Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Weronika, 18 lat
2700
13.06.2009  
Witam, moje pytanie nie będzie typowe... Otóż. Mam dwóch starszych braci. Michał jest księdzem. Piotrek ostatnio spotyka się z pewną dziewczyną. Mimo że jest dorosły mama i Michał ciągle mu dogryzają. Ostatnio wywiązała się między mną a nimi całkiem spora kłótnia. Oni uważają, że ta dziewczyna nie jest dla niego, nie chodzi do kościoła. Mamie nie podoba się też, że pali papierosy. Ja rozumiem fakt, że mogą się martwić, ale czy to jest powód żeby rozmawiać o tym za jego plecami, krytykując jego wybór? Zaczęłam jak lew bronić Piotrka; mówiłam, że taką krytyką mogą mu tylko zaszkodzić. Powiedziałam też, że jest dorosły i jego sprawa z kim się spotyka. Wtedy właśnie Michał, powiedział, że jestem "głupia i źle mówię", bo to nie jego sprawa. Jak doszło do stwierdzenia przeze mnie, że uprzedzili się do tej dziewczyny, bo nie chodzi do kościoła, to mój brat powiedział, że to nie o to chodzi. Więc o co chodzi, bo już nie rozumiem? Cała rozmowa dotyczyła, że jeśli by chciał założyć z nią rodzinę to będzie żałował. Skąd ta pewność skoro jej nawet nie znają? Czy człowiek nie może się nawrócić? Bardzo mnie to boli, że ksiądz- i mój kochany brat- ma do tego takie podejście. Piotrkowi o tym zajściu nie powiedziałam, bo czuł by się zaszczuty. A we mnie tkwią te wszystkie wątpliwości, czy dobrze zrobiłam broniąc go w ten sposób... Bardzo proszę o odpowiedź i z góry za nią dziękuję. Ufam, że jest Pani w stanie mi pomóc...
Pozdrawiam


* * * * *

A może jest coś, co dotyczy tej dziewczyny, o czym Ty nie wiesz? Może nikt ci tego nie powiedział i nie chce powiedzieć a jest to rzecz, która jest bardzo istotna? Nie wiem dlaczego Twoja rodzina tak ostro krytykuje wybór brata, tym bardziej, że otwarcie przyznali, że nie chodzi o wiarę. Oczywiście, wiara jest ważna i nie dziwię się, że mają obawy co do tego jak będzie gdy stworzą rodzinę. Palenie papierosów też nie jest dobre. Ale jeśli Twój brat jest dorosłym, rozsądnym człowiekiem to sam podejmuje decyzje i sam ponosi konsekwencje tych decyzji i odpowiedzialność za to co robi, prawda?
Dlatego wydaje mi się, że może być coś o czym nie wiesz. Myślę też, że nie ma sensu przekonywanie rodziny i bronienie Piotrka i tego związku za wszelką cenę, bo więcej zdziałasz swoim spokojem i mówieniem im właśnie tego: że jest odpowiedzialny, że wie co robi i sam podejmuje decyzje i ponosi odpowiedzialność za to co robi. Dobrze by też było, żeby mieli możliwość poznać tą dziewczynę. Czy ona nie była nigdy u Was w domu? Może porozmawiaj z Piotrkiem, by ją zaprosił? Nieraz jest tak, że w osobistym spotkaniu wątpliwości się rozwiewają i bledną. Może potrzeba właśnie spotkania, by mogli sami się przekonać? A może nawet nie takie zaaranżowane spotkanie ale np. krótka wizyta wtedy gdy mają gdzieś razem wyjść i ona po niego przyjdzie? Porozmawiaj z Piotrkiem, pewnie potrzebuje wsparcia. Natomiast rodziny na siłę nie przekonujcie, bo więcej da się zdziałać poprzez własne zachowanie, spokój i konsekwencję w działaniu a nie mówienia. Z Bogiem!

  Bulinka, 20 lat
2699
12.06.2009  
1. Jak to jest, czy osoba, która boryka się z grzechem samogwałtu, która w przeszłości zgrzeszyła z drugą osobą( z którą już nie jest) poprzez pieszczoty, petting itp. Czy taka osoba jest zdolna do miłości, czy może stworzyć z kimś wartościowy związek? Czy taka osoba może zostać księdzem/ zakonnicą? Czy jeśli weźmie ślub może założyć białą sukienką, welon? Czy można naprawić to co się robiło? Nie chodzi mi do końca o idee wtórnego dziewictwa- ta osoba żałuje tego wszystkiego, widzi wartość w czystości, chce o nią na nowo walczyć- nie musi sobie już tego uświadamiać. Chodzi bardziej o to, że jakby się nie chciało przeszłość zawsze zostawia ślad, choćby człowiek się już zmienił? To tak jak np. któs popełni jakieś przestępstwo, ale zrozumie jakie to było zło, nawróci się ale wyrok i tak będzie musiał odsiedzieć Jak to jest?
2. Czy odpowiadająca widzi coś złego w uścicku, przytuleniu "na misiaczka" kolegów na pożegnanie? Nie wszystkich kolegów, ale takich dobrych, których zna się już długo, a teraz nie widuje się z nimi za często ze względu na studia w różnych miastach?


* * * * *

Odpowiedź na pytania w pierwszej kwestii brzmi TAK. Oczywiście, że jest możliwe tworzenie związków, czy zostanie księdzem lub zakonnica przez osobę, która kiedyś nie żyła w czystości ale potem się nawróciła. W Piśmie św. mamy dużo przykładów świętych osób, które zerwały w przeszłości ze złem np. św. Paweł. Nie można poprzez popełnione grzechy, za które się żałuje i z których się nawróciło skreślać człowieka. Czy to zostawia ślad w psychice? To zależy. Pewne zachowania tak np. pierwsze współżycie - bo tworzy więź z osoba, z którą się współżyło, ale nie jest tak, że wyciska to piętno na całym życiu i taka osoba nie stworzy związku. Może będzie jej trochę trudniej na początku, ale na pewno praca nad sobą czyni cuda. Tylko trzeba mieć świadomość pewnych rzeczy, by nie miotać się i nie żyć wyrzutami sumienia całe życie. Co do grzechów przeciw czystości, kwestii dziewictwa czy białej sukni przeczytaj proszę odp. nr: 616, 961, 1070, 1819, tam pisałam szczegółowo o tym.
Co do drugiej kwestii. To jest kwestia pewnych przyzwyczajeń, mentalności, zwyczajów. Generalnie nie jest to nic złego jeśli nie ma żadnego podtekstu i naprawdę z sympatii przytulamy. Może to tylko wprowadzać w błąd np. osoby postronne, którym może się wydawać, że z takim kolegą łączy Cię coś więcej. Może zniechęcić jakiegoś chłopaka, któremu się podobasz bo pomyśli, że ten kolega jest Ci bliski i nie będzie Wam wchodził w drogę. Ale jeśli takie macie zwyczaje to zasadniczo nic złego. Pytanie tylko czy kolegom też to odpowiada, czy zgadzają się na takie przytulenia z grzeczności - bo mężczyźni są z reguły mniej wylewni w takich kwestiach. No i czy jeśli widzicie się dość rzadko ta więź jest rzeczywiście tak silna, by tak ją manifestować. Ale jak mówiłam - to dość neutralna sprawa i na pewno nie ma tu "wytycznych". Z Bogiem!

  Kasia, 18 lat
2698
12.06.2009  
Moj przyjaciel jest gejem, deklaruje się jako osoba niewierząca. Co zrobić żeby zachęcić go do wiary? Twierdzi ze kosciol jest przeciw niemu bo nie pozwala mu normalnie zyc. To bardzo trudna kwestia. To bardzo dobry i życzliwy czlowiek. Gdy na niego patrzę i wiem, że nigdy nie spojrzy na mnie jak na kobietę kraja mi się serce...:( czy jest szansa by kiedys w zyciu zmienil swoją orientację? Pozdrawiam , Kasia

* * * * *

Wejdź na stronę www.odwaga.oaza.pl tam znajdziesz rady i świadectwa osób, które wyszły z homoseksualizmu. Jest możliwe, by zmienił orientację, jak choćby Alan Medinger - autor wspaniałej książki "Podróż ku pełni męskości". Jeśli możesz to kup przyjacielowi tę książkę z jakiejś okazji. Aby mógł powrócić do Kościoła musi zrozumieć najpierw czym tak naprawdę jest homoseksualizm i że nie musi to być "wyrok". Kościół zaś nie odrzuca homoseksualistów a jedynie nie przyzwala na zachowania homoseksualne. Myślę też, że więcej zdziałasz własnym przykładem oraz wiedzą co tak naprawdę jest złego w zachowaniach homoseksualnych niż mówieniem mu o Bogu i Kościele, bo on na razie tego nie przyjmie czując się odrzucony. Jeśli jednak masz z nim dobry kontakt to możesz pewne rzeczy mu naświetlać. Jednak nie rób tego z nastawieniem, że jak on się zmieni to będziecie razem, bo to jest trudna droga, zależna od wolnego wyboru i pracy nad sobą i niekoniecznie musi zakończyć się związkiem z Tobą (choć nie jest to wykluczone, ale nie jest pewne). Pomagaj mu jak przyjacielowi. Przeczytaj też odp. nr: 140, 143, 155, 1797, 2129. No i módl się za niego. Z Bogiem!

  arbuz , 24 lat
2697
11.06.2009  
Prosze mi wyjasnic jaka jest roznica miedzy zartem a klamstwem?
Gdzie jest granica? Jezeli zart byl nie zly to trzeba go odpuscic- prawda?
Dziewczyny lubia poczucie humoru u chlopakow dlaczego wiec tak wiele wypowiedzi biora na serio a pozniej placza?:)
Chrzescijanin ma sie cieszyc duzo:)


* * * * *

No ale ja nie bardzo rozumiem to pytanie. Bo ta granica zależy od intencji żartującego i od poczucia humoru i zrozumienia sytuacji przez odbiorcę. W każdej sytuacji jest inaczej i nie ma jednej definicji. A dlaczego dziewczyny tak reagują? Bo widzisz psychika kobiety i mężczyzny jest inna. To nawet zostało naukowo udowodnione, że kobiety inaczej rozumieją pewne sytuacje i z innych rzeczy się śmieją niż mężczyźni. Polecam w tym temacie lekturę książek: "Płeć mózgu" i "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" W bardzo przystępny, humorystyczny sposób tłumaczą te różnice, poczytaj, naprawdę warto, a skoro lubisz się pośmiać to będzie coś w sam raz dla Ciebie. A jak bardzo się zdziwisz niektórymi rzeczami! Z Bogiem!

  Aleksander, 23 lat
2996
11.06.2009  
Witam ponownie.Zadalem pytanie nr 2671.Mamy spowiednika,rozmawiamy-nie chce zeby to wygladalo tak jakbysmy sie opierali tylko na Internecie i Waszym wspaniałym portalu.Ale do rzeczy.Mam momenty,gdy patrzac jej w oczy czuje sie cały jej,czasami słysze "nie kocham Cię", a innym razem czuję niechęć.Ktoś zasiał we mnie wątpliwości czy na pewno moja miłość do niej jest zogniskowana na jej szczęście.Bo mimo tych wszystkich pytań zależy mi na jej szczęściu.Tylko czy to nie jest wmawianie sobie czegoś?Mam problemy emocjonalne,moje myślui są jak chorągiewka na wietrze.Jednak chce.Powstrzymuje się od niewłaściwych czynów, myśli i słów, walcze z tym co czujue złego - bo te podszepty uznaje za podszepty szatana - jednak czy to na pewno dowód, że moja miłośc jest jej warta?Usłyszałem głos, że będzie cięzko ale wytrwamy.Po prostu czasami gdy słyszę takie mysli... I o nich z Nią rozmawiam. Uznalismy to za podszept szatański. Ale one są takie mocne... A do czego nakłaniają? Zerwać z narzeczo ną, wrócić do dawnego trybu zycia, koleżków i łamania serc - to miałem na myśli pisząc o krzywdzeniu. Dzisiaj usłyszałem w jednym z filmów fajne słowa.No dobrze, rzucę to, ale w imię czego? Chce jej szczęścia i dobra, tylko tego pragne, jednak jeśli coś sobie wmawiam to nie chce jej dalej zwodzić. Myśle, że to może być "praca domowa" którą dostałem od Boga. Szkalowałem miłość i jej znaczenie i pewnie muszę budować na trudnym gruncie moją miłość do Niej. Jednak czy to nie jest wmawianie sobie czegoś? Czy to możliwe, żeby były we mnie aż takie złe moce? Chce ją kochać lepiej, chce żeby była szczęśliwa. Więc szukam odpowiedzi. Czasami mysle, że wystarczyłoby przytulić tę najbliższą mi osobę, porozmawiać.... I nie czuć czasami tej dziwnej niechęci. Chcę budować dla Niej, z bożą pomocą.

* * * * *

Nie ma w Tobie złych mocy, jest tylko Twoje drobiazgowe sumienie i to o czym mówisz - pokusy, podszepty szatana. On próbuje Ci wmówić, że nie jesteś zdolny prawdziwie kochać, że nie jesteś wart swojej narzeczonej, że jej nie kochasz, że to niedobry związek. To wszystko nieprawda, ale przecież szatan jako ojciec zła nie może Ci powiedzieć nic innego. A że masz wrażliwe sumienie to właśnie w nie uderza. Bardzo dobrze, że macie spowiednika, radź się go w takich sprawach. Natomiast w relacjach z narzeczoną po prostu bądź sobą, rozwijajcie Wasz związek, a nie zastanawiaj się nad każdym gestem i słowem - czy jest prawdziwe czy nie. Z pewnością jest prawdziwe skoro masz dobrą wolę. Pamiętaj, że nikt nie jest idealny i że nie ma nigdy 100 % pewności co do wyboru małżonka i pewności uczucia. Zawsze są jakieś wątpliwości, bo związek tworzą ludzie a nie anioły. Staraj się nie zwracać uwagi na te podszepty i wątpliwości a W chwilach pokus módl się aktem strzelistym, proponuję też na Waszych spotkaniach wspólną modlitwę - w intencji Waszego przyszłego małżeństwa i dobrego przeżycia czasu narzeczeństwa. Mozę to być dziesiątek różańca, koronka lub jakaś inna modlitwa i kilka własnych słów. Zobaczycie jak wiele Wam to da. Po prostu oddaj ten związek Jezusowi i poproś by On Cię prowadził, byś wiedział co masz czynić. To będzie najlepszy przewodnik i nic złego Wam się nie będzie mogło stać. Módl się o to i po prostu ją kochaj. Powodzenia, z Bogiem!

  kasik, 18 lat
2695
10.06.2009  
witam. chciałabym uzyskać odpowiedź na pytanie czy związek polega tylko i wyłącznie na milości? czy nic innego w związku sie nie liczy? prosze o prostą odpowiedź "tak" albo "nie" z krótkim wyjaśnieniem.

* * * * *

No to "tak" lub "nie" czy wyjaśnienie? Bo jedno drugiemu przeczy. Powiem tak: miłość jest podstawą związku. Związek nie "polega" na miłości, ale na niej się opiera gdyż inaczej nie byłby związkiem tylko inną relacją międzyludzką np. znajomością. Ale sama miłość nie wystarczy by dobry związek zbudować. Potrzeba do tego zrozumienia swoich różnic nawzajem, swoich oczekiwań, no i przede wszystkim potrzeba szacunku, kompromisu, dialogu, wspólnych zasad, światopoglądu. Więcej na ten temat możesz przeczytać w tych artykułach: [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz]
A jeśli chodzi Ci o to czy może być związek bez miłości to przytaj odp. nr: 201, 646, 1120, 13. Z Bogiem!

  Agata, 20 lat
2694
10.06.2009  
Jak to jest, że niektórzy męzczyźni cieszą się, kiedy ich dziewczyny odsłaniają biust i sa dumni, że inni patrzą na nią, a innym (na przykład mojemu chłopakowi) to się nie podoba?

* * * * *

Bo Twój chłopak jest normalny i ma zasady a inni nie panują nad swoim popędem. Gratuluję dojrzałego chłopaka! Polecam też odp. nr 1153. Z Bogiem!

  M, 16 lat
2693
08.06.2009  
Czy można się przyjaźnić z księdzem? Chodzić na spacery, na rowery, na lody, do kawiarni?

* * * * *

Wszystko napisałam w tym artykule: [zobacz]

  Zuzanna, 15 lat
2692
08.06.2009  
Mam 15 lat a mój przyjaciel 16! Ponad 6 miesięcy temu przed świętami poznaliśmy się. Chodzimy do szkoły i mieszkamy w tej samej miejscowości od urodzenia a dopiero 6 miesięcy temu się poznaliśmy. Pierwsza nasza rozmowa odbyła się na forum wśród znajomych. Następnie zaczęliśmy pisać ze sobą coraz więcej, byliśmy z przyjaciółmi na bitwie śnieżkami. Po tym wszystkim zaczęliśmy ze sobą chodzić. Dużo pisaliśmy smsów i w ogóle ale nie osobiście tylko przez kom albo gg. Raz wybraliśmy się na spacer wieczorem i tu zaczął się problem. Przez cały spacer może zamieniliśmy 2 zdania ze sobą a przecież tak fajnie się nam rozmawiało pisząc smsy. Po kilku dniach przed pójściem do szkoły po feriach świątecznych zerwałam z nim. Uważam po prostu ze bałam się następnego spotkania wśród ludzi z nim jako moim chłopakiem. Po zerwaniu zadecydowaliśmy ze zostaniemy przyjaciółmi i tak nadal jest. Najgorsze w tym wszystkim było i nadal tak jest ze przez cała swoja znajomość prawie nie rozmawialiśmy na żywo. Po tym zerwaniu jakoś było mi smutno i w ogóle. Aaa zapomniałam chodziłam z nim jakieś 2 tyg. Od kilku miesięcy nadal ze sobą piszemy. Dogaduje się z nim jak z bratnia duszą. Ostatnio nawet pisaliśmy całą noc ale w tym wszystkim najbardziej boli to ze to nie jest rozmowa na żywo. W szkole jak się spotkamy na korytarzu to mówimy tylko cześć i idziemy dalej. Po prostu ja i on jesteśmy nieśmiali. On mnie kocha chodź mi tego nie powiedział ale widzę to i wiem. A ja nie wiem czy coś do niego czuje. W nocy śni mi się w dzień czasami o nim myślę. Sama nie wiem co robić. Jesteśmy przyjaciółmi po krótkim związku. Po pierwsze nie wiem czy dobrze zrobiłam zrywając z nim na początku. Nie wiem co mam teraz robić. Nie wiem co do niego w tej chwili czuje. Jesteśmy na etapie przyjaciel przyjaciółka ale jakby się przyjrzeć naszym rozmowa tekstowym z bliska to nie można tego tak nazwać. Nie wiem po co w ogóle z nim pisze. Chciałam zapomnieć ale nie potrafię. Czy ja go kocham a boje się do tego przyznać??

* * * * *

Z pewnością jesteście dla siebie bratnimi duszami. Ale rozleciało się, bo może za wcześnie zaczęliście ze sobą chodzić? Może trzeba było najpierw kontynuować znajomość, przyjaźnić się, oswajać pomału ale nie nazywać tego związkiem? To by samo wyszło w odpowiednim momencie. Ale nie wszystko stracone. W tym przypadku wyjątkowo widzę możliwość byście znów ze sobą byli. Ale - pomału i ostrożnie! Widzisz, to, że lepiej Wam się pisze niż rozmawia jest naturalne, właśnie dlatego, że jesteście nieśmiali. Co zatem zrobić? Próbować pomalutku ze sobą rozmawiać na żywo. Na przykład pożycz od niego książkę lub płytę. On Ci ją przyniesie więc już będziesz musiała coś powiedzieć, choćby podziękować. Jak ją oddasz powiedz w dwóch zdaniach o swoich wrażeniach. W ten sposób się rozkręcicie. Nie umawiajcie się na randki, spacery itp. bo to was na razie onieśmiela. Zaczynajcie od małych kroków, tak jakbyście się dopiero poznawali. Skorzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. A co do nieśmiałości poczytaj odp. nr: 37,136, 256. Będzie dobrze, tylko absolutnie za wcześnie jest na jakiejkolwiek wyznania miłości - o katastrofalnych tego skutkach możesz poczytać ten artykuł: [zobacz] i nazywanie siebie chłopakiem i dziewczyną. Po prostu bądźcie, a co z tego wyniknie zobaczycie później. Ale zostawcie sprawy swojemu biegowi i nie spieszcie się. Z Bogiem!

  milka, 19 lat
2691
06.06.2009  
Witam,mam problem.Jestem niesmiala a w szczegolnosci do osob plci przeciwnej.Chyba nie ma bardziej wstydliwej osoby ode mnie.Zawsze wstydzilam sie plci meskiej, wychowywalam sie bez ojca ale nie wiem czy to ma znaczenie.Chyba nigdy sobie nikogo nie znajde a brakuje mi tego.A juz wiele razy bylam zakochana (nieszczesliwie).Teraz tez podoba mi sie chlopak,niestety znam go tylko z widzenia,ze szkoly.Ale ponad miesiac temu ja skonczylismy i chyba juz go nie zobacze.Nie mamy raczej wspolnych znajomych.Wiem ze szuka dziewczyny.Ale musialabym zagadac do niego przez internet (np na gg) a wstydze sie strasznie.Zwlaszcza ze zna mnie chyba z widzenia,czasami sie na mnie patrzyl,ale raczej watpie zebym mu sie podobala.Nie chce zeby sie odrazu domyslil ze mi sie podoba a nie mam pretekstu do zagadania.I odwagi tez w sumie ale to mniejszy problem.Na dodatek nie umiem soba nikogo zainteresowac,jestem zwyczajna i nie mam szczegolnach zainteresowan.Moge sie wydac nudna.Troche mam niska samoo cene ale wiele osob mowi ze jestem w porzadku i potrafie byc fajna.Jednak ja juz nie potrafie myslec pozytywnie o sobie.dziekuje z gory za odp.;)

* * * * *

Jeśli masz możliwość to może nie przez internet ale na żywo spróbuj go zagadnąć. Tak, wiem, że się wstydzisz, ale wyjdzie to bardziej naturalnie. W odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932 pisałam jak nawiązać kontakt, wybierz z tego jakiś możliwie neutralny sposób i o coś zapytaj, choćby o godzinę czy lepiej coś związanego ze szkołą czy studiami, bo jak rozumiem oboje je rozpoczynacie. Więc zapytaj choćby o jego uczelnię. Powiedz, że słyszałaś, że wybiera się tu i tu i właśnie dlatego chciałaś zapytać o…. Nie będzie to podejrzane a Ciebie ośmieli. Jeśli jednak nie masz już z nim kontaktu na żywo to o to samo zapytaj przez internet. Po jego reakcji poznasz jak jest do Ciebie nastawiony. Czy będzie chciał Vi pomóc, czy sam potem będzie pisał. A co do nieśmiałości i poczucia niskiej wartości proszę przeczytaj odp. nr: 37,136, 256, 421, 537, 950, 1490.Odwagi! Pomału próbuj się przełamywać a będzie dobrze. Nie masz pojęcia jaka ja kiedyś byłam nieśmiała. I dlatego mówię Ci z doświadczenia, że jest możliwe pokonanie własnej słabości. Ćwicz i módl się o to. Z Bogiem!

  Karolina, 20 lat
2690
06.06.2009  
Mam nadzieję, że udzielicie mi szybkiej odpowiedzi… Chodzi o chłopaka… Poznałam Go na Studniówce u kolegi w ubiegłym roku, On był z dziewczyną, od razu wydał się fajnym facetem. Później dostałam się na studia, widziałam Go na uczelni, okazało się, że wybrał tą samą szkołę, patrzyliśmy się na siebie, jednak cześć nie mówiliśmy. Jednak któregoś dnia, zaprosił mnie do znajomych na pewnym portalu, ale byłam zdziwiona i od tamtej pory jest cześć znowu, okazało się, że nie jest już z tą dziewczyną, ale o tym dowiedziałam się nie od Niego… pisałam z nim kilka wiadomości na portalu, potem zapytałam o kom., wymieniliśmy się, pisaliśmy, ale często mimo, że sam pierwszy mnie zaczepiał, to nie odpisywał po kilku esach, zaczął pisać sms na dobranoc, bardzo miłe smsy… Napisałam pewnego razu, że skoro tak piszemy, to fajnie byłoby się spotkać, nie odpisał. Dodam, że na uczelni już nie studiuje, bo nie powiodło się Mu. Pytał mnie kiedyś czy będę na dyskotece, ale odpi sałam, że nie mogę. Potem o Juwenalia pytał, odpisałam, że napiszę Mu jak już będę wiedziała na pewno czy będę, następnego dnia z rana zapytał czy będę, napisałam, że wieczorem Mu napiszę dokładnie, co i jak i wieczorem napisałam, że będę około 22.
Nie odpisał, na Juwenaliach napisałam, jak się bawi, to odpisał jak w domu już był, że jest w domu już… Nie odpisałam Mu bo się wkurzyłam. Za tydzień nie wytrzymałam i napisałam smsa co słychac, że coś tak ucichł, nie odpisał. Napisałam kilka dni temu sms na dobranoc, taki zwykły, odpisał jakoś w nocy i teraz znowu cisza…
Nawet nie chcę dać się poznać, a mogę zaręczyć, że jestem naprawdę wartościową dziewczyną, w sumie nie wiem jak mam do tego podejść, była też taka sytuacja, że miał wyjechać i, że na zawsze i pewnie nigdy już się nie zobaczymy, ale w końcu napisał mi, że nie wyjeżdża, bo sprawy rodzinne. Więc napisałam, że fajnie, bo mam wesele i tak myślałam o Nim, że bym Go wzięła. Napisałam, że wstępnie tak piszę, bo nie mam jeszcze zaproszenia, a wesele w lipcu jest, napisał, że myśli, iż by poszedł, ale jeszcze nie obiecuje, bo dużo czasu do lipca. I teraz cisza, zaproszenia pewnie niebawem będą, a ja co wyskoczę do Niego tak, skoro się nie odzywa, a co ciekawsze nigdy z Nim w oczy nie rozmawiałam… tylko te wiadomości i cześć. A ciągnie mnie do Niego, widzę w nim bratnią duszę, mam 20 lat i jestem bardzo rozsądną dziewczyną i nie mówię tu od razu o jakiejś miłości, zauroczeniu, ale wydaje się fajnym facetem, któremu myślę, że mogłabym czasami pomóc, bo wydaje mi się jakby miał jaki ś problem, jakby coś Go dręczyło… Co mam zrobić? Proszę pomóżcie, dziwna sytuacja, mówiłam o tym koleżankom, ale mówią, że dziwny jest i to prawda, może powinnam dać sobie spokój i tak czekać czy napiszę czy też nie, ale obstawiam to drugie. Dodam jeszcze, że ma takiego dobrego kolegę z którym często jest na imprezach, z którym niby się znam, ale na cześć nie jesteśmy i tak wydaje mi się, że On mnie nie lubi, może wymyślam, sama nie wiem… Nie wiem, ale może ten cały On po prostu nic we mnie nie dostrzega, a w takich smsach po prostu też potrzebował drugiej osoby chociażby do popisania, ale ja tak nie chcę, nigdy nie miałam faceta, czekam na tego Jedynego, bez sensu takie przelotne romanse, ale to czekanie za długo trwa i On… :( Pozdrawiam!


* * * * *

Wiesz, ja myślę, że gdy faktycznie dostaniesz to zaproszenie na wesele to pójście z nim będzie bardzo dobrym sprawdzianem. To do niczego nie zobowiązuje a zobaczysz jak zareaguje (no bo będzie musiał się określić), jak będzie się zachowywał. Jaki będzie miał do Ciebie stosunek, czy nie będzie nadużywał alkoholu. Będzie okazja do rozmowy na różne tematy, również wiary (no bo najpierw będziecie na ślubie, więc zobaczysz jak to u niego wygląda).
Jak więc będziesz miała zaproszenie to go poproś. Nie będzie to głupio wyglądało, bo już go o tym uprzedzałaś. I wtedy zobaczysz co dalej. Albo się okaże, że jest wartościowym chłopakiem i warto kontynuować znajomość albo wprost przeciwnie, że wiele Was dzieli a wtedy po prostu będzie Twoja osobą towarzyszącą na tym weselu i nic więcej. Powodzenia, z Bogiem!

  W, 25 lat
2689
06.06.2009  
Witam,chyba nie potrafię kochać osoby, którą wybrałam. Ciągle wracam do momentu tego wyboru, kiedy musiałam zdecydować się na jednego z nich. Ten, którego nie wybrałam, był ode mnie młodszy, niepraktykujący i mimo tego, że wyznał mi miłość i czułam, że podchodzi do życia poważnie (pracuje i studiuje) wybrałam innego, wierzącego, starszego, opiekuńczego i doświadczonego innym związkiem (ale nie majacego stałej pracy i bedacego po malo przyszlosciowym kierunku. Były to więc kompletnie różne od siebie osoby, starałam się w wyborze kierować wiarą i chęcią zalożenia rodziny w najbliższym czasie. Wybrałam więc starszego uznając, że mimo braku motyli w brzuchu miłość rozwinie się z czasem. Jednak czas plynie,i mimo ze jest niby ok, czuje ze stoimy w miejscu, on ciagle nie ma stalej pracy i zaczynam watpic w to ze moja wizja zwiazanz z malzenstwem i szczesciem jest coraz bardziej odlegla. do tego dochodzi problem oszukanego serca. teraz czuje ze chyba zakochana bylam w tamtym, i rozsadkiem chcialam ta milosc zabic, byla sytacja, ktora moglabym uznac za znak opatrznosci a jednak nie rozwinelam tej znajomosci. gubie sie w zastanawianiu sie nad tym. 'niewybrany' do niedawna szukal kontaktu ze mna, po mojej ostrej ostatniej reakcji przestal ale ja ciagle nie jestem pewna czy dobrze zrobilam. moje uczucie do wybranego zatrzymalo sie na pewnym etapie i boje sie podjac nastepnego kroku, najbardziej jestem przerazona zwatpieniem w jego umiejetnosci zapewnienia nam bytu jako rodzinie. Czy powinnam zaufac Bogu, że kiedy otworze sie calkowicie i z miloscia na mojego chlopaka to wszytsko sie ulozy, czy jednak myslec 'rozsadnie' i nie zakladac ze z czasem problemy znikna? Czy mozliwe ze odrzucajac milość (prawdopodobnie szczerą i prawdziwą)nie mam juz szansy na pełne szczescie z 'wybranym'? z góry dziękuję za pomoc

* * * * *

Co do odpowiedzi na ostatnie pytanie polecam Ci ten artykuł: [zobacz] Absolutnie nie jest tak, że wybierając źle tracimy szanse. Ale poczytaj, zrozumiesz. Widzisz, jak nie ma nikogo źle a jak jest za dużo też kiepsko. O tym, że można kochać naraz dwie osoby pisałam w odp. nr: 9, 705, 751, 885, 1095, 1673 bo być może wtedy dotyczyła Cię ta sytuacja. Obecna sytuacja też nie jest łatwa. Na początku jednak powiedzmy sobie wprost, że to, że nie wybrałaś tamtego chłopaka nie jest Twoim życiowym błędem, bo wtedy tak właśnie czułaś, tak zdecydowałaś. Nie jest wcale powiedziane, że byłoby Ci z nim lepiej, że wszystko byłoby dobrze. Może pojawiły by się problemy - inne niż teraz ale też trudne np. związane z niewiarą, czystością itp. i wtedy byś myślała, że źle zrobiłaś nie wybierając tego starszego, statecznego, wierzącego, zapewne odpowiedzialnego. Jest na pewno tak, że idealizujesz tamtego chłopaka właśnie dlatego, że nie jesteś z nim na co dzień i nie wiesz jak by było. Natomiast nie jesteś do końca szczęśliwa z tym i wydaje Ci się, że tamten byłby lepszy.
A co do tego chłopaka: sam wiek nie gwarantuje odpowiedzialności. To, że chłopak nie ma pracy to jeszcze nic złego - ale uwaga! Co on z tym robi? Szuka intensywnie, podejmuje zajęcia dorywcze, by zarobić? Czy nic nie robi, szuka jakby nie szukał i myśli, że coś samo do niego przyjdzie? Bo jeśli nie ma pracy w swoim zawodzie ale w ogóle się bardzo stara to nic złego, ale jeśli po prostu nie pracuje i dobrze się z tym czuje, ewentualnie tylko narzeka to powinna Ci się zapalić czerwona lampka. To mężczyzna pełni główną funkcję w utrzymaniu rodziny i on już teraz powinien Ci swoim życiem udowadniać, że się do roli męża nadaje. Co do samego faktu zakochania, uczuć, owych "motylków" to pisałam, że nie zawsze miłość ma takie oblicze i być może jest to tzw. miłość bez zakochania, pisałam o tym w odp. nr: 13. Poczytaj. Nic w tym złego. Nie sądzę jednak, by miłość sama w sobie wystarczyła, by "wszystko się ułożyło". Bo co to znaczy "otworzyć się na chłopaka"? To znaczy zaufać, prawda? Ale zaufać można komuś godnemu zaufania. A przez to, że się boisz o byt, którego on nie potrafi zapewnić to Ty nie możesz do końca mu zaufać. Dlatego to po jego stronie jest pole do popisu - on powinien Ci pokazać, że jest naprawdę odpowiedzialny. Polecam Ci także odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 oraz te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Poczytaj, pomyśl. Tylko Twoja decyzja musi dotyczyć tego czy być z tym chłopakiem, a nie czy zmienić tego na tamtego. Rozumiesz? Tamten to na razie (albo w ogóle) zamknięty rozdział. To nie tak, że jak nie będziesz z tym to tamten na Ciebie czeka i będzie idealnie. Ty musisz zdecydować co do TEGO tak, jakby tamten nigdy nie istniał. I tylko taka decyzja będzie prawdziwa i rozsądna. Na marginesie: to, że tamten tak szybko wyznał Ci miłość nie było wyrazem jego dojrzałości, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Poczytaj, pomyśl, módl się o rozeznanie. Rozmawiaj z chłopakiem. Obserwuj, poznawajcie się. I nie myśl co by było z tamtym tylko czy chcesz być z tym. Pozdrawiam, z Bogiem!

  Alexandra, 19 lat
2688
04.06.2009  
Szczęść Boże.
Mam pewnie poważny problem, nie wiem do kogo mogłabym się skierować, rozmawiam o tym z moimi przyjaciółkami, ale nie czuje ukojenia po tym co mi doradzają. Otóż jakiś czas temu poznalam fajnego chlopaka- Polaka, ktory przyjechal do Warszawy z mama do rodziny na wielkanoc. Spotykalismy sie codziennie i pewnego dnia raptem niespodziewanie spojrzal mi w oczy i powiedzial, ze mnie kocha. Nie wierzylam w to bo moim zdaniem nie mozna sie tak szybko w kims zakochac. BYlo nam razem dobrze. Za jakis czas zostalam zaproszona przez niego do Berlina, wiec pojechalam, zostałam miło przyjeta przez jego mama i przez niego samego oczywiscie tez.
Niestety zauwazylam, ze cos w jego zachowaniu się zmieniło, i nie tylko ja to zauwazylam. jego mama tez. Wychodził z domu późno wracal. Raz nawet nie bylo go w domu 2 dni i nie dawał znaku życia.
Nie wspomnialam jeszcze, ze jakieś półtora roku siedział w ośrodku na odwyku narkotykowym, ale wiem ze definitywnie z tym skonczył, lecz teraz znalazł sobie inny zamiennik hazard(gra na automatach, przegrywając wszystkie pieniądze) i alkohol. Gdy w piątek wyszedł ok. 13 tak nie widziałam go do dnia w którym wracałam do Warszawy czyli do niedzieli, wiem, ze zachował się bardzo nieodpowiedzialnie, i ze powinnam sobie dać z nim spokój bo swoim zachowaniem pokazał, ze mu na mnie nie zależy, choć jego mama twierdzi, ze mu na mnie zależy tylko, się trochę zagubił i ze nie potrafi pogodzić ze sobą tych dwóch światów, ale ja nie potrafię sobie dać spokoju. Proszę mi poradzić co mam zrobić, jak się zachować i jak mu pomóc ?
Dziękuję i czekam na odpowiedź.
Bóg zapłać.


* * * * *

Tak szczerze jako kobieta powiem Ci co ja bym zrobiła: uciekłabym. I zerwała wszelki kontakt. Rozumiem, że darzysz go sympatią, że może Ci się podoba, że Ci na nim zależy i chciałabyś mu pomóc. Natomiast pomocy i sympatii w tym przypadku nie można łączyć ze związkiem. Ten chłopak ewidentnie ma bardzo duże problemy ze sobą. Być może już wyszedł z nałogu narkotykowego - choć pewności mieć nie można zważywszy na jego zachowanie - i choć skutki tego - choćby zdrowotne będą się za nim ciągnęły przez całe życie. To jak zachowuje się teraz świadczy bardzo dobitnie o tym, że niestety nie jest odpowiedzialny nawet za siebie i nie ma mowy o poważnej relacji z jego strony. Nie wiem nawet czy w ogóle byłby zdolny do zawarcia małżeństwa a w każdym razie nie daje żadnej rękojmi spełniania funkcji męża i ojca. Nieuczciwością (choć zrozumiałą z powodów emocjonalnych) ze strony jego mamy jest nakłanianie Cię do pozostania z nim. Ja rozumiem, że ona chce najlepiej dla swojego dziecka, chce by ułożył sobie życie ale nie Twoim czy czyimkolwiek kosztem. Wpakowałabyś się dziewczyno w niezłe tarapaty. Te nagłe zniknięcia (i to w momencie gdy Ty u niego jesteś!) są niedopuszczalne. Czy wyobrażasz sobie siebie po ślubie z dziećmi czekającą w domu aż może mąż się zjawi? Nie mającą pieniędzy bo on wszystko przegrał? Pewnie dochodzi do tego alkoholizm i papierosy. To nie jest tak, jak piszesz, że on TROCHĘ się zagubił, on jest mocno uzależniony i niezrównoważony! Nie będę pisać więcej za to polecę Ci jeszcze odp. nr: 350, 686, 1061, 1312, 1362, 1522, 1535 o podobnych sytuacjach i znakomitą książkę traktującą o narkomanii i wychodzeniu z niej "My, dzieci z dworca ZOO". Nawet akcja też się w Berlinie rozgrywa. Przeczytaj też odpowiedzi o odpowiedzialności: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 i artykuły o oczekiwaniach kobiety i mężczyzny: [zobacz], [zobacz] i przemyśl dokładnie jak to jest w przypadku Twojego chłopaka. Podaję Ci to celowo, byś sobie to dobitnie uświadomiła. Pomijając całkowity brak szacunku do Twojej osoby, jakiejkolwiek odpowiedzialności i zapewniania Ci jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa (co jest przecież jednym z kluczowych elementów związku) to on jest po prostu chory. Musisz sobie to uświadomić. Chory w ten sposób, że niemożliwy jest związek z nim. A co do wyznania miłości: przepraszam, ale on może nawet tego nie pamiętać, a w każdym razie nie rozumie znaczenia tego słowa, pisałam o tym w tych artykułach: [zobacz] [zobacz]
Być może po prostu w danej chwili mu się spodobałaś ale potem zaczął żyć swoim własnym życiem i towarzystwem, które jest dla niego ważniejsze niż Ty. Wiem, że to wszystko brzmi okrutnie. Ale czasem tak trzeba powiedzieć, bo trzeba tutaj ratować siebie, póki emocjonalnie nie zwiążesz się bardziej. Uciekaj! To jedyny ratunek. Módl się w jego intencji - o uzdrowienie, ofiaruj Msze święte, może poradź się mądrego kapłana ale nie rozpatruj go w żaden sposób jako kandydata na męża. Z Bogiem!

  Magdalena, 20 lat
2687
03.06.2009  
witam
ze swoim chlopakiem jestem 1,5 roku. jest wierzacy, oboje chcemy zachowac czystosc do slubu. pierwszych pare miesiecy naszego zwiazku przezylismy w czystosci. pozniej zaczely sie problemy. stopniowo, coraz bardziej zatracalismy sie w grzechu nieczystosci. do wspolzycia nie doszlo, ale byly niestety pieszczoty, ktorymi juz bardzo siebie ranilismy. zawsze podnosilismy sie z grzechu. ja nigdy nie zapominalam o tym, ze to jest grzech, nie chciclam tego robic. odkad to sie zaczelo nie udalo nam sie wytrzymac w czystosci dluzej niz 2-3 tygodnie. bylam tym juz wyczerpana, tracilam nadzieje, poczucie godnosci, czulam sie bezsilna i zrezygnowana. moj chlopak to widzial, po kolejnych upadkach zapewnial ze juz tego nie zorbimy, ze na to nie pozwoli. ale pozwalal. wiem ze to nie jego wina, jego tez ale i moja. czulam ze mnie nie wspiera, ze nie chce o to walczyc tak jak ja. a sama nie mialam sily za nas dwoje.
jendak od 3 tygodni udaje mi sie. pisze ze udaje sie MI a nie NAM bo ja staram sie o czystosc sama. walcze ze swoimi pokusami i ze swoim chlopakiem, ktory wciaz zabiega o zblizenie. mimo to wiem ze teraz jest we mnie jakas dziwna sila, Bog daje mi moc bym nie upadala. ale nie wiem co mam myslec o posatwie mojego chloapka i co z tym zrobic. rozmowy nic nie daly, klotnie tez. meczy mnie to ze musze sie sila bronic przed tym by nie dotykal moich piersi i miejsc intymnych. wiem ze tak nie powinno byc. ale kocham go i nie zostawie go z tego powodu. chce zeby sie zmienil, zrozumial. co robic?
dziekuje za odpowiedz i pozdrawiam


* * * * *

Magdo, koniecznie przeczytajcie razem ten artykuł: [zobacz] i porozmawiajcie. Tam przytoczyłam wszelkie argumenty za czystością. Jeśli on nawet tego nie przyjmie to znaczy, że cielesność przysłoniła mu miłość całkowicie. Myślę jednak, że zastanowi się głębiej nad tym wszystkim. Jasne, że bardzo trudno jest zaprzestać takich gestów, gdy się je już poznało, szczególnie jeśli o chłopaka w tym wieku. Ale to, że coś jest naturalne (natura się tego domaga) nie oznacza, że my nad tym nie panujemy. Mamy nad tym władzę, bo jako ludzie mamy rozum i wolną wolę. I tak jak udaje się to Tobie tak też może udać się jemu, czyli WAM. Musisz koniecznie z nim porozmawiać stanowczo, bardzo stanowczo. Musicie ustalić zasady i ich przestrzegać. Musisz być wymagająca. Nawet jeśli on początkowo będzie się denerwował bo będzie mu tego brakowało - nie ustępuj. Nawet jeśli po drodze by były jakieś upadki to nie należy się zrażać tylko powstawać. Jest możliwe zachowanie czystości przedmałżeńskiej, zapewniam Cię. I wydaje to fantastyczne owoce w małżeństwie ale i już wczesnej, bo pozwala poznać się naprawdę, obiektywnie na siebie spojrzeć, nie przez pryzmat ciała. Kochana, nie będę się dłużej rozpisywać, wszystko napisałam w tym artykule, koniecznie razem go przeczytajcie. Ty jesteś na dobrej drodze, mam nadzieję, że Twój chłopak też będzie. Módl się o to gorąco. Jeśli by jednak doszło do tego, że on nie przyjmie tego co Ty chcesz mu powiedzieć i za wszelką cenę będzie dążył do zbliżenia musisz postawić ultimatum. Nie można bowiem zgadzać się na wszystko, nie wolno rezygnować ze swoich zasad i wartości. Nie może związek opierać się na cielesności, bo gdy minie ta fascynacja (a zapewniam Cię, że minie) to co zostanie? Cielesność jest dopełnieniem miłości małżeńskiej, nie można traktować jej jak zabawę, rozrywkę. Jeśli by doszło do tego, że musisz fizycznie się bronić - uciekaj! Wiem, to bardzo trudne i wręcz dramatyczne, ale jeśli to jedyny ratunek - uciekaj. Bo to będzie znaczyło, że nie jest to prawdziwa miłość. Prawdziwa miłość szanuje i pragnie dobra. Nawet jeśli nie rozumie to szanuje - z miłości i nigdy nie krzywdzi. Zapytaj go czy Cię kocha i jak on rozumie miłość. Poczytaj też inne odpowiedzi w tym dziale na temat czystości, może coś jeszcze znajdziesz dla siebie. Ja ze swojej strony życzę powodzenia i wierzę w Wasze wytrwanie. Z Bogiem!

  monika, 17 lat
2686
03.06.2009  
Szęść BOże...zakochałam sie w osobie w której nie mogłam się zakochac...jak sprawic by miłośc minęła? ja wiele razy próbowałam zapomnieć o tym, wykreślic tę osobe z życia...czy tak powinnam zrobić? ja nawet jestem gotowa odebrac sobie zycie jesli bedzie to konieczne do zniszczenia tej milosci...
ale chcialabym tylko zapomniec...


* * * * *

No z pewnością odebranie sobie życia nie jest konieczne, bo Bóg nigdy nie wymaga grzechu, nawet jeśli by miało powstać z tego jakieś "dobro". Nie wiem czy zakochałaś się w księdzu, osobie żonatej czy chłopaku, który ma dziewczynę, bo jeśli tak to zajrzyj do najczęstszych pytań i wybierz odpowiedzi, które pasują do Twojej sytuacji. Musisz wiedzieć, że za same uczucia nie jesteś odpowiedzialna i nie jest to grzech, że w kimś takim się zakochałaś. Ty jesteś odpowiedzialna tylko za to, co z tym uczuciem zrobisz. Tzn. musisz przede wszystkim zerwać lub mocno ograniczyć kontakty z tą osobą, nie pisać do niej, nie odzywać się gdy ona pisze, unikać miejsc gdzie możesz ją spotkać. A szczegółowo o tym jak się odkochać pisałam w odp. nr: 80, 526, 653, 825 przeczytaj proszę i zastosuj to w swoim życiu. I módl się gorąco, by Bóg zabrał Ci to uczucie. Zobaczysz, że tak będzie, że Bóg Ci pomoże, bo z pewnością "odkochanie się" jest zgodne z wolą Bożą. Więc wołaj w tej intencji, módl się, może odpraw jakąś litanię. Tylko nie rób NIC co mogłoby zbliżyć Cię do tej osoby, unikaj jej za wszelką cenę. To wszystko nie stanie się od razu, ale jest możliwe, mówię Ci to z własnego doświadczenia. Z Bogiem!

  joanna, 30 lat
2685
03.06.2009  
czy miłosc do Jezusa mozna pomylic z miłoscia do ksiedza gdy widze ksiedza w cywilnym ubraniu i rozmawiamy ze soba to wszystko jest ok to tak jak bym rozmawiała z przyjacielem a gdy zakłada szaty liturgiczne i stoi przy ołtazu wtedy dzieje sie cos niesamowitego z moim sercem mogla bym siedziec godzinami i słuchac czytań .czy to jest normalne czy to choroba

* * * * *

No nie tak dramatycznie - choroba to nie jest. Ale być może jakieś zauroczenie tym duchownym - zwłaszcza jeśli podczas tych czytań nie wsłuchujesz się w ich treść tylko myślisz o jego osobie. Proszę przeczytaj ten artykuł: [zobacz] tam w ostatnim akapicie pisałam o takim zjawisku, że można pomylić fascynację tym co ksiądz głosi z fascynacją nim samym. Z Bogiem!

  Joanna, 22 lat
2684
02.06.2009  
Czy to normalne, że mojemu chłopakowi zadarzają się sny erotyczne z udziałem koleżanek? On twierdzi ze o nich nawet nie myśli

* * * * *

Prawdopodobnie zdarza mu się to w trakcie polucji - to normalne u chłopców i mężczyzn, którzy nie współżyją.

  Maria, 15 lat
2683
01.06.2009  
Podoba mi się pewien mężczyzna który jest ode mnie sporo starszy..a dokładniej to ma 24 lata. Widujemy się dwa razy w tygodniu. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się. Na razie jest to etap przyjaźni. Znajomi odradzają mi angażowania się w coś więcej, bo twierdzą, że skoro On jest w takim wieku to ten związek nie miałby szans. Tłumaczą, żebym zabiła w sobie to uczucie. Ale ja nie chce zabić tego uczucia. Chce żeby to była spełniona Miłość (jeżeli się okaże, że to w ogóle Miłość). Znajomi księża mówią mi, że jestem emocjonalnie bardzo dojrzała jak na swój wiek i nie dziwili się, że mój poprzedni chłopak był o 4 lata starszy. Na razie nie pokazuję Mu, że chodzi mi o coś więcej. Ale jest mi ciężko. Jak z nim rozmawiam, to nie mogę powiedzieć wielu rzeczy, które chciałabym żeby wiedział, bo wtedy zrozumie, że mam coś więcej na myśli. Czy powinnam zrobić to co mi doradzają znajomi i spróbować zabić to uczucie? Jeżeli tak, to wiem, że znów będę cierpieć i będzie mi z tym bardzo ciężko. Czy powinnam udawać przed nim, że ja go tylko lubię? Proszę o szybką odpowiedź i pozdrawiam :).

* * * * *

No ale co on na to? Kim dla niego jesteś? Czy on okazuje Ci swoją sympatię jak znajomej czy jest Tobą poważniej zainteresowany? Bo może on po prostu traktuje Cię jak koleżankę, młodszą siostrę?
Nie powiem Ci jednoznacznie co zrobić bo go nie znam. Nie znam też Ciebie i nie wiem jakie masz oczekiwania co do związku. Bo chłopak w tym wieku to pomału myśli o założeniu rodziny i na każdą dziewczynę powinien patrzeć pod kątem przyszłej żony a Ty? Jesteś gotowa na taki poważny związek? Polecam Ci odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916, 1253, 553 o różnicy wieku. Poczytaj i sama zdecyduj, pomyśl. Jeśli uznasz, że jest możliwy związek między Wami, jeśli macie o czym rozmawiać i on jest Tobą zainteresowany to absolutnie nie wyznawaj uczuć, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Musisz go najpierw poznać, musisz wiedzieć jaki ma stosunek do Ciebie i zamiary, jakie oczekiwania co do związku, światopogląd, zasady, wyznawane wartości. Jakie Ty masz oczekiwania, jak się dogadujecie. Gdzie i kiedy się widujecie, w jakich okolicznościach, co Was łączy. To trochę duża różnica wieku, szczególnie w Waszym wieku, bo dzieli Was cała szkoła średnia i studia. Martwię się też, żeby się nie okazało, że to co Ty bierzesz z jego strony za zainteresowanie nie było właśnie zwykłą sympatią - taką jak do młodszej siostry. Bo może tak się okazać i będziesz mocno rozczarowana i będziesz cierpieć. W każdym razie bądź ostrożna i poczytaj polecane odpowiedzi i te artykuły: [zobacz], [zobacz] i pomyśl. Módl się też o znak, o rozeznanie woli Bożej, o to, By Bóg dał Ci światło, byś wiedziała czy masz się w to angażować. Z Bogiem!

  Monia, 17 lat
2682
01.06.2009  
Witam...
Znam go już dłuższy czas ma na imię Sławek. Chyba się w nim zakochałam... Nie śpię po nocach, płacze myśląc o nim, kiedy go widzę zastygam w bezruchu jak posąg... Sama nie wiem czy zrobić ten duży krok w przód gdyż nie chcę zepsuć (naszej znajomości) relacji między nami... Czy powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Moje uczucie do niego trwa już ponad pół roku. Uzna pani pewnie, że to tylko zauroczenie, ja uważam, iż przetrwam nawet najgorsze, choć będzie mi trudno. Ufam Bogu i wierzę, że on pomoże mi w tych trudnych chwilach... Pomoże mi przetrwać najtrudniejsze momenty mego życia.. Ale jak to było w pewnej piosence: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. Jeżeli wolą Boga będzie bym żyła jeszcze w samotności to ją przyjmę. Może lepiej poczekać... niech Bóg sam pociągnie linię mojego życie w wybranym przez niego kierunku??? Co pani o Tym myśli?


* * * * *

Przede wszystkim absolutnie nie mów mu o uczuciu, nie wyznawaj miłości. Miałabyś murowany początek końca. Koniecznie przeczytaj ten artykuł i zobacz dlaczego: [zobacz]
A co zrobić? Skorzystaj z porad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932 i pomału zrób krok w jego kierunku. Próbuj pomału nawiązywać kontakt nie określając swoich uczuć i nie pokazując zaangażowania. On może być na to nieprzygotowany. Ale jeśli pomału będziesz się do niego zbliżać to wszystko może się dobrze ułożyć. Przeczytaj to wszystko i opracuj plan - tylko pomału! A jeżeli okaże się, że on nie odwzajemnia tej sympatii to trudno, będziesz wiedziała, że spróbowałaś i będziesz czekać dalej na tego właściwego. Polecam Ci też odp. nr: 817, 1939 o tym jak przygotować się do miłości. Z Bogiem!

  Karolina, 23 lat
2681
01.06.2009  
Witam! mam problem z sercem..problem sercowy.Ponad rok temu rozstałam się z chłopakiem, ja podjęłam tą decyzję, uważała ją wówczas za słuszną i jedyną dobrą. Według mnie pewne kwestie w światopoglądzie, ale tez temperament, charakter wykluczały bycie razem. Wtedy tak myślałam, ale teraz kiedy mam perspektywę kawałka czasu brakuje mi go, tęsknie, On próbował chciał, wrócić ale ja byłam na tyle niedojrzała na to by naprawiać błędy wolałam od nich uciec. Wiem że przez dłuższy czas po rozstaniu czas zależało mu na mnie. Był pierwszym, który powiedział,że mnie kocha i z którym byłam tak "daleko" jak z pani osoby dojrzałej to wyglada czy powroty mogą się udać, przecież juz nie jesteśmy tymi samymi ludźmi co wtedy. Naprawde tęsknię i sama myśl że On moz e być z kimś innym przeraża mnie, mam z Marcinem kontakt co jakiś czas. Brakuje mi Jego a może miłości i bliskości z drugą osoba??

* * * * *

No ale coś konkretnego przecież zadecydowało wtedy, że jednak się z nim rozstałaś, prawda? Co to było? Weź kartkę i napisz to wszystko co wtedy Tobą powodowało. Piszesz o światopoglądzie. To bardzo ważna kwestia. Jeśli różnił Was na tyle, że on np. był niewierzący lub nie akceptował Twoich zasad to rzeczywiście nie dawał rękojmi stworzenia dobrego związku. Co do charakteru czy temperamentu - to już mniej ważne kwestie ale też mogą utrudnić wspólne życie. Temperament nie jest od nas zależny ale na pewno trudno tworzyć związek choleryka i flegmatyka, choć nie jest to niemożliwe. Charakter natomiast możemy kształtować i nie jest niezmienny. Nie wiem o jakich cechach mówisz ale jeśli były one na tyle wyraziste i na tyle ważne, że nie dałaś rady z nim być to nie możesz winić się, że podjęłaś taką decyzję. Ta decyzja z pewnością na tamten moment była słuszna. Dlaczego więc teraz masz wątpliwości?
Ano dlatego, że nie mając nim takiego kontaktu jak dawniej zaczynasz go idealizować. Pamiętasz te dobre chwile, przyjemne, a o złych starasz się zapomnieć. Wyobrażasz sobie różne sytuacje i on zawsze w nich wypada dobrze. Zaczynasz zatem żałować, że odeszłaś od takiego chłopaka. Ale uwaga! Niebezpieczeństwo polega właśnie na tym, że Ty chcesz wrócić nie do tamtego chłopaka tylko do takiego jakim jest w Twoich wyobrażeniach. Takim jakim być może pokazuje Ci się teraz - od czasu do czasu. Ty też się zmieniłaś i myślisz, że teraz to byłoby idealnie. Tylko weź pod uwagę to, że on teraz pokazuje Ci się takim jakim chce i Ty go odbierasz tak jak chcesz. Ten obraz jest mocno idealizowany. Nie będąc z nim na co dzień nie wiesz tak naprawdę jak się zmienił. Nie sądzę, by diametralnie zmienił w sobie wszystko to, co Ci się wtedy nie podobało i co zadecydowało o tym, że wtedy z nim zerwałaś. No bo dlaczego tak miałoby się stać? Nie zmienił się wtedy - dla Ciebie, nie zmienił się mimo tego, że chciałaś odejść, dlaczego zatem teraz miałby być inny? A nawet jeśli trochę się zmienił to nie znaczy, że to wszystko co Ci przeszkadzało nagle zniknęło i teraz będzie ok. Może się okazać, że w codziennej relacji znów to wszystko by wyszło albo i jeszcze coś innego. Może myślisz, że teraz byś się nie "czepiała" i zaakceptowałabyś to wszystko. Tylko w tym momencie znów wracamy do przyczyn rozstania. Dlaczego zatem teraz miałabyś to Ty się dostosowywać do jego zasad i światopoglądu? Dlaczego miałabyś rezygnować z własnych poglądów w imię tego, by z nim być? Jeśli chodziło o rzeczy zasadnicze to nigdy nie można iść na ustępstwa w swoich zasadach i wartościach.
Oczywiście ja Cię nie odwodzę od bycia z nim bo go nie znam. Ale musisz sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Przede wszystkim czy on chce z Tobą jeszcze być? Bo może już nie. Może przemyślał pewne kwestie, pogodził się i może nawet jest z kimś innym? W takim wypadku absolutnie nie możesz podejmować żadnych kroków w jego kierunku. Po drugie: czy byłabyś gotowa być z nim mimo braku zmiany, tzn. gdyby był taki jak przedtem? Po trzecie: czy chęć powrotu do niego nie jest spowodowana przez Twój strach przed samotnością. Sama wysuwasz taką tezę, że być może brakuje Ci bliskości. Jasne. To naturalna potrzeba każdego człowieka. Ale nie może nami powodować na tyle, by zgadzać się na wszystko, by robić coś wbrew sobie, by rezygnować z tego co dla mnie ważne, byle z kimś być.
Pomyśl nad tym wszystkim.
Jeśli jednak dojdziesz do wniosku, że chcesz spróbować to jeśli on też taką chęć wykazuje to możecie spróbować. Czy to się uda? Nie wiem. Naprawdę w każdym przypadku to jest indywidualna sprawa. I zależy od wielu czynników, o których właśnie pisałam wyżej. Polecam ci też ten artykuł: [zobacz] żebyś nie myślała, że to Twoja jedyna i ostatnia szansa i że źle zrobiłaś. Módl się też o rozeznanie w tej sytuacji i o dobrą decyzję. Z Bogiem!

  Natalia, 19 lat
2680
31.05.2009  
Mam takie pytanie...Mam chłopaka, który miał przede mną dziewczynę z którą był 7 lat. Bardzo przeżył to rozstanie o mało nie wpadł w nałóg alkoholu...ale jak sam mówi bardzo się zmienił jest jak to określa znieczulony...nie okazuje swoich uczuć tzn nie pisze smsów zbyt często co prawda puszcza prawie codziennie dzwonki ale ja bym chciała by też napisał pare razy w tygodniu jakiegoś miłego smsa. Nie wiem czy moge mu coś takiego powiedzieć bo przecież nie wolno nikogo do niczego zmuszać...Często mówi mi że czuje się taki bez uczuć a ja nie wiem jak mu pomóc chociaż tak bardzo bym chciała.Proszę o radę i z góry dziękuję.

* * * * *

Oczywiście, że możesz a nawet powinnaś bo jak on ma się tego domyślić? Nie prosisz więc myśli, że nie potrzebujesz. Ale też nie za często, by nie czuł się naciskany. Najważniejsze jest spotykanie się na żywo, więc jeśli widzicie się często to nie ma co go zmuszać do częstych smsów. Poza tym pamiętaj, że chłopak z natury jest bardziej małomówny. Ale kilka w tygodniu to jeszcze ok. I jeszcze jedno: niech Ci do głowy nie przyjdzie wyznawanie mu uczuć albo sugerowanie, że on ich nie umie okazywać. O tym dlaczego przeczytaj w tym artykule: [zobacz]
Z Bogiem!

  Janek, 32 lat
2679
29.05.2009  
witam...za 1 tydzień wesele a ja się ciągle waham. Głowa mnie boli, nie śpię, pot mnie zalewa. Ale sam jestem sobie winien. Poznałem moją dziewczynę jakieś 2 lata temu. i powiedziałem sobie że lepiej nie mogłem trafić. Ale na początku, po 2 dniach znajomości zaprosiłem ją do siebie do domu rodzinnego. Jako że rodzice daleko mieszkają poświęciła się dziewczyna i jechała pociągiem prawie 1000 km. Cieszyłem się. Rodzice przyjęli ją jak synową chociaż ja nawet niczego do niej nie czułem. Głupio mi było trochę. Ale czas minął i pojechaliśmy w swoje strony.
Z naszej strony było i jest zawsze dużo poświęcenia. Mieszkamy od siebie 300 km. (Mieszkam poza domem).Ale ja starałem się być u niej tak często jak to możliwe. Jechałem tam bez względu na chorobę, pogodę, niewyspanie. I zacząłem powili dostawać skrzydeł. I wtedy cios. Ona mi powiedziała po4 spotkaniu że mnie kocha i jeszcze coś tam. Szczerze mówiąc odechciało mi się wszystkiego. Nienawidziłem jej za to. Nie pozwoliła mi nawet siebie pokochać. (Jóż wiem dlaczego. Przeczytałem na tej stronie artykuł, kiedy mówić Kocham...wszystko się zgadza). Chciałem to rzucić, ale postanowiłem zostać. I nie wiem czy dobrze zrobiłem. Przyszły po kilku miesiącach pytania, czy ją kocham, itd. mówiłem wtedy że.....tak. Bo jeśli ona mnie to nie może być inaczej. A pewnie tego nie czułem. Tylko jej to mówiłem. Ona mi to powtarzała 1000 razy dziennie. I było widać że tak jest. A ja mówię jej to od niechcenia i tylko kiedy mnie zapyta. Już sam nawet nie wiem gdzie prawda a gdzie kłamstwo. Nawet nie wiem czy ją kocham, miłuję itd. Kiedyś miałem dziewczynę i znam trochę to uczucie. Teraz jest inaczej. Oczywiście jest nam ze sobą dobrze i się rozumiemy super. Ale ja nie mogę sam wykrztusić z siebie Kocham. I nie tęsknie. Często jechałem do niej, trochę z musu. Ale być może to kwestia odległości i wytrwałości. I jak to potem bywa, przyszło zapytanie o ślub, albo 1000 zapytań. Więc kupiłem pierścionek. Pewnie z przymusu. Bo co innego czułem.
...A więc kupiłem pierścionek zaręczynowy. Bo zaczynała być niecierpliwa. A nie chciałem jej stracić. Więc robiłem i mówiłem co chciała. Nie wiem czy w tym nie było potrzeby bycia z kimś. Byle nie odchodziła. Więc zgadzałem się na wszystko. Ale czułem że nie chcę tego. Ona była szczęśliwa. Super pierścionek. I pochwały dla mnie. A mnie się chciało wiać. Jeśli jeszcze wspomnę że napisałem do niej kilka listów że nie kocham, mam dość itd. to chyba zaczynało być jasne co jest w mojej głowie. Ale brnąłem dalej. I walczyłem ze sobą, oszukiwałem siebie. nie może być, kochasz ją, ona ciebie to ty ją też... I tak zleciało nam 2 lata, gdzie kupiłem jej tylko 1 kwiatek. Prawie wcale prezentów. Nawet na urodziny. Nie czułem w ogóle potrzeby zabiegania o nią. Ona sama przyszła. A ja chciałem walczyć o kogoś. Wykazać się. W międzyczasie odwiedzaliśmy znajomych. Wszyscy mówili jaka z nas para. Utwierdzali mnie w wyborze. Ale ja chciałem z kimś szaleć. Nie lubię jej całować, unikam tego . Przytulania jest mało, chociaż jest to miłe. Nie mieliśmy żadnych ekscesów w łóżkowych. Starłem się powstrzymywać. Ale ona bardziej chciała niż ja. Przy tym w ogóle nie nie pociągała. I zaczęła to zauważać. Pytała, czy ją kocham, pożądam, pociągam itd. a ja mówiłem że tak...tak, tak tak..Bo bałem się powiedzieć prawdy. Z jej strony było wszystko autentyczne. Zawsze mówiła że jet mnie pewna na 200 %. A ja dukałem. I kłamałem. Siebie i ją. Bo czułem coś innego.
Odwlekałem organizację wesela, szukałem wykrętów, nie chciałem jechać z zaproszeniami, pociłem się jak wieprz u rodziny i u księdza. Ręce się mi trzęsły.A wszyscy mówili jaka z nas para. Oczywiście nie chciałem jej psuć szczęścia. I tak szliśmy do przodu. Raz jej powiedziałem że nie pójdę do księdza na spotkanie i była rozpacz i wymówki, rzucanie pierścionkiem.Teraz żałuje że wymiękłem. Że już kilka miesięcy temu wyrzucałem listy, które jej pisałem. Teraz mam tylko 1 tydzień. Proszę Boga o odwagę, szczerość i miłość. Dla mnie i dla niej.


* * * * *

Gdy odpisuję na ten list jest już po weselu? A może nie? Cóż listów jest tyle, że nie da się odpisać od razu, więc nawet nie wiedziałam, że potrzebujesz pilnie pomocy. Ale może to i lepiej, może tak miało być - żebyś się nie sugerował moją odpowiedzią tylko decyzję podjął sam, w wolności. Nie wiem czy jeszcze to przeczytasz. Moim zdaniem tak się to wszystko potoczyło właśnie dlatego, że ona nie dała Ci zawalczyć o siebie, dokładnie tak jak pisałam w artykule, który czytałeś. Wiesz to zatem. Dlaczego więc już wiedząc nie odważyłeś się porozmawiać, że to jest wszystko za szybko? Po prostu. Tylko tyle. Trzeba było porozmawiać poważnie, powiedzieć o co chodzi, powiedzieć, że Ci się podoba, tylko, że Ty nie potrafisz tak szybko, że potrzebujesz trochę czasu, że czujesz się naciskany i że chcesz trochę powalczyć. Ona powinna to zrozumieć, choć z tego co piszesz wygląda na to, że ona właśnie tego wszystkiego wcale nie widziała albo widzieć nie chciała. Że tak bardzo chciała miłości, wyjścia za mąż, że brnęła, dążyła na ślepo nie patrząc co Ty czujesz. Ale Ty nie pokazałeś i nie powiedziałeś tego, że Ty też czujesz. Więc ona się nie domyśliła. To absurd, że nie chciałeś "psuć jej szczęścia". A Ty? Twoje szczęście się nie liczy? Związek dotyczy dwojga ludzi! Jesteś mężczyzną, to Ty zatem jesteś przewodnikiem związku, to Ty masz ster i ta łódź będzie tak płynęła jak będziesz nią kierował. A Ty jej ster oddałeś i wiesz co Ci grozi? Że ona zrobi z Ciebie pantoflarza a potem po kilku latach zobaczy co zrobiła i się wścieknie. Będzie sfrustrowana i będzie wylewać na Ciebie żale. O to, że nie byłeś męski. Że wszystko było na jej głowie i że o wszystko musiała troszczyć się sama. Nawet ten pierścionek Ci wypomni - że musiała sama się o niego upomnieć. Wiem, że to co piszę godzi w Twoją męskość. Ale piszę to właśnie po to, by Cię trochę otrzeźwić. Żebyś się wziął w garść i nawet jeśli już jest po ślubie stanął na wysokości zadania i zaczął być głową związku. Możesz to zrobić i masz do tego prawo. I co najważniejsze - dasz sobie z tym radę. Widzę, że sobie dasz radę, bo do wielu rzeczy sam doszedłeś i są to wnioski prawidłowe. Co zrobić?
Przeczytaj te artykuły: [zobacz], [zobacz] i zacznij działać. Tylko powoli i delikatnie, bo radykalna zmian spowoduje, że ona pomyśli, że po ślubie pokazujesz swoje prawdziwe oblicze a przedtem grałeś, by ją zdobyć. Więc pomalutku wprowadzaj pewne zmiany, pamiętając o bardzo ważnej zasadzie w związku, czyli o tym, że dziewczyna nie oczekuje, że mężczyzna spełni wszystkie jej zachcianki. Ona oczekuje prowadzenia, mądrości, przewodniczenia, a nie uległości. Zapamiętaj to jeśli chcesz, by Twoje małżeństwo było szczęśliwe.
Ja nie wiem czy tak całkiem Was nic nie łączy, bo w końcu coś spowodowało, że się nią zainteresowałeś, prawda? Na pewno ona Ci się spodobała. Pewnie macie podobne poglądy. A to, że nie czujesz, że ją kochasz nie oznacza, że tak nie jest. To tylko oznacza, że nie czujesz. Pisałam o tym w odp. nr 13, 201, 646, 1120. Jestem przekonana, że gdyby ona nie była taka szybka to inaczej by się to potoczyło. Bo Ty jako mężczyzna starając się o kobietę i mając sukcesy w tym zdobywaniu zupełnie inaczej byś się czuł. A tymczasem dama Twego serca wyrwała Ci miecz z ręki, wsadziła Cię na konia i sama pognała naprzód. Więc czujesz się beznadziejnie. Co nie oznacza, że dama jest niewłaściwa albo, że Ty do niczego się nie nadajesz. To oznacza, że trzeba tą swoją bojową damę przekonać, że o wiele przyjemniej dla niej być jednak damą a nie tłuc smoka własnymi rękami, gdyż ma rycerza, który zrobi to za nią. Ona musi pozwolić Ci być mężczyzną a sama musi pozwolić sobie na bycie kobietą. Wiesz, nie da się jednoznacznie ani potępić kogoś za takie zachowanie ani postawić konkretnej tezy dopóki nie wie się o przyczynach. Nic nie piszesz o teściach, o jej domu rodzinnym. Jak tam było? Może nie było zbyt dobrze i dziewczyna spragniona miłości dosłownie "rzuciła" się w Twoje ramiona wierząc, że oto teraz będzie miała normalny dom. I na ślepo dążyła do tego. Może tak było? Więc trzeba by zrozumieć co nią kierowało. Mój Drogi! Nawet jeśli jest już po ślubie to Ty pomału zacznij pełnić swoją rolę a zobaczysz, że lepiej się poczujesz. Kup sobie koniecznie książkę Johna Eldredge "Dzikie serce" przeczytaj i daj jej do przeczytania. To jest o męskości dla mężczyzn. I… zacznij ją zdobywać. Tak, teraz po ślubie. Nie jest za późno! To nie jest tak, że ślub kończy wszystko. Po ślubie to się dopiero zaczyna! Trzeba sztuki, by po ślubie być nadal atrakcyjnym dla swojego małżonka, by się tak prawdziwie kochać, by o siebie dbać i ciągle siebie na nowo zdobywać. Duże pole do opisu przed Tobą i wierzę, że jest możliwe pokochanie na nowo żony po ślubie i na nowo rozpoczęcie fascynującej przygody we dwoje! Jeśli masz możliwość to porozmawiaj też z jakimś mężczyzną, który jest dla Ciebie autorytetem i/lub z mądrym księdzem. Nie załamuj się, jeszcze może być dobrze, całe życie przed Wami. Chodzi tylko o zmianę postawy a nie zmianę tej drugiej osoby. Proś Boga o siłę i mądrość. Jeśli będziesz też miał możliwość to wyjedź na jakieś rekolekcje dla mężczyzn. Z Bogiem!

  gumis, 19 lat
2678
28.05.2009  
Jestem z moim chłopakiem ponad 2 lata. Jak można odróżnić prawdziwa miłość od przyzwyczajenia się do tej osoby???

* * * * *

Najpierw przeczytaj ten artykuł: [zobacz] i odp. nr: 15, 906, 13. Ja nie bardzo rozumiem używania takiego określenia w stosunku do osoby i to osoby ukochanej "przyzwyczajenie". Przyzwyczaić to się można do jakichś warunków, przedmiotów, miejsc, ale osoby? Osobę albo się lubi albo kocha albo nic się do niej nie czuje lub czuje negatywne emocje. Ale przyzwyczajenie? Ja rozumiem, że chodzi Ci o to czy to co czujesz jest miłością czy jesteś z chłopakiem dlatego, że jest Ci dobrze, dogadujecie się, jest Ci wygodnie(?). Moim zdaniem jeśli on Ci się podoba, macie o czym rozmawiać, macie wspólne poglądy, zainteresowania, chcecie ze sobą przebywać i widzicie swoją przyszłość razem to jest to miłość. Choćby nie przeszło się etapu zakochania. Moja Droga! Przeczytaj to co Ci poleciłam i po prostu bądź z chłopakiem nie zastanawiając się co czujesz w każdym momencie. Jeśli chcesz z nim być- rozwijajcie tą znajomość a po jakimś czasie zobaczycie co Was łączy i czy chcecie nadal rozwijać ten związek. No i módl się o rozeznanie - w tym kierunku. Z Bogiem!

  Julia, 23 lat
2677
27.05.2009  
Szczęść Boże.

Piszę ten list bo sama nie wiem czy to co czuję do niego jest miłością.
Studiuję rachunkowość , często mieliśmy zajęcia na komputerze i księgujemy w programie finansowo-księgowym . Kilka razy były komplikacje z komputerami wtedy do nas na zajęcia przychodził młody a właściwie o dwa lata ode mnie starszy informatyk , którym się interesowałam gdy zawsze do nas przychodził na zajęcia . Jest wolny nie ma nawet dziewczyny . Pewnego dnia gdy miałam problem z komputerem przypadkiem odnalazłam go na naszej klasie i poprosiłam go o pomoc , podziękowałam mu i od tamtej pory rozmowom mejlowym nie było końca , pisaliśmy ze sobą całymi dniami . Po kilkunastu tygodniach chcieliśmy się spotkać , ale nie mogliśmy bo on był chory i musieliśmy odłożyć nasze spotkanie , potem ja byłam chora i znów nasze spotkanie musieliśmy odłożyć . Aż w końcu po szkole spotkaliśmy się , miałam wrażenie że znam go od lat . Bardzo lubię się z nim spotykać , i chciałaby codziennie go widywać , codziennie z nim rozmawiać i pisać mejle . Ostatnio nie ma czasu żeby ze mną pisać , napis ałam do niego ale od tygodnia a nawet więcej nie mam jego wiadomości wczoraj spotkałam go w szkole chwilę rozmawialiśmy i mimo iż byłam bardzo zmęczona , miałam ciężki dzień i jakoś nie było mi do śmiechu to po rozmowie i spotkaniu z nim byłam szczęśliwa . Sama nie wiem czy to przyjaźń czy miłość czy może co innego .


* * * * *

A na tym ostatnim spotkaniu jak on się zachowywał? Chętnie z Tobą rozmawiał, pierwszy Cię zaczepił, przepraszał za brak czasu, chciał być w kontakcie, obiecywał się odezwać? Czy był zmieszany, chciał jak najszybciej rozmowę zakończyć, wykręcał się pracą i brakiem czasu? Bo są dwa wyjścia: albo faktycznie spodobałaś mu się i rzeczywiście przez krótki czas miał bardzo dużo pracy i nie miał czasu ale chce się z Tobą spotykać i kontynuować znajomość. Albo ta przerwa była spowodowana tym, że nie chce tego kontynuować (z jakichś względów) i tak próbował się wymigać i Cię zniechęcić pod pozorem tego, że przecież nic Was nie łączy, pomagał Ci tylko koleżeńsko.
Generalnie nie wygląda to źle i jeśli jesteś nim zainteresowana to korzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Punkt zaczepienia macie, więc temat do rozmowy też jest. Próbuj, może akurat to będzie "ten"? Tylko absolutnie nie mów mu o żadnych uczuciach, bo może się wszystko zepsuć, o tym pisałam w tym artykule: [zobacz] Co do rodzaju relacji to nie dążyłabym jeszcze do jej określenia, wszystko wyjdzie z czasem. On po prostu Ci się podoba. Powodzenia, z Bogiem!

  D, 22 lat
2676
27.05.2009  
Proszę Pani,
Piszę z pytaniem o zachowanie chłopaka. Znamy się jakieś 6 lat. Niekiedy widujemy się w większym gronie znajomych. Nie wiem co myśleć o tym co czasem robi. Przytula mnie, łapie za rękę i za chwilę puszcza, podnosi mnie do góry, prawi mi komplementy; mówi: „ jedno twoje słowo i przybędę, żeby ci pomóc, zawsze cię obronię”. Pocałował mnie też raz w czoło. Ostatnio wyszło tak, że zostaliśmy na jednym ze spotkań ze znajomymi sami na jakiś czas. Był ze mną szczery, zwierzył się z kilku spraw. Trochę niezręcznie mi z tym, że czasem robi takie rzeczy; mam chłopaka, więc nie rozumiem dlaczego on się tak zachowuje. Mój chłopak to w dodatku jego przyjaciel. Co najgorsze, chyba ostatnio stał mi się bliższy… Jak Pani myśli, czy powinnam go unikać?


* * * * *

Jeżeli masz chłopaka to zdecydowanie tak. A czy w obecności Twojego chłopaka też tak się zachowuje i czy Twój chłopak to widzi? Moim zdaniem powinnaś przebywać w jego towarzystwie w obecności swojego chłopaka - na ile to możliwe lub większej ilości osób. I nie pozwalać sobie na takie gesty. Bo nawet jeśli on będzie tłumaczył, że to nic nie znaczy to dla Ciebie znaczy. I to mu możesz powiedzieć. Dla Ciebie mają one inną wymowę i masz prawo ich sobie nie życzyć. I on nie może temu zaprzeczyć. Mam podejrzenie, że mu się podobasz, ale skoro jesteś zajęta to tym, że "traktuje Cię jak koleżankę" będzie tłumaczył swoje zachowanie, byle tylko być przy Tobie. Oczywiście to nie będzie prawda, bo koleżanki tak się nie traktuje ale on w obawie, byś nie zerwała z nim relacji nie nazwie tego inaczej. Ma nadzieję, że w końcu ulegniesz - a widzisz, że już Ci trochę namieszał w głowie skoro masz wątpliwości. Jeśli chcesz być zatem uczciwa wobec chłopaka - ogranicz z nim kontakty i nie przebywaj z nim sama. W razie potrzeby zaś rozmów się z nim konkretnie lub nawet poproś o pomoc chłopaka - ale to w ostateczności. Widzisz, chodzi też o to, by nie padły na Ciebie posądzenia, że z nim flirtujesz i nie jesteś uczciwa. A ludzie to widzą więc szybko mogą o tym Twojemu chłopakowi powiedzieć. A dlaczego Ty masz się wstydzić i ukrywać jego zachowanie kosztem siebie i swojej opinii - w sytuacji gdy nie jesteś winna? Z Bogiem!

  Misia, 19 lat
2675
27.05.2009  
Dziekuje za odp.2605. Nie chce zawracać głowy, uzupełnię tylko sytuacje- niewątpliwie miala Pani rację, któras z tych opcji jest prawdziwa. Jakis czas temu zaczęłam go ignorować, by sie przekonać, czy będzie w ogole dązyl do kontaktu-nie, oczywiście. Poirytowana, postanowiłam spytać wprost, czy cos sie dzieje i czy nie chce utrzymywać kontaktu.Wymijająco odrzekł, ze generalnie nie wie, ze tak wyszło.. zdziwił sie, że mnie to zraniło, skomentował to w niemily sposób i kompletnie już unikał. Dopiero czas i brak kontaktu sprawiły, że zaczal mnie trochę lepiej traktowac ostatnimi czasy, ale tylko o tyle,że potrafimy zamienić z uśmiechem dwa słowa stojąc obok siebie, bez jego nieszczęsliwej miny. Naprawde starałam sie dowiedzieć, o co chodzi, ale chyba mi to nie jest dane.Mam wrażenie, ze bał sie mnie, naszej relacji. Do tej pory w otoczeniu funkcjonujemy jako para dla niektórych (mimo że nią nigdy nie byliśmy,ale wczesniej dla niego nie bylo to nic przykrego, wręcz z uśmiechem przemilczał takie rzeczy lub sam rzucał aluzje. To z czasem umarło). Widocznie zastosował męską taktyke w stylu - w końcu jej przejdzie. Nie byl widocznie świadomy tego, że rozwijając relacje ze mna musiał być gotowy na odpowiedzialność za uczucia, które wzbudzał. Będę prawdopodobnie jeszcze próbowala sie dowiedzieć, o co tak naprawdę chodziło, bo intrygują mnie takie nagłe zwroty akcji. Dodam że chłopak ten nigdy nie miał dziewczyny, ale czy to wpływa na jego nieczulicę, szczerze watpię... Pozdrawiam Panią i zycze wszystkiego dobrego.

* * * * *

No widzisz, dziwna sytuacja ale nic na siłę nie wskórasz. Jak będzie możliwość - próbuj się dowiedzieć co się stało. Jeśli jednak on nadal będzie tak się zachowywał to trzeba samemu się odsunąć i nie robić sobie nadziei. Prawdopodobnie jest tak jak napisałaś - z jakichś względów się wycofał ale nie ma odwagi powiedzieć o tym wprost i stosuje uniki aby Cię zniechęcić. Nie jest jeszcze gotowy na związek jak widać. Trudno, szkoda ale widocznie to jeszcze nie ten chłopak, nie ten czas. Widocznie Twoja prawdziwa miłość dopiero przyjdzie i o nią się módl. Z Bogiem!

  Izabela, 25 lat
2674
26.05.2009  
Jak to jest z zadrościa w małżeństwie? Jak ja wyleczyc?
Jak cieszyc sie z zycia, wychodzic z mezem do kina, na lody i nie wracac do domu pozloszczonym po kolejnej scenie zazdrosci. Jak poradzic sobe z sama soba, nie ograniczac meza, ani zwiazku z obawy przed ladna kolezanka, dziwczyna spotkana na ulicy.
Jak poradzic sobie z ogladaniem sie meza za innymi? jak odnalezc sie w dzisiejszym swiecie jako żóna i przyszła matka????????


* * * * *

No a masz podstawy, żeby mu nie ufać? Zawiódł Twoje zaufanie, zdradził, ogląda się za innymi, wychodzi nie mówiąc gdzie, ma podejrzane znajomości? Bo jeśli masz podstawy, żeby mu nie ufać to rozumiem Twoje obawy, ale jeśli nie to dlaczego jesteś zazdrosna? A przed ślubem też tak było? Proszę przeczytaj odp. 1164, 24, 377, 1343, 1385 o zazdrości i pomyśl co jest przyczyną takiego Twojego zachowania. Czego się boisz, w czym mu nie ufasz? Skoro zdecydowałaś się za niego wyjść, skoro on przysięgał Ci wierność przed ołtarzem to w czym problem? Pomyśl a potem - jeśli trzeba - porozmawiaj z nim. Powiedz co Ci się nie podoba i pozwól jemu powiedzieć dlaczego zachowuje się tak a tak i co jest przyczyną. A może nic złego się nie dzieje, tylko Twój mąż jest po prostu osobą towarzyską, otwartą i taki ma styl bycia? Oczywiście, on może z pewnych zachowań zrezygnować dla Ciebie jeśli Ci to nie odpowiada, rani Cię, ale musi o tym wiedzieć, że Cię rani. A Ty też musisz spojrzeć z jego perspektywy i wiedzieć jak to wygląda naprawdę. Czasem po prostu trzeba "odpuścić". Tak czy inaczej - spokojna rozmowa z wyjaśnieniem sobie nawzajem przyczyn swoich reakcji. Z Bogiem!

  Ania, 21 lat
2673
24.05.2009  
Nie wiem co mam zrobić, od miesiąca nie mogę znaleźć sobie miejsca. Czuję wielki niepokój i strach. Mój stan podobny jest do depresji ;-(. Nie potrafię przez to być szczęśliwa. Wiem, że moje pytanie może być bardzo głupie, bo przecież jestem kobieta, która ma 21 lat i powinna wiedzieć czego chce a tak nie jest. Zacznę od początku. Od września 2008 zaczęłam spotykać się z chłopakiem. Najpierw poznawaliśmy się, spotykaliśmy na tzw. neutralnym gruncie. Nie wiem, jak to się stało ale jesteśmy już razem 8 miesięcy ;-) . Czas tak szybko mija... Jest to mój pierwszy chłopak. Pierwszy któremu pozwoliłam się wziąć za rękę, pierwszy który mnie pocałował, pierwszy dla którego wiem, że jestem najważniejsza na świecie. Jednym słowem spotkałam ideał, którego boję się stracić i na którego nie zasługuję. Wiem, że mnie kocha bardzo mocno ale problem tkwi we mnie. Przez pewien czas myślałam, że to zauroczenie, zakochanie albo miłość. Nie wiem ;-(((. Obawiam się dzisiaj, że z mojej strony to nie jest miłość. Bo ja nie wiem, co to miłość. Nigdy nie byłam zakochana. Nigdy nie kochałam. On jest pierwszym któremu to powiedziałam i teraz po takim czasie nie wiem czy kocham, kiedy pokocham, czy to ten jedyny na całe życie. Serce mi się łamie, nie umiem sobie z tym poradzić, nie wiem co mam zrobić żeby znaleźć odpowiedź na pytanie tak to ten dobrze robię, że z nim jestem ;-(. To tak bardzo boli, że łzy same płyną. Nie chcę go skrzywdzić. Tak bardzo się boję tego wszystkiego. Teraz spotykamy się, ale ja nie czuję tylu emocji, "motylków w brzuchu", stresu. Po prostu nasze spotkania są takie normalne. Kiedy z nim jestem czuję się szczęśliwa, dogadujemy się, nie kłócimy. Ale gdzieś we mnie pojawia się lęk, strach że to nie miłość? Takie nastroje pojawiają się na przemian z radością. Nie wiem co mi jest i jak mam temu zaradzić? Z drugiej strony kiedy go nie widzę tęsknię za nim, kiedy jest czuję się bezpiecznie, ufam mu. Dlaczego mam takie wątpliwości? Czy jestem na coś chora? Proszę o odpowiedź

* * * * *

Po pierwsze: nigdy nie wolno mówić czegoś takiego: "spotkałam ideał, którego boję się stracić i na którego nie zasługuję". Ani on nie jest ideałem (bo nikt nim nie jest), ani nie jest tak, że Ty nie zasługujesz na niego. Dlaczego nie zasługujesz? Jesteś normalną wartościową kobietą i zasługujesz na miłość. A skoro ten chłopak Cię wybrał to oboje "zasługujecie" na siebie. Mówiąc coś takiego dajesz do zrozumienia, że jesteś gorsza. A dlaczego tak myślisz? Przecież tak nie jest!
Po drugie: nie jesteś na nic chora. Bardzo możliwe, że jest to miłość bez zakochania. Jest to najzupełniej możliwe. Zakochanie, najczęściej pierwszy etap miłości jest właśnie tym uniesieniem, idealizowaniem, stanem gdzie czujemy "motylki w brzuchu". Po jakimś czasie ustępuje on miejsca miłości coraz dojrzalszej, gdzie znikają emocje a pojawia się autentyczna troska o drugiego człowieka, zaczyna się miłość. Czasem zaś miłość pozbawiona jest tego pierwszego etapu i nie ma się co tym stresować. To wszystko o czym piszesz świadczy właśnie o tym, że nie zakochałaś się tylko kochasz - po prostu. Pisałam o tym w odp. nr 15, 906, 13 i tym artykule: [zobacz] A co do wyznania uczuć poczytaj ten artykuł: [zobacz]
Proszę przeczytaj i nie stresuj się, wszystko jest na najlepszej drodze. Z Bogiem!

  S., 24 lat
2672
22.05.2009  
Zastanawiam się nad swoim powołaniem i tego dotyczy moje pytanie. Wydaje mi się, że jesto to jednak powołanie do małżeństwa. Bardzo chciałabym mieć dzieci. Interesowałam się też płcią przeciwną pomimo tego co było w przeszłości. To forum publiczne więc powiem tylko, że byłam molestowana jak byłam mała. Krótko to trwało, ale odcisnęło wyraźne piętno na moim życiu, chociaż długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. To chyba to jest powodem tych wątpliwości. Moje stosunki z chłopakami - kolegami układały się dobrze mimo wszystko. trochę gorzej było, kiedy doszłam do wieku, kiedy rówieśnicy zaczęli chodzić w parach. Z kolegami było ok, jak ktoś próbował się zbliżyć to uciekałam. Dopiero po skończeniu szkoły średniej zaczęłam interesowac się chłopakami w tym sensie, ale i tak nic nie wychodziło z nikim. Nawet pomimo że raz byłam nawet zaanagażowana. Tyle, że chyba tylko ja. Zawsze starałam się organizowac czas, żeby o tym nie myśleć. Zresztą to wszystko ma tez inne wymiary o których publicznie nie chcialabym mówić. Teraz czegoś jednak mi brakuje - bliskości drugiej osoby. Staram się ufac ludziom. Czytałam, że to wszystko musi trwać a ja dopiero niedawno zaczęłam próbować coś zmienić w sobie. Mimo to im więcej czytam i wiem o takich historiach tym bardziej się zastanawiam. Czy takie osoby mogą założyć normalną, zdrową i trwałą rodzinę? I co robić jeszcze w tym kieunku (poza modlitwą)? Jak nauczyć się ufać facetom? Problem molestowania i do tego nienajlepsze wzory w rodzinie plus czasem odczuwany żal do rodziny, że nikt nic nie zauważył i nic nie zrobił. Właściwie to to już sobie ułożyłam i tak naprawde tyle dobrego mnie spotkało, że nia mam żalu do całego świata. Ale jednego nie umiem zrobić - odnaleźć tej tzw. drugiej połowy. Czy to w takiej sytuacji to możliwe?

* * * * *

Tak, jest to jak najbardziej możliwe. Jednak na Twoim miejscu pozwoliłabym sobie pomóc, a nie dźwigałabym tego ciężaru sama i nie próbowała sama wszystkiego poukładać. Najlepiej skorzystać z pomocy katolickiego psychologa oraz poradzić się mądrego księdza. Dlaczego? Bo na pewno w Tobie (sama o tym piszesz) są pewne lęki, zahamowania, żal, może strach. Druga płeć może kojarzyć Ci się z kimś kto może skrzywdzić, kogo należy się bać i podświadomie unikasz głębszego zaangażowania bojąc się, by Cię ktoś nie skrzywdził. Nie możesz wejść w relacje z chłopakiem bo nie potrafisz do końca zaufać i powierzyć komuś całej siebie. To normalne odczucia osoby, która była kiedyś skrzywdzona. Powinnaś skorzystać z pomocy tym bardziej, że gdybyś chciała wyjść za mąż może pojawić się jeszcze cały szereg lęków związanych ze współżyciem, ze sferą seksu. Nie musisz radzić sobie sama, nie musisz o tym zapominać i od tego uciekać, bo to i tak kiedyś wyjdzie. Myślę, że kilka spotkań ze specjalistą bardzo by Ci pomogło. Gdy zostawisz to wszystko w takiej formie jak teraz możesz mieć problemy wynikające właśnie z tego co napisałam wyżej. No i jeszcze jedno - Bóg uzdrawia. Wybierz się na Msze z uzdrowieniem, z pewnością gdzieś w Twoim pobliżu takie są, poszukaj w internecie. Tam się dzieją niesamowite rzeczy. Polecam Ci stronę chrześcijańskich psychologów www.spch.pl, zadzwoń i z zapytaj o specjalistę w Twojej miejscowości. Módl się, wierz, że możesz mieć normalną rodzinę i zrób pierwszy krok w tym kierunku - porozmawiaj ze specjalistą. Nie ma się czego wstydzić, oni już niejedno widzieli i słyszeli i wiedzą jak Ci pomóc. Z Bogiem!

  Aleksander, 23 lat
2671
21.05.2009  
Mialem burzliwe zycie - dziewczyne, ktora mnie wykorzystala, zmusila do wspolzycia.Zmienilem sie pod jej wplywem.Po rozstaniu sam zaczalem krzywdzic.To dziwne, bo od malego bylem blisko Kosciola i nawet sie nie obejzalem kiedy mozna bylo o mnie powiedziec"modli sie pod figura - diabla ma za skora".Lecz to sie zmienilo.Poznalem kogos, o kogo sie modlilem.Ona pojawila sie w najodpowiedniejszym momencie-gdyby nie to spadlbym jeszcze nizej.Przypomnialem sobie jak kiedys kochalem Jezusa.Wrocilem.Wszystko bylo inaczej-potrafilem po raz pierwszy powoli rozwijac nasza znajomosc.Mimo przezyc nie myslalem o niej w aspekcie cielesnym.To cos tak czystego, ze nawet nie jestem w stanie tego opisac...Szybko powiedzielismy sobie "kocham".Po tym doszlo miedzy nami do pewnej czulosci...Nie,nie to nie bylo wspolzycie.Po prostu kilka pocalunkow.Ale oboje mielismy kaca moralnego,dreczyly nas sumienia.Bo chcemy zyc w czystosci.Pozlame ja i z niej co dzien obmywam sie z moich grzechow z przeszlosci w zdrojach lask Bozych.Jednak po tym incydencie z czasem zaczalem sie zastanawiac "Czy jej nie przywdze?Czy ja na pewno kocham az tak mocno?".Modlilem sie o znak.Podczas rekolekcji,kleczac przed olatarzem w bazylice uslyszalem glos."Bedzie ciezko,ale jesli wytrwacie dam wam szczescie".Musialem zrewidowac swoj poglad na milosc.Teraz dociera do mnie,ze jest to piekna decyzja,chcec czynienia dobra dla drugiej osoby,wyzwolenie jej z jej wiezow,dawanie jej sily-doweidzialem sie,ze milosc to to wszystko o czym traktuje ta strona i Pismo.Z racji tego glosu-a jestem przekonany,ze sam Bog do mnie mowil-oswiadczylem sie jej.Wytrwamy.Jednak czasami zapytuje siebie "Czy ja kocham? Nie chce jej skrzywdzic.To bylaby strata dla swiata,nie chce splamic tak czystego dziecka Bozego".Mam gorsze i lepsze dni,owszem.Nie moge polegac na swoich myslach-mam zniszczone emocje przez te dziewczyne,ktora namowila mnie do wspolzycia.Zapytuje wiec:czy to sciskanie za kark to po prostu watpliwosci?Jak sobie z nimi poradzic

* * * * *

Wiesz, ja myślę, że to wściekłość i podszept szatan, który się wkurza, że zerwałeś z grzechem i chce zniszczyć to co tworzycie - po prostu. Dlatego uderza w Twój czuły punkt - w Twoje sumienie. Nawróciłeś się, uwrażliwiłeś je więc łatwo właśnie na tym tle Cię zranić, wywołać wątpliwości, poczucie winy, dręczyć Cię takimi myślami. Szatan jest bardzo inteligentny i wie jak nas podejść, o, dobrze wie! I to robi. Z pewnością ta myśl, która przyszła Ci do głowy podczas modlitwy w bazylice jest prawdziwa. Bo Bóg daje Wam łaskę i jeśli trwacie - wytrwacie. Dzięki Bogu, jego łasce, modlitwie, swojej silnej woli. Tak trzymaj. A co do wątpliwości, rozumienia miłości, czystości to poczytaj proszę te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz] może tam znajdziesz też jakąś podpowiedź? Nie zadręczaj się, rób swoje, poznawajcie się, rozwijajcie swoją miłość. Nie myśl o przeszłości, ona już za Tobą, Bóg Ci wybaczył, narzeczona też, Ty sobie wybacz. Nie masz wpływu na to co było, ale masz wpływ na to co będzie - i tego się trzymaj. Jesteś mężczyzną, jesteś przewodnikiem związku - bądź silny i miej odwagę iść pod prąd. Mało jest dziś takich związków jak Wasz, tym bardziej zatem jesteście narażeni na pokusy, na wątpliwości. Ale nie załamujcie się, będzie dobrze! Polecam Wam też gorąco "Wieczory dla zakochanych". To wspaniały czas we dwoje, czas pogłębienia miłości, wiary, utwierdzenia się w decyzji. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Módlcie się wspólnie o jak najlepsze przygotowanie do małżeństwa. Z Bogiem!

  Marta, 23 lat
2670
21.05.2009  
Mam na imię Marta i mam 23 lata. Mieszkam w Warszawie razem z rodzicami i rodzeństwem. Od jakiegoś czasu zamieszkał z nami mój narzeczony z powodu trudności ze znalezieniem mieszkania. Wiem, że mieszkanie ze sobą razem bez ślubu jest grzechem, ale czy jest też grzechem jeśli mieszkamy razem, ale ze sobą nie współżyjemy? Większość młodych ludzi, jeśli mieszka ze sobą to po to, żeby się sprawdzić przed ślubem i mieszkają sami bez rodziny. My, gdyby nie ta sytuacja z mieszkaniem, nie mieszkalibyśmy ze sobą. Ślub planujemy pod koniec sierpnia.
Dziękuję i pozdrawiam Marta


* * * * *

Proszę przeczytaj ten artykuł: [zobacz] Tam napisałam wszystko. Dziwię się, że Twoim rodzicom to nie przeszkadza. W końcu ludzie też ich oceniają przez pryzmat Waszego mieszkania razem. I kochana uwierz mi, ja też miałam narzeczonego, też nie miałam swojego mieszkania i nie mieszkaliśmy razem -i dało się. I też w Warszawie. Nie jest tak, że nic nie znajdzie. Wiem, że teraz jest trudniej, że jest drogo, ale uwierz, że się da. Zamieść ogłoszenie nawet w naszym Źródełku, może ktoś akurat ma coś do wynajęcia? Ja sama wiem o wolnej kawalerce, możesz do nas napisać na maila, jak chcesz damy Ci namiary. Ja naturalnie rozumiem i wierzę, że nie współżyjecie. Głupotą byłoby już na 3 miesiące przed ślubem nie dochować czystości. Tylko wiesz, tu chodzi jeszcze o coś innego. O ową "pierwszość", o te chwile spędzone ze sobą dopiero po ślubie, o wspólne odkrywanie pewnych rzeczy. Jeśli teraz mieszkacie razem to teraz wiele z tych rzeczy odkryjecie już teraz i nie będzie niespodzianki. No i ważne pytanie: po ślubie też zamierzacie z rodzicami i rodzeństwem mieszkać? Jeśli tak to proszę przeczytaj odp. nr 1334 i dobrze się zastanówcie, ale naprawdę dobrze. Bo to nie jest dobry start. Lepszy ciasny, skromny kąt ale osobno. Nawet nie wiesz jak to bardzo przeszkadza, jakie mogą być problemy i jak to odbiera urok pierwszych wspólnych chwil. Jak prowadzi do konfliktów i z rodzicami i pomiędzy Wami. Pomyślcie nad tym dobrze i rozejrzyjcie się za mieszkaniem, na pewno coś znajdziecie. Z Bogiem!

  sylwia, 19 lat
2669
19.05.2009  
mam problem. jestem ze swoim chłopakiem ponad 2 lata. On jest cudowny, stara się, często mi mówi ze mnie Kocha. Każdy weekend mi poświęca, troszczy się o mnie, kiedyś przeniósł mnie przez rzekę abym się nie zamoczyła, a on miał całe nogi mokre. Ale mu nie ufam on cały czas zwraca uwage na moje piersi i nie może bez nich żyć. Ja się boje że on mnie zdradzi i że zwraca uwagę na inne dziewczyny. ja mu chyba nigdy nie zaufam. za każdym razem kiedy nie odpisuje na SMS-y myślę że może jest z inną. Co mam zrobić żeby mu zaufać?? i czy w ogóle jest tego wart????

* * * * *

A jak u Was z czystością? Kocha Ciebie czy tylko Twoje ciało? Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] i zastanów się jak to u Was jest. Co robicie na randkach, jak spędzacie czas, jakie macie zainteresowania, o czym ze sobą rozmawiacie? To, że chłopakowi podoba się dziewczyna, także jej ciało to niż dziwnego, no ale jeśli tylko o tym mówi i tylko tym żyje to coś nie tak. Bo mówi, że kocha, ale co przez to rozumie? Wie czym jest miłość? Czy masz podstawy sądzić, że on zwraca uwagę też na inne dziewczyny w sensie, że ogląda się za nimi, mówi o nich, ma jakieś zdjęcia, koresponduje z nimi? Jeśli nie to nie sądzę, by miał Cię zdradzić bo dlaczego? Natomiast jeśli tak jest to nie jest dobrze i nie dziwię się, że nie masz zaufania, bo miłość żąda wyłączności - w sensie oblubieńczym. Ja myślę, że powinniście oboje przeczytać polecany artykuł o czystości i ten o miłości: [zobacz] i porozmawiać. Ty mu powiedz o swoich obawach, on niech Ci powie jak to jest u niego. Nie ma sensu się zadręczać przypuszczeniami tylko jasno i otwarcie porozmawiać. Z Bogiem!

  Marta, 17 lat
2668
16.05.2009  
Od pweneo czasu podobał mi się chopak i się do niego odezwałąm i wszystko było dobrze pisaliśmy ze sobą do pwenego czasu ,kiedy zapytałam czy chce się ze mną spotkac .Początkowo zmieszał się ,ale powieział mi,że czemu nie . Klolejneo dnia zaczą mi pisac ,że jednak on nie chce się do niczego zobąwiązywac i w nic nie angażowac .Ja czuję w sercu co inneo i nie wiem co mam robic ,może za szybko wszystko wziełam sobie do serca i za szybko się zangażowałam . ! Czuję się okropnie .Podejrzewam ,ze on jeszcze nigdy nie miał dziewczyny i nie wie ja się ma zachowac , dlatego ja proszę o pomoc co mam robic dalej pisac do niego i zabiegac czy dac sobie spokój jeśli powiedział ,ze nie chce się angażowac ?. Proszę o dpowiedz .:)

* * * * *

Przede wszystkim to za szybko się odkryłaś. Ja tyle razy powtarzam, że nie wolno czegoś takiego robić! Nie wolno zbyt szybko dać drugiej osobie do zrozumienia, że jest się nim zainteresowanym na poważnie, chce się spotykać, ani - broń Boże - wyznawać uczuć! Na wszystko musi być czas i miejsce, bo osoba na to nieprzygotowana (jak ten chłopak) przestraszy się, poczuje naciskana i ucieknie. I dobrze zapowiadającą się znajomość można zepsuć. O tym jak to jest i jak to naprawić przeczytaj proszę w tym artykule: [zobacz]
Musisz przystopować i nie zaczynać od końca. Próbuj bardzo delikatnie zbliżać się do niego, zapoznawać, nawiązywać bliższy kontakt. Ale nie na siłę i nie tak "kawa na ławę". O tym jak - pisałam w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Poza tym jesteś dziewczyną, a chłopak zawsze chce trochę powalczyć, pozwól mu na to. Z Bogiem!

  pawel, 24 lat
2667
15.05.2009  
sczesc boze
czy przeznaczenie istmieje i czy mozna je zmienic ?

Slyszalem i czytalem, ze np. jesli ktos nie dostal powolania to moze sie modlic i poscic aby je otrzymac a czy dziala to w druga strone ?

oraz - czy kogas kto odrzucil powolanie i ozenil sie czeka jakas kara ( w tym zyciu lub nastepnym ?) lub na odwrot - nie mial powolania a i tak wstapil ?


* * * * *

Drogi Pawle, przeznaczenia nie można zmienić, ponieważ przeznaczenie nie istnieje. Pisałam o tym szczegółowo w tym artykule: [zobacz] Tak, można modlić się o każde powołanie i nic nam nie grozi za to, że nie pójdziemy tą droga lecz inną. Bo Bóg nie wytycza nam jednej drogi tylko daje nam ich dużo - do wyboru. I dlatego nie ma przeznaczenia. Ale przeczytaj ten artykuł to zrozumiesz. Z Bogiem!

  angel, 20 lat
2666
14.05.2009  
Eh nie wiem od czego zaczac... moze od poczatku 2007 we wrzesniu poznalam chlopaka...czyli jestesmy juz ze soba rok i 8 miesiecy... wszytsko bylo pieknie az do 8 miesiaca bycia ze soba wtedy zaczely sie klotnie dosyc czeste. Spora wina lezala po mojej stronie gdyz ja do wielu klotni doprowadzalam.. o byle co sie czepialam... ale on tez jest wybuchowy...i np. jak sie zapytalam co robi to zaraz mowil ze czemu go sprawdzam itp zadko mowil kocham ale zdarzalo sie.... tak sie klocilismy ze w listopadzie mielismy przerwe ktora miala trwac 2 tygodnie ale on sie odezwal po tygodniu ze nie moze tak zyc ze to tylko pogarsza i się rzuciliśmy w swoje ramiona a w grudniu 2008 rok zerwal ze mna ale po 3 dniach zadzwonil do mnie no i po tygodniu wrocilismy do siebie nie bylam pewna czy dobrze robie no ale mysle ze nie zrobilam bledu... po tym bylo dobrze choc nie do konca bo wiadomo byly klotnie choc mniej ale byly...no i w lutym tego roku nagle powiedzial mi ze nie wie co czuje...nie moze sie okreslic z uczuciami... to byl dla mnie szok nie wiedzialam co robic ale najblizsi mowili mi ze mam poczekac ze przejdzie mu ze w zwiazku zazwyczaj tak jest....czekalam bylam grzeczna nie pytalam sie nie wnikalam... ale teraz sytuacja sie powtorzylam 11 maja napisal do mnie ze coraz ciezej mu jest ze nie moze sie okreslic i wie ze mi tez jest zle dlatego nie moze tak byc...ale nie wie co ma robic....:( poprostu jestem zalamana nie wiem co robic czy odejsc choc nie wiem czy potrafie tyle do niego czuje… co mam zrobic? co powiedziec? teraz w piatek mamy ze soba porozmawiac pewnie nie zdazycie mi odpisac ale i tak prosze o jakiekolwiek skomentowanie...ja nie wiem co mam myslec... na pytanie zeby sie zastanowil odp ze to jest dla niego trudne ze on nie potrafi tego zakończyć ze w glebi serca czuje ze mi zycie odbiera ze nie moze sie okreslic bo moze w tym momencie bym byla szczesliwa z kims innym... :( eh moglam bym o wiele wiecej napisac ale znakow zabraklo.. mimo wszystko prosze o odpowiedz :(

* * * * *

Moja Droga! Rzadko kto potrafi tak naprawdę określić co czuje. Z reguły nie wiemy, nie potrafimy i mamy wątpliwości. A dlaczego jest tak, że najpierw się niby wie (no bo jest dobrze) a potem taki "dół"? Ano stąd, że zakończył się pierwszy etap- zakochanie i zaczyna nowy. Zakochanie, czyli emocje, uczucia, który wybuchły na początku z taką siłą nagle słabną i nie wiadomo o co chodzi. Ludzie myślą, że przestali kochać i rozstają się szukając nowej miłości. Tymczasem nie miłość się skończyła a zakochanie i przestaliśmy czuć, ale nie kochać, bo miłość nie jest uczuciem. Nie wiem czy jesteście po tej rozmowie i co ona zmieniła ale tak czy inaczej zanim się rozstaniecie przeczytajcie proszę oboje ten artykuł: [zobacz] i te odp.: 15, 906, 13, tam pisałam o tym problemie. Musicie po prostu wiedzieć o co chodzi z etapami miłości i z tym "czuciem", zanim podejmiecie decyzję. Polecam Wam też artykuły: [zobacz], [zobacz] i odp.:568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102 o różnicach miedzy kobietą i mężczyzną, bo może to o co się kłócicie jest normalne i niesłusznie macie do siebie pretensje? Życzę Wam powodzenia, z Bogiem!

  Tomek, 21 lat
2665
13.05.2009  
Witam! Mój problem wygląda następująco. Od pół roku staram się o jedną dziewczynę, z czasem stawaliśmy się coraz bliżsi. Zakochałem się w niej, z jej zachowania wysnułem wniosek, że ona także. Po pewnym czasie się pocałowaliśmy, wtedy powiedziałem jej, że ją kocham, ona że mnie nie. Przestaliśmy się spotykać, po paru dniach spotkaliśmy się, znów zaczęliśmy się całować, spytała czy widzę w tym sens, powiedziałem że tak. I tak było przez dłuższy czas, potem znowu się rozstaliśmy, a potem znowu wróciliśmy. I teraz jesteśmy sobie już bardzo bliscy, ale znowu usłyszałem słowa, że to nie ma sensu. Doszło do poważnej rozmowy i stwierdzenia, że dłużej tak być nie może i musimy przestać zachowywać się jak para. Następnego dnia napisała coś, spytała jak samopoczucie, powiedziałem że źle i ona także powiedziała, że jest jej tak samo okropnie. Stwierdziłem, że nie potrafię bez niej żyć i uświadamiam sobie coraz mocniej jak bardzo mi na niej zależy. Ona napisała, że czuje to samo, że coraz bardziej uświadamia sobie jak ważny dla niej jestem i jak bardzo nasze życia się przenikły. Następnie powiedziała do mnie "mój", a ja się spytałem czy jest moja. Ona stwierdziła, że jesteśmy tak od siebie uzależnieni, że chcąc czy nie to ona jest moja. Czy ona kiedyś uwierzy, że to miłość, czy to zauważy? Co jest nie tak? Co robić, jak się zachowywać, bo już się gubię. Z jednej strony mówi, że tak mocno jej zależy i beze mnie nie może żyć, bo tak jesteśmy spleceni razem, a z drugiej jakby nie dopuszczała myśli, że ona mogła się zakochać w ten sposób, bo uważa, że może zakochać się jedynie wtedy gdy poczuje nagłe olśnienie, motylki w brzuchu i skoro nie poczuła zauroczenia na początku takiego silnego to wg niej to nie jest prawdziwe uczucie. Proszę o pomoc.

* * * * *

No to się myli dziewczyna, bo miłość nie zawsze zaczyna się zakochaniem. A właśnie zakochanie to owe motylki, kwiatuszki itp. Nie u każdego to występuje i nie w takim samym stopniu. Pisałam o tym w tym artykule: [zobacz] i tych odp.: 15. 906, 13, przeczytaj i daj do przeczytania dziewczynie, może zrozumie, że to nie tędy droga. Ja nieraz z przerażeniem patrzę jak dziewczyny, nawet już po trzydziestce uważają, że musi "zaiskrzyć", że musi ich chłopak tak oczarować, że od razu, poczują, że to ten. Czekają tak i czekają na tego rycerza na koniu a on jakoś przez lata nie nadjeżdża. Wszyscy chłopcy, którym się podobają odpadają po pierwszym spotkaniu, bo nie "zaiskrzyło". I nadal czekają. Nic bardziej błędnego. Owszem, nieraz tak bywa, głównie w bardzo młodym wieku albo gdy jest to pierwsza miłość, że unosimy się nad ziemią, patrzymy na świat przez różowe okulary i wydaje nam się, że większej miłości nie ma, ale z reguły jest klasycznie: ktoś się komuś spodoba, poznają się, umawiają, spotykają i miłość rozwija się powoli. To wcale nie jest gorsze! Nawet lepsze poniekąd, bo pozwala poznać się naprawdę a nie być zakochanym w wyobrażeniach i pierwszych wrażeniach.
Wydaje mi się też, że być może zbyt wcześnie powiedziałeś dziewczynie o swoich uczuciach. Wcześnie - w znaczeniu takim, że ona nie była jeszcze na to przygotowana i się trochę przestraszyła. I dlatego powiedziała "nie". Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] tam pisałam o takiej sytuacji i jak to odkręcić. Moim zdaniem powoli, bez wyznawania na razie uczuć zbliżaj się do niej, zapraszaj ją, spotykajcie się, rozmawiajcie. Ale nie oczekuj i nie zmuszaj jej do wyznawania uczuć. Pewnie nie jest jeszcze na tym etapie co Ty, nie jest na to przygotowana, więc bądź delikatny i przystopuj, żeby wszystkiego nie zepsuć. Bo wygląda to dobrze, tylko ona musi pewne rzeczy zrozumieć a Ty musisz dać jej na to czas. Powodzenia, z Bogiem!

  ANNA, 33 lat
2664
13.05.2009  
Jestem mężatką od 12 lat, mam dwoje dzieci i okropną sytuację z moim mężem. Od pierwszych dni po ślubie byłam dla niego "dziwką, mędą, kur.."od zawsze podejrzewał mnie o zdradę a sam wciąż mnie straszył że pójdzie na dziwki jak mu nie dam. Potrafił rzucać różnymi przedmiotami, kopać co popadnie. Gdy wychodziłam do łazienki płakać i później wracałam słyszałam tekst- już się wywyłaś? Po ślubie mieszkaliśmy u jego rodziców, po tygodniu kazał mi stamtąd spierd...Takich sytuacji było bardzo dużo. Popsuło sie ostatecznie gdy mąż przejrzał mój telefon i znalazł smsy które pisałam do kolegi z pracy. Ten kolega znał moją sytuację w domu i traktowałam go jak przyjaciela, często mnie wysłuchał i pomógł.Ale mój mąż twierdzi że to mój kochanek. grozi że go załatwi że będzie kaleką i będzie jeździł na wózku. Teraz mieszkamy we wspólnym domu i splacamy kredyt hipoteczny, oprócz tego są jeszcze raty za sprzęt AGD i rachunki więc sytuacja finansowa jest dość trudna. Mój mąż pracuje tylko dor ywczo i nie oddaje mi wszystkich pieniędzy. Ostatnio dał mi 50 zł na tydzień bo resztę jak powiedział zainwestował w dziwki. Najgorsze jest jednak to ,że zaczyna znęcać się nademną fizycznie dusił mnie za szyję a jak się wyrwałam to pobiegł za mna i mnie kopnął. NIEWIEM CO MAM ROBIĆ, CZY NADAL TKWIĆ WTYM ZWIĄZKU? Szkoda mi dzieci które na to patrzą a one kochają ojca, ale szkoda mi też siebie czy mam poświęcić całe swe życie by być poniewieraną przez męża?Z drugiej strony gdy myślę o swoich dzieciach to wydaje mi się że byłyby spokojniejsze i szczęśliwsze gdyby tego wszystkiego nie słuchały i na to nie patrzyły. Czy zdecydować się na rozwód, jak dalej żyć? Czasem myślę że dałabym sobie radę, w końcu mam pracę, jestem zdrowa ... ale bardzo się boję tego co będzie. Pomóżcie proszę.

* * * * *

Takich rzeczy nie da się załatwić przez Internet. Skąd jesteś? Wejdź na stronę www.sychar.pl i zapytaj o najbliższą Ciebie poradnię. Koniecznie potrzebujesz pomocy kogoś w realu: specjalisty, mądrego księdza, psychologa. Jeśli natomiast dochodzi do znęcania fizycznego interweniuj w Niebieskiej Linii, bo to może już być dla Was niebezpieczne.
Ja nie jestem w stanie dać Ci jednej rady załatwiającej problem, to musi być praca, najlepiej z Wami a jeśli mąż nie zechce to z Tobą.
Mnie nasuwa się tylko jedno pytanie: dlaczego za niego wyszłaś? Przecież to niemożliwe, żeby do ślubu był aniołem a od ślubu potworem. Dlaczego się zgodziłaś?
Módl się o dobre rozwiązanie, o to, by Bóg postawił na Twojej drodze ludzi, którzy będą potrafili Ci pomóc. Módl się o siłę i mądrość dla siebie i koniecznie zacznij coś robić, na podanej stronie znajdziesz rady. Z Bogiem!

  ważka, 19 lat
2663
11.05.2009  
Witam
Chcialam spytac, czy para ktora zamierza zachowac czystosc, choc nie jest to latwe moze pozwolic sobie na wspolny wyjazd na wakacje? Pytam, bo przeciez mzoe on byc okolicznoscia prowadzaca do grzechu, ale wydaje mi sie ze takie wyjazdy pomagaja poznac druga osobe, jesli nie chce sie mieszkac razme przed slubem.
Dzięu\kuje za odpowiedz


* * * * *

Rozumiem, że chodzi o wyjazd tylko we dwoje? To zależy. Od tego jak poważna jest to relacja, ile mają lat i kiedy ślub. Generalnie dla wszystkich polecam wyjazd w większej grupie i oczywiście osobna sala dla dziewczyn, osobna dla chłopaków. Nie ma okazji do grzechu, nic nie jest podejrzane. A w ciągu dnia spędza się przecież czas ze sobą. Moim zdaniem jednak (podkreślam, to moje zdanie) trudno zakazać trzydziestolatkom wspólnego wyjazdu na kilka dni, szczególnie gdy niedługo zamierzają się pobrać. Inaczej jest z nastolatkami, którym do ślubu daleko i wcale nie jest on pewny- wtedy absolutnie wyjazd we dwoje nie jest dobrym pomysłem. Ale co do starszych osób to faktycznie taki wyjazd powala lepiej się poznać i może być budujący - oczywiście jeśli te osoby rzeczywiście właśnie w tym celu jadą. Naturalnie w każdej sytuacji obowiązuje czystość. Najlepiej gdy jest możliwość spania w osobnych pokojach, a gdy nie - bezwzględnie w osobnych łóżkach. O tym pisałam w odp. nr: 1233, 2109, 530, 739. Taka możliwość istnieje zawsze, a jak nie istnieje -to tam nie jedziemy. Oczywiście obowiązują pewne reguły i zasady czyli zero przytulania w piżamach, zero w ogóle przytulanek na dobranoc. Dzień powinien być tak zorganizowany, by wieczorem było się po prostu zmęczonym i szło spać, by rano znów pełnym energii ruszyć w góry lub na jakiś szlak. Oczywiście chodzi tu naprawdę o urlopowy wyjazd na kilka dni a nie o wyjazd gdzieś na kilka miesięcy bo to już jest mieszkanie razem. Co do Waszej sytuacji to polecam po prostu wyjazd na rekolekcje albo wspólne pójście na pielgrzymkę. Nic tak nie zbliża i nie pozwala się poznać jak trudne sytuacje w drodze. Oprócz tego, że będziecie całe dnie razem, gdzie będziecie mieli okazję do wzajemnej pomocy, pogłębicie swoją wiarę i to tylko wyjdzie Wam na dobre. Na wspólne wyjazdy jeszcze przyjdzie czas a nie ma sensu narażać się na dwuznaczne sytuacje i zamiast poświęcać czas na wspólne zwiedzanie czy drogę tracić energię na powstrzymywanie się od pewnych gestów i zastanawianie się czy już nie przekroczyliśmy granicy. Z Bogiem!

  b..., 22 lat
2662
09.05.2009  
Jak mogę przekonać narzeczonego do czystości zarówno przed ślubem jak i już w małżeństwie. Nie chodzi mi o współżycie seksualne, bo już ustaliliśmy że to dopiero po ślubie. Dla narzeczonego intymne pieszczoty nie są niczym złym, współżycie zresztą też. Nie wiem co mogę zrobić aby zmienił zdanie.

* * * * *

Koniecznie przeczytajcie oboje ten artykuł: [zobacz] Tam pisałam o czystości w ogóle, a pieszczoty też są intymnym gestem. Jeśli Cię kocha niech Cię szanuje, nawet jeśli nie rozumie, niech uszanuje to, że Ty go o to prosisz bo dla Ciebie to jest ważne. Polecam Wam też udział w "Wieczorach dla zakochanych". Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
To taki specyficzny kurs przedmałżeński, gdzie rozmawiacie tylko ze sobą na określone tematy. Niezapomniany czas we dwoje, gdzie wyjaśnicie sobie wszystko. Polecam. Módlcie się też razem codziennie, choć króciutko. Przygotujcie się do małżeństwa jak najlepiej. Czystość jest jednym z ważnych elementów tego przygotowania. Przeczytajcie polecany artykuł, polecam Ci też odp. o czułości. 773, 800, 804, 1051, 1677, 1701, 1907, 1958, 2132 i artykuły o wzajemnych oczekiwaniach: [zobacz], [zobacz] Z Bogiem!

  Zuza, 19 lat
2661
07.05.2009  
Witam, czytałam wiele pytań i odpowiedzi dotyczących czystości, a jednak nadal mam wątpliwości w swoim życiu..Mojego chłopaka znam od 3 lat, jesteśmy razem ponad rok. Jestem religijna, praktykująca, on czasem chodził do kościoła, ale jego wiara jest wg mnie bardzo słaba. Naprawdę go kocham i widzę też jego szczere uczucie do mnie. Od samego początku okazywaliśmy sobie bardzo dużo czułości, przytulaniom nie było końca. Bardzo powolutku, trwało to kilka miesięcy doszliśmy do etapu pieszczot, teraz właściwie uprawiamy seks oralny. Dużo o tym rozmaiwaliśmy,wiem jakie jest stanowisko kościoła, dużo czytałam dlaczego nie powinniśmy tego robić, ale nie rozumiem. Jeżeli ja wiem,że to wynika tylko z czułości chęci bliskości i naprawdę widzę jego szczerość i to, że nie robi tego, aby zaspokoić samego siebie, ja czuję się tak samo, to co w tym złego? Wiemy,że będziemy razem, chcemy się pobrać,ale wybieramy się na studia medyczne- ślub najszybciej weźmiemy za 6 lat! Ja, ze swojej strony wiem, że nie wytrzymam tyle lat. To tylko moja wina, wiem, ale czsu już nie cofnę. Byłam uzalezniona od masturbacji, a może nadal jestem. Zaczęłam to robić chyba w wieku 13 lat i przez jakiś czas nie wiedziałam co robię, a po dobrych 3 latach gdzieś wyczytałam,że to grzech, było mi ciężko z tym skończyć i nadal walczę. Wyznałam to chłopakowi i on przyznał się, że również to robi. Wspólnie postanowiliśmy, że nie będziemy tego robić,bo jest to egoistyczne. Z dwojga złego wydaje mi się, że lepiej jeżeli to zło wynika z tego, że pragniemy wzjamnej bliskości,a nie dlatego,że chcemy się tylko zaspokoić..
Nie chcę żyć w grzechu,ale wiem,że jeżeli postanowimy się nie dotykać i trzymać na dystans to wrócimy do masturbacji, a tak wiem przynajmniej, że wraz z przyjemnością przekazujemy sobie dużo czułości i miłości..
czy to jest grzech cięzki? jak sobie z tym poradzić?potrzebuję pomocy, bo dla mnie sytuacja ta stała się już normalna i zabiłam w sobie wyrzuty sumienia...przepraszam za chaos i objętość


* * * * *

Tak, jest to grzech ciężki. A dlaczego nim jest, jak z tym skończyć i dlaczego WARTO przeczytajcie proszę (oboje!) w tym artykule: [zobacz] Tam zawarłam wszystkie argumenty. Nie wiadomo moja Droga mimo najszczerszych chęci czy się pobierzecie a nawet jeśli to nie uprawnia Was do życia jak małżeństwo skoro nim nie jesteście. Bo jeśli czujecie się gotowi na seks i wszelkie konsekwencje z nim związek (wszelkie!) to czemu ślub nie już teraz? Jesteście przecież pełnoletni. A jeśli nie czujecie się z jakichś względów na ślub gotowi to i na seks też nie bo nie na darmo Bóg zezwolił na niego w małżeństwie bo tylko w małżeństwie człowiek ma warunki ponieść konsekwencje seksu. Poza tym naprawdę nie wiesz co czuje Twój chłopak, bo nie jesteś mężczyzną, a psychika mężczyzny jest inna niż Twoja. Zresztą moja Droga - gdybyście tego nie robili dla przyjemności to po co? Naprawdę uwierz mi, seks oralny NIE JEST żadnym dowodem miłości. Przed ślubem takim dowodem jest przede wszystkim szacunek do ciała dziewczyny a nie wspólne grzeszenie. Bo dobrem dla drugiego człowieka (a to jest definicja miłości) jest pragnienie jego zbawienia. Nie zbawicie się przez seks oralny, co najwyżej znieczulicie swoje sumienie i nie będziecie obiektywnie na siebie patrzeć, nie poznacie się naprawdę, poznacie tylko swoje ciała ale nie dusze. A w miarę upływu czas jak emocje opadną to co zostanie?
Co do masturbacji: nie można powiedzieć, że seks przedślubny jest lepszy niż masturbacja, skąd Ci to przyszło do głowy? Nic nie jest lepsze co jest sprzeczne z tym co Bóg dla nas postanowił. Jedno i drugie jest złe a z masturbacji da się wyjść. Da się! Wejdźcie na stronę www.onanizm.pl, tam znajdziecie rady i świadectwa. Przede wszystkim: spowiedź po każdym upadku.
I jeszcze jedno: twierdzicie, że kochacie się naprawdę, tak? To zróbcie eksperyment, który będzie sprawdzianem Waszym uczuć, który pokaże Wam czy rządzi Wami cielesność, pożądanie czy nie. Otóż na jednej z randek nie dotykajcie się w ogóle. Nic kompletnie. Idźcie na spacer, wycieczkę, rozmawiajcie, ale nie dotykajcie się, nawet nie trzymajcie za rękę. Zobaczycie jak silne będzie pragnienie bliskości i na ile będziecie potrafili się powstrzymać. Jeżeli będzie mieli o czym ze sobą rozmawiać be pocałunków, przytulania, bez pieszczot to znaczy, że jest to nie tylko pożądanie ale i miłość. Jeśli wytrzymacie to dopiero będziesz mogła powiedzieć, że chłopak naprawdę jest Tobą zafascynowany a nie tylko Cię pożąda. Nie będzie łatwo, uprzedzam. Ale jaka wielka będzie radość ze zwycięstwa! I to Wam naprawdę pokaże co do siebie czujecie i przez jaki pryzmat na siebie patrzycie. Nie bójcie się, jeśli się kochacie to chyba nie jest to problem, prawda? I koniecznie przeczytajcie razem polecany artykuł. Módlcie się też codziennie, módlcie się oboje króciutko przed każdą randką. Trudniej zgrzeszyć jeśli przed chwilą patrzyło się na krzyż. Wytrwacie jeśli zechcecie, jesteście przecież ludźmi a nie zwierzętami. Wiem, że Ci ciężko z tym, że chłopak jest mało zaangażowany religijnie. Dlatego specjalnie dla Ciebie polecam te odp.: 1358, 1710 Ja wierzę, że wytrwacie, jesteście na tyle silni, że możecie! To Was nie przerasta. WARTO! Z Bogiem!

  Lilianna, 17 lat
2660
07.05.2009  
Poznałam pewnego chłopaka i po pewnym czasie ponownie nawiązałam z Nim kontakt. Zaczęliśmy ze sobą pisać i się spotykać. Były to spotkania na podłożu koleżeńskim. Pomimo tego, że ja jasno określiłam moje uczucia do Niego, On nie powiedział czy mnie w ogóle lubi. I powiedział, że jak narazie nie planuje się z nikim wiązać (ma 18 lat). Czy warto kochać dalej i czekać? Czy może lepiej zapomnieć o miłości do Niego i pozostać tylko znajomymi?

* * * * *

No właśnie tym, że jasno określiłaś na początku znajomości swoje uczucia wystraszyłaś go i dlatego teraz będzie trudno budować jakąś relację. Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] tam pisałam, że nie należy zbyt szybko wyrażać swoich uczuć, nie można bowiem budować związku od końca. Chłopak zobaczył, że Ty jesteś zdecydowana i oczekujesz tego samego od niego. Nie dałaś mu czasu do namysłu ani okazji do zdobywania Ciebie. Wszystko zostało powiedziane a ponieważ on nie był na takim samym etapie jak Ty po prostu przestraszył się, bo poczuł się naciskany i się wycofał. Przeczytaj polecany artykuł i skorzystaj z porad w nim zamieszczonych. A na drugi raz nie spiesz się tak. Z Bogiem!

  Ania, 25 lat
2659
06.05.2009  
Witam mam pytanie - czym jest zauroczenie - zakochanie i miłość czym sie od suebie rórznią i kiedy człowiek wie kiesy jest zakochany, a kiedy koch pozdrawiam serdecznie Anna. B

* * * * *

Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] Z Bogiem!

  Agnieszka, 27 lat
2658
06.05.2009  
Pisałam już tutaj jakiś rok temu o samotności.5 miesięcy temu poznałam chłopaka, spędziliśmy razem sylwestra, i jesteśmy parą. On nie mieszka w moim mieście, jest młodszy o 3 lata.Ma trochę skomplikowaną sytuację rodzinną.Mieszka na wsi, ma młodsze rodzeństwo,nie ma ojca.Ja mam swoje życie w mieście, oddalonym o 80 km od jego wsi.On ma gospodarstwo z którego częściowo żyje jego mama i sporo młodsze rodzeństwo.Ja się nie przeprowadzę,a jemu trudno będzie stamtąd wyjechać.Poznaliśmy się przez internet,ale on nie powiedział tego znajomym.Jest między nami wiele różnic, w wykształceniu(moje 2 kierunki studiów i jego technikum),sposobie myślenia i wyrażania (to ostatnie najbardziej!).Bardzo długo o tym nie myślałam,bo przebywam w różnych środowiskach i z wieloma ludźmi umiem się dogadać. Mamy jeden wspólny brak.Potrzebę czułosci i bliskości drugiego człowieka.Nie zdawałam sobie sprawy do jakiego stopniawłaśnie tego mi brakowało!!!!I jemu też.Do tej pory mam obawy,że jedyne co mnie trzyma przy nim to chęć przytulania,całowania.Widujemy sie raz w tygodnu,zwykle na popołudnie,bo oboje studiujemy zaocznie(on na prywatnej uczelni,kierunek do któego się nie przykłada i który go nie interesuje,a ja na państwowej,kier.techniczny,związany z moim zawodem-który wykonuje z satysfakcją).Spędziliśmy razem 5 weakendów.Moja rodzina nic nie mówi,ale widzę że coś myślą, pewnie to co ja,że obiektywnie on wcale do mnie nie pasuje.Nie czyta książek(ja tolubie),nie wie podstawowych rzeczy,które ja pamiętam ze szkoły.Boje się,że na dłuższą mete będzie to przeszkadzać.Nie wiem co robić.Nie chce się z nim rozstawać,ale też wątpie czy ten związek ma sens.Boje się z nim być, tak naprawdę dlatego,że nie ma ojca,który by go nauczył jak być mężczyzną-i to widać.Jest niepewny,ma niskie poczucie własnej wartości,czasami mam wrażenie,że byłoby mu dobrze,z kobietą która by mu zorganizowała życie.Boje się też,że pewne rzeczy mogą zacząć mi później przeszkadzać. Tak naprawdę, to wiem że czas może wszystko pomóc wyjaśnić, ale nie chce też nikogo skrzywdzić po drodze.On wydaje się bardziej pewny niż ja,więc boje się że przeciągając całą sprawę jego i sibie skrzywdze. Pewną rolę gra też to, że mam 27 lat nie chce już być sama, na myśl, że miałabym wrócić do tego co było robi mi się zimno. Nie widzę wokół siebie nikogo, kto by był idealny i wiem, że w każdym związku są jakieś braki. Najbardziej boje sie,że on sobie po prostu nie poradzi, albo że ja sobie nie poradzę. Że nie da się dwóch zupełnie różnych żyć i środowisk połączyć. Że innym trudno będzie coś takiego jakoś wytłumaczyć. mam wrażenie, że gdybym była młodsza, usłyszałabym mnóstwo uwag od otoczenia- ale w tym wieku co mi mogą powiedzieć? Sama powinnam wiedzieć co mam robić. Po za tym wiele osób - w tym ja uważa pewnie, że on jest lepszy niż nikt. To przykre-ale prawdziwe. W praktyce jedno z nas musiałoby z dużej części swojego życia zrezygnować.
Niepokoi mnie też jego skłonność do przemilczania rzeczy,które mogłyby mi się nie spodoabać(np. impreza z kolegami, która polega głównie na piciu).
Nie wiem co robić.
Taka desperacja jaką czułam - jest najlepszą drogą do tego żeby się pomylić, ale też bojąc się pomyłki mogę coś przegapić, bo jednak mam z nim o czym rozmawiać -co mnie dziwi od początku :-). (ale ja prawie z każdym mam o czym gadać, bo w różnych miejscach i sytuacjach byłam).
nie miałam wcześniej chłopaka, więc nie mam porównania jak bym się czuła z kimś innym.
Nie wiem co robić, chociaż w tym wieku powinnam.


* * * * *

No nikt za Ciebie decyzji nie podejmie, o czym dobrze wiesz. Ja mogę Ci tylko zwrócić uwagę na kilka rzeczy i dać kilka rad. Po pierwsze: przeczytaj odp. nr: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130 o odmiennościach między Wami i pomyśl czy nie jest tak, że chcesz by był taki jak Ty a jeśli nie to czy te odmienności uniemożliwiają lub znacznie utrudnią wspólne życie. Może tak być i wtedy nie musisz mieć z tego tytułu wyrzutów sumienia. Może też być tak, że pewne różnice da się zniwelować, da się wspólnie osiągnąć jakiś kompromis.
Po drugie: przeczytaj odp. nr: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102 i te artykuły: [zobacz], [zobacz] (koniecznie daj je chłopakowi do przeczytania, powiedz, że się natknęłaś na takie coś) i zastanów się czy część problemów nie wynika też po prostu z odmienności w Waszej psychice - jako kobiety i mężczyzny. Bo czasem jest tak (ba, nawet bardzo często!), że ludzie mają wzajemnie do siebie pretensje, że nie są tacy sami, a jak mogą być skoro są odmiennej płci.
Po trzecie: przeczytaj odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 tam pisałam o dojrzałości do małżeństwa. Po czwarte: zastanów się nad podstawami Waszego związku. Nic nie piszesz o wierze, zasadach, zakładam, że są takie same i w tej mierze się dogadujecie? Jeśli tak, to duża część sukcesu.
Po piąte: a czy Ty przypadkiem za nisko siebie nie oceniasz? Czy nie jest tak, że uważasz, że zostaniesz sama, że nie jesteś warta, by ktoś się Tobą zainteresował, czy nie masz poczucia niskiej wartości? Jeśli tak, polecam odp. nr: 421, 537, 950, 1490.
Po szóste: piszesz, że nie jesteś pewna, czy to nie potrzeby emocjonalno- cielesne Was trzymają razem. Wiesz, to, że się pragnie bliskości i czułości w miarę rozwoju związku to naturalne. Ale jeśli to jedyny "cement" to szybko się rozleci. Zapytam: co robicie na randkach? Jak one wyglądają? Kto do kogo przyjeżdża? Gdzie się spotykacie? Kto to proponuje? Nie wolno wam się na randkach nudzić, przesiadywać w domu, oglądać telewizji. No, nie to, że nigdy nie wolno tego robić, ale nie wolno tylko tego robić. Randki są po to, by kogoś poznać. Poznajemy w codzienności, podczas działania, wspólnych wyjść, wśród ludzi, w różnych sytuacjach. Czy Twoi znajomi go znają? A jego Ciebie? Czy nie wstydzisz się go? Jeśli tak - no to pomyśl nad tym dlaczego. Może Ty sama go nie akceptujesz? Pamiętaj, po ślubie żyjemy wśród ludzi, nie można zamknąć się w domu, będziesz musiała go pokazać i jeszcze być z niego dumna - jako żona. Jesteś teraz w jakiejś mierze z niego dumna? Znasz jego rodzinę? Jaki ona ma do Ciebie stosunek? Dlaczego nie chcesz tam się przeprowadzić? Co jest powodem?
Fantastycznie, że macie o czym rozmawiać, tak trzymać. To ogromnie ważne. Dlatego teraz zaproponuję Wam eksperyment. Jeśli chcecie wiedzieć co Was łączy tak naprawdę i czy nie jest to fizyczność to podczas jednej z randek nie dotykajcie się wcale! Idźcie gdzieś, rozmawiajcie, ale bez dotyku. Absolutnie żadnego, o pocałunkach nie wspominając. Raz tak zróbcie. I to odkryje Wasze intencje. Zobaczycie, czy faktycznie jest co robić i o czym rozmawiać, czy potraficie fascynować się swoim widokiem, patrzeniem na siebie czy łączy Was tylko głód emocjonalny. Spróbujcie, świetna sprawa! No i polecam (może z ostrożności, ale tam też o tych randkach pisałam) ten artykuł: [zobacz]
Po siódme: polecam "Wieczory dla zakochanych". Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl pojedźcie, warto, nie musicie być już zaręczeni.
Po ósme: kup mu koniecznie i sama przeczytaj książkę Johna Eldredge "Dzikie serce". Wiem, że nie lubi czytać. Ale powiedz, że to wyjątkowa książka, taka o prawdziwych mężczyznach, o męskim świecie i psychice. Nie mów, że to dla niego psychoterapia (facet "nigdy nie potrzebuje psychoterapii" - tak twierdzi) tylko fascynujący bestseller o mężczyznach dla mężczyzn. Na to może się "złapie", a warto, naprawdę bo wiele mu pomoże. Po dziewiąte: te imprezy z kolegami należy wyjaśnić. Bo owszem, kolegów można mieć, piwo też można wypić, ale żeby się nie okazało, że to coś więcej niż tylko spotkania przy piwie i że on nie zna innego sposobu relaksu. Skoro wie, że Tobie się to nie podoba to co zamierza z tym zrobić? Tu byłabym ostrożna.
I na koniec: módl się. To znaczy módlcie się wspólnie, ustalcie np. jakąś godzinę w której o sobie pamiętacie i każde z Was króciutko się modli za drugie i za związek ale i módl się Ty o rozeznanie, o siłę i odwagę jeśli to ten, o mądrość byś zobaczyła i umiała zdecydować czy chcecie być ze sobą.
Jeśli masz możliwość porozmawiaj z jakimś księdzem, siostrą zakonną, może jakąś koleżanką, która już jest mężatką. Ja Ci życzę słusznej, dobrej decyzji i pięknej miłości. No widzisz, Bóg dał Ci kogoś poznać byś uwierzyła, że nie jesteś "skazana" na samotność, byś uwierzyła, że może Cię ktoś pokochać. Teraz proś Go o to, by Ci wskazał co masz dalej robić. Z Bogiem!

  Ania, 19 lat
2657
04.05.2009  
Prosze ksiedza, potrzebuje dobrej rady w sprawie : "Masz wątpliwości co do swojego uczucia? A może Ty kochasz bez wzajemności? Nie wiesz czy to miłość czy przelotne zauroczenie lub tylko przyjaźń?"
Z pozoru moze sie to wydawac blahym problemem ale mnie to naprawde "przygniata". Pytaam o rade juz wiele osob, teraz chcialabym zeby pomogl mi ktos kto na ta sprawe spojrzy inaczej.
2 lata temu zakochalam sie w Marcinie. Byl po prostu tym na ktorego czekalam... Powiedzialam mu o tym,ale okazalo sie ze on nie odwzajemnia moich uczuc. Powiedzial mi wtedy ze bardzo mnie lubi ale nie jest jeszcze gotowy na prawdziwa milosc. Byly dla mnie ciezkie chwile.. Teraz minely juz dwa lata ale ja wciaz mam do niego jakis sentyment... Caly czas wspominam, gdy przechodzi obok zamyslam sie i wylaczam z rzeczywistosci, pograzajac sie w marzeniach. Co noc gdy klade sie spac mysle o nim.. Modle sie czesto o to zeby udalo sie nam kiedys byc razem.
Marcin traktuje mnie bardzo mile, traktuje mnie jak doba kumpelę, jednak rzadko zdarzaja sie sytuacje kiedy mam okazje z nim porozmawiac. Ostatnio (niewiadomo czemu) zwierzyl sie mojej jedynej przyjaciolce, ze czuje sie samotny i chcialby kogos miec... Nie wiem co robic, ciagle sie nad tymi slowami zastanawiam...Wiem ze moze takie przypadki wydają sie smieszne, ktos by machnąl reką i powiedzial "zapomnisz o nim, daj sobie spokoj"
ale to tak nie idzie. Juz wiele razy zauroczylam sie w jakims chlopcu jednak szybko mi to mijalo. Z Marcinem jest inaczej.
Nie wiem co robic, prosze ksiedza, prosze o rade!
Nie wiem czy powinam zaproponowac mu spotkanie i porozmawiac powiedziec co czuje czy mzoe stac z boku i czekac...


* * * * *

Od razu prostuję: nie jestem księdzem! Jestem kobietą, mężatką. Jeśli to Ci nie przeszkadza i chcesz ode mnie jakiejś rady to polecam Ci przede wszystkim przeczytanie tego artykułu: [zobacz]
Tam napisałam dokładnie o tym kiedy należy wyznać miłość. A co to ma wspólnego z Twoim problemem? Ano, Twój błąd polega na tym, że zbyt wcześnie powiedziałaś mu co czujesz. Nie zaczyna się budowania związku od końca. Wyznanie uczuć może mieć miejsce kiedy dwoje ludzi na to właśnie czeka. Natomiast w momencie kiedy Tobie spodobał się chłopak to powinnaś próbować nawiązać z nim kontakt, wejść w bliższą relacje, próbować go poznać. Natomiast nie wyznawać uczuć, bo on poczuł się naciskany. Nie wiadomo czy mu się w ogóle podobałaś, a nawet jeśli tak, to na jakiekolwiek deklaracje było o wiele za wcześnie. Nawet jeśli powiedziałaś tylko tyle, że on Ci się podoba to już odkryłaś wszystko i czekałaś na taką samą deklarację z jego strony, prawda? Tymczasem on mógł być na to zupełnie nieprzygotowany, mógł się zdziwić, nawet zdenerwować (jeśli nic do Ciebie nie czuł) i…uciekł. Czyli zachował się klasycznie. Nie chcąc Cię zranić jest miły, odzywa się, ale unika Cię - bo nie odwzajemnia tej fascynacji. Co zrobić? Jeśli minęły już 2 lata a Tobie nadal on się podoba to możesz próbować nawiązać z nim jakąś relację. Jak? Skorzystaj z rad z odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Ale absolutnie nie popełniaj drugi raz tego samego błędu i nie odbywaj z nim poważnej rozmowy! Pogorszysz tylko sytuację, on przestraszy się i zacznie Cię unikać na dobre. Próbuj wysondować czy jest Ci przychylny, czy chętnie z Tobą rozmawia. Jeśli tak to być może nie obawia się już tego co było. Ale jeśli będzie Cię unikał to niestety ale musisz uszanować jego wolną wolę. Być może on się po prostu cały czas boi, że Ty chcesz go "złowić w swoje sieci" więc jest ostrożny. Próbuj, obserwuj, ale jeśli po kilku próbach nadal nic z tego nie będzie to daj spokój. Jemu, nie sobie, tylko jemu. Bo nikogo do miłości zmusić nie można. I jeśli już faktycznie te znaki, że on nie chce z Tobą być będą jasne to przeczytaj proszę odp. nr: 80, 526, 653, 825 tam pisałam jak zapomnieć, jak się odkochać. Ale przede wszystkim przeczytaj polecany artykuł to zrozumiesz co się stało. Z Bogiem!

  Kasia, 22 lat
2656
03.05.2009  
Jestem w związku już ponad 3 lata.Wojtek jest pierwszym mężczyzną w moim życiu.To z nim poznałam smak pierwszego pocałunku, to on obudził we mnie uczucia o jakich nie miałam wcześniej pojęcia.Wczoraj znowu posunęliśmy się za daleko w pieszczotach i pocałunkach.Mimo dobrych chęci.W czwartek byliśmy u spowiedzi,tym razem nasze postanowienie poprawy było silniejsze niż wcześniej,chcieliśmy zacząć jeszcze raz drogę pięknej miłości.W sobotę zgrzeszyliśmy.Jesteśmy obydwoje wierzący,obydwoje na trzecim roku studiów,planujemy ślub,chcielibyśmy,żeby udało się w przyszłym roku,ale problemem jest brak samodzielności finansowej.Wydaje mi się,że zabrnęliśmy już za daleko w kontaktach cielesnych,nie współżyliśmy ze sobą,chcemy to zrobić po ślubie,ale to co już zrobiliśmy sprawia,że wątpię.Nie chcę pisać o tym dokładnie, do czego między nami doszło,ponieważ ciężko mi o tym mówić i wstydzę się,nawet gdy pozostaję anonimowa.Chodzimy często do spowiedzi,modlę się o czystą miłość, szukam konkre tnych rad,co robić i wciąż jest tak samo.Czuję,że spłycamy nasz związek.Ale do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia.Mam problemy z poczuciem własnej wartości,we wszystkim staram się dążyć do perfekcji i każda sytuacja,kiedy mi się coś nie uda spycha mnie w dół zniechęcenia,smutku,obojętności,niechęci do siebie.Nie czuję się wyjątkowa.A gdy nasze ciała są blisko,gdy doświadczam jego pieszczot i pocałunków,to czuję,że jestem dla niego ważna,że on mnie potrzebuje,że kocha,że jestem niezastąpiona,on mówi wtedy,że czuje naszą miłość,tylko,że potem pozostają we mnie smutek,niechęć i zniechęcenie.Wiem,że mam zaufać Chrystusowi,że trzeba się modlić o czystość, unikać okazji,organizować ciekawie czas razem,nie załamywać się,przystępować do sakramentów,wiem,że czystość jest darem dla malżonka-od strony teoretycznej jestem dobrze przygotowana,ale proszę o pomoc,o konkretną radę,która pomoże nam obojgu kochać się pięknie i szanować.Proszę,powiedz mi coś,o czym nie wiem,na co moje oczy są zamknięte.

* * * * *

Kasia, ten artykuł: [zobacz] pewnie już znasz, prawda? Jeśli nie, przeczytajcie oboje.
Poza tym trzeba robić dokładnie to co mówisz: ciekawie organizować czas, planować randki, w razie upadków przystępować do sakramentów, unikać siedzenia domu, przebywać wśród ludzi, tam gdzie okazja do upadku będzie mniejsza. Ale dam Ci jeszcze klika rad.
Od dziś na początku każdej randki króciutko modlicie się wspólnie. Naprawdę króciutko, ale razem, na głos, patrząc na krzyż - o ile to możliwe. Wiesz, ciężej jest zgrzeszyć gdy przed chwilą patrzyło się na rany Chrystusa. Po drugie: nosicie medalik NMP Niepokalanie Poczętej? Taki owalny, mały? Jak nie to noście, on bardzo pomaga w unikaniu grzechu. Codziennie rano odmówcie oboje taką modlitwę: 3 x Zdrowaś Mario, a po nich: " Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu synowi godne mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa uwolniłeś Ją od wszelkiej zmazy, spraw byśmy za jej przyczyną doszli do Ciebie bez grzechu". To jest modlitwa chroniąca na cały dzień przed grzechem ciężkim! Dobrze jest też rano, po obudzeniu skierować się od razu w stronę Boga, robiąc znak krzyża lub polecając Mu ten dzień - to taki mały egzorcyzm.
Kolejna sprawa: usiądźcie sobie np. w parku, weźcie kartkę i spiszcie zasady. Mogą to być zasady ustalone na podstawie polecanego artykułu. Wiesz, takie bardzo konkretne, może nawet trochę "na wyrost" - czego unikacie. Jak to będzie spisane, to łatwiej Wam będzie sobie to przypominać nawzajem i się powstrzymywać.
I ostatnia rzecz, a raczej taki eksperyment: jedna randka bez dotyku. Znasz to? Postanówcie na jednej z randek nie dotykać się wcale. Naprawdę wcale. Możecie na niej być na wycieczce, na spacerze, na filmie, cokolwiek, co zajmie Waszą uwagę. Rozmawiajcie ze sobą naturalnie, ale w ogóle się nie dotykajcie. Chodzi o to, by zobaczyć czy potraficie ze sobą rozmawiać, czy macie o czym i czy Wasz związek nie jest oparty na cielesności, czy ona nie determinuje Was tak bardzo, że prócz niej nic nie zostaje i rozmowa się nie klei. Będzie ciężko, uprzedzam! Ale wytrwajcie, bo siła zwycięstwa da Wam motywację i energię. A jaka duma że się udało!
Kasiu, trwajcie, nie rezygnujcie, podnoście się z upadków. Wytrwajcie do ślubu, zobaczycie jak będzie fantastycznie. Mówię to Ci z własnego doświadczenia. To już niedługo, prawda?
Módlcie się i działajcie, ja wierzę, że z taką wiarą i motywacją Wam się uda!
Polecam Wam też "Wieczory dla zakochanych" Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
A dla Ciebie odnośnie własnej wartości polecam odp. nr: 421, 537, 950, 1490. Z Bogiem!

  Justyna, 16 lat
2655
03.05.2009  
Zakochałam się zupełnie bez wzajemności.. Próbuje walczyć ponad półtora roku o niego, ale nic nadal z tego nie ma.. Nie wiem co mam zrobić .. Nie chce sie ze mną spotykać.. I nie wiem czemu nie chce ze mną być.. Walcze o niego tyle czasu.. on nie rozumie tego, że ja cierpie bardzo przez to..

* * * * *

Moja Droga! No to bardzo przykre. Ale widzisz: każdy człowiek ma wolną wolę i nie można nikogo do niczego zmusić. Jeśli zatem zrobiłaś co mogłaś (a zrobiłaś) a on nadal nie chce to nie ma sensu naciskać, bo im bardziej będziesz to robić tym bardziej on będzie uciekał. Są jakieś powody tego, że nie chce z Tobą być. I nie musi być tak, że to akurat z Tobą nie chce być (choć jest też taka ewentualność - z przyczyn tylko jemu wiadomych) albo może być tak, że on w ogóle z nikim nie chce wchodzić na razie w związek, bo może wcale nie czuje się na to gotowy. Może wcale jeszcze nie potrzebuje dziewczyny, miłości, nie ma takiej potrzeby ani chęci. To też zrozumiałe. Chłopcy dojrzewają później niż dziewczyny i później wchodzą w związki. Może on ma swoją pasję, która go pochłania i nie jest dojrzały do tworzenia relacji? A może nawet zastanawia się nad innym powołaniem? Bez względu na to co jest przyczyna Ty musisz to uszanować i przestać walczyć. Bo jak sama widzisz - on nie chce. Ma prawo nie chcieć. I tak to zostaw. Naturalnie, Tobie jest ciężko, bo jesteś zaangażowana uczuciowo. Polecam Ci zatem te odp.: 80, 526, 653, 825, 65 o tym jak zapomnieć i o nieodwzajemnionej miłości. Musisz rozluźnić a nawet zerwać kontakt i spokojnie czekać na kogoś, kto odwzajemni Twoją miłość. Z Bogiem!

  Aleksa, 19 lat
2654
02.05.2009  
Zdradziłam swojego chłopaka w jego obecnoścni na jego oczach. Byałam co prawda pod wpływem alkoholu, ale to nie moze tłumaczyć takiego zachowania. Przytułałam i całowałam sie z jego kolegą. Żałuję tego strasznie teraz! Tylko najgorsze jest, ze nie widziałam nic złego w momencie kiedy to zrobiłam. Kazałam się odwalić mojemu chłopakowi i nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam po dwóch lata bycia z nim w związku. Pierwszy raz zdarzyło mi się cos takiego. Czy jest szansa na to, ze mi wybaczy?

* * * * *

Zapytaj go o to. Szansa zawsze jest, ale to zależy od niego i od Twojej postawy. Jeśli mu wytłumaczysz to od swojej strony a on to przyjmie i jeśli kocha Cię na tyle, że będzie potrafił sobie z tym poradzić, nie bojąc się, że to się powtórzy to jest możliwość, że da Ci szansę. Ale musisz z nim rozmawiać. Z Bogiem!

  Ewelina, 19 lat
2653
30.04.2009  
Witam, chciałam zapytać, czy zakochanie które objawia się nieustannym myśleniem o jakiejś osobie, takim bardzo uciążliwym nawet, męczącym, marzeniem o niej i fantazjowaniem, które zapewne skończy się nadmierną idealizacją tej osoby, jest już czymś skazanym z góry na porażkę i powinno się od tego uczucia uwolnić jak najszybciej? Czy to jedyna droga i nie warto się starać, żeby tę osobę spróbować z biegiem czasu pokochać normalnym głębszym uczuciem, miłością, skoro to zauroczenie jest już tak silne? Może nie warto starać się o kogoś na kim nam zależy, skoro zależy aż za bardzo, jeśli można tak to określić...;) Nie wiem, czy dobrze to wyjasniłam...:) Pozdrawiam.

* * * * *

Nie, dlaczego? Zakochanie nie jest niczym złym, bez względu na to jaki silny ma przebieg i jak silne emocje mu towarzyszą. Ty na szczęście masz świadomość, że idealizujesz tą osobę, że tworzysz wyobrażenia. A skoro taką świadomość masz to…pozostaje czekać, aż te emocje trochę opadną, wiedząc, że możesz się trochę "rozczarować", wiedząc, że ta osoba nie jest do końca taka jak myślisz. Jeśli tworzycie ta relację i dobrze się ze sobą czujecie to nie ma powodu by ją zrywać. Tu będzie działał i czas i obopólne poznawanie się. O to właśnie się starajcie przebywając ze sobą. Rozmawiajcie na wszystkie tematy, róbcie wiele rzeczy razem. To Wam pozwoli zobaczyć siebie w codzienności i trochę otworzy oczy. Powodzenia, z Bogiem!

  Kinga, 21 lat
2652
30.04.2009  
Szczęść Boże! Po raz kolejny piszę do Pani. Mam problem, z którym nie potrafię sobie sama poradzić. Nie wiem, co się dzieje. Mój chłopak jest za granicą. Znamy się już dość długo, ale widujemy bardzo rzadko. Ostatnio na świętach oświadczył mi się... i znów wyjechał. Prosiłam żeby został, ale on wydaje się głuchy na moje prośby. Nie wiem kiedy wróci. Nie wiem jak to dalej będzie. Nie porusza tego tematu. I mam wrażenie, że zamiast na lepsze to po tym wyjeździe, coś sie zmieniło na gorsze. Już nie jest taki romantyczny jak dawniej, rzadziej się odzywa... a teraz jeszcze zmienia tam za granicą miejsce zamieszkania. Boje się jak to wszystko będzie. Boję się, że jak pojawi się jakaś dziewczyna w jego życiu, to mnie po prostu zostawi, nie wróci... Może to tylko moja wobraźnia tak działa, może wszystko jest ok, tylko ja podświadomie szukam problemów tam, gdzie ich nie ma. Nie wiem, co się dzieje. Chciałabym mieć go tu blisko, wiedzieć, że zawsze jest, będzie. Chciałabym jak każda no rmalna dziewczyna normalnie zyć. Gdy go proszę żeby wrócił... mówi, żebym nie zaczynała tematu, żebym dała spokój. A czy ja chcę wiele? Kiedyś myślałam, że miłość znaczy więcej niż wszystko inne na tym świecie. Dziś wiem, że się myliłam. Nie potrafię się cieszyć życiem, wszystko jest mi obojętne. Boję się, że spadnę na samo dno, z którego już nie będę umiała się wydostać. Modliłam się, błagałam Boga, żeby jakoś mi pomógł, ale jest wręcz przeciwnie. Nie wiem co się dzieje ze mną.... Prosze o pomoc. Z Bogiem!

* * * * *

Ale on MUSI się określić. Nawet niech powie: "nie zamierzam jeszcze przez 2 lata wracać". Ale niech to powie, bo Ty musisz wiedzieć na czym stoisz i na tej podstawie zdecydować co dalej, czy chcesz czekać, czy jedziesz do niego czy jeszcze jakieś inne rozwiązanie. Napisz do niego list. Taki papierowy, nie maila. Napisz, że go kochasz i chcesz z nim być. Napisz, że tęsknisz i że Ci go brakuje. Poproś, by powiedział jak widzi Waszą przyszłość. Skoro jesteście zaręczeni to chyba myśleliście o dacie ślubu? Dlaczego masz to pisać a nie mówić? Bo jak mówisz to ci przerywa i nie daje skończyć. A list będzie musiał przeczytać bez przerywania. Tam będziesz mogła wypowiedzieć się do końca, napisać to co Ci leży na sercu z gwarancją, że to do niego dotrze. Nie oskarżaj go, nie rób mu wymówek, mów w pierwszej osobie: jak Ty się czujesz, czego Ty oczekujesz i jak Ty sobie to wyobrażasz. I poproś jego o określenie się. Masz rację, że miłość na odległość na dłuższa metę męczy, bo miłość pragnie obecności, dotyku, głosu, pragnie być razem. Skoro Ci się oświadczył to myśli o Tobie poważnie. A skoro tak to niech poważnie podejdzie do sprawy. Nie może igrać z Twoimi uczuciami, przeciągać struny myśląc, że już wszystko zaklepane i Ty wszystko zniesiesz. Masz prawo wiedzieć na czym stoisz, bo tu chodzi tez o Twoje życie. Spróbuj napisać. Módl się też o rozeznanie, o to co powinno w tym liście być. Z Bogiem!

  Ja, 22 lat
2651
30.04.2009  
Poznałam pewnego chłopaka przez Internet. Nawiązaliśmy znajomość sms-ową po krótkim czasie się spotkaliśmy...
Mogę powiedzieć, że właśnie takiego człowieka chciałam spotkać..
Bardzo dobrze mi się z nim rozmawia, pochodzimy z podobnych środowisk, mamy podobne poglądy, cenimy takie same wartości, dba o mnie w sensie (jeśli chodzi o ten etap znajomości) interesuje sie, pyta, stara się, przyjeżdża, jest szczery potrafi okazać uczucia tzn. mówi tak jak myśli... jest zaradny... i wogóle mogłabym wymienić wiele jego zalet.. :) chociaż znamy się w sumie krótko... Mogłaby Pani zapytać.. skąd ja tyle o nim wiem skoro znamy się tak krótko... Poprostu byłam w dwóch związkach... z czego jeden szczególnie mnie wiele nauczył, pokazał mi... I obserwując związki do okoła powiedzmy że wiem jak różni są ludzie , na co zwracać uwagę... Szczerze mówiąc modliłam się o męża... prosiłam Pana Boga właśnie o kogoś takiego.... Jaki jest mój problem?
Zawsze wyobrażałam sobie mojego męża jako człowieka dobrze zbudowanego, "postawnego"... w sumie taki banał... szczegół...
A patrząc na chłopaka z którym się spotykam.. zastanawiam się "czy my do siebie pasujemy"? Trudno to określić nazwać... W sumie to mnie przez całe życie faceci oceniali po wyglądzie.. i było to dla mnie bardzo trudne... I tak się zastanawiam.. czy ja mogę skreślić tego człowieka tylko na tej podstawie, że preferuję inny wygląd...?? Nie wiem.. Pani tu pisze, że mężczyzna musi się kobiecie poprostu podobać... Chłopak, którego poznałam można powiedzieć jak narazie w 100% mi odpowiada jako człowiek... Co powinnam zrobić? Starać się go poznać i zobaczyć jak to wszystko się będzie rozwijało... Jakie wygląd ma znaczenie w związku... może to głupie pytanie... ale nigdy sie sądziłam, że będę się nad czymś takim zasatnawiała...


* * * * *

Moja Droga., przeczytaj te artykuły: [zobacz], [zobacz]
W jednym z nich "Czego oczekuje kobieta" pisałam dokładnie o tym problemie. Wygląd jest ważny w sensie zadbania o siebie, bo to czy chłopak się goli, chodzi do fryzjera i nie chodzi brudny to od niego zależy. Uroda natomiast, figura, to jak jest zbudowany no to niestety nie jest od niego zależne. Taki się urodził, takiego go Bóg stworzył, bo takiego go chciał. Rozumiesz? Bóg go TAKIEGO chciał. A Ty? Odpowiada Ci pod innym względem, czujesz się przy nim bezpiecznie? No to pasujecie do siebie! Jak ulał pasujecie, bo pasowanie to wspólnota dusz, poglądów, wartości. Jest inny niż myślałaś, niż chciałaś? Ale inny nie znaczy gorszy, prawda? To tylko znaczy inny.
Uwierz też, że w miarę rozwoju znajomości również wygląd zaczyna nam się w naszym wybranku coraz bardziej podobać. Przyzwyczajamy się do niego, oswajamy z nim, znamy go już dobrze. Wiemy gdzie ma znamię na szyi, jak i ma kształt głowy gdy go głaszczemy. Poznajemy z daleka jego chód i sylwetkę. I zbiegiem czasu to nam się zaczyna podobać! Właśnie to, nie wyobrażamy sobie by był inny. Moja Droga! Chłopak musi się podobać w tym sensie, że chcemy z nim przebywać, na niego patrzeć, że nas pociąga. Na to pociąganie składa się całokształt jego cech. Przez sam wygląd: właśnie w tym znaczeniu, że ktoś jest niższy niż chcieliśmy, jest blondynem, może nawet trochę łysiejącym a nie wysokim brunetem nie wolno nikogo odrzucać ani przez ten pryzmat oceniać. A skąd wiesz czy Ty jesteś ideałem dla swojego chłopaka? Może też miałaś być inna, ale Ciebie poznał i pokochał i taka jaka jesteś mu się podobasz.
Poza tym nie masz pewności, że nawet jak poznasz chłopaka o wyglądzie o jakim marzyłaś czy pod pozostałymi względami będzie Ci odpowiadał. A jak nie? A jak okaże się, że nic Ci w nim prócz wyglądu nie odpowiada? Tak można sobie czekać w nieskończoność i się nie doczekać. Jeśli dobrze się przy nim czujesz, dogadujecie się, to zapomnij o tym jak miał wyglądać a ciesz się tym co masz. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej