Moje doświadczenie z chat'aJuż kilka lat temu zaczęłam zaglądać na chat, ale to było całkiem normalne i niewinne. W przerwach w nauce wchodziłam do witryn tematycznych i towarzyskich, chcąc podyskutować i porozmawiać na różne tematy i denerwowałam się, że ludzie mówią tam o jakiś kompletnych bzdurach lub od razu chcą mnie poderwać. Cieszyłam się, gdy udało mi się znaleźć towarzysza do konkretnej rozmowy. Wtedy po raz pierwszy poczułam jak bardzo chat jest wciągający i jak bardzo poruszające jest spotkanie z drugą osobą siedzącą gdzieś przy komputerze, a przede wszystkim jak czas szybko leci przy tym zajęciu. Ze względu na ilość pracy, którą miałam postanowiłam wtedy nie zaglądać tam za często.Minęło trochę czasu i nieco zmieniła się moja sytuacja osobista. Przyszedł czas bardzo trudnych doświadczeń dla mnie. Często czułam się sama, nie miałam co ze sobą zrobić, nie radziłam sobie z ilością problemów. Do tego doszło pewne nieuporządkowanie w sprawach sexu, łatwość wchodzenia w wyobrażenia, męczące pożądanie, uleganie "niewinnym" pokusom. I tu pojawił się chat jak wybawiciel. Doskonale zapełniał dziurę w moich niespełnionych potrzebach (łatwego kontaktu z kimś, zajęcia sobie czasu i myśli, zabawy, odprężenia i wreszcie flirtu i nadziei na spotkanie). Wchodziłam na różne portale, prawie za każdym razem z nowym nickiem. Zawsze udawałam kogoś innego niż jestem. Początkowo nikogo nie zagadywałam, rozmawiałam na "forum" czekając, aż ktoś zagada do mnie. Coraz częściej wchodziłam na strony, na których pewna byłam spotkać chętnego do flirtu faceta, potem już tylko obsesyjnie myślałam jak poprowadzić grę by znaleźć kogoś odpowiedniego do umówienia się na jedną noc. Obmyślałam strategie selekcji. Pisałam ogłoszenia kogo szukam na forum i czekałam na odzew, potem odrzucałam tych, którzy wydawali mi się "nieodpowiedni". Po jakimś czasie okazało się, że nie zawsze było ważne z kim rozmawiam, ważny był ten szmerek podniecenia, który prawie zawsze odczuwałam. Przez te wizyty na chacie często chodziłam całe dni półprzytomna, z nadmiernie rozbudzonymi pragnieniami i pożądaniami. Przestałam panować nad myślami i nad wyobraźnia, zaczęłam snuć coraz śmielsze plany i kilka razy otarłam się o ich realizację. Wiem, że gdybym weszła w fazę realizacji to byłoby to już poważne obsunięcie, prawdopodobnie byłby to niekończący się ciąg wchodzenia coraz głębiej i w coraz większe poniżenie. Widziałam z jaką prędkością przekraczam własne granice (granice przekonań i własnej godności) na chacie. Działo się to z nieprawdopodobną prędkością i łatwością. Postanowiłam, że nie będę wchodzić na chat. Ale nic z tego nie wyszło. Wiele razy zaglądałam na strony z odnośnikami do chatów mówiąc sobie, że szukam jakichś informacji (oczywiście w tle wiedząc po co tam zaglądam) - i wchodziłam; czasem mówiłam sobie "tylko tam zajrzę zobaczyć czy kogoś nie ma znajomego, lub tylko zobaczę ile jest osób" - i wchodziłam; czasem też robiłam cokolwiek innego na komputerze i strona z chatem "sama" się otwierała, "nie wiadomo kiedy". Nie dawałam sobie też rady z myślami i wyobraźnią. Takie jazdy napędzających się myśli i napięcia zaczęły się pojawiać coraz częściej. Często w ciągu minuty potrafiły roznieść w pył moje postanowienia, zasady, stawałam się zupełnie innym człowiekiem. W końcu musiałam uznać, że nie potrafię nad tym panować, że jest w tym cos nienormalnego. Zdałam sobie sprawę do czego to prowadzi - że wciąż chce się więcej i nie ma w tym końca, że może mnie doprowadzić tylko do prawdziwego upadku (który przecież nie wydawał się taki straszny, a wręcz kuszący). Tylko fakty - jak bardzo mogłoby to rozbić moje życie, zniszczyć przyjaźnie i całkiem zabić już i tak nadwątlone poczucie wartości -jakoś do mnie dotarły. A chat był narkotykiem, który mnie w to wciągał. Dopiero zdanie sobie sprawy, że to jest jakiś chory mechanizm, nad którym nie mam już kontroli, i że nie ma dla mnie możliwości wchodzenia na chat "na chwilę" lub z jakimiś stawianymi sobie ograniczeniami, a także rozmowa z osobą, która miała ten sam problem, pozwolił mi podjąć odpowiednie, wreszcie konstruktywne postanowienia. Powiedziałam przyjacielowi o tym, co robiłam na chacie i w jaki sposób, zlikwidowałam fikcyjne konta e-mail, omijam strony na których są chaty (niestety nie udało się zablokować do nich dostępu w moim komputerze). Nie było łatwo. Przez jakiś czas w ogóle nie mogłem się skupić podczas pracy na komputerze, wciąż chcąc zajrzeć na chat, a internet prawie całkiem stracił swój blask. Ale się trzymam tego postanowienia i nie żałuję straty, bo powoli zaczynam odzyskiwać przytomność umysłu i nie czuję już takiego przymusu i bezbronności wobec chęci wejścia tam znowu. Wiem, że nieuporządkowanie w sferze seksualności wymaga ode mnie jeszcze przyjrzenia się mu i pracy, ale przynajmniej nie wchodzę w niekontrolowane jazdy myśli i planów związanych z chatem. Czuję się przez to wolniejsza i spokojniejsza, no i cieszę się, że nie wpadłam w to dużo głębiej. Jadwiga, 20 lat
Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |