Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Ina, 30 lat
3399
21.05.2014  
Witam,

Mam takie pytanie dotyczące miłości: kiedy poznać, że to naprawdę z tą osobą chce się iść przez życie?
Znamy się z nim już ponad dwa lata. Zaszłam z nim w ciążę, planowaliśmy ślub, jednak on zachorował i trafił do szpitala psychiatrycznego. Dodam, że jak go poznałam w pracy wydawało się że wszystko z nim jest w porządku, wydawał się nawet bardzo zdrowy. Naciskał praktycznie od pierwszych naszych spotkań na zmysłowe doznania. Tak naciskał, że prawie mnie zmusił...A mówiłam mu, że jestem dziewicą i nadal naciskał. I stało się, że teraz jesteśmy rodzicami. Dziecko jest dla mnie ogromnie ważne, on jest dobrym ojcem, pomaga mi i w ogóle jest miły i dla mnie. Jednak do tej pory nawet jak ksiądz nam zaproponował darmowy ślub to się waham. Mamy kiepską sytuację finansową, moi rodzice nam pomagają. Jego rodzice żyją w jakimś chorym trójkącie, jego matka chora, jego ojciec niesłowny. A jak poznałam partnera, to jego ojciec zrobił z siebie taki ideał ojca i męża.
Pomimo, że lubię swojego chłopaka, szanuję go i jest moim prawdziwym przyjacielem to jednak nie mam chęci brać ślubu. Są osoby które naciskają, że dla dobra dziecka i on sam namawia mnie teraz na sakrament. To jednak czuję, że go lubię, nie czuję zakochania, ani jakiś górnolotnych uczuć. Nie wiem, może nie odróżniam miłości od zakochania? Potrafię się przyjaźnić z mężczyznami, zawsze lepiej mi się z nimi dogadywało. Obecnie z żadnym innym mężczyzną nie mam kontaktu oprócz niego, mam niewielu przyjaciół. Opiekuję się dzieckiem i czasem nachodzą mnie myśli, że chciałabym kogoś poznać jeszcze. Nie wiem, może nie jestem monogamiczna? Coś ze mną jest nie tak?


* * * * *

Myślę, że Twoje odczucia są po prostu zdroworozsądkowe. Nie kierujesz się emocjami, tylko widzisz jaki jest naprawdę i wcale nie uważasz go za dobrego kandydata na męża - i ojca chciałoby się powiedzieć - choć na te ostatnie rozważania to już za późno. Nie rozumiem oczywiście dlaczego się zgodziłaś na jego naciski seksualne, przecież Ty też masz wolną wolę, a skoro byłaś dziewicą to czemu tak łatwo zrezygnowałaś ze swoich zasad? Gdybyś nie uległa nie byłoby tych wszystkich rozterek i komplikacji życiowych, po jakimś czasie zobaczyłabyś jasno, że to nie ten człowiek i szukałabyś kogoś innego. Teraz jednak nie jest to już takie proste, bo jesteś odpowiedzialna za dziecko i za to, by jednak miało z ojcem kontakt. Ja w odróżnieniu do "wszystkich" wcale nie uważam, że powinnaś za niego wychodzić jeśli sama masz wątpliwości. Powiem więcej - nie powinnaś nawet jeśli go nie kochasz bo inaczej przysięga małżeńska będzie kłamstwem. Naturalnie wcale nie chodzi mi o to, że nie jesteś zakochana, bo do małżeństwa wcale tego nie trzeba ale o to, że Ty analizując sytuację dochodzisz do wniosku, że nie chcesz. I masz prawo. Bo może jeszcze trafisz na kogoś z kim będziesz chciała się związać, kto da Ci oparcie i poczucie bezpieczeństwa. Tutaj istnieją poważne wątpliwości, z których najważniejsza to jego stan psychiczny. Nic więcej nie piszesz ale jeśli on się leczy to jest chory, a jak jest chory psychicznie to może wcale nie może małżeństwa zawrzeć? A jeśli nawet może to musisz liczyć się z tym, że ten stan może się pogłębić i na Twoich barkach spocznie cała odpowiedzialność za rodzinę. Masz prawo tego nie chcieć i tego się bać. I wcale nie byłoby to dla dobra dziecka, gdybyś musiała zajmować się jego ojcem jak kolejnym dzieckiem. Absolutnie nie słuchaj tych, którzy naciskają, bo potem Ci nie pomogą i to Ty będziesz ponosić ciężar swojej decyzji. Jeśli czujesz, że nie - to nie wychodź przynajmniej na razie za niego. Obserwuj go, zobacz jak sobie radzi życiowo, jak ON opiekuje się dzieckiem i jak je i Ciebie traktuje. Jakie są rokowania co do jego choroby? Łatwo zagmatwać sobie życie, trudniej się z tego wyplątać. Ślub jest na całe życie. Warto przeżyć go z kimś z kim tego naprawdę chcemy. Ciąża ani dziecko nie zobowiązuje do ślubu. A monogamiczna jesteś z pewnością, ale widocznie nie trafiłaś na tego właściwego człowieka.

Natomiast inna kwestia to wychowanie dziecka. On powinien w tym aktywnie uczestniczyć bez względu na to czy będziecie małżeństwem czy nie. Czy on je uznał, dał mu nazwisko? Czy zamierzasz wystąpić o alimenty? Pamiętaj o tych aspektach, to ważne. Dziecka do ojca nie zniechęcaj rzecz jasna, jemu też nie utrudniaj kontaktów ale sama nie bierz na siebie tego czego nie dasz rady unieść. To co możesz zrobić to po prostu modlić się o rozeznanie w tej kwestii i stawianie wymagań chłopakowi - to jedyna droga, by się przekonać czy warto. A co do pierwszego pytania - nie da się w kilku słowach odpowiedzieć, przeczytaj moją książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc

  Ewa, 25 lat
3398
13.05.2014  
Witam serdecznie.
Postanowiłam napisać, ponieważ nie znalazłam na tej stronie żadnego listu, który choć w jakimś stopniu odzwierciedlałby moją sprawę. Otóż kilka tygodni temu poznałam chłopaka na jednym z portali randkowych (katolickim). Sprawą pierwszorzędną dla mnie zawsze było, aby człowiek z którym się zwiążę był osobą wierzącą, stąd decyzja o zarejestrowaniu się na tego typu portalu.
Wymieniliśmy kilka wiadomości, dowiedzieliśmy się kilku spraw na swój temat (m.in tego, że chłopak jest wierzący, chodzi do kościoła, modli się, rozmawia z Bogiem - jak to sam określił)i naprawdę byłam miło tym zaskoczona,że człowiek ten wyznaje podobne do mich zasady, a dodatkowo tak miło mi się z nim rozmawiało. Jednak pewnego dnia w czasie rozmowy padło z jego strony pytanie dotyczące tego, czy już z kimś spałam czy żyje w czystości. Oczywiście powiedziałam prawdę, że z nikim jeszcze nie spałam, ponieważ nie uznaję seksu przedmałżeńskiego. I w tym właśnie momencie on przyznał się mi do tego, iż spał z kilkoma dziewczynami. To mnie załamało trochę, bo naprawdę miałam nadzieję, że coś by z tego mogło być. Po dwóch trzech dniach powiedziałam że chcę zakończyć ten nasz kontakt, a za kilka dni ponownie się odezwałam, mówiąc, że przemyślałam to i chcę zobaczyć czy coś by mogło z tego wyjść. On niestety bardzo chłodno podszedł do mojej propozycji i tak krótko po tym kontakt się u rwał. Teraz zdałam sobie sprawę, że żałuję tego i nie wiem czy istnieje jakaś szansa, by to ,,odkręcić". Zdałam sobie sprawę dopiero niedawno, że świetnie nam się rozmawiało mimo tych jego błędów przeszłości i że chciałabym go poznać, nim tak szybko zadecydowałam o zerwaniu kontaktu. Faktem jest, że wpłynęła na to jego przeszłość i niezachowanie wspomnianej czystości, ale z drugiej strony czy mam prawo drugiego osądzać. Przecież pisał że się zmienił i żałuje i że chce żyć w czystości. Co powinnam zrobić? Czy próbować ponownie się odezwać czy dać sobie spokój?
Pozdrawiam


* * * * *

Droga Ewo! Po pierwsze: nie wiń się za to co się stało. Zadziałałaś w odruchu i miałaś do tego prawo. Dla Ciebie czystość przedmałżeńska jest ogromnie ważna - i dobrze. Rozumiem więc szok na wieść o tym, że chłopak współżył już z kilkoma dziewczynami. Nie z jedną - swoją dziewczyną, nie- zdarzyło się, nie - kilka lat temu, byłem młody i głupi. Tylko - z kilkoma. To duża różnica, bo to znaczy, że czystość nie miała dla niego znaczenia. Oczywiście - teraz deklaruje, że to się zmieniło, być może żałuje. Jeśli faktycznie żyje w czystości i się nawrócił - nie można człowieka skreślać. ALE - pozostaje faktem, że on już z kimś był w sensie fizycznym. Dla niektórych jest to psychologiczna bariera nie do przeskoczenia. Być może dla Ciebie również, stąd taka reakcja.
Po opadnięciu emocji zorientowałaś się, że nie jest to może najważniejsze i że za szybko go odtrąciłaś. Więc próba kontaktu. I co? Ano, on uniósł się honorem. I teraz: czy "tylko" czuje się zraniony? Czy może jest to pretekst do skreślenia Ciebie? Dlaczego? Ano, wg niego nie zaakceptowałaś go takim jakim jest od razu i "robisz problem". Jeśli naprawdę się nawrócił to być może czuje się zraniony i trochę upokorzony. Powinien jednak liczyć się z tym, że jego przeszłość będzie się za nim ciągnęła i że spotka się z taką reakcją dziewczyn i powinien być na to przygotowany. Jeśli jednak jego wiara nie jest do końca na solidnych podstawach to on po prostu nie będzie Ciebie chciał. Stąd może pytania czy Ty już z kimś spałaś. Teraz przypomnij sobie jak było przez te kilka dni, kiedy Ty już wiedziałaś ale jeszcze nie zdecydowałaś. Jak on się zachowywał? Co mówił? Walczył o Ciebie, przekonywał Cię, że tak już nie myśli, żałował tego, zapewniał, że jest innym człowiekiem? Jeśli nie - to ta podstawa jest bardzo krucha i nie masz żadnej pewności, że to jego nawrócenie jest rzeczywiste. Byliście razem w kościele, widziałaś go przystępującego do sakramentów? Co znaczy, że "rozmawia z Bogiem". A może to zakamuflowana forma "wierzę ale nie praktykuję". Wiesz, wydaje mi się, że gdyby naprawdę mu na Tobie zależało to po kilku dniach, po ochłonięciu i przetrawieniu odrzucenia, zwłaszcza, że Ty się do niego znów odezwałaś powinien o Ciebie walczyć. Powinien dać Wam szansę. Powinien zrozumieć, że dla Ciebie to był szok, ale przemyślałaś i go przepraszasz. A tymczasem tak się nie stało. Więc może to jednak nie "ten" ? Przykro mi, oczywiście, bo doznałaś dużego rozczarowania i zawiedzionych nadziei. Ale może lepiej, że tak się stało? Gorzej by było gdybyś w miarę rozwoju relacji dowiadywała się coraz to nowych faktów, które byłyby dla Ciebie zbyt trudne. Nie wychodź teraz z inicjatywą. Już to zrobiłaś, więc do niego teraz ruch należy. Jeśli tego nie zrobi - daj sobie spokój.

  Ania, 19 lat
3397
11.05.2014  
Co to jest sznur pokutny? Jak się go nosi? Jak działa? Można go gdzieś kupić? Czy obecnie noszenie sznura pokutnego jest powszechną praktyką?

* * * * *

Nie mam pojęcia. Może zapytaj księdza/katechety?

  Madzia, 23 lat
3396
07.05.2014  
Witam!Od 1,5 roku jestem z chłopakiem,myślimy o małżeństwie.Jest on bardzo otwartym człowiekiem,także do dziewcząt.Jego poprzedni związek zakończył się przez jego zdradę.Nasz związek układa się b.dobrze,ale nie dają mi spokoju jego pewne zachowania,dość śmiałe(choć rzadkie)rozmowy,czy propozyje pomocy(ponawiane wielokrotnie-aż do przesady)itp.Chodzi mi o stwarzanie takich sytuacji, których-uważam-zakochany chłopak nie powinien szukać ani stwarzać na siłę.Mimo, że wybaczyłam mu jego przeszłość,to bardzo mi ona ciąży.Bardzo sie denerwuję jesli takie dwuznaczne,prowokowane przez niego sytuacje mają miejsce,czasem nie sypiam nocami,boję się,ze mnie również zrani.Nie widzę nic złego w zwykłych rozmowach,ale boję się,że jak ktoś igra z ogniem, to potem różnie się kończy i nie wiem,do czego jego zachowanie może prowadzić i czy w porę zrozumie,jesli zacznie robic źle i czy nie będzie za późno.Rozmawiałam z nim wiele razy, tyle samo razy zapewniał mnie o szczerości swoich intencji i pr awdziwości uczucia względem mnie. A ja nie wiem, czy to normalne,że po takim okresie bycia razem nadal tak bardzo dopuszczam możliwość zdrady i tak bardzo przeżywam to, co zrobił kiedyś,zanim byliśmy razem i każdą sytuację, w której może być wobec mnie nielojalny? To zatruwa nasz związek.Staram się mieć do niego zaufanie,on stara się je budować.Czy można wpłynąć na niego jeszcze w jakiś sposób,żeby stał się "mniej otwarty"? A może to w ogóle nie ma sensu, skoro ciągle się martwię,że coś się może stać przez jego zachowanie, tak przecież nie da się całe życie...? Ciężko mi w krótkiej wiadomości przekazać ogląd całej sytuacji,liczę jednak,że jest choć trochę zrozumiała. Pozdrawiam!

* * * * *

Ale nie piszesz czego dotyczy owa "owartość". Propozycji pomocy - w czym? Czy może zachowań seksualnych? Bo nie bardzo rozumiem czego się boisz. Bo że się boisz to widać. A może chodzi o zbyt szybkie tempo związku w ogóle? Piszesz, że myślicie o małżeństwie ale czy jesteście zaręczeni? Widać z Twojego listu, że masz bardzo dużo wątpliwości, że nie do końca ufasz chłopakowi, że boisz się, że nie wiesz wszystkiego o nim, o jego przeszłości, że czymś złym Cię zaskoczy. W tej sytuacji nie jest dobrze myśleć już o małżeństwie. Oczywiście problem zdrady jest bardzo poważny. Zależy jednak wiele od tego jak on sam do tego podchodzi. Czy żałuje tego co zrobił, czy na drugi raz nie posunąłby się do tego, jak o tym mówi? Czy może uważa, że nic się nie stało? Wydaje mi się, że jest takim trochę lekkoduchem i działa na zasadzie "jakoś to będzie". Czy masz pewność, że wiesz o jego podejściu do trwałości małżeństwa, uczciwości, wierności? Czy znasz dobrze jego zasady?
Ty najwyraźniej boisz się pójść dalej w tym związku. Czas na poważną rozmowę, w ogóle na rozmowy takie głębsze. Dobrym pomyłem byłoby skorzysta nie z "Wieczorów dla zakochanych": www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl

Nie przejmuj się, że generalnie one są dla narzeczonych. To taki kurs, na którym rozmawiacie tylko we dwoje, na wszystkie tematy, bardzo szczerze. Jest to niezbędne by nawzajem dobrze się poznać.

Przyhamujcie tempo, zacznijcie po prostu być ze sobą, poznawać się, dyskutować, bez myśli o rychłym ślubie. Polecam Ci też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc

Z Bogiem!

  Szymon, 18 lat
3395
23.04.2014  
Witam,
Moje pytanie brzmi:
Jeśli Bóg wysłucha prośby człowieka i da mu prawdziwą, wręcz namacalną i odwzajemnioną Miłość w sposób cudowny, nieludzki, to czy kiedy człowiek zdecyduje powierzyć się w pełni kierowaniu Bożemu, może tę Miłość, wbrew woli człowieka odebrać, aby pokierować go w innym, niezaakceptowanym przez człowieka kierunku?

Wiem, że Bóg nie działa przeciw naszej wolnej woli, ale zastanawia mnie, jak to wygląda w momencie kiedy człowiek mu się w pełni zawierzy, czy Bóg mógłby zadziałać inaczej i osłabić/odebrać rozwijającą się Miłość między dwoma wierzącymi (i czynnie służącymi Kościołowi) osobami?

Proszę o odpowiedź, bo jestem w tej kwestii naprawdę zagubiony.

Szczęść Boże.


* * * * *

Bóg z pewnością nie bawi się z nami w kotka i myszkę ani też nie jest złośliwy ani okrutny. Bóg też nigdy nie daje czegoś lub kogoś bez możliwości wolnego wyboru. On podsuwa możliwości, daje znaki ale nie wskazuje palcem i nie mówi: tak to TA i nikt inny. Bóg zawsze chce naszego dobra i wyrazem rozsądku z naszej strony winno być zawierzenie się Jemu, gdyż On najlepiej nas poprowadzi. Tylko, żeby to jeszcze było takie proste… Naturalnym odruchem człowieka jest chęć działania zgodnie z własnym planem. Jeśli zaś jest tak jak piszesz, że np. poznałeś wspaniałą, wierzącą dziewczynę i dobrze Wam się relacja rozwija a potem nagle coś się dzieje nie tak to czy można tu mówić, że Bóg to odbiera? Raczej nie. Prawdopodobnie jedna lub dwie strony zaczynają widzieć braki i wady drugiego, nie bazują już na emocjach i być może dochodzą do wniosku, że to wcale nie ten i że jednak ta relacja nie ma przyszłości. A czasem jest tak, że jedna osoba np. ginie. Czy Bóg tak chciał? Jeśli przyczyną wypadku był np. pijany kierowca to Bóg wcale tego nie chciał, zawinił tu czynnik ludzi. Ale jeśli dana osoba zachoruje i umrze to faktycznie można tu mieć poczucie, że "Bóg zabrał". I tylko On wie czemu tak zadziałał. Jednak to nie jest tak, że Bóg "daje i odbiera". Nie podejmuje się rzecz jasna robić tu wykładu teologicznego, są sytuacje, których sama nie rozumiem, jak choćby przypadek Hioba jak i wiele sytuacji z mojego życia. Bóg to co czyni, zawsze czyni dobrze. Jest tak, gdyż ON potrafi zobaczyć nie tylko teraźniejszość ale i przyszłość i konsekwencje naszych wyborów i ich skutki - i czasem chce nas przed nimi uchronić.
A czasem jest też tak, że bierzemy nasz wybór za wybór Boga - wydaje nam się, że to On tak chciał a niekoniecznie tak może być i wtedy On interweniuje. Ale nie po to, by nas zranić ale by uchronić a potem dać jeszcze większe dobro. Przeczytaj sobie jeszcze artykuł o tym, że nie ma przeznaczenia: [zobacz]

  Askerja, 32 lat
3394
16.04.2014  
Nie oczekuję odpowiedzi, bo znam ją aż za dobrze. Ale może komuś to się przyda. Często rodzice są przeciwni związkom swoich dzieci z osobami, które nie pasują do ich ideału partnera. Przyczyną tego jest strach. Czasami mają rację, dlatego wysłuchajcie ich, choćby krzyczeli i mówili źle o waszej wybrance. Jednak nigdy nie mówcie jej tego. Nie obgadujcie rodziców przed wybranką wszego serca, ani wybranki przed rodzicami. Wprowadzacie bowiem wrogość między nich. Czasami może być ona silniejsza niż miłość i do małżeństwa nie dojdzie.
Pomyślcie, jak będzie wyglądać wasze życie jakbyście jednak z nią związek małżeński zawarli. Będziecie mieć się zawsze o co kłócić.


* * * * *

Dziękuję za te mądre słowa. Myślę, ze wielu osobom dadzą one wiele do myślenia, mnie samej dały. Masz całkowitą rację. Jeśli widzicie, że rodzicom nie podoba się osoba Waszego wybranka, jeśli zaczynają się jakieś niesnaski, starajcie się nie mówić o tym drugiej osobie, a przynajmniej nie wszystko i nie od razu. Tu nie chodzi o ukrywanie czegoś, o "robienie dobrej miny do złej gry". Chodzi o to, żeby od początku nie nastawiać stron do siebie źle. Tymczasem naturalnym odruchem dziewczyny, której rodzice zarzucają chłopakowi np. brak przedsiębiorczości, wytykają jego wady, mówią, że jest mało ambitny itp. jest szukanie ratunku...w jego ramionach. Zatem rozgoryczona i wstrząśnięta przedstawionymi zarzutami dziewczyna przychodzi do ukochanego po to, by zaprzeczył tym oskarżeniom. Co powoduje rzecz jasna jego gniew i wrogie nastawienie do przyszłych teściów - bo oto on się stara, a oni stawiają mu mniej lub bardziej wyimaginowane zarzuty. Czuje, że musi się bronić i robi to - nieraz udowadniając, że nie jest taki jak mówią, zabiegając o większe ich zainteresowanie, stara się bardzo chcąc się przypodobać - co czasem wywołuje efekt odwrotny do zamierzonego. A nieraz unosi się honorem i wycofuje się z relacji z nimi, przestaje przychodzić albo również okazuje swoją niechęć, szuka wad i "haków" na nich. To powoduje jawny konflikt. Ale nawet nie to jest najgorsze. On robi ten sam błąd co dziewczyna i… mówi jej o swoich zastrzeżeniach względem jej rodziców. Ona zaś zdziwiona najpierw się broni, potem może przyznaje mu rację i sama zaczyna prowadzić wojnę z rodzicami. Do czego to prowadzi? Ano do skłócenia wszystkich ze sobą i jawnej już nieakceptacji. Mało tego, rodzice zaczynają zarzucać córce, że się zmieniła (na niekorzyść rzecz jasna), że ich nie szanuje a sprawcą tego wszystkiego jest naturalnie osoba jej chłopaka. W niektórych zaś przypadkach dziewczyna uważa jego zastrzeżenia za bezpodstawne, obraźliwe i traktuje jak dowód braku szacunku względem swoich rodziców. Wskutek czego ich relacja się pogarsza i między nimi zaczynają się kłótnie, podczas których ona trzyma stronę rodziców. To prowadzi do uznania przez chłopaka, że on nie jest dla niej najważniejszy i że skoro teraz ona jest im podporządkowana, to po ślubie też tak będzie. Nieraz prowadzi to nawet do rezygnacji ze związku.
Ironia sytuacji polega na tym, że najczęściej oskarżenia są przerysowane z uwagi na to, że rodzice źle odczytali czyjeś słowa lub intencje, nie znają zbyt dobrze chłopaka czy dziewczyny i nieraz pewne reakcje ich dziwią. Ale interpretują to na niekorzyść, gdyż dochodzi do tego troska o swoje dziecko. Więc próbują córce "oczy otworzyć", myśląc, że ona widzi tylko dobre strony chłopaka. Tymczasem ona widzi i te złe i ją samą je denerwują ale nie przyznaje się do tego rodzicom, wychodząc z założenia, że byłaby to "woda na młyn" i spowodowałaby lawinę kolejnych skarg. Co zatem robi? Tłumaczy chłopaka, idealizuje, broni, odpierając rodzicielskie zarzuty. Co niepokoi ich jeszcze bardziej utwierdzając w teorii, że patrzy na niego przez różowe okulary.
Prowadzi to wszystko do naprawdę napiętej sytuacji, mogącej trwać latami i nie poprawiającej się po ślubie. Dlatego zarzutów formułowanych przez rodziców nie należy powtarzać bezkrytycznie. Ma to jeszcze jeden wymiar. Z reguły z biegiem czasu, gdy rodzice lepiej poznają chłopaka czy dziewczynę przełamują się, przekonują do niego, albo po prostu tolerują pewne rzeczy, wychodząc z założenia, że skoro córce czy synowi to odpowiada to w końcu ich sprawa. I te ich opinie łagodnieją, zmieniają się. Tymczasem powstała wcześniej niechęć przyszłego zięcia czy synowej trwa i mimo zmian oceny ich osoby pozostaje uraz, którego nie niwelują potem zmiany nastawienia.

  Klaudia, 14 lat
3393
09.04.2014  
Znałam tego chłopaka z widzenia, chodziliśmy do tej samej szkoły, ale dopiero dwa miesiące temu kiedy on już poszedł do szkoły ponadgimnazjalnej zaczęliśmy się 'kolegować', a zaczęło się od tego, że on przyjechał ze swoim kolegom do mojej przyjaciółki, ponieważ ten kolega i ona są parą.. Ja i Łukasz, bo tak ma na imię ten chłopak, zaczęliśmy rozmawiać i tego samego dnia jak gdyby nigdy nic napisał do mnie na facebooku, a na początku nie wyglądało na to, żebym mu się podobała czy nawet, żeby mnie polubił. Jest ode mnie o 3 lata starszy. Piszemy ze sobą jak już wcześniej wspominałam 2 miesiące dzień w dzień zdarza się nawet, że po kilka razy, spotykamy się najmniej raz w tygodniu i jeśli już zostajemy sami zaczyna mnie przytulać, chwytać, czule mówić.. Z pisaniem jest tak samo. Piszę te swoje czułe słowa, jest zabawnie, bardzo go lubię. Na początku myślałam, że coś z tego będzie, że ja naprawdę go kocham. Cały czas o nim myślałam, nawet dawałam mu jakieś oznaki tego, że znaczy dla mnie coś więcej.. Wiem, że on się we mnie zakochał, bo daje mi również tego oznaki. Nie wiem co robić, ponieważ zauroczyłam się w innym chłopaku, który jest wobec mnie cudowny.. Może nie okazuję tego tak jak Łukasz, że mu się podobam, ale poczułam coś do niego, a też znam go długo, na razie jeszcze chodzimy do tego samego gimnazjum.. Naprawdę jestem bezsilna w tym wszystkim. Nie chcę się zakochiwać, bo już raz to przerabiałam, ale chodzi o Łukasza.. Dałam mu powody, żeby mnie pokochał, zwodziłam go, a teraz tak naprawdę jest mi już obojętny, nie chcę przerywać znajomości, ale wiem, że na pewno nic z tego nie będzie.. Boję się o to, że zapyta mnie o chodzenie, a ja nie będę potrafiła odmówić. Nie chce łamać mu serca. Moje uczucie do tego drugiego chłopaka, Kamila coś oznacza, ale ja jeszcze nie wiem co.. Łukasz i tak na pewno za chwilę napiszę, a ja znowu będę udawać szczęśliwą..

* * * * *

Klaudio, podstawą w związku i w relacjach w ogóle jest uczciwość. Rozumiem, że Łukasz Ci się spodobał, może myślałaś, że coś z tego będzie a tymczasem międzyczasie spodobał Ci się ktoś inny, tak? Widzisz, niepotrzebnie poszliście w tej relacji zbyt daleko, niepotrzebnie dałaś mu nadzieję. On na pewno myśli, że coś więcej z tego będzie sporo się spotykacie. To co teraz możesz zrobić to póki co - rozluźnienie kontaktu. Być może samo to pomoże. Nie pisz codziennie. Młodzieńcze miłości często trwają krótko, bo to po prostu zauroczenie, zakochanie, bazujące na emocjach. Może i w nim się one niedługo wypalą jeśli zobaczy, że nie jesteś już tak chętna do spotkań jak kiedyś. Ale jeśli będzie poważnie zasmucony tym faktem, będzie Cię prosił o wyjaśnienia- powiedz mu szczerze. Ale oczywiście nie to, że kim innym jesteś zainteresowana ale to, że nie czujesz tego samego co on a widzisz, że on zaczyna traktować to coraz poważniej, że nie jesteś w stanie tak się zaangażować a nie chcesz go zranić. Przeproś, że może odebrał Twoje zachowanie jako dawanie nadziei. Absolutnie nie brnij w to dalej bo narobisz jeszcze więcej zamieszania a sobie kłopotu. Z Bogiem!

  Anna, 21 lat
3392
08.04.2014  
Wydaje mi się, że wiem czym jest miłość, a czym zakochanie. Wiem, że miłość może występować bez zakochania (popularnie rozumianego), a że samo zakochanie nie jest miłością itd. Od kilku tygodni "chodzę" z mężczyzną, z którym miałam bliskie relacje już wcześniej. Lubimy się (o miłości nie można mówić zbyt wcześnie, więc na razie nie było tego słowa), dobrze nam się ze sobą rozmawia, wspólnie spędza czas, mamy takie same wartości, działamy wspólnie w duszpasterstwie, odpowiada nam nasz sposób patrzenia na świat, podobamy się sobie fizycznie, ALE... Ja chyba jestem zakochana (nie ma żadnych "motylków" i nieprzespanych nocy, ale nie jestem z nim tylko "z rozsądku", choć pozytywne uczucia nie towarzyszą mi cały czas), a on twierdzi, że on nie jest... Nasza decyzja na bycie razem poprzedzona była dość długim namysłem, rozważaniem za i przeciw, i długą modlitwą. Powierzałam tę znajomość Bogu i im więcej się modliłam, tym bardziej odczuwałam, że to będzie ten mężczyzna. I udało się, jesteśmy razem, ale martwi mnie to, co on przeżywa. Chce ze mną być, twierdzi, że ma przeczucie, co do mnie, ale pojawiają się w jego sercu wątpliwości, co do braku uczuć do mnie, nie jest zakochany. Nie rozumiem tego, że "nie ma uczuć", wg niego nie ma czegoś takiego, co już kiedyś przeżył i boi się, że to, że nie przeżywa tego tak jak wtedy, oznacza, że coś jest nie tak. Martwi mnie to, bo te jego słowa sprawiają, że nie czuję się do końca komfortowo i swobodnie. Jak to wszystko rozumieć, jak mu pomóc? Osoby postronne twierdziły, że "było widać, że jest w tobie zakochany", a on temu przeczy... Z czego to może wynikać, z błędnego rozumienia miłości, z niedojrzałości? Bardzo proszę o poradę.

* * * * *

Myślę, że wynika to z kilku rzeczy. Po pierwsze: inaczej możecie oboje rozumieć i definiować zakochanie. Dla Ciebie to jest to co przeżywasz teraz, dla niego - punktem odniesienia są wcześniejsze odczucia. Po drugie: myli być może emocje z uczuciami a może też z rozumieniem miłości. Bo Ty rozumiesz te różnice ale czy on je rozumie? Po trzecie - decydują tu w znacznej mierze różnice w psychice między kobietą i mężczyzną. Inne jest patrzenie na świat i jego rozumienie, inaczej się przeżywa. Dla niego, jako mężczyzny wszystko jest bardziej rozsądkowe, wie, że mu na Tobie zależy, że mu odpowiadasz. Natomiast nie czuje tego co kiedyś - i myśli, że nie czuje tego co Ty. Tymczasem czuje ale inaczej, bo on sam jest inny. Poza tym - jak już sama pisałaś, odróżniasz zakochanie od miłości i wiesz, że to nie najważniejsze. Więc nawet gdyby on faktycznie nie był zakochany to nie znaczy, że Cię nie kocha. Sama wiesz, że na zakochaniu budować się nie da, a zatem miłość jest solidną podstawą w Waszym związku a o to chodzi. Ponadto Ty byś chciała byście odczuwali tak samo a to niemożliwe. Gdzie dwoje ludzi tam już będą różnice, gdzie dwoje ludzi różnej płci - różnice tym większe. Do tego wcale nie musicie być na tym samym etapie, pomyślałaś o tym? To, że w tej chwili on czuje to co czuje nie oznacza, że za miesiąc czy dwa jego emocje nie wybuchną z całą siłą albo że u Ciebie nie dojdzie do wypalenia tych emocji. Podsumowując - nie martw się. Jeśli te najważniejsze rzeczy macie wspólne, potraficie się dogadać, zależy Wam na sobie to dobrze rokuje na przyszłość i samymi odczuciami nie ma się co kierować. One będą się jeszcze niejednokrotnie zmieniać ale nie one są najważniejsze. Z Bogiem!

  Karolina, 18 lat
3391
19.03.2014  
Witam, sama nie wiem co mam robić. Jestem z chłopakiem już ponad 2 lata, oboje chcieliśmy być czyści do ślubu, ale nie sądziłam, że do będzie takie ciężkie. On jest naprawdę kochany, nigdy mnie do niczego nie zmusza, jestem jego pierwszą dziewczyną, a on jest moim pierwszym poważnym chłopakiem, naprawdę bardzo go kocham, jest jak najlepszy przyjaciel. I problem leży w tym, że strasznie ciągnie nas do bliskości fizycznej, już kilka razy dotykałam go, potem doszło do czegoś więcej, ale nigdy nie było typowego seksu w żadnej postaci. Nie wiem co robić, boję się że źle robię, proszę bardzo o jakieś wskazówki.

* * * * *

[ odpowiedź wkrótce ]

  patryk, 19 lat
3390
05.03.2014  
witam

Napiszę od razu o co chodzi, bo mam zamieszanie w głowie i nie potrafię składać bardziej rozbudowanych zdań. Jestem z moja dziewczyna prawie 8 miesiecy. Poznalismy sie w maju, potem przerodziło się to w coś większego. Zaczeliśmy mówić do siebie misiu, kochanie, skarbie itd. W czerwcu było pomiędzy nami już pewne większe uczucie, pewnie jeszcze nie miłość, ale na pewno zauroczenie, zakochanie. W połowie czerwca pojechała do swojej rodziny, dość daleko. I jak się wczoraj okazało był tam chlopak, z którym sie calowala kilka razy. Ja wtedy traktowałem nas powaznie, jakbyśmy byli w nieoficjalnym związku, tzn. jakbyśmy juz byli ze sobą ale nikt o tym nie wie. Swoje zachowanie argumentuje tym, że szukała pocieszenia, bo ja przez jeden dzień do niej nie napisałem ani nie zadzwoniłem (bo niestety nie mogłem) i mówi, że tym ją zraniłem. Dla mnie jest to nie poważny argument...
Co mam myśleć? Zdradziła czy nie? Proszę o pomoc i z góry dziekuję.
pozdrawiam


* * * * *

Oczywiście, że to nie jest poważny argument. Jeśli miała wątpliwości mogła przecież sama do Ciebie zadzwonić i zapytać co się dzieje. Gdyby zaś iść jej tokiem myślenia to żony marynarzy, którzy wyruszają w morze na kilka miesięcy mogłyby legalnie "pocieszać się" w ramionach innych. Według mnie na pewno było to nadużycie zaufania i zachowanie nie w porządku wobec Ciebie. Ponadto ich zachowanie było bardzo śmiałe - ona nie poszła z kimś po prostu na spacer, nie porozmawiała a całowała się - to element naprawdę już przecież poważnej relacji. Porozmawiajcie poważnie i niech się zastanowi czego chce i kim jesteś dla niej. Określcie co dla Was znaczą takie gesty jak przytulanie czy pocałunki. Jak rozumiecie miłość. Bo może to wszystko jest czym innym dla Ciebie czym innym dla niej? Ale może to faktycznie był to tylko taki "wyskok", którego żałuje i teraz jest między Wami ok? Polecam Wam też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc

  Agnieszka, 26 lat
3389
01.03.2014  
Witam,
Od jakiegoś czasu jestem sama i bardzo chciałabym to zmienić. Dlatego też moja koleżanka, chcąc mi pomóc, chciała zapoznać mnie ze swoim dobrym kolegą. Wymieniliśmy się numerami telefonów, rozmawialiśmy właśnie przez telefon i komunikator. Rozmowy były dłuższe, krótsze, było ich kilka. Wydawało mi się, ze wszystko jest w porządku. Umówiliśmy się na spotkanie, ale w ostatniej chwili jemu coś wypadło i nie mógł się ze mną zobaczyć. Ale ustaliliśmy kolejne za jakiś czas. Jednak od tamtej pory On zamilkł. Pytałam go co się stało, stwierdził, ze wszystko w porządku, tylko jest zajęty, ma dużo pracy. Niedługo ma być to nasze kolejne spotkanie, ale n nadal milczy. Nie wiem co o tym myśleć. Czy powinnam jeszcze coś robić, aby o sobie przypomnieć? Nie chcę mu się narzucać. Ale z drugiej strony chyba mi na nim zależy i nie chciałabym w taki głupi sposób utracić tej znajomości, zwłaszcza że nie wiem co tak naprawdę się stało. Mam wyrzuty sumienia, ze to ja coś źle zrobiłam. Byłabym wdzi ęczna za jakąś mądrą podpowiedź co zrobić.


* * * * *

Ty raczej nic nie zrobiłaś, to on najwyraźniej się wycofał. Czemu? Nie wiem. Najprawdopodobniej się wystraszył - może nie jest gotowy, może bardzo się stresuje, może poczuł, że nie jest w stanie stworzyć związku albo Ty z jakichś powodów mu nie odpowiadasz (może poszło o światopogląd albo cos mu się po prostu nie spodobało). Ale nie wiń siebie. To jego problem, to nie jest kwestia tego, że Ty coś masz w sobie zmieniać albo coś zrobiłaś źle. Po prostu tak bywa. Według mnie wygląda to na rezygnację z jego strony. Jeśli chłopakowi zależy to "na uszach stanie", żeby się spotkać. Mimo stresu. Jeśli zaś to Ty go pytasz a on twierdzi, że jest ok. to możesz być pewna, że ok. nie jest. Oczywiście jeśli chcesz, możesz jeszcze się do niego odezwać ale przypuszczam, że albo wcale nie odpowie albo znów będzie to coś zdawkowego. Nie czekaj na niego. Możesz nawet, jeśli chcesz ostatecznie się przekonać, nie odzywać się jakiś czas i zobaczysz czy sam się odezwie. Przykro mi, naprawdę, tym bardziej, że narobiłaś sobie nadziei. Ale cóż, nikogo do niczego nie można zmusić. Szukaj dalej. To dobrze, że chcesz kogoś poznać, że nie chcesz być samotna. Znasz naszą stronę www.dla-samotnych.pl? Zarejestruj się tam a jeśli jesteś z Warszawy to zapraszamy na msze i spotkania. Módl się o dobrego męża i szukaj dalej. Jedna porażka to jeszcze nie klęska, to po prostu jakieś doświadczenia i to też jest cenne. Z Bogiem!

  lolitte, 17 lat
3388
27.02.2014  
Witam, mam kłopot... Chodziłam z chłopakiem przez 2 lata i niedawno z nim zerwałam. On miał naprawdę bardzo dużo dobrych cech, ale przeszkadzała mi w nim jego zazdrość i lekka zaborczość. Teraz za nim bardzo tęsknię. Moja mama jest głęboko wierzącą osobą i nieraz, gdy z nią o tym rozmawiałam to mówiła, że szkoda że to zakończyłam, bo on naprawdę był dobrym kandydatem na męża, troszczył się o mnie, przejmował, martwił, byłam dla niego najważniejsza... Zgodzę się z tym, ale jak już wcześniej napisałam było też parę cech, które mi w nim nie pasowały i w ogóle wtedy myślałam, że potrzebuję "wolności". Nie chciałam ciągle się z czegoś tłumaczyć, a tak było kiedy z nim byłam. Teraz nie wiem co mam zrobić, bo trochę się pogubiłam... Ostatnio zaczęłam częściej chodzić na imprezy, trochę pić, okłamywałam mamę i z tego wyszły same problemy. Mój były chłopak też się o tym dowiedział (bo kiedyś w mieście spotkałam jego znajomych) i to on napisał o tym mojej mamie. Pisał też do mnie, że j estem nieodpowiedzialna i niedojrzała. Teraz wiem, że zrobiłam źle, że okłamywałam innych...ale nie wiem czy coś mam zrobić z moim byłym chłopakiem. Czuję, że za nim tęsknię, ale gdy "doniósł" na mnie mojej mamie byłam wściekła, bo uważałam, że nie powinien tak robić. Wydaję mi się, że chciałabym do niego wrócić, ale pewnie on teraz nie będzie tego chciał...Gdy na to teraz patrzę, to rzeczywiście on był "dobrym kandydatem na męża, bo widzę np.jakich mamy chłopaków w szkole i nie da się ukryć, że są oni dziecinni i jeszcze niedojrzali. Co mam zrobić, proszę pomóżcie
P.S.Czytałam Waszą książkę "Miłość czy MIŁOŚĆ? Czyli sztuka chodzenia ze sobą" razem z nim i uważam, że jest świetna!


* * * * *

Dziękuję za opinię o książce. To dobrze, że patrzysz na chłopaka pod tym kątem, jednak masz dopiero 17 lat i nie jestem pewna czy powinnaś tak na siłę trzymać się go tylko dlatego, że jest dobrym kandydatem na męża. Oczywiście być może tak jest. Jednak jeśli zerwałaś to widocznie Ty nie byłaś do czegoś gotowa. Do małżeństwa? Do bycia właśnie z nim? A może właśnie owa zaborczość i dojrzałość (jest starszy?) trochę Cię przytłoczyła. Zazdrość nigdy nie jest dobra, bo w wielu przypadkach po prostu ogranicza. Sama piszesz , że potrzebowałaś "wolności". Poczytaj zresztą odp. nr: 24, 377, 1333, 1385, 2208. Kluczowe w tej sytuacji jest to czego Ty chcesz i czego on chce. Nie tylko czego chce Twoja mama ale czy Ty czujesz się na siłach tworzyć z nim związek w takim kształcie jak poprzednio. No i co on na to. To już kwestia rozmowy z nim. Jak on się zachowywał po rozstaniu, czy macie kontakt? Czy walczył o Ciebie czy się obraził? Oczywiście wszystko jest do naprawy jeśli dwie strony chcą tego samego. Jeśli zdecydowalibyście się być razem to pewnie należałoby ustalić trochę inne zasady, tak byś nie się czuła się przytłoczona. Ale najpierw przemyśl to sobie a potem z nim porozmawiaj. Jeśli nie będzie chciał - cóż, trudno, nikogo się nie zmusi do miłości. Widocznie to jeszcze nie ten. Z Bogiem!

  Iza, 19 lat
3387
18.02.2014  
Czy seks przedmałżeński jest grzechem ciężkim czy lekkim?

* * * * *

Zdecydowanie ciężkim.

  Iza, 19 lat
3386
18.02.2014  
Witam :)
Swojego chłopaka poznałam dwa i pół roku temu, (dwa lata i troszkę jesteśmy razem). Miałam wtedy prawie 17 lat. Może wydawać się to śmieszne, ale gdy go poznałam, pomyślałam,a może to on? Mój Luby był osobą lubiącą zakrapiane imprezy, nie traktował Nas poważnie, po pół roku rozstaliśmy się. Ja, nie próbowałam go zmieniać, tylko cierpliwie czekałam, wystarczył miesiąc, aby coś do niego dotarło. Wróciliśmy do siebie. Dałam mu szansę. Od tego czasu bardzo się zmienił, teraz ja jestem na pierwszym miejscu, a nie koledzy. Ufam mu, on jest moim przyjacielem, jest lojalny, szczery. Kochamy się. Planujemy przyszłość. Mój wybranek planuje zaręczyny. Znam go, więc wiem :)
Jestem szczęśliwa. Uważam, że nasz związek jest dojrzały, opierający się na prawdziwej miłości. Znamy swoje wady, akceptujemy je. Każdy spór, nieporozumienie, kłótnie rozwiązujemy, dużo ze sobą rozmawiamy.
Ale jest jedno ale. To właściwie mój pierwszy chłopak. I czasami pojawia się pytanie, "a może z kimś innym byłoby mi (jeszcze) lepiej?" Jak pozbyć się tych bezpodstawnych wątpliwości?


* * * * *

Nie wiesz czy byłoby, może tak a może nie. Na pewno byłoby inaczej. Może nie byłoby tych problemów, ale byłyby inne. Może pewne rzeczy podobałyby Ci się w nim bardziej ale inne mniej lub wcale. Na pewno też niektóre rzeczy by Ci przeszkadzały lub denerwowały. Twoje wątpliwości nie są bezpodstawne, są normalne, bo zawsze każdy się tak zastanawia. Jednak to nie jest tak, że jest jakaś osoba na świecie, z którą byłoby nam najlepiej, wręcz idealnie a z innymi trochę gorzej, nieco lepiej itd. Po prostu jeśli z kimś jesteśmy to właśnie jego wybieramy mimo jego wad i tego co nam się nie podoba, z uwagi na to co w nim cenimy i co jest dla nas wartościowe. Najważniejszy jest wspólny światopogląd, wzajemny szacunek i odpowiedzialność. Nie pozbędziesz się wątpliwości do samego ślubu, gdyż nie ma żadnych testów pozwalających nam stwierdzić czy to "ten", nie ma też przeznaczenia. Natomiast jeśli masz dopiero 19 lat to nie ma powodu spieszyć się ze ślubem, trzeba na spokojnie i z rozsądkiem tworzyć związek i poczekać do jako takiego usamodzielnienia się. Polecam Wam też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc Z Bogiem!

  Mariusz, 25 lat
3385
16.02.2014  
Witam.
Wiem, że pocałunek może być zarówno grzechem jak i czymś dobrym. Jednak czy całowanie się nieco "mocniej" np. "z języczkiem" zawsze jest grzechem? Czy jeżeli całuje dziewczynę właśnie tak nie zbyt długo (około 1-2 minut) to jest to złe? Problem w tym też, że ciężko mi jednoznacznie określić swoje intencje; bo nie ma co ukrywać, że jest to bardzo miłe i z wzajemnego zbliżenia płynie duża przyjemność. Ale jeżeli nie dążę do podniecenia i też w ten sposób swojej dziewczynie pragnę okazać to, że mi na niej zależy, że jej potrzebuje, że mi się podoba i przede wszystkim, że ją kocham; czy to "usprawiedliwia" taki pocałunek?
I jeszcze jedno pytanie odnośnie przytulania. Czy można przytulać się również na leżąco? Jeśli np oglądamy razem coś w telewizji albo po protu legnąć i przytulić się na łóżku. Jest to na pewno dużo "przyjemniejsze" i wygodniejsze niż przytulanie się np na stojąco bądź leżąco. Czy można się wówczas również pocałować (przytulając się leżąc)? Oczywiście nie ma co również ukrywać, że płynie z tego duża przyjemność. Ale właśnie tak jak wyżej jeżeli nie chce się podniecać ale (tak jak pisałem wyżej) okazać uczucia 2 połówce czy to jest złe?
Oczywiście w obu tych przypadkach nie ma co ukrywać, że czerpie też przyjemność z bliskości drugiej osoby.
Dodam, że ze swoją dziewczyną chodzę już kilka lat.
Na razie nie jesteśmy narzeczeństwem; czy w narzeczeństwie się to zmienia?


* * * * *

W narzeczeństwie to się nie zmienia, nie ma żadnych większych praw co do bliskości i fizyczności niż podczas chodzenia ze sobą, większe prawa daje tylko małżeństwo. Zapewniam Cię, że pokazanie dziewczynie, że Ci na niej zależy absolutnie nie polega na głębokich pocałunkach ani przytulaniu się na leżąco, ma z tym wręcz niewiele wspólnego. Wierzę Ci, że nie robisz tego w celu podniecenia, jednakże ono występuje samoistnie bo jeśli nie występuje to objaw choroby. A zatem występuje, prawda? I jak sam przyznajesz jest przyjemne, więc jesteś zdrowy. Dlatego też musicie wystrzegać się zarówno głębokich pocałunków jak i przytulania na leżąco, nawet wspólnego leżenia z tego względu, że powoduje to niepotrzebne podniecenie i wątpliwości sumienia. Zawsze lepiej zrobić coś mniej niż więcej i potem się zastanawiać. Jeśli masz 25 lat i już kilka lat chodzisz z dziewczyną to wcale się nie dziwię, że oboje pragniecie bliskości. Może zatem warto pomyśleć przynajmniej o narzeczeństwie? Chyba wystarczająco się poznaliście, prawda? Przedłużanie chodzenia ze sobą w takiej sytuacji powoduje właśnie takie dylematy. Polecam Ci też ten artykuł: [zobacz], odp. nr: 2302, 2454, 2564 a Wam obojgu naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosci i życzę owocnej relacji i prawdziwej miłości. Z Bogiem!

  Blanka, 24 lat
3384
06.02.2014  
Miałam chłopaka na odległość.Było między nami różnie,ale go kochałam i czekałam na niego.Jednak moje wątpliwości,odległość i jego zachowanie prowadzące do kontaktów cielesnych,spowodowały,że po czasie z nim zerwałam.Było mi ciężko,po pół roku spotkaliśmy się i poszłam z nim do łóżka,jak ochłonęłam znów zerwałam,bo nie widziałam sensu.Potem wrócił na stałe i znów z nim byłam,potem znów zerwałam.Cały czas czuję się źle z tym,że byliśmy tak blisko.On mnie kocha,ciągle mi to powtarza,zrobiłby dla mnie wszystko,a ja mu nie wierzę,nie ufam,mam wrażenie,że mnie nie szanuje.Nie podoba mi się już wizualnie,denerwuje mnie jego niektóre zachowanie,ale brak mi go,tęsknię,pragnę jego dobra,nawet kosztem siebie,to mój przyjaciel.Gdy jestem z nim myślę o zerwaniu, gdy się rozstanę, cierpię.Nie rozumiem siebie.

* * * * *

Wszystko dlatego, że wywiązała się między Wami relacja fizyczna, cielesna, która powoduje, że czujesz się w pewien sposób "uzależniona" od niego, mimo, że nie do końca chcesz z nim być. Po prostu odczuwasz przywiązanie i może podświadomie tęsknisz do chwil czułości. Jednak nie tędy droga a w z zasadzie to pewna droga na manowce. Nawet w związku kochających się osób seks przed ślubem przesłania wiele rzeczy i nie pozwala poznać się naprawdę. Powoduje, że przymykamy oczy na wiele złych zachowań, wad, czegoś czego na pewno byśmy nie tolerowali gdyby nie było współżycia. Dzieje się tak, bo jesteśmy po części zaślepieni bliskością, intymnością. Dlatego jeśli zdajesz sobie sprawę z tego, że on Cię nie szanuje, denerwuje Cię, nie podoba Ci się to jak najszybciej z nim zerwij i nigdy nie wracaj do relacji łóżkowej, bo to Cię pogrąży jeszcze bardziej. Będziesz robiła rzeczy, za które będziesz się winić, poświęcisz swój szacunek i - tak jak mówisz - będzie wiele rzeczy kosztem Ciebie. Pomyśl po co i za jaką cenę. Za chwile nawet nie miłości przecież. Gdyby kochał Cię naprawdę to szanowałby Twoje ciało, to ta relacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Oddziel teraz seks od reszty rzeczy, które Cię z nim łączą. Co zostaje? Niewiele, prawda? To zdecyduj i odważ się. Miłość to też rozsądek, a to nawet miłości prawdziwej nie ma. Jeśli on nie jest w stanie zrezygnować całkowicie ze współżycia i tworzyć z Tobą relacji opartej na czystości, szacunku i prawdziwym poznawaniu się, budowaniu wspólnych obszarów zainteresowań i światopoglądu to ratuj siebie - to moje zdanie. I poczytaj jeszcze te artykuły:
[zobacz]
[zobacz]

  Agnieszka, 18 lat
3383
27.01.2014  
Witam.Należę do paczki znajomych.Podobam się jednemu z kolegów,on mi nie i o tym wie,gdyż jestem zakochana w innym wspolnym koledze,który prawdopodobnie też jest mną zainteresowany. Jednak ci dwaj są najlepszymi kumplami,tu leży problem. Ten pierwszy jest zazdrosny o swojego kumpla,jest zły na kolegów,że z nimi tylko rozmawiam. Czuję się uwięziona, nie jest to mój chłopak, nic mu nie obiecywałam, no ale z drugiej strony mi go szkoda. Ten drugi, który mi się podoba też z tym wszystkim nie czuje się dobrze i w sumie wszyscy cierpią. Czy miłość powinna "dziać się sama" tak jak się ją czuje czy powinna być ograniczana? Nie wiem co mam myśleć o tej całej sytuacji.

* * * * *

To nie Twój problem. To oni muszą między sobą wzajemnie dojść do porozumienia, ułożyć relacje - po męsku. Ty się w to nie mieszaj, nic nie rób, bo niechcący możesz pogorszyć sytuację. Domyślam się, że to dla nich niełatwe. Ale to też sprawdzian ich przyjaźni. Ty odwzajemniaj uczucia tego, którym jesteś zainteresowana i nie czuj się winna, że tamten jest zazdrosny. Jedyne co możesz zrobić, to unikaj na ile się da tamtego chłopaka, tylko dlatego, żeby mu przykrości nie robić, skoro nic do niego nie czujesz. Dlatego też możesz ograniczyć wspólne wyjścia całą paczkę jeśli wiesz, że tamten będzie. Choć tak naprawdę to on powinien to zrobić jeśli sytuacja go przerasta. Z Bogiem!

 
3353
 


* * * * *


  Ktoś, 13 lat
3382
22.01.2014  
Zakochałam się w pewnym chłopaku.Trochę to już trwa.On być może pamięta moje imię.Tak naprawdę to nigdy nie prowadziliśmy rozmowy.Kiedyś otworzył mi drzwi,ale to chyba dlatego,że przechodziłam obok.Dla dziewczyn ze swojej klasy też jest miły.Jestem za bardzo nieśmiała,żeby powiedzieć mu cześć.Chodzi do klasy z moim kuzynem.Nie wiem czy wysyłać mu walentynkę i co ewentualnie w niej napisać?Czy pisać swoje imię?Boję się jego reakcji,jego klasy,w której mnie znają, osób z mojej klasy(nikt raczej nie wie,że on mi się podoba).Nie wiem czy aktualnie ma dziewczynę. Modlę się do Boga w tej sprawie, ale nie ma za bardzo efektów. Pani Kasiu,proszę mi pomóc.

* * * * *

No wprawdzie już po Walentynkach ale mam nadzieje, że kartki nie wysłałaś? To naturalnie by mogło Cię pogrążyć. Jeśli chodzi do klasy z Twoim kuzynem to masz jakiś punkt zaczepienia. Możesz, jeśli masz odwagę zacząć mówić mu cześć, jeśli nie to tylko (na początek) uśmiechaj się jak go mijasz, może sam zacznie Ci mówić. W tych odpowiedziach: 3, 30, 37, 133, 411, 912, 1486, 1932, 2273, 2449, 2742 masz też całe mnóstwo pomysłów jak nawiązać z nim kontakt. Na pewno wykorzystaj jakiś temat "szkolny", a może po prostu któregoś dnia na przerwi e zapytaj go czy nie widział gdzieś Twojego kuzyna bo go szukasz? To może być taki początek, potem już na pewno możecie sobie mówić "cześć", bo będziecie się znali.

  Magda, 19 lat
3381
12.01.2014  
Mam chłopaka od 8 miesięcy, jest to pierwsza poważna znajomość. Przy nim zmieniłam się na lepsze, ponieważ mam więcej odwagi i chęci do życia, poprawił się mój stosunek do Boga i do Kościoła. Wspiera mnie w nauce, wierzy w moje możliwości i chce bym zadbała o swoją przyszłość, którą wiąże ze sobą. Niestety ostatnio bardzo mnie zawiódł, gdyż ośmieszył mnie przed wszystkimi swoją nieobecnością. Wyszłam z tego cało ale ślad pozostał. Tłumaczył się , że za dużo myśli zamiast działać. Nie potrafił odnaleźć sięw sytuacji, gdzie sporo osób patrzy na nas. Była to pierwsza okoliczność, w jakiej się pokazaliśmy razem. Wie, że zawinił i chce to poprawić. Nie wiem co robić, gdyż nie potrafię tego zrozumieć. Che by był męski i silny, nie robił z siebie sieroty przy większej liczbie osób. Co robić? Dać mu szansę na poprawę?

* * * * *

Szansę warto dać ale porozmawiać poważnie trzeba. Być może faktycznie zadziałał stres ale czy na pewno? A może wstydził się z jakichś powodów pokazać z Tobą? Czy w ogóle zawiadomił Cię w jakiś sposób, że go nie będzie? No cóż, jeśli to póki co jednorazowy taki wybryk to daj mu jeszcze szansę. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i robimy błędy. Z Bogiem!

  Wioletta, 17 lat
3380
12.01.2014  
Mój przyjaciel niedawno wyznał mi miłość. Znamy się już od dłuższego czasu, zawsze dobrze się rozumieliśmy. On był na złej drodze. Alkohol, papierosy, narkotyki... starałam się zawsze mu pomóc wyjść z tego, choć nigdy wprost nie powiedziałam "nie pal, nie pij.." Ale udało się.. myślę, że pomogłam mu wyjść z tego. Widziałam jego wielką wdzięczność. Rozmawialiśmy na temat tego co on czuje. Powiedziałam mu, że na razie nie mogę odwdzięczyć się mu tym pięknym uczuciem. Ale mam wyrzuty sumienia, ponieważ dawałam mu nadzieje. Sama na razie nie jestem pewna.. może pewnego dnia, poczuję to samo.. a jeśli nie? Jeśli skrzywdziła bym go choć odrobinę.. nigdy w życiu nie wybaczyłabym sobie tego.. Dodam, że od dłuższego czasu jestem zakochana, tak, zakochana, bo nie wiem czy to miłość. Mój przyjaciel o tym wie... i wspiera mnie, ale widzę jakie to dla niego trudne.. nie wiem co robić.. bo widzę jego cierpienie

* * * * *

Dobrze zrobiłaś. Gdybyś potwierdziła jego słowa czułabyś się też źle i to podwójnie: w stosunku do siebie, bo zrobiłabyś coś wbrew sobie, jak i w stosunku do niego: bo to byłoby kłamstwo.
Tak naprawdę to on popełnił błąd, bo wyznał Ci uczucia zbyt wcześnie. I tak wykazałaś się dużą dojrzałością, że to zrozumiałaś, że byłaś w stanie szczerze powiedzieć o swoich odczuciach i utrzymujesz z nim relację.
O tym jaki mechanizm zadziałał poczytaj tutaj a zrozumiesz co się stało: [zobacz]

Co teraz robić? Najlepiej kontynuować znajomość ale bez żadnych konkretnych oczekiwań. Bo tak jak piszesz, może to się przerodzić w coś więcej z Twojej strony ale nie musi. On to wie. Jeśli jest w stanie czekać - niech czeka ale bez presji wywieranej na Ciebie. Jeśli Ty jesteś w stanie kontynuować tę znajomość w takiej formie - ok. Ale jeśli nie to niech żadne z Was do niczego się nie zmusza. Jeśli dla niego jest to "za dużo", jeśli cierpi to może rozluźnijcie kontakty, spotykajcie się rzadziej albo nie spotykajcie przez jakiś czas. Oboje zobaczycie co będzie lepsze. Bo nikogo do miłości zmusić nie można i nie trzeba. Z Bogiem!

  Elżbieta, 32 lat
3379
07.01.2014  
Witam
Mam pytania.
Czy jak się pobiera w wieku 50 lat lub innym to trzeba współżyć seksualnie?
Albo gdy np. chce się być z drugą osobą, która tego nie może robić(nie ma np. narządów czy z powodów psychicznych czy jeszcze innych) ale się ją kocha, czy można w związku małżeńskim kochać tę osobę bez seksu?
Taka moja ciekawość :)
pozdrawiam


* * * * *

Kochać można każdego ale nie z każdym można wejść w związek małżeński. Nie ma tzw. białych małżeństw. Impotencja (niemożność współżycia) jest przeszkodą w zawarciu małżeństwa a gdyby okazało się to po ślubie to brak dopełnienia małżeństwa i niechęć do współżycia małżeńskiego jest jedną z przyczyn powodujących możliwość jego rozwiązania przez papieża - jest to tzw. przywilej Piotrowy. Mówi o tym wprost kanon 1142 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Jednym z dwóch celów małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. A samo zrodzenie bez współżycia nie jest możliwe. Już podczas spisywania protokołu przedślubnego jedno z pytań dotyczy ewentualnego wykluczenia posiadania potomstwa i współżycia a negatywna odpowiedź stanowi przeszkodę do zawarcia małżeństwa. Zresztą pytanie o przyjęcie dzieci, którymi nas Bóg obdarzy ponawiane jest tuż przed wypowiedzeniem przysięgi małżeńskiej. Jak zatem widzimy, nie jest zupełnie możliwe zawarcie małżeństwa sakramentalnego przy wykluczeniu życia seksualnego. W przypadku osób starszych, które pobierają się wieku powiedzmy 50 -60 lat jest jasne, że dzieci już mieć nie będą bo minął wiek rozrodczy (u kobiety). Zazwyczaj też te osoby są wdowami/wdowcami, mającymi już odchowane dzieci i wnuki. Ale naturalnie nie zawsze tak jest, czasem jest to ich pierwsze małżeństwo. Dzieci nie będzie ale to nie sama niemożność zrodzenia dzieci ze względu na chorobę lub wiek jest przeszkodą małżeńską lecz wykluczenie intymnej więzi z małżonkiem, która jest integralną częścią związku.
Podobnie jest w sytuacji kiedy małżonkowie (oboje lub jedno z nich) nie tyle nie chcą mieć dzieci, co mieć ich nie mogą. Brak dzieci w małżeństwie spowodowany niemożnością ich urodzenia wskutek choroby, nawet takiej o której małżonkowie wiedzieli przed jego zawarciem nie czyni małżeństwa nieważnym. Czasem ten fakt jest już bowiem znany przed zawarciem małżeństwa. Wówczas, mimo braku możliwości wypełniania jednej z funkcji małżeństwa będzie ono ważne, bowiem nie dotyczy sytuacji zawinionej.
A w innym aspekcie: jeśli druga osoba nie pociąga nas fizycznie na tyle, że chcemy tworzyć z nią jedność w każdej dziedzinie, także fizycznej to po co decydować się z nią na ślub? Znamienne jest to, że najczęściej autorkami listów zawierających pomysł na małżeństwo bez współżycia są dziewczyny, które często nie mają nawet jeszcze do tego małżeństwa kandydata. Wydaje mi się, że pisząc są albo niegotowe jeszcze na związek i po prostu wystraszone współżyciem, które teraz jawi im się jako coś bolesnego lub odstraszającego. Różne też mogą być podłoża tych lęków, jak np. przemoc, której doświadczyły w domu lub wcześniejsze wykorzystanie seksualne. Wówczas zamiast marzyć o białym małżeństwie należałoby poszukać profesjonalnej pomocy psychologicznej.

  *, * lat
3378
02.01.2014  
Prosze o pomoc.
Poznalam kogos i bylismy tak szczesliwy jak cos a po poltora roku cos sie zaczelo dziac...Strasznie sie zaczol zloscic bo sie go cos tam spytalam pozniej bylo ok dzwonil do mnie co dzien i mily byl pisal ze mnie kocha i ze jestem jego aniolkiem i ze na zawsze chce byc ze mna tyle razy mi to mowil w tym roku tez a juz 5ty rok...ale pozniej z rok na rok coraz gorzej;( Coraz czesciej sie obraza i ignoruje mnie ja a on zawsze na mnie mogl polegac. Na zawsze chcielismy byc razem on mnie nie zdradzal i ja go tez nie! To jest milosc!
I jak on jest dobry to tez jest moim aniolkiem. Nie wiem czy on jest choleryk czy co.
No i tak zawsze dobrze i pozniej zle odkladal sluchawke wyzywal straszne slowa...Nie odzywal sie...Teraz 2 miesiace to samo...Powiedzial mi w sylwestra ze nie chce mnie widziec ze jestem nienormalna bo mu pisalam tyle smsow ze za nim tesknie ;( Ja nie chce go stracic i ja nie chce nikogo innego.Blagam co mam zrobic. Modle sie i modle. Chcial isc do psychologa ale nie poszedl no ja nieraz wspominam co zawsze on robil zlego zeby tego nie robil to tez go denerwuje. Prosze o pomoc prosze. Pisalam mu zeby mi prosze wybaczyl to ze tez robie bledy pisalam ze go nie chce stracic a on sie nie odzywa. Wiem powinnam czekac moze az sie uspokoi, ale ja nie chce go stracic.


* * * * *

Widzę to wielką niedojrzałość z Waszej strony. Jak jest dobrze to jesteście dla siebie "aniołkami" a jak coś nie po Waszej (jego) myśli to wyzwiska? Co to za miłość? Miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka, to szukanie porozumienia, wybaczanie, przepraszanie się i stały rozwój. Natomiast tutaj jest coraz gorzej a nie lepiej. Oczywiście, że normalnym jest to, że na początku jest duży poziom emocji i dobrych odczuć a po jakimś czasie poznajemy i wady drugiej osoby i uczucia nie są już takie same. Ale wówczas właśnie otwiera się szansa na prawdziwą miłość, nie polegającą na uczuciach tylko działaniu, pragnieniu dobra, przezwyciężaniu kryzysów. Tutaj nie widzę żadnej współpracy, żadnej chęci i wybaczenia - przynajmniej z jego strony. Być może miłość mu się pomyliła z zakochaniem i myśli, że skoro "nie czuje" to już nie kocha. Wcale nie powinnaś "czekać aż się uspokoi" tylko wymagać od niego szacunku dla siebie. Jeśli on Cię nie szanuje i tak traktuje to nie ma tu żadnych szans na dobry związek. Pomyśl czy chciałabyś mieć takiego męża? Który się nie odzywa, wyzywa, wychodzi z domu i tak Cię poniża? Chciałabyś takiego życia z kimś takim pod jednym dachem? A tak musisz na niego patrzeć: taki byłby jako Twój mąż. Dziewczyna nie jest od podporządkowywania się i znoszenia frustracji chłopaka. Być może zbytnio narzucałaś mu się z uczuciami i ich wyznawaniem (te smsy) ale dlaczego znosisz obrażanie Cię? Moim zdaniem powinniście odbyć poważną rozmowę co dalej a jeśli on nie wykaże dobrej woli to nie rozpaczaj że go "stracisz" bo nikogo nie można musisz do miłości. Trwanie na siłę w takim związku zmierza tylko do coraz większego ranienia się. Chyba nie dojrzeliście jeszcze do prawdziwego związku i może rozstanie nie będzie wcale złym wyjściem skoro ma to tak wyglądać.

  magda, 18 lat
3377
01.01.2014  
Mam problem kiedys chcialam zeby moj tata umarl bo mnie ciagle ranil. Teraz umiera na raka czy to moja wina .na prawde nie chce zeby umarl

* * * * *

Nie, nie Twoja, na szczęście żaden człowiek nie ma takich możliwości, by myślą coś sprawić. Natomiast życzenie komuś śmierci jest zawsze czymś złym. Rozumiem, że Cię to dręczy i czujesz się winna. Mam nadzieję, że wybaczyłaś tacie tamte wydarzenia i że pojednałaś się z Bogiem, wyspowiadałaś z tamtych myśli. Jeśli nie to zrób to jak najszybciej. Naturalnie nie mów tacie o tamtych pragnieniach. Natomiast rób dla niego to, co jeszcze możesz zrobić, w każdym wymiarze: módl się przede wszystkim ale po prostu bądź przy nim, pomagaj na ile możesz, rozmawiaj po prostu. Niech ma poczucie, że nie jest samotny, że dobrze Cię wychował, że go kochasz. Z Bogiem!

  iza, 17 lat
3376
12.12.2013  
byłam długo z chłopakiem bardzo szczęśliwa, ale on mnie zostawił. współżyłam z nim, ale nie potrafię tego żałować bo cały czas kocham. czy Bóg mi wybaczy jeśli się z tego wyspowiadam? nie potrafię wymusić w sobie żalu za ten grzech. od rozstania minął miesiąc a ja codziennie modlę się, żeby on wrócił. naprawdę ten chłopak jest pierwszym do którego czuję aż tyle.. nigdy tak nie miałam..czy Bóg mi wybaczy, pomimo moich grzechów? czy spełni moją prośbę?

* * * * *

Moja Droga! To normalne, że tęsknisz, bo zostałaś porzucona. To normalne, że ciągle rozpamiętujesz każdą chwilę, bo nie przestałaś kochać. Po prostu chcesz go z powrotem, prawda? W tym wszystkim obejmujesz wspomnieniami także chwile współżycia, bo były to chwile bliskości i jego obecności i wydaje Ci się, że nie potrafisz za to żałować bo to tak jakbyś żałowała że z nim byłaś. Tymczasem samo współżycie z nim było czymś złym i tego właśnie - czynu samego powinnaś i możesz żałować - tego, że przekroczyliście Boże przykazania może gdyby to się nie stało to bylibyście nadal razem. A jeśli i tak by Cię zostawił to na pewno cierpiałabyś teraz mniej. Dlaczego? Bo wytworzyło się między Wami tzw. prawo pierwszych połączeń - teraz po prostu będziesz miała niejako zakodowane w pamięci właśnie te chwile z nim, nawet gdy będziesz już mężatką. Ponieważ to z nim przeżyłaś coś bardzo ważnego - utratę dziewictwa i to z nim zobaczyłaś jak wygląda współżycie. Dlatego tak Ci trudno się od niego emocjonalnie uwolnić. Bóg na pewno Ci przebaczy - On wybacza wszystko. Tylko musisz dokładnie wszystko przemyślać i spojrzeć na to z takiej perspektywy - że obraziłaś Boga tym czynem, złamałaś Jego przykazanie, które dał po to, by właśnie Cię ochronić przed takim cierpieniem. Bóg wie co robi i dlaczego ustanawia jakieś zakazy i nakazy. Co do samej czystości, dlaczego to takie ważne poczytaj proszę tutaj: [zobacz] Tak naprawdę to może lepiej, że się rozstaliście jeśli Wasza relacja miałaby polegać na współżyciu. Poza tym chłopak który współżyje z dziewczyną a potem ją zostawia nie jest wiarygodny i tak naprawdę nie kochał. Bo miłość to też ogromny szacunek do drugiego człowieka, do jego ciała i zasad. Jak się kocha to się nie krzywdzi. Zatem choć teraz wydaje Ci się to tragedią to tak naprawdę za jakiś czas będziesz zadowolona, że z nim nie jesteś. Gdy poznasz kogoś kto Cię pokocha to nie będzie takiego dramatu. Oczywiście, że idź do spowiedzi, nawet jeśli będziesz miała wątpliwości - powiedz o nich księdzu, on Ci dopomoże. Z Bogiem!

  Kamilcia, 28 lat
3375
04.12.2013  
Poltora roku temu poznalam wspanialego chlopaka. Wczesniej bylam juz w zwiazku prawie 7 lat, jednak ten zwiazek rozpadl sie. Jestem osoba bardzo wierzaca, a chlopak mial powazne problem z czystoscia, ktorych nie potrafil rozwiazac. Nie wyobrazalam sobie takiego zycia ktore narazalo rowniez nasza wspolna czystosc, nie mowiac o malzenstwie. Postanowilam zerwac znajomosc, jednak byla to pierwsza i prawdziwa milosc w moim zyciu. Bardzo przezylam rozstanie i cos we mnie peklo. Teraz jestem z tym drugim chlopakiem. Jest bardzo meski, czysty, wierzacy, pracowity... Postawil sobie za zadanie strzezenie naszej czystosci i daje mi to duze poczucie bezpieczenstwa. Jest bardzo rycerski, ma poczucie humoru, swietnie sie dogadujemy, rozumiemy. Wyznajemy takie same wartosci, obydwoje marzymy o rodzinie opartej na Bogu, wielu dzieciach. Czytamy duzo ksiazek o tematyce religijnej, chodzimy razem na msze rowniez w tygodniu. Problem polega na tym, ze mam powazny problem z uczuciami. Najczesniej nie czuje do niego nic. Czasem przychodza momenty ze jestem w nim bardzo mocno zakochana, ale to szybko mija. Nie wiem czy powinnam podjac decyzje o malzenstwie. Nie czuje wewnetrznej zgody na to przez caly czas. Bardzo sie mecze, miotam przez ta niepewnosc. Nie wiem, czy kocham. Szczesc Boze!

* * * * *

Pytanie "czy kocham" jest najczęściej zadawanym w związku. Półtora roku to jeszcze nie jest zbyt długi czas, z decyzją o małżeństwie można się jeszcze wstrzymać. Jednak nie czekaj na to aż "poczujesz". Widzisz, pierwszego chłopaka zawsze wspominamy bo był właśnie pierwszy - towarzyszyły temu silne emocje, jak zawsze kiedy robimy coś po raz pierwszy. Poza tym po zerwaniu z pewnością nie było łatwo odciąć się od niego emocjonalnie, tak po prostu przestać kochać, choć decyzja była słuszna. Poznając drugiego chłopaka spodziewałaś się zapewne, że będą temu towarzyszyły przynajmniej takie uczucia jak poprzednio, może nawet wiązałaś z tym większe nadzieje - a tu zaskoczenie. Ale to wszystko normalne. Zakochanie bowiem to co innego niż miłość. Pisałam o tym dokładnie w tym artykule: [zobacz]

Miłość prawdziwa nie skupia się na uczuciach, bo jej podstawą jest troska o drugiego człowieka i porozumienie dwojga ludzi. I z tego co piszesz to właśnie ma miejsce w Waszym związku. A zatem głowa do góry- jest ok. Nie musisz decyzji podejmować już dziś. Ale jeśli dobrze się rozumiecie, pragniecie swego dobra, on jest dla Ciebie oparciem, lubisz z nim być i rozmawiać, tęsknisz gdy się nie widzicie kilka dni - to właśnie jest miłość. Najprawdziwsza. Nie zakochanie tylko miłość. A to ona jest podstawą małżeństwa, bo ją się ślubuje a nie zakochanie. Zakochanie może przeminąć i nie da się go obiecać a miłość tak. Przeczytaj artykuł, który Ci poleciłam, polecam Ci też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc

I módl się o rozeznanie czy to ten właściwy chłopak. Z Bogiem!

  grzegorz, 44 lat
3374
26.11.2013  
Dzien dobry jestem w wieku 44l po dwoch nie udanych malzenstwach I obecnie w totalnym rozbiciu psychicznym. Zaczalem spotykac sie z dziewczyna o 11l mlodsza odemnie I przynajmniej z mojej strony zaczyna sie to zmieniac w milosc.Nie bylo by w tym moze nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt iz Ona pracuje w agencji towarzyskiej .Sam nie wiem czy moje zachowanie I lokowanie uczuc jest prawidlowe ale ja ja naprawde kocham.Pozdrawiam

* * * * *

Skoro tu piszesz i masz wątpliwości to znaczy, że chyba nie do końca jest prawidłowe, że masz wątpliwości, prawda? Współczuję Ci rozczarowań i zranień ale patrz byś teraz nie popadł w jeszcze większe kłopoty. Czy poznałeś ją w jej miejscu pracy? Jeśli tak to po co tam poszedłeś? Czy nadal chodzisz czy spotykasz się z nią gdzie indziej czy tylko tam? Nie można potępiać kogoś za jego przeszłość, natomiast jeśli ona nie widzi nic złego w swojej pracy to coś jest nie tak. Jak chcesz stworzyć związek jeśli ona notorycznie będzie współżyć z kimś innym i nie będzie widziała w tym nic złego? A gdybyście się pobrali to pozwolisz jej nadal tam pracować? Jak to sobie wyobrażasz?
A teraz do rzeczy. Jaki charakter miały Twoje poprzednie małżeństwa? Były cywilne czy kościelne? Jeśli jedno z nich było kościelne to wiesz doskonale, że jako katolik nie możesz już związać się z nikim, bo nadal jesteś mężem kobiety, której ślubowałeś przed ołtarzem.
Czy masz dzieci? Jeśli tak pomyśl o nich, pomyśl jakim jesteś ojcem, czy wywiązujesz się ze swoich obowiązków?
Ten związek mógłby mieć sens tylko pod takimi warunkami, że nie masz (ani ona) ślubu kościelnego, ona odwzajemnia Twoje uczucia i chce porzucić obecne zajęcie a Ty jej w tym pomagasz. Wybaczasz jej to co robiła i nie wypominasz nigdy a ona do tego nie wraca. Jeśli to niemożliwe to niestety, ale nie możesz się z nią związać. Wówczas sposobem na wyjście z depresji będzie jakąś działalność, która Cię wciągnie. Jeśli masz dzieci skup się na ich wychowywaniu. Jeśli nie, próbuj zająć się jakąś działalnością dla innych, obojętnie czy świecką czy przy kościele. Idź na terapię, do psychologa, porozmawiaj z mądrym księdzem. I módl się, by Bóg pokazał Ci jakieś rozsądne wyjście z Twojej sytuacji. Może idź na pielgrzymkę pieszą w tej intencji?

  Mariusz, 24 lat
3373
27.10.2013  
Witam. Mam wielki problem. Pół roku temu zerwała ze mną dziewczyna i poszła do innego . W tym czasie wszedłem w nowy związek. Ale tamten nie daje spokoju. Ciągle się przypomina. NIe ukrywam nie udało się nam utrzymać czystości. I zawsze kiedy zobaczę choćby na jakimś portalu jakieś zdjęcie nawiązujące do erotyki to mi sie tamto przypomina i po pierwsze tęsknie za tym grzechem z nią ! (sick). I po drugie jak sobie pomyśle że ona będzie obcować z innym to też coś mnie gryzie w środku. To nie jest normalne wiem. Chce się zaangażowac w czystą relacje z obecną dziewczyną ale przeszłość mnie mocno trzyma przy sobie i rodzi wątpliwości co do obecnego związku. Jak się od niej uwolnić? Proszę o pomoc

* * * * *

No widzisz, tak właśnie jest - fizyczność, współżycie tworzy między ludźmi bardzo bliską relację, powodującą, że rozstania są bardziej bolesne. Jeśli do tego była to pierwsza dziewczyna, z którą współżyłeś zadziałało tutaj tzw. "prawo pierwszych połączeń". Do tego dochodzi fakt, że od zerwania nie minęło zbyt dużo czasu a poza tym to nie Ty byłeś inicjatorem rozstania. To powoduje, że nie pogodziłeś się tak naprawdę z tą sytuacją.
Co zrobić? Zadaj sobie szczere pytanie czy jak myślisz o tamtej dziewczynie to co pierwsze przychodzi Ci do głowy, czego najbardziej Ci żal? Jeśli pierwszym skojarzeniem jest seks to może tak naprawdę nie tęsknisz za nią konkretnie tylko za tą fizyczną relacją: było Ci dobrze, więc chcesz by to trwało. Tak mi się wydaje, bo wspominasz właśnie o erotyce i o tym, że nie możesz się pogodzić, że ona będzie współżyła z innym. Ale tego nie wiesz na pewno - może nie będzie. Wydaje mi się zatem, że po prostu kierują Tobą rozbudzone hormony. Teraz więc odpowiedz sobie na pytanie: czy uczciwie postępujesz wobec obecnej dziewczyny? Bo wszedłeś w relację z nią bardzo szybko po rozstaniu, w dodatku nadal myślisz o tamtej więc kim ona jest (miała być) dla Ciebie? Czy nie "klinem"? Czy kochasz ją naprawdę? Co w niej najbardziej cenisz, czym się zachwycasz? Czy z miłości do niej potrafisz powstrzymać się od współżycia choć wiele Cie to kosztuje? Jeśli nie jesteś pewien lub odpowiedź jest negatywna to znaczy, że będziesz miał problemy. Bo ta relacja nie jest dojrzała, nie jest to prawdziwa miłość, nie związałeś się z nią dlatego, że naprawdę ona jako człowiek Ci się podobała. Może chciałeś sobie lub byłej dziewczynie udowodnić, że też możesz sobie kogoś szybko znaleźć? Jeśli tak właśnie jest to zastanów się czy ten związek ma sens. Bo im dalej tym bardziej możesz ją skrzywdzić, a powiedzenie jej po kilku miesiącach, że już nie kochasz lub nawet wcale nie kochałeś tak naprawdę będzie bardzo bolesne. Jak walczyć z nieczystością? No, rada jest jedna: nie oglądaj filmów, nie wchodź na strony, które mogą Cię podniecać. Po każdym upadku spowiedź i codzienna modlitwa w tej intencji, a także jak najczęściej msza i komunia św. Tylko tak można z tego wyjść. I unikaj byłej dziewczyny, próbuj na ile to możliwe nie myśleć o niej (wiem, że to trudne). Tylko poprzez odcięcie bodźców można doznać uzdrowienia. Proś Boga o to.

  Monika, 24 lat

3372
03.02.2013  
Śniło mi się kiedyś, że byłam ubrana w suknię ślubną. Czy to znaczy, że nie wyjdę za mąż? Podobno sny tłumaczy się na odwrót.

* * * * *

A czy jak nam się śni, że latamy to znaczy, że nie zostaniemy lotnikiem? Chrześcijanom nie wolno wierzyć w sny ani zajmować się ich interpretacją. Sny są po prostu odzwierciedleniem naszych przeżyć w ciągu dnia, naszych pragnień i marzeń. Stąd często śni nam się to czym żyjemy. Może oglądałaś zdjęcia ślubne, lub po prostu myślałaś, że chciałabyś wyjść za mąż. Może to Twoje największe pragnienie. Ten sen nic nie oznacza. A jeśli chcesz wyjść za mąż to po prostu módl się o dobrego męża np. tą modlitwą: [zobacz] Z Bogiem!

  Agnieszka, 18 lat

3371
02.02.2013  
Szczęść Boże!
Proszę o pomoc, jestem bardzo rozbita i potrzebuję odpowiedzi na moje pytania i wielkie wsparcie.
Od kilku miesięcy mam chłopaka, choć znamy się od 4 lat. Regularnie spotykalismy sie juz od dawna, zawsze coś do mnie czuł, ale ja zawsze mówiłam mu, że jeszcze nie jestem gotowa na związek. 2 lata temu (on jest w moim wieku) miałam innego chłopaka, w tym samym czasie on miał dziewczynę. Wpadł w złe towarzystwo.. używki, alkohol. Ale nie bardzo mnie to interesowało, ja jestem osobą głęboko wierzącą, mój były chłopak też był. Pół roku trwały te nasze byłe związki, w koncu porozchodziliśmy się z byłymi partnerami. No i kilka miesięcy temu byłąm gotowa żeby rozpocząć nowy związek właśnie z Nim. Zmienił się bardzo - podpisał Krucjatę, nie pije w ogóle, nie pali, chodzi ze mną do kościoła, modli się.. widzę w nim ogromne zmiany, widzę, że mnie kocha. Kilka dni temu powiedział mi coś, co odwróciło mój świat do góry nogami. Współżył z tamtą dziewczyną.. Nie umiem sobie poradzić z tym uczuciem i świadomością, że nie jestem tą jedyną i pierwszą. On powiedział mi to ze łzami w oczach, mówił, że kiedy po pełnym uczuć dniu ona wychodziła od niego on siedział w kącie, płakał i myślał o mnie. Że kocha mnie. I zerwał z nią.
Jestem osobą o niskiej samoocenie, kiedy patrzę w lustro potrafię się rozpłakać, że nie spodobam się mojemu mężowi. A kiedy myślę o tym, że mój chłopak, z którym wiążę przyszłość widział już inną dziewczynę i w tych sprawach ma `porównanie` - jestem załamana. Tym bardziej, że ta dziewczyna na prawde jest ładna i zgrabna, ja nie koniecznie..
To pierwszy problem, proszę mi powiedzieć, jak mamy teraz żyć? Jak mam pozbyć się świadomości, że w noc poślubną on będzie myślał o niej, ja również, i będzie mi z tym okropnie źle?

Drugie to pytanie. Skoro codziennie w modlitwie prosiłam Boga o mojego przyszłego męża, aby 'pozostał czysty i opanowany..' czy Bóg mnie nie wysłuchał?


* * * * *

Droga Agnieszko, na początku powiem od razu, że w noc poślubną ani Ty ani on z pewnością nie będziecie myśleć o tamtej dziewczynie. Przypuszczalnie minie jeszcze tyle czasu, że w ogóle zapomnicie o sprawie. A teraz proszę przeczytaj odp. nr: 616, 961, 1070, 1819, 2172, 2429, 2433, 2604, tam napisałam wszystko o takiej sytuacji. Rozważ na ile jesteś w stanie to udźwignąć. Do niczego się nie zmuszaj, jeśli czujesz, że na tym etapie życia nie dasz rady. Jednak nie wolno Ci myśleć o tym pod kątem swojej "nieatrakcyjności"- nawet jeśli tamta dziewczyna była ładniejsza i zgrabniejsza od Ciebie to uwierz, że chłopak wybierając dziewczynę na żonę ją właśnie uważa za tę najwspanialszą. Bo po co by ją wybierał skoro wiadomo, że na świecie jest mnóstwo i ładniejszych i zgrabniejszych? To nie jest tak, że chłopakowi zależy na najładniejszej.
Drugie pytanie jest o tyle skomplikowane, że to nie Bóg Cię nie wysłuchał tylko Ty wybrałaś chłopaka, który już współżył. Oczywiście, nie wiedziałaś o tym wcześniej. I teraz: czy gdybyś wiedziała od razu związałabyś się z nim? Jeśli tak, mimo wszystko, to raczej nie będziesz miała problemu z wybaczeniem. Jeśli nie, to przeanalizuj odpowiedzi, które Ci poleciłam. Ty dokonujesz wyboru. Poza tym pamiętaj, że czystość i dziewictwo to nie to samo. Mimo błędu młodości można pozostać czystym i wiernym, tym bardziej, że zna się cenę grzechu. Z Bogiem!

  M., 23 lat

3370
01.02.2013  
3 miesiące temu poznałam wspaniałego chłopaka. Zaczęło się pięknie- czułam w sercu że "to ten". Spotykaliśmy się bardzo często, dużo rozmawialiśmy. Oboje jesteśmy osobami po toksycznych związkach. On walczył o mnie pomimo moich blokad i kiedy przestałam się go bać, po około 2 miesiącach zaczął się dystansować... Zaczęliśmy się rzadziej spotykać. On powiedział że przestał być pewien bo "nie czuje", "włączyła mu się głowa", potrzebuje czasu, nie chce mnie krzywdzić poprzez bliskość fizyczną- czuje pociąg ale jednocześnie nie wie co się dzieje, ma jakieś opory, a chce postępować w zgodzie z sercem. Że jednocześnie ma pustynię duchową, to samo co ze mną jest w relacji z Bogiem, nie czuje że w ogóle potrafi kochać... Czy jest sens trwać w takiej relacji, skoro ja "czuję" a on nie? Jesteśmy w związku, ale zachowujemy się jak para przyjaciół.On się troszczy, często dzwoni, mówi że najbardziej boi się stracić naszą relację. Czy może to być kwestia zranień z przeszłości czy po prostu nie jesteśmy powołani do bycia razem? Co zrobić w tej sytuacji?

* * * * *

Myślę, że po prostu oboje powinniście najpierw poczytać czym jest miłość i jakie są jej etapy. Wydaje mi się prawie pewne, że on po prostu przeżył mocne zauroczenie Twoją osobą, a teraz emocje powoli przestają działać i zaczyna faktycznie "myśleć" i spostrzegać i rozważać. Ty zaś na początku wcale nie byłaś na takim etapie jak on, może trochę się bałaś i wręcz byłaś "przyciśnięta do muru" przez jego tempo. Kiedy wreszcie przełamałaś się i zaczęłaś ufać, u niego właśnie minął etap motylków brzuchu i stąd jego rezerwa. Wygląda na to, że przez swoją trochę lekkomyślność niechcący Cię skrzywdził bo najpierw bardzo się do Ciebie zbliżył a teraz Cię odsuwa. Co robić? Przeczytać i dać jemu do przeczytania ten artykuł: [zobacz] a najlepiej całą naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc tam szczegółowo piszemy o miłości i jej etapach. Przede wszystkim bowiem musicie wiedzieć co się z Wami dzieje i na jakich etapach oboje jesteście. Dopiero potem możecie nadal być ze sobą, obserwując się, rozmawiając, poznając coraz bardziej. Nie jest absolutnie tak, że od razu "się wie" lub to co się czuje jest jedynym wyznacznikiem prawdziwości relacji. Dajcie sobie czas i szansę spotykając się i nie usiłując natychmiast "wiedzieć". To przyjdzie z czasem. Jest bardzo prawdopodobne, że przed Wami właśnie ten najlepszy i najprawdziwszy etap - po prostu miłości, nie tylko zakochania. No chyba, że jego postawa to ukryta chęć ucieczki ale nie ma odwagi Ci tego powiedzieć…Dlatego musicie szczerze porozmawiać czy faktycznie chcecie nadal być razem. Z Bogiem!

  Faustyna, 24 lat

3369
29.01.2013  
Pradziliśmy sobie na szczęście bez dodatkowej pomocy i czytania wskazówek. Rozmowy dużo Nam dały. Jestesmy nadal ze sobą, prawie 1,5 roku. Mój M. mnie kocha, wiem to i czuję. Poazuje mi to całym sobą: czynami, słowami. Zaręczyliśmy się. Z nikim innym nie byłam taka szczęśliwa!
Dziekuję za odpowiedź.


* * * * *

Bardzo się cieszę i powodzenia!

  Ola, 24 lat

3368
26.01.2013  
Witam.
Od 2 lat jestem mężatką. Nie mamy dzieci. Kiedy zdecydowaliśmy się na ślub znaliśmy się zaledwie 3 miesiące. Ja wówczas chorowałam na depresję. Przyczyną tak szybkiej decyji było to, że on się dowiedział, że jego była dziewczyna jest w ciąży i chyba chciał uciec od odpowiedzialności. Ja chyba bałam się samotności z powodu tej nękającej mnie depresji... dlatego się zgodziłam choć chyba nie byłam świadoma w co się pakuję. Nie miałam wtedy nikogo żeby się poradzić co zrobić choć miałam wątpliwości. Dziś jest tak, że mąż jest dobry dla mnie tzn. nie bije, nie pije itp. tylko czegoś brak. Nie mamy w zasadzie wspólnych tematów, nasze życie jest takie nudne i bez sensu zostaje tylko gapienie się w tv... Ja go nie kocham jestem pewna ale nie wiem co dalej... Chciałabym może żeby nasze małżeństwo uznać za nieważne ale nie wiem na jakiej podstawie. Boję się też, ze rodzina i wszyscy się odwrócą ale nie ummiem udawać miłości, której nie ma... Potrzebuję pomocy co dalej mam zrobić ze swo im życiem?


* * * * *

Olu, to poważny problem. W kwestii formalnej - jeśli małżeństwo zostało zawarte w stanie Twojej depresji, w stanie poważnie ograniczającym podjęcie świadomej i wolnej decyzji to być może jest to przesłanka do stwierdzenia jego nieważności ale musiałabyś się skontaktować z kurią i tam szczegółowo porozmawiać.
Ale jeśli tak nie jest to faktycznie coś z tym życiem trzeba zrobić… Przede wszystkim: co na to Twój mąż? Czy on Ciebie kocha, czy szanuje, czy jemu na Tobie zależy? Czy ten chłód dotyczy tylko Twojej osoby, czy on również jest dla Ciebie tylko życzliwy ale obojętny? Zanim cokolwiek zrobicie to (skoro i tak jest źle to nic nie tracicie) pojedźcie koniecznie na weekend małżeński. Informacje znajdziesz na stronach: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
To taka forma "rekolekcji" ale polega na tym, że tylko ze sobą rozmawiacie, do siebie piszecie itp. Nic na forum. Generalnie nie ma możliwości by nie wyjaśnić sobie wszystkiego co się "do siebie ma". To pozwoli Wam spędzić czas naprawdę tylko ze sobą i zobaczyć czy coś Was faktycznie łączy. Przynajmniej będziecie wiedzieli na czym stoicie i co dalej. A może okaże się, że coś jednak zdecydowało o tym, że jesteście razem i warto się tego uchwycić? Może pomału odkryjecie sobie na nowo, zaprzyjaźnicie się (tak, tak, to ważne w małżeństwie), mimo, że bez wielkich emocji ale będziecie chcieli być ze sobą. Wtedy jeszcze jakaś terapia i książki czy rozmowy mogą Wam pomóc odkryć to o czym nie macie jeszcze pojęcia i "zachce się" Wam być razem. Tego Wam życzę. Spróbujcie! Z Bogiem!

  ..., 26 lat

3367
23.01.2013  
Drodzy Kasiu i Tomku,
co prawda to nie jest pytanie, ale... przeglądając odpowiedzi na pytania dowiedziałam się, że ma mają Państwo Dziecko
GRATULUJĘ!!! Cieszę się razem z Wami :)
z modlitwą :)


* * * * *

Dziękujemy! :)

  Natalia, 22 lat

3366
13.01.2013  
Piszę odnośnie miłości, jednak nie miłości ludzkiej ale Bożej.
Z jednej strony nie wierzę, że Bóg mnie kocha, z drugiej, wiem, że kocha...trudna kwestia. Wierzę, że Bóg pragnie mojego zbawienia, realnie działa w kwestii mojego rozwoju duchowego-widzę to: widzę ludzi, których przede mną stawia, sytuacje, książki, audycje...Wiem, że umarł na krzyżu dla mojego zbawienia, że poświęcił życie z wielkiej miłości do mnie. Z drugiej strony uważam, że jest w tej miłości egocentryczny-pomaga mi zdobyć życie wieczne (na czym Jemu zależy), w ogóle nie pomagając mi w jedynej kwestii, o którą proszę, dotyczącej życia doczesnego.
Od ponad 3 lat modlę się usilnie w pewnej sprawie-jestem przekonana, że jest to zgodne z wolą Bożą, jest też dobre dla mnie i dla wielu innych ludzi. Bóg przecież powiedział, 'proście a dostaniecie", 'jeżeli nie przez miłość Boga to przez natarczywość w modlitwach otrzymacie o co prosicie", Chrystus powiedział św. Faustynie, że dusza, która prosi w godzinę Śmierci Pańskiej, wspominając śmierć Chrystusa otrzyma wszystko o co prosi. Proszę i nie otrzymuję. Mam poczucie, że Bóg mnie okłamał w swoich zapewnieniach, gdyż wierzyłam a nie otrzymałam. Co chwilę dostaję nadzieję, że w końcu zostanę wysłuchana. I co chwilę ta nadzieja jest mi brutalnie odbierana, za każdym razem raniąc coraz głębiej. Czy naprawdę Bóg mnie kocha, skoro nie zwraca uwagi na moje modlitwy, błagania, cierpienie i utratę sił i chęci do życia?


* * * * *

Moja Droga, mam identyczny problem. Też od lat proszę i nic. I wiesz co? Nie wiem dlaczego tak jest, ale z pewnością zapytam o to po śmierci, bo po ludzku nie rozumiem. Wiem jedno: Bóg wie lepiej i jeśli czegoś nie daje, nie daje od razu lub daje INACZEJ to widocznie teraz lub w ogóle jest to dla nas lepsze. To strasznie trudno przyjąć w sytuacji kiedy to o co prosimy, rzeczywiście, obiektywnie jest dobre i godziwe. I jakiś żal i rozczarowanie na pewno jest normalnym uczuciem. Jednak mimo wszystko Bóg wie lepiej i trzeba Mu w tym zaufać. I nie przestawać ani pragnąć ani prosić. Bo żadna modlitwa nie idzie na marne. A nieraz po latach okazuje się, że tak było lepiej albo że te nasze modlitwy Bóg "zaliczył" na poczet czegoś jeszcze lepszego niż o to o czym marzyliśmy. Bo może to inne, nieraz trudniejsze jest lub będzie dla nas (i innych!) lepsze, bardziej przyczyni się do dobra lub zbawienia. Tego nie wiemy ale musimy ufać bo taka jest nasza wiara. Bo Bóg rzeczywiście nas kocha i pragnie naszego dobra. I może właśnie dlatego nie daje, choć tak strasznie trudno nam się z tym pogodzić…Z Bogiem!

  Aga, 22 lat

3365
08.01.2013  
Droga redakcjo, wydaje mi się że mam problem. Od roku jestem w związku z chlopakiem ale mimo tego że jak nam się obojgu wydaje kochamy się nie wiedzie nam się za dobrze. Oboje jesteśmy wierzący ale mamy problem z zachowaniem czystości w czynach i słowach. Zanim zostaliśmy parą dowiedzialam się że mój chłopak od okresu dojrzewania regularnie oglądał filmy pornograficzne i się onanizował. Zaakceptowałam to i ustaliliśmy że trzeba zacząć z tym walczyć, niestety jak narazie bez pozytywnego skutku. Codziennie modlimy się w tej intencji. Problem jeszcze tkwi w tym, że od dłuższego czasu podczas naszych spotkać wzajemnie się "dotykamy" jeden raz nawet doszło do współżycia. Nie wiem czy jest sens dalej angażować się w ten związek czy po prostu lepiej będzie jeśli go zakończymy. Dziękuje za odpowiedź.

* * * * *

Zawsze jest sens walki o czystość. Bo jeśli dotyczy to Was obojga to bez względu na to z kim się zwiążecie problem zawsze wypłynie. Wasze starania mają sens i są właściwe. Modlitwa, spowiedź po każdym upadku i chęć walki z nieczystością a także postanowienie podnoszenia się jest jedyną drogą do przezwyciężenia tego wszystkiego. Jeśli, jak piszesz, kochacie się, rozumiecie dobrze i poza tą sferą jest ok. to szkoda byłby rezygnować z relacji. Chyba, że widzisz, że działania chłopaka działają na Ciebie w ten sposób, że zaczynasz się zgadzać na coraz więcej i samą Cię to niszczy. Polecam Wam obojgu ten artykuł: [zobacz] bo tam zawarłam konkretne rady i motywacje do walki o czystość. Bo może po prostu nie widzicie sensu zachowywania czystości tak do końca? Jeśli zobaczycie dlaczego warto to będzie łatwiej. Próbujcie, podnoście się i nie rezygnujcie z modlitwy i spowiedzi. I wprowadźcie sobie większą dyscyplinę. Proponuję też, by ostatecznie przekonać się o tym co naprawdę Was łączy eksperyment: na jednej z randek nie dotykajcie się w ogóle. Zaplanujcie wyjście do muzeum, kina, wystawę, wycieczkę, coś konkretnego i rozmawiajcie - o tym i innych rzeczach ale nie dotykajcie się. Jeśli mimo braku fizycznego kontaktu będziecie mieli o czym ze sobą rozmawiać to Wasza relacja ma sens i warto powalczyć. Z Bogiem!

  Paweł, 30 lat

3364
07.01.2013  
Witam Kasiu!!! To znowu ja pytałem wielokrotnie. od 50 pytania.
Dziś minęło od pierwszego pytania już 8 lat mimo tego wciąż jest sam sam były dziesiątki spotkań kilka randek ( w mojej opini spotkanie dwoje ludzi i nic więcej , randka jest gdy dojdzie do przytulenia lub buźki w polik) ale nikt na stałe się nie pojawił. Coraz częśćiej widze , że nie nadaje się do małżeństwa a już na pewno nie do ojcostwa. Często gdy gdy widzę dzieci myślę "te małe larwy ryczą po nocach , robią coś śmierdzącego i pochłaniają ogromme ilości pieniędzy" I nie są to bynajmniej "kwaśne winogrona"
Ja na prawdę tak myślę dzieci wydają mi się "rachunkiem" za to , że było się do kogo przytulić , pocałować z kimś iść na imprezę.
Wiem że nie powinnen tak myśleć .
Właściwie chciałbym się pogodzić z samotnością i to nie byłoby nawet trudne gdyby nie nie to , że bardzo brakuje mi bliskości wiem , że to cześć całości mały ułamek całości i nie mogę być
kimś tylko po to by zaspokoić pragnienia przytulenia czy pocałunku.


* * * * *

Nie trafiłeś jeszcze na dziewczynę, która odpowiadałaby Ci tak, żebyś nie patrzył na związek jak na "cenę za przytulenie". Istotą związku, jak słusznie zauważasz, nie jest przytulenie tylko głęboka więź oparta na "jedności dusz". Dzieje się to wówczas kiedy rozumiesz się z drugą osobą bardzo dobrze, tak dobrze, że chcecie razem iść przez życie. Wtedy dzieci nie są "ceną" za przyjemność tylko dopełnieniem tej jedności. Po prostu chce się je mieć a to, że "ryczą i robią coś śmierdzącego" to normalne, bo w tym wieku wszyscy tacy byliśmy. Zresztą ten etap szybko mija i jeszcze się za nim tęskni. A czasem przecież jest tak, że tych dzieci mieć nie można i to dopiero jest problem, bo właśnie za to oddałoby się wiele. Ale do rzeczy. Moim zdaniem usiłujesz wyprzeć z siebie pragnienie miłości, by nie cierpieć z tęsknoty za nią. To normalny mechanizm, tyle, że niepotrzebny i nieskuteczny. Bo nie da się zapomnieć lub "odechcieć" czegoś czego właśnie pragnie się najbardziej. Rozumiem jednak Twoją wieloletnią frustrację niepowodzeniem w tej dziedzinie. Znasz moje teksty bardzo dobrze, więc nie będę Ci ich polecać. Mam nadzieję, że przyjrzałeś się dobrze sobie i swoim oczekiwaniom a także że szukasz tam gdzie trzeba (tzn. nie na portalach randkowych tylko w środowiskach katolickich). Swoją drogą, wiesz, zastanawiające jest to, że nie możesz znaleźć bo bardzo wiele jest wartościowych dziewczyn, które są same (osobiście znamy takich mnóstwo) i nie sądzę, by żadna z nich Ci nie odpowiadała. Nie chcę tłumaczyć Ci prosto, zbyt prosto w stylu: jeszcze nie poznałeś tej właściwej, bo tylko Cię to, jak przypuszczam rozzłości. Natomiast proponowałabym Ci modlitwę "na poważnie". Tzn. bardzo konkretne działania w tym kierunku: piesza pielgrzymka do Częstochowy, Nowenna Pompejańska lub codzienny różaniec np. przez rok. Nie ma siły, by w tym czasie Bóg nie dał Ci rozeznania co robić (a o nie przecież byś się modlił). Nie wiem dlaczego jeszcze jesteś sam. Być może to kwestia rozbieżności oczekiwań Twoich a tych dziewczyn, z którymi się spotykałeś, może Twoich wyobrażeń (o dziewczynie lub miłości w ogóle) a może Bóg czegoś jeszcze od Ciebie oczekuje. A może ta osoba, która zostanie Twoją żoną z jakichś względów nie jest gotowa na związek z Tobą w tej chwili. Jeśli zrobiłeś już bardzo dużo, by kogoś poznać i masz właściwe intencje to pozostaje Ci tylko się modlić. Bo nikt z ludzi nie zagwarantuje Ci dobrej żony natomiast jest to jak najbardziej w mocy Bożej. Dlatego Jego proś ale teraz już tak konkretnie. Z Bogiem!

  Wiola, 32 lat

3353
06.01.2013  
Witam.
Czy warto wierzyć w przeznaczenie? Czym w ogóle jest przeznaczenie? Dlaczego każde swoje niepowodzenia miłosne tłumaczymy "nie był mi przeznaczony"? Dlaczego im więcej modlimy się o miłość tym mniej jej dostajemy albo trafiamy na nie tego co trzeba...a najgorsze jak przyjaciel mówi,że kocha a po chwili przestaje być przyjacielem...i zostajemy same....Ile razy trzeba cierpieć żeby to "przeznaczenie" nastąpiło...
Za dużo tych pytań,na które nie ma konkretnej odp... :(


* * * * *

Moim zdaniem absolutnie nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
A jeśli ktoś mówi, że kocha a potem zaraz odchodzi to nie wiedział co mówi i czym naprawdę jest miłość. Dlatego trzeba ufać Bogu, że pozwoli nam odnaleźć tę osobę dla nas i modlić się o to, a nie szukać przeznaczenia, bo ono nie istnieje. Z Bogiem!

  Krzysiek, 21 lat

3363
06.01.2013  
Poznałem przez portal randkowy dziewczynę, trochę pisaliśmy na gg, potem się spotkaliśmy. Oboje byliśmy zadowoleni, kontakt się nie urwał (przeniósł się na smsy), wydaje mi się że ona też jest mną w jakiś sposób zainteresowana i od czasu do czasu daje o tym znać. W sumie widzieliśmy się od początku listopada 3 razy. Zakochałem się w niej, nie mogę przestać o niej myśleć, ciągle sprawdzam sms. Chciałbym jej powiedzieć że bardzo dużo dla mnie znaczy, ale nie wiem czy będzie to odpowiednie. Może lepiej dać jej jeszcze trochę czasu, spotkać się jeszcze kilka razy? Nie znam jej dobrze, ale to naprawdę wartościowa, dobra dziewczyna. Mamy wspólną pasję. Chciałbym obdarować ją swoim uczuciem, opieką. Tylko że... Jeszcze na gg napisała, że chciałaby budować związek na przyjaźni. Ale czy będąc w niej zakochanym (nie wiem czy ona we mnie też i w jakim stopniu) nie stracimy tego czasu kiedy oczy się świecą i serce łomocze? Nie wiem czy przyjaźń da się teraz zbudować, a jeśli tak to uczuc ie i fascynacja pewnie już zgaśnie. Chciałbym uszanować jej zdanie. I moje główne pytanie brzmi: Co robić? Powiedzieć jej że jestem w niej zakochany czy czekać na rozwój znajomości? To nie jest tak że jeśli będziemy chcieli budować dalej to przyjaźń i tak przyjdzie sama w swoim czasie kiedy lepiej się poznamy a uczucia trochę przygasną? Tłumić to zakochanie kiedy serce się aż rwie?
Bóg zapłać za odpowiedź. :-)


* * * * *

Niczego nie tłumić ale nie zepsuć. A jak nie zepsuć? Otóż w żadnym wypadku nie wyznawać miłości! O tym dlaczego poczytaj w tym artykule: [zobacz]

Zdecydowanie dać jej (i sobie ) więcej czasu i jak najczęściej spotykać się w realu. To jej ostrożne wyznanie, że chciałaby zacząć od przyjaźni jest być może spowodowane tym, że dostrzega ów "żar" z Twojej strony, nie jest na takim samym etapie i bojąc się Twojego wyznania próbuje dać Ci do zrozumienia byś tego jeszcze nie robił! Nie da się do końca sterować swoimi emocjami i nakazać sobie przyjaźni w sytuacji kiedy jesteś zakochany. Ale nie o to chodzi. Czuj co czujesz tylko miej świadomość, że ona czuje inaczej, jeszcze nie to samo co Ty i nie możesz jej zmusić bo poczuje się naciskana i ucieknie. A Ty sam pozwól sobie też tak realnie ocenić czy naprawdę ją kochasz -miłość to nie uczucie, poczytaj o tym w tym artykule: [zobacz] . Polecam Wam oboju ten artykuł: [zobacz] abyście wiedzieli co robić i jak pokierować Waszą relacją. Z Bogiem!

  Martyna, 16 lat

3362
05.01.2013  
Jestem z chlopakiem rok. Na poczatku bardzo malo do niego czulam ale potem coraz wiecej. Rozmawialismy ze soba duzo o Bogu o czystosci. Mialam taki czas ze czulam ze naprawde go Kocham. Niestety w sylwestra wszystko sie zepsulo, prawie ze soba wtedy zerwalismy. I teraz nie wiem co do niego czuje. Mam takie dziwne uczucie niby kocham ale cos we mnie siedzi i jakby ta milosc troche zanikla. Nie wiem co robic. On mnie bardzo kocha. A ja nie chce go wodzic za nos.Mam z nim duzo wspolnego swietnie sie rozumiemy. Wiec zadaje pytanie - czy jak sie kogos kocha to mozna w to watpic? Czy jak sie watpi to juz nie jest milosc/? Mam mieszane uczucia bo raz czuje ze kocham a potem nie ma to sensu. Moze to tylkoc hwilowy kryzys? Prosze o pomoc.

* * * * *

Mam dla Ciebie dobrą wiadomość - gdy się kocha zawsze się w to wątpi. Po prostu miłość do drugiego człowieka nie jest czymś stałym i konkretnym, ona się rozwija, ma przypływy i odpływy i przede wszystkim - nie jest uczuciem! Zdziwiło Cię to? To przeczytaj ten artykuł: [zobacz]
i te odpowiedzi: 15, 906, 2779, 13. Wiesz już o co chodzi? To zupełnie normalne, że w miarę upływu czasu w związku owo zakochanie lub zauroczenie początkowe stopniowo opada i widzimy nie tylko zalety ale i wady drugiej strony. One nas denerwują więc zastanawiamy się czy nie akceptując wszystkiego tak naprawdę kochamy. Tymczasem miłość to postawa wobec drugiego człowieka - niedoskonałego człowieka z jego irytującymi przyzwyczajeniami i zachowaniami. Nie musimy ich kochać i bezwzględnie akceptować, czasem nawet nie wolno akceptować pewnych złych rzeczy. Zatem miłość to także powątpiewanie. Ale skoro mimo jego wad i tych wahań chcesz z nim być, macie o czym rozmawiać, wiele Was łączy to chwilowe kryzysy powinny Was umocnić - jeśli będziecie je rozwiązywać poprzez rozmowę a nie obrażanie się na siebie. Póki co wszystko to jest normalne. A jeśli w Sylwestra miała miejsce poważna sytuacja, która nadszarpnęła Twoim zaufaniem do niego to koniecznie trzeba to wyjaśnić i ustalić coś na przyszłość. Z Bogiem!

  Magdalena, 21 lat

3361
02.01.2013  
Witam, mam 21 lat i jestem z chłopakiem od ponad 4 lat. Mam straszny problem ze sobą i nie potrafię sobie z tym sama poradzić. Nie potrafię poradzić sobie z zazdrością... Niszczy mnie to od środka. Wpadam w jakieś chore paranoje i wyolbrzymiam wszystko. Każdy komplement który on powie w stronę innej dziewczyny czy po prostu z jakaś rozmawia doprowadza mnie do szału. Bardzo źle się z tym wszystkim czuję. Zachowuje się tak jakbym chciała go mieć tylko na własność, chciałabym wszystko wiedzieć i na dodatek ciągle go podejrzewam,że mnie zdradził i ciagle szukam dowodów na to. Jednak najgorsze jest to,że podkradam mu do różnych portali i go kontroluje. Nienawidze siebie za tą zazdrość i strasznie mnie to boli. Czuję się podle przez moje zachowanie. Wiem,że jest to bardzo złe,ale chyba nie potrafię sama sobie z tym poradzić. Potrzebuję pomocy...

* * * * *

Masz rację, że potrzebujesz pomocy. Musisz sobie pomóc zanim chłopak będzie miał tego dość. Ale na początek Cię zapytam- czy chłopak faktycznie daje Ci jakieś powody do zazdrości lub czy w przeszłości miała miejsce sytuacja, która poważnie nadszarpnęła Twoim zaufaniem do niego np. zdrada? Czy takie przejawy zazdrości występują od początku Waszego związku czy może w jakimś okresie się nasiliły? Przypuszczam, że chyba nie od początku bo kto by to wytrzymał? Jeśli zatem nie ma żadnych rzeczywistych powodów z jego strony dokładnie przeanalizuje rady zawarte w odp. nr: 24, 377, 1333, 1385, 2208 i zastosuj od dzisiaj. Z Bogiem!

  Anita, 25 lat

3360
02.01.2013  
Witaj, od jakiegoś czasu odczuwam, że pod względem wiary/duchowości stoję w miejscu czy nawet się staczam. Myślę o tym, by zacząć chodzić na spotkania "jakiejś" Wspólnoty. Mam taką wewnętrzną potrzebę i chciałabym za tym pójść. Problem jest w tym, że mój Chłopak nie jest przekonany do tego typu "aktywności duchowej". Jest Osobą wierzącą, ale w moim mniemaniu trochę płytko i wynika to tylko z tradycji, a nie ma w tym nic głębszego. Czy powinnam za wszelką cenę namawiać go, by ze mną chodził na spotkania Wspólnotowe? Czy uczęszczać na nie sama i nie prosić, by robił coś wbrew sobie? Obawiam się, że takie namawianie może pogorszyć relację między nami.
Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.
P.S. rewelacyjny pomysł na stronę i bardzo pomocne odpowiedzi :-) Życzę Wam błogosławieństw Bożego i tego, by Wasze plany i zamierzenia były zgodne z wolą Pana :-)


* * * * *

Dziękuję za miłe słowa o stronie. Zdecydowanie nie powinnaś naciskać chłopaka, by chodził na spotkania wspólnoty razem z Tobą. On w tej chwili nie czuje takiej potrzeby i masz rację, że namawianie pogorszy relacje między Wami, bo on poczuje się zmuszony do robienia czegoś na siłę. Duchową potrzebę rozwijania wiary trzeba poczuć samemu dlatego dobrze, że się na to zdecydowałaś. Poszukaj wspólnoty, której program Ci odpowiada. To nie musi być nawet wspólnota ściśle formacyjna, może być nawet związana z jakaś formą np. wolontariatu- no ale to już zależy od Twojej potrzeby. Jest natomiast duża szansa, że chłopak widząc Twoje zaangażowanie i zadowolenie oraz owoce takiej pracy nad sobą czy służby dla innych sam się zainteresuje. Ty mu naturalnie o tym możesz opowiadać ale nie przekonywać, że powinien też spróbować. Może się też tak zdarzyć, że wcale tego nie poczuje i ta forma religijności, w której trwa teraz mu wystarczy. Wtedy musisz się pogodzić z tym, że nie czujecie tak samo. Zazwyczaj w związku się różnimy i te różnice mogą dotyczyć też form pobożności. To nic złego. Dlatego nie namawiaj ale pokazuj swoim życiem, że warto się rozwijać duchowo. Z Bogiem!

  Sara, - lat

3359
26.12.2012  
Witam,
Pisze wlasciwie tylko dlatego, zeby podzielic sie swoim szczesciem a mianowicie poznalam chlopaka, oboje pokochalismy siebie bez pamieci. Potrafimy sie porozumiec bez slow, mamy takie samo poczucie humoru i co najwazniejsze- wspolne cele w zyciu. Brzmi jak idealna milosc? byc moze, ale byl pewien problem. W przeszlosci (zanim poznalam jego) bardzo duzo imprezowalam, pilam alkohol, palilam papierosy. On bardzo dlugo nie umial sie z tym pogodzic. On zyje zdrowo, chce, zeby matka jego dzieci nosila dzieciatko w zdrowym ciele. Bardzo dlugo nie mogl tego 'przetrawic', twierdzil, ze teraz bedac spokojna i unikajac tego, co robilam kiedys nie jestem soba. Nie raz chcial mnie zostawic, aczkolwiek tak mocno go kochalam, ze jego slowa bolaly jak nic innego ale nie pozwolilam mu odejsc, tlumaczylam, przekonywalam. I teraz jest mi wdzieczny, ze to wytrzymalam. Problem brzmi banalnie, ale naprawde bylo ciezko, nie raz mialam ochote juz pozwolic mu odejsc, ale myslalam egoistycznie, bo nie chcialam znow za kims tesknic i o kims zapominac. Po jakims czasie ywierzyl mi, przyzwyczail sie i przekonal. Teraz czasem to on mnie podnosi kiedy mam jakies watpliwosci i brakuje mi sil. Jest najwspanialszym mezczyzna na swiecie. Codzien mi powtarza, ze nie wyobraza sobie zycia beze mnie i chce byc tylko ze mna. Tak bardzo sie ciesze, ze wytrwalam, ze moge teraz cieszyc sie szczesciem przy boku mojego ukochanego, bo to on mi pokazal, ze mozna zyc inaczej niz ja kiedys zyla. To on sprawil, ze kazda wolna sekunde mam ochote spedzic tylko z nim.


* * * * *

No to gratuluję przede wszystkim mądrego chłopaka a także siły woli, która pozwoliła Ci się podnieść. Życzę Wam powodzenia w dalszym budowaniu związku polecając także naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc gdzie znajdziecie rady jak rozwijać swoją miłość. Z Bogiem!

  Agnieszka, 23 lat

3358
19.12.2012  
Droga Redakcjo,
Moje pytanie jest proste, ale wydaje mi sie, ze odpowiedz moze byc trudniejsza.
Czy mieszkanie przed slubem przed zawarciem sakramentu malzenstawa jest zawsze grzechem??
Opowiem moj przypadek. Mieszkamy z moim narzeczonym od kilku misiecy razem. Jestesmy razem juz bardzo dlugo, zareczylismy sie, planujely slub, ale ze wzgledu na to, ze oboje teraz przebywamy za granica, pobierzemy sie za poltora roku, za rok. Do tej pory, on tylko mieszkal za granica, ja w Polsce, ale teraz postanowilam sie do niego przeniesc, takze z racji studiow, ktore kontynuuje. Znamy sie doskonoale, od dziecka, potrafimy wspolnie spedzac czas, mamy do siebie ogromny szacunek, kochamy sie bardzo. Postanowilismy, ze tak bedzie lepiej dla nas, ze razem zamieszkamy ( nie chodzi tu tylko o finanse), ale tez o to, ze choruje i nie chcialam mieszkac sama, albo z kims obcym kompletnie ( akademik itp). Miedzy nami dochodzi oczywiscie do wspolzycia, ale on bardzo szanuje moje cialo, kiedy nie chce,czy nie moge, nie ma zadnych pretensji. Moge powiedziec, ze traktujemy sie troche jak mlode malzenstwo. Jest bardzo dobrze, dlatego nie rozumiem, dlaczgeo nie moge przystepowac do Komun i, skoro planujemy slub, ale teraz jest to po prostu nie mozliwe z przyczyn organizacyjnych. Mojej rodzine zalezy na organizacji wesele itd, uroczystosci, nie chce slubu zawierac w pospiechu, za granica... To jest sytuacja przejsciowa, ale chce przystepowac do Komuni.


* * * * *

Moja Droga, rozumiem Twoje pragnienie i ono jak najbardziej jest godziwe i…możliwe do spełnienia. Tylko musisz dokonać wyboru - czystość i jedność z Bogiem lub jedność fizyczna z chłopakiem, póki co grzeszna i brak sakramentów. To rzeczywiście bardzo proste. Po prostu Ty dokonujesz wyboru. No takie są przykazania, takie zasady bycia w Kościele katolickim i jeśli za katolików się uważacie to nie możecie się buntować tylko albo się dostosujecie albo nie macie pretensji. To dotyczy oczywiście współżycia. O jego szkodliwości przed ślubem napisano wiele i zanim powiesz, że on Ciebie szanuje to przeczytaj ten artykuł: [zobacz]
Co do mieszkania razem to polecam ten artykuł, w którym opisałam wszystko: [zobacz]
Ostro Cię potraktowałam? Myślę, że Ty doskonale wiesz o co w tym chodzi skoro piszesz tutaj. Po prostu masz wyrzuty sumienia i gdzieś we wnętrzu jesteś rozdarta. Słusznie, dziękuj Bogu za te odczucia bo to świadczy o Twojej wrażliwości i jednak więzi z Bogiem. Zatem wybieraj, choć doskonale wiem, że to nie jest łatwe. Ale w życiu trzeba dokonywać wyborów słusznych a nie wygodnych. A w Waszym przypadku wybór wcale nie jest dramatyczny, po prostu chodzi tylko o rok czy półtora czekania i uczenia się cierpliwości osłodzonego w dodatku komunią z Bogiem. To nie jest kusząca perspektywa? Z Bogiem!

  Ania, 21 lat

3357
16.12.2012  
Witam!
Od pewnego czasu trapi mnie następująca kwestia.
Pamiętam jak w gimnazjum na lekcji religii mówiliśmy o powołaniu i różnych jego drogach. Pamiętam stwierdzenie, że jeśli człowiek czuje się powołany do życia np. konsekrowanego,a ożeni się/ wyjdzie za mąż , albo czuje się powołany do samotności, a wstąpi do zakonu (i każda inna możliwość) to może czuć się po prostu nieszczęśliwy. Bo człowiek jest w pełni szczęśliwy w zgodzie ze swoim powołaniem.. no i do rzeczy..
Czy jeśli człowiek czuje się powołany do życia małżeńskiego, to czy można mieć pewność, że spotka tę osobę z którą ma spędzić resztę życia.

Czuję się powołana do życia małżeńskiego, a bardzo boję się samotności, że nie spotkam tej osoby.

(Znam parę osób- już dorośli i są samotni, a niekoniecznie z tego powodu są szczęśliwi.. [oczywiście nie znam ich całego życia i sytuacji jakie miały miejsce]- ale nie pomaga mi to w uporaniu się z tym pytaniem)

Z góry dziękuję za odpowiedź :)


* * * * *

Co do pierwszej kwestii polecam ten artykuł: [zobacz]
Tam napisałam wszystko na temat tzw. przeznaczenia i tam znajdziesz odpowiedzi na zadane pytania. Natomiast co do pewności znalezienia małżonka jeśli chodzi o osoby, które czują powołanie do małżeństwa to widzisz, sprawa jest bardziej skomplikowana. Generalnie w przeważającej większości tak. Natomiast Ty znasz i ja także znam osoby, które czują że mają takie powołanie a jednak rodziny nie założyły. Nie potrafię do końca powiedzieć dlaczego tak jest, to jakaś Boża tajemnica, choć na pewno wiele czynników na to wpływa i w części przypadków przyczyna tkwi w samych tych osobach np. ogromnej nieśmiałości, błędnego rozumienia miłości, czekania na "ideał". Częściowo o tym mówię w tym artykule: [zobacz]
Należy zawsze mieć nadzieję, że jeśli Bóg dał takie powołanie to stworzy warunki, by je wypełnić. Tylko trzeba być otwartym na te Boże propozycje i np. jeśli poznajemy jakiegoś chłopaka to dajmy sobie i jemu szansę a nie rezygnujmy już na wstępie np. tylko z tego powodu, że się nie podoba lub jest młodszy lub niższy. Należy też modlić się o dobrego męża czy żonę a jeśli samotność zaczyna poważnie doskwierać to szukać aktywnie np. we wspólnotach czy przez internet na katolickich stronach. Tylko tak mogę Ci odpowiedzieć, bo nikt z ludzi nie może drugiemu zagwarantować znalezienia męża czy żony natomiast dla Boga wszystko jest możliwe i Jemu trzeba ufać w tej kwestii. Z Bogiem!

  Piotr, 29 lat

3356
04.12.2012  
Witam, kochałem kiedyś tak bezgranicznie, że chciałem ją nosić na rękach, ale stałem z boku, byłem bierny. Gdy już zdecydowałem się wyznać miłość, było za późno. Temat zamknięty. Już o niej nie myślę. Bardzo to przeżyłem. Jestem strasznie wrażliwą osobą. Minęło parę lat. W tym czasie poznałem kilka dziewczyn, ale z góry zakładałem, że nic z tego nie wyjdzie, aż pojawiła się ona, zupełnie niespodziewanie, nieoczekiwanie. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że możemy rozmawiać non stop. To samo podejście do życia, te same poglądy, jak dwie bratnie dusze. Jesteśmy ze sobą, ale ten nasz związek to z mojej strony taka sinusoida. Ciągłe zadawanie sobie pytań: czy to jest to? co tak naprawdę czuję? i ta ciągła obawa, strach. Powinno być tak jak w filmach - grom z jasnego nieba i żyjemy długo i szczęśliwie. Jest zupełnie inaczej. Boję się, ciągle analizuję. Zależy mi na niej, nie chcę jej stracić, ale tym swoim podejściem do życia wszystko psuję między nami. Raz jest tak, że chcę si ę z nią spotkać, drugim razem czuję lęk przed spotkaniem i jestem spięty. Dziwne to wszystko. Proszę o rady, wskazówki jak to wszystko poukładać i cieszyć się wreszcie życiem.

* * * * *

Nie powinno być jak w filmach. Film to film, życie to życie. Niczego nie psujesz, to co czujesz to właśnie normalne. To tylko świadczy o tym, że poważnie ją traktujesz, że nie tylko zauroczyłeś się ale może już naprawdę kochasz a w każdym razie poważnie jesteś nią zainteresowany. No i właśnie tak to powinno wyglądać, prawdziwa miłość właśnie taka jest. Nie sugeruj się literaturą ani filmem - one służą uprzyjemnianiu czasu a nie budowaniu wzorców. Jeśli Cię to pocieszy to mogę Ci powiedzieć, że ja przed ślubem czułam się dokładnie tak jak Ty. I nic w tym złego. Polecam Ci także ten artykuł: [zobacz] te odp.: 13, 19, 728, 1086, 2576, 2678, 2855 i całą nasza książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
I gratuluję poważnego podejścia do związku. Módl się o rozeznanie, ufaj i działaj dalej. Z Bogiem!

  Hanna, 15 lat

3355
02.12.2012  
Gdzie jest granica? Czy mogę trzymać się z chłopakiem za rękę? Czy mogę się przytulać? Czy mogę całować w policzek? A w usta? A pocałunek francuski? Czy mogę pozwolić, by głaskał mnie (chłopak) po plecach? A czy może dotykać moich piersi? Słyszałam, że wszystko co robię z przeczuciem, że jest to przeciwko duchowi Świętemu, lub jeśli czuje się z tym źle, taka "brudna" duchowo to grzech. Lub jeśli przed ślubem coś służy wzbudzeniu pożądania to grzech?> A jeśli u mnie wzbudzenie pożądania wywołuje pocałunek, to nie mogę się całować? Jak mam to wypośrodkować? Odpowiedz proszę, to wydaje mi się ważne.

* * * * *

Polecam Ci te odp: 2302, 2454, 2564. Tak, masz rację, mając odpowiednio ukształtowane sumienie, które daje Ci znaki, że to robisz jest złe lub czujesz się z tym nieswojo to znaczy, że nie powinnaś tego robić. Jak najbardziej normalne to, jest że pocałunek wzbudza w Tobie pożądanie, o fizjologia. Czy powinnaś z tego zrezygnować.? Tak - jeśli prowadzi to do niepotrzebnego podniecenia Was obojga (lub choćby jednej ze stron) i nie jest jeszcze wyrazem prawdziwej miłości tylko jest po prostu przyjemne. Na pewno niedozwolone jest dotykanie piersi czy głębokie pocałunki, bo stąd tylko krok do współżycia. Jeśli zatem masz jakiekolwiek wątpliwości czy powinnaś coś robić czy nie, bo Cię to jakoś uwiera to tego nie rób. A jeśli zrobicie coś co do czego masz wątpliwości to zawsze wyznaj to na spowiedzi pytając księdza. A zasadniczo to powinno być tak, że gesty fizyczne muszą odzwierciedlać zaangażowanie w związku. Nie sądzę, byście myśleli już o ślubie zatem nie powinniście robić czegoś co jest zarezerwowane dla małżonków czy choćby narzeczonych. Z Bogiem!

  Lena, 15 lat

3354
02.12.2012  
Witam, mam problem, spróbuję to streścić. Znam Michała od roku ale od października kocham się w nim. Jest pół roku starszy, chodzi do klasy wyżej. Raz chciałam mu powiedzieć, że jest ważny w moim życiu, wystraszył się trochę i od tamtej pory jest trochę inaczej. Raczej gorzej, zdaje mi się, że coś zepsułam. Michał jest wesoły i bardzo koleżeński, lubiany. Pasjonuje się historią. Ma z reszty słabe oceny. Chyba wstydzi się tego trochę zwłaszcza przy mnie, gdy rozmawiamy. Lubię go i chciałabym z nim chodzić. Jak mu to powiedzieć, aby się nie przestraszył. Myślę, ze gdyby to wyznanie spadło na niego jak grom z nieba to w ogóle wszystko rozpadło by się. Proszę o dokładne rady, przykładowe kroki i zachowania jakie mogę spełniać, abyśmy zbliżyli się do siebie. Zależy mi na nim i nie chcę go stracić, a jednak nie chcę mieć potem całe życie przeczucia, że skoro nic nie zrobiłam, to straciłam mnóstwo, bo robiąc coś mogłam zyskać miłość. Jestem zdesperowana i liczę na rady. Pozdrawiam :-) Lenka

* * * * *

Ale rozumiem, że on w ogóle jest Tobą zainteresowany, tak? Zgadza się, trochę zepsułaś. Ale to jest do naprawienia. Wszystko opisałam w tym artykule: [zobacz]
Przeczytaj a zrozumiesz swój błąd. Absolutnie nic nie wyznawaj, nie naciskaj chłopaka, bo się wycofa. Pozwól mu działać jako chłopakowi. Polecam Ci też te odpowiedzi: 25, 50, 330, 1101, 1447, 2561, 3153, 3162, 3180 i te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Działaj spokojnie, czekając na jego pierwszy ruch i nie oczekuj niczego zbyt szybko. Po co się spieszyć? Arcydzieła wymagają czasu. Z Bogiem!

  Anna, 14 lat

3353
02.12.2012  
Witam, mam na imię anka. piszę, aby prosić o radę. od pół roku znam pewnego chłopaka, marka. jest w 3. klasie, czyli o rok starszy. jest ministrantem, lektorem, (nie zamierza byc ksiedzem), ma wesoły uśmiech, jest zawsze pogodny, mieszka
z babcią, chodzi na tańce, ma poukładane priorytety, uczy się przeciętnie. chodzimy do tej samej szkoły (w której uczy moja mama), w październiku wracalismy razem z różańca, wtedy też rozmawialiśmy i lepiej go poznałam, zakochałam się w nim. jednego dnia powiedziałam mu, że cieszę się, że go znam. on speszył się. w gimnazjum religii uczy nas siostra, mamy z nią dobre stosunki. mówiła mi, że on dopytuje sie delikatnie o mnie. modlę się o tę miłość, bo lubię go za ciepło i naturalnośc, którą żadko można spotkać. w grudniu będziemy razem wracać z rorat. nie mam jego numeru. chciałabym spotykać się z nim, bo podoba mi się jako chłopak i jako człowiek. (myślę, że on może wstydzić się, że ma gorsze oceny i jest ode mnie mniej zamożny). co zrobić? bardzo proszę o szybką odpowiedź.


* * * * *

Droga Aniu, na pewno nie robić nic za szybko! Po prostu czekaj, choć trudno jest czekać spokojnie. Wygląda na to, że on jest Tobą zainteresowany i wszystko jest na dobrej drodze. Zatem bądź przy nim sobą, uśmiechaj się, rozmawiajcie na różne tematy ale nie na tematy uczuć i nic mu nie wyznawaj! O tym w tym artykule: [zobacz] Po prostu akcja rozwinie się sama i pozwól mu jako chłopakowi działać, bo on chce działać, tylko Ty nie możesz go pospieszać ani naciskać bo się wycofa. Po prostu odpowiadaj na jego zainteresowanie ale sama nie pędź do przodu. Polecam Ci też odp. nr: 25, 50, 330, 1101, 1447, 2561, 3153, 3162, 3180. Z Bogiem!

  Agata, 21 lat

3352
01.12.2012  
Witam! Nazywam się Agata. Od jakiegoś czasu spotykam się z chłopakiem, jesteśmy w sobie zakochani po uszy. Trwamy w czystości. Jednak nie wiem, czy grzechem nie jest również to, że śpimy razem, w jednym łóżku. Nie zdarza się to codziennie, jednak dość często, zazwyczaj jest to zaplanowane. Wiadomo, że jest to pokusa, jednak sobie z nią radzimy. Czy takie postępowanie jest grzechem? Dziękuję za odpowiedź :)

* * * * *

No ale pytanie zasadnicze jest takie: PO CO Wy w tym jednym łóżku śpicie? Przyjeżdżacie do siebie i nie ma drugiego, tak? Czy to prostu taka fanaberia? Jeśli chodzi o warunki lokalowe to on jako chłopak powinien spać na materacu, w śpiworze itp. odstępując Ci łóżko. Jak najbardziej jest to narażanie się na pokusę i wywoływanie niepotrzebnego podniecenia. Sami napytacie sobie biedy. Absolutnie należy z tym skończyć, bo teraz sobie "jakoś" radzicie ale co będzie za miesiąc, dwa? Poza tym nie wiesz naprawdę jak (i czy) radzi sobie chłopak. Jest to złe i nie pomaga w zachowaniu czystości. Polecam Wam też ten artykuł, on jest wprawdzie o mieszkaniu razem, co Was nie dotyczy ale wspominam na końcu o takiej sytuacji jak Wasza: [zobacz] i te odp: 530, 739.
Z Bogiem!

  A., 21 lat
3351
29.11.2012  
Witam. Chciałam zapytać o taką "dziwną" sprawę... Jakiś czas temu poznałam pewnego chłopaka, który wtedy był mi obojętny. Na ostatnim wyjeździe naszej wspólnoty dawał mi wyraźne oznaki zainteresowania. Od tamtego czasu minęły już 3 tygodnie, my widujemy się raz w tygodniu i problem polega na tym, że tylko w tym jednym dniu próbuje zdobywać moje względy, a w ciągu tygodnia nie daje znaku życia. Nie ukrywam, że zaczęło zależeć mi na pogłębieniu tej znajomości, nie wiem tylko, czy powinnam pierwsza wychodzić z inicjatywą, czy też pokornie czekać... Pozdrawiam serdecznie

* * * * *

Minęło niewiele czasu od Waszego poznania zatem jego zachowanie jest normalnym zachowaniem osoby kimś zainteresowanej. Na początku nie chce po prostu być nachalny, próbuje też wyczuć co Ty na to i nie chce się narzucać z częstszym kontaktem. Być może nie wie też jaka jest Twoja sytuacja osobista, czy kogoś masz. Na Twoim miejscu poczekałabym spokojnie ale też - jeśli Ci zależy - musisz w jakiś sposób mu to okazać odwzajemniając uśmiech, inicjując także pierwsza rozmowę itd. Czas pokaże jak to się rozwinie. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej