Mój skarb...Wybiła 21:37, 31 marca 2005r. Znieruchomiało na moment moje serce i całe ciało. W mej głowie nagle zapanował porządek. Po masie napływających myśli nagle mój umysł przystopował, ucichł. Położyłam się do łóżka jeszcze cała sztywna i niewiarygodna. Gdy po chwili uświadomiłam sobie co się stało, łzy napłynęły mi do oczu. Wybuchłam płaczem. W tym właśnie czasie zmarł najwspanialszy ojciec na świecie Karol Wojtyła - papież Jan Paweł II. Eksmitowali w telewizji tę wiadomość, a ja biegłam myślami po świecie wyobrażając sobie cały świat w żałobie po ukochanym człowieku, którego Bóg zechciał wziąść do nieba. To było trzy lata temu. Nie wiedziałam po co żyję i jaki mam cel. Chodziłam do kościoła ale to było zwykłym chrześcijańskim obowiązkiem.Od tego wydarzenia zaczęłam interesować sie religią i sprawą wiary. Jan Paweł II jest dla mnie człowiekiem, który pomógł mi zrozumieć pewne rzeczy. Mam wielki dług wdzięczności wobec Niego. Dużo ludzi nie wie co jest najważniejsze w życiu. Są ślepi i głusi. Widzą tylko to co przyjemne, łatwe i dobre na pierwszy rzut oka. Wydarzenie z dnia 31 marca 2005 r. każdy pamięta dokładnie. Każdy człowiek nosi je w sercu i myślę że nigdy nie zapomni. Historia mojego życia jest zwyczajna, wydawałoby się szara i monotonna. Nie mogę też powiedzieć, że doznałam w życiu nagłej przemiany, nawrócenia, ponieważ przez całe swe życie wierzyłam i nigdy nie odwróciłam się od Boga i od swej wiary. Jednak w pewnym momencie mojego krótkiego życia przebudziłam się i nadal budzę. Uczę się przyjmować cierpienie, radość która pochodzi od Boga i z każdym dniem doświadczam innych rzeczy. Codziennie nowe pokusy, zło i strach ale codziennie też nowa siła, którą napełnia mnie Pan bym mogła razem z Jezusem stawić czoło tym rzeczom. On otacza mnie opieką, wyrzuca demona i uspokaja moją duszę bym mogła wytrwać i swe zadanie spełnić. Z każdym dniem wyrzucał strach z każdym dniem uczył mnie i nadal uczy jak mam postępować. Wierzę, że nadal tak będzie... U mnie to było tak: codzienna awantura- normalka. Zamykałam się wtedy w pokoju wtulałam twarz w poduszkę i już nawet nie miałam siły płakać.A wszystko przez chorobę mojego ojca, który jest alkoholikiem. Eh... po prostu nie da się tego opisać. Ta masakra alkoholowa doprowadza mnie czasem do obłędu, który mówi, że muszę coś z tym zrobić. Nie mogę tak tego zostawić.Już całkiem traciłam nadzieje kiedy krewna powiedziała żebym sie modliła. Wcześniej nie myślałam żeby modlić się do Pana jako mego ojca, któremu mogę powierzyć wszystkie me troski. Po prostu modliłam się kiedy mi się chciało i to była taka regułka, którą wypowiem, a na koniec dopowiem: Panie chcę to i tamto. A potem kiedy tego nie dostawałam robiłam zezłoszczoną minę i krzyczałam, że Bóg mnie nie wysłuchał, a często nawet, że nie ma litości albo, że wcale nie istnieje. Tak przez całe życie błąkałam się w błędnym kole. Zauważcie w jaki sposób o Nim myślałam. Chyba bardziej jakby był świętym Mikołajem aniżeli moim tatą. Postanowiłam zwrócić się z prośbą do Boga mojego Tatusia. Oprócz alkoholizmu w mojej rodzinie nachodziły mnie lęki. Często się gdy zbliżała się noc byłam zalana potem, dreszcze przechodziły przez całe ciało, a serce o mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. To były lęki, których nie mogłam opisać. To były lęki pojawiające się nagle. Bałam się ale nie wiedziałam dokładnie czego. Wytrwała modlitwa dała efekty. Pan mnie wysłuchał. Posłuchajcie jeśli jest źle i nie macie już na nic ochoty wiedzcie, że nie jesteście sami. Wiedzcie, że z góry patrzy na nas Bóg. Wiedzcie, że On nie sprowadza na nas nieszczęść, bo od Niego nie płynie zło lecz miłość. Wiedzcie, że po wielkiej ulewie zawsze wyjdzie słońce. Trwajcie w nadziei, bo Bóg sprawdza naszą cierpliwość i wytrwałość. Dlatego choćby spadało na nas tysiąc problemów nie przestawajmy wierzyć. Ciernienie jest próbą, jest czymś co powinniśmy się nauczyć przyjmować, bo jeżeli cierpimy z Bogiem w Bogu i dla Boga to jest to cierpienie, które ma sens, które prowadzi nas kalającą drogą do zbawienia... Życie niestety nie jest bajką i trzeba się z tym pogodzić. Zawsze będą jakieś problemy ale kiedy będziemy się obdarzać miłością problemy zaczną być pokonywane i kiedy wcześniej będzie się wydawało, że są wielkie potem będą małe. To co mówię jest piękne. I to nie tylko słowa rzucane na wiatr. Dopóki się o tym mówi niewiele znaczy. Nabierze sensu jeśli wejdzie w nasze życie. A wszystko zleży od nas. Trzeba być cierpliwym ale cierpliwość jest bardzo trudna. Bardzo trudne są także silne wiatry, które sprawiają, że wątpimy w istnienie Boga. Módlmy się cierpliwie, bo przecież, ,Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd tam! I przesunie się. I nic niemożliwego będzie dla was." Mt 17,20 Po tym jak ciocia powiedział mi bym modliła się do Pana weszłam do pokoju ojca i wymówiłam takie słowa: Panie wiem, że ty możesz uczynić cud. Ogłaszam twoje zwycięstwo w tej rodzinie, w tym pokoju. Nie pozwól, by mój ojciec tu pił. A potem otworzyłam Pismo Święte i zaczęłam czytać na głos kilka stron. Bóg był ze mną, czułam Jego obecność. Teraz gdy przychodzą chwilę kiedy czuje się niepotrzebna samotna uświadamiam sobie, że jestem córką Boga, że On mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, że chce mojego dobra. We mnie mieszka Duch Święty zrozumiałam, że jeśli się krzywdzimy, krzywdzimy samego Boga. Usłyszałam pewną rzecz. Człowiek pragnie jednej rzeczy w życiu. Jedni marzą o domu, którego nie mają i bez którego nie mogą żyć. Inni zaś pragną ucieczki z domu, od codzienności. Ja mam dom, mam wielki skarb, który doceniam i wcale nie pragnę ucieczki. Nauczyłam się doceniać to co się ma. Jednak jak zwykła nastolatka podążam i marze o tym, by spotkała mnie jakaś przygoda. Nie lubię codzienności i jestem żądna przygód. Chciałabym choć na chwile urwać się od tego monotonnego życia i choć raz wyjechać do innego kraju i spotkać się z ludźmi podobnymi do mnie jednak innymi w tradycjach i obyczajach. Jestem zbuntowaną nastolatką. Zbuntowaną wobec niesprawiedliwego świata i szarej rzeczywistości, z którą chcąc nie chcąc muszę się pogodzić. A wy? napewno też chcielibyście zaznać rozkoszy czegoś innego. Wyjechać gdzieś jak najdalej od domu, do którego potem znów zatęsknicie. Ale to normalne, każdy człowiek w swoim życiu musi spróbować czegoś obcego. Czasem brak mi mobilizacji, nie poznaję siebie i czuje, że zło wygrywa nade mną. Ale wtedy nadchodzi Jezus ze swą niezwykłą mocą. Boję się stanąć do swego powołania i dzielnie go wykonać. Boję się, że z tym zadaniem sobie nie poradzę. Może powinnam bardziej zaufać i nie patrzeć na swe możliwości. Poddać się całkiem i bezinteresownie Jezusowi Wiem, że czeka mnie dużo prób, pokus i że w moim sercu, i duszy wiecznie toczyć będzie walkę dobro ze złem ale mam wolną wolę i wybieram dobro Teraz kiedy jest ze mną Jezus już się nie boję. Proszę Was byście się nie bali, byście stawili czoło życiu, byli wytrwali w modlitwie i zjednoczeni z Jezusem i bliźnimi. Bóg z Wami. Agata
Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |