Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  karolina, 16 lat
1950
08.11.2007  
ostatnio w moim zyciu dzieja sie rzeczy bardzo dziwne nie wiem co robic.To zaczelo sie 5 stycznia tego roku albo jeszcze wczesniej... zakochalam sie w zonatym mezczyznie-nauczycielu z mojego gimnazjum, bylam w niego tak zapatrzona.. rozklad jego dyzurow znalam lepiej niz on sam...bylam na kazdym wiedzialam kiedy,gdzie bedzie... on zonaty mezczyzna juz wczesniej jakos dziwnie zachowywal sie wzgledem mnie.. chociaz moze mi sie tak zdaje .. kiedy sie mijalismy na korytarzach patrzylam sie mu w oczy-on mi tez i jeszcze chodzil w moim kierunku... zrozumialam ze robie zle lecz to bylo tak silne... zaczelam go unikac choc bardzo to bolalo... teraz skonczylam gimnazjum i chodze do innej szkoly,lecz widuje go bo ma zajecia sportowe na tej samej hali co ja.. nie wiem co robic jest mi tak obciach a nadal go kocham.... Miedzyczasie zauroczyl mnie swa osoba jeden z ksiezy z mojej parafii ale teraz juz nie chce sie spazyc... czesto chodze do kosciola.. modle sie.. ostatnio bedac na mszy swietej dostrzeglam takie wewnetrzne piekno tego wszystkiego.. zrozumialam ze ks tez sa rodzina... i uslyszalam taki glos,, zostan z nami bedzie nam dobrze"... jak sadze byl to glos Pana nie wiem co robic bo tych 2 mezczyzn wyzej chyba wie o moim uczuciu do nich .. gapia sie a ja zupelnie nie wiem co robic....ostatno pociagaja mnie starsi faceci pewnie dlatego ze w przeciwienstwie do moich rowiesnikow zwracaja na mnie uwage ... NIE WIEM CO ROBIC>>> JESZCZE TEN GLOS TERAZ ZASTANAWIAM SIE NAD ZYCIEM ZAKONNYM moze tych 2 mezczyzn ktorych kocham ale nie pozadam) to taka wskazowka Boza co do mojego powolania... prosze o jak najszybsza odpowiedz z gory dziekuje!!!

* * * * *

Droga Karolino, to, że zachwycają Cię mężczyźni starsi, którzy pociagają Cię tym co sobą prezentują, tym jak żyją i ile robią dla innych nie jest niczym bardzo dziwnym. Z pewnością przecież chciałabyś mieć chłopaka, który daje Ci oparcie, poczucie bezpieczeństwa, takiego, który działa dla innych itp. Twoi rówieśnicy tak teraz nie myślą i nie bardzo mogą Ci takie rzeczy zapewnić, bo się uczą i wygłupy im w głowie a nie ideały. Stąd Twój pociąg w kierunku mężczyzn starszych, ustabilizowanych życiowo. Ale widzisz (na szczęście to widzisz, z czego się cieszę) Ci mężczyźni są właśnie na tyle odpowiedzialni i dojrzali, że wiedzą jakie jest ich powołanie i co mają w życiu robić. Pamiętają o złożonych przyrzeczeniach (śluby, przysięga małżeńska) i tego się trzymają. Oni już wybrali i byliby kłamcami gdyby teraz się tego zaparli i dla przyjemności własnej mieli być z Tobą. Pamiętaj o tym i patrz na to z tej strony: oni są zajęci. Ty zaś dobrze, że szukasz kogoś rozsądnego i odpowiedzialnego, natomiast musisz szukać wśród chłopaków wolnych, takich, z którymi mogłabyś się związać. Jeśli wydaje Ci się, że tamci wiedzą o Twoim uczuciu to bym bardziej ich unikaj. Na szczęście nie musisz mieć z nimi częstego kontaktu i na ile tylko możesz unikaj go. Nie bądź dla nich przyczyną rozterek i pokus, tak nie wolno. I dla samej siebie nie bądź. Jesteś w wieku gdzie rozpoznaje się powołanie i jeśli chcesz go rozpoznać naprawdę musisz mieć serce wolne i otwarte na to co Jezus Ci powie. Nie możesz dobrze rozpoznać powołania jeśli będziesz się czymś sugerować. Jeśli czujesz taką potrzebą pojedź na rekolekcje powołaniowe, zobacz jak to jest, przekonaj się czy Ci to odpowiada. Natomiast jakiego byś powołania nie miała masz obowiązek unikać okazji do grzechu. Poczytaj też ten artykuł: ksiadz i te odp. nr: 1034, 1100 . Wejdź też do działu "Powołanie" na tej stronie i poczytaj świadectwa, pomyśl. Módl się o to, by Bóg dał Ci światło. I jeszcze jedno: nie myśl, że będziesz wiedziała teraz, od razu. Wszystko co dobre, piękne i wartościowe kszałtuje się powoli. Bóg też działa bez pośpiechu. Życzę Ci odkrycia swojego powołania i tego, byś była prawdziwie szczęśliwa postępując zgodnie z wolą Bożą w Twoim życiu. Z Bogiem!

  .............., 21 lat
1949
07.11.2007  
to znow ja pyt nr 1920 otoż ja bylam inicjatotem zwiazku, juz czuje sie tym wszystkim zmeczona! czytalismy juz oboje dzikei serce ze 2miesiace temu... klocimy sie non stop. On twierdzi ze mu zalezy i mowi i deklaruje wiele a jak przychodzi co do czego to... chwale go, mowie czego oczekuje i wymagam ale w druga strone tzn on do mnie nie...nie mowi czego oczekuje itd nie robie za niego ale on sam tez nie chce... rozmowy spokojne wogole nam nie ida bo on sie wscieka to jeszcze przez chwile panuje nad soba a potem idzie... ostatnio jest bardzo nerwowy i wscieka sie o glupoty totalne ale jak ja sie na chwilke ostatnio zdenerwowalam to uslyszalam ze nie mam prawa! - wczesniej tego nie bylo.
Jednkże zadeklarowal mi ze nie umie zyc beze mnie i nigdy mnie nie zostawi i ja wiem ze predzej po tym wszystkim ja bylabym w stanie jego zostawic niz on mnie...
czasem mysle ze lepiej odpuscic by nie bylo wiecej klotni bo tez nie chce bez niego... deklaruje ze mu zalezy ale ja tego nie widze i nie czuje... moze ja wymagam za duzo? moze oczekuje zbyt wiele... Nie mowi mi czeo ovzekuje ale mowi ze to moja wina bo ja sie nie staram a on sie stara??? to ja biegam prosze rozmawiam ustepuje chce cos zmienic on nigdy nie ustapil... wychodze tu na aniola a on na demona, wiem ze szybko sie gniewam itd ale tak bardzo bym chciala zeby wtedy gdy jest ciezko miedzy nami on byl przy mnie a nie odwracal sie i odchodzil a zazwyczaj tak jest!jemu tak latwo przychodzi zostwic mnie wtedy... tak latwo:( a ja z tym zostaje po czym po 24 godz dostaje sms jakby nigdy nic... moze problem tkwi we mnie od niego sie nie dowiem...prosze niech pani napisze co tu dostrzega...


* * * * *

Hmm, a może jego coś gryzie? Niezwiązane nawet z Tobą, z Waszym związkiem, ale może z jakąś dziedziną jego życia? Może ma jakiś problem, może jakieś wyrzuty sumienia? Bo widzisz, takie reakcje nieadekwatne do sytuacji, takie wybuchy złości, rozdrażnienie często są sygnałem, że coś w człowieku siedzi, coś o czym on cały czas myśli i z czym nie może się uporać. Pewnie nie chce/wstydzi się/krępuje o tym Tobie powiedzieć a może po prostu chce sam rozwiązać problem. Zapytam jak jest u niego z życiem sakramentalnym, z modlitwą? Ok.?
Widzisz, ja nie twierdzę, że ta teoria jest jedyna i właściwa, ale to mi przyszło do głowy.
Spróbuj się dowiedzieć czy nie am jakichś problemów w rodzinie czy w pracy.
Jeśli wiesz, że tak nie jest a on nie chce rozmawiać napisz do niego list. Opisz co do niego czujesz, co w nim cenisz i jak się przy nim czujesz. Napisz też jeśli zauważyłaś jakieś zmiany w jego zachowaniu, napisz jak Ty się z tym czujesz. Pisz we własnej osobie, z własnego punktu widzenia, jak Ty to odbierasz, tak, by nie czuł się atakowany i obwiniany.
Napisz jak bardzo brakuje Ci jego uśmiechu, spokojnej rozmowy, przytulenia.
Napisz, że problemy trzeba rozwiązywać a nie uciekać od nich. Poproś o to byście wszelkie nieporozumienia rozwiązywali na bieżąco mówiąc konkretnie o co chodzi, a nie wykrzykując sobie wszystkie żale. Nic bowiem nie oznacza stwierdzenie: "Ty się nie starasz", "Ty zawsze..", "Ty nigdy". Jeśli o coś mamy żal to wiemy o co i to starajmy się wyjaśnić nie dopuszczając do gromadzenia urazów.
Nie możesz po prostu odpuścić, ulegać dla świętego spokoju. Nie możesz bo - jak Ci pisałam - szybko poczujesz się przytłoczona, poczujesz się uciskana, upokorzona. On zaś poczuje się pewnie, będzie myślał, że skoro ulegasz i nie domagasz się swoich praw to jest Ci tak dobrze i jeśli po jakimś czasie będziesz chciała to zmienić będzie wielka wojna i pretensje. To wszystko musi być dopracowane przed ślubem. Nie wolno w małżeństwo wchodzić w takim układzie. Małżeństwo to układ partnerski, a poza tym jest samo w sobie o tyle trudnym zadaniem, że nie można dokładac sobie takich dodatkowych krzyży. I to takich "niewychowawczych" w stosunku do drugiej osoby. Bo to nie będzie dla niego dobre jeśli Ty będziesz ulegać, to nie będzie służyło także jego rozwojowi i życiu duchowemu. Walcz o to, ja wiem, że jest to możliwe.
Poczytajcie też może "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" Johna Graya. I módlcie się razem na początku lub na koniec spotkania. Jeśli razem klękniecie przed krzyżem nie będziecie w stanie gniewać się na siebie. Powodzenia! Z Bogiem!

  Ada, 11 lat
1948
07.11.2007  
Czy mam szansę odlaleźć tego jedynego??

* * * * *

Oczywiście. Ale czemu już teraz się o to martwisz?

  Ania, 28 lat
1947
06.11.2007  
Witam
Piszę do Ciebie bo sama nie potrafie już zrozumieć sytuacji w jakiej się znalazłam. Otóż mam od ponad roku chłopaka, on mieszka za granicą, a do Polski przyjeżdza raz na 3 miesiące. Niby wszystko wygląda ok, ale tak nie jest. Po przyjeździe zawsze mnie odwiedza w pierwszy dzień, ale razem ze swoją mamą. W trakcie pobytu nie ma dla mnie za wiele czasu i z tego co zauważyłam to mama mu mówi kiedy ma do mnie jechać i o której ode mnie wrócić, a mamie nie można się sprzeciwić.
Zaprosił mnie do siebie na Święta, ale oczywiście mam jechać razem z jego mamą. Kiedyś przy mamie złapałam go za rękę, to tak mnie zmierzyła jakbym za chwile miała mu zrobić jakąś straszną krzywdę. Drogą pantoflową dowiedziałam się że on kiedyś miał dziewczynę i miało być wesele ale mama do niego nie dopuściła i plany weselne legły w gruzach. Teraz myśli o kupnie domu w Polsce ale w takim miejscu aby to mamie było dobrze dojechać. W ostatnim czasie postanowiłam ten związek zakończyć bo stwierdziłam że to na dłuższą metę nie ma sęsu, ale on do mnie dzwoni i ma pretensje że ja się nie odzywam. Na koniec dodam że on ma 39 lat. Bardzo proszę o jakąś radę jak wybrnąć z takiej niezręcznej sytuacji.
Z Panem Bogiem
Ania


* * * * *

Ooo, uwaga! Czerwone światło!Z kim on chce być: z Tobą czy z mamą? To mamie masz odpowiadać czy jemu? Bardzo, bardzo niedobrze! A zważywszy na jego wiek podwójnie niedobrze.
Moja Droga! Poważna i stanowcza rozmowa z chłopakiem: dlaczego on tak się zachowuje, kim jest dla niego matka, kim Ty dla niego jesteś, jak sobie wyobraża swoje życie, dlaczego pozwala by matka we wszystkim go kontrolowała., czy jemu to odpowiada, jak rozumie miłość.
Ja nie widzę tego dobrze. Ty chyba też nie... Aniu, zdecydowanie i szybko zadziałaj, póki nie jesteś jeszcze bardzo mocno zaangażowana uczuciowo i dopóki nie zostałaś poraniona. On musi jasno określić co jest ważne, musi wiedzieć z kim chce zyć i jaką ma wizję. Dla mnie to typowy przypadek wiecznego synusia i nadopiekuńczej mamuśki. Przecież Wy się tak naprawdę nie znacie i nawet nie macie szansy poznać naprawdę. Jakim on jest dla Ciebie oparciem, jaką męskością się wykazuje? Gdzie w Tym wszystkim jesteś Ty, gdzie jest miłość? Próbuj to zmienić zanim przeżyjesz horror. Bo chyba nie liczysz, że po ślubie będzie inaczej? Z Bogiem!

  Michalinka, 16 lat
1946
05.11.2007  
Mam pewien problem. Najlepiej będzie jak zacznę od początku. Chodzimy do tej samej klasy, ma na imię Daniel.Dwa lata temu pomagałam mu poznać się z moją przyjaciólką. Wszystko było
dobrze, ukryłam swoje uczucie do niego gdyż myślałam, że minie. On po kilkunastu miesiącach przestał się spotykać z moją
przyjaciółką. Byłam z tego powodu szczęśliwa ale zarazem i smutna. Postanowiłam zostać jego klasową koleżanką. Czasem rozmawialiśmy na temat jakiegoś zadania ale nic więcej.Na początku tego roku szkolnego podał mi numer swojego telefonu i poprosił bym w razie możliwości przypominała mu o jakiś sprawdzianach i tak się też stało.Przypominałam mu od czasu do czasu o jakimś zadaniu, kartkówce, sprawdzianie ale po pewnym czasie zauważyłam że on także pomaga mi w niezrozumiałych dla mnie zadaniach.Zaczeliśmy coraz częściej ze sobą rozmawiać, na przerwach ciągle się mijamy. Mam wrażenie,że on chce przebywać w moim towarzystwie nie jestem tego pewna ale... Chciałam mu powiedzieć, że mi się podoba ale boję się, że zniszczę naszą przyjaźń i że on się przestraszy takiego wyznania. CO Z TYM ZROBIĆ?????? JAK SIĘ ZACHWYWAĆ W JEGO
TOWARZYSTWIE??????


* * * * *

Nie wyznawać uczucia! O tym jakie to może mieć konsekwencje poczytaj w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168, 1287 . Mogłabyś wszystko zniszczyć.
Kontynuuj tą znajomość, proś go o jakieś drobne przysługi, możesz też zaproponować np.w ramach wdzięzności herbatkęu Ciebie. Dwiedz się czym się interesuje i powiedz że np. wtedy i wtedy jest jakaś na ten temat wystawa/film/konferencja itp. i że w sumie sama byś chętnie na to poszła, bo chciałabyś się czegoś więcej dowiedzieć. Podejdź w ten sposób, natomiast absolutnie nie mów, że Ci się podoba, bo nie wolno chłopaka w tym wyręczać - to dla niego bardzo ważne jako mężczyzny. Obserwuj go, nie spiesz się. Jeśli nadal będzie chętny do kontaktu z Tobą to sam zrobi pierwszy krok. Powodzenia. Z Bogiem!

  Aneta, 19 lat
1945
04.11.2007  
Jestem właśnie w klasie maturalnej. Na wakacje poznałam chłopaka starszego ode mnie o 12 lat. Rodzice zaakceptowali nasz związek, ale nie zgodzili sie na jedno.... na moje studiowanie w USA :( a On mieszka w Stanach i chciałby żebym studiowała w USA :( co mam robić? sprzeciwić siś rodzicom? czy poczekać i po zakończeniu studiów wziąć ślub? A ja chcę z nim być już na zawsze :( pomóżcie mi :( z góry wielkie dzięki :(

* * * * *

No ale moja Droga jeśli poznałaś go w wakacje to jak możesz być już taka pewna, że weźmiecie ślub? Jak możesz być gotowa już teraz opuścić dla niego swój kraj, rodzinę, kulturę itp. Czy już naprawdę tak dobrze się znacie? Takie masz do niego zaufanie? Już Ci się oświadczył?
Nie dziwię się rodzicom, że mają obawy.
Jeśli to prawdziwa miłość to przetrwa. A Wy po prostu musicie się dobrze poznać, pobyć ze sobą w różnych sytuacjach, poznać swoje rodziny, zasady, zainteresowania, wartości itp. Czas zweryfikuje to czy jesteście dla siebie. Musisz też wziąć koniecznie pod uwagę jak wiele nie tylko Was łączy ale i dzieli, choćby wiek (pisałam o tym w odp. nr 8, 28, 87, 310, 916, 1253). Poza tym jeśli on nie jest Polakiem lub nawet jest ale od lat mieszka w USA to tam jest inna mentalność, inna kultura.
W tak poważnych sprawach nie wolno podejmować tak szybkich decyzji. Ja Ci radzę zacząć normalne studia w Polsce a jak będzie Ci dobrze szło to możesz wyjechać na stypendium. Poza tym kto powiedział, że to Ty masz tam wyjeżdżać? A może on przyjechałby do Polski? Z Bogiem!

  Maria, 17 lat
1944
04.11.2007  
Witam, mam już prawie 18 lat i pewien problem z którym borykam się przez całe życie. Mianowicie, nie potrafię sama podejść i porozmawiać z kolegami z klasy. To nie tak że się wstydzę, po prostu nie wiem jak zacząć mówić, co mówić i najważniejsze - obawiam się, że powiem coś co skompromituje mnie w ich oczach. W szkole jestem uważana za śmiałą, ciekawą osobę. To jest tak - jeśli chłopak siedzi gdzieś koło mnie, lub stoimy w mieszanej grupie, rozmawiamy, śmiejemy się - wszystko jest w porządku. Kiedy jednak zostaję sama wśród chłopaków milczę jak grób. Mówię, staram się powiedzieć jak najwięcej, dopiero gdy któryś z nich zapyta mnie o coś lub włączy mnie do rozmowy. Przyznam, że chłopcy wciąż trochę mnie onieśmielają, mimo że czasami udaje mi się to skutecznie zamaskować. Myślę, że jest to związane z rozwodem rodziców. Mój tata odszedł do innej kobiety kiedy miałam kilka lat, wcześniej prawie nie miałam z nim kontaktu. Teraz, przeciwnie mam z nim bardzo dobry kontakt, ale ta pewna nieśmiałość w stosunku do płci przeciwnej pozostała. Nie mam chłopaka, po części to mój wybór, ale wydaje mi się że jest to również wina mojego "pancerza" który nieświadomie sama sobie wytworzyłam. Mimo że jestem uważana za otwartą osobę, a nawet zbyt otwartą w dobrym tego słowa znaczeniu, chłopcy do mnie nie podchodzą. Na koniec dodam tylko, że moi koledzy zwykle rozmawiają w takiej "męskiej grupie" co tylko utrudnia mi ewentualne podejście i zagadanie. Wiem też, że jeden z kolegów mnie nie lubi, chociaż myślę że nikt się nim specjalnie nie przejmuje bo on lubi ośmieszać innych ludzi na swoją korzyść. To jednak myśl, co takiego mógł o mnie powiedzieć, nawet jeśli to tylko część prawdy a reszta kłamstwo, trochę mnie przeraża i odciąga od poprawy kontaktu z pozostałymi, normalnymi kolegami. Z góry dziękuję za odpowiedź, naprawdę bardzo Panią podziwiam. Pozdrawiam.

* * * * *

Mario, ja niekoniecznie łączyłabym fakt rozwodu rodzoiców z nieśmiałością wobec chłopaków. Oczywiście, to wydarzenie na pewno wywarło jakiś wpływ na Ciebie, natomiast problem, o którym piszesz jest dość częsty w Twoim wieku. Dotyczy to zarówno chłopaków jak i dziewczyn. Widzisz, tak naprawdę jeśli potrafisz się odezwać jeśli któryś z nich Cię o coś zapyta to już bardzo dobrze! Znam ludzi, którzy nawet do odpowiedzi nie potrafią się zgłosić. Nie musisz wcale często pierwsza zaczynać rozmowy z chłopakami. Natomiast jeśli masz na to ochotę to dobrze jest przygotować sobie kilka punktów zaczepienia, takich neutralnych. Kilka rzeczy, o które i koleżankę byś zapytała. Np. możesz spytać o godzinę, o jakąs lekcję, nauczycielkę, książkę. O cokolwiek związanego ze szkołą. Często da się potem nawiązać do czegoś innego w ich wypowiedzi. Jeśli pzrełamiesz się kilak razy to pójdzie potem łatwiej i tematy same przyjdą Ci do głowy. To onieśmielenie jest normalne dlatego, że zaczynają Ci się chłopcy podobać i zależy Ci, by w ich oczach wypaść dobrze. Próbuj. Z Bogiem!

  Marta, 21 lat
1943
04.11.2007  
Witam! siedze teraz w domu i majac duzo czasu zauważyłam ze tak bardzo sie boję samotności, do tej pory kazde moje uczucia były zranione. Ostatni chłopak potraktował mnie okropnie, bawił sie mną, moim uczuciami, zdeptał we mnie poczucie wartosci , jest ateistą( już teraz wiem, że na ogół takie znajomości sie nie udają po prostu) tak że obecnie nie pozwalam zadnej osobie sie zblizyc do siebie. Co zrobic zeby to zmienic, wiem, że to niszczy mnie i jest przeszkoda do mojego szczęścia, bo tak nie wolno sobie stawiać murów. To było jakies 7 miesięcy temu codziennie musze go widywac to ciężkie, zwłaszcza, ze chyba resztki uczucia do niego zostały, bo był moim pierwszym, z którym byłam tak blisko. Ale to jest silniejsze ode mnie, nie wiem co jest we mnie że każdy na którym mi zalezy rani mnie, siedze w klatce z której nie mogę sie wydostać. Strach przed samotnościa jest ogromny, przed byciem sama, nie wiem co ze soba zrobić. Nie mogę uciec od siebie. Jak znów szanowac siebie byc ta pewna siebie dziewczyną co dawniej??? Chciałabym mieć tyle wiary co pani, ale mi już jej po prostu brak...Szukam pomocy, bo nie potrafie rozumem tego objąc i poradzic sobie po tak długim czasie. Trudno byc samej, bez wsparcia drugiej osoby,pozdrawiam i dziekuję za odpowiedz, zdaje sobie sprawę, że pisze bardzo chaotycznie. pozdrawiam

* * * * *

Droga Marto! Tak, to prawda, ciężko być samemu, ciężko jest pozbierać się po zranieniu. Jeśli minęło dopiero kilka miesięcy a w dodatku musisz go widzieć to sytuacja jest jeszcze gorsza. Wiem jakie to uczucie, doświadczyłam go. To bardzo przeszkadza w uwolnieniu z uczucia. Jednak jest możliwe i nigdy nie mów, że coś jest silniejsze od Ciebie. Bo nie jest i nigdy żadna rzecz ani sytuacja ani uczucie nie jest silniejsze od człowieka - szczytowego dzieła Boga, obdarzonego wolną wolą i rozumem. Gdyby tak było to nie człowiek byłby na szczycie stworzenia, a przecież jest. Ty jesteś w stanie z tego wyjść, jesteś w stanie odbudować swoje zaufanie do ludzi, jesteś w stanie uleczyć swoje serce. Ale do tego trzeba czasu i dobroci wobec siebie. Musisz teraz myśleć o sobie, o tym co Tobie sprawia przyjemność, co jest dla Ciebie dobre i pożyteczne. Musisz zająć się czymś co da Ci satysfakcję, na co może brakowało Ci czasu. Musisz wierzyć, że to, że się rozstaliście jest dla Was lepsze. To na pewno wiesz, choć serce pewnie chce inaczej. Marto, jeśli jeszcze nie czytałaś to polecam odp. nr: 80, 526, 653, 825.
Daj sobie czas. I proś Boga o uwolnienie z tego uczucia. On jest w stanie je zabrać jeśli naprawdę będziesz tego chciała i będziesz Mu w tym pomagać. Proś Go o to, módl się, chodź na Adorację i Mszę św.., którą ofiarujesz w tej intencji. To jest do uleczenia, uwierz. Może nie od razu ale stopniowo będziesz z tego wychodzić i będziesz bogatsza o to doświadczenie. Pomyśl, że Bóg, który chce Twoego dobra i zna Twoje serce i Twoje pragnienia nie zostawi Cię samej. Da Ci poznać kogoś z kim będziesz szczęśliwa. Tylko daj sobie czas i nie rozdarpuj ran. Z Bogiem!

  OLA, 23 lat
1942
03.11.2007  
Witam Panią serdecznie! Chciałam zapytać czy możliwa jest miłośc bez zakochania? Czy kazdy związek musi zacząc się od zakochania? Chodzi mi o to, że poznalam chłopaka, który ma podobny system wartości tzn. Bóg na pierwszym miejscu, czystość do ślubu, stosowanie w małżeństwie naturalnych metod itp. Tylko czy to wystarczy do zbudowania szczęsliwego i trwałego małżeństwa? Na ile potrzebne są uczucia a na ile trzeba przyznać rację rozumowi? Czy uczcucia do tego chlopaka mogą pojawić się później? Dodam, że znamy się trzy miesiące i spotykamy się raz na dwa tygodnie. Jesteśmy na razie znajomymi ale boję się, że w końcu padnie to pytanie czy chce z nim chodzić? Nie chcę przedłużać czegoś, z czego może nic nie wyniknać... Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, jak mało jest dziś takich chłopakow... dlatego boję się go stracić, że nie znajde kogoś innego o takich wartosciach, gdyż najważniejsze jest dla mnie wspólne dążenie z mężem do świętosci. Z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam:)

* * * * *

Olu! Oczywiście, że może być miłość bez zakochania, pisałam o tym w odp. nr: 13 oraz tym artykule: [zobacz] miłość. Przeczytaj też proszę ten artykuł: [zobacz]. Polecam Ci też odp o tzw., "małżeństwie z rozsądku": 201, 646, 1120.
A ponadto: jeśli znacie się dopiero 3 miesiące to nie ma powodu do obaw. Może być tak, że i zakochanie jeszcze przyjdzie a jeśli nie to i tak może się tego rozwinąć autentyczna, prawdziwa miłość. Oczywiście nie chcę absolutnie przez to powiedzieć, że sama zbieżność poglądów wystarczy do zbudowania małżeństwa, bo do tego potrzebna jest miłość. Ale czym ona naprawdę jest i jak ją rozumieć? O tym pisałam w podanych odpowiedziach i artykule, przeczytaj proszę. Życzę Wam pięknej miłości. Z Bogiem!

  andzela, 23 lat
1941
03.11.2007  
Szczesc Boze

Mam na imie Andzelika. Mam 23 lata. Od ponad 4 lat spotykam sie mezczyzna 4 lata ode mnie starszym. Jest to powazny zwiazek i mysle ze jak Bog da, to bedziemy kiedys szczesliwym malzenstwem.
Moj problem polega na tym, a dokladnie nasz problem, ze latwo wpadamy w roznego rodzaju "dolki". Nie potrafimy z nich wychodzic...
Czesto jest tak ze moj chlopak ma ciezkie dni i nie widzi juz sensu na lepsze jutro. Wie ze musi to zmienic, ale nie wie jak. Ja wiele razy probuje go z tego stanu wyciagnac, lecz i ja widzac go w tym stanie popadam w podobny stan. Nie wiemy co robic. Nie potrafimy sie juz cieszyc! Widzimy tylko negatywne strony zycia. Czesto sie spowiadamy i czesto sluchamy roznych audycji religijnych. Bog jest u Nas na pierwszym miejscu. Modlimy sie by wyjsc z tego stanu i nie raz udaje nam sie byc szczesliwymi przez dzien, dwa. Ale to krotkotrwale. Niedlugo po tym znow jest "dol".
Nie wiem juz co robic! gdzie sie zwrocic! Prosze o pomoc

Bardzo, bardzo dziekuje....
Andzela


* * * * *

No dobrze Andżeliko, ale takie "dołki" to się nie biorą same z siebie. Albo jest to sygnał jakichś problemów wewnętrznych, jakiejś choroby, depresji i wtedy wymaga pomocy specjalisty albo może jakichś wyrzutów sumienia (ale piszesz, że prowadzicie życie religijne) albo jakąś obiektywną sytuacją, czynnikami zewnętrznymi. Czy coś Twojego chłopaka ostatnio strasznego spotkało? Śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy, choroba? No bo generalnie zdrowy mężczyzna, mający na dodatek kochającą kobietę nie ma takich stanów bez uzasadnienia. Owszem, mężczyzna czasem potrzebuje samotności, potrzebuje tzw. "jaskini", czyli czasu do przemyślenia problemu. Mężczyzna także ma takie przypływy i odpływy uczuć, tzn. chce być czasem sam, czasem się uczuciowo oddala ale potem wraca. Musicie nazwać po imieniu Wasz problem, bo nie jest to naturalne i coś musi być tego przyczyną. Jeśli nie potraficie sami tego zdiagnozować polecam pomoc psychologa, zajrzyj np. na stronę ww.spch.pl. Rozumiem natomiast, że Tobie udziela się jego nastrój, bo jak mężczyzna ma dołek to kobieta faktycznie wpada w małą panikę. Bo skoro filar się chwieje to ona nie wie jak go podtrzymać, zwłaszcza, że chwiej się często. Zaczyna myśleć czy sama nie jest winna, czy się jemu podoba itp. Czy zawsze tak było? Jeśli tak to tym bardziej zasięgnęłabym pomocy psychologa a swoją drogą kapłana. Nie tylko podczas spowiedzi ale na jakiejś rozmowie. Bo to mogą być też jakieś problemy duchowe i mądry kapłan je rozezna. Z Bogiem!

  Jadwiga, 29 lat
1940
02.11.2007  
Spotykam sie od jakiś dwóch miesięcy z pewnym mężczyzną, nasza znajomość ma
charakter koleżeński. Poznajemy się, czasem spotykamy, pogadamy na gg.
Zauważyłam niedawno, że on się boi. Zauważyłam jakiś strach, choć nie
wiedziałam dokładnie o co chodzi. Wczoraj, gdy wpadł do mnie do domu w sprawie
komputera zapytałam go - czy Ty się mnie boisz? Bo takie wrażenie sprawiasz.
Czy boisz się, że się zakocham w Tobie, że się zaangażuję? I on odpowiedział,
że tak, boi się, że się zaangażuję i będę cierpiała. Zapytałam, czy
przypadkiem to on nie boi się swojego zaangażowania. Odpowiedział, że tak, boi
się. Dopowiem tutaj, że wiem, że czuję, że nie jestem mu zupełnie obojętna i
że nie chce ze mną urywać znajomości. Zresztą kiedyś powiedział, że warto mnie
poznawać. Pracujemy blisko siebie i on zawozi mnie do pracy rano. Zabiera mnie
po drodze, jak idę na ulicy, nie przyjeżdża specjalnie pod dom. Ale boi się
umawiać ze mną na tzw. randki, czyli gdzieś w mieście, w knajpie czy w kinie.
Woli zabrać mnie do siebie na film, czy przyjść do mnie zrobić mi komputer.
Jest bardzo miły, sympatyczny, zabawny i nie ukrywam, że zależy mi na nim, ale
nie jest to miłość, uczucie, zaangażowanie, ale prawda jest taka, że przyciąga
mnie coś do niego. Lubię spędzać z nim czas i w duchu liczę na coś więcej, ale
sama sobie nie pozwolę na pierwszy krok, bo ewidentnie on na to nie pozwala,
zresztą takie kwestie leżą po stronie faceta. Przytuli mnie na do widzenia,
złapie w pasie, pogłaszcze po ręce, złapie za tzw. kolanko, ale takie
zachowanie może wynikać z jego zwykłej sympatii i sposobu bycia.
Moje pytanie jest następujące - co powinnam w takiej sytuacji zrobić. On nie
jest mi obojętny, ale nie zakochuję się (lub się oszukuję, ze się nie
zakochuję, bo jego zachowanie nie pozwala mi na to). Czy powinnam go "olać",
zerwać kontakt (trochę mnie boli jego postawa). Czy powinnam umawiać się na
randki z innymi mężczyznami, bo mam taką możliwość. Czy powinnam czekać. A
przede wszystkim jak powinnam interpretować jego postawę i czy robić coś w
kierunku pogłębienia naszej znajomości i jak to robić.
Dodam, ze nie jesteśmy nastolatkami, ja mam 30 lat, on jest pod 40. Oboje
jesteśmy po rozwodach, ja dodatkowo mam dziecko.


* * * * *

Jeśli oboje jesteście po rozwodach to ślub kościelny jest niemożliwy. Jeśli zatem on jest wierzący to mimo sympatii do Ciebie walczy ze sobą i z tym uczuciem, bo wie, że nie możecie być razem. Ma przecież świadomość, że jego żona zawsze będzie jego żoną, tak jak Twój mąż będzie Twoim mężem i ma moralne dylematy. Przecież on wprost dał Ci do zrozumienia, że nie chce sobie i Tobie pozwolić na zaangażowanie. On Ci to wprost powiedział. Sytuacja jest naprawdę jednoznaczna: on - mimo sympatii do Ciebie - nie chce na tyle zaangażować się w związek z Tobą żeby się z Tobą związać. Moja Droga to trudna sytuacja i ja naprawdę Cię rozumiem. Proszę przeczytaj jeszcze odp.nr: 1669, 281, 372, 22, 60, 424, 464, 1099, 1189, 1349 i zajrzyj na stronę www.sychar.pl tam znajdziesz świadectwa ludzi po rozwodzie i rady jak dalej żyć. Z Bogiem!

  anonimka, 18 lat
1939
02.11.2007  
Witam serdecznie! moje pyt.jest następujące: czy jest jakaś recepta na to, aby dojrzeć do miłości(między chłopakiem a dziewczyną)? Wiem, że jeśli na dzień dzisiejszy miałabym mieć chłopaka, to było by to takie puste posiadanie kogoś, a nie bycie z tą osobą. Mimo tego, że chciałabym obdarować drugą osobę uczuciem, bezpieczeństwem, zaufaniem, (no po prostu tym co najlepsze), to jest we mnie nieopisane "ego", aby od drugiego człowieka tylko czerpać. chciałabym, być z Kimś, ale nie umiałabym "dać siebie, w posiadaniu siebie" chłopakowi. czy do takiej miłość da się szybciej dojrzeć?!
A drugie pyt. czy o takie sprawy wypada zapytać kierownika duchowego podczas spowiedzi?
Pozdrawiam i proszę o odp.


* * * * *

Widzisz, do miłości dojrzewa się całe życie. I nawet będąc już w związku cały czas dojrzewamy a nasza miłość się zmienia - i z naszym wiekiem i wraz ze stopniem zaangażowania i etapu związku. Natomiast zanim będziemy w związku to możemy się do miłości przygotowywać. Pisałam o tym w odp. nr 817. To, o czym piszesz, o dawaniu siebie jest naturalnie realne, bo na tym właśnie miłość polega. Natomiast to nie jest tak, że da się tego nauczyć jak teorii. To wychodzi całkowicie w praktyce i nie od razu idealnie. To jest umiejętność praktykowana przez całe życie i nie odnosi się tylko do miłości oblubieńczej ale i miłości bliźniego w ogóle. Nie przejmuj się więc tym, że na razie tego nie potrafisz, bo tak naprawdę to z pewnością jesteś do tego zdolna tylko nie miałaś możliwości przetestować tej umiejętności w parktyce. To zaś, że od drugiego człowieka także czerpiemy oprócz dawania jest naturalne. Bo my dajemy i to dajemy bezinteresownie ale potrzebujemy także wzajemności by można było mówić o miłości spełnionej, odwzajemnionej. Gdybyśmy bowiem tylko dawali nic w zamian nie otrzymując szybko bylibyśmy sfrustrowani i rozgoryczeni. Kiedyś napisał do mnie pewien chłopak z takim problemem: on spotykając się z dziewczyną mówi jej komplementy, daje kwiaty, zaprasza w różne miejsca, natomiast nigdy nic od niej nie dostał ani nawet nie usłyszał żadnego wyznania. Po kilku miesiącach zaczął się poważnie zastanwiać nad zerwaniem i wcale mu się nie dziwię. Bo jeśli ktoś nie odwzjemnia takich gestów, nie myśli czym sprawić ukochanemu przyjemność, jak zrobić niespodziankę, jak go ucieszyć to znaczy, że mu na nim nie zależy, bo jak inaczej to interperetować? Tak więc pragnienie także otrzymywania jest normalne. Może też chodzi Ci o to, że Ty potrzebujesz od chłopaka czułości, oparcia, bezpieczeństwa, jego towarzystwa i to było to Twoje czerpanie? Tak na pewno by było w związku bo to jest to czego kobieta oczekuje od mężczyzny (zobacz: [zobacz], [zobacz]). Natomiast weź pod uwagę, że Ty orzymując to wszystko dawałabyś to co dać potrafisz. Nie to samo co mężczyzna, bo on nie tego potrzebuje tylko to co potrafisz dać jako kobieta i co mężczyźnie jest potrzebne np. czułość, delikatność, coś byś mu dobregoo ugotowała, zatroszczyła się jak jest chory itp. Byłoby tak, prawda?
Moja Droga! Zadanie przez Ciebie takiego pytania już samo w sobie świadczy o Twojej dojrzałości i pragnieniu budowania zdrowego związku i jest dla mnie oczywistym, że jesteś do tego zdolna.
Co do zadania takiego pytania kierownikowi: jak najbardziej, natomiast na pewno wtedy gdy on ma więcej czasu, a nie podczas spowiedzi na Mszy św. gdzie z tyłu jest kolejka. No i pomyśl jak to przedstawić w ten sposób by Cię źle nie zrozumiał. Z Bogiem!

  Luiza, 12 lat
1938
21.10.2007  
Mój kuzyn chciał mie swatac z jego 2 kolegami.Kuzyn dał im muj numer na komurke.Jednemu się podobam bomi to w esemesie napisał. Tak naprawde to niewiem czy mu się podobam może oni mają jakiś zakład?

* * * * *

Mogą to być ich wygłupy.

  Ewelina, 15 lat
1937
21.10.2007  
JEŚLI CHŁOPAK NIEODDZYWA SIĘ DO MNIE A POTEM MÓWI ŻE MA ZA DUŻO PRACY TO ZNACZY ŻE MNIE OLEWA?

* * * * *

To znaczy, że nie jest Tobą zainteresowany i nie chce tego powiedzieć wprost.

  Mysia, 18 lat
1936
21.10.2007  
Witam! Nie jestem do konca przekonana, czy bedziecie w stanie mi pomoc, ale i tak postanowilam napisac, chocby dlatego, aby mlode dziewczyny nie postepowaly w przyszlosci tak jak ja.
Otoz, odkad pamietam udzielalam sie w Kosciele. Najpierw spiewalam w scholce dzieciecej, z czasem zaczelam sama ja prowadzic. I wszystko bylo w porzadku do czasu, kiedy zaczal podobac mi sie pewien ksiadz (nb. starszy ode mnie o ponad 20 lat). Wiedzialam, ze emocje, ktore we mnie budzi nie sa niczym dobrym i staralam je w sobie tlumic. Dzieki Bogu, mialam stalego spowiednika, ktory pomagal mi we wszystkim jak tylko potrafil. Jednak latem przeniesli go do innej parafii i zostalam niejako sama z moimi problemami. Za to pojawil sie u nas nowy ksiadz, bardzo towarzyski, z ktorym zaczelismy sie przyjaznic - tzn ja i moja paczka. Pewnego razu wybralismy sie razem do jego rodziny i byl tam z nami rowniez ksiadz, ktory mi sie podobal. Traf chcial, ze za duzo wypilismy i zaczelismy sie calowac. Myslalam wtedy, ze na tym sie skonczy. Ale byly inne spotkania, okazje, az w koncu zaczelismy ze soba sypiac. Dzis mozna powiedziec, ze "jestesmy ze soba", tzn przyjezdzam do Niego co tydzien, dzwoni, smsujemy. Nie kocham Go, tzn. bronie sie przed tym, aby sie w Nim zakochac, bo to zniszczyloby mnie do konca. Pojawil sie niedawno chlopak, z ktorym mi kiedys nie wyszlo, bo nie chcialam sprobowac.On byl jednak we mnie zakochany. Teraz ma On dziewczyne, ktora mieszka dosyc daleko i zadko sie widuja. JA za Nim bardzo tesknie i zaluje, ze kiedys nie dalam Mu szansy. Nie wiem co robic. Czy probowac walczyc o Niego?A co zrobic z ksiedzem?Czuje sie w tym wszystkim bardzo samotna, ale mimo to lubie z ksiedzem przebywac - On jest dobrym czlowiekiem, choc moze myslicie, ze skoro jest ze mna - jest draniem. Jak mam odnalezc szczescie, ktore zgubilam?Boga i prawdziwa Milosc? Gdyby Lukasz nie mial dziewczyny, wiedzialabym co robic...Pozdrawiam


* * * * *

Pogubiłaś się moja Droga i to bardzo. Najbardziej mnie smuci to, że ten ksiądz tak lekko i nieodpowiedzialnie potraktował Ciebie, Twoją godność i czystość. Tak, to JEST draństwo i powinno już dawno być zgłoszone do kurii. Cóż mogę Ci poradzić? Uciekaj, bo jesteś warta tego by żyć w normalnym związku, w czystości i bez wyrzutów sumienia. Jesteś warta tego, by ktoś kochał Cię "legalnie" a nie wykorzystywał. Jesteś warta szacunku i docenienia. Nie ma innej drogi w tym przypadku niż ucieczka, po prostu nie ma. I Ty to wiesz. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz], tam pisałam o tym problemie, porozmawiaj z nim stanowczo i ratuj siebie, bo z każdym dniem będzie coraz gorzej. Co do chłopaka: jeśli on ma dziewczynę to sprawa jest jasna, wiesz o tym. Nie można swojego szczęścia budować na cudzym nieszczęściu, nie wolno Ci go odbijać tej dziewczynie. Nie chciałabyś przecież żeby ktoś Tobie chłopaka odbijał, prawda? Poza tym dopóki moja Droga nie uporasz się jednoznacznie z problemem, dopóki nie zerwiesz z tym księdzem, dopóki nie ochłoniesz i nie poukładasz sobie wszystkiego, nie opadną emocje to nie powinnaś się z nikim wiązać. Po prostu dlatego, że chłopak nie może być klinem, nie może być lekiem i przez nieostrożne, zbyt szybkie związanie się z kimś możesz go poranić. Bo Ty teraz nie masz wolnego serca, nie możesz przyjąć go bez wspomninania tamtego, bez porównywania, bez emocji. Jesteś podświadomie związana więzią z księdzem, ponieważ oddałaś mu siebie a nie ma się co oszukiwać - sfera fizyczna wywiera wpływ na naszą psychikę. Potrzebujesz czasu i uleczenia. Daj go sobie. I koniecznie, proszę Cię o to w imieniu całej wspólnoty Kościoła, do której należymy my wszyscy: zerwij z nim. Przede wszystkim dla siebie.
Jesteś w stanie to zrobić, naprawdę jesteś. Módl się i działaj, a Bóg z pewnością nie zostawi Cię samej i wynagrodzi Ci ten odważny krok. Z Bogiem!

  Paulina, 17 lat
1935
21.10.2007  
Witam:) Mam chłopaka. Jest on poprostu cudowny, lecz nie potrafię mu zaufać. Sama nie wiem Dlaczego. Co może być tego przyczyną?

* * * * *

Pewnie jeszcze się za dobrze nie znacie albo zawiódł Twoje zaufanie. A może nie jesteś jeszcze gotowa na związek (niedawno przecież pisałaś, że masz 13 lat...)?

  Karolina, 16 lat
1934
21.10.2007  
Dlaczego nie potrafię powiedzieć wprost, że kocham i nie potrafię wlaczyć o tę miłość?? Jak o nią walczyć, gdy brakuje już sił..??

* * * * *

No i bardzo dobrze, że nie mówisz tego wprost. Dlaczego? Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] A dlaczego walczysz i dlaczego walczysz sama? Czy to jest nieodwzajemniona miłość? Nic więcej nie piszesz więc trudno tu coś jednoznacznie doradzić.

  Kasia, 26 lat
1933
21.10.2007  
Witam! Mam na imię Kasia! Jestem obecnie w rozterce z powodu swoich rodziców! Czytałam podobne wątki dotyczące rodziców na tej stronie ale mój problem jest troszkę inny! Jak przekonać rodziców, że nie wychowali mnie tylko po to żeby miał się nimi kto zająć na starość! Do tej pory borykałam się jak przekonać ich do swojego chłopaka...przeszkadzało im dosłownie wszystko nawet to, że ma średnie wykształcenie, a ja wyższe, że miał problem ze znalezieniem pracy, mimo, że teraz już pracuje ponad rok a dalej jestem na bezrobociu! Każdy pretekst był dobry żeby mnie do niego zniechęcić. Jesteśmy ze sobą już ponad 2 lata i wiążemy ze sobą wspólną przyszłość...poprosił mnie o rękę pół roku temu...zrobił to na wspólnym wyjeździe...po powrocie od razu pojechaliśmy do nich żeby im o tym powiedzieć...to usłyszeliśmy...że skoro tak chcemy to trudno! Żadnych gratulacji tylko po prostu skoro przyjęłam pierścionek to trudno! Uważają, że skoro się zgodziłam to będzie to dla nich zło konieczne bo ponoć jestem dorosła i mogę o sobie decydować! Teraz znowu pojawił się inny problem...po ślubie chciałabym zamieszkać u mojego chłopaka ponieważ pochodzę z małego miasteczka i nie widzę u siebie żadnych możliwości rozwoju! Jestem najmłodsza z rodzeństwa...mam 2 braci, którzy już dawno wyprowadzili się z domu a rodzice są przeciwni mojej wyprowadzce i codziennie słyszę, że jestem okropna skoro chcę ich zostawić na starość. Będzie nas dzieliło tylko 60 kilometrów ale oni uważają, że skoro jestem najmłodsza to powinnam zostać w domu i się nimi opiekować! Żadne argumenty nie skutkują już nie wiem jak ich przekonać! Proszę o jakąś radę! Z góry dziękuję za odpowiedź

* * * * *

Moja droga przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] tam pisałam m.in. o tym, że nie można właśnie poświęcać swojego życia, swojego małżeństwa pod pretekstem opieki nad rodzicami.
Cóż mogę Ci poradzić? Jeśli nic do nich nie trafia, to po prostu rób swoje. Jesteś dorosła, chcesz wyjść za mąż i masz do tego prawo. Chesz wyjechać - wyjedź, bo małżeństwo po ślubie powinno mieszkać osobno. To bardzo przykre co Cie spotyka, ale nie możesz ulegać wymuszeniom, nie możesz mieć poczucia winy ani wyrzutów sumienia. Naturalnie nie doradzam odcięcia się od rodziny, bo rodziców powinniście (oboje!) odwiedzać, pomagać im, utrzymywać kontakt. Nawet jeśli oni krzywo patrzą na narzeczonego. Powiem z doświadczenia, że czas jest tu sprzymierzeńcem. Rodzice z czasem "odpuszczą", naprawdę, zwłaszcza jeśli będą widzieli, że jesteście szczęśliwi, że narzeczony (potem mąż) pozytywnie się do nich odnosi, że ich odwiedzacie, że nie kłócicie się z nimi. Wbrew pozorom im bardziej będziesz przekonana o słuszności swojej decyzji i im mniej będziesz się rodzicom z niej tłumaczyć tym lepszy efekt osiągniesz. A na argument o opiece na starość odpowiadaj, że oczywiście, nawet nie ma dyskusji, jak najbardziej będziecie się nimi opiekować. I na potwierdzenie tego dzwoń, przyjeżdżajcie, pomagajcie - niech widzą, że nie mają się czego bać. Mów też jak dobrym chłopakiem jest narzeczony, jak bezpiecznie się przy nim czujesz, jak się cieszysz, że nie zostaniesz sama (no właśnie, czy oni pomyśleli co by było gdyby oni odeszli a Ty byłabyś samotna? Nie przeraża ich taka wizja?), mów, że chcesz mieć dzieci i masz nadzieję, że oni będą się cieszyć wnukami.
Ale to wszystko na spokojnie, bez kłótni i naprawdę - im mniej tłumaczeń tym lepiej a czas działa cuda. Kasiu, nie rezygnuj z siebie, z małżeństwa, z wyjazdu. Masz prawo. Opiekę nad rodzicami i małżeństwo naprawdę da się pogodzić. Powodzenia i z Bogiem!

  niecierpliwa, 26 lat
1932
21.10.2007  
Jak dac do zrozumienia chłopakowi, że czuje do niego sympatię, że chciałabym go bliżej poznac, że mi się podoba i że bardzo lubię przebywac w jego towarzystwie? jest to mój kolega, znajomy, którego znam od kilku miesięcy. Z jego zachowania wynika że ja również jemu się podobam, choc stuprocentowej pewności miec nie moge bo wprost mi tego nie powiedzial, ale kobieca intuicja podpowiada mi ze nie jestem mu obojetna. Jest on osobą niesmiala i niepewna moich uczuc, albo boi się "dostac kosza" i w związku z tym nie ma konkretnych dzialan z jego strony.Staram sie dac mu do zrozumienia, ze go bardzo lubię ale on nie potrafi tego oczytac; na moje prośby o pomoc, przysługę odpowiada bardzo chętnie, ale mysli ze ja faktycznie tej przysługi potrzebuję, nie widzi że jest to tylko pretekst. On jak tylko ma okazje również mnie o coś poprosi.
Chciałabym żeby to on zrobił pierwszy krok, pierwszy zaproponował spotkanie bo to mezczyzna ma zdobywac, jednak nie wiem co zrobic żeby on sie odwazył. Staram się jak moge często znajdowac tam gdzie on jednak są to tylko przelotne spotkania, gdyz nie mamy wspólnych znajomych ani zajęc. On to zauważa i dziwi się ze ja akurat w tym samym czasie jestem tam gdzie on , a powinnam byc np. trochę pózniej. Ale wciąż zdaje się "nie widziec" moich starań. Usmiecham się, jestem miła dla niego...jednak wiem że to nie wystarcza i że musze zrobi coś co jemu "podpadnie" w tym sensie ze nie będzie juz mial watpliwości że mi się podoba. problem w tym że ja nie wiem co mam zrobic, żeby nie powiedziec wprost a jednak...
Z góry dziekuje za odpowiedz.


* * * * *

A może poproś go o coś jeszcze i w podziękowaniu zaproponuj kawę albo ciastko? Ewentualnie zaproponuj spotkanie na kawie, bo chcesz coś omówić, poprosić go o radę (i faktycznie coś wymyśl w tym temacie) i dlatego proponujesz jakieś spokojne miejsce gdzie można posiedzieć. Nie będzie to zbyt nachalne, bo zrobisz to niejako z wdzięczności a nie wprost a on powinien już wtedy zorientować się, że jest to przejaw sympatii. No i rozmawiając z nim pochwal go, powiedz, że dobrze się na czymś zna, że fajnie potrafi wytłumaczyć, że dobrze się z nim rozmawia. Możesz ewentualnie za jakiś czas znów spróbować ale nie więcej niż 2 razy. Jeśli chłopakowi naprawdę zależy to go to ośmieli i sam będzie coś proponował. Jeśli i po tym nic się nie będzie działo to zaczęłabym mieć wątpliwości co do jego zainteresowania Twoją osobą albo w ogóle potrzeby wejścia w jakiś związek. W każdym razie proponowałabym coś w tym kierunku. Powodzenia!

  Gośka, 23 lat
1931
21.10.2007  
Witam mam 23 lata poznałam kolege starszego o 7 lat on jest chyba zakochany a ja sama nie wiem wiem że mi troche zależy na nim ale strasznie się boje on by chciał żebym się określiła czy będziemy razem czy nie a ja nie umiem nie wiem czy chce być z nim boje się że różnimy się we wszystkim nie wiem co mam robić spotkaliśmy się raz on po pierwszym spotakaniu przytulił mnie i pocałował dla mnie wydało się to za szybko nie wiem może Pan Bóg ma inne plany wobec mnie nie wiem wiem, że kiedy nie miałam nikogo bardzo źle mi było a teraz kiedy bym mogła mieć strasznie się boje prosze co mam robić??

* * * * *

Rzeczywiście, za szybko. Nie całuje się na pierwszej randce, nie wyznaje uczuć i nie opowiada całego swojego życia. Doskonale Cię rozumiem, bo miałam w Twoim wieku identyczną sytuację i... uciekłam. Oczywiście nie doradzam Ci tak radykalnego rozwiązania, ale jeśli zależy Ci na nim to musisz koniecznie powiedzieć mu, że działa za sybko, że nie jesteś gotowa na żadne deklaracje i nie powinien na razie tego od Ciebie oczekiwać. Jak możesz się określić skoro go tak naprawdę nie znasz? Przecież najpierw trzeba się dobrze poznać, żeby zdecydować, pisałam o tym tutaj: [zobacz] miłość. Przeczytaj też proszę ten artykuł: [zobacz] i zobacz co on robi źle, czego Ty się boisz. Wżadnym wypadku nie możesz udawać, że Ci to odpowiada albo zgadzać się na wszystko. Nie możesz bo prędzej czy później będziesz mocno zmęczona i strustrowana tym tempem - i uciekniesz. Nie jesteście na tym samym etapie i nie można udawać, że jest inaczej. Ja mam wrażenie, że chłopak po prostu intensywnie szuka żony i chce jak najszybciej to "załatwić". Ale nie tak to powinno wyglądać, bo przecież nie chodzi o to, by ożenić się szybko tylko z odpowiednia osobą. A żeby mieć pewność, że to właśnie ta osoba należy poznać ją, jej system wartości, zainteresowania, zobaczyć w różnych sytuacjach życiowych, DUŻO rozmawiać i dopiero zdecydować świadomie. Droga Gosiu! Rozmowa - konkretna: o tym, że za szybko, że nie jesteś na takim etapie jak on, że potrzebujesz więcej czasu, że chcesz byście się bardziej poznali, że nie jesteś gotowa a na takie tempo, że nie możesz jeszcze zdecydować. Powiedz, że owszem, chcesz się z nim spotykać, ale nie możesz mu niczego pewnego obiecać, dopóki się nie poznacie. Nie bój się, że on odejdzie, bo jeśliby tak było, to by znaczyło, że zależy mu na szybkim małżeństwie a nie na Tobie. A jeśli Cię kocha to naprawdę da ci czas i pozwoli dojrzeć do decyzji i pokochać jego. Odwagi, Gosiu, powiedz mu o tym. Z Bogiem!

  Michał, 17 lat
1930
20.10.2007  
Jestem zakochany w dziewczynie o rok starszej ode mnie. Jestesmy w jednej wspólnocie. Dobrze nam sie rozmawia. Przeczytalem ksiązke pt. "Dzikie serce". Duzo mi wyjasniła. ja jednak nadal mam obawy czy powinienem spróbowac z nia byc. Prosze o pomoc.

* * * * *

No ale chodzi Ci o różnicę wieku? To przeczytaj odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916, 1253 , ale w Waszym przypadku jest ona prawie nieodczuwalna, w każdym razie nieznaczna. Jeśli macie wspólne poglądy i dobrze Wam się rozmawia to nic nie stoi na przeszkodzie byście poznali się bliżej. Powodzenia! Z Bogiem!

  Aneta, 16 lat
1929
20.10.2007  
Mam w szkole idiotyczna sytuacje. Moj kumpel powiedzial, ze wpadlam w oko swojemu koledze z klasy. Jak mam sie upewnic czy to jest prawda i jesli tak to jak mam sie zachowywac w tej sytuacji? Sama nie wiem czy chce sie z kims wiazac a nie chcialabym dac mu zadnych nadzieji dopuki nie bede pewna, ze chce z nim byc (sama kiedys cierpialam i nie chce tego aby ktos przeze mnie cierpial). Chwilami mam wrazenie, ze rozmawia on wiecej ze mna niz z moimi kolezankami z klasy no ale jak siedzi niedaleko mnie to nie wypada sie nie odezwac skoro jestesmy w jednej klasie, przeciez idiotyzmem byloby nie rozmawiac z kims bo moze sobie cos pomysli. Licze na rady w mojej sytuacji jak mam sie upewnic dyskretnie o czy mu sie nie podobam tylko tak aby sie nie domyslil (jak narazie nie zauwazylam sytuacji, z ktorych jasno mozna cos wywnioskowac, nawet jesli by cos do mnie czul to staralby sie to ukryc) no i jesli okarze sie, ze cos do mnie czuje jak mam sie zachowywac aby go nie zranic dajac mu jakies nadzieje, bo sama nie wiem czy chcialabym z nim byc.

* * * * *

Po pierwsze: nie wiadomo czy to prawda. Po drugie: Jeśli to prawda to ten chłopak sam prędzej czy później zacznie działać w tym kierunku. Być może po prostu mu się podobasz, ale nie jest pewien, może potrzebuje jeszcze czasu, może się rozmyśli, może chce to rozegrać pomału. Na pewno żaden pośpiech ani próby dowiedzenia się co on czuje a już na pewno dania mu do zrozumienia, że wiesz nie są wskazane. Tak jak mówiłam: jeśli naparwdę jest Tobą zainteresowany to da Ci to odczuć - i od tego momentu możesz zaczać myśleć; jeśli zaś skończy się to inaczej to tylko narobisz sobie nadzieji i będziesz się zastanawiać dlaczego zrezygnował. I jeszcze jedno: przecież kiedy Ci okaże zainteresowanie nie musisz składać żadnych deklaracji! Możesz wtedy chcieć lub nie blizej go poznać. Samo poznanie nic nie ozzacza, nie jest jeszcze chodzeniem ze sobą. Po to przecież się poznajemy, żeby znając kogoś móc zdecydować. To nie jest tak, żeTy musisz teraz zdecydować, żeby w ogóle chcieć go poznać - odwrotna kolejność. Bądź spokojna i cierpliwa, obserwuj go. Zachowuj się w stosunku do niego normalnie, tak jak w stosunku do innych, rozmawiaj z nim. No i módl się o rozeznanie. Z Bogiem!

  Klaudia, 18 lat
1928
20.10.2007  
Witam...
Pewnie już to Panią załamuje... ale to będzie kolejny list z serii uczucie do kapłana... Jest ode mnie 15 lat starszy, jest wspaniałym kapłanem i człowiekiem przede wszystkim... Znamy się troszkę, gadamy na gg, chodzę na msze i na spotkania młodzieżowe, on czasem odwiedza naszą rodzinkę... Nie widujemy się raczej sam na sam... Wiem, że jestem dla niego ważna, mówi mi, że jestem kochana, ja też bardzo się nim przejmuje... Czasem mnie przytula, czasem się wygłupiamy i przekomarzamy, nie widzę w tym nic złego. W zasadzie nie wiem w czym problem, może w tym, że czasem tak bardzo chcę by znów mnie przytulił, że mi smutno gdy sie nie odzywa, może problem tkwi w tym, że chciałabym mieć takiego faceta jak on. Nie wiem jak on traktuje tą relacje- wiem, że traktuje mnie trochę inaczej niż innych, patrzy na mnie z takimi iskierkami w oczach, bardzo łatwo mogę niechcący go urazić (ja- innymi tak sie nie przejmuje), z drugiej strony czasem zwraca sie do mnie per dziecko, wogóle chce dla mnie jak najlepiej, troszkę mnie wychowuje (wskazuje na to co dobre co ważne). W sumie nie ma tu żadnego zagrożenia on na pewno nie odejdzie od kapłaństwa, na pewno ja bym tego nie chciała i na pewno nie narobimy jakiś niemoralnych głupot, ale czasem mam wrażenie, że jesteśmy dla siebie na wzajem zbyt ważni, a może to jest po prostu rodzaj przyjaźni (zaznaczam, ze on wie co to obowiązki i służba Bogu i ludziom i tego nie zaniedbuje) ? Wiem jedno jesteśmy dla siebie ważni, myślę, że nie robimy nic złego i na pewno nie chcę psuć naszych relacji, zresztą wiem nawet, że to nie możliwe, bo on i tak starał by się to wyjaśnić gdybyśmy stracili kontakt czy coś... kończę list, ale nie wiem czego oczekuję od Pani- czy żeby Pani powiedziała, że nie ma problemu, czy po porostu chciałam się wygadać, czy usłyszeć jakieś rady, nie wiem... Pozdrawiam


* * * * *

Droga Klaudio! Nie znam Was osobiście ale z tego co piszesz to ja mam wrażenie, że on jest dla Ciebie po prostu ideałem mężczyzny. Jestem też przekonana, że on nie traktuje Ciebie jako obiektu miłości i uczuć, tylko - skoro Cię zna - stara się być dla Ciebie wychowawcą. To należy do jego obowiązków jako kapłana przecież. Sam fakt, że Ty uważasz go za wzór nie jest niczym dziwnym, bo na pewno jest on wzorem mężczyzny i takiego chłopaka należy Ci życzyć. Sam fakt też, że jest starszy, że służy ludziom buduje w Tobie jego obraz jako pewnego bohatera, idola - i tak na niego patrzysz: z zachwytem. Dziwne to nie jest. Natomiast niebezpieczne jest to, że może (lub nawet już tak się dzieje) to się przekształcić z Twojej strony w nieodwzajemnione uczucie. Nie powinnaś zatem patrzeć mu głęboko w oczy, przebywać z nim sam na sam i to nie tylko dlatego, że Tobie to zaszkodzi ale i on może wyczuć, że Ty go traktujesz inaczej. Może być tym faktem bardzo zmartwiony, bo uzna, że swoją postawą przyczynił się do takiego stanu. Ponadto możesz też stać się przyczyną jego rozterek - a tego byś chyba nie chciała, prawda? Zważ na to, że on jest młody, jest na początku swojej kapłańskiej drogi i ten świeży zapał, który w nim jest musi poświęcić Temu komu ślubował - Bogu poprzez służbę ludziom. Nie można zatem go w tym rozpraszać ani go od tego odciagać - pomyśl o tym! Traktuj go tak jakby był żonatym mężczyzną - jest przecież związany sakramentem.
Radzę Klaudio trochę te kontakty rozluźnić póki jest to na takim etapie na jakim jest. Nie chciałabyś chyba mieć go na sumieniu ani nie chciałabyś zakochać się w księdzu i cierpieć?
Proszę przeczytaj też ten artykuł: [zobacz]. Zyczę Ci dobrych i mądrych decyzji. Z Bogiem!

  Karina, .. lat
1927
20.10.2007  
A więc tak mam poważny problem...
Miałam chłopakaz, z którym byłam miesiąc i tydzien...
nasz związek niestety sięę rozpadł..
yh no tak jest mi ciężko, ale to tylko dlatego iż rzucił mnie dla innej..
On mnie tylko wykorzystał...:(
Psychicznie,fizycznie i sercowo...:(
Sama niewiem co mam już robić..:(
Czuje wielki uraz...bardzo mnie skrzywdził....
Boje sie teraz...
wszystkiego co mnie o tacza...
Bardzo prosze o pomoc:*


* * * * *

Ale co masz na myśli mówiąc "wykorzystał"? Czy to oznacza, że wszystko mu od razu oddałaś i zgadzałaś się na wszystko? Naturalnie, jeśli rzucił Cię dla innej to boli bo to znaczy, że kłamał wyznając Ci uczucia i niepotrzebnie zawracał Ci głowę. Natomiast czy Ty byłaś tak nieostrożna, że znając chłopaka 5 tygodni tak mu zaufałaś, żeby mu na wszystko pozwolić? Przecież miłość rodzi się stopniowo, zaufanie buduje się stopniowo i najpierw trzeba się dobrze poznać. Czy Ty go znałaś? Raczej nie, bo gdybyś wiedziała, że jest jaki jest to byś się nie związała z nim. Pamiętaj, że nie wolno wszystkiego poświęcać dla drugiej osoby i robić wszystkiego, byle tylko nie odeszła.
Rozumiem jak Ci ciężko i Twój lęk jest tu jak najbardziej normalny. Natomiast nie wszyscy są tacy. Będziesz jeszcze w stanie zaufać, ale musisz otrząsnać się tego uczucia (polecam rady z odp. nr: 80, 526, 653, 825), musi upłynąć sporo czasu. A gdy następnym razem kogoś poznasz to najpierw musisz wiedzieć jaki on jest i co Was łączy, najpierw musisz być go pewna i mu ufać. Jak chłopak chce od razu wszystkiego to nie jest godny zaufania i nie zamierza tworzyć związku. Chłopak, który ma poważne zamiary traktuje kobietę jak piękny kwiat i nigdy nie sięgnie po to do czego nie ma prawa. Da dziewczynie tyle czasu ile potrzebuje by mu zaufała i go pokochała. Z Bogiem!

  Agnieszka, 25 lat
1926
20.10.2007  
Witam, być może powinnam skierować to pytanie raczej do księdza,ale czytając Pani odpowiedzi na pytania,myślę że i mi odpowie Pani na moje pytanie.Tak więc chodzi mi o wiek w jakim mężczyzna może zawrzeć związek małżeński w kościele,szukałam na różnych stronkach i wydaje mi sie że jest to 21 lat,ale co jeśli mężczyzna ma 19 lat a kobieta kilka lat więcej, co wtedy, czy jest możliwość zawarcia ślubu kościelnego.Oczywiście wiem że jest taka możliwość że mężczyzna może wziąć ślub kościelny już od 18 roku życia gdy jest jakaś poważna przyczyna mam tu na myśli np to że jego narzeczona spodziewa sie dziecka,ale właśnie mi nie o to chodzi.Ja chciałabym się dowiedzieć czy mężczyzna w wieku 19 może wziąć ślub ze starsza od siebie dziewczyną nie dlatego że jest poważna przyczyna zawarcia wcześniej ślubu tzn przed ukończeniem 21 lat,ale dlatego że bardzo by chcieli wziąć ślub kościelny bo bardzo się kochają i chcą już być blisko siebie cały czas, chcą założyć rodzinę ,są gotowi zawrzeć związek małżeński i nie chcą już czekać aby mężczyzna skończył te 21 lat. Czy jest taka możliwość, czy byłaby w takim wypadku potrzebna dyspensa władz kościoła? Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam

* * * * *

"Wiekiem obowiązującym do godziwości zawarcia małżeństwa w Polsce (por. kan. 1083 § 2 KPK) jest granica wieku określona aktualnie obowiązującym ustawodawstwem państwowym, w związku z wejściem w życie zmiany polskiego Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, z dniem 15 listopada 1998 r. do godziwego zawarcia małżeństwa wymaga się ukończenia 18. roku życia zarówno przez mężczyznę, jak i kobietę".
Jeśli chcesz zadaj także pytanie na Forum Pomocy www.katolik.pl lub poczytaj jakiś artykuł na ten temat ze strony Katolika, wiem, że jakiś czas temu był tam cykl poświęcony temu zagadnieniu.
ALE: czy jesteś pewna droga Agnieszko, że 19-latek jest dojrzały do tak poważnego zadania jak małżeństwo? Zwłaszcza jeśli jest młodszy niż dziewczyna? Naturalnie, ja wiem, że wszystko zależy od osoby nie od wieku, ale czy naprawdę należy się aż tak spieszyć? Mam sporo pytań dziewczyn zrozpaczonych, związnych z młodszymi chłopakami, którzy w pewnym momencie po prostu stwierdzili, że to jeszcze nie to, że do siebie nie pasują, że chcą się wyszaleć. Poza tym zastanów się czy Ty jako kobieta faktycznie otrzymujesz oparcie, poczucie bezpieczeństwa? Jak będzie wygladała kwestia utrzymania, finansów? No bo 19-latek raczej jeszcze nie pracuje, a jak pracuje to nie zamierza się już uczyć? Jak sprawy mieszkaniowe, co jeśli pocznie się dziecko? Czy Ciebie nie będą denerwować jego niedojrzałe, może dziecinne zachowania, czy z czasem nie zacznie Cię złościć jego towarzystwo, koledzy, czy masz o czym z nimi rozmawiać? Ile ze sobą jesteście? Masz pewność, że to miłość a nie zakochanie, zwłaszcza z jego strony? A jeśli tak to czy miłość nie jest cierpliwa? Czy nie może poczekać aż będziecie bardziej pewni, dojrzali, samodzielni? To jest bardzo skomplikowane, naprawdę.
Proszę poczytaj jeszcze te odp.: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407 i koniecznie wybierzcie się na "Wieczory dla zakochanych", zanim się zdecydujecie. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
No i co na to Wasi rodzice? Z Bogiem!

  Aniołek, 26 lat
1925
19.10.2007  
Oj,wiem, co to znaczy ból...Niedługo minie 2 miesiące odkąd rozstałam się z chłopakiem. Z chłopakiem, który był zarazem moim najbliższym przyjacielem. A teraz? Czasem ze sobą rozmwiamy. Ale nie dzwoni codziennie, nie pyta czy wszystko dobrze, nie wyczekuje na mnie przystankach. I naprawdę nie wiem, co jest gorsze...Nie mieć w ogóle chłopaka niż cierpieć po rozstaniu...
I jak tu dalej można kochać. Jak można fać, kiedy ktoś robi Ci świństwo, deklaruje się, a potem rzuca...
Wiele razy czytałam, że Bóg nie zsyła na nas cierpienia przypadkowo i wszystko ma swój sens. On nas doświadcza. Ale też czytałam, że Bóg nie daje chłopaka, bo nie jesteśmy gotowi, bo nie chce, żebyśmy się zranili, itp.
A mnie już dwa razy tak okrutnie doświadczył. Chciałabym spotkać tego jedynego chłopaka, który miałby być moim mężem. Ale jaką ja teraz będę mieć pewność, że to właśnie ten, jak już dwóch chłopaków zakpiło sobie z mojego uczucia ;(


* * * * *

No, moja Droga, cięzki temat. Kilka pytań wcześniej pisałam o tym zaufaniu, o tym jak je odbudować. Powiem Ci tak: musisz dojść do siebie, musi czas uleczyć Twoje rany. Bo faktycznie nie będziesz w stanie zaufać jeśli będziesz poraniona, jeśli będziesz podejrzliwie patrzeć na każdego chłopaka. Nie traktuj tego co Cię spotkało jako porażkę, choć to boli, to prawda. Potraktuj to jak pewne doświadczenie: masz wiedzę czego nie robić. Wiesz czego unikać. Naturalnie nie masz gwarancji, że Cię to jeszcze raz nie spotka. Ale tylko "ryzykując" jesteśmy w stanie się o tym przekonać. Nie ma możlwiści uniknięcia zranień choć można mając właśnie wcześniejsze doświadczenia szybciej zobaczyć pewne rzeczy i symptomy i np. wycofać się gdy coś zmierza w niewłaściwym kierunku. Bo jak w ogóle nie mamy doświadczeń to ufamy bezgranicznie i nie mamy pojęcia, że np. coś źle idzie. A jak już byliśmy w związku to siłą rzeczy wiemy więcej. Więc ta wiedza pomoże Ci w następnym związku. Ale oczywiście, tak jak pisałam nie od razu będziesz w stanie zaufać, nie od razu "zapomnisz" o tym co było. Daj sobie czas, tyle czasu, że poczujesz że masz już wolne serce. Że już Cię tak nie boli widok poprzedniego chłopaka, że w zasadzie dobrze mu życzysz. Wtedy będziesz w stanie wejść w inną relację. Módl się o uzdrowienie z tego bólu.
I jeszcze jedno: dlaczego uważasz, że to Bóg Cię tak doświadczył? Moja Droga, a może to wcale nie była wola Boża? Przecież Ty masz wolną wolę i może nie modliłaś się wcale o rozeznanie? Może za wszelką cenę chciałaś być z tymi chłopakami? A jeśli się modliłaś i faktycznie myślałaś, że to właśnie ci, to musisz też wziąć pod uwagę, że ci chłopcy też mają wolną wolę i w którymś momencie stwierdzili, że to jednak nie to. Oczywiście, nie usprawiedliwiam ich postępowania, bo zapewne nie powinni deklarować czegoś czego nie byli pewni, ale nie można wiesz wszystkiego "zwalać" na Boga. On dopuścił te związki, może po to, byś Ty się o czymś przekonała, może oni? Może po to, byście się wzajemnie czegoś nauczyli? Na pewno nie po to tylko by Cię "tak okrutnie doświadczyć", bo na co Bogu Twoje okrutne doświadczanie? On nie zsyła na nas nieszczęść bezsensowych, tylko dopuszcza różne sytuacje, byśmy to my się czegoś nauczyli, wyciągnęli wnisoki, dojrzeli, potrafili potem rozumieć innych i im służyć itp. Na pewno nie ma cierpienia dla samego cierpienia, pamiętaj o tym. Módl się o dobrego męża. Z Bogiem!

  Monka, 22 lat
1924
19.10.2007  
mialam sobie przyjaciela - przyjazn przerodzila sie w milosc(tak mi sie wydawalo)moj chlopak byl i nadal jest skryty -przyjaznilismy sie 3 lata a poczym przerodzilo sie to w miłosc(?)
rozstalismy sie-on nie wiedzial jaka droga isc-(moze kaplanstwo)bal sie czegos powaznego -ale o tym dowiedzialam sie niedawno- rozstawalismy sie powoli- coraz rzedziej sie spotykalismy-nie rozumialam-nic nie chcial -powiedziec dlaczego???tak jest, tak sie zachowuje
po roku poznalam Marcina - dzis jus poltora roku jestem z nim zareczona - planujemy za rok slub
z moim przyjacielem -chcac nie chcac sie widujemy-zostalismy "przyjaciulmi" ale czest o nim mysle i zastanawiam sie czy moze to jednak ON, moze to tylko wspomnienia do takich pytan zmuszaja

czy mozna kogos przestac kochac?


* * * * *

Odpowiedź na pytanie czy można przestać kochać znajduje się w odp. nr: 975, 983, 1442 proszę przeczytaj. A konkretnie co do Ciebie: widzisz, problem polega na tym, że Ty nie tyle zastanawiasz się czy to nie tamten (a NIE tamten, skoro to nie tamten Ci się oświadczył i nie za tamtego zgodziłaś się wyjść, z prostego powodu - nie wykazał takiej chęci, a przecież związek, miłość musi być dwustronna) tylko na tym, że Ty sobie wyobrażasz jakby się tamten związek mógł skończyć, myślisz o różnych sytucjach, o tym jak tamten mógł Cię poprosić o rękę, wyobrażasz sobie ślub z tamtym. Jest tak, prawda? Widzisz, sporo czasu minęło od Waszego rozstania, ale ponieważ nie było to takie jednoznaczne zerwanie, skoro macie kontakt, skoro jesteście "przyjaciółmi" (czego ja jestem przeciwnikiem) to siłą rzeczy on ciągle jest w Twoich myślach.
Moja Droga! Ty kochasz pewne wyobrażenia o tym jak mogłoby być. Pielęgnujesz to co było, a przecież przez ten zczas i on się zmienił i Ty.
Powiem krótko i prosto: pomyśl DLACZEGO związałaś się znarzeczonym, DLACZEGO chcesz za niego wyjść, co w nim cenisz. Pomyśl tak konktetnie, nie tylko od strony czysto uczuciowej. No i jak już będziesz wiedziała dlaczego to ja jednak radzę podjąć bardziej radykalne kroki wobec dawnego chłopaka, czyli: mniej kontaktu! Zadam też pytanie: czy Twój narzeczony go zna? Nie czy wie o nim tylko czy go zna? Czy jeśli się spotykacie to on też w tym uczestniczy, przynajmniej czasami? Jaki ma do niego stosunek? Bo widzisz, żeby wyjść za kogoś trzeba pewne rozdziały pozamykać. Nie mowię, żeby zapomnieć albo wyrzucić kogoś ze sfery emocji, bo nie czarujmy się, zawsze jakieś emocje pozostaną (dobre lub złe, w końcu była to jakaś część naszego życia i nie ma sensu wypierać jej ze świadomości) ale należy raz na zawsze powiedzieć sobie, że to przeszłość. I że teraz to narzeczony jest najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Musi tak być jeśli chcesz naprawdę poślubić tego człowieka. Musisz wiedzieć, że to z nim chcesz być. Inaczej nie będziesz w stanie patrząc mu w oczy wypowiedzieć przysięgi przed ołtarzem. Poradzę Wam jeszcze jedno: "Wieczory dla zakochanych". Znakomita sprawa. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Z Bogiem!

  Agata, 17 lat
1923
19.10.2007  
Witam ponownie:) dziś dostałam odpowiedź i cieszę sie, ze mogę od razu coś napisać(tzn. cieszę sie, że limit pytań nie został wyczerpany:)) nr pytania 1896.. dziękuję za odpowiedź... podniosła mnie ona na duchu:) nie chodzi o to, że jestem jakims smutasem, który myśli tylko o tym, by mieć chłopa;) bo jestem wesoła dziewczyną.. po prostu.. lepiej mi się zrobiło tam na duchu;)

Napisała Pani(napisałaś?;)) "Twojej prośby o chłopaka też Bóg "nie wysłuchał". Ale widzisz, to co wtedy było Twoją tragedią dziś jest pewnie błogosławieństwem". Właśnie tak jest:) i napisałam to już w tamtym pytaniu "Kiedyś modliłam się mając 12 lat o miłość pewnego chłopaka(wiem, żałosne w tym wieku...) Teraz dziękuję Panu, że nie wysłuchał tej modlitwy;)\ ...i właśnie mam jeszcze pytanie... gdzie mogę znaleźć/zapytać o modlitwę... jak się modlić..? a może tutaj dostane poradę? chociaż to nie dział o modlitwie, byłabym bardzo wdzięczna.. Mianowicie chodzi o to, że mam wrażenie, że za dużo od Boga wymagam.. tzn. ciągle go o coś proszę... (o męża, o zdrowie i szczęście dla mnie i moich bliskich, o zdanie egzaminów dla brata, itd...) i jak rozmawiam z Bogiem(bo nie odmawiam tylko "regułkowych" modlitw, ale właśnie lubię tak do Boga mówić, tak od siebie;)) i mówię mu, że nie traktuję go jak wróżki do spełniania życzeń.. ale czasami źle mi z tym, że ja tak aby proszę i nic nie daje od siebie... Bo właśnie... jak mogę podziękować Bogu i pokazać mu, ze nie traktuję go jak wróżki do spełniania życzeń? Ja wiem, że on to wie... Chodzę do kościoła, staram się żyć zgodnie z przykazaniami.. ale jakoś tak... zaplątałam strasznie, wiem.. ale mam nadzieje, że zrozumie mnie Pani(zrozumiesz?) o co mi chodzi... z góry dziękuję i pozdrawiam... :)


* * * * *

Moja Droga, jeśli chodzi Ci o modlitwę o chłopaka konkretnie to polecam te: [zobacz]
Ale w zasadzie nic nie muszę Ci radzić, bo postępujesz bardzo dobrze, taka modlitwa od siebie jest najlepsza. Dobrze, że pamiętasz, by Bogu dziękować. Dziękować można właśnie swoim życiem - tak jak to robisz oraz słowami - też od serca. No i całą swoją postawą: tym, że jesteś szczęśliwa, wesoła, że nie traktujesz przykazań jak ciężaru tylko starasz się zrozumieć, że to dla Twojego dobra i przyjmujesz je. Modlitwą wdzięczności jest też modlitwa psalmami, może spróbujesz? A tak w ogóle to może rozejrzysz się za jakąś wspólnotą? Myślę, że byłaby to dobra formacja Twojej wiary. Z Bogiem!

  Niepoprawna, 15 lat
1922
19.10.2007  
Wiele razy myślałam nad moim uczuciem. Wydawało mi sie, że kocham księdza. Wiele razy próbowałam przestać. Nie umiałam. Ale Bóg umacniał mnie w tym, że to trzeba skończyć. Modliłam się i wiara i pomogła. Również ta strona. Zerwałam z tym uczuciem raz na zawsze i pozwoliłam aby Bóg działał w moim życiu. A dziś ze względu na to, że było to dawno widzę, ze nie była to Miłość nawet nie Zauroczenie. Po prostu jakaś fascynacja. Dziewczyny nie załamucie! Trwajcie mocne w wierze w Boga. I nie chodźcie do koscioła by zobaczyc swojego wybranka. On już wybrał. Wybrał służbę Bogu i Ludzią:) I nic tego nie zmieni. Pozdrawiam gorąco;*
Dziękuję również za tą stronę za ludzi, którzy nad nią pracują.


* * * * *

No to moje gratulacje! Dziękuję za Twoje świadectwo, bo jest dowodem, że nigdy uczucie nie może być silniejsze od woli człowieka. Jeśli możesz to napisz parę słów jako komentarz pod tym artykułem: [zobacz]. Dziękuję jeszcze raz i gratuluję dojrzałej postawy mimo młodego wieku. Z Bogiem!

  Olka, - lat
1921
19.10.2007  
Witam.
Mam ogromny problem.. jestem z moim chłopakiem bardzo długo. Jeszcze nigdy z nikim się tak nie związałam.on przede mnie nie miał zadnej dziewczyny mimo swojego wieku. Znamy swoje rodziny. On? jest wspaniałym chłopakiem.. Nigdy nie znałam tak cudownego człowieka. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek liczyło się dla niego to co on czuje. zawsze chciał mnie uszczęsliwić, przychodzac do mnie sprzatal mi w pokoju, gotował potem mył naczynia, nie z jakiejś okazji, to było normalne. kupował kwiaty . zawsze mnie doceniał, gdy dałam mu jego ulubiona czekoladę dziekował mi cały dzien tak miło się czuł. nie pije i nie pali. rzucił swoje zainteresowania gdy stwierdziłam ze ma dla mnie za mało czasu mimo ze widujemy sie dziennie ok. 10 godzin.. w poprzednim zwiazku mój parnter po jakims czasie mi sie znudził.. tu nie.. z dnia na dzien kocham go coraz bardziej. jestem szczesliwa gdy widze jego usmiech.. to on nosi mnie na rekach i jest na kazde zawołanie.. ale nie o to chodzi. kocham go bo jest. jest moim ukochanym i czuje ze moglabym z nim spedzic całe zycie.. jednak to ja jestem tą złą osobą.. jego zalet ani troche nie wyolbrzymiłam, moze nawet napisałam za mało.. ufam mu w 100%.. nigdy nawet nie rozmawiał z inna dziewczyna o ile bylo to konieczne - bojąc sie ze mogłabym sie poczuc urazona lub zazdrosna. a ja ? tu jest problem.. uderzyłam go w twarz przy kolegach, było to dawno temu , nie pamietam dlaczego ale była to bzdura.. on mnie przytulił i poprosił zebym juz tak nie robiła. w kółko go poprawiam "jak Ty wyglądasz !" albo miałam zły dzien.. mowiłam mu zeby mnie nie przytulal bo mnie to irytuje , on mnie mimo wszystko przytulil i spytal co moze dla mnie zrobic.. wtedy wybuchłam złością. zaczełam krzyczec ze nie szanuje moich decyzji, przeciez mowilam mu ze nie ma mnie przytulac. potem było ze mną coraz gorzej.. zaczełam dosłownie chamsko wypominac jego błędy.. kiedys powiedzialam mu ze jest dla mnie gównem na pocieszenie.. tak bardzo mi z tym zle.. nie chcialam tego. on tylko powiedzial z nie jest mu z tym miło. podczas kazdej kłótni to on pierwszy sie odzywa - mimo mojej winy. to ja mu mówie ze mam go gdzies i widze wtedy w jego oczach jakąś panikę, jakby tak bardzo się bał mnie stracić.. pewnie to dlatego ze nie było mu łatwo w domu.. wielokrotnie prosił mnie o to zebym się zmieniła. powiedział ze bedzie ze mną zawsze, ze ten zwiazek to całe jego zycie.. ja go wysmiałam, nie wiem dlaczego.. poprosił tylko o miłość i szacunek - nigdy wiecej niczego ode mnie nie chciał. zawsze mowil ze jestem piekna wspaniala i cudowna. w zamian nie dostawal nic.. wytrzymywał to ze mowilam ze jest beznadziejny, alebo brzydki bo sie nie ogolił.. wczoraj kupił mi bukiet kwiatów za który nawet nie podziękowałam tylko rzuciłam na łóżko. kiedys chciał zerwać ze swojego ogródka 55 tulipanow bo 5 to moja ulubiona cyfra a tulipan to ulubiony kwiat.. ja.. eh.. mialam pretensje o to ze są złóte bo żółty oznacza zdradę.. jest mi z tym naprawde ciężko. i tak w kółko mogłabym wymieniać.. owszem, raz na jakis czas się uniósł. ale wtedy płakał.. byl tak bezradny ze siedzial na parapecie błagając zebym go kochala.. chcial sie zabic.. wiem o tym.. kiedyś krzyknął. to spowodowało mój płacz i to ze powiedzialam mu ze to koniec.. było mi strasznie.. on mnie gonił to go uderzylam w twarz i powiedzialam ze nigdy nic dla mnie nie znaczył .. poszedł.. odwrocilam się a on przeciął sobie skóre szklem.. naprawde głeboko.. podbiegłam i mu to wyrwałam, zaczelam krzyczec co on sobie wyobraza,i zaczelo mnie bolec serce , upałam na ziemie.. on mnie zaprowadził do domu.. do dzis ma ogromną bliznę. jednak ostatnio poklócilismy sie. wina lezala po obu stronach dlatego ze umowilismy się ze pojdziemy posłuchać muzyki jego kuzyna. nie spodobało mi się dlatego chcialam wyjsc. ale powiedzialam mu, w nadziei ze jednak tego nie zrobi, zeby zostal ja pojade sama. była juz noc. najpierw zaczal miec pretensje o to ze przeciez mowil ze nie spodoba mi sie od poczatku i ze jesli nie chce isc to on tez nie pojdzie, a teraz jest jego kuzyn i glupio mu wyjsc, a ja mimo wszystko sie zgodzilam. obraziłam sie o to bo mówiąc to się uniósł. wyszłam a on za mną .. odprowadzał mnie do domu, nagle wysiadłam , on wybiegł za mna.. pytal sie o co chodzi.. ja powiedzialam ze nie chce z nim byc, ze meczy mnie ten zwiazek anigdy go nie kochałam, on zaczął płakać . chciał mnie zatrzymac wiec mnie złapał. chcialam zeby mnie puscil wiec wykrecalam jego reke, on mnie zaczął szarpac z łzami w oczach. wteyd przestalam sie ruszac zaczelam plakac. poczulam sie upokozona, bolały mnie ramiona.. całą droge przepraszał mnie na kolanach, całował moje stopy, mowił ze czuł sie bezradny, ze nie wiem dlaczego, nie kontrolowal sie.. nie odzywalam sie do niego przez 3 dni, on non stop pisal, potem zabronilam mu wysylac smsy, to dostalam list.. dlugi list z przeprosinami. mowil ze nie wytrzyma beze mnie ze mnie kocha i na koncu podpisal krwią ze mnie kocha.. zaczełam plakac. zadzwoniłam do niego.. od razu przyjechał.. chociaz wiedzialam ze przez ten czas po pare godzin dziennie siedzial na kamieniu na przeciw mojego domu.. pogodzilismy się, ale powiedzialam ze poczułam się strasznie i zeby poszeł do lekarza.. lekarz stwierdził ze ma depresje, mój chlopak wielokrotnie mowil mi ze czuje sie beznadzieny, ze mu brakuje chocby przytulenia ode mnie, ze inni ludzie go nie obchodza - i to fakt. przebywal prawie wyłącznie ze mna.. leczy się. bierze tabletki.. lekarz mowil mu ze moze byc momentami agresywny..
jednak wczoraj stało się cos okropnego.
przyjechał do mnie i dał mi gruszkę. było bardzo zimno wiec schowałam ją do kieszeni, a za chwile stwierdziłam ze on ma wieksze wiec jemu dam, on ja wziął i ugryzł, rozzłościło mnie to dlatego ze tak bardzo chcialam ją zjeść ale pozniej. on się spytał czy tez chcę.. powiedzialam ze nie i przestalam sie odzywac. naprawde wiem ze to zaden powod do obrazania. jednak mam do niego cały czas żal za ta szarpanine, miałam małego siniaka, mimo wszystko czuję jakiś zal i przy kazdej okazji próbuje mu to pokazac, zaczelam mu mowic ze mnie nie szanuje i nie wiem jak to sie stalo, zaczlam krzyczec i poszlam do domu, on za mna, uderzylam go drzwiami, on mnie przytulil i prosil zebym sie uspokoila.. ja go uderzylam w twarz, spanikowalam, tylko dlatego, bo mnie tak mocno scisnąl.. on plakal, mimo ze zanim bylismy para widzialam w nim mocnego mezczyzne, moglo go bolec nie wiem jak mocno to nie plakal, zawsze tylko z mojego powodu i bezradnosci. weszłam do domu, ale widzialam ze dlugo siedzi pod nim wiec wyszłam.. zaczelismy rozmawiac, ale rozmowa przeksztalcila sie w klotnie, zaczal mi wypominac to co robie, ze obiecywalam poprawe, powedzialam mu ze mam go gdzies i ze go nigdy nie kochałam.. on zaczal panikowac i znwou plakac. powiedzialam ze nigdy juz do niego nie wróce. on mnie przytulil wzial na rece i powiedział ze jestem jego mała zabka i mnie ze sobą zabiera. ja zaczełam zie wyrywac. on plakal i prosil o moj spokoj. zaczelam mu sie smiac w twarz . szyderczy smiech ze jest slaby i bezwartosciowy, wtedy on krzyczał ze jest mu ze mna najgorzej ze jestem zimna i zebym sie w koncu zmienila. krzyczelismy długo, on mnie cały czas obejmował ja sie smialam gdy tylko widzialam jego slabosc, w pewnym momencie on mnie mocno przytulil , spanikowalam , nie wiem dlaczego, ale scisnal mnie za skóre tak mocno ze nie wiedzialam co robie i sie odwrocilam i uderzylam w twarz, on mi oddał.. na tyle mocno ze nic nie widzialam.. lezalam tylko na ziemi i slyszalam go. nie wiem co mowil. lezalam chyba dlugo.. zobaczlam go. mial glowe nademna i mowil ze nigdy sobie tego nie wybaczy ze nie chce zyc ze nigdy mi sie juz w oczy nie spojrzy po tym co zrobil.. bylam w szoku. nie moglam zlapac oddechu.. dlugo potem siedzialam nie wiedzac co robic.. powiedzialam mu ze ma mnie zostawic, on mowil ze nie, ze odprowadzi mnie, powiedzialam ze go nienawidze i ze ma mi dac spokoj i uciekłam.. to był wczorajszy dzien.. całą noc płakałam. jestem złą dziewczyną. cały czas sie trzese z bezradnosci, nie wiem co robic.. jest mi strasznie źle.. tyle razy próbowałam sie dla niego zmienic, tyle razy powstrzymywalam swoją złość, ja go naprawde kocham, kazda kłótnie i kazdy jego ból odbieram jako swoj wlasny, ale teraz wiem ze ze soba juz nie bedziemy.. kompletnie nie wiem co robic.. nic.. blagam o pomoc.. ja sobie sama niestety pomoc nie potrafie.. bardzo prosze..


* * * * *

Wiesz w czym tkwi błąd? W tym, że Twój chłopak jest dla Ciebie za dobry. Za uległy, za miękki. W tym, że jesteś dla niego całym światem. A nigdy chłopak czy dziewczyna nie może być całym światem, bo wtedy skupiamy się tylko na nim czy na niej i nic innego nie istnieje. Potwierdzasz to swoimi słowami, mówiąc, że inni ludzie go nie obchodzą. Wiesz co? Ciebie męczy jego miłość, dusi Cię jego nadopiekuńczość. Nie możesz już tego znieść. On robi ZA DUŻO!! Ty przez swoje dociniki, wyśmiewanie, niedocenianie wypróbowujesz na ile on Cię kocha, ile jeszcze wytrzyma a w podświadomości usiłujesz mu dać przez to do zrozumienia, wręcz krzyczysz:"bądź bardziej męski, bądź sobą, miej swoje zdanie, wkurz się na mnie choć raz". Jest tak, prawda? On po prostu spełnia wszystkie Twoje zachcianki, nie dając Ci szansy się rozwijać. Tak, dlatego, że rozwijamy się dbając o dobro drugiego. Tymczasem on nigdy niczego od Ciebie nie chce, bo wszystko znosi, bo każde upokorzenie wytrzyma, byłeś z nim była.
Powiem Ci jedno: to co się wydarzyło nie było dobre. Ale może będzie uzdrawiające? Bo on się wreszcie raz zdenerwował. Bo raz nie wytrzymał. Nie pochwalam tego co zrobił ale rozumiem mechanizm. Przekroczyłaś tą jego granicę wytrzymałości.
Nie chcę Cię krytykować, choć to co robisz jest złe - sama o tym piszesz, nie będę tego roztrząsać. Natomiast usiłuję zrozumieć dlaczego to robisz i myślę, że Ty właśnie chcesz w nim zobaczyć mężczyznę. Chesz mieć możliwość starania się o coś ow tym związku, dbania o niego. Nie chcesz wcale tych wszystkich kwiatów i dowodów miłości, Ty chcesz normalności.
Powiedz mu to. Najpierw go przeproś oczywiście. A potem powiedz by był sobą. Powiedz, że nie odejdziesz dlatego, że nie będzie spełniał każdego Twojego życzenia. Powiedz by dał Wam obojgu szansę na zdrowy związek i że Ty też chcesz się starać.
Ja tu widzę w jego postawie jakiś ogromny lęk - że zostanie sam, lęk i głód uczuć. Pewnie nie za dobrze wygląda jego sytaucja rodzinna, choc nic o tym nie piszesz. Pewnie nie ma wsparcia w rodzinie, pewnie nie ma porozumienai z ojcem.
Olu! Obowiązkowo przeczytaj i daj mu (może być właśnie z okazji przeprosin i rozpoczęcia na nowo) książkę Johna Eldredge "Dzikie serce". Tam jest recepta jak radzić sobie ze zranieniami w życiu mężczyzny, jak sprawić, by serce było męskie. Bo jego serce jest zniewolone i strachliwe.
On z tego lęku popełnia mnóstwo błędów, począwszy od błędnych wyobrażeń miłości: jemu się zdaje, że miłość to spełnianie życzeń dziewczyny bez względu na wszystko. Bardzo to niebezpieczne. Ogromnie. Bo nikt nie może być workiem bokserskim i nikt tak naprawdę długo tak nie wytrzyma. A jak już nie wytrzyma, jak uświadomi sobie całą krzywdę, która mu się dzieje to albo odejdzie (z prawdopodobieństwem wpadnięcia np. w alkolholizm i stoczenia się) albo będzie chciał się odegrać, zemścić, "pomścić" swoją krzywdę i będzie tyranem domowym, będzie bił, poniżał i upokarzał.
Jeśli on porządnie nie weźmie się za siebie, za swoją męskosć, jeśli oboje nie zrozumiecie, że to co się dzieje robi Wam ogromną krzywdę, jeśli nie zaczniecie od nowa to będzie katastrofa.
Nie pozwól mu być takim jak dotychczas. Nie pozwól sobie samej być taką jak teraz. Oboje musicie się zmienić. Bo do niczego to nie doprowadzi.
To bardzo poważny problem, problem z jego osobowością. Jeśli nie będzie w stanie przyjąć tych uwag, rad z książki, jeśli się załamie to powinien pójść do psychologa. Koniecznie należy temu chłopakowi pomóc. Jak Ci na nim zależy - pomóż mu. Módl się, prostuj pomału to wszystko i budujcie od nowa. Jest szansa, ale naprawdę oboje musicie tego chcieć. Z Bogiem!

  .............., 21 lat
1920
18.10.2007  
kocham go tak bardzo, jestesmy ze soba nie dlugo... tyle ze on o mnie juz nie walczy nie zabiega...nie chodzi mi o takie zwykle rzeczy jak kolacja od czasu do czasu bo to jest choc tez coraz rzadziej ale o to by byl gdy jest ciezko miedzy nami gdy sie poklocimy jego nie ma... to ja biegam i prosze o wyjasnienie o rozmowe ja ratuje skrajne sytuacje...oboje mamy do siebie pelno zalu!!! mowie mu tez o swoich oczekiwaniach ze chce by to on jako facet walczyl i zabiegal itd i tak juz pare miesiecy i nic...POMOCY!!! to nie moze sie skonczyc. on mi obiecuje ze sie zmieni i nic sie nie dzieje to znow ja biegam itd...za kazdym razem obiecuje sobie ze tym razem nie nic nie zrobie ze jego kolej ale on tak obraca sytuacje ze znow ladujemy w punkcie wyjscia. czytalam tu duzo artykulow Pani tez np o wzajemnych oczekiwaniach nawet mu je pokazalam i co? nic! a kiedy mu zarzucam ze mu nie zalezy na mnie chyba to wtedy slysze same zapewnienia no wlasnie w kolko zapewnienia ale nie ma dzialnia... jestem bardzo zmeczona ta sytuacja...w tym naszym zwiazku sa takie skrajności jak jest dobrze to jest super naprawde a jak jest zle to jest tak super zle ze serce przez te pare misiecy to mysmy tak poranili si eoboje ... tyle ze w nim nie ma mobilizacji on wogole nie dziala...i niestety tych ciezkich momentow jest mnoswto on nic nie robi a ja jestem bardzo tym zmeczona i nie mam sily juz tego dzwigac...on o tym wie i tylko mowi ale nie robi...jest mi jako kobiecie wstyd ze chodze za nim i prosze by o mnie walczy! tyle ze ja nie wiem co mam robic poprostu nie wiem... jestem zalamana...a bardzo wazne jest to ze chcemy byc razem i stworzyc kiedys rodzine tylko ja mam male ale ...ale ja nie chce juz zawsze za nim biegac i liczyc na to ze moze cos kiedys sie zmieni skoro ja juz czuje bezradnosc to co dopiero kiedys. Bardzo sie boje ze go strace na zawsze a nie chce tylko czuje sie taka bezradna i jakas taka nie dowartosciowana jako kobieta(nie umiem tego okreslic). modlimy sie duzo oboje nasza bron to rozaniec ja juz"wisze" na różańcu i nie wiem co dalej... nie wyobrazam sobie bez niego zycia On tez tak mowi i modlimy sie razem... tyle ze nic sie nie zmienia a ja dluzej nie pociagne w ten sposob! wina nigdy nie lezy po jednej stronie ja wiem tyle zo on mi nie mowi nie okazuje co jest nie tak choc i o to prosze... a i tez zeby nie bylo czasem czuje ze przesadzam bo znow ja za nim biegne ale staram sie obiektywnie spojrzec i mysle ze nie jestem znow taka namolna!!!! Tylko jest mi tak bardzo z tym wszystkim ciezko... i to nie uzalanie sie nad soba tylko jako kobieta mam dosc! czasem mysle ze moze tak ma byc i nie mam prawa walczyc o swoje prawa w zwiazku tyle ze Pani artykuly mowia co innego...

* * * * *

Masz prawo walczyć o swoje prawa w związku, oczywiście, że masz prawo, a nawet obowiązek jeśli ma to być zdrowy związek. Ja tu widzę dwa powody takiego zachowania - Ty oceń o który chodzi. Pierwszy: piszez, że nie jesteście ze sobą jeszcze długo. Więc może to zakochanie się skończyło, uczucia wygasły i… z Twojej strony przekształciło się to w miłość a z jego strony nie? Może on - skoro nie czuje tego co na początku to myśli, że nie kocha, może się zastanawia czy to nie koniec związku i czy nie odejść? Bo nawet jeśli Ci tego nie mówi to może tak myśli? Może nie ma pojęcia, że miłość przechodzi etapy? Przeczytaj ten artykuł i daj jemu: [zobacz].
Druga przyczyna: on zawsze taki był? Od początku znajomości? Może to taki "typ"? Bo tacy też bywają. Nieraz chłopak albo nie starał się zbytnio o dziewczynę tylko ona tak naprawdę była inicjatorką związku a on się zgodził po prostu, więc aż tak mu nie zależy albo jest typem mężczyzny, który nie jest zbyt męski, nie ma swojego zdania i to nie tylko jeśli chodzi o relacje damsko- męskie ale w ogóle o wszystkie dziedziny życia. Ja tu pominę przyczyny takiego stanu, choć naturalnie są one bardzo ważne i pomagają zrozumieć takie zachowanie ale to szeroki temat. Pisze o tym John Eldredge w książce "Dzikie sece", którą bardzo polecam Tobie i jemu. W ogóle dobrze, żeby on przeczytał tą ksiażkę, to bardzo wiele rzeczy odkryje (kup mu np. na urodziny).
To bardzo trudne co się u Was dzieje i niestety wymaga wiele czasu i pracy by ten stan zmienić. No i dobrej woli obu stron... Wydaje mi się, że Ty ze swej strony robisz wszystko natomiast on ...Albo mu nie zależy albo faktycznie nie potrafi.
Na pewno nie możesz ulegać, pogodzić się całkowicie, robić wszystkiego za niego, bo bardzo szybko zatracisz swoją tożasamość, będziesz zmęczona i sfrustrowana i zaczniesz mieć dosyć. Znam takie smutne, zmęczone, "szare" kobiety. Moja rada:
Przeczytajcie "Dzikie serce".
Zastanów się jak wyglądały początki Waszej znajomości, kto był inicjatorem związku, czy było wielkie zakochanie. Bardzo ważne: CHWAL go. Za wszystko co zrobi dobrze. Podziwiaj, chwal, proś o radę. Proś by to on np. wybrał jakieś miejsce, załatwił bilety, zaproponował co będziecie robić w weekend. Zauważaj wszystko co zrobi. Dziękuj za to. To go dowartościuje i sprawi, że będzie mu się chciało starać. Mów, że mądrze coś wymyślił, że jest silny, że na pewno z czymś sobie poradzi. Nie krytykuj.
Mów czego pragniesz i wymagaj. Mów wprost i konkretnie.
Rozmawiajcie spokojnie.
Nie rób czegoś za niego.
Nie odpuszczaj.
Dajcie sobie czas. Tylko pomału, zachowując wyżej opisane reguły możesz coś zmienić.
Módlcie się.
A potem zastanowisz się co dalej.
Z Bogiem!

  Natalka, 16 lat
1919
18.10.2007  
Jestem uczennica klasy 1 liceum przychodzac do tej szkoly poznalam chlopaka z ktorym chodze do klasy od poczatku roku odnosze wrazenie ze nie traktuje mnie tak jak reszte dziewczyn. Chwilami mam wrazenie, ze sie mu podobam. Dobrze mi sie z nim gada i nawet go polubilam ale obawiam sie, ze z jego strony to chodzi o cos wiecej, po moim ostatnim zwiazku jestem troche przewrazliwiona i obawiam sie, ze znowu przyniesie mi to tylko cierpienie. Co prawda on chyba tez mi sie podoba, ale czy ma sens wiazanie sie z nim skoro jak narazie to nie potrafie mu wystarczajaco zaufac? Co prawda jeszcze nie dawal mi w prost do zrozumienia, ze liczy na to zebysmy byli razem ale mam dziwne przeczucie ze jednak do takiej sytuacji w koncu dojdzie i nie wiem co mam o tej calej sytuacji myslec czy wtedy zaryzykowac i sprobowac byc ze soba czy nie ma sensu staranie sie w tej sytuacji. Jak narazie nie mam powodu aby mu nie wierzyc ale czy mozliwe by bylo abym byla w stanie mu calkowicie zaufac i czy zwiazanie sie z chlopakiem z klasy nie przyniesie mi wiecej bolu niz szczescia (szczegolnie jesli to wszystko sie rozpadnie a ja nie mam chyba szczescia w zwiazkach przynajniej narazie nie mialam). Czy wiazanie sie z chlopakiem z klasy wogole ma sens?

* * * * *

No co do tego czy wiązać się z chłopakiem z klasy to ja nie mogę Ci jednoznacznie powiedzieć, bo ma to i plusy i minusy. Zapewne dobrze wiesz jakie, więc nie muszę o nich pisać.
Natomiast co do zaufania: mi się wydaje, że Ty po prostu się boisz zaufać jakiemukolwiek chłopakowi na razie, a nie konkretnie jemu. Oczywiście nie jest tak, że zajpierw ufamy a potem zastanawiamy się czy się poznać bliżej. Najpierw się poznajemy a potem decydujemy. Zaufanie rodzi się pomiędzy tymi etapami. Bo nie można zaufać komuś kogo się nie zna. Zna - w sensie zna jego poglądy, system wartości, zainteresowania. Dopóki nie zaczniemy z kimś rozmawiać, mówić o sobie i słuchać o nim to nie będziemy wiedzieli jaki jest. A nie ufamy przecież w ciemno. Dlatego Natalio, aby odpowiedzieć sobie na pytanie czy możesz mu zaufać musiałabyś dużo z nim rozmawiać, pewnie parę razy się spotkać, zobaczyć go też w różnych sytuacjach. Szkoła jest tu akurat dobrym miejscem "obserwacyjnym" bo masz okazję widzieć go jak traktuje innych, jak się do nich odnosi, jak wypowiada, jak traktuje naukę. Obserwuj go.
Natomiast jeśli nie chcesz jeszcze być w związku (jakimkolwiek), jeśli go lubisz ale status dziewczyny a nie tylko koleżanki Cię przeraża, jeśli to dla Ciebie za dużo, jeśli nie czujesz się na siłach to bądź szczera wobec niego jeśli będzie chciał czegoś więcej niż koleżaństwa. Oczywiście nie rób tego za wcześnie, bo jeszcze nie masz pewności kim dla niego naprawdę jesteś. Natomiast jeśli będzie chciał z Tobą rozmawiać na osobności, za każdym razem jak się widzicie będzie do Ciebie podchodził, jeśli gdzieś Cię zaprosi to będzie znak. I wtedy zdecydujesz czy chcesz go bliżej poznać czy nie jesteś na to gotowa. Bądź szczera, bo nie możesz ani Ty się męczyć ani jemu dawać złudnej nadzieji. Pamiętaj tylko, że decyzję podejmuje się świadomie - gdy się kogoś zna. Z Bogiem!

  Ola, 21 lat
1918
18.10.2007  
Ja wiem,ze kiedys mialam zle doswiadczenia z facetami, ale wybrnelam z tego, ale teraz nikt mnie nie chce, mam juz swoje lata chcialabym miec kogos dla kogo bylabym ta jedyna nie jedna z wielu, ale czasami to mysle zeby juz sie poddac, bo ile mozna czekac co mi z malzenstwa po 40?

* * * * *

No, no no. Po pierwsze: nie obrażaj wszystkich, którzy po 40-tce się pobrali, bo dla nich to małżeństwo jest błogosławieństwem i są wdzięczni Bogu, że nie są samotni tylko mają kochającą osobę przy boku a i dzieci często też jeszcze mają.
Po drugie: spokojnie z tym wiekiem. Ja wiem, że czujesz się samotna, że chcesz kogoś mieć - i to jest zupełnie normalne. Ja też w Twoim wieku chciałam. Natomiast Bóg zdecydował inaczej i wyszłam za mąż w wieku 30 lat. I co? I jestem przeszczęśliwa i na pewno moje małżeństwo wygląda inaczej niż wygladałoby 10 lat wcześniej. Więcej wiem, więcej rozumiem i - ośmielę się powiedzieć - bardziej to doceniam. Bo znam smak samotności i strachu, że może nigdy… Ponadto dzięki temu (i tu widzę czemu tak długo czekałam) mogę odpisywać właśnie na takie listy. Bo rozumiem te problemy, bo mam takie i takie doświadczenia.
Dlatego Olu! Wiem, że czekanie wydaje Ci się bez sensu. Ale uwierz, że Bóg nie jest złośliwy i wie co robi. I nie mówię tego dlatego, że ja mam męża to taka mądra jestem, ale mówię bo czekałam i teraz też czekam ale na co innego i też nie rozumiem dlaczego. Mówię tak dlatego, że owoce tego czekania mogą być błogosławione i że nie jest to czas stracony. Dlatego, że ten czas jest Ci dany po coś - żebyś np. czegoś się nauczyła (choćby cierpliwości, modlitwy), abyś później doceniła to co masz, żebyś innym mogła pomóc i innych rozumiała. No i jeszcze jedno: a może ten, którego Bóg ma na myśli jeszcze nie jest na związek gotowy? Może byście się tylko poranili, bo jesteście niedojrzali? Może jak się poznacie to będzie piękne małżeństwo a teraz byście się rozstali i do niego by nie doszło? Tego nie wiesz, a Bóg to właśnie wie.
Czekanie jest trudne, bardzo trudne. Ale uczy pokory, nadzieji. I większa jest potem radość. A na razie poczytaj odp. nr 817 o tym jak przygotować się do miłości.

  Magdalena, 16 lat
1917
11.10.2007  
Witam! Od kilku dni gryzę sie z pewna sprawą i dlatego postanowiłam napisać. Wpadł mi w oko pewien chłopak z klasy mojej przyjaciółki. Było to na początku roku szkolnego i od tamtego czasu przychodziłam pod jej klasę żeby z nią pogadać z przy okazji zobaczyć JEGO. Tydzień temu ona powiedziała mu że ja uważam że jest przystojny. Nie padło że on mi sie podoba jednak mówiła, ze ja jestem na nią zła, że boje się że teraz on mnie wyśmieje itp więc chłopak wszystkiego sie domyślił. Było przez gg a ja siedziałam obok dlatego widziałam przebieg rozmowy. On zareagował pozytywnie, nigdy nie spotkałam sie z taką reakcją, bo powiedział żebym sie uspokoiła, że do głowy by mu nie przyszło żeby się śmiać i nawet ze może ze mną pogadać. Było to w niedziele i w poniedziałek byłam przekonana że jakoś to się stanie. jednak nie pogadaliśmy ani w poniedziałek ani we wtorek ani w żaden inny dzień. Od ponad tygodnia miała miejsce tylko jedna rozmowa przez gg po to żeby wyjaśnić tę cała sytuację. On powiedział że już wcześniej mnie widział, nawet się zastanawiał jaka jestem i w końcu pogadaliśmy jeszcze chwile tak zupełnie normalnie o szkole, po czy on musiał iść i nie miałam z nim więcej kontaktu. Widujemy sie czasami na przerwach i mówi mi cześć, ale nigdy jeszcze nie podszedł, mimo że miał okazję bo często stoję z moja przyjaciółką, a jego koleżanką z klasy na przerwach niedaleko ich klasy. Nie mam pojęcia co mam o tym myśleć i jak sie zachowywać. Meczy mnie ta cała sytuacja, ale nie bardzo wiem co z nią zrobić. Boje sie teraz zrobić cokolwiek typu zagadać pierwsza np na gg bo nie chce być odebrana jako nachalna tym bardziej, ze i tak ja zrobiłam za dużo. Z drugiej strony mnie to męczy i pozostawia w stanie "zawieszenia" bo nie wiem czy jego to zniechęciło czy jest jakiś nieśmiały ale raczej na takiego nie wygląda. Proszę o pomoc w wybrnięcia z twarzą z tej sytuacji bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego ze zachowałam sie głupio i to wszystko nie powinno tak wyglądać, ale stało się i teraz nie wiem co robić. Z góry dziękuję za odpowiedź.

* * * * *

Nie Ty się zachowałaś głupio ale koleżanka. Nikt nie dał jej prawa działać za Ciebie i być może nawet chciała dobrze, ale podziałała zbyt pochopnie i nieproszona. W sumie i tak dobrze wyszło, że chłopak jest kulturalny i pozytywnie zareagowała, ale…pewnie się trochę wystraszył. Po prostu poczuł się przyciśnięty do muru, bo karty zostały wyłożone na stół. Nawet jeśli mu się podobałaś i myślał nad tym jak zacząć działać w Twoim kierunku to nagle została mu broń wytrącona z ręki. On po prostu nie musi już walczyć, rozumiesz? Nie ma też tego czasu " w ukryciu" w którym mógł Ci się przyglądać i decydować czy chce czy nie. On już wie, że Ci się podoba i nie musi się starać. Mało tego - czuje, że Ty oczekujesz od niego tego samego. Boli go to tym bardziej, że to dziewczyna pierwsza zaczęła go podrywać. I stąd jego chłód, uniki. Jest mu głupio i źle się z tym czuje.
O całym tym mechanizmie pisałam szerzej w tym artykule: [zobacz].
Co teraz? Przystopuj. Nie rzucaj mu się w oczy, poproś koleżankę, by nic mu już o Tobie nie mówiła. Jeśli naprawdę mu sie podobasz to po jakimś czasie, w którym nie będzie czuł na sobie presji sam zacznie działać. Powodzenia!

  Kiniol, 22 lat
1916
10.10.2007  
witam,
pisze bo jest mi smutno, wielu z Was moze moj problem wyda sie błachy lub śmieszny, ale jest mi cięzko. Mam 22lata i nie mam przyjaciół-studiuje, jestem wolonatriuszem, chodze na rozne spotkania-otaczam sie w tlumie ludzi a mimo to w tym tlumie jestem samotna, nie mam z kim porozmawiam, komu sie zwierzyc tak poprostu po ludzku. czasem chcialabym poczuc fizycznie czyjas dlon na ramieniu-odkad pamietam mialam problemy z utrzymywaniem kontaktu z rowiesnikami-tak bylo w szkole podstawowej, potem liceum, teraz na studiach i mimo ze jestem osoba bardzo aktywna i obarcam sie wsrod ludzi nie potrafie z nikim sie zaprzyjaznic-nie wynika to tez z niesmialosci, bo raczej nie mam oporow w kontaktach z innymi. mój problem polega na tym ze tych znajomosci nie potrafie utrzymac, ja poprostu odstraszam ludzi nie wiem co mam juz robic, czy wogle to zycie ma sens skoro nikomu nie jestem potrzebna, zycie w pojedynke jest bardzo trudne i ja juz sobie z nim nie radze, moze najlepszym rozwiazaniem byloby samobojstwo...


* * * * *

A spróbuj tu się wpisać: [zobacz]
Jest tu mnóstwo ludzi, którzy tak jak Ty szukają miłości i przyjaźni. Nie napisałaś dlaczego "odstraszasz" ludzi. Wątpliwe czy w ogóle tak jest no bo na czym miałoby to polegać? Przecież nikogo nie przeganiasz, nie obrażasz. Może wydajesz się niedostępna, może nie podtrzymujesz rozmowy, może pierwsza się nie odzywasz lub nie proponujesz spotkań? Jeśli tak jest to inni myślą, że Ty nie chcesz i się nie narzucają. Pytanie też czego Ty oczekujesz od innych, jakiej relacji, jak bliskiej. Bo znajomość a nawet przyjaźń zakłada też swobodę. To nie jest tak, że koniecznie musimy widzieć się codziennie. Może tak być ale nie musi i nie można tego wymagać, bo każdy ma mnóstwo zajęć. I następna kwestia - a może ludzie spostrzegają Cię jako osobę tak zapracowaną, że myślą, że nie masz (albo naprawdę nie masz?) czasu dla nich? Może parę razy zdarzyło Ci się odmówić spotkania z tego powodu? Może zawsze się spieszysz? A może boisz się wejść w głębszą relację, może boisz się otworzyć i opowiedzieć coś o sobie? Bo żeby nawiązać relację potrzeba zaufania. To zaufanie buduje się też powoli, najpierw jest zwykła znajomość, poznawanie się, odkrywanie zbieżności, zainteresowań i poglądów. Zaufać może my komuś kto nie stawia barier, kto się nie zamyka, kto chce nas wysłuchać. Słuchasz ludzi? A może za szybko dajesz rady? A może stworzyłaś wizję siebie jako osoby samowystarczalnej, zaganianej i ukrywasz, że potrzeba aby ktoś Ciebie wysłuchał?
Zrób eksperyment. Zaproś jakąś koleżankę do kina, na kawę, cokolwiek. Albo nawet jakieś większe grono.
Zorganizujcie jakąś wyciezckę. Po prostu rzuć jakieś hasło np. zwiedzanie miasta czy wizyta w ogrodzie botanicznym. Kto chętny to wtedy i wtedy zbiórka. Np. po Mszy św. niedzielnej kto ma ochotę to idziemy do parku a potem na herbatę. Myślę, że będą chętni, bo dużo jest osób samotnych, a na studiach, z dala od domu tej bliskości szczególnie potrzeba. Nie zniechęcaj się. Jesteś potrzebna. Jesteś, skoro działasz w wolontariacie, we wspólnotach. Tylko może jeszcze nie odkryłaś bratniej duszy. A takie dusze są i nie wiedzą, że Ty jesteś "bratnia". Wyjdź z inicjatywą. Spróbuj, odwagi! Z Bogiem!

  zuza, 16 lat
1915
10.10.2007  
mój problem dotyczy tego, ze jestem bardzo mało rozmowną osobą i nie wiem o czym mam gadać z chłopakami .. przez ten mój problem ludzie uważają że jestem nudna ... co może mi pomóc w tym abym się otworzyła na ludzi i zaczęła normalnie gadać ...

* * * * *

No tak całkowicie siebie nie zmienisz, bo musiałabyś stać się całkowicie inną osobą, a czy warto zatracać swoją tożsamość? Na pewno nie jesteś nudna przez to, że jesteś małomówna. Ty po prostu jesteś małomówna - i tyle. Rozumiem natomiast, że to Ci nieraz przeszkadza. Poradziłabym Ci przygotowanie sobie kilku tematów, w których dobrze się czujesz. O swoim hobby, o ostatnio przeczytanych książkach lub obejrzanych filmach, o podróżach itp. Jeśli uczestniczysz w rozmowach to jeśli coś Cię zaciekawi to o to zapytaj. To będzie dobry punkt zaczepienia. Możesz też wtrącić jakąś uwagę. To jest wprawdzie trudne w sytuacji gdy wszyscy mówią a Ty nie masz możlwości otworzyć buzi, bo dzieje się to za szybko. Dlatego pewnie wiele razy Ci się nie uda, ale może czasem uda. Przeczytaj też odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486 tam pisałam jak nawiązać kontakt. Wprawdzie pisałam to w trochę innym kontekście ale spokojnie można to wykorzystać w każdej sytaucji. W każdym razie nie unikaj towarzystwa, uśmiechaj się i kiedy możesz próbuj coś mówić. To trzeba po prostu ćwiczyć i nie zniechęcać się od razu. Z czasem to Ty zaczniesz opowiadać a ludzie Cię słuchać. Powodzenia!

  malenki_anioleczek, 17 lat
1914
10.10.2007  
Szczesc Boze!
Mam ogromne pytanie ktore mnie nurtuje od dluzszego czasu...poznalam chlopaka na pielgrzymce miedzy nami nawiazala sie dobra znajomosc zostalismy dobrymi kumplami...okazalo sie ze Krzysio(tak sie nazywa) idzie na ksiedza co mnie niezmiernie uczieszylo poniewaz od jakiego czasu chcialabym miec przyjciela ktory bedzie ksiedzem...podejrzewalam ze nim zostanie wlasnie Krzysiek!Mily chlopak z wielka wiara...coz modlilam sie by to on zostal tym przyjacielem...Modlitwa byla kierowana do Matki Boskiej ktorej dziekuje za wszystko!...od jakiegos czasu kontakt miedzy mna a Krzysiem sie rozluznil nie widujem sie czesto czulam ze cos jest nie tak wiedzialam to iz cos sie stalo tylko nie mialam okazji z nim o tym porozmawiac...w tym roku Krzysio mial miec obloczyny z czego sie ogromnie radowalo moje serce!Niestety ta radosc nie trwala dlugo poniewaz dowiedzialam ze Krzysio zrezygnowal z seminarium podobno sie zakochal i tu lezy mnie dosc ciezkie pytanie na ktore sama nie potrafie sobie odpowiedziec...Dlaczego tak bardzo przezylam to ze zrezygnowal z seminarium?mialam przez to ogromnego dolka ze tak powiem...nie rozumiem mej reakcji ja wiem dobrze, ze to jego zycie i on powiniem decydowac o swoim zyciu ale dlaczego ma reakcja byla az tak mocna?czy dlatego ze widzialam juz w nim ksiedza czy moze temu ze wierzylam ze to on zostanie mym przyjacielem-ksiedzem?Nie mam pojecia i prosze o w miare nakierowanie mnie na odpowiedz...

P.s chcialabym powiedziec iz Matka Boska chciala mnie tj. ostrzec przed tym wiedziala, ze Krzys nie zostanie mym duchownym przyjacielem poniewaz... wiedziala ze nie zostanie ksiedzem!Jestem pod duzym wrazeniem jak bardzo stara sie ona mi przekazac ta informacje! Dziekuje za odpowiedz:) oraz ciesze sie, ze jestem KATOLIKIEM!
Dzieki Ci Panie za wszystko! Z Bogiem! Pozdrawiam ;)


* * * * *

Moja Droga!
Przeżyłaś to tak mocno, bo: albo po prostu bardzo dobrze mu życzyłaś jako chrześcijanin i cieszyłaś się, że będzie służył Bogu albo: sama poczułaś do niego coś więcej niż zwykłą przyjaźń i wolałabyś, żeby nie był nikogo innego jeśli nie może nie może być Twój. Dlatego rezygnacja przez niego z seminarium i to jeszcze z takiego pwoodu była dla Ciebie ciosem. Może właśnie podświadomie tak czułaś?
Nie sądzę bowiem, iż czulabyś tak tylko z powodu "własnego interesu", tego, byś miała przyjaciela-księdza, o czym nota bene często piszę, że to bardzo ryzykowne i nie powinno mieć miejsca. Z Bogiem!

  Zagubiona, 30 lat
1913
10.10.2007  
3 lata temu poznałam chłopaka przez internet.Ma 32 lata.Zakochaliśmy się w sobie.Oddałam mu się cała.Współżyliśmy.On nie obiecywał mi niczego: ślubu, rodziny ale Ja nie żądałam.Moi rodzice nie akceptowali go od początku,twierdzili ze nie jest chłopakiem dla mnie.Pochodzi z rozbitej rodziny:ojciec i brat w Stanach a on mieszka z matką.Nie ma stałej pracy.W pierwszym roku czułam się kochana potem zaczęły się między nami nieporozumienia.Rozstawaliśmy sie wiele razy i wracaliśmy do siebie.Rodzice ciągle byli miedzy nami.Chciałam wynająć mieszkanie ale względy finansowe nie pozwoliły a on też z tego względu(jak twierdził)nie chciał zamieszkać razem. Przez jakiś czas spotykał się z inną dziewczyną (jak twierdzi tylko koleżanką)ja czułam inaczej.Nasze drogi zaczęły się rozchodzic po raz kolejny.Rozstaliśmy się na 1miesiąc.Potem znów powrót.Przebaczyłam bo kochałam go.Ale nieporozumienia narastały,a rodzice byli jeszcze bardziej przeciwko Niemu a do mnie mieli pretensje że jestem taka głupia ze się z nim zadaję.Chciałam by wyjechał ze mną na urlop.Nie chciał.Znów rozstanie.Miałam dość tego jak mnie traktuje że jest ze mną tylko wtedy kiedy on chce a jak ja go potrzebuję to go nie ma.Nie czułam miłości od niego.Ja dawałam z siebie wszystko co chciał a on nie odwzajemniał tego.
Poznałam nowego mężczyznę.Zaczęły się wspólne spacery,rozmowy ,zwierzenia.Byliśmy przyjaciółmi,aż do momentu gdy się dotknęliśmy i zaiskrzyło.Były namiętne pocałunki pieszczoty ale nic więcej. Spotykam się z nim 4 miesiące ale niestety nie umiem dokonać wyboru,spotykam się i z jednym i z drugim.Zagubiłam się.Lepiej czuję się w obecności nowo poznanego mężczyzny.Kiedy jestem z nim czuję się radosna i swobodna.Moja rodzina też jest mu przychylna. Jest wierzący,rodzinny i chce założyć rodzinę. Kiedy o naszych spotkaniach dowiedział się mój były chłopak chciał żebym do niego wróciła.Powiedział że mnie kocha,że chciałby mnie stąd zabrać żebym zamieszkała u niego,że dopiero teraz zrozumiał co stracił i jak bardzo mu mnie brakuje. Ja tęsknię za nim i zawsze chciałam żeby stało sie tak jak mówi ale...teraz nie wierzę w jego miłość i już nie potrafię mu powiedzieć że go kocham.Nie potrafię podjąć decyzji że chcę być z nim pomimo przeszkód na dobre i złe.Boje sie podjąć decyzji.Nie wiem też czy pokocham tego drugiego,boję się że go zranię,bo widzę w jego oczach że on się zakochał.Ja chyba tez się zakochałam i wiem że to z czasem minie i czy wtedy pojawi sie ta prawdziwa miłość?? Tak naprawdę ranię i jednego i drugiego a także siebie bo taka sytuacja w zawieszeniu jest niezdrowa. Męczę się i robię głupstwa spotykając sie raz z jednym raz z drugim.Wiem to jest nieuczciwe. Pogubiłam się.Nie wiem zupełnie jak rozwiązać tę sytuację?Co zrobić żeby rozpoznać kogo naprawdę kocham?? i ta presja ze strony rodziny,czyżby oni mieli rację że to nie jest chłopak dla mnie?Proszę o pomoc!!Jak rozpoznac prawdziwe uczucie? co mogę zrobić żeby dokonać właściwego wyboru?


* * * * *

Wiesz dlaczego nie możesz rozpoznać? Bo oddałaś się temu pierwszemu chłopakowi, współżyliście, więc jesteś z nim mocno związana emocjonalnie, tak podświadomie. Poczytaj o tym więcej w tym artykule: [zobacz]. To jest po prostu normalna konsekwencja współżycia: przywiązanie. Dlatego trudno Ci się z nim ostatecznie rozstać, mimo, iż - jak piszesz - masz świadomość, że to nie jest do końca to czego oczekujesz.
W drugim związku zapewne czujesz oparcie, poczucie bezpieczeństwa, masz perspektywę - ślub (tak jak piszesz chłopak chce założyć rodzinę). Ta perspektywa naturalnie bardziej Cię pociąga, zwłaszcza jeśli dobrze się dogadujecie. Jeśli na dodatek zachowujecie czystość potrafisz "na trzeźwo" ocenić jego charakter, zachowanie. Czy się zakochałaś w nim? Tego nie wiem, może tak, a może po prostu tak jak pisałam on spełnia Twoje oczekiwania i czujesz, że to byłby dobry kandydat na męża. Z pierwszym zaś jesteś związana bo mu się oddałaś, pokazałaś, dałaś mu jakąś cząstkę siebie i mimo, iż Cię ranił trudno Ci przerwać tą więź. Dlatego nie oceniasz go "na trzeźwo", realnie. Bardzo brzydko z jego strony, że deklaruje Ci miłość dopiero teraz jak dowiedział się o tym drugim związku. Ale: czy to miłość? Czy może uczucia, może też ta więź, o której piszę? Może pożądanie? Moim zdaniem gdyby on naprawdę Cię kochał to by Cię nie wykorzystywał, nie ranił a wyznanie miłości byłoby już dawno a nie w chwili zagrożenia.
Widzisz, nie doradzę Ci jednoznacznie co wybrać, natoamist moja ocena sytuacji jest właśnie taka jak przedstawiłam. Z pierwszym czujesz więź a drugiego oceniasz jako lepszego chłopaka. Wybrać musisz Ty. Określ swoje potrzeby, oczekiwania (polecam: [zobacz], [zobacz]), spytaj siebie na czym bardziej Ci zależy: na emocjach i złudnym poczuciu bliskości czy na normalnym związku (w każdym razie jest taka szansa). Jeśli zdecydujesz się na tego drugiego chłopaka musisz uporządkować swoje uczucia. Musisz jednoznacznie zerwać z pierwszym, bo faktycznie tak dalej nie można. I musisz zacząć budowac od nowa. Musisz też wziąć pod uwagę, że zakochanie przejdzie a dopiero dobre poznanie się i podjęcie decyzji, że chcesz z nim być będzie miłością (pisałam o tym a tym artykule: [zobacz]). Ryzykujesz oczywiście. Ale nie ma innej drogi do związku niż ryzyko. Proszę, przeczytaj polecone artykuły. Nie spiesz się, nie działaj pochopnie. Trochę się pogubiłaś, ale jesteś w stanie z tego wyjść. Módl się. Bóg Cię uleczy - z Twoich zranień, emocji. Określ czego chcesz tak naprawdę. Życzę Ci wyborów słusznych a nie wygodnych. Z Bogiem!

  danusia, 22 lat
1912
10.10.2007  
Witam serdecznie! zasadniczo pisze chodz wcale chyba nie chce zadac pytania, raczej powiedziec komus co czuje. Moze nie powinnam zajmowac miejsca, ktore byloby przeznaczona na czyjes wazniejsze sprawy oraz Pani czasu. Dlatego przepraszam! od rozstania z moja 'miloscia' (tak teraz wiem ze bylo to milość, z mojej strony na pewno, z Jego strony też, tak mysle z perspektywy, ale tyle się podziało) minęło już ponad 1,5 roku. On tego chciał, po 5 latach bycia razem.Prosił żebym nie znienawidziła go za to. Nie chciałam nienawidzić bo kochałam, chociaż on nie chciał mojej miłości. Było mi tak źle ze nieraz wbrew Jego prośbie powtarzałam sobie, że nienawidze, żeby mniej bolało, żeby zapomnieć raz na zawsze. Minęło tyle czasu (czas miał goić rany), nie zapomniałam, nie przestalam myśleć o Nim, o nas. Przestałam tylko odczuwać złość i powtarzać 'nienawidze'.Pozostało to co było przed rozstaniem i wielkim bólem.Mówi się co z oczu to z serca. A ja teraz jeszcze lepiej widze 'przed oczyma duszy mojej'. Chyba jestem śmieszna w tym, wsytd mi już rozmaiwać o tym z rodziną,przyjaciółmi, bo to co czuje jest po prostu zwyczajnie głupie i bez sensu.Oni juz nie rozumieją mnie, dlatego że tyle czasu minęło.
Czy to jest miłość?co to jest co ja czuje ?głupota ?chyba powinnam pojsc do psychologa bo sama nigdy z tym sobie nie poradze, ale nie chce obcym mowic o tym co czuje.Może lepiej się modlić.


* * * * *

Danusiu! Przeczytaj proszę odp. nr: 975, 983, 1442, tam pisałam o tym czy można przestać kochać.
Widzisz to co czujesz jest spowodowane tym, że zapewne decyzja o rozstaniu nie była Twoją dobrowolną decyzją, tylko została Ci narzucona, a Ty wcale się z tym nie pogodziłaś. Poza tym to nie jest tak, że albo jest miłość albo nienawiść. Jeśli musimy przestać kochać to wcale nie oznacza, że powinniśmy zacząć nienawidzić. Nawet nie wolno nam tego czynić jako chrześcijanom. Gdy przestajemy z kimś być to nie jest tak przecież, że nagle nic nie czujemy, że wszystko co było staje się nieważne. W zależności od charakteru związku uczucia będą mniej lub bardziej silne i krócej lub dłużej będziemy dochodzić do siebie. Osobie, z którą się rozstaliśmy po prostu nie należy źle życzyć. I tyle. Nie jesteśmy w stanie przecież nagle zacząć jej darzyć obojętnością ale też nie musimy silić się na rozmowę czy uśmiechy. Nie musimy nic udawać. Ale nie możemy się odgrywać, mścić ani źle jej życzyć.
Danusiu, módl się. Nie mówię Ci, że powinnaś pójść do psychologa, no chyba, że sama tego chcesz, ale to wcale nie jest nic nienormalnego. Po tylu latach masz prawo pomału dochodzić do siebie i widocznie tyle czasu Ci potrzeba. Bóg jednak może ten proces przyspieszyć ,może Cię uleczyć. Są też takie rekolwkcje organizowane przez oo. Jezuitów pt. "Uzdrawianie wspomnień" - jeśli chcesz możesz ich poszukać. Poradzę Ci też, byś - a to jesteś w stanie zrobić - nie wyobrażała sobie wciąż na nowo innych zakończeń tej historii, różnych scen z nim w roli głównej itp. Inaczej on urośnie w Twojej głowie do kogoś najważniejszego, zapomnisz o wszystkich złych rzeczach, zaczniesz go idealizować i zamkniesz się na innych. Nie będziesz chciała z tego wyjść, nie będziesz zwracała uwagi na innych a każdy poznany chłopak będzie od tego ideału bardzo daleki. W ten sposób nie będziesz w stanie związać się z nikim, bo ciągle będziesz tamto rozpamiętywać. A tak nie można.
Bóg leczy. Daj sobie czas i pozwól Mu działać. Z Bogiem!

  Milena, 17 lat
1911
09.10.2007  
Pisalam juz trzy razy....Z moim byłym chłopakiem rozstalam sie ponad rok temu. Ja nadal go kocham. Nie umiem niechce o nim zapomniec nadal go kocham i to bardzo. Przez rok probowalam o nim zapomniec zasmiecalam swoj umysl wszystkim ale nic to nie dalo tesknie ostro za nim. Nie wiem jak mam do niego wrocic nie wiem jak z nim porozmawiac i jak zawalczyc o niego i jak wygrac. Mysle ze traktowalam jego milosc jak oczywistosc nie zdawalam sobie sprawy ze on kiedys odejdzie. Naprawde mnie kochał i ode mnie chciał tylko wiedzieć, że ja go też tak mocno kocham. Najgorsze na tym jest, że znalam jego potrzeby, ale byłam bardzo uparta, dumna i egoistyczna, niż żebym je wypełnić. Odpedzilam go od siebie brakiem zainteresowania. Duzo kobiet tak samo mysli i robi a potem jest koniec on odchodzi. A zycie traci sens. Zycie bez niego jest dla mnie nie zyciem. Moze juz nie istnieje nadzieja zebysmy do siebie wrocili ale ja chce sprobowac bo jesli nie sprobuje nie dowiem sie czy bylo warto. Prosze Pania o pomoc jaka kolwiek....Prosze i pozdrawiam

* * * * *

No widzisz, popełniamy w życiu wiele błędów. Potem żałujemy i czasem da się to naprawić a czasem nie. Jeśli od rozstania minęło już tyle czasu to wydaje mi się, że on po prostu poszedł swoją drogą i nie ma zbyt dużych szans na ponowny związek. Jeśli przez ten czas mieliście możliwość kontaktu, jeśli Ty się do niego odzywałaś a on nie wyrażał chęci powrotu i ponownego "spróbowania" to jasno się określił. Nie wiem tak naprawdę czy faktycznie była to tylko Twoja wina, czy też np. on nie wywierał na Ciebie zbyt dużego nacisku, czy nie spieszył się zbytnio a Ty po prostu nie byłaś gotowa na następny krok. Bo i tak mogło być i wtedy nie możesz mieć do siebie pretensji. No ale mniejsza o przyczyny, rozstanie jest faktem. Nie możesz zmusić go do niczego, nie możesz spowodować, że będziecie razem jeśli on tego nie chce. Nie można przecież nikogo zmusić do miłości. Nie można i nie ma sensu, bo miłość nie może być wymuszona tylko musi być wolną decyzją. Nie wiem zatem czy jest sens podejmować ciągle takie wysiłki, ciągle ponosić porażki i ciągle myśleć tylko o nim. W to, że nie możesz o nim zapomnieć to wierzę, ale nie możesz dlatego, że ciągle rozmyślasz i ciągle masz nadzieję, że jednak do siebie wrócicie.
Moja Droga! Wyciągnij wnioski ale nie zadręczaj się. Ja zawsze powtarzam, że nie wolno doprowadzić do sytuacji, że druga osoba staje się całym światem. Bo jeśli tak się staje to po jej odejściu ten świat się zawala i nic nie zostaje. Druga osoba nie może być kimś najważniejszym w naszym życiu. Najważniejszy jest Bóg, nasza wiara. On nigdy nie zawiedzie i choćby w naszym życiu wszystko zawaliło to jeśli wierzymy mamy Kogo się chwycić. Pomyśl o ludziach, którzy podczas wojny tracili wszystkich i wszystko. Właściwie powinni popełnić samobójstwo, prawda? Bo nic nie zostało. A jednak mieli siłę i chęć, by żyć, by budować od nowa. Bo wierzyli. Ty przecież nie jesteś w aż tak dramatycznej sytuacji. Masz rodziców, może rodzeństwo, szkołę, dom, wokół nie wybuchają bomby a Twojemu życiu nic nie grozi. Jestes zdrowa, ładna i młoda. W Twoim życiu jest cierń, który musisz pomału usuwać, nie możesz pozwolić, by on wrósł w Ciebie, by pozwolił Ci zgorzknieć i się załamać. Bo jeśli będziesz nadal kochała wyobrażenia o tym jak mogłoby być to zamkniesz się na wszystko. Świat straci barwy i nic nie będzie się liczyło. I być może przegapisz tego chłopaka, z którym możesz być szczęśliwa, z którym możesz zbudować nowy związek, w którym nie popełnisz już tych błędów. Pomyśl nad tym. Polecam Ci odp. nr: 80, 526, 653, 825. Jesteś w stanie z tego wyjść. Ale musisz chcieć. Naprawdę. Bo może szkoda czasu na coś co się skończyło i co Cię tylko rani? Żyj i módl się, a Bóg, który to widzi, i który chce Twojego dobra pozwoli Ci to przetrwać i da Ci nowe możliwości. Z Bogiem!

  Ania, 15 lat
1910
09.10.2007  
Czy Tomek zostanie moim chłopakiem??

* * * * *

A Ty poważnie pytasz? Naprawdę myślisz, że mam taką wiedzę?

  Justyna, 16 lat
1909
09.10.2007  
Mam dosc powazny problem który polega na tym ze uciekam od kazdego chłopaka który próbuje nawiazac lepszy kontakt ze mna . Wszystko przez to ze stworzyłam sobie w mojej głowie ksiecia na białym koniu który jest wprost idealny. Zdaje sobie z tego sprawe ze nie ma ludzi idealnych .Jestem tez zdania ze dziewczyna nie powinna robic pierwszego kroku .
Odczuwam brak drugiej osoby ktorej mogłabym powierzyc swoje tajemnice cierpienia . Poprostu chciałabym byc kochana .
Z góry dziekuje
Z Panem Bogiem


* * * * *

Droga Justyno! Chyba nie muszę Cię przekonywać, że książę na białym koniu nie istnieje. Naturalnie, bardzo dobrze, że masz jakieś wyobrażenia przyszłego chłopaka i jakieś oczekiwania co do związku bo przecież nie chodzi o to, by związać się z kimkolwiek, tylko z kimś o podobnych poglądach, zasadach itp. Natomiast te oczekiwania i wyobrażenia muszą być rozsądne i niedobrze jest szczegółowo określać jak ten ktoś powininen wyglądać, zachowywać, czym interesować itd. Bo jeśli tak postawimy sprawę to możemy czekać w nieskończoność i nigdy się nie doczekać. Albo nawet pozanć kogoś takiego ale szybko może się okazać, że wcale nie jest taki jak sobie wymyśliliśmy albo, że to…wcale nie jest ważne i straciliśmy mnóstwo czasu. Jeśli - tak jak piszesz - po prostu chcesz być kochana to musisz mieć otwarte serce na tych, których Bóg stawia na Twojej drodze. Obserwuj, myśl, bądź miła. Oczywiście, że nie musisz robić pierwszego kroku, natomiast nie ma też co całkiem uciekać. Jeśli ktoś Ci się podoba możesz po prostu zwyczajnie z nim porozmawiać. Jak nawiązać kontakt pisałam w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486. Przeczytaj też te artykuły: [zobacz], [zobacz] i pomyśl czy Twoje wyobrażenia nie są zbyt rozbudowane i szczegółowe?
Daj szansę Panu Bogu. Jeśli stawia wokół Ciebie ludzi to daj im się chociaż poznać. Nie musisz zgadzać się na spotkania jeśli stwierdzisz, że nie jesteś gotowa lub że ten ktoś zdecydowanie Ci nie odpowiada. Ale widzisz, nigdy nie wiadomo od razu. To nie jest tak, że od razu na pierwszym spotkaniu czujemy, że to ta osoba. Nieraz wrażenia mogą być bardzo mylne. Żeby stwierdzić, że nie - to trzeba kogoś poznać. A nie można poznać jeśli nawet nie rozmawiacie. Przełam się, uśmiechnij gdy ktoś Cię zagaduje, porozmawiaj chwilę. Nie rób wrażenia niedostępnej bo wyrobisz sobie taką opinię i potem wszyscy chłopcy będą Cię omijać, bo po co od razu się narażać na kosza? Jeszcze raz: ksiażę na białym koniu to bajka. Nie ma ideałów i Ty też nie jesteś idealna. A życie jest realne. Ale bywa piękniejsze niż bajka, naprawdę. Powodzenia!

  Karolina, 18 lat
1908
08.10.2007  
Witam:)Jestem z chłopakiem od ponad 2 miesięcy, wiem ze to krótko, jednak jest to wystarczająco dlugi okres czasu, by niektore zachowania w zwiazku mieć miejsce powinny, typu: zainteresowanie sie soba nawzajem, podarowanie dziewczynei róży czy jakiegoś ciepłego słówka, ogolna fascynacja drugą osobą. Jednak ze str mojego chlopaka takowego zachowania brak. Moj chlopak jest zapalonym informatykiem, do obecnego wieku(miedzy 20 a 21 lat) nie widzial świata poza komputerami, technologiami, siecią globalną. W tej dziedzinie znalazł sobei zawód nawet dwa zawody. Pierwszy to pracownik sprzedarzy w firmie komputerowej, a w godzinach popołódniowych jeździ do swoich klientów, poneiwaz "daje" ludziom internet podobnie jak np, Neostrada. W zawiazku z tymi zajećiami mało ma sowjego prywatnego czasu, praktyczni ewogole go nie ma. Jestem jego piersza dziewczyną, co daje się zauważyć przez jego zachownaie. Widać ze nie wie jak ma zachowywac się w danych sytuacjach. Ma jakies dziwne teorie co do różnych gestów towarzyszących normlalnym związkom. Pierwszym lepszym przykladem moze byc "problem" dania kwiatka dziewczynie. Jego zdaniem jest to podlizywanie sie a on nie ma zamiaru tego robić i kwiatków dawać nie zamierza. Podobne zdanie ma co do mówienia czułych słów swojej dziewczynie (czyli Mi:). Gdy dochodzi do spotkania, siedzimy razem z jego mamą i bratem i w takim rodzinnym gornei rozmawiamy, gdy niejestesmy w domu, chodizmy po mieście gdzie On ma wielu znajomych z którymi nei omieszak porozmawiać. Po 2 miesiącach tak naprawdę nie znamy sie i nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Pierwszy raz gdy poszlismy na pizze nie mielismy wspólnego tematu, On co chwile wstawał, ponieważ on nie potrafi za długo siedzieć w jednym miejscu, nazywam go takim małym ADHD:) Nie potrafi sie skupić na jednej czynności i jest rozkojarzony lub w prost przeciwnie skupia sie az zabardzo, jednak tylko przy własnych potrzebach czy zainteresowaniach, co uniemożliwia nam spokojne porozmawianie. Mimo tego negatywnego zachownaia z Jego strony, wiem ze on che być w tym związku poniewaz nie raz go o to pytałam i odpowiadał ze "źle by było gdyby mnie nie było". Ja wiem ze to wszytsko dzieje się przez brak wolnego czasu, za dużo na głowie i fakt ze jestem jego pierwsza dziewczyną i nei wie jak sie zachowawyać bo nigdy nei musiał o tym myśleć. Tu rodzi si emoja prośba, o jakąś rae, pomyśł, "antidotum" na rozwiazanie tego "problemu". Na pomysł w jaki sposób mogła bym znim porozmawiac o "Nas" zeby go to zainteresowąło ze tak to powiem:)) zeby skupił sie na tym co chce mu przekazać a nie na 1000 innych rzeczach:). Z góry dzięuję i pozdrawiam:)

* * * * *

Koniecznie, koniecznie lektura dla Was obojga: [zobacz], [zobacz] a także książka Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus", ewetualnie "Płeć mózgu". Bardzo ciekawa lektura. Wygląda na to, że Twój chłopak nie ma pojęcia o różnicach między kobietą i mężczyzną, o psychice kobiety i jej potrzebach. Musi poczytać aby zrozumieć, że Ty jesteś inna, że Ty tego potrzebujesz. Musisz mu to tłumaczyć, musisz mówić o swoich potrzebach, o tym, co Tobie sprawia przyjemność. On nie ma żadnych doswiadczeń w relacjach damsko- męskich ale pewne rzeczy to powinien wiedzieć "sam z siebie", obserwując kolegów czy rodziców. Może jednak jego pasja tak go pochłonęła, że do tej pory tego nie spostrzegł. Pytanie też się rodzi takie czy on faktycznie potrzebuje dziewczyny a nie koleżanki, czy potrzebuje związku a nie towarzystwa. Bo może on traktuje Cię tylko jak koleżankę? Jeśli nie to mów mu o sobie, tłumacz różnice. Jak się spotykacie to niech nie zajmuje się tysiącem innych rzeczy bo to nawet niegrzecznie. Powiedz, że chcesz z nim porozmawiać, tylko z NIM i prosisz go o czas dla Ciebie, dla Was. To jest konieczne, bo związek musi opierać się na relacji dwojga ludzi. To zaś wszystko dzieje się w czasie - określonym, wyłącznym. Tylko w ten sposób można się przecież poznać. Jak komuś na kimś zależy to przecież zrobi wszystko, by mimo obowiązków móc się spotkać. Koniecznie przeczytaj i daj chłopakowi do przeczytania to co Ci poleciłam. Z Bogiem!

  zdesperowana, 19 lat
1907
04.10.2007  
Szczęść Boże!
mam problem..mam chłopaka i jesteśmy razem od 3 lat...ale..bardzo często pojawia się we mnie pytanie..czy całowanie się jest grzechem? nie umiem sobie z tym poradzić. kiedy dochodzi do tego między nami, we mnie jest ciągle strach że to grzech, amm poczucie winy, złości na siebie i nie umiem sobie z ty poradzić. kiedy byłam z tym u spowiedzi ksiądz powiedział mi że to nie ejst grzech, że przez pocałunek wyrażamy swoją miłośc. natomiast inny ksiądz powiedział że jest ono grzechem. gdzie ejst ta granica w której można rozpoznać że naruszyło się czystośc? będę wdzieczna za odpowiedż i pomoc. z Bogiem.


* * * * *

No moja Droga, sztywnej granicy nie ma, choć faktycznie czasem to by się bardzo chciało, żeby tak było wiadomo: to wolno, tamtego nie i wszystko jasne. No, ale niestety takich norm nie ma, bo Kościół nie wchodzi w taka kazuistykę. Są normy takie ogólne (Dziesięć Przykazań) i pomocnicze interpertacje (różne encykliki itp.). A poza tym pozostaje sumienie, które właściwie ukształtowane mniej więcej rozróżnia co jest dobre a co nie. Niepokój sumienia jest zwykle syganłem, że coś jest nie tak. Janse, są ludzie o sumieniach nadwrażliwych, skrupulatnych, ale większość mniej więcej wie co jest dobre. Zawsze w razie wątpliwości należy radzić się spowiednika, choć - jak piszesz - opinie też są różne. Wynika to pewnie stąd, że nie zawsze dokładnie potrafimy naszkicować sytuację, powiedzieć o okolicznościach, nie zawsze każdy ksiądz nas dobrze zrozumie. Generalnie zawsze lepiej jest robić "mniej" niż posunąć się za daleko i mieć wątpliwości. Jest taki artykuł o. Kowalczyka dotyczący granic: [zobacz], polecam.
Polecam też mój artykuł: [zobacz]. Co do samego pocałunku: widzisz, tak jest, że generalnie on POWINIEN być wyrazem miłości. A czy jest? Jest wtedy gdy kogoś naprawdę kochamy i pocałunek nie odziera drugiego człowiek a z godności, nie jest wyrazem pożądania jego ciała, nie robimy tego dla swojej wyłącznej przyjemności. A wbrew pozorom niestety często tak się właśnie dzieje. Nieraz jest też " z nudów", bo coś trzeba na randce robić, bo wszyscy tak robią, bo chyba wypada, bo nie ma o czym rozmawiać, bo jak się ze sobą chodzi…itp. I wtedy nie jest to wyraz miłości.
Na pewno nie należy też zaczynać się całować zbyt wcześnie, tzn. na zbyt wczesnym etapie związku. Dlatego właśnie mówiłam o miłości. Miłość nie jest zakochaniem, nie jest to uczucie, jest to postawa, decyzja, że ja pragnę dobra dla drugiego. Ale nie tak, że mi się wydaje, że jak ja Ciebie całuję no to przecież to samo dobro dla Ciebie. Myślę o dobru w kategoriach szerszych. Takich czy pragnę dla Ciebie zbawienia, czy chcę byś się rozwijał, był coraz lepszy, wzrastał w wierze. Jak masz wątpliwości to spytaj siebie czy ten pocałunek przybliży Was do Boga. Jeśli macie po nim wyrzuty, jeśli czujecie, że on rodzi pożądanie, podniecenie, a potem coś uwiera w sumieniu no to raczej nie przybliża. Jeśli zaś pocałunek wyrasta z podziwu dla tego drugiego, z szacunku, nie z własnego egoizmu to zupełnie inna sprawa. Jeśli dwoje ludzi chce i przestrzega czystości, jeśli są dla siebie nawzejm skarbem, cennym darem to raczej nie potraktują się rzedmiotowo. Pocałunek jest przyjemny, oczywiście, ale to nie może być powód.
Moja Droga, przeczytaj polecane artykuły i nie rezygnuj z radzenia się spowiednika jeśli będziesz miała wątpliwości. Z Bogiem!

  Aldona, 25 lat
1906
03.10.2007  
Jesli chodzi o moje potrzeby spotkań z innymi męźczyznami to wynikałyz tego ż e rzeczywiście nie czuję się dowartośicowana moj chłopak nie jest wylewny w komplementy, dopiero jak się upominam to mi mówi że przecież wiem o tym; uważa ż ejak jest wiadome co dla niego znaczę to nie musi mi tego pokazywać- z drugiej strrony to ż ektoś inny prawi komplementy to tez nic nie znaczy zwykły podrywacz ( najczęściej) więc zawsze w związku będzie czegos brakować bo nie ma ideałów; i może po prostu w różnych fazach czego innego ; bo czy jest możliwe żeby cały czas czuć spełnienie w związku i że nic nam nie barkuje? wydaje mi się to niemożliwe ale być moż ebywałam w takich związkach i nei wiem ż emogą byc inne, a moż e to trichę wynika z charakteru że cżłowiek cały czas szuka czegoś i mysli że następne będzie lepsze.

Moj związek pzrechodzi kryzys, albo jest na drodze ku rozpadowi, a może ja mam zachwiania emocjonalne spowodowane przeciążeniem, stresem z różnych powodów ( nieodpowiednia praca iyp.itd.) nie potrafię tego wcale ocenić czy ze mną cos nie tak czy ze związkiem. Doszło do tego że denerwują mnie wsyztskie rzeczy tzn. np. partnerowi często rozładowuje sie komórka gdy chce z nim pogadac, wiec narasta we mnie złość do spotkanie; lub też spóźnia się godzinę na spotkanie do mnei tłumacząc się kolejnymi sprawami do załatwienia mnie to już doprowadza "do szewskiej pasji"; w ogóle ma dla mnie mało czasu ciągle wyjeżdza - mi się po prostu już odechciało mam wrażenie że ciągle się mecze ta sytuacja.w miedzyczasie pojawił sie znajomy sprzed lat którego daze wielka sympatią , zreszta był jedyna osobą która po pogrzebie taty mnie przytuliła, to bardzo pamietam i zapamietam i lubię się z nim spotykac oczywiście teraz jak jestem w zwiazku to nie ale daze do tego podswiadomie; Obecny zwiazek chce doprowadzic do separacji ale nie wiem czy ma ona sens bo jak juz sie raz rozstanie to juz chyba nie bedzie dobrze nie wiem bo nigdy nie uznawałam rozstan na chwile bo uwazam ze po nich nie moze byc dobrze- a jak podczas separacji ktos się w kimś zakocha i nie zechce wrócić?


* * * * *

Szkoda, że nie podajesz numerów poprzednich pytań, nie wiem zatem czy już i co pisałaś.
Myślę, że Wasz związek przeszedł pierwszy etap zauroczenia sobą i zaczynasz zauważać wady chłopaka (rozumiem, że chłopaka, bo mówisz o separacji a oficjalnie separacja ma miejsce w małżeństwie). Co do tego, że chłopak Cię nie chwali, że musisz wymuszać komplementy - no fakt, to problem, wynika to z tego, że mężczyzna często nie domyśla się czego kobieta potrzebuje i trzeba mu to wprost powiedzieć. Jesteśmy różni i musimy się z tym pogodzić. Nie można z tego powodu ze sobą walczyć ale dążyć do jak najlepszego poznania się i zrozumienia swoich potrzeb. Dlatego polecam w tej mierze ten artykuł: [zobacz], [zobacz] i książkę Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus". Postawą porozumienia w związku jest dialog. Dlatego musicie rozmawiać. Znając swoje odrębności i potrzeby i uwzględniając je musicie mówić do siebie wprost i szczerze. Nikt w nikim nie siedzi, nikt zatem nie ma obowiązku się domyślać ani nawet nie ma takich umiejętności, żeby czytać w czyichś myślach. Konflikty w związku się zdarzają i właśnie z niezrozumienia się wynikają najczęściej. Dlatego ważne jest by wszystko wyjaśniać na bieżąco i na spokojnie. Nie można bowiem zakładać, że ktoś ma złą wolę (jak z tą komórką), z drugiej strony należy szanować drugą stronę i jej odczucia i jak chłopak wiedział, że się spóźni to powinien uprzedzić. Musicie ustalić zasady, także spotkań. Każdy ma mnóstwo obowiązków, ale na związek, na spotkania też potrzeba czasu.
Może być też tak jak mówisz, że Twoje rozdrażnienie wynika z przemęczenia i stresu, a ja dodam jeszcze jeden ważny element - z fazy cyklu, w której jesteś. Pewnie wiesz o co chodzi, więc nie będę szczegółowo pisać, ale to też musisz wziąć pod uwagę, bo przecież hormony w znacznym stopniu na kobietę wpływają.
Nie doradzę Ci co do rozstania - chwilowego czy w ogóle, natomiast na pewno nie powinnaś teraz sama sobie stwarzać alternatywy w postaci tego dawnego znajomego. Nie wiadomo czy ten związek by się udał, zresztą nie można podejmować takich decyzji pod wpływem emocji, po to, by komuś zrobić na złość itp. Metoda klina nie skutkuje, co najwyżej może kogoś poranić.
Ja myślę, że musicie po prostu poznać nawzajem psychikę kobiety i mężczyzny, a potem rozmawiać ze sobą jak najwięcej. Tędy najlepsza droga do porozumienia. Z Bogiem!

  Julka, 18 lat
1905
03.10.2007  
Szczęść Boże! Na wstępie chciałam podziekować za udzielenie mi fachowej rady w numerze 1628. Wszystko co Pani napisała się sprawdziło i było prawdą. Ale mam kolejne zawirowanie z którym nie umiem sobie poradzić. Otóż jestem zazdrosna o byłe mojego chłopaka. Czytałam że zazdrość wynika z niskiej samooceny. Fakt kiedyś w przeszłości z nią walczyłam i wygrałam, ale boję się że może nawrócić. Nie wiem jednak czy do końca to ma wspólnego z niską samoocena.. Wiem, że może nie powinnam to robić, ale pare razy sprawdziłam jego archiwum gg oraz komórkę i to co zobaczyłam przeraziło mnie! ZObaczyłam jak z jedną swoją byłą gadają i umawiają się na prysznic i seks u niego w mieście w którym studiuje. Wiem też że o innej byłej myśli od 5 lat i to jest silniejsze od niego. Zresztą często pisze ze swoimi byłymi co mnie denerwuje. Rozmawiałam z nim na ten temat bo sądzę że rozmowa to podstawa w związku. Powiedziałam mu że czytałam archiwum i sms-y. On na poczatku zaczął się delikatnie śmiać mówił że się "wkręciłam" w to i że nie ma nic do ukrycia bo jeśli by miał nie miałabym dostępu do jego komputera i gg oraz komórki. A co do tej z którą umawiał się na seks to podobno ona już od kilku lat tak ma do niego przyjechać i nie przyjechała zresztą mówi że by i tak z nią tego nie zrobił bo bał by się ewentualnego "wpadniecia". Z jednej strony mu ufam, ale z drugiej strony jest to coś co mnie irutuje i spędza sen z powiek. Nie wiem co mam robić. Prosze o pomoc. Z Panem Bogiem. PS. Modlę się za Panią i Pani posługę codziennie. Pozdrawiam

* * * * *

Droga Julko! Genaralnie zazdrość jako taka jest wynikiem niskiej samooceny w tym sensie, że ktoś wszystkim dookoła wszystkiego zazdrości, jak się do kogoś ciągle porównuje, jak nie może znieść, że ktoś ma lepiej itp. To co czujesz nie jest naturalnie pozytywnym uczuciem, natomiast - w mojej ocenie - wynika z uczuć, które do niego żywisz. Jak z kimś jesteśmy to pragniemy wyłączności i mamy do tego prawo. W zdrowym związku zazdrość jest wynikiem braku zaufania, jednak zachowanie Twojego chłopaka nie jest do końca w porządku. Jak można ufać komuś kto wysyła takie sms-y? Jak w ogóle można myślec takimi kategoriami? Wiesz co mnie niepokoi? Jeśli on nie ma oporów przed żartowaniem w ten sposób to jakie ma poglądy na temat czystości? Jak się zachowuje w stosunku do Ciebie? Jakim szacunkiem Cię darzy? Czysty, szczery chłopak nie zrobiłby czegoś takiego, nawet gdyby były to żarty (a nie wiadomo czy są). W ten sposób bowiem nie jest w porządku wobec Ciebie i obraża tamtą dziewczynę. Ja pomijam fakt czy ona tego chce, czy sobie pozwala itp. ale każdy mężczyzna powinien darzyć szacunkiem każdą kobietę, bez względu na to czuy ona siebie szanuje czy nie. I kropka. Polecam w tej mierze ten artykuł: [zobacz] - przeczytaj i pomyśl czy nie zauważyłaś czegoś niepokojącego. Tu nie chodzi tylko o "strach przed wpadnięciem", bo przecież czystość to postawa, która rzutuje na wiele sfer i cały obraz związku. Z Bogiem!

  zawiedziona, 26 lat
1904
03.10.2007  
Wszystko straciło już sens. Nie mogę się pozbierać po tym wszystkim co się stało. Tak bardzo potrzebuję bliskości i miłości. Nikt mnie nie kocha, dla nikogo nie jestem najważniejszą osobą w życiu, jestem całkiem sama. To boli. Tak bardzo boli. Tak bardzo kochałam tego człowieka, mieliśmy być szczęśliwą rodziną. Jeszcze na dzień przed rozstaniem mówił, że kocha. A potem stwierdził, że jednak nie kocha. Nie umiem się pozbierać. Kiedyś poświęcał mi każdą chwilę, był zawsze przy mnie. Teraz...jestem tylko zwykłą koleżanką. Przywita się, chwilę zagada i koniec. A ja myślałam, że już na zawsze będziemy razem.

* * * * *

Moja Droga! Nie wiem ile czasu minęło od rozstania i na jakim etapie związku byliście. Ale bez względu na to rozstanie boli. Boli tym bardziej, że jak piszesz- przyszło to znienacka i nie nastąpiło z Twojej inicjatywy.Wiem jak to jest, rozumiem Cię i współczuję. Potrzebujesz czasu, by się otrząsnąć, przeżyć swój żal i dojść do siebie.To trochę potrwa, ale ten czas jest konieczny, by odbudować zaufanie, by uwolnić serce. Proszę poczytaj odp. nr: 80, 526, 653, 825, tam piszę co robić po rozstaniu. Módl się, by Bóg uleczył Twoje zranienia, by postawił na Twojej drodze właściwego chłopaka. Wiem, że na razie nawet nie chcesz o nikim innym myśeć, bo kochasz jeszcze tamtego. Ale widocznie tak było lepiej - że nastąpiło to teraz niż miałyby być nieporozumienai po ślubie. Bóg widzi Twój ból i nie zostawi Cię samej sobie. Wierz w to i bądź dla siebie teraz dobra. Zostanie Ci to wynagrodzone, będziesz kochana i będziesz dla kogoś ważna. Będzie to ktoś inny, ktoś z kim będziesz naprawdę szczęśliwa. Trzymaj się! Z Bogiem!

  jestem w Ciązy?, 20 lat
1903
03.10.2007  
prawie rok jestesmy razem,znamy sie przeszło 4lata. Więc nie musieliśmy poznawac sie od poczatku. No i stało się,co prawda nie uprawialismy seksu,ale dochodziło niedzy nami do pieszczot miejsc intymnych. Nadszedł ten czas,kiedy zrozumielismy, że nie tedy droka ku wspaniałemy, pobożnemu życiu. Poszliśmy do spowiedzi...jednak lek został,dwa tygodnie spoznia mi sie miesiączka,boje sie, że jednak sperma mogła sie w jakis sposób dostać "do środka",nie wiem co robić.razem z chłopakiem mamy nadzieje, że nie będzie to ciąża.

* * * * *

No, przez internet się tego nie dowiesz. Zrób test ciążowy - jeśli w ogóle to pytanie nie jest prowokacją.

  ja...wstydliwa, 20 lat
1902
03.10.2007  
witam pisałam juz kilka razy. chodziło o kapłana. staram sie oziebiac nasze stosunki jest mi okropnie ciezko bo w sumie on nie chce tego oziebiac bo jak sam twierdzi jest mu dobrze ze mna. cieko mi jest tak poprostu zostawic go choc w srodku czuje bunt i zal ze moje zycie jest tak niepoukładane:..(( w moim zyciu znowu zaczoł pojawiac sie chłopak któremu na mnie zalezy a ja nie potrafie zerwac z ks nie potrafie uswiadomic sobie tego ze on przezciez nie moze byc ze mna choc tego oboje chcemy. mam metlik w głowie. nie umiała bym byc z nimi dwoma na raz i oszukiwac ich bo daleko bym nie zajechała na tym wózku nie wiem jak mam postapic. męcze sie myslami i zyciem moze lepiej zniknąc z życia ich obojgu ale przeciez ten mały swiat nie jest w stanie mnie schowac przed rzeczywistoscia prosze o jakes porade i słowa otuchy. co mam dalej robic by oziebic nasze stosunki z ksiedzem.

mam jeszcze jedno pytanie czy jesli kiedys przestane byz z tym ksiedzem i jesli spodkam mężczyzne z którym bede chciała wziac slub czy bede musiała wyznac mu cała prawede o mojej przeszłosci dotyczacej księdza? czy moze to byc moja tajemnica czy bedzie to zatajenie przed nim czegos waznego? prosze o wyczerpujaca odpowiedz z góry dziekuje


* * * * *

Postępowanie tego księdza już kwalifikuje się do zgłoszenia w kurii i dziwię się, że Twoi rodzice lub ktokolwiek, kto o tym wie jeszcze tego nie zrobił.
Moja Droga, czy Ty w końcu przeczytałaś artykuł, który Ci poleciłam? Jakbyś przeczytała uważnie to nie pytałabyś ciągle co robić, bo tam jest wszystko napisane.
To nie jest tylko kwestia tego na kogo masz się zdecydować, bo wiesz dobrze, że ten ksiądz nie może brać udziału w tym rankingu. On jest poza konkursem. Natomiast faktycznie na razie póki jeszcze jesteś w jakiś sposób zaangażowana uczuciowo, póki masz zajęte serce i targają Tobą emocje nie powinnaś wiązać się z tym chłopakiem. Bo taką decyzję należy podejmować w całkowitej wolności i z wolnym sercem. Co do tego czy mówić o przeszłości. Wiesz, to jest kwestia jakiejś uczciwości i zaufania w związku. Na pewno pytanie takie (o przeszłość, o poprzednei związki) padnie. Myślę, że powinnaś powiedzieć prawdę niż całe życie żyć w obawie, że to wyjdzie. Ty na pewno tez byś chciała znać przeszłość swojego męża, prawda?
Z Bogiem!

  zagubiona, 19 lat
1901
03.10.2007  
Mam wiele problemów, o których chciałabym porozmawiać z księdzem. Konfesjonał odpada, bo praktycznie w ogole nie rozumiem, co ksiądz do mnie tam mówi. Wyłapuję tylko pojedyncze słowa. I chciałabym też, żeby i on mnie rozumiał, dobrze słyszał. Zresztą to rozmowy na dłuższą metę. A przed mszą lub w czasie mszy nie mogę zabierać księdzu tak dużo czasu, bo inni też się chcą wyspowiadać. Poza tym nie ma tego spokoju, ciszy. A ja bardzo potrzebuję tych rozmów, mam tak wiele wątpliwości, problemów w moim życiu o których bardzo chciałabym pomówić z zaufanym księdzem. Mama mówi, żebym raczej szła do psychologa. Bo kierownicy duchowi byli w średniowieczu. A to przecież nie prawda! Mama uważa, że to jest nienormalne u mnie (łagodnie mówiąc). Ja bardzo potrzebuję takiego kierownika duchowego... Zresztą w tych problemach, które mam, nie pomoże mi psycholog. Tylko ksiądz może to zrobić. Jest jeszcze jeden problem. Mieszkam na wsi. A tu ludzie szukają sensacji na każdym kroku. Zaraz by rozeszło się, że podrywam księdza itd. Już kiedyś była podobna sytuacja - rozeszły się plotki o tym, że nasz były katecheta ma romans z taką jedną dziewczyną. To smutne.. Ale prawdziwe. Nie chcę robić problemów naszemu księdzu. Proszę o radę. I o odpowiedź na pytanie, czy moje potrzeby są naturalne, czy raczej nienormalne? Czy mogę chodzić do księdza na plebanię (oczywiście tylko od czasu do czasu, żeby ludzie nie wymyślili kolejnego romansu). Czy mogę poprosić księdza żeby był moim kierownikiem duchowym, czy to rzeczywiście zwyczaj ze średniowiecza? Już tak bardzo się pogubiłam..

* * * * *

Moja Droga! Twoje potrzeby są jak najbardziej normalne, bo to prawda, że nie o wszystkim da się porozmawiać podczas szybkiej spowiedzi, szczególnie gdy z tyłu stoi kolejka.
Oczywiście, że istnieje kierownictwo duchowe i można z niego korzystać, wiele osób tego potrzebuje.
Rozumiem jednak, że w Twoim przypadku jest to dosyć trudne. Masz rację, że ludzie mogliby różne rzeczy pomyśleć. Wyjście jest takie, że jeśli w pobliżu jest miasto, jeśli czasem do niego jeździesz (do szkoły, na zakupy) to może wstąp do tamtejszego kościoła (wcześniej podpytaj jaky księża tam są) i spytaj o możliwość takiego kierownictwa. Z pewnością ktoś się zgodzi. Jeśli zaś nie masz takiej możliwości to po prostu poproś od czasu do czasu o rozmowę jakiegoś księdza u Ciebie w parafii. Może nie tego najmłodszego, żeby nie było podejrzeń no i z innych przyczyn: starszy kapłan ma większe doświadczenie. Naturalnie, zapewnie z uwagi na mnóstwo obowiązków nie będzie Ci mógł poświęcać zbyt dużo czasu, ale może raz na jakiś czas uda się porozmawiać, próbuj. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej