Dorastanie do rodzicielstwaNawet kiedy cztowiek coś bezpowrotnie psuje, Bóg wciąż ma dla niego coś najlepszego.Kwestia płodności w naszym małżeństwie w ciągu minionych wspólnych 14 lat ewoluowała i nabierała różnych wymiarów. Na początku było: PŁODNOŚCI - NIE!Jako młodzi małżonkowie prosto po studiach przystąpiliśmy do wyścigu szczurów. Liczyło się zdobycie doświadczenia zawodowego, wypracowanie sobie pozycji, zakup mieszkania, samochodu... Chcieliśmy pożyć. Bóg i dzieci - to były dwa niewygodne tematy, na które w naszym życiu nie było ani miejsca, ani zgody. Przez trzy lata stosowaliśmy więc antykoncepcję. Takie życie szybko nas jednak wypaliło, a wszystko, o co zabiegaliśmy przez pierwsze lata naszego małżeństwa, okazało się bezsensowne. Nie chcieliśmy się rozstać, jednak wydawało się nam to nieuniknione; dosyć już mieliśmy kłótni. Uchwyciliśmy się Boga jako ostatniej deski ratunku dla nas "razem". Z sercem przepełnionym desperackim zaufaniem zawołaliśmy "Boże ratuj!" i... stał się cud. Nastał etap drugi:PŁODNOŚCI-TAK!Wraz z nawróceniem przyszło silniejsze z dnia na dzień pragnienie posiadania potomstwa. Odstawiliśmy środki antykoncepcyjne. Modliliśmy się o dziecko, ale ono się nie pojawiało. Robiliśmy co w naszej mocy i... nic. Leczyliśmy się w najlepszej klinice leczenia niepłodności; zgromadzone pieniądze poszły na badania: jedne, drugie, trzecie, aż uzbierała się cała teczka dokumentacji medycznej. Lekarze mówili: nie ma przeszkód... Wpadliśmy w pułapkę "chcenia". Prosiliśmy Boga: "Daj nam dziecko. Teraz! Już chcemy!". Ale ciąży nie było. Przyszedł bunt wobec Boga - Dawcy życia! Wściekaliśmy się. Mieliśmy dość sprowadzania nas przez medycynę do roli maszyn, bycia według lekarzy "parą idealną do in vitro", ale też współżycia na czas, z kalendarzem w ręku.W szóstym roku małżeństwa udało się nam dotrzeć na audiencję do Jana Pawła II, któremu ze łzami wyznaliśmy: "Ojcze Święty, nie możemy mieć dzieci...". Popatrzył na nas, wziął za podbródek i powiedział: "Bóg ma plan. Otwórzcie się na niego". Zrozumieliśmy ostatecznie, że Boży plan to nie in vitro. Po kolejnych dwóch latach starań doszliśmy do punktu, w którym powiedzieliśmy Bogu: "O co Ci chodzi? Jesteś naszym Bogiem i Panem, chcemy żyć zgodnie z Twoją wolą, powołujesz małżonków, by obdarzyć ich potomstwem, a u nas nic!". Jednak nie przestaliśmy - za radą Jana Pawła II - akcentować w modlitwie: "Zgodnie z Twoją wolą, Boże". I nastał kolejny etap naszego małżeńskiego życia: PŁODNOŚĆ - REALIZOWANA INACZEJ!Kiedy już pragnęliśmy mieć dzieci, na początku temat adopcji dla nas nie istniał. Był tabu. W naszych tradycyjnych rodzinach "takie rzeczy" się nie działy. Jednak natarczywie zaczęło wracać pytanie zadane nam w dniu zaślubin: "Czy chcecie przyjąć potomstwo, którym Bóg Was obdarzy?" Oczy i serca zaczęły się nam otwierać: przecież kapłan nie wspominał o dzieciach urodzonych tylko "brzuchem"! Odkrywanie powoływania do adopcji wzbudziło w nas nieoczekiwaną radość i nadzieję! Dojrzeliśmy. Zgłosiliśmy się do Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego na warszawskim Grochowie. Rozpoczęliśmy żmudny proces adopcyjny, o którym dziś wiemy, że w 100 proc. jest zasadny.Owocem naszej "płodności realizowanej inaczej" i otwarcia się na Boży plan są dziś siedmioletnia Nina, a od siedmiu miesięcy także nasz malutki Franek. Wierzymy, że nasze dzieci nie trafiły do nas przypadkiem. Taka była wola Boża, żeby właśnie one osadziły się w naszej rodzinie. Rodzice adopcyjni nie przychodzą bowiem szukać "jakiegoś dziecka" - przychodzą prosić o pomoc w odnalezieniu swojego dziecka! Tego, które Bóg im zaplanował i przeznaczył. Warto było przeżyć wszystkie etapy płodności, by dziś móc obejrzeć się za siebie i dostrzec, jak niesamowita może być odmiana serc małżonków. Często pierwotnie pełni bólu, bo biologicznie nie wyszło, później nie wyobrażamy sobie, że naszych ukochanych dzieci mogłoby z nami nie być. Nasze skarby wiedzą i będą wiedzieć, że są urodzone przez nas inaczej - nie "brzuchem", ale "serduchem". Wiedzą, że są wymodlone. I wiedzą, jak bardzo są nasze, a my ich, jak bardzo je kochamy. Bo tylko wtedy w pełni realizuje się płodność, gdy towarzyszy jej dojrzała miłość. Historii Iwony i Piotra wysłuchał Radek Molenda
Tekst pochodzi z Tygodnika
(Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa)
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |