Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  arbuz, 24 lat
2650
29.04.2009  
Prosze mi wyjasnic znaczenie "slubu" cywilnego?. Ja na przyklad nie jestem nim w ogole zainteresowany. Czy moge go nie brac wcale?. Czy jest to slub dla niewierzacych jak sobie tlumacze? Pozdrawiam.

* * * * *

Ślub cywilny wywiera skutki w prawie świeckim. Nie musisz go brać, bo Polskę obowiązuje konkordat ze Stolicą Apostolską i możliwy jest teraz już tzw. ślub konkordatowy - zawierany tylko w kościele ale wywierający skutki też w prawie cywilnym. Po prostu ksiądz ma obowiązek w ciągu 5 dni przesłać do urzędu stanu cywilnego zaświadczenie o zawartym małżeństwie. Większość zawieranych teraz małżeństw jest właśnie ślubem konkordatowym. Ślub cywilny może być - tak jak myślisz - dla niewierzących, można go też zawrzeć oprócz ślubu kościelnego, jak ktoś się bardzo uprze. Wtedy on jakby osobno załatwia kwestię skutków w prawie świeckim a w kościele jest tylko ślub "kościelny" i wtedy ksiądz nic już nie musi załatwiać.

  arbuz, 24 lat
2649
29.04.2009  
Z Wybranka mego serca jestem juz od dosyc dawna i dobrze sie rozumiemy. Jednak ja od malego cwiczylem akrobacje. Do przodu salto umiem albo do tylu. Fifraka, szpagat, chodzenie na recach itp. Ktoregos dnia mialem okazje jej zaprezentowac troche.
Po wykonaniu salta w przod, dowiedzialem sie, ze nie wolno mi nic takiego robic, bo to niebezpieczne. "Boje sie o ciebie bo cos ci sie stanie, ja bym tak nie umiala... smieszny byles wtedy w kulce, ale nie..." Probowalem przekonac, ze nic mi sie nie stanie ale bezskutecznie. Mialem za to wytlumaczyc sie dokladnie dlaczego robie tak niebezpieczne rzeczy i co umiem. Tu rowniez nie udalo sie. Myslalem, ze wytlumaczylem, ale jak mi powiedziala jak to zrozumiala to sie zalamalem poprostu.Bo to niemozliwe. ..."ty sie obracasz tak w kolko jak nadepniesz na tym miejscu..." Postepy jednak byly pewne bowiem poczatkowo wierzyla tylko w grawitacje pozniej myslala, ze mnie nie obowiazuje:) Ale nadal czuje sie niedoceniony. Wszyscy moi znajomi jak mnie widywali to chcieli cos zobaczyc a Ona tego nie potrzebuje:(. Takich rzeczy nie mozna nauczyc sie z dnia na dzien, jest to czesc mojego zycia, nie korzystalem z materacow przy nauce i jakos zyje. Teraz to Ona jest dla mnie Najwazniejsza, kolegow opuscilem, i gdy w ogole przypomnialem sobie ze cos potrafie zostalem zlekcewazony. Ona boi sie nawet pajaka krzyzaka, ktorego ja kiedys chodowalem sobie w oknie swego pokoju i dla niego muchy nauczylem sie lapac w pudelko od zapalek:). Martwie sie... Pozdrawiam wszystkich.


* * * * *

Odnośnie pająka to spokojnie, ja też się boję i chyba większość kobiet :. Mój Drogi! Zakładam i Ty pewnie też, że Twoja dziewczyna ma dobrą wolę i szczere intencje. I ona po prostu się o Ciebie boi. Dlaczego? Ano dlatego, że jest kobietą. I kobieta jako istota z odmienną psychiką myśli inaczej, ona myśli nie w kategoriach: jaki to ja jestem odważny i sprawny tylko: czy to bezpieczne, czy to niczemu nie zaszkodzi. Ona naprawdę ze szczerego serca się o Ciebie boi. Ale to nie znaczy oczywiście, że ma Ci wszystkiego zabraniać, a Ty masz ze wszystkiego rezygnować. Bo w tym momencie ona myśląc jak kobieta totalnie nie rozumie Twojej psychiki, Twojej potrzeby pokazania co potrafisz. Nie musisz absolutnie myśleć, że robisz coś złego, nie musisz zgadzać się tego nie robić, bo ona tego nie chce. Myślę, że oboje powinniście po prostu spróbować dowiedzieć się i zrozumieć, że jesteście inni jako kobieta i mężczyzna i że to wszystko nie wynika ze złej woli a tylko z niezrozumienia różnic między Wami. Tłumacz dziewczynie że to dla Ciebie ważne, że poświęciłeś temu wiele pracy, włożyłeś dużo wysiłku, że daje Ci satysfakcję. Polecam Ci lekturę książki, którą potem koniecznie daj jej do przeczytania: "Dzikie serce" Johna Eldredge. Tam jest fajnie wyjaśniona istota męskości. Ona powinna to przeczytać i zrozumieć. Przeczytaj też odp. nr: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102 i te artykuły: [zobacz], [zobacz] może wyciągniesz z nich coś dla siebie.
To co potrafisz jest Twoją dumą, jest czymś męskim. Widzisz, Twoi koledzy to doceniali i zrozumieli, bo…są facetami! I myślą tak jak Ty. W ogóle dlaczego piszesz, że "opuściłeś kolegów"? A kto od Ciebie tego wymaga? Miłość nie wymaga porzucenia całego dotychczasowego życia i znajomych. Miłość akceptuje kogoś właśnie z jego życiem. Może błędnie rozumiesz, że tylko dziewczyna ma być w Twoim życiu i nic więcej? Nie, nie o to chodzi. Miłość daje wolność, miłość jest dumna z drugiej osoby i nie zniewala. Tylko widzisz, do tego trzeba naprawdę rozumieć swoje odrębności. Przeczytaj polecane odpowiedzi i artykuły i daj je do przeczytania dziewczynie. Musicie nawzajem uczyć się siebie, uczyć tego co dla Was jest ważne, byście mogli się zrozumieć, doceniać i nie mieć do siebie pretensji. Powodzenia! Z Bogiem!

  Aneta, 18 lat
2648
29.04.2009  
Witam.
Mój problem dotyczy chłopaka, który zamierza wstąpić do seminarium.
Poznaliśmy się kilka lat temu. Dopiero niedawno zaczęło iskrzyć. Wiedziałam od początku, że on chce wstąpić do seminarium. Mówił i mówi o tym otwrcie. Jednak powiedział mi też, że coś do mnie czuje... Spotykamy się codziennie i zachowujemy niemalże jak para.. Czułe dotyki, trzymanie się za ręce, głębokie spojrzenia i czułe słówka. Mówi, że nie chce mnie skrzywdzić, ale czuje, że to ta droga i nie wie dlaczego Bóg mu mnie postawił na drodze właśnie teraz. Nie wiem co mam zrobić.. Z góry dziękuję za odpowiedź!
Aneta


* * * * *

Koniecznie przeczytaj i poleć jemu te odp.: 10, 29, 157, 364, 381, 523, 644, 940. To jakaś duchowa schizofrenia. Jeśli jesteście parą to jak on może myśleć o wstąpieniu do seminarium? Zamierza tam być i mieć dziewczynę? Jeśli poważnie myśli o kapłaństwie to natychmiast niech z Tobą zerwie! A może jest tak, że presja otoczenia jest tak duża, że on uważa, że POWINIEN zostać księdzem? Bo zaczął kiedyś o tym myśleć i mówić i wszyscy uważają, że tak ma być? A jemu Ty się spodobałaś i teraz jest rozdarty? A może właśnie po to Bóg Ciebie postawił na jego drodze, że nie takie jest jego powołanie? Może Bóg wcale nie widzi go w seminarium tylko w małżeństwie? Może po to ta znajomość?
On koniecznie powinien porozmawiać ze spowiednikiem lub jakimś mądrym księdzem i próbować rozeznać. Powinien na jakiś czas przestać się z Tobą spotykać i w samotności i wolności podjąć decyzję. Jeśli on zaś nie jest na tyle silny, żeby się zdecydować to Ty zaproponuj rozstanie na jakiś czas. Ten czas pokaże Wam co jest ważne, w czym się realizujecie. Tylko w wolności można podjąć dobrą decyzję. Nie może być tak jak teraz. Naprawdę, jeśli chcesz wiedzieć co z Wami będzie dalej, jeśli Ci na nim zależy to daj mu ten czas i pozwól zdecydować. Chyba nie chcesz być "dziewczyną kleryka"? Chyba nie chcesz zadowalać się rolą drugoplanową z ciągłym poczuciem, że w każdej chwili on może Cię zostawić? Jeśli on faktycznie pójdzie do seminarium to ok., ale niech najpierw załatwi sprawy związane z Tobą. Nie może Cię zwodzić i dawać złudną nadzieję. Nie może traktować Cię jak osobę do zaspakajania swojej potrzeby bycia z kimś jednocześnie mogąc w każdej chwili bezkarnie odejść. Dziewczyno! Myśl o sobie. Masz prawo wymagać jednoznacznego określenia przez niego Waszej relacji, masz prawo wymagać, by on się zdecydował. To nawet dowód szacunku do Ciebie. Koniecznie poczytaj polecane odpowiedzi i wymagaj. Sytuacja między Wami nie jest normalna i jeśli nie podejmiesz zdecydowanych kroków będziesz się pogrążać i będziesz cierpieć. On jako mężczyzna ma być silny i odpowiedzialny, nie może się bawić czyimiś i uczuciami. Jakie daje Ci poczucie bezpieczeństwa? Żadne. Musi się zdecydować - obojętnie w którą stronę. Musisz wiedzieć na czym stoisz. Działaj. Z Bogiem!

  Kitka, 21 lat
2647
29.04.2009  
Bylismy razem 4 lata,a znalismy sie jeszcze dluzej.Na poczatku bylismy przyjaciolmi.Moglam mu wszystko powierzyc i on mnie zawsze wspieral.To jest jedyna osoba,przy ktorej czuje sie swobodnie.I najbardziej budujace bylo to,ze on mnie zaakceptowal z tym wszystkim,o czym mu mowilam o sobie.Przez dlugi czas bylo nam dobrze,bo mielismy w sobie wsparcie i moglismy zawsze na siebie liczyc.Tylko ze ja juz od poczatku chcialam go zmienic zeby pasowal do mojego wyobrazenia o chlopaku.Poczatkowo robil wszystko co mogl zeby mi dorownac i stac sie podobny do mnie.Nawet jesli nie byl do tego przekonany.Dopiero teraz widze,ze byl to duzy blad z mojej strony.Chodzilo glownie o kwestie wiary,nauki.Ale zawsze cenilam go za wspanialy charakter.Moze od razu nie bylo tego widac,ale z czasem wyszlo,ze jednak roznimy sie od siebie.Pochodzimy z domow z roznymi wartosciami,u niego w domu jest problem alkoholizmu.A najwiekszy problem pojawil sie, gdy wyjechalam na studia do duzego miasta,a on zostal w naszym miescie,ktore nie daje tak duzych perspektyw.Jednak radzilismy sobie,bo dzwonilismy codziennie,a ja tez przeciez przyjezdzalam do domu.Niby bylo nam dobrze,ale caly czas probowalam zmienic go na sile.I zawsze mialo byc tak jak ja chce,a on ustepowal.W tym roku mial przyjechac na stale do miasta w ktorym studiuje i poszukac pracy i zaczac studia.Ale na poczatku byl problem z pieniedzmi,bo mimo ze pracowal to trudno bylo odlozyc duza sume.A pozniej zaczelismy sie zastanawiac czy to ma sens.Bo on by tu przyjechal tylko dla mnie.I powiedzial,ze to musi byc jego decyzja nie moja.I jednak postanowil zostac i zyc po swojemu.I to zawazylo na tym,ze sie rozstalismy.Nie chcemy stracic kontaktu ze soba,bo obojgu nam na sobie zalezy.Ja jednak nie potrafie sie z tym pogodzic.Bo jest mi tak ciezko.Oboje wierzylismy,ze uda nam sie ze soba dogadac.Ale jego ta cala sytuacja przerosla.Ja nadal mam nadzieje.Chociaz oboje stwierdzilismy,ze tak moze bedzie lepiej,bo chyba oczekujemy czego innego od zycia.

* * * * *

Rozstanie zawsze jest przykrym doświadczeniem. Nie wiem czy wszystko już postanowione, czy nie możecie do siebie wrócić. Może możecie, tylko Ty musiałabyś wiele zmienić w swoim myśleniu. Nie można zmieniać kogoś na swój obraz i podobieństwo. Bo nawet jeśli na początku ktoś się na to zgadza, bo chce zrobić na nas dobre wrażenie, bo nas kocha, bo nie chce robić przykrości, to potem zaczyna mu to przeszkadzać. Ciągłe poczucie, że się nie odpowiada czyimś oczekiwaniom, że nie jest się akceptowanym prowadzi do frustracji i żalu. I potem jest albo awantura albo tłumienie wszystkiego w sobie i pielęgnowanie urazów. A potem rozstanie. Wszystko zależy od tego jak bardzo Wam na sobie zależy, na ile Ty jego akceptujesz i jakie macie wspólne zasady, poglądy i oczekiwania. Jeśli dużo jest tych wspólnych rzeczy to może warto po przemyśleniu spotkać się i jeszcze raz porozmawiać ustalając pewne zasady. Zacząć budować od nowa. Jeśli jednak to co Ty nazywasz zmienianiem jego dotyczyło Twojej niezgody na pewne wyznawane przez niego wartości, zasady, jeśli bardzo dużo Was dzieli np. Ty jesteś wierząca, on nie i Ty nie możesz się z tym pogodzić, jeśli jego wykształcenie i związane z tym podejście do życia nie zapewnia Tobie jako kobiecie poczucia bezpieczeństwa to być może nie jesteście dla siebie. Bo akceptacja odrębności nie jest też zgadzaniem się na wszystko i rezygnacją z własnych zasad i poglądów. Wszystko zatem zależy od tego czego to dotyczyło, na co miało wpływ i jak przekładało się na wizję wspólnej przyszłości.
Polecam Ci te odp.: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130 i te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Przeczytaj i pomyśl czego oboje oczekujecie i czy warto. Jeśli tak spróbujcie porozmawiać. Z Bogiem!

  **** , 22 lat
2646
28.04.2009  
Witam ! Aby uniknąć wielu niepotrzebnych słów wstępu przejdę od razu do sedna sprawy.
Boję się zakochać .... dziwne to prawda ?? ale gdy powiem że chce zostać księdzem sprawa nabierze troche innego kontrastu... więc czy osoba - kobieta którą nie dawno poznałem ..czy powinienem od razu zerwać ten kontakt ?? Normalne że nie chce jej krzywdzić zwłaszcza że już przeszla przez coś bardzo dla niej trudnego ...


* * * * *

Piszesz bardzo zagadkowo. Rozumiem, że myślisz o kapłaństwie ale poznałeś jakąś dziewczynę, która Ci się podobna. Podoba Ci się, tak? Czy jesteś już w seminarium? Jeśli nie to być może to jest Twoje powołanie? A nawet jeśli tak to koniecznie powiedz o tym kierownikowi duchowemu. Być może ją na Twojej drodze Bóg stawia? Dlaczego boisz się zakochać? Bo uważasz, że POWINIENEŚ zostać księdzem? A może nie powinieneś? Widzisz, powołanie nie jest nigdy przymusem, nie jest tak, że jest jedna określona droga w życiu człowieka. Może Twoją drogą nie jest kapłaństwo? Ja nie rozstrzygnę Twojego dylematu, musisz koniecznie omówić to ze spowiednikiem lub jakimś księdzem, który coś Ci doradzi.
Ja ci tylko powiem jedno: módl się o rozeznanie, o wolę Bożą. Jeśli Bóg chce Cię w kapłaństwie to owa fascynacja tą dziewczyną Ci przejdzie jeśli będziesz chciał naprawdę poznać Jego wolę. A jeśli Bóg uzna, że w małżeństwie lepiej byś się zrealizował to znajdziesz wskazówkę - przez poruszenia serca, przez mądre słowa jakiegoś kapłana, na adoracji Najświętszego sakramentu. Módl się, by rozeznać. Tylko w ten sposób podejmiesz właściwą decyzję. Z Bogiem!

  Lisa, 24 lat
2645
28.04.2009  
Witam. (moje poprzednie pytanie to: 2583)
Nadal jestem z moim chłopakiem. On nie ma ojca to między innymi jedna z przyczyn jego problemów. Ostatnio się zastanawiałam, czy naprawdę potrafię kochać :(
Wszystko mi się ostatnio nie udaje, pewne moje marzenie właśnie przepadło. Narobiłam sobie niestety tylu kłopotów. Zaczynam u siebie dostrzegać objawy depresji, zresztą to dla mnie nic nowego, więc jeszcze się jakoś trzymam. Wiem, że poradzi mi się szukanie ludzi, kiedy właściwie nie mogę wytrzymać w grupie ludzi, szczególnie rówieśniczej (bardzo mnie kiedyś skrzywdzono).Tak jest od dzieciństwa, więc to nic szczególnego. Nie wiem, czy nie powinnam powiedzieć mojemu chłopakowi by zaczął szukać kogoś innego, może modlić się o to? Mi osobiście już nic nie potrzeba. Może takie osoby jak ja powinny być samotne? A powołania do życia zakonnego nie czuję. Nie wiem, nie potrafię stwierdzić czy kogoś kocham czy nie. Niby życzę wszystkim dobrych rzeczy, szczęścia, niby komuś współczuję. Czy taka osoba jak ja naprawdę ma prawo do zakładania rodziny?


* * * * *

A widzisz, deficyt ojca jednak zaważył na jego psychice - zabrakło tej podpory, tej osoby, która chłopaka wprowadza w świat. Jeśli dołożymy do tego (być może ) nadopiekuńczą matkę to wiele tłumaczy z jego zachowania (opieranie się na kobiecie, zarzucanie jej swoimi troskami, lęk, trudności w stawianiu czoła wyzwaniom). Ale nie wszystko stracone. Kup mu (i sama przeczytaj) książkę Johna Eldredge "Dzikie serce". Autor tam świetnie wyjaśnia cały ten mechanizm i radzi chłopakom w takiej sytuacji jak stawiać czoła życiu. Zobaczysz, zdecydowanie mu to pomoże i wpłynie na zmianę jego postawy. Po prostu chłopak uwierzy w siebie i nabierze odwagi.
Co do tego kochania. Przeczytałaś na pewno polecane odpowiedzi i artykuły? Tam tłumaczyłam dokładnie owo "czucie", miłość. Oczywiście, że umiesz kochać, oczywiście, że masz prawo do miłości i małżeństwa. Nikt z nas nie jest idealny, każdy ma kompleksy, "popapraną" przeszłość lub jakiś krzyż w życiu. Ale małżeństwa nie tworzą anioły a miłość nie jest tylko dla pięknych, młodych i idealnych. Jest dla każdego, kto chce dawać coś z siebie drugiemu. A w Tobie widzę duże tego pokłady. Poczytaj jeszcze raz tamte polecane artykuły, przeczytaj tą książkę. Wiele zrozumiecie oboje i na pewno Wam to pomoże. Ani się waż mówić takich rzeczy chłopakowi, bo pomyśli, że po prostu chcesz odejść a nie masz odwagi inaczej tego powiedzieć. Poza tym to nieprawda. Ty jesteś bardzo spragniona miłości i nie widzę powodu byś miała z tego pragnienia i jego realizacji rezygnować. Polecam Ci w ogóle lekturę artykułów i świadectw z działu "miłość" i…do dzieła. Módl się też o miłość, o umiejętności, które są Wam potrzebne, o rozeznanie co do tego chłopaka. A tak całkiem dla siei, by w uwierzyć w siebie, we własne siły przeczytaj odp. nr: 421, 537, 950, 1490. Z Bogiem!

  Julia, 21 lat
2644
27.04.2009  
Witam! Poznałam około 6 miesięcy chłopaka -agnostyka po przejściach z dziewczyną z którą był związany bardzo emocjonalnie a która go ok. 2 lata temu zdradziła z najlepszym przyjacielem.
Mną targa burza uczuć. Bardzo go polubiłam i wydaje mi się że czuje do niego coś więcej.
Jednak jakoś nie mogę się zdecydować na rozmowę o tym bo on cały czas podkreśla że chce zostać już sam , zwątpił w ogóle w związki i jakikolwiek ich sens. Myślę że te jego przejścia zabiły również wiarę w sens Sakramentu Małżeństwa. Wiem jedno że w Boga wierzy ale w nic po za tym. Ja jako osoba wierząca nie wiem co mam robić. W gruncie rzeczy jest wspaniałym człowiekiem, zagubionym ale z wielkim sercem :) Czuje że była bym gotowa dla niego zrobić wiele.
Wiem że szanuje mnie i moją wiarę i jestem mu bliską osobą lecz nie wiem w jakim stopniu.
Nie wiem czy mam poczekać na przebieg zdarzeń czy może jednak z nim porozmawiać . Dziękuje za jakiekolwiek porady. Pozdrawiam


* * * * *

Poczekaj. Absolutnie nie rozmawiaj o uczuciach, nie naciskaj, nie uszczęśliwiaj na siłę. Abstrahując od jego wiary to jest on po traumatycznym przejściu, musi to w sobie przetrawić i dojść do siebie. Musi przeżyć swoją żałobę jak każdy w takiej sytuacji. Rozumiem, że Twoją intencją jest chęć doprowadzenia go do Boga, ale nic na siłę. Poza tym on chęć kontaktu z Twojej strony może odebrać jako narzucanie się i chęć szybkiego wejścia z nim w relację damsko- męską. Skoro póki co powiedział wyraźnie, że chce być sam to powiedział to po to, by dać Ci do zrozumienia, że nie chce budować bliższej relacji z Tobą. Może faktycznie nie czuje się na siłach i nie jest na to gotowy? Na jakikolwiek związek, nie tylko z Tobą? Uszanuj to. Oczywiście możesz z nim utrzymywać kontakty ale ma to swoje niebezpieczeństwo - będziesz się coraz bardziej w nim zakochiwać i cierpieć jednocześnie. Będziesz też myślała, że uda Ci się go nawrócić. Tymczasem może tak wcale nie być, o czym dobrze wiesz. Nawet gdybyście byli razem musisz wziąć pod uwagę taki scenariusz, że on nie będzie wierzył tak jak Ty. Przeczytaj proszę odp. nr: 69, 466, 1682, 1358, 1710 i pomyśl. Przeczytaj też ten artykuł: [zobacz]
aby nie popełnić błędu mówienia o uczuciach.
Sytuacja nie jest łatwa bo rozumiem Twoje zaangażowanie, jednak musisz "na trzeźwo" na to spojrzeć: chłopak o zupełnie innym systemie wartości, który na dodatek jasno się określił: nie chce wchodzić w związki. Takie są fakty. Przemyśl wszystko czy nie tracisz czasu, czy nie nastawiasz się na coś co może nigdy się nie wydarzyć. Z Bogiem!

  Julita, 17 lat
2643
26.04.2009  
Szczęść Boże !
Co mam myśleć o chłopaku, z którym spotkałam się kilka razy, poczuliśmy coś do siebie... Tak, poczuliśmy :) I to jest wspaniałe. Wszystko idzie w dobrym kierunku, lecz jest coś co mnie martwi... Powiedział mi, że na początku znajomości miałam być tą 'jedną z wielu', że nie myślał, że to będzie coś poważnego, bo nigdy nie był z kimś na poważnie. Myślał, że to kolejna zabawa. Powiedział jednak, że to się zmieniło, że pierwszy raz poczuł do kogoś coś takiego i po raz pierwszy chciałby się z kimś na poważnie związać...
Czy jest jakiś powód by się martwić ? Czy mogę z czystym sumieniem dać mu szansę nie patrząc na to, co mogłoby się stać, gdyby nie to, że coś między nami zaiskrzyło?


* * * * *

Niepotrzebnie Ci to mówił oczywiście - nawet jeśli tak było. No ale mężczyźni czasem nie mają takiego wyczucia - szczególnie młodzi. W każdym razie teraz nie masz żadnego powodu do niepokoju, bo w zasadzie to wyznanie było w jego mniemaniu sposobem powiedzenia Ci, że jesteś wyjątkowa, że właśnie Ciebie wybrał. Ot, tak chciał Cię dowartościować ale mu to średnio wyszło. W każdym razie intencję miał dobrą i możesz być spokojna. Z Bogiem!

  Ania, 24 lat
2642
24.04.2009  
Szczęść Boże,
od około 7 miesięcy spotykam się z pewnym chłopakiem, którego rok temu w bardzo nietypowy sposób poznałam przez uczęszczanie na akademickie msze. Głównym problemem jaki w tej chwili mam, to taki, że jego przyszła bratowa mnie chyba nie lubi. Trochę to dla mnie przytłaczające, bo dowiedziałam się to od mojego chłopaka (ja nie wiem czy potrafiłabym i czy nawet chciałabym mu powiedzieć o czymś takim jeśli problem byłby ze strony mojej rodziny- w sensie ktoś ode mnie go nie lubił, to nie wiem czy w ogóle bym mu to powiedziała). W każdym razie na jednej z imprez rodzinnych przyszła bratowa mojego chłopaka zapytała jego siostrę, czy ona mnie lubi? Bo Paweł się strasznie zmienił "przeze mnie" (argumenty podobno takie, że już nie jest taki imprezowy, nie pije praktycznie alkoholu, albo niewiele, a największym argumentem było to że chodzi często -w tygodniu- do kościoła - choć takim go pamiętam zanim zaczęliśmy chodzić, i wiem też, że wcześniejsze jego życie było bardziej "lekkoduszne "). Już wcześniej zauważyłam, że przyszła bratowa Pawła jakoś się do mnie mało odzywa, czasem ja się jej coś zapytam, ale ona mnie o nic nie pyta. To jedna sprawa, która mnie martwi. A druga to taka że ja jeszcze nie powiedziałam mojemu chłopakowi że go kocham.. on na to cierpliwie czeka, na nic mnie nie naciska, jest czuły i troskliwy, ale ja go nadal tylko albo aż bardzo bardzo lubię. Jest coś co mnie drażni- to że za często się do mnie przytula, choć ja też to lubię, to jednak wydaje mi się że facet powinien być mniej uczuciowy, taki mniej wylewny.. sama już nie wiem, a czasem jak go nie ma to czuję że mi go brakuje, a czasem nie. Czy to może się zmienić? bo chciałabym z nim być, ale coś mnie blokuje żeby mu powiedzieć że go kocham:( serdecznie pozdrawiam i proszę o jakąś radę, bo wiem, że decyzję będę musiała podjąć sama. Nikt o miom życiu za mnie nie będzie decydował. Dziękuję.


* * * * *

To przyszła bratowa ma problem jeśli Cię nie lubi a nie Ty. Bo Ty do niej nic nie masz. A jeśli chłopak w ten sposób się zmienił "przez Ciebie" to tylko pogratulować. No cóż, lubienie lub nie jest uczuciem, nastawieniem i nie masz na to wpływu. Nie będziesz ani się zmieniać ani zabiegać o jej względy. Trudno. Zachowuj się wobec niej normalnie, bądź taka jak jesteś. Zgadzam się, że to niekomfortowa sytuacja ale nie masz na nią wpływu. Natomiast zgadzam się też, że Paweł nie powinien Ci o tym mówić, bo Ty jako kobieta będziesz to rozpamiętywać i się tym martwić. Niepotrzebnie, bo jej może przejść a nawet jeśli nie to trudno. Rozumiem Cię, bo jesteś wrażliwą dziewczyną i nie czujesz się dobrze w takiej sytuacji. Daj sobie i jej czas, może się przekona do Ciebie albo zobaczy, że po prostu taka jesteś i koniec. Nie z każdym ma się o czym rozmawiać, nie każdy jest naszą pokrewną duszą i nic na to nie poradzimy.
Co do drugiego pytania. Ja rozumiem, że Twój chłopak już Ci miłość wyznał, tak? Bo jeśli nie, jeśli Tobie się wydaje, że on na to czeka a sam nic jeszcze nie mówił to polecam ten artykuł: [zobacz]
Ale jeśli on już wyznał miłość a Ty nie możesz się przemóc to nie rób nic na siłę. Powiedz, że potrzebujesz więcej czasu, że nie nadążasz (a tak wnioskuję po tym co piszesz o szybkości i intensywności gestów z jego strony). Być może on po prostu jest bardziej wylewny a Ty mniej - to kwestia charakteru. A może jest też tak, że Tobie się wydaje, że powinnaś więcej czuć, żeby mu to powiedzieć? Może martwi Cię to, że jest za mało emocji? Tym się nie martw, bo każdy jest inny, a poza tym miłość to nie emocje i nie trzeba zbyt wiele czuć, by kochać naprawdę, pisałam o tym w odp. nr 13, 15, 906 i tym artykule: [zobacz]
7 miesięcy to nie jest długo i nie można wymagać od nikogo poważnych deklaracji. Zawsze jeśli czujesz, że coś jest za szybko lub czegoś jest za dużo to o tym delikatnie mów i proś o czas. Jeśli chłopak Cię kocha to się nie obrazi tylko poczeka. W każdym razie musisz być w zgodzie ze sobą bo nie można udawać, że wszystko jest ok jeśli tak nie jest. Grozi to nagromadzeniem frustracji i wybuchem. Z Bogiem!

  Karolina, 16 lat
2641
23.04.2009  
Kocham mężczyznę od 3 lat. Jestem pewna, że jest to miłość prawdziwa i szczera, nie zwykłe zakochanie czy zauroczenie. Z tym człowiekiem mogłabym się związać na całe życie i jestem tego świadoma mając 16 lat ponieważ kocham nieustannie mocno już tyle czasu i mam wrażenie, że nigdy nie przestanę. Jednak nie jesteśmy razem. Nigdy nie byliśmy i nie będziemy. Zapoznaliśmy się na obozie, lecz z racji tego, że On jest ode mnie starszy musiał wyjechać na studia. Żyje 100 km ode mnie. Przez cały ten czas często o nim myślałam i miałam ogromną chęć ujrzenia go. Tylko tyle. Wiem, że on nie jest świadomy moich uczuć, jednak jesteśmy w pozytywnych relacjach. Po prawie dwóch latach spotkałam go. Przywitał się ze mną, jednak ja nic nie odpowiedziałam. Szłam zgrywając twardzielkę, udając, że go nie widzę. W tym jednym momencie czułam jak bardzo go kocham i ile dla mnie znaczy, jednak mojego zachowania nie potrafię sobie wytłumaczyć... Nie mam pojęcia dlaczego tak postąpiłam. Czy to znaczy, że czuję do niego także nienawiść? Czy kocham i jednocześnie nienawidzę za to, że nigdy poważniejszego się miedzy nami nie wydarzyło? Czy mogłabym w jakiś sposób o nim zapomnieć? Czy kiedykolwiek pokocham drugiego mężczyznę, czy będę skazana na tą (chyba) nieodwzajemnioną miłość? Czy to uczucie pozostanie na zawsze? Co mam począć ze swoim wewnętrznym smutkiem i cierpieniem? Kiedy teraz to wszystko piszę i przeżywam od nowa, łzy napływają mi do oczu. Droga redakcjo, proszę nie kierować się moim wiekiem. W tym wieku też można prawdziwie Kochać. Moja miłość jest zjawiskiem. Ale jak mam z nim żyć?
Z góry dziękuję.


* * * * *

No właśnie czemu się tak zachowałaś? Na pewno nie jest to żadna nienawiść. Ale może po prostu zetknięcie rzeczywistości z wyobrażeniami Cię sparaliżowało? Może nagle uświadomiłaś sobie realność tej sytuacji, możliwość związku lub choć zawarcia bliższej znajomości i to Cię tak wystraszyło?
s Moja Droga! Nie wątpię, że go kochasz. Ale nie widząc go, nie słysząc to Ty bardziej kochasz nie jego samego a swoje wyobrażenia o nim. Bo nie wiesz jaki on jest w rzeczywistości, jak się zachowuje, mówi, co lubi, jakie ma kompleksy. A tylko realnego człowieka można kochać naprawdę bo się go ZNA. Ty zaś go nie znasz tak naprawdę i dlatego pielęgnujesz w sobie swoje wyobrażenia o nim. Polecam w tym temacie odp. nr: 441, 868. Ale nic straconego. Masz jakiś kontakt do niego? Jest szansa, że za jakiś czas się gdzieś zobaczycie? To napisz albo porozmawiaj z nim jak go zobaczysz. No naturalnie, nic o uczuciach, po prostu zacznij zwykłą rozmowę. Jeśli on będzie chciał z Tobą rozmawiać to możesz próbować rozwiązań z odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. I to jest jedyne wyjście by się przekonać czy coś z tego będzie, byś zobaczyła czy tego chcesz i czy on chce. Inaczej jeśli nic nie zrobisz to pozostaje Ci tkwić w takim stanie przez kolejne lata aż do czasu kiedy się zmęczysz tą nieodwzajemnioną miłością lub poznasz kogoś realnego, kto Cię zachwyci. Zaryzykuj jeśli masz taką możliwość. Jeśli nie, jeśli masz dość i chcesz się odkochać polecam odp. nr: 80, 526, 653, 825. Z Bogiem!

  Zagubiona, 23 lat
2640
23.04.2009  
Droga Pani Kasiu, zacznę od razu od tego,co mi chodzi po głowie, bo czuję, że się długi list szykuje. Więc - jesteśmy razem od prawie 2 lat, on pracuje, ja kończę studia. Na początku naszej znajomości miałam duże obawy czy coś z tego wyjdzie, bo nie byłam właściwie z nikim wcześniej w związku. Miałam dużo wątpliwości, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, często wracałam z naszych spotkań do domu z płaczem, bo moja niepewność mnie niepokoiła - ciągle się zastanawiałam, czy to Ten i czym jest właściwie miłość. Znalazłam ten portal, który na wiele moich pytań udzielił mi odpowiedzi. Dopiero po lekturze artykułów i listów innych osób zrozumiałam, że miłość to nie zakochanie a decyzja. Chyba wszystko na ten temat Pani napisała, więc nie będę powtarzać. Dopiero po roku "chodzenia ze sobą" nabrałam jakiejś pewności i większej wiary w nasz związek. Chociaż początki były trudne, bo jakoś nie czułam się zakochana, nie przeżywałam takich silnych emocji, o których często wcześniej czyta łam, to jednak myślę, że ja i mój chłopak chyba do siebie pasujemy - myślę, że mamy podobne poglądy, podobną wrażliwość, czujemy się przy sobie dobrze, umiemy ze sobą porozmawiać szczerze. Chociaż to też nie było łatwe na początku, bo ja niestety w domu nie nauczyłam się tak rozmawiać - u mnie zawsze tata krzyczał, ja nie lubię krzyków, więc przy chłopaku jakoś się zamykałam, ale zaczął mnie wyciągać z tej skorupy i teraz się jakoś dla niego i dla nas przełamuję i staram się mówić, jeśli jest jakiś problem do "obgadania". Czasami jednak nadal nie wiem czy ja go tak właściwie kocham czy nie? :( Czasem mi się wydaje, że jakby chciał odejść, to bym nawet o niego nie walczyła, a z drugiej strony jak się nie widzimy 3 dni, to nie mogę sobie miejsca znaleźć i płaczę. O tym akurat z nim nie rozmawiałam, bo bałam się, że mógłby mnie nie zrozumieć albo raczej zrozumieć źle, gdybym mu powiedziała, że tak właściwie to ja nie wiem czy go kocham czy nie, bo nie czuję, żebym go kochała? :(

Co do mojego wcześniejszego listu, to od razu przepraszam, że taki długi i właściwie na dwie raty, ale potrzebuję bardzo spojrzenia na mój związek z obiektywnej strony. Chciałam także zapytać oto jak silne powinno być to podobanie się sobie? Bo mnie mój chłopak się jak najbardziej podoba, chociaż czasem zauważę, że są ładniejsi, ale że tak to określę - nie czuję, żebym się chciała na niego "rzucić" (nie przychodzi mi do głowy inne określenie ;). Nie czuję do niego jakiegoś wstrętu czy czegoś podobnego, ale jak rozmawiam z koleżankami to mam wrażenie, że w ich związkach jest inaczej, a ja jakoś wcale nie myślę non stop o "tych" sprawach. Więc się zastanawiam czy wszystko ze mną w porządku? :( Bo martwię się, że potem w małżeństwie będzie to jakiś problem między nami :( Co do małżeństwa to chciałam przy okazji jeszcze zapytać po czym poznać, że chłopak mnie poważnie traktuje? Cały czas mi się wydawało, że tak jest, ale ostatnio mój chłopak w ogóle nic na temat ślubu nie mówi. Wiem, że dwa lata to może nie jest długo, ale ja tak na ten związek długo czekałam i wydawało mi się, że mój chłopak myśli już o wspólnej przyszłości i że chce ze mną ją dzielić, sama też doszłam do wniosku, że chciałabym być z nim już na zawsze, mieć później dzieci itd. Ale od jakiegoś czasu to z jego strony jest cisza :( Smutno mi, bo mamy parę znajomych, którzy się poznali mniej więcej w tym samym czasie, co my, ale oni już po kilku miesiącach znajomości się zaręczyli, teraz już są po ślubie, więc się zastanawiam czy nasz związek jest jakiś gorszy? :( Czy to nie jest miłość? :( Ja zawsze chciałam, żeby zaręczyny były czasem nie tylko nerwowego załatwiania formalności związanych ze ślubem, ale żebyśmy mieli czas dla siebie, ale chyba się to moje marzenie nie spełni, bo mój chłopak chyba mi się nie chce oświadczyć :( ;( Przepraszam jeszcze raz za taki długaśny i chaotyczny list, ale taki sam chaos jest w mojej głowie. Mam nadzieję, że się w końcu "odnajdę"... Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.


* * * * *

Jeśli czytałaś moje artykuły i odpowiedzi to nie będę się powtarzać. Właściwie Ty znasz odpowiedź na swoje pytania. Wiesz, że miłość to nie uczucia, że to nie zakochanie, że związek nie jest unoszeniem się nad ziemią. Moim zdaniem to co opisujesz to właśnie prawdziwy obraz miłości, tej prawdziwej. Może być przecież nawet miłość bez zakochania, bez takich wielkich emocji, pisałam o tym w odp. nr 13, 15, 906, poczytaj. Przeczytaj też odp. nr: 201, 646, 1120. Nie musisz czuć, nie musisz patrzeć na inne koleżanki, bo może one są na innym etapie, może są po prostu zakochane, może to ulotne uczucie, które szybko minie a może po prostu tylko tak się przechwalają.
Jeśli się sobie podobacie, macie wspólne zasady, dogadujecie się, dobrze Wam razem, macie o czym rozmawiać i lubicie robić coś wspólnie to jesteście na dobrej drodze. Nie musisz się zastanawiać jak silne powinno być podobanie się, bo zawsze może być jeszcze silniejsze, prawda? Powinno być takie, żeby chcieć z kimś przebywać. I wystarczy. To jest zawsze indywidualna kwestia.
A co do oświadczyn polecam odp. nr: 630, 1261. Dwa lata w Waszym wieku to jeszcze nie tak źle. A może on coś planuje tylko czeka na dobry moment, na jakąś okazję lub rocznicę? Jeśli to się będzie przeciągać to musisz delikatnie jakoś zażartować na ten temat, by go wybadać. Albo na przykładzie jakichś znajomych, którzy szybko się pobierają powiedz, że Ty byś nie chciała tak szybko czegoś załatwiać, że według Ciebie ten czas narzeczeństwa jest taki piękny, że nie wyobrażasz sobie poświęcania go tylko na formalności. Powiedz to tak bez emocji, na czyimś przykładzie, żeby chłopak nie czuł się naciskany. Polecam Ci także odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 i te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Módl się o rozeznanie, módl się także w intencji Waszego związku, by Bóg nim kierował i by wszystko odbyło się w swoim czasie. Z Bogiem!

  tomek, 22 lat
2639
22.04.2009  
Podobny temat był już u Państwa poruszany. Jednak proszę o... Trzy miesiące temu poznałem Dziewczynę. I zakochałem się umysłem, sercem jak dotąd nigdy przedtem. Po miesiącu chodzenia ze sobą wspólnych spotkań, długich rozmów. Wzajemnej afirmacji, zobaczyłem ją na mieście z innym mężczyzną z którym namiętnie się całowała. Wszystko we mnie zawrzało, jakby świat się skończył. Zadzwoniłem do niej i spokojnie zapytałem dlaczego? Rozpłakała się i wszystko wyjaśniła. Podobno chciała sprawdzić uczucie między nami próbując z kimś innym. Przyjąłem, przebaczyłem, uwierzyłem. Zakochanie, miłość. Wszystko się pięknie układało i nagle pytanie czy miałeś kobietę. Odpowiedziałem nie. Zresztą mówiłem jej wcześniej, że chciałbym współżyć dopiero po ślubie. I znów cios z pełną satysfakcją zakomunikowała mi, że ona miała już dwóch mężczyzn i czy mi to przeszkadza. Dwa dni nad tym myślałem, modliłem się. Nie oceniałem, wczułem się w nią. Próbowałem sobie wyjaśnić Jej postępowanie. A skoro Bóg Jej wybaczył. Ja również powiedziałem sobie to nic takiego. Wybaczam Jej i sobie swój egoizm. Po trzech dniach myśli przestały mnie już dręczyć. I właśnie w tą Niedzielę wymyśliła petting. Odmówiłem była załamana, że jej nie kocham, że nie jestem mężczyzną. I nie wiem czy moja miłość jest zdrowa, czy faktycznie może mam dziwne wartości? Nie wiem jak Jej pomóc? Jak dalej utrzymać ten związek. Ona urzekła mnie swoją Osobą, modlitwą, trzymaniem się za rękę w Kościele, swoją wiarą i opowiadaniem o niej. Proszę o radę.
Dziękuję.


* * * * *

Drogi Tomku! Ja nie egoizm w Tobie widzę ale właśnie wielkie serce, ogromna wielkoduszność. Powiem Ci szczerze, że mało który chłopak zdobyłby się na to, by wybaczyć dziewczynie taki wybryk a potem jeszcze pogodzić się z tym, że nie jest dziewicą i nie czuć żalu. I wiesz, wydaje mi się, że tylko bardzo duże uczucie tłumaczy Twoje nastawienie do niej. Bo Ty ją mocno idealizujesz. Ale czy ona taka jest? Mój Drogi! Nie trzymanie za rękę w kościele jest dowodem wiary. To nawet nie jest gest właściwy w kościele, bo kościół to miejsce modlitwy a nie czułości. Nie przychodzimy tam dla siebie, manifestować swoją miłość, tylko dla Boga. A On wie, że się kochamy i nie musimy Jemu tego pokazywać. Poza tym nie pomyślałeś, że takie gesty mogą bardzo zranić kogoś kto jest samotny? Kto nikogo nie ma, nie może znaleźć i po prostu czuje wielką przykrość na taki widok? Nie róbcie tego w kościele!
Poza tym nie opowiadaniem o wierze dajemy jej dowód a działaniem. A jakie jest jej działanie? Petting? To jakaś schizofrenia duchowa! Jak można mówić o Bogu, modlić się a proponować coś takiego! Wiedząc na dodatek jakie masz zasady, jak postępujesz i ile jej wybaczyłeś. Nie, mój Drogi, może Cię rozczaruję, może zdenerwuję, ale moim zdaniem to ona "wyczuła" Cię i próbuje właśnie opowiadaniem o Bogu zbliżyć się do Ciebie. I ta jej wiara to jest właśnie albo taka powierzchowność albo środek do celu. To co robi, jak się zachowuje i szantażuje Cię na dodatek to naprawdę nie świadczy o niej dobrze, nie przedstawia jej w dobrym świetle. Pewnie czytałeś odpowiedzi o utarcie dziewictwa. Ja tam pisałam, że można z kimś być, że trzeba przebaczyć i nie wypominać jeśli ktoś żałuje i wstydzi się tego. A ona żałuje? Jeśli z satysfakcją Ci opowiada o swojej przeszłości i jeszcze zmusza do grzechu Ciebie?
Tomek, wiem, że jesteś zafascynowany, ale spójrz na to trzeźwo, po męsku. Przeczytaj swój list tak jakby był to list kogoś obcego. Co czujesz? Nie nasuwa Ci się jeden wniosek: oszukiwanie? Bo mi się nasuwa. Ona po prostu dąży do swoich celów i wcale o Bogu teraz nie myśli. Gdyby Cię choć szanowała to szanowałaby Twoje zasady, byłoby jej głupio i nigdy nie proponowałaby Ci takich rzeczy.
Gdybyś był dziewczyną to powiedziałabym: uciekaj. Ale jesteś mężczyzną więc mówię: porozmawiaj, postaw warunki. Twarde. Przeczytajcie wspólnie ten artykuł: [zobacz]
i podyskutujcie. Ustalcie granice, zasady i ich się trzymajcie. Módlcie się przed każdą randką. Nie możesz, nie wolno Ci iść na takie ustępstwa w imię miłości. Bo właśnie w imię miłości Ty jako przewodnik związku, jako mężczyzna masz się temu opierać i miłość przed tym chronić. W imię dobra jej i własnego. Polecam Ci także jeszcze te odp.: 616, 961, 1070, 1819
oraz te artykuły: [zobacz]
[zobacz], [zobacz]
Bądź bardzo ostrożny i po prostu wymagający. Pamiętaj, że trzeba dokonywać wyborów słusznych a nie wygodnych. Módl się gorąco o rozeznanie. Jeśli ona Cię naprawdę, kocha i szanuje to zachwyci się Tobą, Twoimi zasadami. Jeśli będzie miała pretensje to znaczy, że nic nie rozumie i nie wie tak naprawdę czym jest miłość. Poczytaj, pomyśl i postaw warunki jeśli kochasz. Miłość nie zgadza się zło. Z Bogiem!

  Weronika, 18 lat
2638
21.04.2009  
Mam taki problem, a właściwie nie wiem czy to jest problem. Podoba mi się pewien chłopak,jest starszy o rok ode mnie. Chodzimy do tej samej szkoły więc widzimy się prawie codziennie. Tylko jest mały problem, bo on nie wie że ja się w nim zakochałam. Mam jego gg ale jakoś nie możemy złapać kontaktu. To zakochanie trwa około roku. Nie wiem czy jest jeszcze jakiś sens żeby zwracać na siebie uwage tego chłopaka?i jak można tak po katolicku jakoś czysto i bez podtekstów kogoś podrywać?

* * * * *

Skorzystaj z odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932, 1306. Natomiast absolutnie nic nie mów o uczuciach, bo będzie to początek końca, pisałam o tym tutaj: [zobacz]
Dlaczego piszesz o podrywaniu? Jeśli chłopak Ci się podoba to możesz po prostu nawiązać z nim kontakt w celu zawarcia bliższej znajomości a nie podrywania. Z Bogiem!

  Magda, 21 lat
2637
21.04.2009  
Witam!Mam chłopaka którego bardzo kocham. Znamy się 3 lata, najpierw narodziła się miedzy nami wielka przyjaźń która przerodziła się w miłość. Para jesteśmy dopiero od 3 miesięcy(choć mam wrażenie, że znam go już całe wieki;)) Rozmawiamy o wszystkim, ufamy sobie! Ja nie wyobrażam sobie życia bez Niego! Oboje jesteśmy wierzący i praktykujący, razem chodzimy na Msze św, modlimy się za siebie. On wie że nigdy nie współżyłam i że chcę zachować czystość do ślubu i to szanuje. Ale od pewnego czasu wpadliśmy w pułapkę pokusy pieszczot...i nie potrafimy z niej wyjść. Wszytko jest ok do momentu kiedy jesteśmy blisko(każdy potrzebuje przytulenia, pocałunku od drugiej ukochanej osoby) wtedy emocje biorą górę. Z jednej strony również przez to nasze więzi się zacieśniły, nie wstydzimy się siebie. Nie wiem co mam robić, co mówić jak tłumaczyć że cały czas go Kocham i właśnie dlatego nie chce tego dalej robić. On jest starszy ode mnie i był już w związku z kobietą w którym było współżycie (w tedy był innym człowiekiem, nie uznawał takich wartości jak czystość przedmałżeńska).Natomiast nigdy nie był w związku w którym była czystość i sam podkreśla że nie wie czy będzie umiał wytrwać. Wierze w to, że on wytrzyma(bo w końcu łączy nas miłość a ona zwycięża wszystko) ale chciałabym mu w tym pomóc i utwierdzić że przez cały czas go kocham, i że da radę, że my damy radę! Lecz nie wiem kompletnie jak:( Proszę o pomoc. Ps. Przy spowiedzi kapłani mówią, że skoro się modlimy to wytrwamy, ale przecież po mimo modlitwy upadamy i to często:(Ps2. Pisaliście o utraconym dziewictwie kobiety, że można je odzyskać duchowo i o tym że dla kobiety najczęściej utrata dziewictwa to nic przyjemnego jeśli chodzi o doznania. A co z mężczyznami dla których pierwszy raz i kolejne zbliżenia były czystą przyjemnością??Przecież do końca życia będą mile wspominać te zdarzenia.Jak oni mogą odzyskać duchowe prawictwo??Czy jest taka możliwość??

* * * * *

Na następną randkę wydrukuj ten artykuł: [zobacz] usiądźcie razem gdzieś w spokoju np. w parku i czytajcie go razem lub na głos a potem podyskutujcie. Tam są wszystkie możliwe argumenty. Co do ostatniego pytania. No rzeczywiście, pierwszy raz dla mężczyzny nie jest tak traumatyczny jak dla kobiety ale też nie jest łatwy. Tu może nie chodzi o fizyczność ale o psychikę. Bo to też nie jest tak, że mężczyźnie od razu wszystko wychodzi i wszystko wie. Też się nie udaje a poza tym to wszystko co negatywnego przeżywa wtedy kobieta, z którą jest mocno go frustruje. Więc to też nie jest tak, że dla niego to tylko czysta przyjemność. A poza tym wszystkie inne rady dotyczące duchowego dziewictwa odnoszą się tak samo do mężczyzny. Tu chodzi o postawę, o czystość: myśli, pragnień i działań.
Bardzo dobrze, że spowiadacie się z tego i że się modlicie. Brawo! Trzymajcie tak dalej. A poza tym wyznaczcie sobie konkretne - spisane nawet - granice. Mogą być nawet trochę na wyrost ale to będzie Wasz pas bezpieczeństwa. Nie przekraczajcie ich. I tak jak wielokrotnie radziłam zróbcie sobie jedną randkę "testową": bez dotykania się. Jeśli czytasz odpowiedzi w tym dziale to wiesz o co chodzi ale przypomnę w skrócie: jedna randka bez dotyku. Zaplanujcie ją i idźcie gdzieś tylko rozmawiając, robiąc coś razem, coś oglądając itp. Ale się nie dotykajcie. To Wam uświadomi jak jesteście sobą zafascynowani duchowo, czy macie o czym ze sobą rozmawiać.
Poza tym każdą randkę planujcie, nie nudźcie się i nie siedźcie w domu.
I przed każdą się króciutko wspólnie módlcie. Trudniej jest upaść gdy przed chwilą patrzyło się na krzyż Jezusa. W chwilach pokus módlcie się i niech fizycznie jedno z Was zrobi zdecydowany ruch i po prostu odejdzie 2 kroki. Dosłownie, trzeba wstać i stanąć obok. To pozwoli ochłonąć. Proponuję też np. wspólny wyjazd do Częstochowy. Powierzcie Wasz związek Bogu, Maryi, poproście Ją o opiekę i pomoc. Nie zdawajcie się tylko na własne siły, bo jesteście ludźmi. Proście Boga o pomoc, o siłę. On z pewnością udzieli Wam tych łask. Módlcie się i bądźcie odważni w mówieniu "nie", w przełamywaniu się. To wyda naprawdę dobre owoce. Z Bogiem!

  Beata, 21 lat
2636
21.04.2009  
Dzien dobry! Mam taki problem, że chciałabym wrócić do chłopaka, ale nie wiem w jaki sposób dac mu to do zrozumienia, ze jestem zainteresowana. Rozstalismy sie jakies 1,5 roku temu po 3 miesiącach chodzenia. Własciwie to on zerwał, chociaz nie umiał podac konkretnego powodu, mysle ze nie byl po prostu dojrzały do związku. Czasem go widuję i wiem, ze jest sam. Chciałabym sprobowac jeszcze raz, myslę, że dojrzał. nie wiem czy mam jakies szanse, ciągle mi bardzo na nim zależy chociaz nie dawalam tego po sobie poznac - nie licząc kilku miesiecy po rozstaniu, bo wtedy bardzo cierpiałam. Prosze o porade/

* * * * *

No ale on wykazuje jakieś zainteresowanie Tobą? Mówicie sobie "cześć", rozmawiacie czasami? Jak się zachowuje na Twój widok? Owszem, możesz spróbować, z tym, że nie nastawiaj się na sukces, tym bardziej jeśli to on zerwał. Może być tak, że teraz męska duma nie pozwoli mu na to, by znów z Tobą być. Polecam Ci odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Potraktuj to trochę tak, jakbyście zaczynali od początku. Ale jeśli zauważysz, że on Cię unika, nie chce z Tobą rozmawiać to się po kilku razach wycofaj. Z Bogiem!

  sara, 33 lat
2635
20.04.2009  
(2550)...poszlam za Pani podpowiedzia, zlogowalam sie na strone catholic match, bo moja przyszlosc wiaze z mieszkaniem za granica..tu mam najblizsza rodzine....Chcialam tylko zobaczyc czy moze jest na tym portalu ktos kto mieszka blizej moje miejscowosci, no i okazalo sie ze pierrwsza osoba ktora tam zobaczylam byl wlasnie moj ukochany...Nic nie opisze wstrzasu jaki przezylam - wiedzialam ze on szybko zorientuje sie ze to ja, wiec pierwsza wysylalam do niego wiadomosc...Nie maialam zadnych nadziei poza ta ze moze latwiej mi bedzie zostac na tym portalu. To byla wiadomosc tylko o tym ze dobrze ze jest posuwa sie do przodu.
Tymczasem on odpisal blyskawicznie i napisal o swoich spotkniach az z czteroma kobietami odkad zerwalismy...byl ciekawy co u mnie...napisalam szczerze o swoich zmaganiach i o tym ze chcialabym pozanc na tym portalu kogos, ze chcialabym sporbowac....korespondencja miedzy nami tydzien, nie wytrzymalam bo bolalo mnie ze on caly czas jest zalogowany na tej stronie, nie wiedzialam jak odpowiadac innym mezczyzna, bo chcialam byc wobec nich uczciwa, a jednoczesnie wiadomosci od mojego ukochanego podtrzymywaly nadzieje ze moze on jest gotowy, bo przeciez pisze...
Teraz szarpie sie samam z soba, bo powiedzialam mu ze nie czuje sie swobodnie na tym portalu, nie wyjasnialam dokladnie czemu, ale powiedzialam ze ciesze sie z naszej rozmowy i moze moglibysmy kontynuowac rozmowe przez nasze emaile...nie odezwal sie wiecej...niestety czasem mam pokuse zeby zobaczyc czy on na tej portalu jest...jest prawie zawsze...prosze Pani, modle sie goraco i probuje,ale czasem nie potrafie obronic sie przed rozpacza. I jeszcze to prosze Pani , ze on twierdzi ze nie odzywal sie do mnie przez cale te poltorej roku po przechodzil zalobe po naszym zwiazku...a przeciez byl t trakcie tego roku nawet takie okazjonalne mejle od niego gdzie proponowal spotkanie..tyle ze ile razy sie godzilam...przestawal pisac...tak sie boje ze oceniam go zbyt surowo, ale sama mnie to wszytko tak strasznie boli...prosze sie nie gniewac ze zabieram tu az tyle miejsca.


* * * * *

Oj, to rzeczywiście wstrząsające. Wiesz co mnie zastanawia? To, że - jak piszesz - ile razy jednak godziłaś się na spotkanie on przestawał się odzywać. Jak mu napisałaś, że możecie kontynuować korespondencję -przestał się odzywać. O czym to świadczy? Dokładnie o tym - jego niegotowości na związek. Bo w momencie kiedy uświadamia sobie, że możesz się z nim spotkać (i być może znów próbować na poważnie) on się wycofuje. Bo się boi. Bo nadal na pierwszym miejscu jest zmarła żona i nie jest gotowy z NIKIM się związać. A dlaczego korespondencja na takim portalu z kobietami? Ano właśnie. Czuje się samotny, pragnie bliskości, owszem. Ale widzisz jakie to jest powierzchowne? Pragnie by ktoś zaspokoił jego potrzeby emocjonalne i nic więcej. Żadnego związku. Sam fakt korespondencji z kilkoma osobami, wycofywanie się gdy ktoś zaczyna to traktować poważnie o tym właśnie świadczy. Jestem pewna, że jeśli nawet spotykał się z tymi kobietami to również się wycofuje w momencie gdy robi się "poważnie", gdy widzi, że któraś zaczyna coś od niego chcieć. Posuwa się do pewnej bezpiecznej granicy, do której mu dobrze, a w momencie gdy już on musi dawać z siebie, on musi podejmować decyzje- wycofuje się, bo nie jest gotowy. No i przykra sprawa ale prawdziwa: po rozstaniu z Tobą tu się zalogował i szukał znajomości. A zatem właśnie samotność mu doskwiera i pragnie tego emocjonalnego zaspokojenia od kogokolwiek. Gdybyś Ty była wtedy dla niego najważniejsza - nie szukałby nowych znajomości i to tak szybko.
Moja Droga! Bardzo ci współczuję. Ale sama widzisz, że on nie jest taki idealny. Być może jest dobrym człowiekiem, ale ta sytuacja go przerosła i NIE JEST w stanie z nikim stworzyć teraz normalnego związku opartego na wyłączności. On nie ma wolnego serca, on tylko szuka ukojenia i bliskości kobiety. Ale nie jest w stanie zaangażować się w prawdziwy związek z nią. Co mogę Ci doradzić? Zarejestruj się na innym portalu, nawet jakimś polskim, bo tu też są osoby zza granicy. Nawet całkiem sporo, a piszą tutaj, bo czują się bezpieczniej. Rozumiem Twoją pokusę podglądania co u niego, nie będę ci pisać, byś tego nie robiła, natomiast na ile możesz to ogranicz logowanie się tam a już na pewno nie pisz więcej do niego! Bo to tylko pogorszy sytuację. W ogóle jestem zdziwiona tym, że jemu nie było głupio, że go tam nakryłaś i tym z jaką łatwością opowiadał Ci o swoich kolejnych znajomościach. To naprawdę dobrze nie świadczy o stosunku do Ciebie, o tym kim dla niego byłaś. Tak jakoś łatwo mu przyszło szukanie kogoś innego? Nie ma oporów by Ci o tym mówić? A może wcale żadnej żałoby nie przeżywał po rozstaniu, może faktycznie jest tylko spragniony emocji? Módl się nadal. I próbuj gdzie indziej, tam gdzie poczujesz się bezpiecznie. A z nim zerwij już kontakty, inaczej nadal będziesz cierpieć. Dbaj o siebie. Z Bogiem!

  Aleksandra, 20 lat
2634
18.04.2009  
Witam. Od pewnego czasu jestem w związku z chłopakiem, poznaliśmy się na studiach. Oboje mamy za sobą ciężkie wspomnienia z poprzednich związków, rany nie tylko na ciele ale i na duszy. Ja w swoim życiu znalazłam osoby, które mi pomogły i potrafię się przez to cieszyć życiem na nowo, on jednak liczył tylko na siebie... Mój chłopak i jego była dziewczyna mieszkają w akademikach niedaleko siebie przez co często się widują. I w sumie wszystko jest w porządku, gdyby nie to, że w naszej miłości jest cień poprzedniego związku. To była jego wielka miłość ( z drugiej strony ja mam za sobą nieudane zaręczyny i pobyt w szpitalu przez mojego niedoszłego męża, który okazał się być alkoholikiem i narkomanem). Jest mi z tym bardzo źle, ponieważ staram się zrozumieć go a z drugiej strony czuję się ciągle porównywana do niej... Wiem, że nie będę taka jak ona i boję się, że nigdy jej nie dorównam. Planujemy wspólne życie, rodzinę, ale każdego dnia się boję, że moje plany runą. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale to jest dla niego drażliwy temat bardzo i nie wiem jak mam z nim rozmawiać, skoro on kończy szybko tą rozmowę. Twierdzi, że jej nie kocha, ale wiem (ponieważ sama mu to powiedziała), że ona jego tak. W chwili, gdy ona zaczyna do niego pisać, on bardzo się zmienia. Staje się milczący, smutny...Nie mam zamiaru go kontrolować, ani dociekać co napisała... Chcę żeby wiedział, że mam do niego zaufanie. Nie chcę budować fundamentów rodziny na niepewności. Pozdrawiam

* * * * *

No a jak dawno nastąpiło rozstanie i w jakich okolicznościach oraz kto był jego inicjatorem? To ważne pytanie, bo może było tak, że Twój chłopak nie chciał wcale tego rozstania tylko został postawiony przed faktem dokonanym i wcale do końca sobie (albo jeszcze) nie poradził. Może minął bardzo krótki czas, on nie zdążył przeżyć swojej żałoby a już związał się z Tobą? Jeśli tak to w zasadzie nie było to najlepsze posunięcie, bo wiązać się z kimś powinniśmy mając serce wolne. Nie znaczy to oczywiście, że powinniśmy zapomnieć "na amen" o tamtej miłości lub udawać, że się nie znamy ale powinien to być mniej więcej taki stan kiedy nic nas już "nie rusza" na widok byłego chłopaka czy dziewczyny, kiedy nie czujemy dużego żalu kiedy on czy ona jest już z kimś innym. Kiedy nie rozpamiętujemy, nie pielęgnujemy marzeń i wyobrażeń. U Was pewnie tak nie było, skoro sama piszesz, że weszliście w ten związek oboje poranieni.
Ja Ciebie rozumiem, bo oczywiście nie może być tak, że on kocha dwie osoby, z Tobą jest a o tamtej marzy. Jeśli zdecydował się na Ciebie to z tamtą musi zerwać - także psychicznie. Ty nie możesz być porównywana, nie możesz czuć się kontrolowana czy jesteś taka jak ona czy nie. Musisz czuć się komfortowo i mieć poczucie, że to Ty jesteś w tym związku jedyna i wyjątkowa. Proszę przeczytaj odp. nr 1269 tam pisałam o takiej sytuacji. Doradzam rozmowę. Wiem, że on jej unika, ale Ty musisz wiedzieć na czym stoisz, więc poproś go szczerą rozmowę. Jeśli raz Ci wszystko wyjaśni to nie będzie potem potrzeby do tego wracać. Możesz śmiało go poprosić, by przestał pisać z tamtą dziewczyną, że to Cię boli i przeszkadza. Powiedz mu jak się z tym czujesz. Powiedz, że chcesz mieć poczucie, że tej wyjątkowości w związku. Pokaz, że Ty nie utrzymujesz ze swoim byłym chłopakiem kontaktów, nie piszesz z nim, nie opowiadasz. Więc jego poproś o to samo. Masz do tego prawo. Bo można utrzymywać koleżeńskie relacje (nie przyjacielskie, o tym pisałam wielokrotnie), ale nie może to być kosztem obecnego chłopaka czy dziewczyny, nie może ich ranić i musi mieć faktycznie charakter czysto koleżeński a nie taki jak opisujesz. Nie może być tak, że on jest nadal sercem zaangażowany w tamten związek. Nie może dzielić serca na Was dwie, bo inaczej jest to oszukiwanie Ciebie. Koniecznie porozmawiajcie i określcie reguły. Masz prawo wymagać byś była w tym związku jedyna i najważniejsza. Nie wystarczy, że on deklaruje, że jej nie kocha, niech także nie działa, wtedy dopiero będziesz wiedziała, że faktycznie jest tylko z Tobą. Z Bogiem!

  mruczus:), 24 lat
2633
18.04.2009  
Czy mozna zastosowac test IQ wobec narzeczonej? Jesli tak, to po co?...

* * * * *

No właśnie, po co?

  platek, 24 lat
2632 
18.04.2009  
Prosze mi wyjasnic jaka jest roznica miedzy charakterem a usposobieniem? Myslalem , ze to jest to samo dopoki nie wyczytalem gdzies, ze podobno mozna zmienic usposobienie nie zmieniajac charakteru... albo odwrotnie :)

* * * * *

Polecam skorzystanie z następujących źródeł: encyklopedia powszechna, wikipedia, google.pl. Ten dział służy zadawaniu pytań dotyczących miłości.

  Monika, 24 lat
2631
18.04.2009  
Miałam kiedyś chłopaka, takiego wymarzonego i wymodlonego. Byłam najszęscliwsza na ziemi ale mnie zostawił. Chyba był zbyt niedojrzały, pomylił zakochanie z miłością. Teraz jestem już w innym związku, z chłopakiem, z którym od początku tę naszą miłość budowalismy i tworzyliśmy. I dużo przeszliśmy, w pewien sposób dorastalismy i uczylismy sie kochac. Nie było łatwo, ale wydaje mi się, że już, po 1,5 roku "dotarliśmy się". Chyba niedługo mogę spodziewać się oświadczyn. Z jednej strony cieszę się, ale z drugiej... On nie jest taki wyśniony... Czasem spotykam tego mojego dawnego chłopaka. On ciągle mi się tak bardzo podoba, ze wrecz zniewala i mogłabym na niego patrzec godzinami. I praktycznie wszystko mi sie w nim podoba, nie tylko wygląd. Mój chłopak tez mi sie podoba, ale to nie jest taki mój wymarzony typ urody ani charakteru, ale to co jest wazne zeby był dobrym męzem ma. Czasem chciałabym spróbować jeszcze raz z tym byłym, może mam u niego jeszcze szanse, może on dojrzał... Wiem, że to głupie... Ale tyle mam wątpliwości, nie wiem czego chcę. Czy takiej stabilnej miłości bez uniesień, czy moze czeka na mnie ten wyśniony, moze to ten były a moze jeszcze ktoś inny. Dziewczęce marzenia o księciu z bajki.

* * * * *

Oj, moja Droga, no nie jest to nic nienormalnego. A wiesz dlaczego? Bo albo tamten chłopak był Twoją pierwszą miłością albo nawet jeśli nie był pierwszy to już jakiś czas od rozstania minął. I na dodatek nie Ty byłaś inicjatorką rozstania. A zatem Ty po upływie czasu pamiętasz (bo chcesz tak pamiętać) te dobre chwile, te początki, to uniesienie i zakochanie właśnie, które sprawiało, że czułaś się tak fantastycznie.
No a ten chłopak, ta relacja nie jest już pierwsza, nie jest tak niezwykła, nie jest zakochaniem tylko miłością a więc i trochę przyziemności a może i problemów się wkradło. Ponadto poważnie zastanawiacie się nad ślubem i dopadają Cię wszelkie wątpliwości, bo powaga sytuacji robi swoje - w końcu to na całe życie. No i co się dzieje?
Trochę się bojąc tej decyzji zaczynasz myśleć. Myślisz, myślisz, zastanawiasz się, czy to ten, czy to ta decyzja, czy jesteś tak szczęśliwa z tamtym, czy on jest taki jak tamten, czy ma takie cechy itp.
No i siłą rzeczy wspominasz tamtego (zaznaczam, w kontekście dobrych wspomnień), analizujesz i porównujesz i w dodatku (co bardzo niebezpieczne!) zaczynasz sobie coś wyobrażać. Zaczynasz myśleć, co by było gdybyście byli razem, wyobrażasz sobie różne sceny i sytuacje. Jest tak, prawda? No i jasne, że każda z tych scen ma dobre zakończenie a obecny chłopak wypada przy tym blado. A wiesz czemu tak jest?
Bo zawsze "blado" wypadnie realny człowiek w porównaniu z marzeniami. Nad marzeniami Ty masz kontrolę i możesz dowolnie kierować sytuacją w myśli. A w życiu, z drugą osobą nie.
Tylko pomyśl sobie teraz, że tamten chłopak gdyby tu był fizycznie, realnie to wcale już by taki wspaniały nie był. Pomijając kwestię, że Cię poranił zerwaniem, że był niedojrzały to skąd masz pewność, że byłabyś szczęśliwsza z nim? Nie byłabyś. Wiesz dlaczego? Z prostego powodu - bo nie on Cię wybrał tylko ten. Bo nie tamten chce z Tobą być i się oświadczyć tylko ten. Bo nie z tamtym rozwiązujesz problemy i nie tamten daje Ci poczucie bezpieczeństwa tylko ten. Tamten nawet o Tobie pewno nie myśli. Bo gdyby myślał -to by próbował wrócić, przepraszał, pokazywał jak się zmienił, błagał o wybaczenie. Wręcz na wycieraczce pod Twoimi drzwiami z kwiatami leżał. Miało miejsce coś takiego? Nie? No to on nie chce z Tobą być, a jak nie chce to nie jesteś dla niego ważna i to co o nim myślisz to Twoje marzenia, wyobrażenia tego co byś chciała, żeby było a nie realnej sytuacji. Nie wiesz jak by się zachowywał wobec problemów, które rozwiązywaliście z tym chłopakiem, jaki by był faktycznie, w życiu. Bardzo możliwe, że szybciutko byś się bardzo rozczarowała.
Przeczytaj proszę te odp.: 575, 441, 868, 201, 646, 1120, 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728.
Pamiętaj, że to co realne zawsze jest przyziemne, a to co nieosiągalne zawsze wydaje się czymś atrakcyjniejszym. Ale w życiu, w codzienności to owa realność ma znaczenie a nie "szalona" miłość, która tak naprawdę jest emocjami, uczuciami ale nie daje szczęścia. Poza tym kochać to nie czuć, to działać. Polecam odp nr: 13, 15, 906 i ten artykuł: [zobacz]
Z Bogiem!

  zielona, 22 lat
2630
17.04.2009  
W odpowiedzi na pytanie 540 pisze Pani między innymi:

"(...)pożądanie jest pewną siłą, pewnym impulsem przyciągającym nas do drugiej osoby w aspekcie fizycznym, w aspekcie płciowości, seksualności. To sprawa chemii, hormonów powodująca, że dana osoba podoba nam się, że odczuwamy do niej pociąg, a w podświadomości - że wybieramy ją jako osobnika, którego geny w połączeniu z naszymi chcemy przekazać następnemu pokoleniu."

Czy to oznacza, że bardziej kochamy osobę, którą pożądamy? Czy miłość jest większa wedy gdy bardziej mamy ochotę uprawiać seks z bliską nam osobą? Czy jeśli np. podobają mi się dwaj mężczyźni- jeden dobry, taki który mnie szanuje, podoba mi się, ale nie pożądam go, w takim sensie, przepraszam za wyrażenie, że nie myślę o tym by wskoczyć mu do łóżka i drugi chłopak, który również jest dobry, ale nie zawsze traktuje mnie dobrze, ale za to bardzo mnie pociąga, pociąga mocno seksualnie, coś ciągnie mnie do niego czy w takiej sytuacji miałabym wybrać tego drugiego? Chyba nie rozumiem...


* * * * *

A przeczytałaś dokładnie całą tamtą wypowiedź? Tam wyjaśniłam cały mechanizm. Pragnienie bliskości cielesnej między dwojgiem osób, które się kochają czy nawet dopiero podobają się sobie pojawia się stopniowo, w miarę rozwoju znajomości.
Jeśli pojawia się od razu lub pojawia się tylko ono, w oderwaniu od związku to jest dokładnie właśnie tylko tym: pożądaniem. Jest chęcią zaspokojenie własnego instynktu, własnego pragnienia. Nie patrzymy wtedy na drugiego jak na osobę tylko jak na obiekt, przedmiot służący do zaspokojenia. I wtedy nie ma miłości.
Nie można tak postawić pytania jak Ty: czy bardziej kochamy jeśli pożądamy.
Bo najpierw powinniśmy kochać i dopiero tę miłość ucieleśniać a nie na odwrót.
To nie jest zatem tak, że jeśli do kogoś odczuwamy bardzo silny pociąg fizyczny to są większe szanse na miłość. Jest odwrotnie: im bardziej kochamy, tym bardziej mamy ochotę na bliskość z tą osobą.
Ty opisujesz dwie sytuacje: podoba Ci się ktoś, jest wartościowy ale nic do niego (w sensie fizycznym) nie czujesz lub czujesz bardzo mało i sytuacja kiedy kogoś właśnie pożądasz, bez względu na relację uczuciową między Wami.
Te dwie sytuacje to jest właśnie podobanie się (być może w przyszłości miłość) i pożądanie. Ta druga sytuacja w oderwaniu od związku - jak już pisałam - nie ma żadnych szans na miłość, bo miłość nie jest odczuwaniem ani pożądaniem tylko pragnieniem dobra dla drugiego człowieka. A Ty nie pragniesz jego dobra ani on Twojego tylko macie ochotę zaspokoić swoje pragnienia kosztem swoich ciał. I tyle.
A pierwsza sytuacja jest dobrym początkiem ewentualnego związku, w którym owo pragnienie bliskości pojawi się w odpowiednim czasie, na odpowiednim etapie tego związku.
Odpowiadając tak wprost na Twoje pytanie: nie, nie jest tak, że jak pożądamy kogoś na wstępie to szanse na miłość są większe, przeciwnie- są mniejsze bo jest prawie 100 % pewności, że miłości tu nie będzie wcale. Z Bogiem!

  Paulina, 19 lat
2629
16.04.2009  
Jestem z chlopakiem od 2 lat, zdecydowalismy sie na wspolzycie 3 miesiace temu. Ja jednak mam teraz watpliwosci i wyrzuty sumienia, doszlam do wniosku ze lepiej zaprzestac tego. Czy nie jest jeszcze za pozno na przerwanie grzechu? Jak mam to powiedziec chlopakowi, zeby nie pomyslal, ze chce z nim zerwac albo ze przestal mi sie podobac, jakich argumentow uzyc zeby go przekonac do zaprzestania uprawiania seksu i poczekania z nim do slubu? On jest wierzacy, ale niepraktykujacy i koscielne zasady nie sa mu zbyt bliskie. Czy on ze mna nie zerwie, skoro juz sie raz zgodzilam i zaczelismy wspolzycie, a teraz sie z tego chce wycofac? Z gory dziekuje za odpowiedz

* * * * *

Nigdy nie jest za późno. Proszę przeczytaj i daj chłopkowi do przeczytania ten artykuł: [zobacz]
Nawet jeśli on nie jest wierzący to w imię miłości do Ciebie uszanuje Twoje zasady. Nawet jeśli on nie widzi sensu czystości to skoro dla Ciebie jest to ważne to poproś go o to. Czy zerwie? No, jeśli dlatego zerwie to znaczyłoby, że wcale Cię nie kochał tylko o współżycie mu chodziło, tak? A skoro kocha to uszanuje i poczeka. Z Bogiem!

  eklerka, 20 lat
2628
16.04.2009  
Czym właściwie jest pożądanie? Czy pożądanie jest złe? Czy możliwa jest milość pomiedzy kobietą i mężczyzną bez pożądania? Słyszałam kiedyś o miłości pożądania, czy odpowiadający może wyjaśnić, co to dokładniej? Mam dobrego kolegę, to dobry, wierzący, pracowity mężczyzna, podoba mi się również jego wygląd , czasem myślę, że fajnie było by się do niego przytulić jednak nie odczuwam wobec niego pożądania, takiego jak np. odczuwałam w stosunku do innego chłopaka z którym byłam. Nie wyobrażam sobie np. gdybyśmy byli małżeństwerm zbliżenia z nim, nie w sensie, że nie chciałabym tylko po prostu nie umiem sobie wyobrazić jakby to było, nie wiem może właśnie dlatego, że to tylko mój kolega. A może ja myle pożądanie z tym, że ktoś może w nas zbudzać podniecenie? Jeśli to możliwe proszę o rozjaśnienie sprawy.
Co do tego kolegi jeszcze... Znamy się już parę lat, zawsze się dogadywaliśmy, wspieramy się modlitwą, choć ja studiuję w innym mieście to utrzymujemy kontakt, wiele osób mówi nam, że my to powinniśmy być razem, on sam kiedyś powiedział mojej koleżance, że mógłby się we mnie zakochać, on często robi coś o co go poproszę, czuję sie też przez niego szanowana. Czasem myślę, że faktycznie fajnie by było gdybyśmy byli razem, a czasem boję się, że straciłabym i kolegę gdyby coś nie wyszło. Czasem wydaje mi się, że mamy taką wyidealizowaną wizję siebie nawzajem i boję się, że gdybyśmy sie lepiej poznali to oboje bylibyśmy rozczarowani (zwłaszcza on?). Czasem wydaje mi się niedojrzały, czasem myślę, że szukam w nim kogoś na siłę, bo znamy się i lubimy. Nie wiem czy chciałabym z nim być, a jesli tak i jesli on nawet też chce tego samego to jakoś nie wiem jak by to miało się stać- no bo kontaktujemy się, spotykamy czasem (raczej w małej grupce), ale co miało by się stać by przemieniło się to w inną relację. A może lepieie niech minie jeszcze trochę czasu aż oboje trochę jeszcze dojrzejemy? Co Pani o tym sądzi?


* * * * *

Co do pożądania przeczytaj odp. nr: 540, 1527. Nie wiem czemu szukasz pożądania w relacji póki co przyjacielskiej i jeszcze martwisz się jego brakiem. No to chyba normalne, że nie czuje się tego w stosunku do każdego kto tylko nam się spodoba, bo co to by się na ulicach działo! Strach byłoby wyjść!
Pragnienie bliskości i cielesności pojawia się między dwojgiem ludzi w miarę rozwoju związku, kiedy wszystkie sfery rozwijają się równomiernie. Gdy nie ma miłości tylko jest właśnie owo pożądanie - pragnienie drugiego człowieka ale nie jego samego lecz jego ciała. Samo pożądanie bez relacji bez miłości jest po prostu żądzą, chęcią zaspokojenia swojego pragnienia. No ja się wcale nie dziwię, że tego nie czujesz wobec kolegi - i dobrze! Jeśli będziecie w związku jeszcze będziesz się tym martwiła od drugiej strony.
Bardzo dobrze, że nie chcesz się przytulać do chłopaka, który jeszcze Twoim chłopakiem nie jest. To tylko świadczy o uporządkowaniu. Póki co jesteś go ciekawa, chcesz go bliżej poznać, dobrze się dogadujecie. No to wszystko jest na swoim miejscu i brak potrzeby fizycznej bliskości jest tu uzasadniony i normalny.
Co do drugiego pytania. Polecam Ci te odp. 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932 o tym jak nawiązać kontakt. Bardzo możliwe, że się boicie zbliżyć, bo przekształcenie relacji przyjacielskiej w bliższą zawsze jest ryzykiem, pisałam o tym w odp. nr: 46, 72. Z tym, że niekoniecznie byście się rozczarowali, może właśnie zachwycilibyście się sobą, zyskalibyście? Widzisz, dopóki nie zaryzykujecie nie będziecie tego wiedzieli. Naturalnie, nie musicie się spieszyć, możecie jeszcze poczekać na rozwój wydarzeń. Możesz też pomału korzystać z możliwości w poleconych odpowiedziach i obserwować co się dzieje. Jeśli zacznie Cię unikać - to znaczy, że nie jest gotowy lub nie chce ryzykować. Ale może to go właśnie ośmieli. Z Bogiem!

  Ela, 21 lat
2627
16.04.2009  
Witam, pisałam już do Pani, nr 2568. Dziękuję za odpowiedź, w sumie to mam teraz jeszcze większy mętlik w głowie:( Pisała Pani o utrzymaniu przez rodziców - mój chłopak pracuje, nie zarabia może dużo, ale ma stałą i jak na dzisiejsze czasy, bardzo pewną pracę (i między innymi dlatego nie chce się przeprowadzać do innego miasta, on nie ma zbyt dobrego wykształcenia i wie, że jeśli ma stałą pracę, to dobrze się jej trzymać). Ja też pracuję, w niepełnym wymiarze godzin, i cały czas odkładam pieniądze, bo na codzienne życie mam pieniądze od rodziców, więc to co zarobie odkładam. Rozmawiamy często o naszej przyszłości. Ja ostatnio poruszyłam temat tego, że oddzielne mieszkanie może być bardzo, bardzo trudne. On oczywiście się z tym zgadza, ale z drugiej strony, nie chce czekać jeszcze tyle lat:( Naprawdę nie wiem co robić:( Chciałabym założyć rodzinę, i być w niej szczęśliwa. Nie chciałabym, żeby po kilku miesiącach małżeństwo się rozleciało:( Może zna Pani jakiegoś psychologa, od spraw rodzinnych, do którego bym się mogła zgłosić (w Warszawie). Pani patrzy na moją historię obiektywnie, ale może powinnam porozmawiać 'na żywo' jeszcze z kimś? :( Już sama nie wiem:( Pozdrawiam, i z niecierpliwością czekam na odpowiedź.

* * * * *

No z tego co piszesz to tragicznie nie jest. Jeśli chłopak ma stała pracę to już ok., a jak jeszcze Ty dorabiasz to też nie jest źle. Ja - tak jak pisałam poprzednio - miałam na myśli samodzielność, bo nie wyobrażam sobie bycia na utrzymaniu rodziców. Ale widzę, że u Was nie jest źle. Co do mieszkania osobno - no tu się uprę. Ela, naprawdę, wiele osób Ci to powie - nawet najskromniejszy kąt ale osobno. Nie wiesz jak jest po ślubie, jakie mogą być problemy lub choć docieranie się albo zwyczajna potrzeba bycia razem - Wy, jako nowożeńcy, bez mamy za ścianą. Nawet coś wynajmijcie, w mniejszym mieście jest taniej. Ty nie mogłabyś dojeżdżać na uczelnię?
Nie wiem czemu zakładasz czarny scenariusz, że wszystko może się rozlecieć. Dlaczego? Właśnie po to by się nie rozleciało potrzebne są pewne zewnętrzne okoliczności. I takimi moim zdaniem są:
- mieszkanie osobno po ślubie (bez rodziców)
- jako taka samodzielność (w sensie zaradność)
- i najważniejsze: mieszkanie po ślubie RAZEM, a nie bycie małżeństwem dojazdowym
Oczywiście zaznaczam, że to moje zdanie na ten temat. Nikt za Was decyzji nie podejmie. Wy musicie zdecydować. Gdy warunki zewnętrzne będą takie, że te trzy punkty będą do realizowania to nie musicie czekać na koniec studiów. A co do psychologa chrześcijańskiego. Wejdź na stronę www.spch.pl i znajdź kogoś. Siedzibę mają na Bednarskiej, więc jeśli jesteś w Warszawie to skorzystasz bez problemu. Z Bogiem!

  Adam, 20 lat
2626
15.04.2009  
Jesteśmy razem już 2,5 roku. To moja pierwsza dziewczyna i, jak wierzę, jedyna na całe życie. W naszym związku pojawił się problem. Otóż od 0,5 roku ona nie ma ochoty na wszelkie cielesne sposoby okazywania miłości. Mówię tu o chodzeniu za rękę, całowaniu się, przytulaniu itp. Wcześniej było wspaniale. Zaznaczam, że nigdy nie współżyliśmy ze sobą, zwracaliśmy zawsze uwagę by mieć hamulce włączone gdy jesteśmy razem. Ale ta sytuacja wydaje mi się przegięciem w drugą stronę. Bardzo mi brakuje tej bliskości cielesnej.
Co więcej, Ona ma wyrzuty sumienia widząc jak źle to znoszę. I nie wie co zrobić z tym. Przyznaje mi słuszność, gdy się wkurzam z tego powodu, bo mówi, że też by była zła na moim miejscu. Jak mam się w tej sytuacji zachowywać? Na pewno się z tym nie pogodzę. Nie chcę, by moja przyszła żona była taka.
Nie chcę być jedynym w zwiazku, który się żywo interesuje drugą stroną i wychodzi z wszystkimi inicjatywami. Bo też tak jest od pół roku. Jestem tym zmęczony. Ale wciąż czekam i działam.

Bardzo się staram jej okazywać miłość na inne sposoby - drobne prezenciki, niespodzianki, wiersze czy filmy ->wspinam się na swoje wyżyny. I wziąż nic.
Coraz częściej mam ochotę unikać po prostu spotkań z nią, jako że mnie rani. Uciekam w sport, bieganie, by rozładowywać coraz większą frustrację, jaka się rodzi. Szczęśliwie, mam paczkę mężczyzn, przyjaciół, którym mogę się zwierzyć i którzy mnie wspierają. Nie wiem co bez tych Bożych darów w postaci nóg do biegania czy ludzi wokół, nie wiem jak bym to wszystko zniósł bez tego.
Mam nadzieję, że przyjdzie czas, że napiszę do Was że wszystko się rozwiązało dobrze. Ale teraz, jeśli widzicie, że coś jest nie tak, proszę, wskażcie mi, gdzie robię błąd i co mogę zrobić.

Pozdrawiam,
Adam.


* * * * *

No ale tylko ona wie dlaczego tak się dzieje. Rozmawiałeś z nią o tym DLACZEGO? Coś powiedziała? A może nie chce powiedzieć, może się wstydzi? Może czuje wyrzuty sumienia z powodu jakiegoś gestu, który był (lub według niej był) już przekroczeniem jakiejś granicy, może miała wyrzuty sumienia po nim? Może właśnie bardzo na nią działasz i on unika każdego gestu - z ostrożności? A może jakieś Twoje gesty ciągle stanowią dla niej "za dużo" ale boi się Tobie o tym powiedzieć? A może zwyczajnie jesteś nieogolony, jej to przeszkadza ale wstydzi się powiedzieć? Wiesz, musisz szczerze z nią porozmawiać, bo ja nie wiem co jest przyczyną. Normalnie jest tak, że ludzie dłużej przebywając ze sobą coraz bardziej pragną swojej bliskości. A jeśli ona nagle zaczyna tego unikać to jakiś powód na pewno jest ale tylko ona go zna. Delikatnie z nią porozmawiaj, nie wściekając się, nie budząc w niej poczucia winy, bo może to jest coś naprawdę ważnego i wstydliwego dla niej. Na pewno nie robi tego, by Ci na złość zrobić. A może (ale to już czarny scenariusz) ona nie chce już ciągnąć tego związku tylko nie ma odwagi Ci o tym powiedzieć? Albo (mniej drastycznie) coś na jakimś innym polu jest między Wami nie tak i ona gromadzi w sobie żal i urazy nie mówiąc Ci o tym i to przekłada się na niechęć do Ciebie? Bo kobieta tak reaguje. Jak coś jest w związku nie tak to nie ma ochoty mężczyzny nawet dotknąć. Bo kobieta nie rozdziela tych dwóch sfer: fizycznej i duchowej, u niej to jest wszystko ze sobą bardzo powiązane. Inaczej niż mężczyzna, który zraniony w jednej sferze może poprawnie funkcjonować w innych.
Drogi Adamie! Ja nie widzę innego wyjścia jak szczerą rozmowę. Zachęcaj ją do niej, nawet trochę nalegaj. Ona albo czegoś się boi, albo wstydzi albo coś jej bardzo nie odpowiada. Może nawet nie końca uświadamia sobie jakiś jeden problem, ale w trakcie rozmowy może to się wyklarować. Dialog i jeszcze raz dialog. Powodzenia. Z Bogiem!

