OpowiadanieCzasem tak, a niekiedy inaczej... dlaczego nie tak samo jak nigdy nie było?
Czy to ja jestem bezkształtnym wytworem własnej wyobraźni, a może jestem naprawdę,
stworzona przez wyobraźnię tego, który patrzy.
Człowieku patrzący, powiedź mi jak jest rzeczywiście? Widzisz mnie, ale jakim prawem?
Oceniasz? Pamiętaj, że ja tez próbuję żyć i nie krytykuj mnie, bo tracę zapał.
Weź mnie za ręce, ale nie tak mocno i znacząco, chcę iść sama, a Ty patrz.
Złap moje dłonie wzrokiem, a myślą pieszczotliwą ogarnij życie, którego nie
stworzyłam sama. Dostałam je, ale nie wiem jak korzystać. Niezdarnie trzymam
je w garści, a ono wycieka spomiędzy kościstych paluchów, zaciśniętych,
trzymam bezradnie, ze złością i tajemnicą ukrytą w tym znaczącym uścisku.
On nie ma wpływu na nic, choć tak bardzo by chciał.
No i co widzisz? Tego i tego nie. Widzisz, że nie potrafię, ale nie myślisz czemu.
Ogromny uśmiech z zębami otwiera Twoje oblicze, bo masz radość z mojej porażki.
Czekaj, zaraz ja się bezczelnie wyszczerzę do Ciebie! Miło, prawda? Widzisz...
nie potrafię użyć dobroci mojego złego serca, jedynie odpłacić zewnętrznością.
Głupota...
Albo się chowamy we wnętrzu, albo stoimy na zewnątrz bez oglądania się za siebie,
nie do oglądania, w sztucznej prawdziwości. Wybieramy.