Jeśli za kilka miesięcy chłopaka nie będzie, nie opadajcie z sił, będzieKiedy skończyłam studia i znalazłam pracę bardzo pragnęłam zostać mamą. Zaczęliśmy się starać o dziecko. Szybko zorientowaliśmy się, że to za mało. Zaczęliśmy prosić Pana Boga, aby zechciał obdarzyć nas potomstwem. I tak mijał rok, drugi i nic. Czekanie stawało się dla mnie coraz trudniejsze, powoli stawało się cierpieniem.Zastanawiałam się czy Pan Bóg naprawdę chce dać nam dziecko, czy naprawdę pragnie naszego szczęścia, czy naprawdę nas kocha. Często wracały do mnie Słowa Pana Boga wypowiedziane do pierwszych małżonków: "bądźcie płodni i rozmnażajcie się" i zastanawiałam się czy Pan Bóg nam też tak błogosławi. Zastanawiałam się, a może raczej coraz bardziej zaczynałam w to wątpić. Coraz bardziej wątpiłam w to, że Bóg nas kocha, że pragnie naszego szczęścia. To było dla mnie ogromnym cierpieniem. Czułam się opuszczona i nieszczęśliwa. Mój mąż miał o wiele więcej ufności i wiary w Boga i to jeszcze bardziej potęgowało moje wyobcowanie. Czułam, że czas leci, jestem coraz starsza, a dzieci wciąż nie ma. W rodzinie również narastała przygniatająca presja: "na co wy czekacie?", "latka lecą a wy co?", "no, kiedy będę babcią?". Koszmarem stały się dla mnie wszelkie uroczystości rodzinne, zwłaszcza te, w których składano mi życzenia: "...i żebyś wreszcie miała dziecko". Czułam bezsens upływającego czasu. Niekiedy zamykałam się w pokoju i płakałam totalna bezradność. Pan Bóg jednak cały ten czas był z nami i pragnął wyprowadzić z tego czasu i z tego cierpienia pełnię błogosławieństwa. Upomniał się o nas i zaczęliśmy modlić się o łaskę rodzicielstwa. Mimo to, ja nadal czułam bezsens tego cierpienia. Zaczęliśmy więc pytać Pana Boga: "dlaczego?", "jaki jest sens naszego cierpienia?". Co wieczór pytaliśmy Pana Boga i prosiliśmy o Słowo, zapraszaliśmy Ducha Świętego i otwieraliśmy Pismo Święte. To co zrozumieliśmy z danego nam Słowa zapisywaliśmy w zeszycie. I tak dzień po dniu Pan Bóg objawiał nam to czego pragnie nas nauczyć w tej sytuacji. Nauka ta dotyczyła głównie naszego małżeństwa, bo my nie potrafiliśmy się kochać. Mnóstwo było we mnie egoizmu, pychy, nieufności Bogu, bałwochwalstwa i fałszywego obrazu samej siebie. Nie chcę napisać, że teraz sobie z tym wszystkim poradziłam ani, że dziecko (rodzicielstwo) jest swego rodzaju nagrodą, na którą trzeba sobie zasłużyć nienagannym życiem. Nie, ale Pan Bóg to kochający Ojciec, On wie, że czasem trzeba dziecku (czyli nam) czegoś odmówić, bo gdyby dać wszystko od razu to można dziecko stracić. Każde cierpienie ma sens, ma sens ukryty w Bogu. Prosiliśmy Pana Boga by nas uzdrawiał i przemieniał nasze serca. I tak się dzieje do dziś. Zanim jednak poczuliśmy to działanie Pana Boga w naszym życiu, kiedy jeszcze było tak szalenie trudno Pan Bóg dawał nam dowody Swojej obecności i opieki. Dużo siły dawała nam modlitwa różańcowa (nowenna Pompejańska). Pan Bóg dawał mojemu mężowi sny, które bardzo podtrzymywały nas na duchu. Pan Bóg mówił we śnie: "Wiem, że czekacie". Bardzo potrzebowałam to wiedzieć i czuć, że Bóg wie o naszym cierpieniu. Potem kilka dni po skończeniu nowenny za wstawiennictwem św. ojca Pio mój mąż miał sen. We śnie spotkał się z ojcem Pio i uzyskał zapewnienie, że Bóg będzie uwielbiony w naszym rodzicielstwie. Usłyszał także słowa: "Jeśli za kilka miesięcy chłopaka nie będzie, nie opadajcie z sił, będzie." Dopiero z czasem zrozumieliśmy te słowa. Trzy miesiące po tym śnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży - ogromna radość. Uwierzyliśmy, że będzie to chłopiec, tak wynikało ze słów ojca Pio. Niestety nie zdążyliśmy się o tym przekonać, poroniłam. Wtedy zrozumieliśmy: "Jeśli za kilka miesięcy chłopaka nie będzie...". Nie było naszego Jasia. Nie mieliśmy ciałka, nie było pogrzebu. Bardzo potrzebowaliśmy się pożegnać. Odprawiliśmy prywatne nabożeństwo chrztu pragnienia. Wierzymy, że Jaś jest szczęśliwy w niebie i wstawia się za nami. Trzy miesiące po stracie zaszłam kolejny raz w ciążę i dziś błogosławię Boga za Dominika, który urodził się w wigilię Bożego Narodzenia. Początek ciąży był naznaczony ogromnym lękiem przed kolejną stratą, lecz Pan Bóg dawał w tym czasie wiele dowodów na to, że błogosławi i pragnie, by Dominik szczęśliwie się narodził. Za patrona naszego syna obraliśmy św. Dominika Guzmana, ponieważ do niego codziennie modliliśmy się o poczęcie i szczęśliwe rozwiązanie. Przez cały ten czas nosiłam też pas św. Dominika. Niech Bóg będzie uwielbiony w Swoim nieskończonym Miłosierdziu, bo odmienił moje życie. Bóg jest Dawcą wszelkiego dobra. Przekonałam się, że własnymi siłami nie jestem w stanie zapewnić sobie szczęścia. Modlitwa o dar życia dla dziecka poczętego Święty Janie Pawle II, ty, który jesteś obrońcą nienarodzonych dzieci, wstaw się za nami. Uratuj nasze dziecko. Niech zagrożenie ciąży minie, aby mogło przyjść ono na świat w terminie i mogło chwalić naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Daria i Filip
(Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa)
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |