Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Grafficzne szkody

To chyba jedyny rodzaj sztuki, której wartość zależy od miejsca, na którym powstała. Na wyznaczonym murze - artyzm, na bloku - wandalizm.

Napisy, rysunki, znaki - co roku Zarząd Dróg Miejskich, stołeczne instytucje i właściciele prywatnych budynków słono płacą za "twórczość" młodego pokolenia. Jedne z najbardziej eksploatowanych ścian należą do Metra. W ciągu jednego kwartału spółka jest zmuszona usuwać około setki napisów. W styczniu 2010 r. wandale pomalowali wagon stojący na bocznym torze stacji Wilanowska. Zapach świeżej farby poczuł strażnik i w pościg od razu ruszyły patrole. Złapano dwóch grafficiarzy, którzy mieli przy sobie kilkanaście puszek z farbą. Metro oszacowało straty na kilka tysięcy złotych.

POMALUJ MÓJ ŚWIAT

W 2009 r. straż miejska interweniowała 246 razy w sprawie grafficiarzy, 97 wezwań nie potwierdziło się. Wystawiono 3 mandaty, 3 polecenia zaprzestania wykonywania czynu zabronionego, udzielono 15 pouczeń. Ujęto 11 dorosłych, czworo nieletnich. Takie statystki nie dają jednak wielkich szans na to, że w przyszłości nasze mury będą czyste. - W Szwecji graffiti nie ma prawa pozostać na murze dłużej niż 24 godziny, chociaż nawet w Łodzi czy Krakowie jest o niebo lepiej - mówi Daniel Kucewicz, który był w wielu miastach europejskich i mógł przypatrzeć się, jak tam radzą sobie z tym problemem.

- Funkcjonariusze straży miejskiej mają na stałe wpisane w zadania kontrolowanie miejsc publicznych pod kątem umieszczania graffiti. Oznacza to, że patrolujemy miejsca szczególnie zagrożone przez grafficiarzy. Współpracujemy z operatorami miejskiego monitoringu, co ułatwia podjęcie interwencji, ujęcie sprawcy na "gorącym uczynku" i podjęcie wobec niego odpowiednich kroków - broni Katarzyna Dobrowolska z zespołu prasowego Straży Miejskiej m.st. Warszawy.

Wygląda jednak na to, że pomimo takich wysiłków niewiele to daje. Rzadko udaje się złapać sprawców na gorącym uczynku. Wprawdzie policja ma swoje bazy grafficiarzy, to po fakcie trudno jest cokolwiek komuś udowodnić. Wystarczył miesiąc od zdemontowania rusztowań - po ponad półrocznym remoncie, ociepleniu i pomalowaniu nowej elewacji - na jednej z kamienic przy Al. Niepodległości, na wysokości parteru ktoś napisał sprayem "turkus". - Jakbym tak jednego z drugim złapała, to bym go kultury nauczyła! - denerwuje się jedna z lokatorek tego bloku - takie ładne, czyste ściany, a teraz to paskudztwo będzie straszyć pewnie kilka najbliższych miesięcy, zanim zmyją. Mieszkańcy postanowili szukać chuligana na własną rękę. Młodzi lokatorzy pytają po okolicznych osiedlach i - jak mówią - mają już swoje przypuszczenia.

KTO POD KIM FARBĘ KŁADZIE

- Zniszczenia, jakie powodują grafficiarze, szacowane są przez właścicieli budynków zazwyczaj na więcej niż 250 złotych. Ze względu na kwotę szkody, nie jest to już wykroczenie (uszkodzenie mienia w wysokości do 250 zł), a przestępstwo (uszkodzenie mienia powyżej 250 zł). W takiej sytuacji strażnicy obligatoryjnie powiadamiają zarządcę zniszczonego obiektu, który może na drodze cywilnej dochodzić od sprawcy odszkodowania lub usunięcia szkody. Równocześnie powiadamiana jest policja, która podejmuje dalsze kroki w sprawie sprawców przestępstwa. Dodatkowo strażnicy mogą ukarać osobę umieszczającą graffiti, jeżeli umieszcza w miejscach publicznych napisy nieprzyzwoitej treści - tłumaczy rzecznik straży miejskiej.

W Warszawie działa kilka firm zajmujących się profesjonalnym usuwaniem graffiti z murów, nakładaniem powłok ochronnych i zabezpieczaniem powierzchni murów. Zwykle nie ujawniają jednak swoich danych i adresów, bo - jak twierdzi Karol z firmy Clean City - i tak dostają wystarczającą ilość listów z pogróżkami i wyzwisk za to, że "niszczą sztukę".

Jednak telefony z prośbami o czyszczenie murów wcale się nie urywają. Być może dlatego, że cena jest dość wysoka. Metr kwadratowy kosztuje: 40 zl za usunięcie i nawet do 65 zł za zabezpieczenie powierzchni.

- Ludzie szukają więc półśrodków i na własną rękę próbują zamalować wzorki. Najczęściej można się jednak spotkać z nieudaną próbą, kiedy ciemny malunek przebija na jasnej elewacji lub widać kwadratowy placek w pozornie podobnym odcieniu co elewacja - mówi Karol. Profesjonalne firmy chemicznie wywabiają spraye, a' dodatkowo oferują także pokrycie muru specjalnym woskiem, po którym farba ścieka lub można ją usunąć szmatką i gorącą wodą. Ostatnio ściennych ozdóbek mają już chyba dosyć warszawskie dworce, które podpisały właśnie umowę z Clean City i od grudnia bazgroły znikają powoli ze wszystkich zewnętrznych ścian. Następne już się nie pojawiają, ponieważ firma od razu impregnuje ściany i co tydzień dokonuje ich przeglądu.

Czasem zdarza się, że chuligani sami kopią pod sobą dołki. - Pewnej nocy odebraliśmy zlecenie od samych grafficiarzy, aby jak najszybciej przyjechać na pewien praski parking, gdzie stoi pomalowana ciężarówka, którą trzeba ją jak najszybciej oczyścić - opowiada Karol. - Okazało się, że chłopcy pomylili ciężarówki i pomalowali służbowy samochód swojego kumpla, który za kilka godzin miał wstać i pojechać do pracy.

BOISZ SIĘ - NIE RÓB

Na murach pojawiają się różne "wzorki". Autorzy bardziej kreatywni odnoszą się do różnych haseł propagandowych lub tworzą własne, jak pod mostem gdańskim na betonowym płocie: "alkohol zgubą ludności polski" lub fantazyjne: "Zwyczajny śmiertelnik chwyta się brzytwy, gdy tonie, jednostka wybitna zdąży się jeszcze przedtem ogolić". Pomijając błędy ortograficzne, w wielu wypadkach trzeba przyznać, że jest to pewna - choć partyzancka - forma sztuki. Grafficiarze nie ujawniają się jednak. Jeśli w ogóle podpisują swoje dzieła, stosują najczęściej ksywy, czyli pseudonimy. Ponieważ proceder jest na ogół zakazany, a wielu z "artystów" jest ściganych przez policję, trudno znaleźć z nimi kontakt. Czasami ogłaszają się na różnych forach internetowych, że mogą pomalować komuś pokój, szyld sklepowy lub mural.

- Graffiti nigdy się nie uczyłem. Moje zainteresowanie tego typu twórczością wzięło się z zainteresowań sztukami plastycznymi. Bawiłem się tym pod koniec podstawówki i trochę w liceum - mówi Cissus, dawny sympatyk grafficiarzy. - Kiedy teraz na to patrzę, to myślę, że był to pewien rodzaj młodzieńczego buntu i wpływ określonej grupy rówieśników. Malowaliśmy np. w podziemiach kolejowych, ale nigdy na samych dworcach czy peronach, czyli tam, gdzie rzeczywiście można było się komuś narazić. Nasze prace można było znaleźć w okolicach Stoczni Gdańskiej i na niektórych pomnikach upamiętniających komunistycznych działaczy. Teraz nie maluję, dorosłem, straciłem inwencję.

Graffiti jak każda sztuka jest wyrazem ekspresji i wyobraźni. Jednak w tym przypadku jej twórcy dzielą się na dwa obozy. Grafficiarze-artyści potępiają przejawy wandalizmu i autorów aktów uznanych za wandalizm nazywają pseudograficiarzami. - Każdy z nas ma inne poczucie estetyki, jednak bazgrołów na ścianach po prostu nie można nazwać graffiti. Znam wielu ludzi, którzy robią to z czystej złośliwości, specyficznego hobby lub w celu "zaznaczenia terytorium". Stąd na murach pojawiają się pewne kody, dziwne hieroglify, z których można odczytać np. skrót "ZSM", czyli Zły Stary Mokotów, "CSM" - Ciemne Strony Mokotowa albo WSM - Wschodnia Strona Miasta - tłumaczy Łukasz. - Nastolatki organizują się w tzw. składy, liczące nawet kilkadziesiąt osób i spotykają się na skwerkach, podwórkach czy opuszczonych piwnicach. Składy rywalizują ze sobą, a w ramach tej walki próbują wyznaczyć swój rewir. Używają do tego różnych przyrządów. Najczęściej widoczne i najtrudniejsze do iłsunięcia są spraye. Kiedy jednak ktoś naprawdę chce zaszkodzić, a nie ma do tego narzędzi, może to zrobić nawet zwykłymi markerami.

Obecnie coraz częściej miasto tworzy specjalne mury przeznaczone dla artystycznego wyżycia się przez grafficiarzy. Powstają tam czasami prawdziwe dzieła, jednak ta sztuka ma to do siebie, że nie jest wieczna, bo w każdym miejscu będzie w końcu zamalowana. - Kiedyś było tak, że raczej nie zamalowywało się czyjegoś graffiti. Grupy grafficiarzy umawiały się między sobą, ile czasu może dane graffiti "istnieć". Jak jest teraz, trudno mi powiedzieć; nawet "legalne" graffiti poświęcone Powstańcom i Warszawie'44 udało się przecież całkiem legalnie zasłonić jakąś reklamą - tłumaczy Cissus.

Sztuka jest cierpliwa i wymaga poświęceń. Może więc kiedyś znajdzie się więcej odbiorców "prawdziwego" graffiti i więcej prawdziwych artystów. Dzięki nim zobaczymy w nim sztukę, a nie tylko widmo miejskiego wandalizmu.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej