Normalny katolikCzy doczekaliśmy czasów, gdy katolik musi tłumaczyć się, że jest normalny? Owszem, a najdziwniejsze jest to, że taka deklaracja coraz częściej pada też w Kościele.Dlaczego wierzę - zastanawia się w swojej najnowszej książce pod takim właśnie tytułem Vittorio Messori. A zanim odpowie na to pytanie, wyznaje z powagą, że jest gotowy dać się zamordować, byle tylko nie zaprzeć się własnej wiary. Można powiedzieć, że Messori korzysta z rady mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Książka napisana jest zresztą w doskonale przyjmowanej przez czytelników konwencji wywiadu-rzeki. Pytania stawia Messoriemu jego młodszy przyjaciel Andrea Tornielli, publicysta liberalnego dziennika "ilGiornale". BANDA KOŚCIELNYCH BRUDASÓW Dla tych, co zapomnieli lub nie słyszeli - wyjaśnienie, kim jest Vittorio Messori. To najczęściej tłumaczony współczesny pisarz i publicysta katolicki, autor kilkunastu książek, z których największą sławę przyniosły mu opublikowane w 1976 r. "Opinie o Jezusie", a potem (1984 r.) słynny "Raport o stanie wiary" - rozmowa z kardynałem Ratzingerem oraz "Przekroczyć próg nadziei" (1994) - wywiad z Janem Pawłem II, przeprowadzony (co podkreśla Messori) na zaproszenie samego papieża. Już tylko te kontakty i książki mogą być powodem ciekawej rozmowy, ale dla Torniellego równie ważne jest osobiste doświadczenie wiary Messoriego, zrodzone w chwili gwałtownego nawrócenia w 1964 r. Messori po raz pierwszy opowiada tę historię. Nie ukrywa, że czyni to niechętnie, co zresztą widać w książce - opis "niezapomnianej sierpniowej nocy w Turynie" pojawia się dopiero po 150 stronach książki, choć pytanie padło bodaj na 20. Czytelnik musi być jednak wyrozumiały. Messoriemu po prostu brakuje stów dla "wyrażenia tego, w co został zanurzony". W końcu - przyparty do muru przez rozmówcę - sięga po Ewangelię Mateusza i swoje doświadczenie opisuje słowami: "Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu". (Mt 27, 52-54) Rzecz jasna, Messori w noc nawrócenia raczej nie widział zmarłych, chodzi mu o siłę "rażenia" błysku, oświecenia, łaski, której dostąpił. Wielki jest skarb wiary - to przypomnienie, a może i ostrzeżenie dla tych, którzy tę wiarę wyssali z mlekiem matki, darmowo i bez zobowiązań. Messori potrafi docenić ten dar, pochodzi przecież z całkowicie obojętnej religijnie i antyklerykalnej rodziny. "Byłem przyzwyczajony patrzeć na tę starą rzecz zwaną Kościołem jak na jakiś warsztat rzemieślniczy albo akolitów umysłowych i kulturowych wsteczników lub hipokrytów, chciwców, kombinatorów, może nawet brudasów - tak patrzyło się w rodzinie o antyklerykal-nych poglądach" - mówi i podsumowuje: "Katolicyzm był więc złym gustem, śmierdzącym powiewem przed-nowoczesnej ludzkiej fauny. Był klery-kalnymi Włochami gorszego gatunku". Mocne słowa, zwłaszcza jak na Włocha. Na marginesie można dodać, że dzięki tej rozmowie dwóch Włochów katolik w Polsce może rozstać się z kilkoma stereotypami nt. katolickiej Italii, zwłaszcza jej północnej części. Mimo że od nawrócenia minęło 45 lat, Messori wciąż jest uczulony na "kościółkowość". Na egocentryczny język, "powstały i wzrastający w obrębie katolickich struktur, wzbogacany przez klerykalne kongresy i komisje, często szablonowy i tym bardziej monotonny, im słabiej zasadzający się na rzeczywistym ludzkim doświadczeniu". Mało tego, Messori wciąż jest antykle-rykalny, nie lubi postawy Kościoła, który zbytnio próbuje ludziom organizować życie. Bo żeby wiara mogła trwać - mówi - "potrzeba" grzechu. Choć nawrócenie młodego włoskiego libertyna - jak o sobie mówi Messori - było całkowite i gruntowne, to jednak nie potępia on zupełnie dawnego Vittorio. "Gdybym nie poznał tej kultury od środka, z pewnością miałbym kompleks niższości, jak wielu katolików" - tłumaczy. Nie żywi żadnego urazu do swoich korzeni, "wszystkich opartych o kult rozumu". Jest przecież doskonale wykształcony, ukończył Wydział Nauk Politycznych Uniwersytetu Turyńskiego, pracę dyplomową pisał u Alessandra Ga-lante Garrone. Nic dziwnego, że wiarę chce racjonalnie wytłumaczyć, a w swoich książkach szuka odpowiedzi, dlaczego trzeba i warto wierzyć w Boga. "Nie intelligo ut credam - rozumiem, aby wierzyć, ale credo ut capiam - wierzę, by rozumieć" - to jego życiowe motto. Rozumie więc także postawę człowieka niewierzącego, choć jest w niej "brak do zapełnienia". "Z tego wynikają zresztą ważne konsekwencje, jeśli chodzi o nasze chrześcijańskie układy z osobami niewierzącymi albo wyznawcami innych religii" - przekonuje. - "Nie są oni źli, nikczemni, niedoinformowani, nie są ignorantami, nie pomylili się. Nie. Zazwyczaj działają w dobrej wierze, co więcej, zazwyczaj mają rację, ponieważ z pozycji, w której się znajdują, nie mogą widzieć nic innego". Messori powtarza za swoim mistrzem Blaisem Pascalem: "rzeczy są prawdziwe lub fałszywe w zależności od punktu widzenia, w którym się stoi, by na nie patrzeć". I wyjaśnia: "Z «zewnętrznej» perspektywy moralność chrześcijańska - a szczególnie katolicka - jawi się jako ucieczka przed wszystkim tym, co ci ona zabiera. Z «wewnętrznej»perspektywy widzisz natomiast, jak dużo daje ci w zamian, pojmujesz jej wartość i doceniasz ją; nie mogłeś jednak zrozumieć, dopóki nie patrzyłeś z właściwego miejsca". Wszystkie swoje książki napisał z myślą o "człowieku zsekularyzowanego miasta", bo "chcę pomóc wierzyć albo przynajmniej zasiać ziarno pragnienia wiary". Dla agnostyków jest wiarygodny: posiada wykształcenie, kulturę, czyli posługując się kategoriami współczesnego świata -jest normalny. I wcale nie gorszy się takim etykietowaniem. Uparcie podkreśla, że wiara i Kościół "nie są dla głupich, ale dla ludzi wykształconych i mądrych". Jego ulubionym autorem jest przecież Pascal, który postawił tezę, że ostatnim krokiem rozumu jest uznanie tajemnicy, otwarcie się na nią... SPOKOJNIE! BÓG SIĘ NIE SPIESZY Tornielli oczywiście pyta swojego rozmówcę o prognozy dla wiary i Kościoła. Messori odpowiada, że dobrze się czuje w postmodernistycznym społeczeństwie, w którym chrześcijanie są "małą trzódką" i zgodnie z definicją samego Jezusa - mogą się w nim odnaleźć jako zaczyn, sól, ziarnko gorczycy. "Opierając się na Ewangelii, bycie w mniejszości jest naszą normalną kondycją. Ważne jest, by być «mniejszością», ale nie być na «marginesie» mówi. "Spokojnie! Wydaje się, że nawet Bóg nie spieszył się z posłaniem do nas Syna. Minęło tysiące pokoleń, zanim nastały owiane tajemnicą początki, ze zwiastowaniem anioła w Nazarecie" - przypomina. Ale nie jest wcale naiwnym prostaczkiem, zdaje sobie sprawę z szaleństw postmodernizmu, które dotknęły nawet Kościół. "Wiara normalnych chrześcijan, dla których wciąż decydującą sprawą jest zgodność między tym, co jest w Ewangeliach, a tym, co się wydarzyło, wystawiana jest na ciężką próbę" - prowokuje Tornielli, a Messori odpowiada: "Wielu biblistów katolickich podaje w wątpliwość ewangeliczną historyczność. Ogłosili, że Jezus historii, ten «prawdziwy» Jezus, nie ma nic wspólnego z Chrystusem głoszonym i adorowanym przez Kościół". Messori odrzuca te tezy, dla niego Jezus naprawdę był tym, którego istnienie potwierdzają ewangelie, i w kogo od tamtego czasu po dzień dzisiejszy wierzą jego uczniowie. Jest normalnym katolikiem. Bo "wszystko zasadza się na zaakceptowaniu - bez «jeśli» i bez «ale» - Katechizmu, syntezy Pisma Świętego i Tradycji w kwestii tego, w co możemy i musimy wierzyć". Każdego dnia trzeba odnawiać "nasz zakład", mówiąc za Pascalem, nasz zakład o prawdziwość Ewangelii. Alicja Wysocka
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |