Mimo że znam mnóstwo księży diecezjalnych, zakonników cenię
wyjątkowo. Wynika to z przekonania,
że kapłani zakonni nawet
gdy obsługują parafie prowadzą
bogatsze życie duchowe dzięki
ślubom zakonnym i życiu wspólnotowemu,
przez co bardziej predestynowani
są do roli kierowników
duchowych niż księża diecezjalni.
Utwierdziła mnie w tym
przekonaniu rozmowa z moim
kuzynem księdzem pracującym
w diecezji na wschodzie Polski,
który zwierzył mi się, że chce
wstąpić do zgromadzenia, aby nie
skarleć duchowo.
Bliskie mi jest podejście braci
prawosławnych, którzy, choć cenią
proboszcza-batiuszkę, po porady
duchowe udają się do mnichów
jako najwyższych autorytetów moralnych.
Zakonnicy byli w moim życiu od
zawsze. Z dzieciństwa pamiętam
orionistę ks. Henryka Tosika, który
w pierwszych latach istnienia parafii
Opatrzności Bożej na warszawskim
Rakowcu wspomagał gnębionego
perfidnie przez komunę
mojego ukochanego, świątobliwego
proboszcza, ks. prałata Romualda
Kołakowskiego. Księdza Henryka
zapamiętałem jako człowieka niezwykle
poważnego, wręcz ascetycznego,
ale bardzo dobrego. Zmarł
przeżywszy zaledwie 44 lata.
Zakonnikiem, któremu bez
wątpienia najwięcej zawdzięczam,
jest pallotyn ks. Felek Folejewski.
To, że tak mocno trwam przy Kościele
i dla niego pracuję, to w dużej
mierze jego zasługa. Zakonnik
ten uformował mnie w czasach
studenckich, gdy uczestniczyłem
w duszpasterstwie akademickim
w kościele św. Anny w Warszawie,
a także we wspólnocie Rodziny
Rodzin, założonej przez prymasa
Stefana Wyszyńskiego. Ksiądz
Feliks, człowiek, który kilka razy
był bliski śmierci, jest dla mnie
wzorem bezgranicznego zaufania
Bogu. Kiedy do niego dzwonię,
zawsze słyszę jego głos: "Jezu,
ufam Tobie". Przez kilka lat nie
mieliśmy ze sobą kontaktu, ale
mnie wystarczyła świadomość, że
jest ktoś taki, kto zawsze może być
oparciem dla mojej wiary.
Na początku lat osiemdziesiątych
ubiegłego wieku poznałem
charyzmatycznego duszpasterza
młodzieży o. Andrzeja Madeja,
oblata Maryi Niepokalanej. Szybko
się zaprzyjaźniliśmy, bo odbieraliśmy
na tych samych falach, choć
nie potrafię patrzeć na Chrystusa
i na świat z takim zachwytem jak
Andrzej. W 1984 r. zainicjowaliśmy
wspólnie w Kodniu nad Bugiem,
kontynuowane do dziś, Ekumeniczne
Spotkania Młodych.
Ten poeta Pana Boga, wiecznie
otoczony ludźmi, z niezrozumiałych
dla mnie motywów porzucił
w 1997 r. owocne duszpasterstwo
w Polsce, aby pracować dla garstki
katolików w dalekim, zdominowanym
przez islam Turkmenistanie.
W moich kontaktach z osobami
konsekrowanymi wyjątkowe miejsce
zajmowała kobieta: s. Joanna
Lossow, franciszkanka służebnica
krzyża. Ta wspaniała uczennica
w szkole dialogu ks. Władysława
Korniłowicza, niezmordowana
apostołka na rzecz jedności chrześcijan,
zarażała mnie swoim entuzjazmem,
inspirowała i dodawała
odwagi w mojej działalności ekumenicznej.
Wzmacniają mnie duchowo
pobyty u paulinów na Jasnej Górze,
u benedyktynów w Tyńcu,
a spowiadam się od pięciu lat tylko
u jezuitów.
Na stare lata Opatrzność zaprowadziła
mnie do księży marianów,
których podziwiam za ich pracę
dla chrystusa i Kościoła w Polsce,
Europie Wschodniej oraz na misjach
w wielu krajach świata.
Grzegorz Polak, dziennikarz, autor książek
Pismo Stowarzyszenie Pomocników Mariańskich
Z Niepokalaną - lato 2015
 | Święta Joanna Beretta Molla Piotr Molla, Elio Guerriero Joanna lubiła wycieczki w góry, jazdę na nartach. Często chodziła do teatru i filharmonii, przed wyjściem z domu nakładała delikatny makijaż, ubierała się zgodnie z najnowszymi trendami mody — kochała życie. Dlaczego więc z pozoru zwykła matka rodziny została uznana świętą?... » zobacz więcej |
[ Powrót ]