  Ania, 19 lat
2625
14.04.2009  
Witam serdecznie!:)

Mam mały problem który trapi mnie już od pewnego czasu.
Pół roku temu poznałam bardzo fajnego chłopaka na portalu
przeznaczeni.pl. Skromny, mądry, inteligentny.
Od samego poczatku bardzo dobrze się rozumieliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim. Poruszaliśmy każdą dziedzinę życia.
Mówiliśmy jak byśmy widzieli w przyszłości np. nasz związek..
Postanowiliśmy się spotkać w grudniu po raz pierwszy. Po tym spotkaniu wieczorem rozmawialiśmy przez gg wtedy wyznał mi że wybrał mnie jako przyszłą kandydatkę na dziewczynę/żonę że świetnie się rozumiemy, mamy te same zainteresowania ale boli go odległość między Gliwicami a Krakowem.
Dodał jeszcze że chciałaby abyśmy się przyjaźnili i dalej
ze sobą utrzymywali kontakt ale bez żadnych zobowiązań.
No i tak zostało.. W lutym było nasze następne spotkanie w Krakowie które ja zaproponowałam-pamiętam jak się ucieszył. Następnie Studniówka. On studiuje ma dużo nauki ciągle zajęty. Nasze rozmowy nie są codzienne, czasem piszemy po rząd kilka dni a potem znów przerwa na tydzień lub dwa.
A ja ciągle się zastanawiam czy to ma jakiś sens, związek na odległość (chciaż czy to jest ąż taka odległość?) Bardzo miło jest kiedy gadamy na gg i w pewnym momencie on np. ogląda moje zdjęcia i prawi mi różne bardzo miłe komplementy. Codziennie staram się mu puszczać sygnałki że o nim pamiętam (zawsze odpuszcza). Sęk w tym że nie powiedziałam mu co czuje, co kłębi się w moim sercu..co najważniejsze moje serce czuje że to jest właśnie ten na całe życie..i co teraz? Pytam się Boga jak mam rozumieć ten znak w sercu.. Czy powinnam pójść za głosem serca i czekać na niego? Być cierpliwa? Proszę doradź mi co zrobić..
Pozdrawiam serdecznie;)


* * * * *

O miłości na odległość przeczytaj proszę te odp.: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, 2121. Ta odległość nie jest porażająca i jeśli będziecie się spotykać w realu od czasu do czasu to nie powinno być problemu. Odnośnie wyznania uczuć jednak - dobrze że pytasz, zanim coś zrobisz. Zdecydowanie odradzam jakiekolwiek deklaracje na tym etapie. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] tam wszystko wyjaśniłam.
Widzisz, nie da rady tak od razu wiedzieć czy to ten. Po to jest czas chodzenia ze sobą, by się poznać i zdecydować. Ale ta decyzja nie może być od razu, na to trzeba czasu, spotkań, rozmów. Nie spieszcie się, macie dużo czasu. Pochopne działania zepsuły wiele dobrze zapowiadających się znajomości. Bądźcie cierpliwi. Polecam Ci też te artykuły: [zobacz] [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Módl się codziennie w tej intencji: o rozeznanie, o dobrego chłopaka. Bóg wie czego Ci potrzeba, wie co czujesz. Pomału, daj szansę sobie, jemu i Bogu. Z Bogiem!

  Aldona, 26 lat
2624
14.04.2009  
Czy istnieje przeznaczenie?Czy pan Bóg ma dla nas plan i pozwoli nam spotkac tę właściwą osobę w odpowiednim miejscu i czasie....kiedyś pisała Pani że miłość jest decyzją i nie ma przeznaczenia, ale jakoś trudno mi uwierzyć...jestem osobą bardzo otwartą, towarzyską itp itd a samotną dosyć długo...poznaje nowych ludzi-ale niestety sa to osby które nie szukaja nic poważnego.ciągle słyszę wiele historii o tym jak ludzie się poznają "niby" przypadkiem - w pociągu, w kościele , na ulicy w pracy i potem rzeczywiscie sa z tego związki....więc czy rzeczywiście to przypadek?

* * * * *

Ciekawe zjawisko zauważyłam. Im więcej piszę o przeznaczeniu tym więcej Waszych pytań o to. Tak, uważam, że w miłości nie ma przeznaczenia bo Bóg nie jest złośliwy i nie wyznacza nam jednej właściwej drogi. Bóg pozwala nam na błędy. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz]
Tam wszystko wyjaśniłam. A odnośnie samotności polecam ten artykuł: [zobacz]
i w ogóle ten dział: www.adonai.pl/samotnosc
Tam są szczegółowe informacje o Mszach św. w intencji poszukujących małżonka i spotkaniach w realu. A jeśli nie jesteś z Warszawy lub okolic i to jest za daleko to możesz choć wpisać się tutaj: [zobacz]
Z Bogiem!

  Platek, 24 lat
2623
14.04.2009  
Czy mozna opowiedziec o swoich poprzednich stanach zakochania w innych niewiastach swojej dziewczynie?. Pytam poniewaz milosc jest piekna i warto zamieniac sie spostrzezeniami:) Jestem ciekawy kto przedemna mial ten zaszczyt i byl obiektem jej westchnien . Jak sie skradala po jego dusze:) i co wymyslila znowu madrego...

* * * * *

Tak, powiedzieć można, ale chyba nie do końca powinno to mieć taki charakter jak myślisz. Zwykle to, że nasz chłopak czy dziewczyna przed nami kogoś mieli nie budzi dobrych emocji. Nie powinno się więc wchodzić w szczegóły, opowiadać z zachwytem o tym co się przeżywało, wychwalać byłego chłopaka czy dziewczyny. Dlaczego? Bo to boli. Po prostu. Jak widzisz, że Twoja dziewczyna opowiada z zachwytem jaki to poprzedni chłopak był super i co z nim przeżyła to w Tobie budzi się niepokój, że może Ty taki nie jesteś i że ona oczekuje tego samego, a Ty tego dać nie możesz. I to niesie więcej złego niż dobrego. Więc samo powiedzenie: tak, bo to kwestia uczciwości ale nie na zasadzie wymiany doświadczeń i opowiadania o szczegółach. To zamknięty rozdział w czyimś życiu, często bardzo bolesny. I jeśli druga strona nie chce o tym mówić to też trzeba to uszanować. Z Bogiem!

  ZAgubiona, 22 lat
2622
14.04.2009  
Witam Panią serdecznie.. wpakowałam się w niezłe tarapaty uczuciowe:(Sytuacja wygląda tak. Mam chłopaka z którym chodzę już 1.5 roku. Wczoraj przy okazji Świąt Wielkanocnych zaprosił on mnie do siebie na taki obiad rodzinny na którym było 10 osób. Na wstępie mi się już to nie podobało bo nie jesteśmy jeszcze na takim etapie żeby przedstawiać sobie rodzinę. Gdy jechaliśmy samochodem on zaczął mówić coś o tym, że myślał już o tym żeby przedstawi sobie naszych rodziców,czyli w pewnym sensie w jakiś sposób zacząć formalizować ten związek..a ja.. a ja nie chce! Nie wiem wogóle czy to na pewno ten chłopak.. mam jeszcze 4 lata studiów wogóle nie myślę o małżeństwie nie chce też się zaręczać i żyć w tym stanie 5 lat bo wiem że o długo i wszystko się może zmienić. Jest jeszcze jedna kwestia.. jego tata przedstawił mnie rodzinie jako "by może przyszłą synową". Jestem przerażona!Ostatnio zastanawiam się dużo czy to na pewno jest miłość i czy będziemy razem.. pominę już fakt że boje się że tak na prawdę nie kocham chłopaka a cały czas mojego byłego z którym rozstałam się 2 lata temu.. to kolejna chora sytuacja bo mimo że się z tamtym nie widuję to cały czas mam go w głowie próbuję z całego serca zapomnieć o nim, modle się ale nic:/ Boje się przeraźliwe że jest tak jak mówią że kocha się tylko raz w życiu i moja miłość już była , wykorzystałam swoją szanse:( proszę o jakiekolwiek słowa otuchy i rady. Pozdrawiam.

* * * * *

Oj, faktycznie zaplątałaś się. Zacznę od końca. Ja ciągle piszę, że nie ma przeznaczenia, że nie ma jednej, jedynej miłości i jeśli się z kimś rozstaliśmy to całe życie będziemy nieszczęśliwi. Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] Co do uczucia do poprzedniego chłopaka to ja myślę, że Ty go teraz idealizujesz i wyobrażasz sobie różne rzeczy, bo go nie widzisz. Jeśli się z nim rozstałaś to jakiś powód tego był. Nawet jeśli to on chciał rozstania to też jest jakiś powód - on nie chciał z Tobą być. No to chyba wystarczający powód, by zacząć się odkochiwać i próbować zapomnieć. O tym jak to zrobić pisałam w tych odp.: 80, 526, 653, 825. Wydaje mi się też, że wcale nie jest tak, że nie kochasz swojego obecnego chłopaka. Bo jeśli tak jest naprawdę, jeśli świadomie z premedytacją kochając tamtego weszłaś w ten związek na zasadzie klina, no to znaczy, że go całkowicie oszukujesz i powinnaś natychmiast z nim się rozstać. Z tego co piszesz jednak nie podejrzewam Cię o takie wyrachowanie. Sądzę, że Ty po prostu boisz się szybkiego zaangażowania tego chłopaka, bo sama nie jesteś na takim etapie i żeby poczuć się bezpiecznie ciągle wracasz myślami do tamtego związku, porównujesz go, porównujesz co wtedy czułaś. No i wychodzi Ci, że wtedy kochałaś a teraz nie. A to nie do końca tak. Wtedy z pewnością byłaś zakochana, być może to była Twoja pierwsza miłość a nawet jeśli nie to z perspektywy czasu pamiętamy to co było dobre a nie złe. No i Ty to pamiętasz. Pamiętasz swoje odczucia, przypominasz sobie dobre sceny i ciągle sobie coś wyobrażasz, myśląc co by było gdybyście byli razem. W stosunku do tamtego chłopaka czujesz się bezpiecznie bo …nie musisz podejmować żadnej decyzji, nie musisz się z nim wiązać, nie musisz nic budować, to nie on przedstawia Cię rodzinie i nic nie musisz deklarować. Jednym słowem - on istnieje w Twoim umyśle i Ty tam w marzeniach o nim jesteś bezpieczna. A tutaj w realnym związku są realne działania, oczekiwania, trudności, strach. Moja Droga! Wcale by nie było lepiej gdyby na miejscu tego chłopaka był tamten bo też by były takie sceny. I co? Też byś musiała jakoś się zachować. Przeczytaj proszę odp. nr: 441, 868 i pomyśl czy o tamtym nie myślisz w tych kategoriach? A co do tego chłopaka. Może mylisz miłość z zakochaniem? Pisałam o tym tutaj: [zobacz]
A może chłopak jest bardziej zaangażowany niż Ty? Powiedz mu o tym. Powiedz, że nie nadążasz, poproś by poczekał. Jeśli nie czułaś się na siłach iść na ten obiad trzeba było mu o tym powiedzieć i poprosić o czas. On się nie domyśli i jeśli będziesz dostosowywać się do jego tempa będziesz zła, sfrustrowana i będziesz myślała, że nie kochasz. Już tak się dzieje, widzisz? Więc: szczera rozmowa. Powiedz, że go lubisz, chcesz z nim być i budować, ale nie jesteś jeszcze na takim etapie, że takie zachowanie jego rodziny Cię krępuje, bo czujesz się przyciśnięta do muru, że czujesz presję jego rodziny, że nie jesteś swobodna. Poproś, by dał Ci czas, być może wstrzymał się z deklaracjami miłości. Musisz być swobodna by odwzajemnić miłość. Przeczytaj też ten artykuł: [zobacz] bo może Cię spotkało coś takiego i nie wiesz jak z tego wyjść. A co do tego czy to odpowiedni chłopak poczytaj odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728.
Módl się o rozeznanie, o światło Ducha św. O to czy macie być razem. Z Bogiem!

  anna, 21 lat
2621
13.04.2009  
ja mam pytanie jesli chodzi o porozumiewanie się w związku?? Czy zawsze trzeba mieć ze sobą o czym rozmawiać?? Czy w tej kwestii powinno być jakieś dopełnienie?? że jezeli jedna osoba jest mniej rozmowna to druga gadatliwa?? czasem trudno mi jest z moim chlopakiem rozmawiac mimo szczerych checi.A w towarzystwie zawsze wydaje mi sie ze moj chlopak, porusza malo ciekawe tematy dla innych?jestem wobec niego bardzo krytyczna.Jak to jest?? czy jesli nie prowadzimy ze soba dlugich konwersacji calymi dniami to czy pasujemy do siebie?? Znamy sie juz rok i cigale mnie nurtuje ta kwestia. Dodam ze jestem skrytą i malomowną osobą.I Zastanawiam sie ciagle czy to moja wina czy moze za malo sie staramy a mozenie pasujemy do siebie??

* * * * *

Związek to dwie osoby o czasem bardzo odmiennych: charakterach, usposobieniach, temperamencie. Jeśli tylko nie przeszkadza Wam Wasza małomówność to wszystko jest w porządku. Wcale nie jest konieczne, by całymi dniami rozmawiać. Można też wspólnie coś robić, oglądać, gdzieś się wybrać, czytać coś razem, a nawet zwyczajnie przebywać w swojej obecności mając swoje odrębne zajęcia. Najważniejsze jest pragnienie obecności drugiej strony a jeśli znacie się już jakiś czas to tych słów do porozumiewania się potrzeba mniej. Oczywiście, rozmowy w ogóle są konieczne, by się poznać, bo jak inaczej można coś o sobie powiedzieć? Poprzez wspólne działanie ale i słowa. Człowiek jako jedyna istota potrafi mówić. Chodzi więc o to, by nie unikać trudnych tematów, by poprzez rozmowę poznać swoje zasady, swoją historię, wymienić się doświadczeniami i poglądami, poznać swoje preferencje i zainteresowania. Ale nie chodzi o to, by paplać cały dzień. Ja piszę często o tych rozmowach w takim kontekście, by mieć co robić na randkach, by się nie nudzić. By nie siedzieć przed telewizorem albo nie całować się z nudów. By być siebie nawzajem ciekawymi i wspólnie ciekawymi świata. Natomiast ilość wypowiadanych słów ma drugorzędne znaczenie. Ważne, że dobrze Wam ze sobą, że jest między Wami porozumienie, że się dobrze znacie. Jeśli tak - to w porządku. A poza tym chłopak zawsze mniej mówi niż dziewczyna, bo taka jest jego natura. Wypowiada o jakieś 8 tysięcy słów dziennie mniej. Z Bogiem!

  Lily, 21 lat
2620
13.04.2009  
Mam problem. Od dwoch lat jestem zakochana wpewnym chłopaku. Nigdy nie traktował mnie jak coś więcej niż przyjaciółkę. Ale on dla mnie jest bardzo ważny. Chciałabym się nim zajmować, byc przy nim gdy tylko potrzebuje, dawać mu szczęście. Jednakże niedawno dowiedziałam się, że on kilku lat kocha pewną dziewczynę. Łączyło go z nią wielkie uczucie,on w twierdzi, że to była jedyna i prawdziwa miłość i jest strasznie pewny ze takie coś już nigdy mu się nie przydarzy. Musieli się rozstać, choc nie chce powiedzieć dlaczego, w każdym razie mowi że nie mogą być razem ale że mimo upływu lat wciąż jest przekonany że to ona była mu przeznaczona, że już nigdy nikogo nie pokocha tak jak jej. Od tamtej pory nigdy z nikim nie był i nie chce chyba już być, uważa, że stracił swą szansę na miłość. Tak sobie myślę, czy w takim razie moje starania o niego mają w ogóle sens? Chciałabym nawet być przy nim, jeśli byłby samotny i mnie nie kochał, po to, żeby trwać obok i być mu wsparciem gdy tylko by chciał. Z drugiej strony nie wiem, czy faktycznie to jest możliwe, że pojawia się taka miłość niepowtarzalna, ponoć takie sytuacje mają miejsce, więc chyba nie mam nawet co mieć nadziei, że kiedyś stanę się ważna. A skoro to naprawdę ta wielka i jedyna miłość to jakoś się może zdarzyć, że życie ich kiedyś połączy na nowo i będą razem, skoro bez siebie jest im ciężko, a wtedy co się stanie ze mną... Nie chcę być nikim w jego życiu...Proszę o jakiekolwiek rozjasnienie.
Pozdrawiam serdecznie.


* * * * *

No chłopak nie ma racji, bo nie ma przeznaczenia. Polecam Tobie i jemu ten artykuł [zobacz]
i te odp. 975, 983, 1442. Bardzo możliwe, że on tą dziewczynę naprawdę kocha, natomiast jeśli ona nie kocha jego lub z jakichś względów musieli się rozstać i naprawdę nie mogą być razem to on niepotrzebnie sobie wmawia, że już szczęście nie dla niego.
Niepotrzebnie cierpi. Bóg daje nam rozum i wolną wolę, byśmy wybierali. I nawet jeśli nie zawsze wybieramy dobrze - to Bóg nie jest złośliwy i nie zamyka nam innych szans i możliwości. Dlatego chłopak zamiast rozpamiętywać wciąż to co się stało powinien modlić się o uleczenie serca, o to by Bóg to serce mu otworzył na innych i po jakimś czasie powinien szukać na nowo. Inaczej zgorzknieje w tym nieszczęściu, które nikomu nic dobrego nie przyniesie. A przecież może być szczęśliwy - tylko z kimś innym. Nie od razu ale pomału, przeżywając najpierw swoją żałobę, potem powoli otwierając się na inne możliwości.
A co do Ciebie. Ty niestety robisz coś podobnego. Też wmówiłaś sobie, że ten i tylko ten i gotowa jesteś być przy nim, gdyby sobie tego życzył, nawet nie będąc kochaną. Wiesz, że to nie jest miłość? To zakochanie, owszem, ale nie miłość. Miłość to relacja wzajemna, bo miłość daje i ale i jest gotowa brać. Miłość jednostronna, nie podlewana usycha. Długo byś tak nie wytrzymała, zapewniam Cię. Przyszłaby frustracja, rozgoryczenie, poczucie wykorzystania i rozżalenie. I pretensje do niego. Poza tym - nie czarujmy się - będąc tak "przy nim" byłabyś dlatego, że miałabyś ciągle nadzieję, że jednak będziecie razem. Tak by było, nawet jeśli teraz zaprzeczasz. I problem jest w tym, że Ty kochasz swoje wyobrażenia o nim, bo nigdy nie byłaś z nim w relacji i nie wiesz jaki byłby na co dzień wobec Ciebie. Jasne, formalnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować być razem - ale jeśli on też będzie tego chciał. Jeśli będzie chciał - próbujcie.
Ale z tego co piszesz to on na razie ( a myśli, że tak będzie zawsze- a zatem nie jest gotowy) nie chce. Więc póki co Ty decydujesz się na miłość jednostronną. Widzisz, weź też pod uwagę taką sytuację, że nawet jeśli on się "odkocha" to niekoniecznie będzie chciał być z Tobą. I co wtedy? Myślałaś o tym? Może też być tak jak napisałaś - że mimo wszystko oni będą kiedyś razem. I znów - co z Tobą? Nie uważam za rozsądne takie poświęcanie się dla kogoś, gdy ktoś tego nie chce, nie potrzebuje i nie mamy realnej szansy na bycie razem. Lepiej odsunąć się, uszanować czyjś wybór, próbować leczyć swoje zranione serce, prosić Boga, by je uleczył i otworzył na innych. I by w odpowiednim czasie dał Ci poznać tą właściwą osobę. Nie ma przeznaczenia, są tylko szanse od Boga. Możemy z nich korzystać. Proś o tą szansę- taką realną, a póki ten chłopak nie chce z Tobą być - rozluźnij kontakt, bo będziesz niepotrzebnie cierpieć. Polecam Ci odp. nr: 80, 526, 653, 825. I modlitwę o dobrego chłopaka. Z Bogiem!

  Anna, 19 lat
2619
13.04.2009  
I moje drugie zmartwienie... otóż chodzi o to, że gdy dochodziłam do siebie po rozstaniu z tym chłopakiem(Robert), moja siostra zaczęła spotykać się z takim innym chłopakiem - Jakubem, o którym wiedziała że mi też się podoba... może i robiła to specjalnie, nie wiem, ale warto dodać że ona cały czas na mnie kablowała gdy spotykałam się z tamtym, prosiła mnie nawet żebym z nim zerwała, bo ona go kocha, mówiła że jestem dla niego tylko zabawką i że nie dorastam jej do pięt i że on powinien być jej... stwierdziła nawet że jestem adoptowana:( i ona zaczęła się spotykać z tym Jakubem zostali nawet parą nic mi to nie przeszkadzało, bo naprawdę przeżywałam jeszcze tamto... jednak z czasem moje stosunki z siostrą się poprawiły, spędzałysmy ze soba wiecej czasu i ona zaczela mi sie zwierzac, mowila że Jakub ją nudzi, że chce kogos innego i nawet poznała nas ze soba, aż w koncu z nim zerwala, a ja kilka razy z nim gadałam na gg ale nigdy mu nie powiedziałam złego słowa na siostrę, i po tym jak oni zerwali, my zaczęslismy pisać, zostalismy naprawde dobrymi przyjaciolmi, tylko ja dalej bylam rozsypana po sprawie z Robertem i nie interesowalam sie tak naprawde Jakubem, lubilam go, lubilam z nim pisac, a pisal do mnie non stop 24h na dobe, ciagle gadalismy na gg ale jakos nie moglo dojsc do spotkania, ja bylam w rozsypce a on nieśmialy, w koncu stwierdzilam że musze zapomniec o przeszlosci i powiedzialam o tym Jakubowi, on mnie poparł zachęcał żebym zaczęła wszystko od nowa ( ja nie opowiedzialam mu o swojej przeszlosci, nie zdąrzyłam ) i od tego czasu wyczekiwałam jego smsów, cieszyłam się że mam kogoś z kim moge pogadać, rozumielismy sie coraz lepiej i wszystko by potoczylo się pewnie dobrze, gdyby nie to, że gdy moja siostra dowiedziała się o tym że nas ciągnie ku sobie, zaczęła czytać moje smsy od niego, przesiadywać na gg żebym ja nie mogła z nim pisać, aż w końcu Jakub napisał mi że ona chce się z nim spotkać pogadać Jakub powiedział mi o tym ich spotkaniu, że się z nią spotka bo go prosiła, i właśnie wypadło tak że u mnie w miejscowośći była wtedy impreza, i poszłam na nią razem z siostrą miał być Jakub cieszyłam się bardzo, że go zobaczę, moja siostra zniknęła a ja tym się nie przejmowałam, czekałam na niego, moje serce zamarło, gdy zobaczyłam jak weszli razem za rękę, w jednej sekundzie runął mój świat, Jakub przwitał się ze mną jak gdby nigdy nic, ale widać było, że jest podpity... ja uciekłam z tej imprezy do domu, i cały swój czas spędzałam na płakaniu, na drugi dzień Jakub zadzwonił, powiedział że siostra poprosiła go o kolejną szansę i że on nie wie czy się zgodzić, ale chyba się zgodzi, bo go bardzo prosiła i co ja o tym sądzę? ja odpisałam, tak badźcie razem, daj jej szansę bo na to zasługuje... i od tamtej pory przestałam z nim pisać... postanowiłam się usunąć w cień, od tamtego zdarzenia minął dodkładnie rok, moja siostra i Jakub studiują razem, mieszkają razem, ona w ciąż na niego narzeka, mowi jaki to on jest głupi, na jego kocham odpowiada tym samym, a przede mną tłumaczy się że musi, bo on by się obraził, zdarza jej się gadać na czacie z innymi, obgaduje go, a ja przenigdy mu tego nie powtorzylam... oboje proponują mi mieszkanie z nimi, bo ja w tym roku idę na studia, ale nie chcę się na to zgodzić, nie mogłabym żyć obok niego... bo tak, ja go kocham, z każdym dniem coraz bardziej, jednak muszę pozwolić mu odejść:( najgorsze jest to, że przy nim czuję się naprawdę sobą, gdy siostra jest na uczelni, gadamy na gadu bardzo często, potrafimy gadać po parę godzin dziennie i tematy nam się nie kończą, gdy kłócę się z siostrą on zawsze mnie broni, wciąż namawia na wspólne wypady, zawsze jest dla mnie miły, troszczy się o mnie, ja codziennie pluję sobie w twarz że rok temu nie wyznałam mu swoich uczuć, ale czy to miałoby sens? codziennie też modlę się o niego, o znaki od Boga, ale też o to, że jeżeli on się kochają naprawdę, żeby byli razem.. tylko to tak strasznie boli, siedzieć obok kogoś i wiedzieć, że on nie jest Twój i prawdopodobnie nigdy nie będzie, a później słuchać w domu od siostry nagonek na niego, czemu to ona ma to szczęście nie ja? ja nie raz się zastanawiam czy ona mnie okłamuje, czy jego, bo mi mówi że go nie kocha, jemu że go kocha, a rodzicom i dziadkom, że chce z nim wziaść ślub za jakieś 2,3 lata... po prostu nie pojmuę tego, tak samo z tym ich powrotem Jakub powiedział mi że to ona chciała do niego wrócić, że to ona go prosiła, a siostra twierdzi że to on się uparł, a ja nie wiem komu wierzyć... nie powtarzam jej rozmów z Jakubem, bo wiem że wtedy się na mnie obrazi, jezeli my dwoje rozmawiamy to często się też kryjemy z tym przed nią, żeby nie była zła, ja naprawdę nie wiem już jak sobie z tym wszystkim radzić, proszę o pomoc;(((

* * * * *

Jeśli Twoja siostra gra przed nim - to pytanie : po co? Bo jeśli go nie kocha to po co ślub? Jeśli jednocześnie interesuje się innymi to go oszukuje ale i siebie. No i właśnie po co? Czego ona chce w życiu? Jeśli chce być szczęśliwa to musi stanąć w prawdzie także przed sobą. Inaczej to nie Tobie na złość zrobi tylko sobie na całe życie. Porozmawiaj z nią, spróbuj tak na spokojnie i zapytaj o co jej chodzi w życiu. Czemu z nim jest jeśli nie kocha. To, że on się obrazi to nie jest odpowiedź, bo wychodzimy za mąż nie dlatego, żeby się ktoś nie obraził tylko dlatego, że kogoś kochamy.
Nie bardzo też chce mi się wierzyć, żeby Jakub nic nie zauważył, żeby nie wyczuł, że jest oszukiwany. Dziwi mnie też jego niezdecydowanie i pytanie Ciebie o zdanie. To on musi podejmować decyzje. Niedobrze też, że tyle ze sobą rozmawiacie, bo w Tobie wciąż budzi się nadzieja a on daje Twojej siostrze powody do podejrzeń. I może właśnie dlatego ona przy Tobie o nim źle mówi - żeby Cię zniechęcić i dlatego, że się boi, że go jej "odbijesz", bo wie, że macie dobry kontakt.
Dlatego porozmawiaj z nią i jeśli on nadal zdecyduje się z nim być Ty się zdecydowanie odsuń. Wiem, że to trudne, ale chyba lepsze niż ciągła niespełniona nadzieja i cierpienie. Daj sobie szansę poznać kogoś innego, o kogo nie będziesz musiała rywalizować. Propozycja mieszkania z nimi jest kosmiczna - oczywiście, że się nie zgadzaj, tego by jeszcze brakowało, byś miała patrzeć na niego codziennie, bez nadziei na bycie razem. A swoją drogą to możesz sama przeczytać i dać siostrze do przeczytania ten artykuł: [zobacz]
Niech się zastanowi, czy te problemy nie wynikają z mieszkania z chłopakiem bez ślubu i czy dobrze robi. Polecam ci odp. nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak zapomnieć. To nie jest łatwe, ale konieczne, byś wreszcie odetchnęła i mogła w przyszłości otworzyć się na innych.
Bo bycie z nim nie zależy przecież tylko od Ciebie a przede wszystkim - w tej sytuacji - od niego. A on podjął inną decyzję. Trudno, widocznie to nie ten człowiek. Nie zagłębiaj się w wyobrażeniach o nim, żebyś nie przegapiła swojej prawdziwej miłości. Módl się o to, by Bóg uleczył Twoje serce z tego uczucia i dał Ci Twoją prawdziwą miłość. Z Bogiem!

  Anna, 19 lat
2618
13.04.2009  
I moje drugie zmartwienie... otóż chodzi o to, że gdy dochodziłam do siebie po rozstaniu z tym chłopakiem(Robert), moja siostra zaczęła spotykać się z takim innym chłopakiem - Jakubem, o którym wiedziała że mi też się podoba... może i robiła to specjalnie, nie wiem, ale warto dodać że ona cały czas na mnie kablowała gdy spotykałam się z tamtym, prosiła mnie nawet żebym z nim zerwała, bo ona go kocha, mówiła że jestem dla niego tylko zabawką i że nie dorastam jej do pięt i że on powinien być jej... stwierdziła nawet że jestem adoptowana:( i ona zaczęła się spotykać z tym Jakubem zostali nawet parą nic mi to nie przeszkadzało, bo naprawdę przeżywałam jeszcze tamto... jednak z czasem moje stosunki z siostrą się poprawiły, spędzałysmy ze soba wiecej czasu i ona zaczela mi sie zwierzac, mowila że Jakub ją nudzi, że chce kogos innego i nawet poznała nas ze soba, aż w koncu z nim zerwala, a ja kilka razy z nim gadałam na gg ale nigdy mu nie powiedziałam złego słowa na siostrę, i po tym jak oni zerwali, my zaczęslismy pisać, zostalismy naprawde dobrymi przyjaciolmi, tylko ja dalej bylam rozsypana po sprawie z Robertem i nie interesowalam sie tak naprawde Jakubem, lubilam go, lubilam z nim pisac, a pisal do mnie non stop 24h na dobe, ciagle gadalismy na gg ale jakos nie moglo dojsc do spotkania, ja bylam w rozsypce a on nieśmialy, w koncu stwierdzilam że musze zapomniec o przeszlosci i powiedzialam o tym Jakubowi, on mnie poparł zachęcał żebym zaczęła wszystko od nowa ( ja nie opowiedzialam mu o swojej przeszlosci, nie zdąrzyłam ) i od tego czasu wyczekiwałam jego smsów, cieszyłam się że mam kogoś z kim moge pogadać, rozumielismy sie coraz lepiej i wszystko by potoczylo się pewnie dobrze, gdyby nie to, że gdy moja siostra dowiedziała się o tym że nas ciągnie ku sobie, zaczęła czytać moje smsy od niego, przesiadywać na gg żebym ja nie mogła z nim pisać, aż w końcu Jakub napisał mi że ona chce się z nim spotkać pogadać

* * * * *

No i co dalej? Bo ona chce a on? Chyba też ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Co zdecydował? Porozmawiaj z siostrą, powiedz jej prawdę i poproś, żeby Ci nie przeszkadzała skoro nie jest już nim zainteresowana.
No ale przede wszystkim co on na to? W końcu jest facetem, rozstał się z nią czy nie? Jest Tobą zainteresowany czy nie? Nie można być z dwoma osobami naraz i nie można ulegać każdemu. Odsuń się na trochę i zostaw jemu decyzję, bo bez niej nie wiesz na czym stoisz. Z Bogiem!

  Dominik, 22 lat
2617
13.04.2009  
Witam! Sprawa wygląda tak, spotykam się od pół roku z pewną dziewczyną. Staliśmy się sobie bardzo bliscy. Próbowałem ją zdobyć, flirtowaliśmy, kiedyś w końcu jej powiedziałem, że się zakochałem. Nie było deklaracji, później pocałowaliśmy się pierwszy raz, nastąpił kryzys, chciała żebym zniknął, nie spotykaliśmy się, później zaczęliśmy znów, później znowu kryzys i poprawa, ja się troszkę odsunąłem i zobaczyła, że jej jednak zależy, potem znowu nastąpił kryzys i później znowu się nie widzieliśmy. Po dłuższym czasie się spotkaliśmy i było super, zaczęło się coś psuć, teraz jest już wspaniale. Dużo rozmawiałem z nią o związkach. Kiedyś mówiła, że ona chce takiej miłości szalonej, że się zakocha bez pamięci jeden raz. Ale mówiła, że nie wierzy w miłość od 1 wejrzenia, wiele razy była zauroczona, bała się związków, nie była pewna. Mówiła mi, że to nie to, że nie kocha. To było kilka miesięcy temu, ale ostatnio jest inaczej, mówi, że nie chce żebym odchodził, że jestem dla niej ważny, że jej na mnie zależy. Nawet powiedziała, że jestem jej, a ona jest moja, że od kiedy się spotykamy to ona nie pamięta jak była niezadowolona. Że po prostu przy mnie jest strasznie szczęśliwa i to aż niewyobrażalne, że kogoś takiego jak ja spotkała. Jestem jej szczęściem, a ona moim. Mówiła, że jest jej bardzo dobrze, że sobie ufamy, czujemy się bezpiecznie, ale brakuje jej flirtu, uwodzenia się nawzajem. Kocham ją, wiem, że jestem dla niej kimś ważnym. Ale jak ją przekonać, jak postępować żeby było lepiej, przekonać że to coś na co czekaliśmy? Mówiła mi, że ostatnio czuje, że mam u niej szansę, że chce być ze mną. Ale nadal jest ta niepewność w niej. A ja momentami już nie wiem czy walczyć dalej czy zostawić wszystko samemu sobie. Czy to jest coś większego, czy jest szansa na wzajemną miłość? Jak ją zdobyć... Czasem mam wrażenie, że ona się boi poważnego związku, a ja choć nigdy nie byłem w związku tak jak ona to chcę tego i pragnę takiego z nią, chociaż czasem też się boję. Co robić?

* * * * *

No po pierwsze to zrobiłeś błąd mówiąc na wstępie o uczuciach. Ona zwyczajnie wystraszyła się i zaczęła Cię unikać, bo nie była jeszcze pewna. To normalna reakcja. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz]
i więcej tak nie rób. Teraz już jest lepiej, bo ona ochłonęła i zależy jej na Tobie. Jeśli Ty nie naciskasz to ona coraz bardziej się do Ciebie przekonuje. A co do jej pragnień. No naczytała się dziewczyna jakichś opowieści nie z tej ziemi, naoglądała filmów i myśli, że miłość tak wygląda. A tymczasem miłość jest zawsze bardziej przyziemna niż sobie wyobrażamy. Wcale nie jest tak jak filmach, gdzie wszyscy są piękni, młodzi, dobrze ubrani, w pełnym makijażu, wypoczęci i zawsze mają czas i pieniądze. Rzeczywistość to nie film, to zwyczajne życie z pracą, rannym wstawaniem, choć poszło się późno spać, ze strachem na kolokiwum, bo jesteśmy niedouczeni, ze zmęczeniem, brakiem pieniędzy i nieśmiałością. I taka jest miłość - ta prawdziwa - a nie z plastiku, nie z reklam. Nie da się żyć tak jak w reklamie. Zresztą szybko by się człowiek znudził. Miłość prawdziwa to pragnienie dobra dla drugiego a nie flirt. Co to jest flirt? Co to znaczy uwodzenie? Jasne, ma się chłopak starać o dziewczynę, mówić jej komplementy, zaprosić gdzieś, kwiatka przynieść. A ona ma go chwalić, doceniać i szanować. I to jest podstawą związku a nie żaden flirt. Przecież w miłości chodzi o relację, o trwałość, o budowanie, a nie przelotne uczucia.
Być może Twoja dziewczyna nie jest tak klasycznie zakochana, może nie jest tak jak ona sobie wyobrażała i myśli, że nie kocha. Widzisz, zakochanie, zauroczenie, owo unoszenie się nad ziemią to tylko pierwszy (i to niekoniecznie występujący) etap miłości. Proszę przeczytaj ten artykuł: [zobacz] i daj go dziewczynie, tam wszystko wytłumaczyłam. Mało tego, bywają miłości w ogóle bez zakochania i to wcale nie znaczy, że nie są prawdziwe. Taka miłość może się zdarzyć np. wśród osób, które znały się już wcześniej albo u osób starszych. Pisałam o tym w odp. nr: 13, 15, 906. Co masz robić? Po pierwsze daj dziewczynie ten artykuł o miłości. Po drugie porozmawiaj z nią i spytaj konkretnie czego jej brakuje. Bo Ty musisz wiedzieć konkretnie, że np. chciałaby pójść na romantyczny spacer wieczorem wśród kwitnących drzew. Czegoś takiego jej brakuje? To niech powie. I niech się nie niepokoi, że nie "czuje". Kochać to nie tylko czuć a działać, wybierać, pragnąć. Emocje są dobre, ale jak ich nie ma to nie znaczy, że miłości nie ma. To znaczy dokładnie tylko tyle: że nie ma emocji. Polecam Wam też te odp.: 255, 498, 566, 773 o tym jak pielęgnować miłość i te artykuły: [zobacz], [zobacz] o wzajemnych oczekiwaniach kobiety i mężczyzny. Z Bogiem!

  Marta, 19 lat
2616
11.04.2009  
witam:) chciałabym podzielic sie z wami moja historia: gdy zaczelam chodzic do liceum poznalam chlopaka ktory bardzo mnie zainteresował( mial takie piekne spojrzenie) widywałam go codziennie rano w autobusie ' wydawał mi sie innym od reszty chłopakow' mily sympatyczny kulturalny...okazało sie ze mieszka tylko 5 km dalej niz ja bylam szczesliwa... wiedzialam ze musze go blizej pozanac; myslalam ze taka cicha prosta dziewczyna jak ja nie ma u niego szans ale "cos: chciala ze zwrocil na mnie uwage.... mijały miesiace az po pewnym czasie spełnilo sie moje marzenie - zaczelam sie z nim spotykac pozniej chodzic- bylismy ze soba cały rok... byl to chlopak złoty pomagał moim rodzicom moglam mu wszystko powiedziec na nim polegac mu ufac wiedzielismy o sobie wszystko ale wada jego bylo to ze wierzyl swoim kolegom w kazda plotke jaka od nich usłyszal... czesto sie klocilismy czesto plakalam' kolezanki odradzaly mi go mowiac ze zasługuje na innego ale ja bylam wpatrzona w niego mimo tego ze tak piekielnie o mnie zazdrosni i robil mi awantury o nic... skakalam przy nim jak idiotka proszac aby nie byl na mnie zly lecz po pewnej klotni spojrzalam na to z innyj strony' poklocilismy sie znowu a ja go nie przepraszalam jak dotad tylko odeszlam ... zaczelam pisac z takim innym myslac ze o nim zapomne....przez tydzien sie o mnie staral ale teraz jest tylko cisza a ja nie wiem co robic... nie wiem czy dobrze zrobilam nie dajac mu jeszcze jednej szansy bo tak bardzo placzac i obiecujac ze sie zmieni mnie o nia prosic... teraz jestem sama boje sie ze juz nikogo nie spotkam ze to byla moja szansa ktora zmarnowalam... wiem ze mam dopiero 19 lat ale boje sie ze zrobilam najwiekszy blad mojego zycia za ktory gorzko zaplace.... prosze o pomoc i rade...

* * * * *

Co to za czarne wizje? Jaki błąd życia, za który miałabyś gorzko zapłacić? Marta! Przeczytaj proszę te odp.: 24, 377, 1343, 1385, tam pisałam o zazdrości, przeczytaj i sama oceń czy dobrze zrobiłaś czy źle. Moim zdaniem niemożliwy jest związek gdzie jedna osoba traktuje drugą jak swoją własność. Jeśli on do tego wierzył w każdą plotkę, wierzył bardziej kolegom niż Tobie to gdzie tu zaufanie, gdzie tu miłość i dojrzałość? On moim zdaniem nie był gotowy na związek. Bo odpowiedzialny, prawdziwie kochający chłopak tak się nie zachowuje. On na pewno był zakochany, ale czy kochał? Miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka, to szacunek dla niego, to zaufanie. Zazdrość jest przeciwieństwem zaufania.
Z pewnością nie możesz myśleć w kategoriach błędu ani kary. Każdy ma rozum i wolna wolę by wybierać. Po to jest czas chodzenia ze sobą, by się poznać. A potem podjąć decyzję - czy chcę z tym kimś być czy nie. Czy mogę, czy mama takie same zasady, wartości, czy dobrze się dogadujemy. Ty wybrałaś. Dlaczego miałabyś się męczyć i znosić upokorzenia? Nie ma w życiu "przeznaczenia". To nie jest tak, że jest jedna osoba. To my decydujemy z kim chcemy być - w imię naszej wolnej woli. Jestem pewna, że poznasz kogoś innego z kim będziesz szczęśliwa. Przeczytaj te artykuły: [zobacz][zobacz] tam pisałam o tym czym jest miłość i o owym przeznaczeniu.
Jedyny błąd jaki zrobiłaś to taki, że zaczęłaś pisać z kimś innym. Nie mając wolnego serca, myśląc o kimś innym dajesz nieświadomemu i niewinnemu niczego chłopakowi nadzieję. Nie można traktować kogoś jako środka do celu. Nie można stosować metody klina, by o innym zapomnieć. Jeśli nie masz żadnych zamiarów wobec tego chłopaka, jeśli nadal jeszcze kochasz tamtego to absolutnie nie wolno Ci z nim pisać, spotykać się i robić mu nadzieję. Bo nie wolno Ci go zranić z własnego egoizmu.
Twój chłopak bardzo szybko zrezygnował z Ciebie. Uniósł się honorem? A może nie rozumiał tak naprawdę czym jest miłość? Proszę przeczytaj jeszcze odp. nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak zapomnieć i nie myśl nawet o jakimś błędzie i karze. Bóg nie jest złośliwy i nie daje "jedynej" szansy. Módl się o dobrego chłopaka. Z Bogiem!

  Marta, 19 lat
2615
11.04.2009  
Czy każdemu człowiekowi pisana jest miłosc?
Czy kazdy ma szanse znalezc osobe z ktora bedzie do konca zycia?


* * * * *

Miłość "pisana" jest każdemu. Tylko nie każdemu w identycznej formie. Polecam te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Z Bogiem!

  b..., 21 lat
2614
11.04.2009  
Nienawidzę siebie, nienawidzę swojego ciała. Jest mi strasznie ciężko.
Jestem zaręczona. Za rok wychodzę za mąż za najwspanialszego człowieka na ziemi. Bardzo go kocham. Ale mimo spowiedzi, nadal nie mogę poradzić sobie z tym ze współżyliśmy przed ślubem. Zaczęło się to około półtora roku temu, od pieszczot, których nie chciałam. Bardzo długo się przed tym broniłam. Mówiłam chłopakowi, że nie chcę przed ślubem robić takich rzeczy. Ale on nie mógł tego zrozumieć, dla niego to nic złego. Wcześniej miał dziewczynę z którą współżył i było to dla niego naturalne. Stwierdził, że być może ze mną jest coś nie tak skoro tego nie chcę. I zapytał się co będzie jeśli się pobierzemy i ja nie będę chciała wypełniać małżeńskich obowiązków (w sumie chyba miał prawo tak myśleć, ponieważ moja mama całe życie unikała współżycia jak mogła i bardzo źle się o nim wypowiadała). W końcu doszło do pieszczot. Miałam okropne wyrzuty sumienia. Zaczęłam oddalać się od Boga, bo było mi wstyd pójść do kościoła i udawać ze wszystko jest ok. Teraz wiem, że zrobiłam źle, bo prze cież mogłam jeszcze porozmawiać z chłopakiem, że tego nie chce, ale stwierdziłam, że skoro już raz się to stało to nic czasu nie cofnie. I żyłam tak dalej i cierpiałam. On obiecał mi, że do współżycia nie dojdzie, że się będzie powstrzymywał. Bardzo zależało mi, żeby zaczekać z tym do ślubu. Zaufałam mu. Niecały rok temu się nie powstrzymał. Co prawda szybko przerwałam, ale już się to stało. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Całe noce przez to płakałam. I znowu stwierdziłam, że nic czasu nie cofnie. Pozwoliłam na dalsze zbliżenia, ale wyrzuty sumienia nie dawały mi żyć. Potem zaczęliśmy się kłócić z tego powodu. Nie mógł zrozumieć dlaczego ja taka jestem. Było mi jeszcze ciężej. W końcu zrozumiał że mnie krzywdzi. Postanowiliśmy nie współżyć. Powstrzymywaliśmy się. Nie współżyliśmy po 3 miesiące, ale znów upadaliśmy. Teraz wiem, ze już nie będziemy współżyć. Ale ja nie mogę zapomnieć o tamtym.


* * * * *

Moja Droga! To bardzo smutne co piszesz i takie prawdziwe. No właśnie to dowód na to, że współżycie przed ślubem nie daje szczęścia. Twój chłopak mocno się mylił - to właśnie teraz (oby nie!) możesz mieć opory przed współżyciem w małżeństwie dlatego, że kojarzysz seks z grzechem i brudem. Gdy tego przed ślubem nie ma to nie ma takich uprzedzeń i nie jest absolutnie prawdą, że dziewczyna, która nie chce seksu będzie miała z tym później problemy. Jest na odwrót! Bo właśnie współżycie przed ślubem powoduje wyrzuty sumienia i utrwala zły obraz pt. "seks=grzech" więc się tego boję, to brudna, grzeszna sfera. A przecież współżycie małżeńskie jest piękne. Nie wiem dlaczego Twoja mam przyjęła taką postawę, ale z pewnością nie był to żaden naturalny skutek niewspółżycia przez nią przed ślubem. Być może po ślubie było coś nie tak w tej sferze, na co się godziła wbrew sobie, a może przyjęła taką postawę, by Ciebie uchronić przed przedślubnym współżyciem, na zasadzie, że jak będzie o tym mówić źle to Cię zniechęci i nie będziesz miała ochoty spróbować.
Ale widzisz, nie wszystko stracone. Jeśli daliście radę to przerwać i trwacie w czystości to ja chylę czoła i szczerze Wam gratuluję bo to się rzadko zdarza. Trwajcie dalej. Fakt, utrata dziewictwa nastąpiła, ale od dziewictwa ważniejsza jest czystość. Jest ona pojęciem szerszym i obejmuje myśli, gesty, postawę, zachowanie. Ją zachowujecie. A skoro tak to macie szansę, by Wasza noc poślubna była piękna. Bo będzie pierwszą taką nocą w małżeństwie - w związku pobłogosławionym przez Boga. Polecam Ci te odp.: 616, 961, 1070, 1819 tam pisałam wprawdzie o utracie dziewictwa w trochę innym kontekście ale tłumaczyłam pewien mechanizm, więc Ty to przeczytaj. Przeczytaj też ten artykuł: [zobacz]
Teraz jesteście czyści. I dlatego w małżeństwo właśnie w czystości wkroczycie.
Rozumiem, że nie możesz tego zapomnieć, tym bardziej, że narzeczony jest dla Ciebie tym pierwszym a to wytwarza bardzo silną więź. Rozumiem Twoje wyrzuty sumienia, bo nie tak to miało być. Musisz przeżyć swój ból, a Twój narzeczony musi Ci w tym pomóc i Cię wspierać. On musi uszanować Twoje cierpienie i jak może - usiłować Ci to wynagrodzić. A wynagrodzić może poprzez trwanie w czystości, poprzez miłość, poprzez dbanie o Ciebie i poprzez wspólną modlitwę - o to, by Bóg zabrał z Waszych serc te negatywne wspomnienia i wrażenia, by zabrał Ci owo obrzydzenie do siebie i dał radość z trwania w czystości. By dał Wam radość ze zbliżającego się ślubu.
Tylko wymagaj od niego! On musi wykazać się siłą, odwagą i czułością - dobrze rozumianą wobec Ciebie. On musi stać na straży Waszej czystości, byś Ty nie musiała się bać. Rozumiesz? To nie Ty musisz teraz pilnować by do niczego nie doszło, lecz narzeczony ma Ci udowodnić, że kocha Cię naprawdę i że możesz mu zaufać i czuć się przy nim bezpiecznie. On musi wziąć odpowiedzialność za to co zrobił, naprawić to i Ci to wynagrodzić. A teraz przejdźmy do konkretów, bo czas zrobić coś konkretnego i naprawdę "mocnego".
Proponuję ustalić sobie zasady i granice, których nie przekraczacie, nawet nieco wyostrzone - po to, byś nie musiała więcej czuć wyrzutów sumienia i się bać. Byś wiedziała, że to co robicie nie jest grzechem. Byś mogła poczuć radość. Jedźcie np. wspólnie do Częstochowy na cały dzień, idźcie do kaplicy i tam Matce Bożej oddajcie Waszą przeszłość i przyszłość. Przeproście za to co się działo i poproście o wytrwanie i siłę. Możecie złożyć ślub trwania w czystości do ślubu - to powinno bardzo Wam pomóc i niejako zamazać przykre wspomnienia. Od tego momentu będziecie mogli się poczuć jakby ktoś dał Wam drugą szansę - dziewictwo duchowe.
Codziennie módlcie się razem. Choć przez moment np. dziesiątka różańca - o wytrwanie ale i o jakiś dar dla Waszego małżeństwa - codziennie o inny. Nie muszę już naturalnie mówić, że randki muszą być planowane i nie możecie się na nich nudzić, że macie rozmawiać o wszystkim, prawda? Kolejny punkt - dobre przygotowanie do małżeństwa. Polecam "Wieczory dla zakochanych" Szczegółowe informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Fantastyczna sprawa. To zupełnie inny kurs przedmałżeński, na którym rozmawiacie tylko ze sobą o i o wszystkim. Zapiszcie się już teraz bo są niesamowite kolejki, a warto właśnie coś takiego przeżyć. I idźcie lub jedźcie na niego jak najszybciej, nie odkładajcie na tuż przed ślubem, bo to Wam da dobrą bazę na całe narzeczeństwo.
Przeproście siebie nawzajem. Ty jego za uległość i niezachowanie zasad, on Ciebie - za brak odwagi, za to, że nie wziął odpowiedzialności za Wasz związek, za to, że cierpiałaś. Wybaczcie sobie - oboje.
I o ile to możliwie nie roztrząsajcie tego co się stało tylko patrzcie w przyszłość. Planujcie ją i cieszcie się z niej.
Jezus w sakramencie spowiedzi Ci wybaczył i cieszy się z Twojego powrotu. Nie bądź dla siebie surowsza niż Bóg i też sobie wybacz. Módl się, wołaj do Niego, by Cię uleczył.
Trwajcie! Wasza noc poślubna będzie piękna i małżeństwo będzie piękne jeśli wykorzystacie ten czas i dobrze się do tego przygotujecie. Możesz pokazać tą odpowiedź narzeczonemu.
Życzę Wam pięknej, czystej, prawdziwej miłości - teraz i po ślubie. Módlcie się o to, bo Bóg może wszystko i może Was uleczyć. Z Bogiem!

  Ania, 20 lat
2613
10.04.2009  
Witam serdecznie. Chciałam spytać, czy tak faktycznie jest, że Bóg robi na przekór temu o czym ktoś sobie marzy. Od zawsze marzę o prawdziwej miłości, głębokiej szczerej. Pragnę tego z całego serca. Podoba mi się od długiego czasu pewien chłopak i także staram się do niego subtelnie zbliżyć. Jednak wydaje mi się, że im bardziej pragnę być kochaną i kochać, tym bardziej odwrotnie się dzieje. Moje koleżanki mają partnerów, niektóre planują już ślub, rodzinę, są szczęśliwe. A ja ciągle sama. Może jak nie będę chciała milości, będę się starala postępować tak, jakby mnie ona nie obchodziła i jakby mi nie zależało to ją otrzymam? Czy Bog wie, o czym sobie myślimy, czego chcemy, co sobie wyobrażamy i działa wówczas na odwrót, zeby nas nauczyć pokory, pokazać, że życie jest brutalne i trzeba się z tym pogodzić? Boję się już marzyć, mieć nadzieję na cokolwiek, zbyt wiele razy się bolesnie rozczarowywałam. Tylko nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!

* * * * *

A co to za teoria? Pierwsze słyszę. Bóg nie jest złośliwy. Owszem, nie zawsze daje nam to o czym marzymy, sama wielokrotnie boleśnie tego doświadczyłam. Ale nie ma to nic wspólnego z Jego przekorą i chęcią upokorzenia nas. Tak, Bóg zna nasze pragnienia i marzenia. My mamy prawo je mieć i nawet powinniśmy Mu o nich mówić. Jednak Bóg jako istota najdoskonalsza widzi nie tylko to co my ale i konsekwencje realizacji tych naszych marzeń i planów. Wie co by się stało gdybyśmy natychmiast otrzymali to co chcemy, gdybyśmy otrzymali to później i gdybyśmy nie otrzymali lub otrzymali co innego lub to w innej formie. I wie która z tych możliwości byłaby dla nas najlepsza i która dopomoże nam w drodze do zbawienia. Nie znaczy to oczywiście, że Bóg nas nie słyszy, nie słucha lub i tak zrobi po swojemu. Tak jak mówiłam - możemy i powinniśmy Go prosić. Jeśli to o co prosimy jest zgodne z Jego wolą - da nam. Jeśli jest zgodne ale jeszcze nie teraz - da później a ten czas i te modlitwy będą służyły do naszego doskonalenia się. Bo Bogu samemu to nasze modlitwy chwały nie przysparzają, one nam mają służyć. Widzisz, jakby Bóg zawsze natychmiast dawał to co chcemy to do czego byłby nam potrzebny? Czy modlilibyśmy się? Nie, bo już mamy to co chcemy. Czy bylibyśmy cierpliwi? Też nie. Czy w ogóle chcielibyśmy mieć z nim kontakt, mówić do Niego i Go słuchać? Nie, bo po co? Dlatego nieraz Bóg nie daje od razu, bo chce by człowiek do niego się modlił, by z Nim rozmawiał, by Bóg był mu potrzebny. Nieraz rzeczywiście nie daje wcale albo daje inaczej. To wielka tajemnica, szczególnie jeśli dotyczy rzeczy ogólnie dobrych tak jak np. miłość. To jest tak trudne, że nie podejmuję się wyjaśnienia dlaczego tak się dzieje, bo sama mam wiele takich pytań do Boga. Być może faktycznie inne dobro lub to dobro ale realizowane inaczej np. z inną osobą, w innym czasie jest dla nas i dla tej osoby lepsze. Być może osoba, o którą się modlisz by Ciebie i siebie w tym związku poraniła, może doszłoby do złamania zasad, może byście nie stworzyli dobrej rodziny. Może masz poznać kogoś innego. A może po prostu jeszcze nie teraz? Może ten czas do czegoś jest potrzebny. Ja wiem, że się buntujesz i nie zgadzasz na czekanie ani na inne rozwiązanie. Ja też się na wiele rzeczy nie zgadzam i buntuję i nie wiem dlaczego dzieje się tak jak się dzieje. Ale z pewnością nie jest to przejawem złośliwości Boga, bo On jako najwyższe dobro nie może chcieć niczego innego jak dobro dla nas. A może ten chłopak nie jest jeszcze dojrzały do stworzenia związku i potrzebuje czasu? A może powinnaś zadziałać wyraźniej? Polecam Ci te odpowiedzi, o tym jak nawiązać kontakt: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. A na ten czas czekania polecam te odp .: 817, 1939, 461,1265 i te artykuły: [zobacz][zobacz] Módl się o dobrego chłopaka, masz do tego prawo. I ufaj. Bóg wie czego pragniesz i chce Twojego dobra. Z Bogiem!

  ..., 13 lat
2612
10.04.2009  
mam problem, ponieważ ok.miesiąc temu zakochałam się, bez opamiętania w chłopaku z mojej szkoły, rzadko się wiedzimy, ale jak go widzę to odrazu poprawia mi się humor, mam go w znajomych na grono.net, ale z nim jeszcze nigdy nie gadałam...niestety wszystkie moje kumpele też się w nim bujają, ale wszyscy wiedzą, że ja najbardziej ;) i mam pytanie : co zrobić żeby on zwrócił na mnie uwagę ?

* * * * *

Proszę przeczytaj odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Z Bogiem!

  beata, 22 lat
2611
09.04.2009  
czy petting w narzeczeństwie jest grzechem tak samo ciężkim jak współżycie?

* * * * *

Tak, petting jest grzechem ciężkim. W razie wątpliwości poradź się spowiednika. Polecam też ten artykuł: [zobacz] Z Bogiem!

  ala, 18 lat
2610
08.04.2009  
mam chłopaka ale strasznie mi ciężko bo on niby uważa się za katolika ale do kościola nie chodzi bo jak twierdzi to mu szczęścia nie przyniesie, nie ma nawet bierzmowania... nie wyobrażam sobie żyć z kimś takim.... co zrobić by zachęcić go lub namówić chociażby na mszę świętą lub spowiedź??? czy może lepiej zerwać ten kontakt??? ciężko mi opisać całą tą sytuacje...

* * * * *

Przeczytaj najpierw te odp.: 1358, 1710, 69, 466, 1682 i pomyśl: czy udźwigniesz tą sytuację? Chrześcijaństwo nie jest łatwe i nie przynosi natychmiastowego szczęścia, bo ma na celu coś innego: doprowadzić nas do zbawienia. A to w zasadzie jest szczęście tylko trzeba się nad tym głębiej zastanowić. Może Twój chłopak po prostu nie zna tak naprawdę naszej wiary, Kościoła lub ma jakieś negatywne doświadczenia? O tym co robić pisałam w polecanych odpowiedziach, poczytaj. Z Bogiem!

  ania, 18 lat
2609
08.04.2009  
Mam taki problem, moja mama nie pozwala mi chodzić na różne imprezy, nawet na zwykły spacer wieczorem. Mam już przecież 18 lat. Nie piję i nie palę, więc nie wiem dlaczego mi nie pozwala. Czy moja mama nie ma do mnie zaufania?Jak mam jej udowodnić że jestem odpowiedzialna. Mam jeszcze jedno pytanie czy to normalne żebym w wieku 18 lat nie miała chłopaka?w ogóle nie miałam chłopaka.

* * * * *

Prawdopodobnie mama się o Ciebie boi. Nie wiem w jakiej miejscowości mieszkasz, może jest niebezpiecznie? Zresztą co to za przyjemność chodzić samemu wieczorem, sama bym nie wyszła. Jeśli jednak ktoś z Twoich znajomych organizuje imprezę, o której wiesz, że jest na poziomie, jeśli wiesz że miałby Cię kto do domu odprowadzić to porozmawiaj z mamą dlaczego nie chce Ci na nią pozwolić. Tylko mama odpowie Ci na pytanie czy ma do Ciebie zaufanie czy nie i dlaczego nie pozwala. Zawsze szczera rozmowa jest najlepsza bo może się okazać, że wyjaśnisz jej coś, o co ona niepotrzebnie się obawia. Porozmawiaj!
Co do drugiego pytania: tak, jest to normalne. Ja pierwszego chłopaka miałam w wieku 26 lat i wszystko było i jest ze mną ok. Po prostu nie trafiłaś jeszcze na takiego, który by Ci się spodobał, który by Cię sobą zachwycił i któremu Ty byś się z wzajemnością spodobała. Przeczytaj też odp. nr: 461,1265, 553, 817, 1939. Módl się o dobrego chłopaka, a Bóg da Ci go poznać w najbardziej odpowiedniej chwili. Z Bogiem!

  ania, 18 lat
2608
08.04.2009  
Zakochałam się w chłopaku. Jest starszy ode mnie o rok, chodzi do tej samej szkoły co ja. Widzę go często na korytarzu. Mam jego nr gg,
jednak nie wiem jak go sobą zainteresować. On podoba mi się już ponad rok. Nie wiem czy jest jakiś sens tego by go sobą zainteresować? Straciłam nadzieję na to że kiedyś możemy być razem. Modlę się do Boga by pomógł mi go poznać.


* * * * *

Proszę przeczytaj odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Z Bogiem!

  Alen, 16 lat
2607
07.04.2009  
Od zawsze chcę zostać księdzem, mocno wieże że nim zostane i modle się oto, tylko mam jedną myśl która nie daje mi spokoju. Co będzie jeśli kilka lat po święceniach kapłańskich, coś się stanie że nie będe chciał być już księdzem. Czy to jest możliwe żeby przestać być już księdzem i czy są jakieś tego konsekwencje? I czy później może taka osoba odprawiać Mszę Świętą?

* * * * *

Ale jak ktoś zostaje kapłanem to najpierw musi przejść naukę w seminarium, jest prowadzony przez kierownika duchowego, obserwują i oceniają go przełożeni. Zdaje egzaminy, odbywa rekolekcje, dużo rozmawia z przełożonymi. I jeśli oni dopuszczają go do święceń to uznają, że ta osoba jest dojrzała, odpowiedzialna i nadaje się do tego, by księdzem zostać. A potem jeszcze składa się śluby. Śluby to wyrażenie pragnienia wieczystej łączności i wyłączności relacji z Bogiem. Jeśli ktoś wypowiada to świadomie i dobrowolnie to znaczy, że tego naprawdę chce, przemyślał to i przemodlił. I ta decyzja powoduje u niego ogromny spokój i radość. A sakrament kapłaństwa daje mu siłę, by na swej drodze wytrwał.
I dlatego to nie jest tak, że nagle po kilku latach ksiądz stwierdza, że już nie chce być księdzem. Owszem zdarzają się przypadki odejścia z kapłaństwa. Nie będę tu pisać o przyczynach, bo one są powszechnie (na ogół ) znane ale wcale nie są takie częste, są tylko bardzo nagłaśniane. Tylko, że takie odejście nie powoduje, że ksiądz przestaje być księdzem, bo księdzem jest się do końca życia. Tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach papież może księdza ze święceń zwolnić, ale to są bardzo rzadkie wypadki i bardzo trudno takie zwolnienie uzyskać. Ci zaś księża, o których wiemy, że porzucili kapłaństwo i np. żyją z jakąś kobietą, może nawet wzięli z nią ślub (cywilny oczywiście) na ogół nadal są ślubami związani i np. w niebezpieczeństwie czyjejś śmierci mają nie tylko prawo ale i obowiązek wyspowiadać kogoś, kto o to prosi.
Dlatego ja na Twoim miejscu tak bardzo bym się nie martwiła co będzie gdy już Ci się odechce być księdzem. Jeśli się odechce albo stwierdzisz, że się pomyliłeś co do powołania to z pewnością jeszcze w seminarium skąd będziesz mógł odejść bez żadnych konsekwencji.
Z pewnością przełożeni będą Ci pomagali w powzięciu decyzji, będziesz miał wiele czasu na modlitwę i zastanowienie się. A gdy już księdzem zostaniesz to będziesz tak szczęśliwy, że tak po prostu to Ci się nigdy nie odechce nim być.
Polecam Ci także wyjazd na rekolekcje powołaniowe i rozmowę z jakimś księdzem, niech on Ci opowie jak to jest i jak wyglądało u niego. Z Bogiem!

  żabolinda, 20 lat
2606
06.04.2009  
Od dawna mam problem z masturbacją,zawsze chciałam się poprawić skończyć z tym,ale zwykle na postanowieniu się kończyło.Jakiś czas temu między mną a moim chłopakiem doszło do pettingu,pieszczot oralnych i tu się zaczął dodatkowy problem.Bardzo żałowałam,już tego nie robimy,nie jesteśmy też wzasadzie razem,ale próbujemy się poznawać tak po prostu jacy naprawdę jesteśmy i jakoś wzajemnie się wspierać,bo wiemy,że nie było dobre to co robilismy.Ostatnio jednak,choć nie masturb. się już jakiś czas(około 3 tyg?)co i tak jest dużym sukcesem,mimo to wyjątkowo często i w nachalny sposób pojawiają się nieczyste myśli.Nie prowokuje ich patrzeniem na coś,czytaniem itp.Po prostu nachodzą mnie ciągle(nawet w kościele!)Czuję się z tym podle,nie wiem jak z tym walczyć.Czasem sama coś np.zaczynam wspominać,ale zaraz to odrzucam,ale zwykle jest tak,że po prostu one same mnie dręczą.I jeszcze bardzo męczące jest to,że ciągle pojawiają się wspomnienia,które mnie rozbudzają pomimo,że nie chcę wr acać do tego co było między mną,a chłopakiem.One ciągle się pojawiają,obrazy tego co robiliśmy.Kiedyś było łatwiej gdy nie miałam żadnych doświadczeń.Gdy przychodzą te myśli staram się zwracać do Boga ale i to nie pomaga.Czasem aż płaczę,bo tak chciałabym mieć czyste serce,a tutaj ciągle te myśli i wspomnienia.Nie radzę sobie z tym!I nie wiem czy mogę przystępować do Komuni przynajmniej wtedy gdy sama nie wywołuje tych mysli.A gdy zaczne sama myslec a potem przerwe?
Kolejne pytanie to czy jeśli sama fantazjuje i jestem bardzo podniecona i mysle żeby się masturbować,ale nie robie tego czy muszę się spowiadać z masturbacji czy tylko z myśli nieczystych?
IJeszcze pytanie co do tego chłopaka.Kiedys nie był dla mnie taki jak powinien,ale teraz się stara,jest bardzo kochany.Czy jest sens byc z nim?Dodam o nim to ze wierzy w Boga ale po swojemu(np.nie lubi ksiezy),co do pieszot itp.uwaza ze moga byc w dalszym etapie zwiazku(ale nie musza?)i czasem ma dziwne fantazje na temat tego co chcialby w seksie


* * * * *

Po pierwsze: częsta spowiedź. Mów spowiednikowi tak jak piszesz, jeśli jest masturbacja to tak mów, jeśli są same myśl a tego nie robisz to mów tak jak jest.
Po drugie: i Tobie i jemu polecam stronę www.onanizm.pl tam znajdziesz konkretne rady i świadectwa jak z tego wyjść.
Po trzecie: OBOJE przeczytajcie ten artykuł: [zobacz] i podyskutujcie. Ustalcie wspólne reguły i starajcie się ich trzymać.
Po czwarte: przed każda randką króciutka wspólna modlitwa, a jak on się - póki co - nie zgodzi to chociaż Ty się pomódl. Ciężej zgrzeszyć, gdy przed chwilą patrzyło się na krzyż Jezusa. To też zresztą polecam Ci w chwilach pokus. Wpatruj się zaraz w krzyż. Nawet nie musisz nic mówić ale wpatruj się i usiłuj rozważać ile Jezus na tym krzyżu cierpiał - pokusa powinna przejść. Wołaj do Boga o uleczenie, módl się, On chce Ci pomóc. Powiedz też chłopakowi, by tak robił.
Po piąte: planujcie randki. Nie siedźcie w domu, chodźcie na wycieczki, wystawy, tam gdzie są ludzie. Trudniej zgrzeszyć a przede wszystkim zaczniecie ze sobą naprawdę rozmawiać. Zróbcie sobie też doświadczenie: na jednym ze spotkana nie dotykajcie się WCALE! Zupełnie. Tylko rozmawiajcie. Idźcie na spacer lub na wystawę i rozmawiajcie o tym co widzicie, słyszycie, o jakimś problemie (nie o czystości). Zobaczycie ile Was ze sobą łączy, czy potraficie rozmawiać i czy jesteście dla siebie atrakcyjni nie tylko pod względem fizycznym.
Po szóste: polecam Tobie te odp.: 1358, 1710, 69, 466, 1682 i przemyślenie tematu. Zastanów się kim jest Twój chłopak. Czy tylko trochę się nie zgadza z nauką Kościoła czy jest wrogiem Kościoła. Dlaczego nie lubi księży? Wszystkich księży? Jakich księży? I za co konkretnie? A może niektóre z przykazań mu się nie podobają?
Moja Droga! W Waszym związku chodzi o coś więcej. Wy musicie być przekonani, że jesteście dla siebie, że chcecie być razem i musicie wiedzieć co Was łączy. Bo ja się obawiam, że póki co trzymają Was emocje, zakochanie a poza tym jesteście dla siebie atrakcyjni fizycznie. I dopóki ta fascynacja trwa póty jesteście razem przekonani, że to wielka miłość i nawet różnice Wam nie przeszkadzają. Ale gdy emocje opadną (a tak się stanie niebawem) i "oklapnie" trochę zainteresowanie fizyczne to będzie gorzej. To będzie potrzeba pracy nad sobą i związkiem, to już się nie będzie tak chciało starać, bo odkryjecie swoje wady, których teraz nie widzicie i możecie z przerażeniem odkryć, że nic Was nie łączy albo łączyła tylko fizyczność. Dlatego pracujcie nad innymi sferami: nad porozumieniem, wspólnymi zainteresowaniami, rozmowami, nad robieniem czegoś wspólnie. Tylko wtedy poznacie się naprawdę i zdecydujecie czy chcecie być ze sobą. Polecam też ten artykuł: [zobacz] i te odp.: 2093, 20, 75, 79, 85, 92,144, 249, 252, 258, 269, 300, 309, 320, 363, 428, 462, 488, 531, 572, 582, 780, 877, 1080, 1084, 1093, 1126, 1117, 1134 Módl się dużo: o uzdrowienie, o rozeznanie co do chłopaka. Powstawajcie z upadków i razem dążcie do czystej miłości. Bo tylko taka jest prawdziwa. Z Bogiem!

  Misia, 19 lat
2605
06.04.2009  
Od kilku miesięcy miałam bardzo dobry kontakt z pewnym chlopakiem, którego znalam wczesniej ze szkoly, ale praktycznie nie rozmawialiśm.Na początku zwykle lubienie, obupolna chęc poznania się, rozmowy, spacery, z czasem pojawily sie delikatne aluzje, specyficzne ciepło, niepozorny dotyk. Mimo gorszych niekiedy chwil potrafiliśmy to pokonywac, spedzalismy dużo czasu razem, nie przeszkadzalo nam to.Panowal jakis przyjemny entuzjazm w tym, duzo inwencji. Kilka tygodni temu uswiadomilam sobie, ze z mojej strony to już glebsze uczucia, lecz postanowiłam czekac - bo bylam przekonana, że jest zainteresowany, że wszystko sie ulozy z czasem. Niestety po krótkiej, niepozornej rozłące wszystko sie drastycznie zmieniło. Przestal sie odzywać - nie tylko w swiecie wirtualnym, ale takze na żywo. Wrecz mialam wrażenie, że mnie unika, jakby sie bal rozmowy ze mną, w ogóle - kontaktu.Uciekal wzrokiem, kiedy na niego spogladalam, a nie bylo to czeste,bo źle sie czulam z tym, co robi i to odbilo sie na moim zachowaniu (rowniez zaczelam go unikać). Mimo wszystko chcialam zachować twarz-zapraszalam na spotkania (ogólnie znajomych, ale i tak wymawiał sie), pytalam o nastrój - niestety każde jego zdanie (jakże nieliczne one są) zdawalo sie być pelne ukrytych pretensji albo niechęci. Zastanawiam sie,czy to oslawiona meska jaskinia, czy warto jednak zaryzykować i pogadac z nim szczerze o tym, jak sie czuję, o tym, że mnie wyraźnie lekcewazy i w ten sposób niszczy relacje? A moze wlasnie o to mu chodzi? Po prostu nie wiem, jak funkcjonuje facet, a boje sie, ze jak z dobrej woli powiem mu o swoich uczuciach, walcząc o relację, tylko wiecej zepsuję, bo a nuz on nad tym myslal albo rozważal i mial w dalszych planach odbudowe relacji. Tylko czy chlopak tak robi, kiedy mu zalezy?Bo kiedy mu zalezalo, potrafil codziennie sie interesować moim nastrojem, troszczyc o mnie, milo zaskakiwać...Teraz czuje sie, jakbym byla jego problemem. No, jak to jest z nimi?

* * * * *

No nie, raczej nie jaskinia, bo jaskinia to odizolowanie się od otoczenia w ogóle na jakiś czas w celu przemyślenia i rozwiązania problemu. Z pewnością jaskinia nie jest skierowana przeciw określonej osobie i tak nie wygląda. Moim zdaniem albo ktoś mu coś o Tobie negatywnego naopowiadał albo on poznał kogoś innego albo sam doszedł do wniosku, że nie chce z Tobą być - z jakichś względów. Co do pierwszej ewentualności nie będę wypowiadać się szerzej bo nie wiem jakie macie relacje ze znajomymi, ale może tak być, choć w zasadzie mało prawdopodobne w przypadku chłopaka, by tak się przejął czyimiś słowami. Druga możliwość: kogoś poznał, kto mu się spodobał i teraz nie wie jak wybrnąć z sytuacji z Tobą. Nie ma odwagi, by cokolwiek Ci powiedzieć więc stosuje metodę uników - może się zniechęcisz. W każdym razie udaje, że nic Was nie łączy, jesteś tylko znajomą, a on nigdy nic od Ciebie nie chciał i o nic mu nie chodziło. Trzecia możliwość: uświadomił sobie, że Ty darzysz go uczuciem a on tego nie odwzajemnia lub on sam zaczął darzyć Cię uczuciem i tego się przestraszył bo myśli, że Ty tego nie odwzajemniasz/dostałby kosza/nie ma odwagi czegokolwiek zrobić w tym kierunku. Osobiście (ale to tylko moje przypuszczenia) skłaniałabym się ku drugiej ewentualności, bo pierwsza - tak jak mówiłam - w przypadku chłopaków nie jest częsta a trzecia też raczej nie, bo jakby mu zależało to w końcu przełamałby wstyd i zaryzykowałby. Ewentualnie on przestraszył się Twojego zaangażowania, którego nie chce lub nie może odwzajemnić.
A teraz co zrobić by się o tym przekonać. Zachowywać się normalnie już próbowałaś, jakoś rozmawiać też - no i nic. A zatem spróbuj Ty się trochę odsunąć. Tak, by dać mu do zrozumienia, że właściwie nie bardzo Ci zależy. Jeśli jest zainteresowany to zacznie walczyć o kontakt z Tobą. Jeśli po jakimś czasie i to nie poskutkuje to porozmawiaj z nim. Naturalnie - bez żadnych wyznań, ale po prostu zapytaj czy coś się stało, bo masz wrażenie, że Cię unika i ma do Ciebie jakieś pretensje. Spytaj czy coś zrobiłaś nie tak? Mów w pierwszej osobie, o swoich odczuciach, tak by nie mógł tego zanegować. Tzn. mów: "ja zauważyłam, że mnie unikasz, ja czuję, że …" a nie: "unikasz mnie" - bo zaraz zaprzeczy. Jeśli i szczera rozmowa nic nie da to po prostu trzeba się wycofać. Być może prawdę poznasz później a może wcale, ale w każdym razie to będzie oznaczało, że on nie chce z Tobą być - z jakichś względów. Próbuj się dowiedzieć o co chodzi. Z Bogiem!

  Nadzieja, 24 lat
2604
06.04.2009  
Szczęść Boże

Mam taki problem, że nie potrafię poradzić sobie z przeszłością mojego chłopaka. Dużo rozmawiamy i wiem, że miał porblem z onanizmem, że podrywał dziewczyny głównie przez internet i prosił je o fotki a potem grzeszył, oglądal pornografie. Przez wiele lat tak było, walczył z tym, ale dopiero pomogła mu miłość, która rozwiajała w naszym związku. Wiedział zawsze, że to złe, ale dopiero jak zobaczył jak mnie tym krzywdzi, to zrozumial jakie są konsekwencje grzechu. To nawet nie było stopniowe, w jednej chwili to sie stało kiedy zobaczył moją reakcję, mój ból, na prawde o nim jaką odkryłam. I od tej chwili, od prawie roku żyje w całkowitej czystości, i walczy o czystość w naszym związku, czasem nawet broni mnie przede mna samą. Tylko, że ta przeszłość wraca do mnie czasem, wraca ból, niezrozumienie tego, że tak mógł postępować. wypytuje go wtedy o to, wypominam. nie wiem jak sobie z tym poradzić, bo to jest niszczące dla związku i rani go. Nie chcę go ranić.


* * * * *

Jeśli on naprawdę zrozumiał i się zmienił i nawrócił to nie masz już wpływu na to co było. Możecie mieć tylko oboje wpływ na to co jest i co będzie. A zatem rozdrapywanie ran niczemu nie służy, bo do niczego dobrego nie doprowadzi. On swojej przeszłości nie ukrył przed Tobą, przyznał się i zmienił. Co więc możesz jeszcze zrobić poza ranieniem jego i siebie? Rozumiem naturalnie, że ciężko Ci się z tym pogodzić, to jasne. Ale to, że on potrafił z tym skończyć jak najlepiej rokuje dla Was. Ciągłym wypominaniem i wypytywaniem dajesz mu ciągle do zrozumienia, że mu wcale nie przebaczyłaś. No tak. Przebaczyć nie znaczy zapomnieć, bo trudno wyprzeć coś ze świadomości, ale to znaczy nie wracać do tego bez potrzeby, nie upokarzać drugiej osoby ciągłym wypominaniem czegoś na co nie ma JUŻ wpływu. Pomyśl: Ty z pewnością też zrobiłaś w życiu coś czego się wstydzisz, prawda? To nie musiała być rzecz tego kalibru, ale pewnie coś by się znalazło. No to wyobraź sobie jak byś się czuła gdybyś w największej tajemnicy zwierzyła się z tego kochanej osobie a ona ciągle by do tego wracała i wypominała niejako nie dowierzając, że to się już nie powtarza. No byłoby Ci bardzo przykro i czułabyś, że ta osoba Ci nie ufa, prawda? No to tak się czuje (tylko w większym stopniu) Twój chłopak. Moja Droga! Powtarzam: jeśli druga osoba nawróciła się, zerwała z przeszłością i żyje inaczej to NIE WOLNO jej tego wypominać. Bo dajemy do zrozumienia, że jej nie ufamy, nie wierzymy, nie przebaczyliśmy tak naprawdę. I jak z tym żyć? Jakiś czas można to znosić ale potem w końcu coś się w niej zbuntuje i przestanie się godzić na ciągłe upokorzenia. Pomyśl: sam grzech i potem konieczność wyspowiadania się z niego, przyznanie się do tego Tobie, zerwanie z tym jest dla niego wystarczającą kara i pokutą, byś mu jeszcze miała dokładać cierpień. Raczej powinnaś cieszyć się z jego nawrócenia. Nie zapomnisz o tym, ale nie rozdrapuj ran, nie wypominaj, nie wnikaj. Bo on się w końcu zbuntuje i coś w nim pęknie. Chcesz, by Wasz związek się rozpadł? A może Ty po prostu faktycznie mu nie ufasz i boisz się, że to się będzie powtarzać? Czy masz jakieś sygnały, że tak może być? Jakim w ogóle Twój chłopak jest człowiekiem: silnym, stanowczym, zdecydowanym? Jak u niego z wiarą? Jest odpowiedzialny, dotrzymuje słowa? Jeśli tak i jeśli masz pewność, że on faktycznie uporał się z problemem to nie roztrząsaj już tego tematu, a w każdym razie nie zadręczaj go. Inna rzecz czy on naprawdę sobie poradził, bo to zależy ile to trwało i jakie miało nasilenie. Ale z Twojego listu wynika, że tak. Ty po prostu już tylko się o to módl. O jego wytrwanie, o Waszą czystość, o to, byś Ty poradziła sobie z emocjami. Polecam Ci ten artykuł: [zobacz]
Teraz czystość możecie budować razem i od Was zależy jak to będzie wyglądało. Jeśli ufasz chłopakowi daj mu szansę. Jeśli go kochasz - wybacz. Powierz tą sprawę Bogu i o to się módl. Ty sama niczego już nie zmienisz i nie cofniesz, ale Bóg może cofnąć negatywne skutki tego co się działo. I o to Go proś. Z Bogiem!

  Lena, 21 lat
2603
05.04.2009  
a moje pytanie dotyczy pewnych argumentow nad ktorymi sama zaczelam sie juz zastanawiac? moj chloapk uwaza ze nie wykorzytsujemy swoich najlepszych chwil zycia dlatego ze soba nie sypiamy tzn jstesmy dorosli( ja mam 21 a on 26) i sie kochamy oraz planujemy malzenstwo ale pozniej bo chcialabym najpierw skonczyc studia, a teraz latka leca i musimy sie powstrzymywac chociaz teraz tego najabrdziej chcemy.To fakt bo trudno nam sie jest powstrzymywac czasami. Moje kontrrargumenty tzn wiara w Boga, seks po slubie z mezem i obawa przed ciazą brzmia dla niego konserwatywnie! To nas dzieli, ale juz coraz mniej bo ja czuje sie slabsza. Co robić??

* * * * *

Podsuń mu i sama przeczytaj te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Niech je przeczyta. Tam zawarłam wszystkie możliwe argumenty. Jeśli to go nie przekona to na Twoim miejscu uciekałabym daleko: bo to oznacza, że Cię nie kocha tylko pożąda. Jeśli kocha Cię naprawdę to Cię uszanuje i nawet jeśli sam nie uważa czystości za wartość to w imię tego, że dla Ciebie jest wartością powinien ją zachowywać - dla Ciebie.
Oczywiście, że nie jest łatwo i że w miarę rozwoju związku ludzie siebie pragną. No ale ludzie to nie zwierzęta i w imię argumentów, które uznają za wartość potrafią się powstrzymać. A tak na marginesie: czy on uważa, że najlepsze chwile życia to te w łóżku podczas współżycia przed ślubem? Ciekawa teoria. Bo ja zawsze myślałam, że to te kiedy pielęgnujemy naszą miłość, rozwijamy ją, kiedy przechodzimy próby i wychodzimy z nich zwycięsko. Kiedy możemy sobie nawzajem i Jezusowi spojrzeć w oczy z radością. To te, w których czyści składamy sobie przysięgę małżeńską. Piszesz, że dla niego wiara w Boga nie jest argumentem. To co nim jest? Co jest dla niego wartością? Bo może jest dla niego wartością miłość do Ciebie? A skoro tak to powinno mu wystarczyć. A może należałoby w ogóle zastanowić się nad wartościami w Waszym związku? Czy Wy w ogóle na co dzień się dogadujecie? Czy jego niewiara Ci nie przeszkadza? Czy nie ma na tym tle konfliktów? A jak wyobrażacie sobie dalsze wspólne życie? Polecam Ci te odp.: 69, 466, 1682, 1358, 1710 celem przemyśleń. Z Bogiem!

  Taka jedna, 16 lat
2602
05.04.2009  
Pyt. 2580
dziękuję serdecznie za odpowiedź. Z tą dziewczyną nie jest i z tego co wiem - na razie nie będzie. Zbyt mocno go zraniła, by mógł wrócić (Jego słowa). Pomału zdaję sobie sprawę, że między nami nic nie będzie, ale w głębi mam tą nadzieję... i ta nadzieja sprawia, że aż nie chcę przestać go kochać... Co robić w takim wypadku ? Rozmawiamy ze sobą, raz odezwie się on, raz ja. Wiem, że on ją jeszcze kocha... ale pomału przestaje i to widać. W sumie nie mam z czego się wycofywać... i to jest najgorsze. Pogubiłam się...


* * * * *

No póki co to on nic Ci nie obiecywał, więc to on może się wycofać - z bliższej znajomości z Tobą. A zatem Twoja ostrożność powinna być skierowana w tą stronę. On nie czuje żadnego zobowiązania wobec Ciebie. Jeśli zatem Ty się angażujesz to na własne ryzyko, bo musisz mieć świadomość, że może nigdy nie być z tego związku. A zatem brnięcie w to skoro nie masz pewności jest ryzykiem. Masz dwa wyjścia: albo trwać w tym mając nadzieję i potem ewentualnie boleśnie się rozczarować albo już teraz trochę się odsunąć - na tyle by nie pielęgnować w sobie tego uczucia, by nie traktować jego jako ewentualnego kandydata na chłopaka. By nie pielęgnować w sobie marzeń i nie kochać wyobrażeń o nim. On ma serce zajęte, bo nawet jeśli się rozstali to i tak o niej myśli (choćby negatywnie) a zatem nie jest gotowy na związek z Tobą. I może nigdy nie być - weź to pod uwagę. Jeżeli zdecydujesz się na drugie rozwiązanie - polecam odp. nr: 80, 526, 653, 825. Z Bogiem!

  magda, 16 lat
2601
05.04.2009  
Zakochałam się z wzajemnością. Oczywiście jestem wierząca... ale on nie. Jest mariawitą. Czy to wszystko ma sens? Co Kościół na takie związki? Bardzo proszę o pomoc, nie wiem co mam robić.

ps.
Jeszcze nie rozmawiałam z tym chłopakiem o całej tej sytuacji. Nie wiem jak to zrobić, nie wiem jaka będzie jego reakcja.


* * * * *

Od strony formalnej co Kościół na to: zadaj pytanie na Forum Pomocy www.katolik.pl, tam otrzymasz fachowe odpowiedzi. Od innej strony: decyzję czy to ma sens możesz podjąć tylko Ty, bo tylko Ty możesz to stwierdzić, poznając dobrze zasady jego wyznania. Musisz wiedzieć jakie są różnice w liturgii, zasadach wiary, dogmatach. Musisz wiedzieć jak mariawici zapatrują się na istotne kwestie, dowiedzieć się co jest nie do zaakceptowania i czy w ogóle Kościół dopuszcza takie związki. Musisz też dobrze poznać chłopaka, wiedzieć jaki on jest. I jak już to będziesz wiedziała musisz przemyśleć co Was łączy, co możesz zaakceptować, co wiara Ci pozwala. Patrz szerzej, nie tylko na czas obecny ale i w dalszej perspektywie. Przeczytaj też odp. nr 1545. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej