Polski ślubByć może niejeden czytelnik zdążył już zauważyć, że w moich artykułach ukrywa się sekretna dramaturgia. Ja sam odkryłem to dopiero niedawno. Zazwyczaj chwalę różne wydarzenia z Polski, niekiedy opisuję coś strasznego, co obecnie dzieje się w Niemczech, a na końcu apeluję do Polaków, którzy dzisiaj żyją, pracują i modlą się, aby to samo nie przyszło do ich kraju.Nadszedł więc czas, aby złamać ten schemat i zacząć rozdzielać krytyki i pochwały w inny sposób. Oznacza to, że tym razem nie będę krytykował mojej ojczyzny, ale moich polskich gospodarzy. Powodem ku temu jest ślub, na który byłem zaproszony przed kilkoma dniami w Warszawie i który na długo pozostanie mi w pamięci. Dlaczego? Po pierwsze byłem nieco zdziwiony, że niektórzy goście koniecznie musieli nosić okulary przeciwsłoneczne w kościele. Nie chcę żartować z osób, które mają oczy wrażliwe na światło, gdyż kiedy świeci słońce, to z pewnością stanowią one ochronę dla oczu. Ale w kościele? Czy może to "słońce sprawiedliwości", jak niektóre stare pieśni kościelne opisują Jezusa, świeciło tak mocno, iż niektórzy goście nie mogli zdjąć okularów? Wątpię. Co prawda jedna kobieta zdjęła okulary, ale niestety w czasie aktu pokuty nie mogła uczynić gestu bicia się w piersi, gdyż trzymała je kurczowo w rękach. Ten wymowny obraz mógłby być pokazany w zbliżeniu w filmie z przesłaniem metafizycznym. Ale być może owa kobieta po prostu nie chciała popsuć swojego - tak dobrze przygotowanego na ten ślub - wizerunku. Jeśli chce się być modnym, to materiał zawsze będzie ważniejszy niż dusza. Ale nie chcę być zbyt krytyczny w stosunku do gości tego "typowo polskiego ślubu", jak mi to zostało zapowiedziane przy wręczaniu zaproszenia. Język polski jest naprawdę trudny! Nie tylko dla Niemców, ale również dla Polaków! Pewnie z tego powodu odpowiedzi na wezwania księdza w czasie Mszy św. były słyszalne tylko z jednej ławki. Inni goście pozostali milczący. Zresztą nawet z klękaniem mieli problemy. W górę i w dół, stać, siedzieć, klęczeć, podawać ręce. Jeśli Pierwsza Komunia lub bierzmowanie były 20-30 lat temu, to jak można o tym wszystkim pamiętać?! Nie zapominając o fotografach i kamerzystach chodzących w kółko po kościele! Dla wielu młodych kobiet, zwłaszcza świadkowej, było to przyczyną dużego stresu. Przez cały czas musiały mieć przyklejony do twarzy sztuczny uśmiech. Bo przecież to transmisja na żywo, nie będzie powtórki. Jednakże najważniejsza jest młoda para. Zarówno panna młoda, jak i jej oblubieniec przez cały czas chichotali, odwracając się i śmiejąc. Czy z tego, co działo się przed nimi na ołtarzu? Śmiali się zwłaszcza podczas tej części Mszy, kiedy celebrans - może ktoś jeszcze to widział na własne oczy - zszedł z ołtarza ze staromodnym kielichem i wielkim białym "chipsem" - najwyraźniej nigdy tego nie widzieli w supermarkecie. A może byli zbyt zakłopotani, że mają jeść i pić na kolanach? W każdym MacDonaldzie można przecież zjeść na siedząco. I nie przeszkadza w tym nudna muzyka organów, ale można oglądać odlotowe wideoklipy. Muszę jednak napisać też coś na ich obronę. Oni przecież nawet po naukach przedmałżeńskich wcale tej Mszy nie chcieli - o czym się później dowiedziałem. Przed samym ślubem poprosili księdza mającego udzielać im sakramentu małżeństwa, czy mógłby jedynie "zrobić obrączkowanie". On jednak odmówił, bo i cóż innego miał zrobić? Czy to nie tak jakbym poszedł do piłkarza i poprosił go, aby nie grał tych długich dziewięćdziesięciu minut, ale tylko przeszedł przez boisko, i to najlepiej bez piłki... A więc tak wygląda typowy polski ślub na początku XXI wieku? Nie ma co, jestem pod wrażeniem. Jeśli w przyszłości będę raz jeszcze zaproszony na taki ślub, to z pewnością wezmę ze sobą okulary przeciwsłoneczne, aby nie widzieć tego wszystkiego. Najlepiej gdybym podłączył jakieś słuchawki do mikrofonu księdza i nie słyszał wokół mnie tej ciszy przerywanej na przemian mamrotaniem i chichotaniem. Słyszałem, że następne dwanaście godzin miały być bardzo przyjemne. Wielkie przyjęcie na peryferiach Warszawy, z dużą ilością wódki i mięsa. Ale najlepsze jest to, że miejscem przyjęcia była stajnia dla koni! Uważam, że to był dopiero pomysł! Stefan Meetschen Autor jest dziennikarzem
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |