Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Umarłe dziecko

Żałoba gościła w domu, żałoba panowała w sercach. Umarło najmłodsze dziecko, czteroletni , jedyny syn, nadzieja i radość rodziców. Mieli wprawdzie dwie córki, obie były dobre i kochane dziewczynki, ale utracone dziecko jest zawsze najukochańsze. Los ciężko ich doświadczył. Ojciec był głęboko zrozpaczony, ale matkę zmiażdżył wielki ból. Dni i noce siedziała nad chorym dzieckiem, pielęgnowała je i tuliła. Czuła w nim cząstkę siebie. Nie mogła tego pojąć, że dziecko umarło, że włożą je do trumny i pochowają w grobie. Bóg nie mógł jej zabrać dziecka - myślała - a skoro się tak jednak stało i miała już tę pewność, powiedziała w swym bezmiernym bólu: "To pewnie Bóg o tym nie wiedział. Ma on tu na ziemi służbę pozbawioną serca, która robi to, co jej się podoba i nie słyszy modlitw matki!"

W bólu wyrzekła się Boga i wówczas ogarnęły ją ponure myśli. Myśli o wiecznej śmierci, o tym, że człowiek stanie się prochem w ziemi i że tak się wszystko skończy. Gdy tak rozmyślała, nie miała się na czym oprzeć i pogrążała się w nicość i w zwątpienie bez dna.

W najcięższych chwilach nie mogła już płakać. Nie myślała o swych córeczkach, które pozostały. Łzy męża spadały na jej czoło, ale nie podnosiła ku niemu oczu. Myśli jej były przy zmarłym dziecku. Żyła wywołaniem każdego wspomnienia o nim, każdego z jego niewinnych, dziecięcych słów.

Nadszedł dzień pogrzebu. Matka parę poprzednich nocy spędziła bezsennie, o świcie zmogło ją zmęczenie i zasnęła na krótko. Przez ten czas wyniesiono trumnę do sąsiedniego pokoju i zabito ją gwoździami, aby matka nie słyszała uderzeń młotka.

Obudziwszy się wstała, a mąż powiedział do niej ze łzami:

- Zamknęliśmy trumnę, tak musiało się stać.

- Gdy Bóg jest dla mnie okrutny, jakże mogą ludzie być lepsi! - zawołała szlochając i płacząc.

Zaniesiono trumnę do grobu. Niepocieszona matka siedziała obok swych córeczek, patrzyła na nie, nie widząc ich. Jej myśli odbiegały od domu, oddała się bólowi. Tak minął dzień pogrzebu i wiele innych dni minęło w tym samym jednostajnym, ciężkim bólu. Patrzyli na nią domownicy wilgotnymi oczami i smutnym wzrokiem. Nie słuchała ich pocieszeń - i cóż mogli powiedzieć, sami byli zbyt ciężko zmartwieni.

Zdawało się, że sen opuścił ją zupełnie, a sen byłby jej najlepszym przyjacielem, przywróciłby spokój duszy. Zmuszali ją, aby kładła się do łóżka, a ona, położywszy się, udawała, że śpi. Pewnej nocy mąż, słysząc jej oddech, pewien, że od- nalazła spokój i ulgę, złożył ręce w modlitwie i wkrótce zasnął zdrowym i mocnym snem. Matka podniosła się , narzuciła na siebie suknię i cicho wymknęła się z domu. Poszła tam, gdzie całe dni i noce podążały jej myśli - do grobu, w którym leżało jej dziecko. Nikt jej nie widział i ona nie widziała nikogo.

Matka weszła na cmentarz, podeszła do małej mogiłki, która była jednym wielkim bukietem pachnących kwiatów. Usiadła i pochyliła głowę, jak gdyby poprzez gęstą warstwę ziemi mogła zobaczyć swego chłopczyka. Nie mogła zapomnieć kochanego wyrazu jego oczu, nawet wtedy, gdy był już chory. Jakże wymowne było jego spojrzenie, kiedy się nad nim pochylała i ujmowała jego delikatną rączkę, której sam nie mógł już podnieść. Tak, jak siedziała nad jego łóżkiem, czuwała teraz nad jego grobem, ale tutaj łzy mogły swobodnie płynąć i spadać na grób.

- Chcesz pójść za swoim dzieckiem? - powiedział jakiś głos tuż obok niej. Dźwięczał tak jasno, tak głęboko, że przeniknął do jej serca. Spojrzała: obok niej stał jakiś człowiek, owinięty w obszerny, żałobny płaszcz, którego kaptur przykrywał mu głowę. Jego twarz była surowa, ale wzbudzała zaufanie a oczy promieniały, jak gdyby był młodym człowiekiem.

- Za moim dzieckiem - w jej oczach była prośba pełna rozpaczy.

- Czy odważysz się pójść za mną? - spytała postać - Jestem Śmierć. Skinęła głową. I nagle zdawało się, że wszystkie gwiazdy płoną takim blaskiem, jak księżyc w pełni; zobaczyła cały przepych barw w kwiatach na grobie. Powłoka ziemi zapadała się łagodnie a postać rozpostarła nad nią swój czarny płaszcz! Pogrążała się w ziemi a cmentarz rozpościerał się nad jej głową jak dach. Nastała noc, noc śmierci.

Rąbek płaszcza uchylił się i oto matka stała w potężnej hali. Panował półmrok. Nagle zobaczyła przed sobą swoje dziecko i w tejże chwili przytulała je do swego serca, a ono uśmiechało się do niej i było piękniejsze niż dawniej. Wydała okrzyk, ale nie usłyszano go, gdyż wokół niej rozbrzmiewała cudowna muzyka. Nigdy jeszcze nie słyszała tak błogich tonów, wydobywały się one spoza ciężkiej i czarnej jak noc zasłony, która oddzielała halę od wielkiego kraju wieczności.

- Moja droga, miła mamo! - usłyszała głos swego kochanego dziecka, a potem w nieskończonej błogości poczuła jeden pocałunek za drugim.

- Na ziemi nie jest tak pięknie! Widzisz mamo, czy widzisz to wszystko? Oto szczęście!

Ale matka nie widziała nic, co dziecko pokazywało, nic oprócz czarnej nocy. Patrzyła ziemskimi oczami, nie tak jak dziecko, które Bóg do siebie prowadził. Słyszała dźwięki, tony, ale nie słyszała słów, w które pragnęła wierzyć.

- Teraz mogę fruwać, mamo - powiedziało dziecko - pofrunąć ze wszystkimi radosnymi dziećmi tam, do Boga. Chciałbym tak bardzo frunąć, ale kiedy ty płaczesz, jak teraz, nie mogę cię porzucić, a chciałbym tak bardzo! Czyż nie mogę pójść z nimi? Przyjdziesz przecież do mnie wkrótce, moja miła mamo!

- Ach, zostań - powiedziała - tylko przez chwilę. Jeden jedyny raz chcę na ciebie spojrzeć, pocałować cię i utulić w moich ramionach! - Całowała je i tuliła. Wtem z góry zabrzmiało jej imię, głos ten był bardzo żałosny. Cóż to mogło być?

- Czy słyszysz? - powiedziało dziecko - To ojciec cię woła! I znowu po chwili rozległy się głębokie westchnienia, jak gdyby płaczących dzieci.

- To moje siostry! - rzekło dziecko - Mamo, chyba o nich nie zapomniałaś? Wtedy wspomniała o tych, których zostawiła i ogarnął ją lęk. Ich wołanie i westchnienia rozbrzmiewały jeszcze w górze, prawie o nich zapomniała dla umarłego dziecka.

- Mamo, teraz biją dzwony Królestwa Niebieskiego! - powiedziało dziecko.

- Mamo, teraz wschodzi słońce!

Spłynęło na nią olśniewające światło, dziecko zniknęło, a ona wzniosła się w górę. Zrobiło się zimno, podniosła głowę i spostrzegła, że leży na grobie swego dziecka. Bóg zesłał jej sen i we śnie stał się podporą jej stóp, światłem jej rozumu.

Uklękła i modliła się:

- Przebacz mi Panie Boże, że chciałam zatrzymać wieczną duszę w jej locie i że pragnęłam zapomnieć o obowiązkach, którymi mnie tu na ziemi obarczyłeś względem żywych!

Gdy wymówiła te słowa, poczuła ulgę w sercu. Wzeszło słońce, nad jej głową zaśpiewał ptaszek, dzwony kościelne dzwoniły na mszę poranną. Dokoła niej panował nastrój tak uroczysty, jak w jej sercu. Poznała swego Boga, przypomniała sobie swoje obowiązki i pełna tęsknoty pośpieszyła do domu. Pochyliła się nad mężem i serdecznym pocałunkiem obudziła go. Mówili do siebie słowa serdeczne i szczere. Była silna i łagodna, tak jak tylko żona potrafi być, stała się źródłem pociechy:

- Wola Boga jest zawsze najlepsza!

A mąż spytał:

- Skąd zaczerpnęłaś nagle tyle sił i tak pocieszające myśli? Ona zaś pocałowała męża i dzieci i powiedziała:

- Mam je od Boga za pośrednictwem naszego zmarłego dziecka.

Hans Christian Andersen



Wasze komentarze:
 Ala: 23.08.2013, 23:10
 Mami ją również tak samo myślałam że nie przeżyłabym śmierci własnego dziecka ,a teraz muszę żyć żyje chociaż tego nie chce . . Mój synek zginął 2 mc temu miał tylko 18 lat moje oczko w głowie był całym moim światem teraz nie zostało nic tylko ból tęsknota pusty pokój i przerażająca świadomość że już go nie zobaczę i jak dalej żyć ?pozostała tylko masa pytań dlaczego on ,gdzie był bóg że pozwolił mu zginąć gdzie to miłosierdzi'e ?czy cierpiał ? No i jak mam z tym żyć . . . :-( kocham cię synku
 mama Aniołka : 07.08.2013, 17:14
 Witam Mój upragniony długo oczekiwany synek odszedł:-( nawet sie z nim nie pożegnaliśmy:-( początek 8 miesiąca nagły ból brzuszka :-( karetka zjawiła sie w 7 minut szybka reakcja lekarza w szpitalu i cesarka niestety nie udało się :-( słowa lekarza szczęście w nieszczęściu Pania udało się uratować Maleństwa nie nagłe odklejenie łożyska duży krwotok .24 sierpnia minie 5 miesięcy jak Oliwierka nie ma już z Nami:-( ciężko się nam żyje po stracie synka i braciszka wspieramy się nawzajem i mocno wierzymy w to ze naszemu Aniołkowi wśród innych Aniołków jest dobrze .Mi tutaj jest bardzo ciężko ale nie mogę się poddać córeczki mnie potrzebują .Może tu ktoś z Was pomoże mi zrozumieć bliskich mojego Partnera :-( nie było ich jak był pokropek Oliwierka ani przez ten cały okres który minął nie moge tego zrozumieć i się z tym pogodzić dlaczego czym Nasz Synek sobie zasłużył na takie potraktowanie :-( moja przyszła teściowa jest z nami w stałym kontakcie sama również pochowała 2 dzieci ,co niedziele jest w kościele a 38 km odległości od miejsca zamieszkania do naszego jest jak inna planeta :-( tak samo jest z młodsza siostrą :-( tylko starsza siostra nas wspierała i wspiera i jak tylko przyleci na urlop do polski to zapewne w pierwszej kolejności będzie z wizytą u naszego Oliwierka
 aneta: 22.07.2013, 00:47
 przed wczoraj umarł mój ukochany. Dzis dowiedziałam sie ze jestem w ciązy. Całą moją miłosc przeleje na synka. Zawsze bede cie kochac, dominiku.
 zuzanna: 14.06.2013, 14:31
 mi zmarł wujek 9 czerwca z wycieńczenia i z nowotworu . Czy w momentach gdy wszyscy są weseli zawsze ktos musi to odebrać? Mojej siostry koleżance zm mama i ciocia a ona i jej tata są w śpiączce..był wypadek . Gdy dowiaduje się o kogoś śmierci to nogi mi się uginają i mdleje... Współczuje z całego serca wszystkim poszkodowanym przez los:(
 Kasia: 07.04.2013, 13:18
 Ja miesiac temu straciłam synka Kubusia:(Niegdy sie z tym nie pogodze ale musze nauczyc sie z tym zyc:((( Jest mi bardzo ciezko...Bardzo Ciebie kocham moj Syneczku:((((Twoja mama
 Kamila: 18.03.2013, 00:07
 Mój synek miał tylko 3 dni ...również zmarł...do dziś nie mogę się z tym pogodzić ...Chciałabym wierzyć że jest mu dobrze i że nie cierpi ale to trudno...Kocham Cię Nikolasku *
 Kasia: 22.02.2013, 23:18
 Moja mama umarła równo miesiąc temu, bez zapowiedzi, bez pożegnania, upadła, tydzień w śpiączce i odeszła. 53 lata. Tak za nią tęsknię, że nie da się tego wyrazić. Jestem młoda, ale jedyne o czym myślę to kiedy znowu się spotkamy. Nie chcę za długo czekać
 szymon: 05.02.2013, 18:43
 Pamiętam jak umarła moja mama. Gdy po raz pierwszy pojechałem odwiedzić Ją w szpitalu, po kilku chwilach zacząłem płakać i płakałem tak mocno i ani brat, ani matka nie mogli mnie powstrzymać, mówili: "Nie płacz" i tak cały czas i jeszcze Mama na to: "Nie płacz. Dlaczego płaczesz? Musisz być silny." Ja przez łzy powiedziałem, że "nie mogę przestać i ja wiedziałem, podejrzewałem, że coś było nie tak". I rzeczywiście, nie moglem przestać płakać, ale chwilę potem weszła pielęgniarka i jakoś mi się "przestało". Podała Mamie leki, a gdy wyszła to już tylko szlochałem. Mama zmarła na raka trzustki w wieku 49 lat, a dokładniej 1-ego Grudnia 12'. Dwa miesiące i jeden dzień później, tj. 1-ego Lutego obchodziłaby swoje 50-te urodziny. Niestety, nie dane było Jej dożyć tego dnia. Co do następnych moich wizyt szpitalnych, to już nie płakałem, ale za to zawsze ogarniało mnie takie wstrętne, paskudne uczucie, bolesne zarazem. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Tydzień po moich pierwszych odwiedzinach musiałem się bardziej nachylić, żeby usłyszeć, co mówi, a tydzień później miała już maskę na sobie i też starała się coś mówić, ale to bardziej było jak pojękiwanie.. Łzy mam w oczach, gdy tak teraz o tym piszę i zapewne jak skończę to opowiadanie to się za moją Mamę pomodlę. Chciałbym jeszcze przynajmniej jeden raz tak porządnie, porządnie się wypłakać- tak jak podczas mojej pierwszej wizyty w szpitalu. Takie mam odczucia. Pamiętam też jak raz przyszła pielęgniarka i spytała Mamę, czy coś boli i ja powtórzyłem pytanie, a Ona odwróciła powoli głowę do mnie, spojrzała na mnie nieprzytomnymi oczyma i znalazła jeszcze siły, żeby kiwnąć głową, że tak i ja powtórzyłem to pielęgniarce, a sam byłem przerażony- nie jęczała nic, nie ruszała się i myślałem, że wszystko było w porządku, a na dodatek miała już zwiększoną dawkę leków przeciwbólowych i później tak mi było źle, tak smutno z tego powodu, że nie mogłem nic w tej sytuacji zrobić, nie mogłem pomóc, nie mogłem załagodzić bólu.. :( Kompletna bezradność :( :( Pamiętam jeszcze jak 30-ego Listopada (Piątek) przyszedł lekarz główny z grupą innych lekarzy (przy Matce byłem wtedy tylko ja i wujek, a Jej brat) i powiedział mi, że daje mojej Mamie dzień- dwa..... To było w Piątek o 11-ej, a zmarła dnia następnego o 16, czyli minęło dokładnie 29 godzin.. Widok bezwładnej Matki, martwej już, nie należał do przyjemnych, a wręcz przeciwnie- był bardzo bolesny i tutaj- co jest trochę dziwne- płakałem mało, by nie powiedzieć, że prawie wcale, co mnie trochę zaniepokoiło... A jeszcze tego samego dnia wziąłem babcię na spacer, żeby się odprężyć, wyluzować i po jakimś czasie wróciliśmy do domu, zjedliśmy zupę i usiedliśmy w salonie i mówię do babci: "Babciu, słuchaj mnie. Cokolwiek się wydarzy, nawet jeśli Mama umrze, będzie w miejscu, gdzie nie ma bólu, smutku i cierpienia, a gdzie panuje radość, szczęście, pokój i miłość. Tam będzie Jej dobrze". Kilka chwil po tych słowach dostaliśmy sygnał, że mamy jechać do szpitala... Ciężko mi było, myślę o matce, ale muszę żyć dalej, modlić się, być miłym, dobrym i uczynnym dla ludzi, a także nie mogę pozwolić, by mój gniew czy złość na drugiego człowieka, wyszła na zewnątrz.
 Natalia: 14.10.2012, 16:05
 W styczniu 2012, moja mama poroniła. Od przedszkola chciałam miec rodzeństwo, i teraz mam chociaz nie wiem czy to chłopczyk czy dziewczynka i tak go/ją pokochałam, a mam dopiero 13 lat. '' Marku przeze mnie nie widziany, na zawsze pokochany ''


 Renata: 16.09.2012, 21:04
 Mój syn zmarł 7 czerwca w Boże Ciało po długiej i cięzkiej chorobie za parę dni skończył by 36 lat. Zostawił córeczkę ma11 lat. Syn bardzo się męczył przez 4 miesiące nie mógł jeść ani pić, nie wychodził z łóżka , lezał bez ruchu tylko rękami mógł ruszać. Prosiłam Boga o cud uzdrowienia ale bez skutku nic nie pomogło . Oddałabym moje życie za niego,aby tylko mógł żyć ale też Bóg mnie nie wysłuchal. Coś wam powiem, moje dziecko cierpiało po 12 godzin w ciężkich bólach bez morfiny, a działo się to na hematologi w Katowicach. tam go załatwili leżał na korytarzu przez 7 dni i dostawał chemię 24 h na dobe cały personel wychodzil i przechodził koło niego a korytarz jest tam bardzo waski. Jak chemia się skonczyła to dostał sepsy( posocznica) a ta poraziła mu jelita. Wył z bólu prosił lekarkę prowadząca aby przewieziono go do innego szpitala ale ona powiedziała i tu cytuję '' Nikt pana nie chce zaden szpital'' Jak mogła tak powiedziec to przechodzi ludzkie pojęcia. Po 1,5 miesiącu po wielkiej prośbie mogliśmy odwiedzić syna, leżał biedaczek w bólach , i bardzo cierpiał. Mamo ja nie mam pretensji do Boga . A ja odpowiedziałam Grześku ja kłócę się z Bogiem a potem go przepraszam. Załatwiliśmy synowi Klinike w Katowicach Ligocie i tego samego dnia miał przeprowadzoną operację, wycięto mu 30 cm jelita było zgnite, a reszta jelit była w fatalnym stanie. Profesor ktoty go operował powiedział dlaczego tak póżno, ja nie daję zadnej gwarancji jelita sa bardzo słabe. Tam moje dziecko już nie cierpiało fizycznie, dostawał morfine, tak bardzo chciał wychowac swoją Lilke. Jeżdzilismy do niego każdego dnia, patrzyłam jak cierpi fizycznie a jeszcze bardziej psychicznie, zycie uciekało mu jak woda przez ręce. Ile mszy odbywalo sie w jego intencji trudno policzyc, ile modlitw cała rodzina prosiła boga ,ale Bóg nas nie wysłuchał. Odszedł w Boże Ciało 7 czerwca. Zawsze modliłam sie od nieszczęśliwego wypadku, ale długa i ciężka choroba to coś gorszego, trzeba patrzeć jak cierpi ukochana osoba, w jego dużych oczach było widać wielki strach, przerażenie i niepewność . Walczył do końca, wygrał kilka bitw ale wojnę przegrał. Mam wielki żal do Boga , Przecież ON może wszystko, to dlaczego nie uzdrowił mojego syna, dlaczego pozwolił mu sie tak bardzo męczyć?
 magda: 02.05.2012, 22:29
 ja stracilam blizniaki corke i syna juz 4lata temu ale nadal nie umiem sie z tym pogodzic choc juz mam 2 innych dzieci to i tak teraz przez ostatnie pol roku mysle o nich jacy by byli nawet nie uslyszalam ich placzu bardzo was kocham moje skarby:-(
 Mami: 14.03.2012, 21:47
 Pół roku temu zginał tragicznie mój kochany, radosny 25 letni syn... a ja wciąż żyje... kiedyś naiwnie myślałam, że nie byłabym w stanie przeżyć śmierci swojego dziecka i z wielkim współczuciem myślałam o rodzicach, których to dotknęło... teraz ja niosę to cierpienie... raz niosę swój krzyż i upadam, a innym razem podnoszę się i wołam: "Jezu ufam Tobie" i "Synku kocham Cię"... Nie umarłam, choć tak bardzo tego chciałam... i bez jednej sekundy wahania oddałabym swoje życie, by mój synek mógł żyć... Matki, które straciły swoje dzieci pytają "dlaczego ja?" a ja pytam: dlaczego nie ja? Mówiłam Mu często, że Go kocham, ale może jednak powinnam była częściej - teraz mówię Mu codziennie wiele razy i jak podnoszę się z kolan mówię sobie, że to co mnie, naszą rodzinę spotkało ma być dla nas nie tylko cierpieniem ale przede wszystkim lekcją pokory wobec niezbadanych wyroków boskich. Trzeba nauczyć się żyć od nowa... Teraz więcej widzę, więcej czuje i myślę, że Bóg da mi tyle siły, bym potrafiła nieść moją miłość innym ludziom. Mam jej w sobie tak wiele, że niekiedy mogłabym przytulić cały świat i pocieszyć innych, którzy tego potrzebują... skąd mam tą siłę? Dostaję ją po coś... nie mogę jej zmarnować. Chciałam powiedzieć innym osieroconym matkom, że choć zdajemy najtrudniejszy egzamin w swoim życiu, do którego nie jesteśmy przygotowane, to go zdamy dla naszych Aniołów... Życzę Wam mamuśki, mamunie, "mami" (tak mówił do mnie mój synuś) żebyście miały dużo siły i zaufały Bogu. Przytulam Was wszystkie do mojego pękniętego serca. mami
 Iwona: 11.03.2012, 14:21
 Ja tez straciłam dziecko syn miałby 21lat
 Olga: 20.02.2012, 00:14
 Piękne... Mój najukochańszy chłopak zmarł 7 msc temu... Na początku płakałam dzień w dzień przez 3 miesiace... teraz góra 2 razy w tygodniu... Wiem, że duszom trudno jest tam żyć gdy my płaczemy za nimi... Topią się w naszych łzach... Ale czasem nie mogę się powstrzymać. Łzy lecą bez pytania... :( Kocham Cię Skarbie:* Niedługo sie spotkamy ... :* [*]
 Ania: 04.12.2011, 21:12
 Czytając Wasze opowiadania łzy same spływają po policzkach...Sama mam synka i nie wyobrażam sobie go stracić.Ile macie siły i miłości w sobie kochane matki,że jesteście w stanie dzwignąć ciężar tęsknoty i bólu.Proszę o modlitwę
 AnGeLiKa: 16.06.2011, 17:22
 Mi zmarła kuzynka miała 9 miesięcy miała wade serca .Lekarze przeprowadzili operacje.Wtedy wdarł sie do niej wirus zjadł jej płuca i sie udusila wtedy ciocia obudzila sie i zadzwonila do szpitala bo slyszala w domu wszytski sprzet ze szpitala zadzwonila tam i Oliwcia juz nie zyla ;( Tak przykro mi było patrzec jak takie niewienne dzieciątko lezy w trumnie ;( Oliwcia miała by teraz 5 lat. Kochamy Cie Oliwciu brakuje nam Cb bardzo i mam nadzieje ze kiedys sie spotkamy ;(
 Kasia: 23.05.2011, 21:21
 Zginęła mi córeczka miała 4 latka i 4 miesiące. Strasznie rozpaczałam, płakałam wieczorami i wiłam się z bólu,który czułam w środku tzn w sercu, na duszy. Bardzo chciałam,żeby mi się przyśniła. Byłam pewna,że przyśni mi się szczęśliwa i piękna. Doczekałam się snu,ale moja córeczka nie była wesoła, była smutna i bez sukienki.... Teraz już wiem,że dzieci które odchodzą do Boga nie są szczęśliwe dopóki rodzice cierpią i rozpaczają na ziemi. To dziecko nie ma jeszcze pełni szczęścia kiedy rodzice tęsknią i płaczą za nim. Staram się pogodzic z tragedią i czekam na piękny sen z moją piękną córeczką - Aniołkiem w sukience.
 Ewelina : 09.03.2011, 19:24
 Moja ciocia urodziła córkę ... urodziła się normalnie ...przez dzień była zdrowa a potem coraz gorzej . Chrzest przyjęła w szpitalu ... żyła 13 dni :( Jak widziałam ją taką małą i niewinną w trumience to aż się rozpłakalam :( czym sobie zawiniła :(:( Odszedł mały aniołek :(
 BEATA: 26.02.2011, 08:06
 Mój synek odszedł 18 stycznia ja się z tym nie pogodzę bo wiem że moje miejsce jest przy nim.Kamilek miał19 lat,popełnił samobójstwo przez dziewczynę.Był wspaniałym synem.Ja nie umiem bez niego żyć,moje miejsce jest przy nim.
 Malwina : 18.08.2010, 12:26
 ja straciłam brata .! miał by teraz 19 lat .! ale bóg mi go zabrał .! żył tylko godzinkę .! tak bardzo go kocham .! chciałabym by był tu przy mnie.! ale dlaczego tak się dzieje ?
[1] (2) [3] [4]


Autor

Treść

Nowości

Nowenna do Miłosierdzia Bożego - dzień 1Nowenna do Miłosierdzia Bożego - dzień 1

Pieśń o ukrzyżowaniu PanaPieśń o ukrzyżowaniu Pana

Śladami męki Jezusa na Via DolorosaŚladami męki Jezusa na Via Dolorosa

Wielki Piątek - dziań ukrzyżowaniaWielki Piątek - dziań ukrzyżowania

Wizja Ukrzyżowania według objawień Marii ValtortyWizja Ukrzyżowania według objawień Marii Valtorty

Gdyby Judasz rzucił się do stóp Matki...Gdyby Judasz rzucił się do stóp Matki...

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

Poprzedni[ Powrót ]Następny
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej