Nad stawem mieszkał samotny człowiek. Kiedyś był bardzo bogaty miał wielki dom, rodzinę i mnóstwo przyjaciół. O nic się nie troszczył, bo i po co skoro nic więcej nie potrzebował. Jednak pewnego dnia stracił dom, rodzinę i życzliwych ludzi. Długo błąkał się nieszczęśliwy po świecie, aż wreszcie osiadł w samotni nad zielonym stawem. Tu dzień po dniu zastanawiał się nad swoim losem. - "Moje życie nie było dobre, więc teraz cierpię". Im więcej o tym myślał, tym bardzie) stawał się smutny. Nie radowały go przemijające pory roku ani śnieg, ani kwitnące drzewa, ani złote ważki nad stawem, ani purpurowe liście dzikiego wina. Teraz też o nic się nie troszczył, bo i po co, skoro wszystko mu zobojętniało. Sam także bardzo się zaniedba]. Wychudł, przygarbi] się i przestał] się golić. Wokół niego nawet przyroda znieruchomiała - ptaki przestały śpiewać, ryby w stawie nie pluskały się wesoło, pałki wodne zwiesiły smutno podłużne główki i nawet ogień w kominku coraz częściej przygasał Pewnego wieczoru człowiek usiadł przy stole podparłszy głowę dłońmi. Przed nim ledwie tliła się mizerna świeczka. - Najlepiej zniszczyć, to wszystko, co takie marne. Inaczej nic dobrego z tego nie będzie. Najpierw zgaszę tę lichej świeczkę, potem wykoszę nadłamane trzciny, rozpędzę milczące ptaki i powyławiam ospałe ryby. Zabiorę się za to jutro rano. Teraz pójdę spać. Zanim jednak człowiek zdąży] przygotować sobie posłanie ktoś zapuka] do drzwi. Mieszkaniec chatki nie zdążył się odezwać, gdy w izbie pojawiła się jakaś postać. Trudno było w półmroku zobaczyć rysy jej twarzy, ale było w niej coś tak niezwykłego, że nawet dobrze jej nie widząc można było czuć bijące od nie] ciepło i dobro. - Jestem wędrowcem - cicho powiedział niespodziewany gość. - Szedłem trzy dni i trzy noce bez odpoczynku. Czy mogę u ciebie przenocować? - Bhuu - wyjąkał człowiek i natychmiast zamilkł. - No, to jak? Ugościsz mnie? - Cóż... dawno nie widywałem ludzi. Nie umiem już chyba z nikim rozmawiać, a co dopiero ugościć... - Wystarczy, że pozwolisz mi się przespać w kącie. Rano napiję się wody i pójdę dalej - uśmiechnął się wędrowiec. - Skoro tak niewiele potrzebujesz, to zostań - mruknął człowiek. Sam się sobie dziwił dlaczego zgodził się przenocować dziwnego gościa. Normalnie przepędziłby takiego intruza na cztery wiatry, ale teraz powstrzymała go życzliwość i troska, które wraz z przybyszem wypełniły każdy zakamarek chatynki. - Pozwól więc, że dam ci trochę więcej światła - i wędrowiec podszedł do stołu z dogasającą świeczką. Położył dłoń na tlącym się knotku, który w tej samej chwili zapłonął jasnym, mocnym ogniem. Wokół zrobiło prawie tak jasno jak w dzień, a do tego ciepło i przytulnie. Zdumiony człowiek poczuł, że dzięki światłu świecy jego ponura izdebka nabrała życia i stała się prawdziwym domem. Po raz pierwszy od wielu lat lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Usiadł przy stole naprzeciwko dziwnego gościa i odważnie popatrzył mu w oczy. To, co potem się wydarzyło jest wielką tajemnicą. Blask poranka zajrzał już przez okno, a dwie postacie nadal tkwiły przy stole. Tylko, że jedna z nich klęczała i płakała. Po jakimś czasie drzwi od domku otworzyły się i dwóch przyjaciół stanęło na progu. Chwilę patrzyli w niebo i na drzewa wsłuchując się w wesoły świergot ptaków. - A ja już myślałem, że one nigdy nie zaczną śpiewać... - wyszeptał człowiek ocierając łzy, które wciąż spływały mu po policzkach. - Niedługo muszę iść dalej, więc chodźmy jeszcze nad staw - wędrowiec postąpił kilka kroków. Pod dotknięciem jego stóp ożywiały się przywiędłe trawy i kwiaty, a pszczoły i różnorakie owady budziły się z letargu. Kiedy obydwaj stanęli nad stawem, niezwykły gość wszedł pomiędzy nadłamane trzciny i pałki wodne przemawiając do nich jak do dzieci. Na dźwięk jego głosu jedna po drugiej prostowały się jak żołnierze w szeregu. Potem dotknął ręką lustra wody i natychmiast jego powierzchnia zmarszczyła się i rozkołysała od pluskających się w niej ryb. Prawdziwe życie wróciło nad staw, a w sercu człowieka zagościły dawno zapomniane radość i spokój. Nie mógł uwierzyć, że został uzdrowiony pomimo tego, że prawie całe swoje życie zmarnował i stracił już na wszystko nadzieję. - Nawet nie potrafię ci podziękować, a przecież ty okazałeś mi tyle dobra... - człowiek odwrócił rozpromienioną twarz do wędrowca, ale za jego plecami już nikogo nie było. Porozmawiajmy...
Jak żył człowiek, zanim nie utracił wszystkiego co miał? EP
|
| [ Strona główna ] |
|
|
|