Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Diakon z obrączką

Rodzina, diakonat stały, praca w mediach... wszystko, co w życiu Bogdana Sadowskiego najważniejsze, z pozoru jest "z innej parafii". A jednak układa się w jedną całość.

Kiedy w 2007 r. Bogdan Sadowski odszedł z redakcji programów katolickich TVP jako jeden z tych, którym ta redakcja wiele zawdzięcza, jakby o nim ucichło. Przypomniał o sobie, realizując 9 czerwca br. swoje największe życiowe pragnienie - został pierwszym w archidiecezji warszawskiej i trzecim w Polsce diakonem stałym.

DIAKON PO 31 LATACH

- Bogdan wstał rano, popatrzył w lustro i powiedział: "Jesteś diakonem, naprawdę nim jesteś. Stało się!" - uchyla rąbka tajemnicy z pierwszych po święceniach dni duchownego jego żona Krystyna Sadowska. - O tym diakonacie mówił mi jeszcze przed ślubem w 1979 r. Opowiadał o wyświęcanych w innych krajach diakonach, i że szkoda, że tak nie jest u nas, bo on bardzo chciałby nim zostać. Gdy rok temu wyświęcono dwóch pierwszych w Polsce diakonów stałych, nic nie mówił, ale widziałam jak mu było ciężko - dodaje pani Krystyna. - Mimo to nigdy myśli o diakonacie nie porzucił. - Gdyby nawet - zapewnia Bogdan Sadowski - pięć minut przed wyświęceniem abp Kazimierz Nycz zdecydował, że trzeba jeszcze zaczekać, gotów byłem nadal pokornie czekać.

- Gdy pod koniec lat 70. usłyszałem o diakonacie stałym, wysłałem list do ks. Prymasa Glempa. Napisałem, że jeżeli kiedykolwiek Kościół uzna, że można go realizować w Polsce, to bardzo proszę wziąć mnie pod uwagę. Jakie były losy listu, nie wiem - wspomina Sadowski.

- Nadzieje odżyły 22 czerwca 2001 r., gdy na pamiętnym 313. zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski biskupi wprowadzili w Polsce możliwość diakonatu stałego. - To było w dniu moich urodzin i spadło na mnie jak grom. Natychmiast z ks. Andrzejem Grefkowiczem, proboszczem parafii św. Marii Magdaleny w Magdalence, na terenie której od dwudziestu lat mieszkam, próbowaliśmy nadać bieg sprawie - mówi.

"Bieg ukończył" po kolejnych ośmiu latach starań dzięki pomocy wielu ludzi, gównie rodziny i obecnego proboszcza Magdalenki ks. Mirosława Cholewy. - Tata został wyświęcony niedługo po tym, kiedy się ożeniłem i "odszedłem z domu" - mówi Rafał, młodszy z synów diakona.

- Dla mnie to dowód prawdziwości jego powołania, że Bóg mu pozwolił nim być, gdy już nie miał nas na głowie - dodaje śmiejąc się. - Temu, że będąc mężem i ojcem, został osobą duchowną, nie dziwi się nikt, ponieważ jego wybór - mówi Andrzej Lazarowicz, obecnie sekretarz wydawnictwa Centrum Prawa Bankowego i Informacji, z którym Sadowski w latach 90. współpracował w "Słowie. Dzienniku katolickim" - był jak najbardziej zgodny z jego stylem życia.

ME TRZIMÓME Z BÓDŻEM

Pytany o swoje korzenie z dumą rozpina koszulę i prezentuje t-shirt z hasłem "Kaszebe" i "alfabetem", który wszyscy Kaszubi za honor sobie poczytują znać i umieć śpiewać. Z Kaszub pochodzi jego mama, z którą - jak mówił podczas swoich świeceń - do kościoła chodził zanim się urodził. W młodości rok w rok całe wakacje spędzał na Kaszubach. Wrósł w kaszubską kulturę i mentalność, dlatego - mimo że od urodzenia warszawiak - czuje się Kaszubem. - "Me, Kaszebe, trzimóme z Bódżem (My, Kaszubi, trzymamy z Bogiem) - powtarza z wprawą "Marsz Kaszubski" Hieronima Derdowskiego.

Sadowski urodził się w praskim szpitalu Przemienienia Pańskiego w czerwcu 1956 r. Po przeprowadzce z Pragi na Nowe Miasto przez dwadzieścia lat mieszkał przy ul. Franciszkańskiej 3. - Pokazałem to kiedyś, zasłaniając Warszawę i nr mieszkania, ks. kard. Franciszkowi Macharskiemu, ponieważ nie chciał wierzyć - mówi ze śmiechem.

Po I Komunii św. został ministrantem. - Byłem nawet prezesem ministrantów - wspomina. Jako że doradztwo zawodowe w końcu lat 60. było na służbie potrzeb socjalistycznej ojczyzny, po szkole podstawowej "zasugerowano mu" Technikum Budowy Dróg i Mostów Kołowych. - Nie wiem czemu, bo koledze "dostało się" Liceum Ogólnokształcące. Ale w końcu nie żałuję - wspomina z uśmiechem. Startował na Politechnikę, ale się na nią nie dostał. Udało się na Akademię Teologii Katolickiej. - To było pięć lat fantastycznych studiów historii sztuki kościelnej. Pieczę nad nami sprawował słynny ks. prof. Janusz Pasierb. Traf chciał, że mój kierunek był na Wydziale Teologicznym. Jestem wiec magistrem teologii, a nie historii sztuki, jak to byłoby dziś. Z perspektywy diakona stałe-, go bardzo mi się to przydało - przyznaje. Studiował z ciekawymi ludźmi. - Był bardzo koleżeński, interesował się głównie sztuką sakralną, w 1983 r. pracę magisterską pisał na temat monstrancji - wspomina koleżanka ze studiów, dziś profesor UKSW Krystyna Moisan-Jabłońska. -Zawsze był bardzo uczynny. Interesował się głównie XVII-wiecznym rzemiosłem i sprzętem liturgicznym. - Od czasu studiów nie zmienił się wcale - dodaje Jacek Werbanowski, znany twórca i obserwator polskiego życia artystycznego.

W trakcie studiów, już żonaty, wyjechał popracować do Londynu, gdzie - zaraz po wylądowaniu na lotnisku - spotkał Odnowę w Duchu Świętym i wszedł do spotykającej się do dziś przy katedrze Westminster grupy modlitewnej. - To było dla mojej wiary i relacji z Bogiem przełomowe, ale też potwierdziło moje wcześniejsze rozeznanie powołania do małżeństwa. Tak więc z pewnością mój diakonat to nie jest żadne niespełnione kapłaństwo - odcina się od mylnych interpretacji swojego wyboru, z którymi się nieraz spotyka.

Po powrocie zaangażował się w polską Odnowę w Duchu Świętym. Był nawet, choć niedługo, pierwszym koordynatorem regionu warszawskiego Odnowy.

CZŁOWIEK MEDIÓW

Po studiach ks. prof. Pasierb pomógł kilku swoim studentom zatrudnić się w "Veritasie". Sadowski, zgodnie z profilem ukończonych studiów, trafił do wydziału inicjatyw i wzornictwa. - Zajmowaliśmy się wystawami, kalendarzami o tematyce religijnej itp. W 1989 r. zaczęła się przygoda z mediami. Przeszedł do "Słowa Powszechnego", które z czasem zmieniło się na "Dziennik Katolicki". Był tam korektorem, potem depeszowcem. - Już wtedy toczyliśmy sporo dysput o tym, jak powinien, a jak w rzeczywistości żyje współczesny chrześcijanin i katolik -wspomina Andrzej Lazarowicz. W międzyczasie Sadowski zaliczył podyplomowe studium dziennikarskie.

Do telewizji trafił "z winy" śp. bp. Jana Chrapka, który na rekolekcjach dla dziennikarzy spotkał go z ks. Andrzejem Koprowskim SJ. Ten akurat w telewizji publicznej rozkręcał działalność Redakcji Programów Katolickich (RPK) i miał dwa wolne etaty. Bogdan Sadowski zaczął pracować w tym samym dniu, co Witold Kołodziejski (obecnie przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji). Szybko okazało się, że "kamera go lubi", a zespół, w którym szybko stał się zastępcą szefa redakcji, tryskał znakomitymi pomysłami. - Program o chrzcie - wspomina - był kręcony na basenie i ja Witka w ubraniu do niego wrzucałem. Czasem dostawaliśmy telefony, w których ludzie pytali: jak pan może się śmiać, żartować w katolickim programie.

Sadowskiego nie może się nachwa-lić kolejny szef RPK ks. Krzysztof Ołda-kowski SJ. - On zaszczepił w redakcję, w ludzi to, by nie bać się myślenia niekonwencjonalnego. Razem z Witkiem Kołodziejskim pierwsi pokazali z bliska Ziemię Świętą w TVP w sensie biblijnym, pierwsi zastosowali scenografię wirtualną w "Credo" - programie swojego czasu bijącym rekordy popularności. Bogdan wypracował nowy sposób pokazywania papieskich pielgrzymek. Było studio, rozmowy na miejscu wydarzenia, stand-up'y z uczestnikami. Inne redakcje uczyły się od nas warsztatu. Można powiedzieć, że był dumą 1 programu TYP - wspomina ks. Ołdakowski.

Po odejściu w I połowie 2007 r. z TVP pracował w TV Puls. - Mieliśmy wiele pomysłów, z których udało nam się zrealizować jeden - "Niedzielnik". Ale się nie wstydzę, bo to był świetny program - mówi Sadowski.

Gdy koncern medialny News Corp. Ruperta Murdocha wycofał się ze sowimi pieniędzmi z TV Puls, Sadowski padł ofiarą redukcji zatrudnienia. Przez 9 miesięcy nie pracował. Od początku kwietnia jest zastępcą dyrektora do spraw programowych w Centrum Myśli Jana Pawła II. Co niedzielę ma audycje w radiu "Vox", dorywczo publikuje w "Przeglądzie Powszechnym" i "Posłańcu". Jedno się nie zmienia: jego praca zawsze była integralnie związana z Kościołem i jego świadectwem wiary. - Dlatego właśnie uważam, że wyświęcenie go na diakona jest wyrazem tego, że Kościół się potrafił na nim poznać - uważa ks. Ołdakowski.

PIERWSZE KAZANIA

- Mama się z nas nieraz śmieje, że od kiedy z bratem skończyliśmy 10 lat, tata prowadzi z nami rozmówki filozoficzne. Przesiedzieliśmy niejedną noc, rozmawiając o życiu i śmierci. Teraz może wykazać się w parafii - śmieje się Rafał.

Już w młodości Sadowski zostawał po Mszy św., by z księdzem porozmawiać o wygłoszonym słowie. Nie zawsze po to, by go pochwalić. Od dwóch tygodni sam z ambony mówi do ludzi. - Naucza ortodoksyjnie, ale konkretnie i komunikatywnie - ocenia podwładnego ks. Mirosław Cholewa. - Wprawdzie głoszenie kazań w czasie liturgii to nie to samo, co mówienie czegoś w telewizji, ale jego doświadczenie ma swoje znaczenie. Pan Bogdan ma niemałą wiedzę, pewien warsztat i obycie. Dlatego jest mu łatwiej niż np. neoprezbiterowi. Jego kazania mają też tę wartość, że wyrastają z wieloletniego doświadczenia bycia mężem i ojcem, i życia miedzy świeckimi osobami - chwali Sadowskiego jego proboszcz.

- Jak się czuję jako syn duchownego? Jestem trochę przekorny, a że lubię podyskutować z niewierzącymi, to już się śmieję na myśl, że dla niektórych będę synem księdza - kończy Rafał i dodaje już poważniej: - Dla mnie to tylko powód do wielkiej radości. Przecież tata zrealizował swoje największe pragnienie.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej