co mogę Ci poradzić - jeśli rzeczywiście nie możesz porozmawiać z rodzicami - to rozmowa z kimś zaufamym, np. babcią, ciocią. To zrozumiałe, że potrzebujesz miłości i ciepła. Jeśli nie masz kogoś takiego w swoim otoczeniu to proszę poproś o rozmowę jakiegoś księdza, najlepiej znajomego. On da Ci wskazówki jak to przetrwać - od strony duchowej. A może jesteś zaangażowana w jakąś grupę kościelną np. oazę? Może pomogłyby jakieś rekolekcje? W każdym razie musisz na żywo porozmawiać z kimś kto da Ci konkretne rady po poznaniu Twojej sytuacji. Jeśli już naprawdę nie masz z kim to może chrześcijański psycholog? Informacje znajdziesz tutaj: www.spch.pl
Polecam Ci też lekturę odp. nr: 468, 484, 520, 600, 699 - poczytaj co robić by nie powielać błędów rodziców, co robić by Twoje życie było inne. To trudna sytuacja, a Ty jesteś bardzo młoda, ale chcesz żyć inaczej, widać to. I na pewno Ci się uda!

  Monika, 24 lat
1174
08.08.2006  
Witam. Jestem mezatka z 3 letnim stazem. Mamy z mezem sliczna 2 letnia coreczke. Do dnia slubu czekalismy z naszym \"pierwszym razem\". Jestesmy osobami wierzacymi dlatego zachowanie czystosci było dla nas rzecza najwazniejsza. Cieszymy sie i jestesmy z tego dumni. Chcemy jednak, aby nasze wspolne seksulane bylo zgodne z nasza wiara. Po urodzeniu dziecka stosowalismy metody naturalne, ktore swietnie sie sprawdzaly, ale do niedawana. Maz zaczal pracowac za granica i widujemy sie tylko w weekendy. Nasze zycie sie zmienilo, wszystko biegnie szybciej, co rowniez odzwierciedlilo sie na moim organizmie. Miesiaczki sa nieregularne itp. Dlatego stosowanie metod naturalnych w zaistnialej sytuacji jest kompletnie niemozliwe i nie ma zastosowania. Zdarza sie, ze jestesmy zmuszeni kochac sie zaledwie 2 razy w miesiacu. Nie traktujemy seksu jako rzeczy naistotniejszej w naszym zyciu, ale kochamy sie i jest dla nas wazne byc blisko siebie- jak maz i zona. Zdarza sie ze stosujemy prezerwatywy, jednak nie jestesmy do nich przekonani (kosciól jest im przeciwny)... Czy w naszym przypadku stosowanie metod antykoncepcyjnych jest grzechem? Co moze nam pani poradzic... ? Dziekuje z gory za odpowiedz. Pozdrawiamy - Monika i Marek

* * * * *

Skoro zachowanie czystości jest dla Was ważne, skoro wiecie jakie jest stanowisko Kościoła w tej sprawie to chyba znacie odpowiedź na swoje pytanie.
Oczywiście, że jest grzechem. Zawsze też możecie zapytać o to spowiednika. Poza tym: nie jest niemożliwe stosowanie npr. Radzę wybrać się do poradni rodzinnej i skonsultować swoje wykresy z osobą kompetentną. Polecam też informacje i Forum Pomocy www.lmm.pl. Bardzo dobra strona i na pewno dostaniecie sporo rad.
Skoro tak nagle poprzestawiały Ci się cykle, skoro miesiączki są nieregulane i ogólnie coś jest nie tak - a tak wynika z Waszego listu - to jest to sygnał, że należy wybrać się do lekarza, bo prawdopodobnie jest to kwestia hormonów. A zatem kluczową sprawą jest tutaj leczenie! Nie można takich spraw lekceważyć!
A tak na marginesie: może warto zaufać Bogu i być bardziej otwartym na życie? Tak wiele ludzi bardzo pragnie ale nie może mieć dzieci. Wy możecie - cieszcie się z tego daru i módlcie się w intencji tych, dla których sen o dziecku jest tylko w sferze marzeń.

  Magda, 22 lat
1173
07.08.2006  
witam.już kiedyś do pani pisałam (pyt. 469 i 607). piszę po raz kolejny ponieważ sytuacja uległa sporej zmianie.mianowicie ten kleryk którego kocham został wysłany na 2-letnie studia do Rzymu.odkąd sie dowiedziałam że on będzie tam studiował czuję się jakby świat mi się zawalił. strasznie za nim tęsknię. nie chce mi się żyć. nie moge się z tym pogodzić. pewnie pomysli sobie pani że jest ze mna coś nie tak ale ja po prostu nie potrafię kryć tego co czuję bo mnie to wykańcza.robiłam to co pani mi radziła zrobic i w pewnym momencie wydawało mi sie ze mam to już za sobą ale się myliłam.nie potrafię przestać o nim myśleć ani o nim zapomnieć. boję sie że jak tak dalej pójdzie to do reszty zwariuję.ja już naprawdę nie wiemco mam robić. jestem po prostu załamana. błagam o pomoc..............:(

* * * * *

Magdo! Taki los człowieka, że zawsze jakieś kłody pod nogami, ciągle jakaś górka. Rozumiem jak Ci ciężko. To co mogę Ci jeszcze poradzić to to co można zrobić, żeby zapomnieć, żeby się wyleczyć z nieszczęśliwej miłości. Pisałam o tym w odp. nr: 80, 526, 653, 825. Bo to jest jakaś Twoja nieodzwajemniona miłość. Za nią nie jesteś odpowiedzialna, ale za swoje działanie już tak... Widzę, że się starasz, że jesteś dzielna. Pomyśl, że taka jest wola Boża a dla Ciebie jest coś innego, też pięknego. Otwórz oczy, otwórz serce, bo Bóg ma dla Ciebie różne propozycje ale możesz ich w swojej rozpaczy po prostu nie dostrzeć. Ja nie karzę Ci chodzić z przyklejonym uśmiechem bo uczucia to uczucia i nie tak ławto się od nich uwolnić. Ale zwróć też uwagę na to co Cię otacza, na drobiazgi, zajmij się czymś co lubisz. Twój ból minie, ale może minąć też dużo czasu, którego będzie Ci szkoda. Pomyśl o tym chłopaku, którego Bóg dla Ciebie przygotował - on już gdzieś jest. Uwierz w to. Będziesz z nim szczęśliwa. Miej zatem otwarte oczy by go dostrzec gdy będzie obok. Trzymam kciuki za Ciebie, jesteś mądrą dziewczyną!

  :(, 18 lat
1172
04.08.2006  
Witam :) Wiem ze ta stronka jest poswiecona milosci, ale... Po prostu nie moge sobie poradzic z pewnym problem i nie wiem do kogo sie zwrocic. Moze Panie mi pomoze. Chodzi o moje powołanie. Ja zupełnie nie wiem kim chce byc !!! A JUZ we wrzesniu musze podac przedmioty ktore bede zdawała na maturze... Myslałam ze z czasem odkryje cos co pokocham, cos co bede robiła w przyszłosci z oddaniem. Ale tak sie nie stało. A czasu jest niewiele. To przeciez tak wazna decyzja - wybor studiow. Moze ona zadecydowac o całym przyszłym zyciu... Miałam juz kilka pomysłów. Ale sama nie wiem czy siebie w tym widze. Niby tak, ale nie czuje do tego jakiegos specjalnego zamiłowania :( A niektorzy juz od dziecka wiedza kim chca byc, poszerzaja swoje wiadomosci w danym kierunku, kochają to. Jest jednak cos, co ostatnio mocno mnie złapało za serce. Tylko nie wiem czy to jest praca czy tylko takie dodatkowe zajecie, pomoc. Mam tu na mysli prace z narkomanami. Bardzo chciałabym im pomagac w wydostaniu sie z bagna w ktore wpadli. Co musiałabym (jesli musiałabym) studiowac w tym celu? Gdzie moge znalezc informacje na ten temat? I... skad mam wiedziec ze to jest moje powołanie?

* * * * *

No to może resocjalizacja? Albo pomoc socjalna?
Skąd będziesz wiedziała, że to Twoje powołanie? Po radości jaką Ci będzie sprawiała ta praca. A póki co to zacznij pracę wolontaryjną w jakimś ośrodku dla narkomanów albo domu opieki, hospicjum zobaczysz czy się do tego nadajesz.

  Mika, 23 lat
1171
04.08.2006  
Od prawie 5 lat jesteśmy razem z Piotrem. Jest On pierwszym mezczyzna w moim zyciu. Osobą niezwykle ważna, z którą chcę zbudować prawdziwa pełna miłości, kochajaca sie rodzine. Planujemy sie pobrać, jednak ze względu na obecną sytuacje, możemy to zrobic dopiero po skonczeniu studiow (a wiec niecałe 2 lata). Moim odwiecznym marzeniem bylo dochowanie czystości do dnia ślubu. Chcialam byc tą jedyną dla przyszłego meża i ojca moich dzieci. Dlatego tak wazne dla mnie jest dochowanie czystosci przedmalzenskiej. Musze przyznac, ze dlugo \"dawalismy\" sobie z tym rade, jednak od jakiegos roku towarzyszą nam mieszane uczucia. Kochamy sie naprawde gleboko i doceniam mojego chlopaka, ze szanuje moje poglady. Jednak od dluzszego czasu juz sama nie daje sobie z tym rade. Wiekszosc moich kolezanek ma juz swoje rodziny. Ja mam wrazenie jakbym wiecznie stala w miejscu. Tym bardziej, ze jestesmy z moim chlopakiem tak blisko, ze mam wrazenie jakbysmy byli zwiazani na wieki. Są chwile, kiedy ta wyjatkowa wiez emocjonalna mamy ochote \"wypelnic\" fizycznym aspektem milosci. Pare razy dochodzilo do pettingu, czego sie niezmiernie wstydze. Nie wiem co myslec, czuc. Czuje sie momentami okropnie. Kiedy zaczynamy sie calowac- jest wspaniale, jednak caly czas przesladuje mnie mysl: \"Zeby bron Boze nie doszlo do niczego wiecej\".

* * * * *

No, Wasze odczucia są normalne, bo to normalna kolej rzeczy. Wyjścia są dwa. Albo pobierzecie się wcześniej - przeanalizujcie wszytsko dokładnie, może jednak się da? Jak jesteście ze sobą 5 lat, to po co tak przedłużać narzeczeństwo? Jeśli nie (a nie wiem z czego wynika ta sytuacja, że nie możecie teraz się pobrać, więc nie będę pisać o aspekcie finansowym, bo może nie o to chodzi) to zapiszcie się oboje do Ruchu Czystych Serc i walczcie, z całej siły walczcie! Miko! Nie wyobrażasz sobie nawet jak przepiękna jest noc poślubna (i nie chodzi mi tu o seks) gdy dwoje ludzi czekało na siebie, gdy może się poznawać w aspekcie fizycznym bez poczucia winy i wyrzutów sumienia. To jest niezwykła radość. Pisałam więcej na ten teamt w odp. nr 462, 269. Polecam też świetną książkę ks. Pawlukiewicza "Porozmawiajmy spokojnie...o tych sprawach". Nie będę Ci tu przytaczać teraz argumentów przeciw współżyciu przed ślubem, bo domyślam się, że znasz je na pamięć. Potrzebujesz tylko umocnienia. A zatem mówię Ci ja, mężatka: WARTO poczekać! WARTO dochować czystości przedmałżeńskiej. WARTO poczuć smak tej radości i pierwszej wspólnej nocy po ślubie. WARTO! Ja też kochałam swojego narzeczonego i też mieliśmy takie odczucia, każdy je ma. Ale nie zamieniłabym tych kilku chwil pozornego szczęścia na to co przeżyłam po slubie. I Wam też tego życzę. Powodzenia!

  Anna, 17 lat
1170
03.08.2006  
Witam panią bardzo serdecznie. Mój problem w zasadzie jest głupi i szczeniacki, wstydze sie to napisac ale nikogo innego nie moge sie poradzić bo mnie wyśmieje... Czy mozna zakochac się w kims kogo się kompletnie nie zna, kims obcym i nieosiągalnym? Od dłuższego czasu szaleję za pewnym piosenkarzem i to nie pięknym jak z bajki, ot takim zwykłym facetem przecietnej urody... Tyle ze nie do konca jest zwykly bo przeciez jest wokalista sławnego zespołu, ktory w Polsce jeszcze jest mało znany. Nie idealizuje go ale kocham jego wady, to ze sie garbi, to ze ma zółte zęby, ze był alkoholikiem i mial mysli i jedna probe samobojcza. Tak naprawde to jeszcze zadna osoba nie powiedziala mi ze jest ladny, ale dla mnie jest śliczny, ale nie tylko z wygladu... Mnie zawsze przyciagaja oczy, po oczach najczesciej potrafie ocenic charakter czlowieka, tylko kilka razy na wiele to sie nie sprawdzilo. Sama nie wiem co sie ze mną dzieje, jak go widzę i te jego oczy to czuje czasami takie uklucie w sercu i ciezar jakby na duszy, jest mi bardzo zle bo w myslach caly czas krazy \"to jest bezsens, on jest nieosiągalny, nie kochasz go, to chwilowa fascynacja\" Ale jak ja bardzo tesknie gdy dlugo nie widze jego zdjecia jego oczu, nie slysze jego glosu : ( Poza tym nie lubie tych zdjec na ktorych jest wypicowany jak jakas lalka, najbardziej lubie te naturalne, zrobione od tak przez przypadek, najbardziej uwielbiam jak zrobi jakas glupia mine i wyglada na takiego co jest kompletnie nie fotogeniczny... Znaczy nie specjalnie ta mina, tylko ze zdjecie zrobione z zaskoczenia, gdzies z boku... Zawsze czytałam ze takie rzeczy to tylko fascynacja, ze wyobrazamy sobie ksiecia z bajki, tyle ze ja wcale go sobie takiego nie wyobrazam, bardzo mi przykro jak czytam to wszystko przez co on przechodzil do niedawna, nie bede tu pisac ale to naprawde bylo duzo, w koncu wpadl w depresje, nienawidzil siebie teraz wszystko jest inaczej, on sie leczy pokochal zycie, zaczal sie szanowac. A najwazniejsze z tego wszystkiego jest to ze ja zanim poznalam ten zespol, za nim nie posluchałam i nie przeczytalam tego co mowil ten chlopak, nienawidzilam siebie, nie akceptowalam siebie samej... Teraz to przechodzi po tym co przeczytalam co mowil ten wokalista, mowil o tym ze powinnismy sie kochac, nie chciec siebie ranic i rozne naprawde piekne slowa ktore unosza na duchu i karza akceptowac siebie i dowartosciowuja czlowieka... On mi pomogl teraz juz nie mysle o sobie jako brzydkiej dziewczynie ktora na nic nie zasluguje, jest nikim... Dzieki niemu zrozumialam jak wartosciowa jestem, zauwazylam w sobie rozne ladne czesci ciala, i teraz mam sile kazdemu ktory wysmieje mnie z powodu wygladu czy czego innego powiedziec \"Fuck you\" i isc dalej nie zadreczajac sie pytaniami \"a moze ona miala racje ze jestem gruba\"... Ten męzczyzna dal mi sile pomogl mi zrozumiec siebie. Nie wiem co do niego czuje, moze nic moze to glupie zauroczenie. Ale czy jednak mozna w takie sposob zakochac sie naprawde?

* * * * *

Aniu, Aniu , nie jest nienormalne to co czujesz bo owszem można tak się zakochać. Tylko wiesz... tak naprawdę to kochasz nie realną osobę, tylko swoje realne - bo już przecież wiesz trochę o tym człowieku - ale jednak wyobrażenia o nim. Dlaczego mówię, że to wyobrażenia? A no bo właśnie nie wiesz jak jaki on by był w stosunku do Ciebie. Nie wiesz jaki jest na co dzień, tak w życiu codziennym, jak robi zakupy i myje zęby a nie występuje na scenie. Pisałam o tym w odp. nr 441, 868, proszę przeczytaj. Widzisz jest tak, że w naszym życiu nic nie dzieje się bez sensu, nic nie jest bez celu. Może właśnie Bóg dopuścił tą Twoją miłość do tego człowieka właśnie po to byś dzięki niemu zaczęła lepiej myśleć o sobie, byś była silniejsza? Może to jest właśnie sens tej miłości? Bóg przecież wie co robi.

  Ania, 17 lat
1169
03.08.2006  
Witaj:) Mam pytanie: Zakochałam się w diakonie.. i nie wiem co mam zrobić? Choć wiem że to nie ma sensu. Ale to było fajne jak się na siebie patrzyliśmy, myślisz że to coś znaczy? Pomóż mi.. A drugie pytanie to takie że nie wiem co zrobić z pewnym chłopakiem. Od 1,5 roku mi się podoba. No i jesteśmy przyjaciółmi ale to mi nie wystarcza bo zawsze go żywiłam jakimś uczuciem. Co mam zrobić aby się do niego przyblizyć?? Prosze pomóż mi. buźka :*

* * * * *

Zaraz, ale czego Ty chcesz? Bo jakoś nie możesz się zdecydować. Co do diakona: przeczytaj proszę odp. nr 10, 29, 157, 364, 381, 523, 644, 940. A co ma oznaczać patrzenie? Myślisz, że on nie ma świadomości kim jest? Że nie ma świadomości co wybrał? Co do drugiego chłopaka: jeśli chcesz nawiązać z nim bliższy kontakt skorzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Tylko najpierw zdecyduj się czego chcesz bo w tym momencie mam wrażenie, że chcesz ich obu, a to jest przecież niemożliwe, prawda?

  Gregory, 23 lat
1168
03.08.2006  
Czy zna Pani przypadek, że po zbyt wczesnym powiedzeniu \"kocham cię\" jedna ze stron nie speszyła się i nie \"uciekła\"? Lub jeżeli uciekła to czy wróciła? :-)

* * * * *

Znam, z doświadczenia :) Po takim zbyt wczesnym wyznaniu jeśli obu stronom zależy na sobie to powrót nastąpi, ale będzie trudno i związek trochę się cofnie. Trzeba będzie niektóre rzeczy zaczynać od początku. Trzeba będzie działać wolniej, dać tej stronie, która nie była na to przygotowana czas i nie naciskać. Nie ponawiać wyznania miłości, aż ta strona nie da wyraźnie do zrozumienia, że jest na to gotowa lub sama takiego wyznania nie złoży. Trzeba niejako wrócić do początków, do przyjaźni (no, może nie tak całkiem, ale pozwolić tej osobie oswoić się z sytuacją). Bo do wszystkiego trzeba dojrzeć, choćby to było najprostsze. Ale wszystko to trzeba robić z wewnętrznym przekonaniem, inaczej będzie kłamstwem. Dlatego strona "bardziej zaawansowana" musi być cierpliwa i wyrozumiała, a im mniej będzie naciskać i im większą da swobodę tej drugiej tym szybciej doczeka się pozytywnych efektów. Będzie tak dlatego, że tamta strona czując się swobodnie szybciej w wolności podejmie decyzję. A co z taką, która uciekła i nie chce wrócić? Pewnie częściej będzie to dotyczyć osób bardzo młodych lub związków, w których jest duża różnica wieku. No, cóż, sytuacja trudniejsza ale nie beznadziejna. Utrzymywać kontakt. Oczywiście nie zadręczać telefonami, mailami itp. bo to da odwrotny efekt, ale zgodzić się na koleżeństwo czy przyjaźń. Przede wszystkim jednak spotkać się i wytłumaczyć, że działało się za szybko, przeprosić za to i obiecać, że się nie będzie naciskać. Powiedzieć, że będzie się czekać i dać czas - tyle ile potrzeba. Od czasu do czasu odezwać się, zapytać życzliwie co słychać i czy w czymś nie pomóc. Po prostu - udowodnić, że autentycznie nam zależy ale też faktycznie nie naciskamy. Tylko w ten sposób ta osoba ochłonie, oswoi się i przekona, że ten nasz "raptus" potrafi czekać.
Natomiast co do sytuacji, w których jak mówisz ta druga strona "nie speszyła się i nie uciekła" to albo nie uciekła, bo wcale to dla niej za wcześnie nie było, albo nie przyznała się, że było i ta ucieczka nastąpiła...ale wewnątrz siebie. W obawie zranienia tej drugiej strony czy zrobienia jej przykrości nie przyznała się, że nie jest gotowa i ten lęk w niej tkwi, ale nieujawniony. Druga strona myśli, że wszystko jest ok., a tymczasem każde "kocham" z jej ust jest lękiem podszyte i w niezgodzie z samym sobą. To najgorsza z opcji. Nigdy nie należy tak robić. Trzeba jasno przedstawić swoje obawy i poprosić o czas, tylko wtedy bowiem będziemy w zgodzie ze sobą. No może być jeszcze być tak, że ta osoba dla której "kocham było za wcześnie właśnie tak się zachowała: poprosiła o czas. I wtedy nie uciekła, ale związek - tak jak już wspominałam - przystopował.

  Kasia, 14 lat
1167
01.08.2006  
Mój problem polega na tym że zakochałam sie w koledze mojego kuzyna.Mam do niego numer GG,ale boje sie do niego odezwać ponieważ czuje,że on nie za mna nie przepada. Co mam zrobić?

* * * * *

Podpytaj delikatnie kuzyna czy on faktycznie za Tobą nie przepada. Bo może jest tak, że po prostu stresuje się w Twojej obecności, ponieważ właśnie mu się podobasz i to go paraliżuje. Więc żeby zakryć zmieszanie jest wobec Ciebie chłodny. Nie wiem czy tak jest na pewno ale jest to możliwe. Możesz poczekać też na jakąś okazje np. jego urodziny i wysłać mu przez gg życzenia. Tylko tyle. I zobacz jak zareaguje.

  maria, 43 lat
1166
01.08.2006  
Zapoznalam na gg Tadeusza ,zaczelismy ze soba pisac i rozmawiac na skypa .W trakcie rozmow okazalo ,ze jest bylym mezem mojej kolezanki ,ktora ponad 2lata temu zmarla,mial z nia 6 dzieci .Bylo miło i rozumielismy sie pod kazdym wzgledem,do chwili kiedy poszedl do pracy.Często mnie odwiedzal i dzwonil i bylo cudownie .To bylo do pewnego momentu ,kiedy powiedzial .ze ma problem ,gdyz ciazy nad nim wyrok kary wiezienia ,od tego momentu zmienilo sie wszystko,zmienil nastawienie do mnie ,zaczal mnie unikac ,zaczely przeszkadzac moje rozmowy prze telefon.To nie byl duzy wyrok ,tylko 6 miesiecy .chcialam byc jego podpora w tych trudnych momentach swojego zycia.Mielismy byc para ,a pozniej okazalo ,ze nie moze byc ze mna poniewaz ,nie moze sobie poradzic ze swoimi problemami.Wyszla z tego wielka klótnia ,człowiek w złosci duzo powie nie milych ,ale pózniej tego żałuje .Tak było miedzy nami ,ale czasu nie można cofnać.Nie chce dziś ze mna rozmawiać ,nie potrafi przyjać moich przeprosin ,choć On sam bez winy nie jest.Nie rozmawiamy do dziśiejszego dnia .Ale zrobil cos czym bardzo mocno mnie zranił,ode mnie wziął numer tel mojej najlepszej przyjaciólki i poszedł do niej do domu .Kupił jej kwiaty i dal jej prezenty. póżniej poszedł znia na kawe .to bylo straszne jak mi to powiedziala moja przyajciołka ,byla bardzo zadowolona z tego spotkania .Bo na tym spotkaniu zostalam równiez obmowiona i upokorzona .Nie moglam uwierzyc ,ze On taki kochajacy zrobil mi cos takiego .Jak zapytalam czemu to mi zrobil z moja koleżanka .uslyszalam z jego ust jest wolny ,a Ona jest lepsza niz ja ,choc wczesniej On ja krytykowal a Ona jego .Ja wtedy milczalam ,choc z niej zartowal ,mowilam jemu ,ze nie ma tak robic .Zapytalam jego jak mogles mnie tak zranic ,mogles sie spotkac z inna kobieta ,ale nie z moja kolezanka.Ona mi powiedziala ,ze mam przyjsc zobaczyc od niego kwiaty i prezenty.Kiedy zapytalam moja przyjaciolke ,dlaczego mi to zrobila uslyszalam,ze Ty nie jestes z nim ,a prezenty lubi dostawac.Bylo mi starsznie zle ,czulam sie upokorzona .Jak ja wczesniej zostawil jej przyajciel to ja stanelam po jej stronie .Dzis juz ze soba nie rozmawiamy ,jest koniec przyajzni.Tylko pozostal moj ból ismutek.Jest mi cieżko ,ale zycie sie toczy dalej.Jednego nie moge zrozumiec,dlaczego taki czlowiek nie moze byc moim przyjacielem lub kolega ,dlaczego nie umie przyjac przeprosin ,kiedy jego przepraszalam .Ja uwazam ,ze nie jest bez winy .bo jednak mnie zawiodl.Czy jest tak trudno przyjac od kogos przeprosiny i byc chociaz kolega .To co bylo juz nie wroci ,ale chcialabym sie chcociaz znim zgodzic .tylko moze ktos poradzi co mam zrobic .Jest milym czlowiekiem ,ale jest bardzo uparty i mocno zawziety ,jego serca juz chyba nikt nie skruszy .Moze ktos mi doradzi co mam zrobic z tym upartym Tadkiem?Przepraszam na pismo ,ale klawiatura mi zle klika .

* * * * *

Ale o co tak naprawdę mu chodzi??? Przecież Ty go nie potępiłaś za jego przeszłość, nie odcięłaś się od niego. Czy czegoś nie dodałaś w swojej opowieści czy on naprawdę tak dziwnie się zachował? Wygląda na to, że on autentycznie czuł coś do Ciebie, a po wyjawieniu bolesnej tajemnicy poczuł się jakby gorszy, poczuł, że może Cię zawiódł, że może nie będzie Ci w stanie zapewnić poczucia bezpieczeństwa, że może kogo innego oczekiwałaś. Po prostu się tego wstydził! I nie mógł sobie poradzić z tym uczuciem, z tą swoją zbolałą męską dumą. Ty go nie uraziłaś - on sam poczuł się mniej wartościowym, on sam wmówił sobie, że nie da Ci szczęścia, że może go odrzucisz, że będziesz o nim źle myśleć. Nie wiń siebie, Ty nic nie zawiniłaś, to on ma problem, który sobie wmówił i który polega na jego niewierze we własne siły, w to, że może mu się udać szczęśliwy związek. A dlaczego poszedł do innej? Bo musiał SOBIE udowodnić, że jednak może umówić się z kobietą, zrobił to, żeby siebie dowartościować. Ja wiem, że może to brzmi jak paranoja ale właśnie taki jest mechanizm. Ty to osoba dla niego ważna i wartościowa, ale ta przed która się obnażył psychicznie, i która Wie o jego przeszłości. Wstydzi się tego. A ona - to prostu anonimowa, kobieta bez twarzy do której nic nie czuje i która nie ma dla niego znaczenia, ale przy której przez moment poczuł się mężczyzną. Wobec Ciebie się tak zachowuje by pokazać, że mimo wszystko stać go na to, by umówić się z kobietą. Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale zmierzam do tego, że on musiał sam w sobie odbudować swój obraz po tym jak obnażył się przed Tobą i jak - jego zdaniem - jego wizerunek ucierpiał. Dlaczego wybrał koleżankę a nie kogoś nieznajomego nie wiem. Być może ją po prostu znał i była chętna na takie spotkanie, więc może to pójście na łatwiznę, a może właśnie chciał, byś się o tym dowiedziała, a o kimś innym mogłabyś nie wiedzieć. Zapytasz dlaczego Cię tak rani? Dlaczego skoro Ty chcesz mu pomóc? No właśnie. To człowiek, który nie akceptuje swojej przeszłości, ma kompleksy i uważa się za kogoś gorszego. Potrzebował więc (tak, to straszne i absurdalne) pokazania Ci, że mimo tego jaki jest to on jest górą, a Ty - taka nieskazitelna - nie. Potrzebował Twojego upokorzenia i pognębienia, by zakryć, zatuszować swoją złość na siebie, na to, że nie uważa się za godnego Ciebie. Udaje, że jest obrażony, że mu nie zależy, bo jego duma cierpi. Cierpi dlatego, że WIESZ. A świadomość Twojej wiedzy o tym go upokarza. Teraz już rozumiesz?
Ja go absolutnie nie bronię i nie tłumaczę, pokazuję tylko mechanizm jego działania.
Co możesz zrobić? Nie reagować w sposób dla niego widoczny. Jeśli będziesz go prosić i przepraszać to jego upokorzenie będzie się pogłębiać (bo wie, że robi Ci krzywdę i nie masz za co Ty go przepraszać) i bardziej będzie Cię ranił. Żyj swoim życiem, daj mu do zrozumienia, że jeśli będzie chciał pogadać to jesteś otwarta...i tyle na razie. On musi "przeżuć" tę świadomość, pogodzić się z tym. Dopiero gdy zobaczy, że nie chcesz mu pomóc na siłę (to by znaczyło, że uważasz go za słabego, a tego jego duma nie zniesie), że jesteś opanowana (to znaczy, że ta sytuacja nie jest dla Ciebie tragedią) dopiero wtedy uspokoi się i zacznie działać logicznie. Dawaj mu delikatnie do zrozumienia, że go akceptujesz jako mężczyznę, czasem go pochwal za coś, on musi czuć, że jest wartościowy. Ale nic na siłę, bo będzie odwrotny efekt. Nic w stylu: jesteś taki pokrzywdzony, może Ci pomóc? Wprost przeciwnie, musisz się zachowywać trochę jak tamta koleżanka: chcieć coś od niego bez skrupułów. Nie chodzi o rzeczy materialne. Ona nie miała skrupułów, ona korzystała z jego obecności i dlatego przy niej czuł się silny i męski. A zatem Ty też możesz poprosić go o pomoc (jeśli stosunki trochę się ocieplą), Ty wymagaj, a nie ofiaruj pomoc, żeby nie dać mu do zrozumienia, że uważasz go za słabszego. Traktuj go właśnie normalnie, tak jakby nic się nie wydarzyło, tak nawet jakbyś nie wiedziała o jego przeszłości.
Mario, to bardzo trudne, mam tego świadomość i bardzo Ci współczuję. Wierzę jednak, że przyjdzie czas kiedy on zrozumie swój błąd i wynagrodzi Ci swoje zachowanie. Tylko - tak jak mówię - musi pogodzić się ze sobą, w pewnym sensie pokochać siebie, zaakceptować siebie. Wtedy będzie w stanie uwierzyć, że ktoś inny też go jest w stanie zaakceptować i pokochać. Jestem prawie pewna, że jego stosunki z Bogiem wyglądają podobnie. Że być może wiele lat u spowiedzi nie był - dlatego, że nie wierzy w wybaczenie, w miłosierdzie. Mario, nie wiem czy jesteś wierząca, ale jeśli tak to może módl się za niego Koronką do Miłosierdzia Bożego. Bo miłosierdzia mu najbardziej potrzeba od Boga i od ludzi. I od siebie samego.

  Basia, 16 lat
1165
01.08.2006  
Witam bardzo serdecznie! Na wstępie chciałabym podziękować Pani Kasi za to, co robi. Pomogła Pani naprawdę wielu ludziom, bardzo podziwiam takie osoby. Nie wiem do jakiej kategorii mogłabym przydzielić mój /problem/, bo jest on związany z uczuciami, ale nie z miłością. Otóż, mam 16 lat. W swoim krótkim życiu doświadczyłam już bardzo wielu przykrości i smutnych wydarzeń (rozwód rodziców oraz liczne rodzinne konflikty, towarzyszące mi właściwie przez całe życie). Na szczęście, od pewnego czasu wszystko powróciło do normy. Jednak trudno, aby takie przeżycia nie pozostawiły trwałych śladów. Myślę, że jestem dużo bardziej dojrzała od swoich rówieśników. Przecież już jako małe dziecko musiałam więcej rozumieć, czuć. W tym roku po raz pierwszy wyjechałam na kolonie. Było naprawdę wspaniale. Mój kłopot polega na tym, że po powrocie, nie potrafię od razu przejść do normalnej rzeczywistości. Jestem smutna, nie potrafię rozmawiać z bliskimi. Potrzebuję ok. 2 tygodni żeby dojść do siebie z powrotem. Inni nie mają takich problemów! Zauważyłam, że coraz częściej mam ochotę pobyć sama, choć przez krótką chwilę. Najczęściej patrzę się wtedy w gwiazdy, uśmiecham się do nich. Lubię też będąc sama, patrzeć w słońce i mówić wtedy do Pana Boga. Mam też jeszcze jedno pytanie. Otóż, niedługo przystępuję do Sakramentu Bierzmowania, jednak nie wiem jakie imię powinnam dla siebie wybrać. Jestem osobą towarzyską, uśmiechniętą i otwartą. Ambitną, ze zdolnościami przywódczymi. Chciałabym znaleść świętą, która utożsamiałaby się z moim charaktetem, ponieważ uważam że jest to ważne. Czy mogłaby Pani mi coś poradzić? Jeśli nie, to gdzie mam szukać imion? Nie chciałabym też, aby moje imię było, przepraszam za wyrażenie: /oklepane/. Może być nawet oryginalne, ważne żeby Święta osoba nosząca je, była podobna do mnie, abym mogła brać z niej przykład. To wszystko, o co chciałam zapytać :) Dziękuję z góry i gorąco pozdrawiam!

* * * * *

No widzisz, Twoja reakcja na powrót do rzeczywistości z kolonii jest jak najzupełniej normalna w takiej sytuacji. Nieraz już spotykałam się z tym, że młodzież z rodzin w której nie jest tak jak być powinno wracając np. z wakacyjnej oazy czy pielgrzymki przeżywa mały szok w zderzeniu z rodziną. To przykre, ale tak jest. Widzisz, ja sama miałam problemy tego typu i wiesz co mi pomogło? Wyjazd na Oazę Rekolekcyjną Diakonii Życia (ORDŻ). To są ośmiodniowe rekolekcje w zasadzie dla rodzin, ale też dla młodzieży. Tam zobaczyłam, że mogą być normalne rodziny, że można żyć inaczej, że ja też tak chcę! I odtąd dążyłam do tego, by moja rodzina była inna, była taka jak rodziny które tam widziałam. I udaje mi się to! Dlatego mogę Ci polecić te rekolekcje, szczegóły znajdziesz na stronie oazy lub Diakonii Życia Ruchu Światło-Życie. Polecam!
A co do imienia z Bierzmowania. No, nie będę Ci nic konkretnie radzić, bo gdzieżbym śmiała decydować z kogo masz brać przykład. Ale poczytaj może żywoty świętych, przyjrzyj się im, na pewno któraś święta Cię zachwyci. Powodzenia w wyborze!

  MILA, 25 lat
1164
01.08.2006  
Witam gorąco, Niedawno wyszłam za mąż i bardzo kocham mojego męża ale zawsze byłam bardzo otwarta na ludzi (a więc na mężczyzn też) co mojemu wtedy jeszcze narzeczonemu nie specjalnie się podobało. Uważam, że jest przewrażliwiony i może trochę niedowartościowany i boi się, że go zdradzę. A ja nie mam takiego zamiaru! To, że uśmiecham się do faceta którego lubię, żartuję z nim - to nie znaczy, że coś do niego czuję! Ale ostatnio mój szwagier powiedział mi, że mam dwie twarze - taką \"jak kiedyś\" kiedy nie byłam z moim mężem i taką \"przy nim\" (znaczy męzu). I to mnie bardzo zastanowiło. Teraz mam wyrzuty sumienia bo coś przed mężem ukrywam. robię to aby nie robić mu przykrości bo wiem, że będzie zazdrosny ale mimo wszystko oszukuję go. Jestem inna w jego obecności inna gdy nie ma go w pobliżu. A ja nie zachowuję sie wyzywająco jestem po prostu miła. Mam znajomą - mężatkę z 5-letnim stażem - która nawet daje buzi kolegom na powitanie i nie ma problemu bo obaj maja do siebie zaufanie. Może to właśnie kwestia zaufania? Ja najadłam się już wiele przykrości z poowodu zazdrości mojego męża może dlatego gdy jestem z nim w towarzystwie \"zamykam się\"- dla świętego spokoju. Zeby nie było awantury; \"bo na niego dziwnie spojrzałam\", \"bo on ciągle się na mnie gapi\" \"bo uśmiechnęłam sie do niego\", \"bo ...\" itd. Nie użalam się nad sobą \"widziały gały co brały\" ale chciałam się upewnić czy moje zachowanie jest fair?

* * * * *

Mila, Twoje zachowanie nie jest fair...ale w stosunku do samej siebie! Bo Ty sama ze sobą jesteś w sprzeczności i siebie zdradzasz nie męża. Oczywiście, nie będę Cię pouczać, że powinniście to rozwiązać przed ślubem itp. bo już jest po ślubie i TERAZ należy coś z tym zrobić. A zatem: są ludzie o różnej wrażliwości, różnym stopniu "towarzyskości" i potrzebie uzewnętrzniania swoich uczuć. Do jakiej grupy należy Twój mąż nie wiem, być może jest typem odludka, ale równie dobrze może być po prostu zazdrośnikiem, który błędnie mniema, że Ty jesteś tylko i wyłącznie jego. A to już niedobrze. Naturalnie nie chcę, żebyś myślała, że ja Cię chcę z mężem skłócić albo pokazuję tylko jego wady, ale myślę, że mogę Ci coś podpowiedzieć. No przede wszystkim musicie z mężem spokojnie porozmawiać o wzajemnym zaufaniu. Każde z Was musi powiedzieć drugiemu czy mu ufa, jak mu ufa i co przez to zaufanie rozumie. Bo zaufanie jest w tym momencie podstawą. Jeśli komuś ufam to ja WIEM, że on mnie nie zdradzi. Wiem to też dlatego, że mnie kocha, a potwierdzeniem tego jest ślub. A zatem drugą sprawą jaką musicie omówić jest Wasza miłość. Wiem, że to się może wydać śmieszne, no bo przecież małżeństwo zaraz po ślubie to jak by się nie kochało. Ale co przez słowo "kocham" rozumiem? Przecież miłość jest też wolnością. Miłość nie jest zamknięciem kogoś w klatce i nieustannym zachwytem nad nim. Kochać kogoś to pozwolić rozwinąć mu skrzydła a nie je podcinać. To pozwolić rozwijać się temu komuś, wzrastać a nie zagarniać go tylko dla siebie i nie pozwolić nikomu na niego spojrzeć. Owszem, pewna nutka zazdrości w związku musi być, no bo miłość małżeńska jest wyłączna i żaden zdrowy facet nie cieszyłby się z faktu, że inni mężczyźni na ulicy się za jego żoną w mini oglądają, ale nie można, nie wolno rozdmuchiwać jej do monstrualnych rozmiarów. Nie można robić komuś awantury o rozmowę z kolega, nie wolno wyrażać dezaprobaty, że ktoś się uśmiecha i nie wolno doprowadzić do takiej sytuacji, że jedna strona udaje przed drugą, przybiera maskę. Mila, jeśli jest tak jak piszesz, jeśli już osoby z zewnątrz zwracają uwagę na "dwie twarze" to świadczy o tym, że boisz się swojego męża. Boisz się jego reakcji. Jest tak, przyznaj. Boisz się właśnie owego zrobienia mu przykrości, ale tak naprawdę chodzi o to, że on będzie niezadowolony, że będzie Ci robił wymówki. Ustępujesz, dla świętego spokoju. Zakładasz maskę wmawiając sobie, że tak będzie lepiej i w zasadzie to on ma pewnie rację, a Ty zachowujesz się niestosownie. Gdy go nie ma odzywa się Twoja natura, a odzywa się dlatego, że właśnie ona jest czymś dla Ciebie naturalnym, jest Tobą. To jesteś prawdziwa Ty. Mila, to dobrze, że niedługo jesteście po ślubie, to znaczy, że jeszcze można ustalić zasady, jeszcze można wytłumaczyć coś mężowi. Słuchaj, małżeństwo daje wolność. Miłość daje wolność. Miarą miłości jest to na ile czujesz się swobodnie w obecności męża - w każdej dziedzinie. Jeśli w czymś jesteś skrępowana - to ta dziedzina kuleje. Uwaga! Tego skrępowania nie można mylić z kompromisem, tu nie chodzi o to, by robić zawsze to co się chce, bo czasem trzeba ustąpić lub ograniczyć swoje chęci, tylko o to, by móc je swobodnie bez strachu wypowiedzieć, bez obaw jakichkolwiek. I wtedy można dyskutować, zastanawiać się nad rozwiązaniem - jako równorzędny partner, a nie ten na pozycji zawsze ustępującej. Ta sytuacja wymaga rozwiązania, bo długo tak nie wytrzymasz. Bo na razie jako młoda mężatka zaciskasz zęby ale nagromadzenie takich sytuacji spowoduje, że będziesz czuła narastającą frustrację i żal do męża. Nawet nie będziesz wiedziała dlaczego zaczniesz go traktować jak kogoś kto Cię krzywdzi. Co zrobić?
Rozmawiać. O tym o czym pisałam wcześniej i o tym jak Ty to widzisz, i o tym co Ci szwagier powiedział. I o tym jak Ty się z tym czujesz i jak Ci to przeszkadza. Jak chcesz żeby było. Musicie prowadzić dialog, nie tylko na ten temat oczywiście. Małżeństwo musi prowadzić nawet czasem wymuszony dialog ze sobą. Z raz w miesiącu usiąść na spokojnie z herbatą, podziękować sobie konkretnie za dobre rzeczy, za drobiazgi, za wyniesienie śmieci i za tą herbatę a potem powiedzieć co boli, co leży na sercu i zastanowić się jak to zmienić. Mówić spokojnie, i we własnej osobie (JA to widzę tak, JA się źle czuję kiedy mówisz..., JA cierpię, gdy nie pozwalasz...). Nie przerzucać ciężaru sytuacji na kogoś, nie zwalać winy, mówić o swoich odczuciach. Odczuć nikt nie zaneguje.
Mila, musisz się przełamać, musisz sobie powiedzieć dość. Musisz powiedzieć mężowi, że to Cię zwyczajnie boli i nie jest Ci z tym dobrze. Jeśli nie powiesz on nie będzie widział problemu! Oczywiście musicie pójść na kompromis. Ty możesz zrezygnować z tych buziaków w stosunku do kolegów, ale on też musi dostrzec, że jesteś ograniczana. Widzisz, małżeństwo to także takie chwile. Ale nie bój się ich, one oczyszczają i wzmacniają. Nie wolno gromadzić w sercu urazów, trzeba je wyrzucić, bo w sercu jest miejsce na miłość a nie na żal. Małżeństwo trzeba rozwijać i to m.in. przez takie rozmowy.
Jeśli chcesz poczytaj też co pisałam o zazdrości w odp. nr: 24, 377. Powodzenia!

  Magdalena, 17 lat
1163
01.08.2006  
Chciałam zapytać o stanowisko Kościoła w sprawie związków między osobą zakażoną wirusem HIV i osobą zdrową.

* * * * *

Proszę, zadaj to pytanie na forum www.katolik.pl lub www.opoka.org.pl

  paweł, 18 lat
1162
01.08.2006  
Poznałem pewna dziewczyna na kolonii kiedy miałem 14 lat (juz wtedy cos miedzy nami iskrzyło tylko ona miała chłopaka)teraz po 4 latach znowu sie spokalismy (dokładnie w styczniu 2006) i ma nastepnego chłopaka, cos miedzy nami znowu zaiskrzyło ale w maju sie rozmysliła . ona nie mogła ze mna byc bo nie chciała zmarnowac tych 2 lat ze swoimaktualnym chłopakiem ( nie wiem chyba sie boi sie z nim zerwac)2 dni temu podczas mojego wyjazdu za granica zadzwoniła do mnie ze jednak mnie kocha i teskni. miała tyle problemów . troche pogadalismy i jednak okazało sie ze jeszcze musi dostac troche czasu zeby sie zastanowic ... czy ona mnie naprawde kocha i chce ze mna byc ????( jeszcze napisze ze w tym czasie miedzy styczniem a majem bardzo miło spedzalimy czas ... mowiła mi jeszce ze jest z nim z przyzwyczajenia ... prosze o szybka odp.

* * * * *

Ile lat ma ta dziewczyna? Bo mam wrażenie, że nadal 14. Paweł rozumiem, że dziewczyna Ci się podoba i chciałbyś z nią być, ale:
Po pierwsze - jak rozumiem to ona nadal ma chłopaka, tak? A zatem jesteś intruzem w tym związku i możesz mieć problemy (przeczytaj odp. nr 210, 501, 542, 583,768),
Po drugie - nie można mówić "kocham" i zastanawiać się czy rzeczywiście tak jest. Ona nie myśli o Twoich uczuciach? Nie myśli, że składając taką deklarację masz prawo potraktować ją na serio? Nie myśli, że bawi się Twoimi uczuciami? No, zaraz, zaraz, ale do miłości to trzeba najpierw dojrzeć. A ponadto nie buduje się związku od końca tj. od wyznania miłości. Najpierw trzeba się poznać, odkryć wspólne pasje, poglądy, zainteresowania i zdecydować czy ten ktoś odpowiada nam na tyle, że chcemy z nim być. Inaczej jest to przysłowiowy kot w worku - nie znam go zbyt dobrze ale powiem kocham i zobaczę czy naprawdę. Wtedy przecież słowo "kocham" nic nie znaczy! Do słowa "kocham droga jest daleka. Polecam Tobie i tej dziewczynie - a może przede wszystkim jej odp. nr: 15, 906, 19, 728, 1086, 18, 61, 74, 217, 514.

  ja, 19 lat
1161
31.07.2006  
jak zerwać, gdy wiesz, ze nigdy nie dasz tej drugiej osobie szczescia na ktora zasluguje. a wiesz rowniez ze on by zrobil wszystko by z toba byc, i rowniez dlugo bedzie czekal i mial nadzieje. czy po zerwaniu powinno sie urwac kontakt? jak pozostawic chlopaka bez zbednych zludzen z jego strony?

* * * * *

Jak zerwać? No, na pewno kulturalnie, na pewno spokojnie, na pewno bez obwiniania tej drugiej strony. Rozstanie nigdy nie jest łatwe, jest ciężkim przeżyciem. Wszystko zależy też od tego jak długo trwał związek, na jakim etapie zaawansowania był i co jest przyczyną rozstania. Jeśli są to jakieś konkretne, nieprzyjemne wydarzenia np. zdrada to powód jest oczywisty i nie trzeba stosować szczególnych zabiegów. Jeśli jednak po pewnym czasie stwierdzamy, że nie pasujemy do siebie (albo co gorzej - jedna strona tak stwierdza) to już trzeba większej delikatności. Pisałam o tym w odp. nr 241, 33, 77, 90, 119, 185, 224, 680. Trzeba wyjść od siebie, sobie najpierw odpowiedzieć na pytanie: dlaczego nie? A potem wytłumaczyć tej osobie dlaczego to MY nie możemy z nią być. Bez obwiniania, "zwalania winy". Lepiej szczerze przyznać, że potrzebujemy kogoś o innych poglądach i temperamencie niż twierdzić, że to ten drugi nie potrafił się zachować lub nie spełniał naszych oczekiwań. Trzeba generalnie przesunąć ten punkt ciężkości na siebie, na swoją nieumiejętność bycia z tym kimś, nawet jeśli faktycznie większość winy byłaby po tamtej stronie. Oczywiście nie chodzi tu o totalną samokrytykę własnej osoby jako osobnika totalnie nieprzystosowanego do związku, ale o to, by kogoś nie zdołować, nie zaniżać jego poczucia wartości, bo to może rzutować na jego przyszłe związki i wizję siebie. A jak to zrobić skutecznie?
Stanowczo. Grzecznie, bez awantur, ale stanowczo powiedzieć, że NIE MA możliwości powrotu, NIE CHCEMY próbować jeszcze raz, nic JAKOŚ nie będzie. Nie dać się przekonać obiecankami zmiany itp. Jeśli ten ktoś będzie bardzo uparty to oczywiście nie da łatwo za wygraną i to też trzeba mieć na względzie. Ale jak będzie pięć razy dziennie dzwonił i błagał o powrót to niestety ale nie odbierać, nie odpisywać.
Co do zerwania kontaktu. Uważam, że tak jest lepiej, tzn. nie udawać na ulicy, że się kogoś nie zna, ale nie pozwalać sobie na telefony, listy itp. Bo w przypadku gdy to zerwanie jest jednostronne dajemy tej osobie złudną nadzieję (utrzymuje kontakt= nie jestem jej/jemu obojętny).
No, generalnie to trudne i nieprzyjemne sprawy. Czasem jednak zerwanie jest jedynym rozwiązaniem. Już Ojcowie Pustyni czasem zalecali ucieczkę jeśli inaczej nie można. Cała sztuka polega na tym, żeby przeprowadzić to tak, by się nie znienawidzić i móc sobie jeszcze w oczy spojrzeć. Oczywiście nie za głęboko ;-) bo o przyjaźni po związku pisałam w odp. nr 7.

  Dziewczyna, 19 lat
1160
31.07.2006  
Witam!:) Moja historia jest dość specyficzna. Jestem osobą, która nigdy nie była w związku z mężczyzną, moje serce nadawało się póki co tylko do tęsknoty za miłością i modlitwy za tych, których obdarzyłam uczuciem. To wszystko sprawiło, że bardzo łatwo przywiązuję się do ludzi i jest we mnie ogromne pragnienie ciepła dugiej osoby, którego nigdy nie dostawałam. Jest ono często silnijesze ode mnie. Pewnego razu poznałam księdza. Wydawał mi się człowiekiem bardzo ciepłym i zaczęłam go traktować jak ojca. Podkreślam: jak ojca. Ten ksiądz przytulał mnie tak jak nikt tego nie robił, lecz w dalszym ciągu traktowałam to jako wyraz ojcowskiego ciepła. Bardzo mu zaufałam i do głowy mi nie przyszło, że on mnie może traktować inaczej niż po ojcowsku. Za bardzo mu ufałam. Do czasu, gdy podaczas jednego z naszych spotkań, nie tylko przytulił mnie, ale i zaczął całować. To był dla mnie szok, nikt mnie nigdy tak nie traktował, nikt mi ciepła nie dawał, nie chciałam tego i nie spodziewałam się po nim. Myślałam, że jaksię rozstaniemy, że ten moment bedzie do zapomnienia. Ale parę tygodni póżniej miałam poważny kryzys. Chciałam z kimś porozmawiać. On stwierdził, że możemy się spotkać i porozmawiać. Z tym, że to się nie skończyło na rozmowie, a na pocałunkach, na wspólnym wieczorze. Rozmowy w ogóle nie było. Opowiadając to wszystko chcę zapytać jak się uwolnić. Ja wiem, trzeba zerwać kontakt, tylko, że ja jestm osobą, która na brak ciepła wręcz choruje (wiem, że nie tylko ja). Nie potrafię tak łatwo o tym zapomnieć, pierwszego pocałunku się nie zapomina. On chciał się nieraz jeszcze spotkać, to ja musiałam odmawiać, to ja musiałam być bardziej dorosła, choć w sferze emocjonalnej bywam jak dziecko. Poczułam się zawiedziona. Poza tym, gdy jest mi źle, zawsze mam świadomość, że mogłabym napisać jedno słowo i się przytulić, ale wiem, że to bez sensu i nie zrobię tego. Ale cierpię. Po tym wszystkim czuję się jeszcze bardziej jakbym się nadawała tylko na chwilę, a nie po to by być kochaną. Tego nie potrafię zapomnieć, to tak jakby mnie uwięziło. Nie kocham go, ale gdzieś moje serce się do niego przywiązało. Do tego ciepła od niego, choć wiem, że już nigdy go nie wezmę. To wszystko co było, do mnie wraca i daje ułudę, ze mogę być kochaną. Wiem, że to ułuda, ale bywa silniejsza ode mnie. Ciągle walczę, ale to wszytsko gdzieś we mnie siedzi. Nie wiem, jak się uwolnić od tej bardzo silnej potrzeby ciepła i akceptacji, która karze wciąż to wspominac na nowo. Nie zapomina się pierwszego kontaktu z mężczyzną (to nie był seks, chodzi o pocałunki) i właśnie to tak boli. Długo by jeszcze opowiadać. Jak się od tego uwolnić, gdy czuje, że jestem zbyt wrażliwa, by o tym zapomnieć?

* * * * *

Moja Droga! Tak, to poważna sprawa, a Ty na szczęście do tego poważnie podchodzisz. Oczywiście najlepszym i najskuteczniejszym lekarstwem jest ów brak kontaktu. Oczywiście rozumiem jakie to trudne i rozumiem Twój głód ciepła. Ale widzisz, taka nasza kobieca natura i ten głód pozostanie w nas zawsze. Mnie też szokuje, że ten ksiądz się w ten sposób zachował, szokuje tym bardziej dlatego, że - w mojej ocenie - on nie myśli o Tobie jak o osobie, której trzeba pomóc tylko o sobie. Wiesz dlaczego? Potrzebowałaś rozmowy, przyszłaś...a rozmowy nie było. Gdyby nie myślał o sobie przejąłby się i pomógłby Ci wtedy. Nie namawiam Cię tu do informowania jego przełożonych (choć być może należałoby to zrobić, bo nie wiadomo komu jeszcze może taką krzywdę zrobić), ale namawiam Cię do zerwania kontaktu. Bo nie mogę dać Ci innej rady, wiesz o tym, że nie mogę. Tak, za cenę bólu, tak, za cenę głodu uczucia i cierpienia - tak. Wiem jak to jest jak trzeba wydrzeć sobie z serca kochaną osobę - bo tak należy zrobić - to boli, ale zapewniam Cię, że jest to możliwe. Popatrz na to jeszcze z tej strony: w jakiś sposób nie jest Ci obojętny, prawda? A skoro tak to pragniesz dobra dla niego. Zaś największym dobrem dla człowieka jest jego zbawienie. A zatem zrób wszystko, by on tego zbawienia dostąpił, by nie oddalał się od Boga relacją z Tobą, nawet gdybyś Ty była w tym niewinna. Pomóż jemu (i sobie) w ten sposób. Możesz mu to nawet powiedzieć (bezpieczniej byłoby napisać). Zobaczy, że jesteś silna, że Jezus dla Ciebie jest najważniejszy i że Ty, zwyczajna dziewczyna jego-kapłana swoja postawą możesz zawstydzić.
Przygotuj się na to, że nie będzie łatwo, nawet na to, że on nie da łatwo za wygraną. Miej świadomość, że to szatan bruździ w Waszym życiu i że to nie Jezus w tej chwili nim kieruje. Wiesz o tym. Wiesz też, że jesteś silna i że potrafisz to znieść.
I jeszcze jedno: pocieszę Cię z tym pocałunkiem. Zapomina się, a przynajmniej zapomina w sensie emocjonalnym (jak się wtedy czułaś, jak było wspaniale itp.) w momencie gdy doświadczysz go od chłopaka, który pokocha Cię czysta, "legalną" miłością. To już nie będzie ważne i nie będzie tak, że będziesz rozpamiętywać go całe życie i że pierwszy pocałunek będzie Ci się kojarzył właśnie z tamtą chwilą. Tak nie będzie. Będzie Ci się kojarzył z tym pocałunkiem, którego doświadczysz od tego kto będzie chciał iść z Tobą przez życie. To się będzie liczyło.
Zapewne czytałaś już odp. nr 11, 183, 524. Tam pisałam jak sobie radzić, jak unikać spotkań. Przełam się, choć to boli. Wybierz Jezusa i uświadom to temu księdzu. Zapewniam Cię, że po kilku miesiącach wspomnienie zblednie, a Ty otworzysz serce na tego, którego Bóg będzie chciał postawić na Twej drodze. Módl się o to. I odejdź. Z Bogiem!

  Anna, 19 lat
1159
31.07.2006  
To dość dziwne, nigdy nie korzystałam z tego typu pomocy... Dzis jednak postanowiłam napisać. Właściwie to nawet nie wiem czy sprawa, którą chcę poruszyć jest do końca problemem ale w jakimś stopniu mnie niepokoi dlatego zdecydowałam się na te kilka słów... Zupełnie nieoczekiwanie poznałam na dyskotece chłopaka (nieoczekiwanie ponieważ zwykle nie zawieram poważniejszych znajomości na tego typu imprezach ze względu na płytkość takich relacji). Po prostu tańczyliśmy razem...on podobnie jak ja uwielbia ten sposób wyrażania emocji. Ale to był tylko taniec...i to miał być koniec. Niestety zrobiłam krok, na który mój rozsadek wcześniej nie pozwalał... Zdobyłam jego nr tel, zaprosiłam go na wesele mojego brata (ze względu głównie na pewność, że będzie wspaniałym partnerem w tańcu).Zgodził się...Zaznaczyłam oczywiście, że to impreza bez późniejszych zobowiązań na co on przyklasnął dodając, że czas pokarze co BĘDZIE. I to miało być tylko to...zwykłe wesele, zwykła zabawa. Z czasem jednak spotkalismy się na kolejnej imprezie...i na kolejnej. Byłam z nim nawet na 18-tce jego kuzynki (18-tka rodzinna)...Zaprosił mnie tam w ramach przysługi za wesele. No i jakos dziwnie zaczęło mi zależeć. On jednak oczywiście o tym nie wie...Nie daję po sobię poznać, że cokolwiek we mnie drgnęło ponieważ on sam przyjmuje postawę dość chłodną. Ta postawa wzmaga we mnie niepewność.To chłopak bardzo atrakcyjny. Nigdy nie miałam z tym problemów ale chyba nabieram czegoś w rodzaju kompleksów. Nie wiem sama czego mogę oczekiwać a czego nie. chyba chciałabym spróbować. nie wiem jednak jak on zareaguje na jakakolwiek moją deklarację. Zresztą to on w tych relacjach jest mężczyzna i do niego nalezy pierwszy poważniejszy krok. Czekam jeszcze na to wesele... Może tam coś się wyklaruje... Nie wiem co mam robić. Czekać cierpliwie? Po prostu dać spokój i nie oczekiwac niczego? Pozostawić relacje koleżanka-kolega? Zrobic jakiś krok by dać mu znać, że jestem zainteresowana? Z góry dziękuję za poświęcony czas i z pewnością mądrą radę. Pozdrawiam serdecznie!

* * * * *

Widzisz, wydaje mi się, że w jakiś sposób on jest Tobą zainteresowany, ponieważ zaprosił Cię na tą 18-tkę i zgodził się pójść z Tobą na wesele. Gdybyś mu się całkiem nie podobała to znalazłby setki wymówek. To, że przyjmuje chłodną postawę może wynikać z faktu, iż Ty też nie jesteś wobec niego wylewna a zatem on jest niepewny co do Ciebie i nie chce zrobić żadnego kroku, który mógłby go zdradzić. Gdyby bowiem go zrobił, a Ty zareagowałabyś obojętnością to jego męska duma byłaby bardzo urażona. A mężczyźni są na tym punkcie baaardzo wrażliwi. Dlatego być może udaje, że wcale mu nie zależy. Oczywiście wcale Cię przez to nie zachęcam do jakichkolwiek deklaracji (wręcz przeciwnie, nawet je odradzam - zobacz odp. nr 18, 61, 74, 217, 514). Masz rację, że to do niego jako mężczyzny należy ten krok decydujący. W zasadzie nie masz zbyt dużych możliwości ruchu, by się przekonać jaki ma do Ciebie stosunek. Może jednak jest jeszcze za wcześnie i potrzebujecie oboje lepiej się poznać. To co możesz zrobić, to czasem poprosić go o pomoc w jakiejś drobnej sprawie i obserwować jego reakcje - jeśli się ucieszy i chętnie Ci pomoże to znak, że nie jesteś mu obojętna (możesz w tym celu wykorzystać pewne rady z odp. nr 3, 30, 37, 134, 411, 912). A na razie idź na to wesele, dużo rozmawiajcie na różne tematy, poznawajcie się. Na pewno czas będzie działał na Wasza korzyść.

  Asia, 19 lat
1158
30.07.2006  
Jestem osobą nieśmiałą, nie wiem dlaczego, ale ja bardzo boje się chłopaków, może to dlatego nie moge sobie znaleść chłopaka ??

* * * * *

Na pewno Twoja nieśmiałość ma wpływ na Twoje relacje z nimi. Należy zapytać dlaczego się boisz: czy miałaś jakieś traumatyczne przeżycia w przeszłości czy wynika to tylko i wyłącznie z nieśmiałości, jakiegoś poczucia niskiej wartości? Jeśli tak jest to proszę przeczytaj odp. nr 37,136, 256, 421, 537, 950 - o tym jak z tym walczyć. Dopiero pewne przełamanie się, akceptacja własnej osoby a przede wszystkim wiara we własną wartość pozwala nawiązać zdrowe relacje z płcią przeciwną. Zdrowe - bo bez myślenia, że jestem gorsza, że nic mi się nie należy i że to w ogóle cud, że ten ktoś ze mną jest, a skoro jest to muszę zrobić wszystko, by nadal był. I w imię tego godzę się na wszystko. Trzeba zatem mieć świadomość, że ja też jestem jedyna i niepowtarzalna i nikt nie robi mi łaski, że ze mną jest. Asiu, polecam Ci też odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912 oraz 817, o tym jak przygotować się do miłości i jak nawiązać kontakt gdy już nam się ktoś spodoba. Powodzenia!

  sebastianna, 16 lat
1157
30.07.2006  
mam problem nie wiemco mam zrobic. zacene od poczatku. rok temu bardzo podobał mi sie pewiemn chlopak. nic z tego nie wyszło bo on wrocił do swojej dawnej dziewczyny i tak chyba zdazyło sie jeszcze 3 razy. teraz przyszedł do mnie powiedzial ze mnie kocha i ze za mna szaleje. tłumaczył sie tym ze nie mógł byc ze mna bo jego dziewczyna zastała zgwałcona i ja zastraszali. ja teraz nie wiem co mam zrobic jestem rozerwana bo nie jestem pewna czy cos do niego jeszcze czuje oprócz wstretu. narazie wiedze jego wady ze jest ateista , pali, i ma niezbyt mi odpowiadajace towazystwo nie moge znalesc u mniego zadnej alety .prosze o pomoc!!!!

* * * * *

Jeżeli czujesz wstręt to w imię czego masz się zmuszać do jakichkolwiek kontaktów z nim? Poza tym ta historyjka, którą Cię poczęstował wydaje mi się mocno naciągana! Jeśli chcesz się przekonać czy to prawda to zapytaj na jakim etapie postępowania karnego jest sprawa o ten gwałt, bo przecież taki gwałciciel to postrach otoczenia i nie może na wolności chodzić! Jestem przekonana, że odpowie Ci, że dziewczyna tego nie zgłaszała bo będzie chciał uniknąć dalszych niewygodnych pytań. Poza tym jak to 3 razy wracał do swojej dziewczyny? Jeśli faktycznie tak było to znaczy, że jest rozchwiany emocjonalnie i niedojrzały, bo odpowiedzialny człowiek liczy się z czyimiś uczuciami. Kolejna sprawa: co to znaczy, że za Tobą szaleje? Dopiero co pocieszał swoją rzekomo zgwałconą dziewczynę a teraz nie przeszkadza mu to szaleć za kimś innym? Kupy się to wszystko nie trzyma!!! Nie dziwię Ci się, że czujesz wstręt i podświadomy lęk. Jeśli do tego znajdujesz w nim cechy które Ci nie odpowiadają to omijaj go z daleka!

  Anek, 17 lat
1156
29.07.2006  
Czy można kogoś kochać nie znając go...??

* * * * *

Jego nie, ale w doskonały sposób można sobie "wyhodować" nieodwzajemnioną miłość do swoich wyobrażeń. Poczytaj odp. nr: 441, 868.

  Marek, 20 lat
1155
29.07.2006  
Witam. Żywię uczuciem M., bardzo mi na Niej zależy. Coraz bardziej odczuwam, że jest to właśnie ta osoba. Bardzo mi Jej brakuje. Chciałbym, aby była przy mnie szczęśliwa, żeby mogła powiedzieć, że jestem jej prawdziwym przyjacielem, że może na mnie polegać, że jestem dla niej wyjątkowy i czuje się przy mnie bezpieczna. Nie powiedziałem, że Kocham i na razie tego nie zrobię, chcę aby to powoli rozwijało się. Możemy długo rozmawiać i za każdym razem brakuje nam czasu, smsy są cały czas w \'ruchu\'. Co zrobic, aby nic zepsuć, żeby nie zranić? Nie jestem pewien jeszcze czy uczucie jest odwzajemnione. Bardzo mi zależy na M. Prosze o pomoc. Dziękuję

* * * * *

Marek, jesteś na dobrej drodze. Rozwijajcie tą znajomość, poznawajcie się tak jak to robicie do tej pory. A jak nie zepsuć, jak rozwijać miłość? Przeczytaj proszę odp. nr 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła),773- tam o tym pisałam. Polecam również odpowiedzi o potrzebach kobiety i mężczyzny w związku i o różnicach między nimi: 234, 25, 50, 340, 1101, 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 385, 508,798. O tym, że za wcześnie nie można mówić "kocham" to już wiesz ale na wszelki wypadek polecę Ci to: 18, 61, 74, 217, 514. I wiesz, myślę, że to uczucie jest jednak odwzajemnione :) Nie wiem w jakim stopniu ale na pewno sama chęć utrzymywania kontaktu z Tobą i radość ze spotkań świadczy o sympatii i bardzo pozytywnym nastawieniu. A zatem powodzenia!

  malutka, ** lat
1154
14.07.2006  
Siemka. Mój problem polega na tym.. że jest chłopak, którego poznałam tydzien temu na basenie i sie chyba zakochałam. Mieszka on 20km ode mnie, ale sie spotykamy co pare dni.. A codziennie gadamy na gg , milo jest i w ogole. Ciagle o nim mysle..ale boje sie zwiazkow na odleglosc. Prawie wcale go nie znam.. heh... prosze o pomoc jak najszybciej.. CZEKAM!!!!

* * * * *

Ale o co chcesz zapytać? O to czy związek na odległość ma sens? O tym pisałam w odp. nr 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864 czy o to czy to miłość? Miłość na pewno na razie nie, co najwyżej zauroczenie, najpierw musicie dobrze się poznać a do miłości jeszcze daleka droga.
Ale przede wszystkim: nie myśl o tej sytuacji jak o problemie tylko o czymś co Cię spotkało i co daje Ci szansę. Rozwijajcie tą znajomość a przekonacie się czy ma jakąś przyszłość.

  gosiaaa, 20 lat
1153
14.07.2006  
Dlaczego mężczyźni wolą bardzo pewne siebie, krzywdzące innych, wyzywające kobiety ? Czy szare myszki nie mają szans ? Dlaczego sie ich nie docenia i nie wzbudzaja większego zainteresowania skoro żyją dobrze i są miłymi osobami.... zadaję te pytanka na podstawie smutnych obserwacji .. czy trzeba być aroganckią manipulantką żeby wzbudzić czyjeś zainteresowanie ...to bardzo przykre :-( ja tak nie chcę

* * * * *

A, widzisz to dlatego, że mężczyźni boją się kobiet. Paradoks? A właśnie nie. Boją się prawdziwych kobiet, prawdziwej kobiecości. Boja się dlatego, że nie znają kobiecej psychiki i absolutnie nie mają pojęcia jak z kobietą postępować. A co się robi jak się czegoś boi? Albo się chowa w kącie udając, że to mnie nie dotyczy i wcale tego nie chcę (strategia pt. "kwaśnie winogrona" - udaję, że to co obiektywnie jest dobre- tak jak np. dobre są winogrona - dla mnie właśnie jest złe - kwaśne) - to ci, co uciekają w komputer, książki, poświęcają się całkowicie hobby. Albo udaje się cwaniaka, chojraka któremu nic niestraszne - to ci, którzy zaczepiają dziewczyny, podrywają je, "zaliczają" zmieniając co trochę. I teraz skupmy się na tej drugiej grupie, no bo ta pierwsza ze względów technicznych odpada. Kto daje się "poderwać" takiemu pewnemu siebie chłopakowi? No na pewno nie szara myszka. Taka myszka ze strachem i niesmakiem patrzy na poczynania takich chłopaków. I słusznie zresztą. Kto zatem zostaje? Spragnione zainteresowania i dowartościowania (pomijam tego przyczyny, choć to też temat rzeka!) dziewczyny, które robią wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. A czym zwrócić? Wyglądem, krzykiem, hałaśliwym sposobem bycia, wszystkim co sprawi, że będą zauważone. Ci chłopcy błędnie mniemają, że taka dziewczyna jest atrakcyjna, jest wartościowa, że taka właśnie jest kobieta. Przez jakiś czas tak myślą. A potem ze zdziwieniem odkrywają, że te dziewczyny ich wykorzystują, manipulują nimi i to co w nich było piękne to tylko wygląd i że tak naprawdę nie można się z nimi dogadać. No i wtedy do mnie piszą o poradę :) Z czasem odkrywają też, że z tą nieśmiała koleżanką, która nigdy się nie narzucała naprawdę fajnie się rozmawia, jest serdeczna i nie oszukuje. Ale do tego odkrycia muszą dojrzeć. W wieku 20 lat na zachowanie chłopaka ma wpływ jeszcze jeden czynnik - popęd seksualny. On trochę myśli tym popędem. I znowu: "szuka" atrakcyjnej dziewczyny. Czasem ta atrakcyjna równa się łatwa do zdobycia i znów z zewnątrz wygląda to tak, że tylko te dziewczyny się liczą. Ale pocieszę Cię: taka postawa mija. Naprawdę. Gdyby zapytać mężczyznę koło trzydziestki jaka kobieta jest dla nich atrakcyjna to ich upodobania będą diametralnie inne. Już takie "malowane lale" nie wzbudzają podziwu a tylko ironiczny uśmiech. O nich przecież wiadomo, że nie nadają się na żonę... Nie chcę przez to powiedzieć, że na chłopaka trzeba czekać do trzydziestki, to byłaby przesada, choć oczywiście nic nie mam przeciwko takim związkom (!). Ważne jest też środowisko w którym się obracamy np. oazowicz zazwyczaj nie będzie chciał spotykać się z dziewczyną jeżdżącą na Woodstock. Ważne jest środowisko rodzinne, ważna jest osobista dojrzałość i hierarchia wartości. No i jeszcze jedno: ok. 25 roku życia ci zahibernowani od "kwaśnych winogron" ;-) budzą się i spostrzegają, że czegoś im brak. I wtedy dostrzegają owe szare myszki. Które nawiasem mówiąc już nie są takie szare, bo też odczuwają brak mężczyzny i zaczynają wychodzić z cienia. No, bo żeby sobie tutaj ktoś nie pomyślał, że ja namawiam dziewczyny do siedzenia w kącie i niedbania o siebie. Nic podobnego! We wszystkim musi być równowaga, no ale to już temat na osobne rozważania...
Dobra, to czas na podsumowanie. Gosiu! Rozumiem Cię doskonale, też byłam szarą myszką i też myślałam tak jak Ty. Najgorsze jest to, że wydawało mi się, że taki stan będzie trwał wiecznie. Na szczęście nie trwał, choć na męża czekałam długo. Reasumując: młodzi chłopcy "wolą" wyzywające manipulantki, bo wydaje im się, że takie właśnie kobiety są atrakcyjne i że na tym polega kobiecość. Taka kobieta przy ich boku mile łechcze ich ego, pokazując światu, że oto on jest silny, zaradny i też atrakcyjny skoro potrafił ją zdobyć. A podziw dla mężczyzny jest czymś bardzo ważnym. W męskim świecie panuje nieustanna konkurencja i współzawodnictwo: kto lepszy, kto zaradniejszy ten bardziej się liczy jako mężczyzna. Starsi chłopcy na podstawie obserwacji otoczenia, wyrobienie sobie hierarchi wartości i chęci pewnej stabilizacji w życiu dostrzegają, że prawdziwa kobiecość nie na tym polega, a prawdziwa męskość nie ma nic wspólnego ze zdobyciem największej liczby atrakcyjnych partnerek. Oczywiście możnaby przyspieszyć ten proces gdyby jedna i druga płeć chciała poznać psychikę tej drugiej... Gdyby chłopcy mieli świadomość co kieruje dziewczynami, które tak się zachowują i aby dziewczyny wiedziały jaka jest natura mężczyzny. Aby zatem choć trochę ją poznać polecam odp. nr 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 385, 508,798, 234, 25, 50, 340, 1101 oraz "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus".

  Wiktoria, 20 lat
1152
14.07.2006  
Często jest zadawane pytanie o uczucie do kleryka. Czytałam odpowiedzi ale u mnie jest dodatkowo coś takiego że od 3 lat nie mogę o nim zapomnieć, kiedy już jestem pewna ż e już nic nie czuję to albo mi się przyśni albo ktoś coś powie na jego temat czy nawet usłyszę jego imie i wszystko się odnawia( jest ro starszy ode mnie). Modlę się za niego, podkreślam że za niego, nie o niego. Ale jest mi z tym bardzo cięzko. Pogodziłam się już z tym faktem ale podświadomie chciałam z nim być. Nigdy nie okazywalam mu swego uczucia bo wiedziałam ze idzie do seminarium(poznałam go jak był w klasie maturalnej) czasami ignorowałam udawałam że go nie widzę. Nie chcialam być przeszkodą. Jest jedynym chłłopakiem ( do tej pory) w którym zauważam wartość a nie wygląd. Zawsze jak się zauroczę w jakimś chłopaku to dlatego ze mi przypomina JEGO. Wiem też, że są przypadki, że niektórzy występuja, ale ten czas który tam spędzili nie idzie na marne. Nie wiem czy mam jakieś szanse, tylko Pan bóg o tym wie. Gdu chodzi o jego stosunek do mnie to widziałam coś innego niż w stosunku do innych dziewczyn. Zawsze patrzył na mnie takimi błyszczacymi oczkami, i tak przenikliwie. Często miałam wrazenie, że w \'tłumie\' szuka wzrokiem mnie. Nie wiem co myśleć. Dziekuję panu bogu za Tą stronkę i za ludzi którzy przyczyniają sie do tego aby istniala i którzy pomagają w ten sposób innym. Z Panem Bogiem.

* * * * *

Po raz kolejny: nie można dwóch srok naraz łapać, nie można i dziewczyny mieć i w seminarium być. No, chyba że się jest popem prawosławnym to co innego ;-). Wiktorio, Wiktorio, nie dopatruj się "znaków", nie doszukuj się jego "innego spojrzenia", bo prawda jest taka, że gdyby faktycznie był Tobą zainteresowany to już dawno by wystąpił. Jeśli zaś grałby na dwa fronty to tak jakby "zdradzał" Pana Boga. Nie mogę Ci powiedzieć, że masz szansę, bo to tak jakbym mówiła osobie uzależnionej, że kontynuując nałóg ma szansę z niego wyjścia. Bo co to znaczy szansa? Czy jest przeznaczenie? Poczytaj o tym w odp. nr 58, 86. Rozumiem, że Ci ciężko. Natomiast dodatkowo ciężko Ci dlatego, że pielęgnujesz w sobie świadomość jego istnienia i dopuszczasz możliwość jego wystąpienia z seminarium. Widzisz, "złośliwość losu" w takich sytuacjach polega na tym, że właśnie wtedy gdy od czegoś uciekamy, gdy coś jest dla nas drażliwe to właśnie wtedy wydaje nam się, że wszyscy o tym mówią, spotykamy właśnie wtedy częściej tą osobę itp. Dlaczego tak się dzieje? Głównie dlatego, że to my jesteśmy wyczuleni na takie sytuacje, które prawdopodobnie nie występują częściej niż zazwyczaj tylko my mamy wyostrzony wzrok i słuch. Wiesz gdy ja miałam taką sytuację (ale chodziło akurat o świeckiego a nie o kleryka) to nie było dnia żebym go nie spotkała, nagle wszyscy pytali mnie o niego, nagle występowały zdarzenia zmuszające nas do wspólnej pracy itp. Obłęd. Trwało to do momentu kiedy nie powiedziałam sobie :"dość", szkoda mojego czasu, mojego myślenia, nie chcę tak. Zaczęłam żyć jakby nigdy nic. Czy rzadziej go spotykałam? Nie. Ale zaczęłam takie sytuacje traktować jak zwyczajne wydarzenia a nie "znaki".
Pewnie że ciężko się pogodzić się z tym, że ktoś kogo kochamy z nami nie będzie. Okropnie ciężko. Ale trzeba się uwolnić, bo zwariować można. Bo zaczynamy wpadać w obsesję. Dlatego o to uwolnienie się módl. Poradzę Ci to co radzę innym aby się odkochać: odp. nr 80, 526, 653, 825. I pomyśl sobie jeszcze o Twoim przyszłym mężu. On gdzieś jest i czeka na Ciebie. Jeśli będziesz miała serce i umysł zajęty tym klerykiem to możesz nawet nie zauważyć jak będzie obok...

  Agata, 16 lat
1151
13.07.2006  
Kocham 6 lat bez wzajemności kolegę, z którym chodziłam do tej samej klasy....Niestety on mi powiedzial (ponad rok temu), że nie mam u niego żadnych szans i że jestem tylko co najwyżej dla niego dobrą koleżanką ;( Idziemy teraz do różnych szkół licealnych. Wakacje mijają, a ja za nim bardzo tęsknię i obawiam się, że będąc w liceum również będę o nim myśleć.... W związku z tym, chcialabym zadać pytanie, które może głupio brzmi, ale to dla mnie ważne....Jak się od niego odkochać? Tak poza tym, to chcialabym jeszcze dodać, że gdy się dowiedziałam, że on mnie nie kocha, zaczął się mój kryzys wiary. Miałam pretensje do Pana Boga, oto, że nie wysłuchał mojej prośby, by on odwzajemnił moja miłość. Teraz, gdy wiara moja coraz bardziej się odnawia, zrozumiałam, że prosząc oto P. Boga miałam czysto egoistyczne podejście. Obecnie modlę się, by on pozbył się swych nałogów (palenia papierosów, picia alkoholu), które nabył w gimnazjum. Myślę, że teraz moja modlitwa ma jakąś wartość, a nie jest jak poprzednia prośba - egoistyczna. Pozdrawiam serdecznie redakcję tej stronki!!! :)

* * * * *

Agatko, a powiedz tak szczerze ile razy w ciągu tych sześciu lat z nim rozmawiałaś? Ile razy się z nim spotkałaś? Ile razy to on proponował spotkanie? Chyba niewiele, prawda? Wygląda zatem na to, że Ty zakochałaś się w nim a potem zaczęłaś pielęgnować w sobie jego wizję, wyobrażać sobie różne sytuacje i w ten sposób powstała miłość bez wzajemności. Jedyne co mnie dziwi to fakt, że to trwa tak długo i że zaczęło się w wieku 10 lat - przecież wtedy byliście dziećmi. Co zrobić?
No, na siłę to nic się nie da. Wielkim plusem w tej sytuacji jest to, że będziecie w różnych szkołach- gdy nie będziecie się tak często spotykać to siłą rzeczy uczucie przygaśnie, bo miłość potrzebuje obecności. Jak się odkochać pisałam w odp. nr 80, 526, 653, 825. Proszę, przeczytaj i zastosuj te rady, aby nie cierpieć. Przecież na pewno gdzieś jest ktoś kto pokocha Cię z wzajemnością.


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej