Jesień życia w LorettoBieg życia zatacza tu krąg. Mieszkanki domu powrócify jakby do dzieciństwa, ale to już nie jest dawne szczęśliwe dzieciństwo. Bezgranicznie oddane loretanki są dla podopiecznych wszystkim.JESIEŃ ŻYCIA W LORETTO Sosnowy las przerzedza się, a w oddali widać wieże sanktuarium w Loretto. W tym - wydawałoby się - odludnym miejscu, z każdej strony otoczonym drzewami, dźwięk niesie się bardzo daleko. Coraz łatwiej rozpoznać słowa: "Już przekwitły pąki białych róż, przeszło lato, jesień, zima już". Śpiewają starsze panie w ogrodzie. Schludnie ubrane, w słomkowych kapeluszach, niektóre na kocu łapią ostatnie promienie słońca. Na gitarze przygrywa s. Zita. "W pustym polu zimny wicher dmie, już nie wróci twój Jasieńko, nie" - wtórują jej trochę mniej dźwięczne głosy. Od tej choroby również nie ma odwrotu. Alzheimer powoli, ale systematycznie zabiera wszystko. Po oczywistej zwykle diagnozie następuje stopniowe, ale jeszcze świadome żegnanie się chorego z własnym umysłem, sprawnością, wspomnieniami, aż w końcu z bliskimi. Pozostaje tylko pustka. OKRUTNA ZŁODZIEJKA - Choroba Alzheimera powoduje zanik komórek nerwowych w wielu miejscach w mózgu, sprawiając, że chory nie jest świadomy swoich zachowań, co bywa najtrudniejsze dla bliskich. Rodziny, które z czasem nie radzą sobie z opieką, a potem ze świadomością, że chory już ich nie poznaje, zwracają się do nas o pomoc - mówi s. Bogusława, loretanka sprawująca opiekę nad chorymi w Domu Opieki dla Kobiet Charytatywne Dzieło Miłości im. ks. Ignacego Kłopotowskiego w Loretto. Opieka nad chorym z Alzheimerem wymaga szczególnej troski, wiele cierpliwości, życzliwej atmosfery i kompetencji. Posługa sióstr i innych pracowników domu jest możliwa - jak twierdzą siostry - również dzięki opiece ich patrona, bl. ks. Kłopotowskiego. Pan Marek długo nie mógł sobie poradzić z chorobą mamy, która z dnia na dzień coraz mniej go rozpoznawała. Bywała agresywna, innym razem pakowała się i chciała uciekać, groziła, że rzuci się z balkonu, oskarżała bliskich o kradzież nieistniejących rzeczy. Przyszedł czas, że w gronie najbliższej rodziny podjęto decyzję o oddaniu mamy pod lepszą opiekę, zanim zrobi sobie krzywdę. Pan Marek długo szukał odpowiedniego miejsca. W końcu przywiózł mamę do loretanek. Był przerażony myślą o rozstaniu, obawiał się, że mama nie zaakceptuje tego miejsca. Starsza pani weszła jednak do swojego nowego pokoju i powiedziała: "Jakie ładne firanki, jak tu cicho i pięknie". - To on plakat, nie jego mama - mówi s. Bogusława. - Oddanie chorego na Alzheimera to nie wygodnictwo, ale czasem konieczność, ponieważ osoby takie mogą się stać zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Na co dzień widzimy wielkie dramaty rodzin, które przychodzą po radę albo słowa otuchy. W Loretto nie ma podopiecznych, którymi nie interesowaliby się krewni. Jeżeli bliscy są z zagranicy, dzwonią. - Kiedyś do jednej z pensjonariuszek zadzwoniła córka. Chora przez 40 minut trzymała słuchawkę przy uchu i coś tam sobie gadała - wspomina s. Bogusława. - Myśląc, że córka skończyła już rozmowę, zapytałam: "Czyja też mogę porozmawiać, pozdrowimy córeczkę?". Okazało się, że córka wciąż jest na linii. Powiedziałam, że podziwiam ją, iż tak dzielnie słucha mamy. Na to ona odpowiedziała: "Siostro, ja nie mogę być w tym świecie, gdzie jest moja mama, ale przynajmniej słyszę jej głos. Trochę popłaczę, przypomnę sobie dawne czasy i już mi się tak ciepło robi". - Jest też u nas pani, która często całe popołudnie przeraźliwie krzyczy - kontynuuje s. Bogusława. - Przyjeżdża do niej syn, który siedzi przy niej wtedy nawet dwie godziny. Podchodzę kiedyś do niego i pytam, jak to znosi. - Proszę siostry - wyjaśnił - jeszcze jestem, bo mama mi coś opowiada; wyjdę dopiero, kiedy skończy. - Rodziny bardzo przeżywają chorobę, ale są jednocześnie wdzięczne, że ich mama jest czysto ubrana, nakarmiona i niepozostawiona sama sobie - dodaje s. Bogusława. DZIEŁO MIŁOŚCI Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski, znany jako wydawca prasy katolickiej, nie zapominał w swojej posłudze o najbardziej potrzebujących. W 1928 r. założył w Loretto koło Wyszkowa ośrodek kolonijny dla biednych dzieci i samotnych staruszek. Prowadzą go siostry z założonego przezeń Zgromadzenia Matki Bożej Loretańskiej. Od 19 lat zgłaszają się tu rodziny pokonane przez chorobę Alzheimera. Zaczęło się od kilku osób, obecnie w Domu Opieki może już ich przebywać 60. Znajdują się tu także osoby po udarach lub z chorobą Parkinsona, chociaż w większości właśnie z chorobą Alzheimera. Z czasem ukształtowała się specyfika domu dla starszych kobiet z chorobami układu nerwowego. Przez 24 godz. na dobę opiekują się nimi trzy siostry i dwie świeckie panie, wszystkie z wykształceniem medycznym. Od 1 października chore przeprowadzą się z tymczasowego ośrodka kolonijnego do nowo wyremontowanego domu tuż obok. Znajdą tam pokoje dwuosobowe z łazienką, dostosowane do ograniczonych możliwości starszych ludzi i lepiej wyposażone, sale do terapii, stołówkę, sale dziennego pobytu, jadalnię i dużo przestrzeni. Teren jest bardzo potrzebny, bo chorzy na Alzheimera są zwykle nadpobudliwi ruchowo. - Oprócz leczenia farmakologicznego prowadzimy dla nich zajęcia wspierające i podtrzymujące - objaśnia s. Bogusława. - Pół godziny ćwiczeń manualnych, jak klejenie, rysowanie czy pisanie, potem rehabilitacja fizyczna, gimnastyka rąk i nóg. Chorzy wykazują zaburzenia rytmu dobowego oraz takie jak niechęć do podejmowania nowych działań, dlatego należy urozmaicać ich zajęcia. Dobrą metodą jest muzykoterapia. Siostry zapraszają panie do śpiewania starych piosenek wojskowych, patriotycznych i biesiadnych. Jedna z sióstr przygotowuje z pensjonariuszkami okolicznościowe programy, poprzedzone nauką tekstów na pamięć. W czasie wolnym siostry zachęcają do modlitwy, udziału we Mszy Świętej, Koronce, Różańcu i innych modlitwach. Choroba Alzheimera ma do siebie, że zabiera pamięć sprzed chwili, zostawiając przebłyski z młodości. - Dlatego nawet w zaawansowanych stadiach choroby ludzie nie zapominają wstrząsających przeżyć z dawnych lat czy modlitw, których uczyły ich jeszcze babcie - tłumaczy pielęgniarka. - Chore szukają poczucia bezpieczeństwa, wsparcia, wyciszenia, delikatności, ciepła i życzliwości. Nie można na nie krzyczeć ani mówić podniesionym głosem. Nie wolno się też sprzeciwiać. Jeżeli chora mówi, że poszukuje swojego dziecka i woła: "Gdzie jest to moje maleństwo?!" trzeba jej pomóc je odnaleźć: "Leży w łóżeczku". Ona się wtedy uspokaja, a za moment zapomina. Siostry chcą stworzyć z chorymi jedną rodzinę. Tutaj każda siostra to "wnusia", a każda starsza pani nazywana jest "babunią". Mieszkanki domu to najczęściej kobiety wykształcone, nauczycielki, dziennikarki, artystki, księgowe, jest też pani inżynier, specjalistka od obsługi maszyn budowlanych. Jedna z pań zamieszkała w domu pomiędzy końcem pierwszej a początkiem drugiej fazy choroby. Nie umiała się już samodzielnie ubrać czy iść do toalety, ale jeszcze rozumiała co nieco. Kiedyś rozmawiały przy niej dwie siostry, a ona nagle przerwała im i powiedziała: "Proszę siostry, siostra źle wyraziła tę myśl, ja muszę porozmawiać z siostry mamusią, czy uczyła siostrę poprawnej polszczyzny!". A potem znów zapadła w swoje myśli. Poszczególne etapy rozwoju choroby to: zaburzenia pamięci, zachowania, mowy, koordynacji ruchowej i wykonywania codziennych czynności. Pogarszanie się wydolności funkcyjnej organizmu we wszystkich stadiach prowadzi w konsekwencji do utraty przez chorego świadomości własnej egzystencji. - Jednak należy pamiętać, że chory na chorobę Alzheimera jest człowiekiem wartościowym, posiadającym godność - podkreśla s. Bogusława. - Pani pisze o nas? I pani sama wybiera sobie takie tematy? - dziwi się 90-letnia pani Jadzia. Wchodzę do sali dziennego pobytu, gdzie na wózkach inwalidzkich siedzą panie, niektóre powykrzywiane w nienaturalnych pozycjach. Patrzą nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. Oprowadza mnie siostra razem z panią Ludwiką. Pochodzimy do jednej z pań: - Dzień dobry - woła siostra. - Jak się dziś spało? Przedstawimy się? Jak się pani nazywa? - Bo... Bo...gusia - kończy cichutko starsza kobieta. Chore przebywają w domu aż do śmierci, chociaż może ona nastąpić nawet po 10 latach, jeśli chorobie Alzheimera nie towarzyszą inne schorzenia. - Staramy się, aby to powolne odchodzenie było jak najbardziej godne. Ułatwiamy korzystanie z sakramentów, otaczamy modlitwą, a w momentach ostatecznych trzymamy za rękę do końca - mówi jedna z sióstr. Podążam od sali do sali, rozmawiam, patrzę i ocieram łzy. Przez kolejne dni prześladują mnie jeszcze obrazy cierpiącej pani Lucynki i wspomnienie pełnych miłości spojrzeń sióstr. Marta Troszczyńska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |