Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Via Crucis - po śladach Chrystusa

Na Drogę Krzyżową uliczkami starej Jerozolimy chętnie wyruszam o świcie. Wiem, że to wbrew chronologii, bo Jezus podążał na Kalwarię w godzinach przedpołudniowych. Ale wczesna pora pozwala mi uniknąć ulicznego zgiełku, pokrzykiwań sprzedawców świeżych warzyw i owoców, widoku straganów, porozwieszanych na hakach sukien i spodni, wyłożonej w pryzmach bielizny, natrętnych przywoływań do sklepów z dewocjonaliami. Można przeżyć tę Drogę w kontekście czasu, tego sprzed dwóch tysiącleci.

Ale jak wzbudzić w sobie świadomość tamtego czasu? Czy można skutecznie odizolować się od współczesności? Problem wylania się już przy Pierwszej Stacji, stacji skazania Jezusa na śmierć. Stoję na ulicy przed żelazną bramą prowadzącą na dziedziniec szkoły podstawowej dla muzułmańskich chłopców. Za dwie godziny plac ten wypełni się gwarem rozwrzeszczanej dzieciarni. Ale teraz jest tu cicho. Nad grzbietem Góry Oliwnej, widocznej w prześwicie ulicy, jakby niebo już miało różowieć. Martwa cisza! Gdyby móc tu przeprawadzić wykopaliska archeologiczne, przecież niemożliwe na terenie muzułmańskim, dokopalibyśmy się do Jerozolimy Jezusowej, a konkretnie - do pawimentu Antonii, bo obecna szkoła zajmuje miejsce rzymskiej twierdzy Heroda Wielkiego, w której stacjonował garnizon rzymski.

Biedny Piłat, który na święto Paschy 30 roku sprowadził się do tej twierdzy z Cezarei Nadmorskiej. Jakże on się zaplątał, kiedy arcykapłani i żydowska starszyzna podsunęli mu nie do osądzenia, ale do wydania wyroku skazującego Jezusa z Nazaretu. Dlaczego rzymski namiestnik nie wykazał dość odwagi, by odrzucić stanowczą decyzją szantażujących go Żydów, tak jak uczynił jakiś czas później jego kolega na urzędzie, prokonsul Achai, dzielny Gallio, który wyrzucił z sądu Żydów oskarżających przed nim Pawła (por. Dz 18,12-17).

Może Piłat postąpił wbrew swoim przekonaniom o niewinności Oskarżonego, bo przyszło mu działać w żydowskiej stolicy, a nie gdzieś na prowincji z dala od wpływowego nawet na cesarskim dworze żydowskiego establishmentu? Może nie miał tej odporności psychicznej, osobistej odwagi, by odrzucić agresywne żądania arcykapłanów i ich zwolenników? Jakże słodkie jest sprawowanie urzędu za cenę zduszenia sumienia! Rozglądam się za miejscem, gdzie mogły znajdować się schody Antonii, które zabrała ze sobą do Rzymu Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego. Te same schody, dla których papież Sykstus VI wzniósł w 1589 roku kaplicę Scala Santa przed Pałacem Laterańskim w Wiecznym Mieście, a po których zstępował z pretorium Piłata Jezus, by wziąć na swe barki krzyż i ponieść go na miejsce straceń.

Franciszkanie otwierają swój klasztor o ósmej rano. Mają tam dwie kaplice, Kaplicę Biczowania po prawej stronie dziedzińca i po lewej - Kaplicę Skazania na Śmierć. Obie te kaplice są zastępcze, upamiętniają bowiem samo zdarzenie, a nie miejsce, bo sąd nad Jezusem odbył się w Antonii, czyli tam, gdzie obecnie stoi szkoła podstawowa. Zaś zdarzenia Drugiej Stacji rozpamiętuje się przy wejściu na teren klasztoru franciszkańskiego. Aby przenieść się w atmosferę tamtego świata, podążam kilkadziesiąt kroków dalej tą samą ulicą, zwaną już od tego miejsca Via Dolorosa. W podziemiach klasztoru Sióstr Syjońskich znajdują się bezcenne zabytki archeologiczne. Zaliczam do nich Struthion, basen wycięty w podłożu skalnym dla zaopatrywania Świątyni w wodę. Pomimo że zbiornik ten został przesklepiony po 135 roku przez inżynierów budujących rzymskie miasto Aelia Capitolina, próbuję wyobrazić sobie jego pierwotny wygląd, jak również i to, że Jezus musiał często przechodzić tuż obok, chociażby w drodze do Świątyni. Ostatni raz kroczył tędy na Golgotę obciążony krzyżem. Jeszcze większe wrażenie robi znajdujący się ponad nim pawiment ułożony z masywnych bloków, należących częściowo do ulicy - kamienie ze żłobkowaniem - a częściowo do dziedzińca Antonii. Tu, w atmosferze ciszy i powagi, rozpamiętuję przesłuchanie Jezusa przez Piłata wedle zapisu Jana Ewangelisty. Z jaką mocą brzmią w tym miejscu słowa: Piłat "wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Litostrotos, po hebrajsku Gabbata" (J 19,13). Nie mogło być już odwołania. Orzeczony przez Sanhedryn w nocnym posiedzeniu wyrok śmierci na Jezusa otrzymał teraz sankcję prawną rzymskiego urzędnika. 'I musiał być wykonany.

A więc i ja ruszyłem za Jezusem w kierunku Kalwarii. Od tego miejsca stacje Drogi Krzyżowej nie mają charakteru historycznego, lecz religijny. Przecież Jerozolima była wielokrotnie niszczona "i odbudowywana na przestrzeni dwóch tysiącleci, a kolejne warstwy budownictwa skutecznie zacierały jej wygląd z czasów Jezusa. Mieli tego świadomość ojcowie franciszkanie, którzy w XIV wieku wytyczyli aktualny przebieg Drogi Krzyżowej. Tak zatem wedle ich wytyczeń dochodzę do Trzeciej Stacji. Niewielką kaplicę, upamiętniającą pierwszy upadek Jezusa, odnajduję na rogu ulicy Via Dolorosa i Tarią al-Wad, jednej z głównych ulic miasta po przebudowie 135 roku, biegnącej od Bramy Damasceńskiej skrajem Doliny Tyropeonu. Jeszcze dziś uważny obserwator zauważy ów nagły uskok terenu pośród mrowia kamiennych domostw.

Jezus upadł, bo był osłabiony biczowaniem, a wcześniej całą tą poniewierką, jaką zgotowali Mu po aresztowaniu strażnicy świątynni. Przekonany o niewinności Jezusa Piłat usiłował Go uwolnić, nakazując dla zmiękczenia nieprzejednanej postawy Żydów właśnie biczowanie. Przeliczył się. Ta nadzwyczajna kara, której według praktyki rzymskiej nie powinien otrzymać skazany na śmierć, tylko rozjuszyła Żydów, którzy na widok zakrwawionego i wyszydzonego Jezusa odrzucili Go z całą bezwzględnością, wykrzykując: "Na krzyż z Nim".

Tuż za rogiem, przed bramą prowadzącą w obręb katolickiego patriarchatu ormiańskiego, jest Czwarta Stacja, upamiętniająca spotkanie Maryi z Jezusem. Tej sceny nie potrafię sobie wyobrazić. Wszystkie inne są dla mnie w miarę czytelne, ale nie ta. To spotkanie Matki i Syna w takich okolicznościach pozostaje poza możliwością mojej percepcji tamtych zdarzeń. Niech tak już pozostanie. Tymczasem w ormiańskim kościele, dedykowanym Matce Boskiej, czci się od pewnego czasu obraz Chrystusa Miłosiernego według wizji błogosławionej Siostry Faustyny Kowalskiej.

Dzień się już rozjaśnia. Na ulicy pojawiają się pierwsi przechodnie. Obładowane ciężkimi tornistrami z emblematami misiów i zajączków do szkól podążają drobne dzieci muzułmańskie, wszystkie w mundurkach, dziewczynki starannie uczesane. Skręcam z ulicy al-Wad, by wspinać się po kamiennych schodach uliczką al-Alam, pełną sklepów z dewocjonaliami i antykami podejrzanej autentyczności. Na samym rogu obu ulic dochodzę do kaplicy Piątej Stacji, przywołującej czyn Szymona z Cyreny.

Miał ten człowiek szczęście! Owszem, zosta! przymuszony przez żołnierzy do dźwigania za Jezusem Jego krzyża, obawiano się bowiem, że Skazaniec nie dojdzie już na miejsce straceń o własnych siłach. Dotknięcie krzyża Jezusowego musiało tego wieśniaka przemienić, skoro starożytny Kościół zapamiętał jego imię, co więcej, imię jego dwóch synów, Aleksandra i Rufa, którzy w tymże Kościele sprawować musieli jakieś ważne funkcje.

POLSKIE STACJE

Trzecia i czwarta stacja Drogi Krzyżowej uważane są za stacje polskie. Formalnie kaplice te należą do katolików ormiańskich. Zostały jednak odnowione i ozdobione głównie dzięki staraniom przebywających tu podczas II wojny światowej żołnierzy polskich z armii gen. Andresa. Płaskorzeźby nad wejściami do obydwu kaplic wykonał Tadeusz Zieliński. 25 marca br. - w kaplicy przy IV stacji poświęcono kolejny polski dar: wykonaną ze złota, srebra, tytanu, kryształów i bursztynu nastawę ołtarzową "Niebiańska Jerozolima". Dzieło zostało wykonane w Gdańsku przez Mariusza Drapikowskiego. Było wcześniej prezentowane w wielu miastach Europy, w tym również w Warszawie. Pod koniec stycznia pobłogosławił je Benedykt XVI. Inicjatorem podjęcia dzieła jest radomskie Stowarzyszenie Communita Regina Delia Pace, które powstało w celu działania na rzecz pokoju i pojednania między ludźmi. Uroczystości przewodniczyli: nuncjusz apostolski w Jerozolimie abp Antonio Franco, łaciński patriarcha Jerozolimy abp Fouad Boutros Twal oraz biskup radomski Zygmunt Zimowski. Po Mszy św. w monstrancji zainstalowanej w tryptyku umieszczono Hostię. W ten sposób zainaugurowano tam wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu w intencji pokoju w Ziemi Świętej i na całym świecie.
Uliczka al-Alam dalej nosi alternatywną nazwę Via Dolorosa. Podejście jest strome, starsze wiekiem pątniczki co jakiś czas przystają dla zaczerpnięcia oddechu. Pomimo zacienienia i rozpiętego nad ulicą zadaszenia odczuwa się wzrastającą spiekotę dnia. W połowie ulicy, upodobnionej do głębokiego wąwozu kamiennych domów, na fasadzie jednego z nich widnieje tablica z rzymską liczbą Szóstej Stacji.

Gdzie wówczas byli Jezusowi uczniowie? Albo apostołowie? Czy żaden z nich, choćby anonimowo wmieszany w tłum gapiów, nie mógł podążyć z pomocą swojemu Mistrzowi? Przecież nie minęło jeszcze kilka godzin, jak podczas pożegnalnej wieczerzy paschalnej zapewniał Piotr, że nie opuści Mistrza, nawet gdyby przyszło mu z Nim umrzeć. Gdzie teraz był? Żaden ewangelista nie dostrzegł na poboczu drogi choćby jednego z apostołów. Tymczasem z tłumu wystąpiła kobieta, której tradycja nadała imię Weroniki w nawiązaniu do oblicza Chrystusa odciśniętego na jej chuście, którą otarła zlaną potem i pokrytą plwocinami twarz Jezusa. Wchodzę do kaplicy znajdującego się w tym miejscu kościoła Przenajświętszego Oblicza. Prawosławna zakonnica sprzedaje w małym sklepiku produkowane na miejscu ikony.

Podążam dalej. Tylko kilkadziesiąt kroków stromo pod górkę, częściowo po kamiennych schodach, i oto wychodzi się na ulicę prostą, Khan al-Zait. To główna ulica rzymskiego miasta Aelia Capitolina, miasta budowanego za rządów cesarza Hadriana. Tak jak wtedy cardo maximus uchodziło za główną ulicę handlową, tak i obecnie pełni tę samą rolę jako suk, tyle tylko że w odsłonie orientalnego rozgardiaszu, bo to przecież ciągle dzielnica muzułmańska w murach starej Jerozolimy.

Jedną z kolumn rzymskiego cardo odnajduję w kaplicy Siódmej Stacji. Wchodzę do środka. Widno od elektrycznych świateł i przestrzennie. Grupa pielgrzymów z Ameryki rozważa tajemnicę drugiego upadku Jezusa. Sędziwy kapłan o siwej brodzie tłumaczy zasłuchanym umiejętność powstawania z upadków, które zdarzają się nam na co dzień. Odtwarzam w świadomości scenę z filmu "Pasja" Mela Gibsona, kiedy żołnierze szarpią przywalonego krzyżem Jezusa. Próbują Go podnieść. Przecież nie może umrzeć w drodze. Musi dojść na Kalwarię. W tym miejscu, gdzie obecnie znajduje się kaplica Siódmej Stacji, jeszcze w średniowieczu była brama, należąca prawdopodobnie do bramy przebitej w drugim odcinku muru biegnącego wokół Jerozolimy. Z łacińska nazywano ją Porta Judicaria w nawiązaniu do orzekanych przy tej bramie wyroków śmierci. A więc Kalwaria już niedaleko, po drugiej stronie nieistniejącego już dziś muru obronnego.

Na ruchliwym, ciągle zatłoczonym skrzyżowaniu skręcam zaraz za rogiem w prawo, by po pokonaniu kilkunastu stopni zatrzymać się przy kamieniu Ósmej Stacji. Żeby nie przeoczyć tego kamienia, prawie niewidocznego, ktoś na metalowym wieszaku zawiesił tabliczkę z pomalowanym na czerwono numerem. Wielu przechodniów, także muzułmańskich, dotyka w przelocie tego kamienia. Niektórzy się nawet żegnają. Duchowni prawosławni przechodzą obok obojętnie. Scenę, jaką się tu rozważa, podsunął nam Łukasz Ewangelista. Dostrzegł on przy drodze miejscowe Żydówki, płaczem manifestujące współczucie dla Skazańca. Nie "płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! - usłyszały - Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?" (Łk 23,28-31). Aż strach pomyśleć. Suche drzewo!

Zwarta zabudowa miasta nie pozwala przejść tędy na Kalwarię, muszę zatem zawrócić do suku, by po kilkudziesięciu krokach wspiąć się po schodach w rejon klasztoru koptyjskiego. U wejścia do monasteru widnieje fragment starożytnej kolumny, częściowo wmurowany w ścianę, oznaczający miejsce rozważań Dziewiątej Stacji. Kolejny upadek Jezusa, już trzeci. Musi się podnieść. Żołnierze szarpią, popychają, złorzeczą. Już tylko krok od wzgórza straceń. Znów jawią się w myślach obrazy z filmu Gibsona. Jak trudno jest się podnieść. Jak ważna jest pomoc bratniej duszy, dyktowana współczuciem, zrozumieniem, dobrocią. I bezinteresownością.

By zaoszczędzić sobie widoku worków ze śmieciami na schodach i grzebiących w nich kotów, nie wracam już do suku. Na plac przed Bazyliką Grobu Pańskiego idę przez dziedziniec klasztoru etiopskiego. Wysocy mnisi etiopscy, w czarnych sutannach noszonych z afrykańska, z gracją nomadów trwają nieruchomo przed wejściem do swych domków, ulepionych na dachu bazyliki niczym gniazda jaskółek. Niskie wejście i ciasny korytarz pozwala mi przedostać się do ich kaplicy, najpierw pierwszej, tej położonej wyżej, później drugiej, znajdującej się już na poziomie placu przed bazyliką.

A zatem to tutaj! Najświętsze miejsce chrześcijaństwa, kościół kryjący w swych murach skałę Kalwarii i Grób Pański. I znów schody, strome, prowadzące do kaplicy urządzonej na szczycie skały, prawie pięć metrów od posadzki bazyliki. Jak Jan Paweł II, już wtedy schorowany i osłabiony, mógł wejść po tych schodach w marcu 2000 roku? Wszedł, i to dwukrotnie, by w tej kaplicy odprawić długie rozmyślanie w czasie należnej mu popołudniowej sjesty, z której zrezygnował.

Schody wytarte stopami milionów pątników. Nie potrafię się skupić. Pobożność jednych miesza się z brakiem szacunku u innych, którzy traktują to miejsce jako kolejną atrakcję na swym turystycznym szlaku nie po Ziemi Świętej, lecz po Izraelu. Należy im współczuć - pozbawieni świadomości i wiedzy.

Prosto ze schodów wychodzę do kaplicy katolickiej, w której rozważa się Stację Dziesiątą, a więc zdarcie z Jezusa Jego własnych szat przed egzekucją oraz Stację Jedenastą - przybicie do krzyża. To zdumiewające, jak autorzy ewangeliczni traktują lapidarnie to zdarzenie! Piszą krótko, jakby bez emocji: tam Go ukrzyżowali. A przecież należy sobie uzmysłowić cały dramat tych pospiesznych przygotowań do kaźni. Chociażby całkowite ogołocenie Zbawiciela.

Przechodzę do kaplicy greków prawosławnych, oddzielonej filarem od łacińskiej. Zajmuję miejsce w krótkiej kolejce, by wejść pod niewielki ołtarz, schylić się pod jego mensą, uklęknąć na oba kolana i wetknąć rękę w otwór, w którym byl osadzony krzyż Jezusa. Stacja Dwunasta - Ukrzyżowanie. Trzy godziny męki. Krótka, jakże brzemienna w konsekwencje rozmowa z Matką. Obecność na Golgocie przynajmniej jednego z apostołów, Jana. Łaska ostatniej szansy dla jednego ze złoczyńców. Opuszczenie przez Boga.

I ostatni okrzyk: Wykonało się! Zachwianie porządku w przyrodzie w momencie śmierci Jezusa. W końcu wyznanie rzymskiego oficera w obliczu tych niezwykłości: "Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy" (Łk 23,47). A potem cisza śmierci! Ale Boga nie da się zabić. Owszem, można, ale w sobie. To nie koniec, to dopiero początek wszystkiego, początek nowej drogi. Pod skałą Kalwarii znajduje się niewielkie pomieszczenie z szybą, przez którą można oglądać pionowe pęknięcie skały, jakby ktoś ją rozdzielił potężnym uderzeniem. Pomieszczenie to nazywa się Kaplicą Adama, a to w nawiązaniu do pradawnej opowieści jakoby praojciec ludzkości miał spocząć właśnie u stóp Golgoty. Choć nie historyczna, opowieść ta zawiera głęboką myśl: oto w momencie śmierci Chrystusa dopełnia się odkupienie i zbawienie, a pierwsze krople krwi Zbawiciela, spadające z wysokości krzyża na ziemię, w pierwszej kolejności wybawiają z otchłani Adama, później Ewę, a po nich wszystkich sprawiedliwych, którzy nie mogli wejść do Raju. Bo bramę doń mógł otworzyć dopiero Chrystus, pokonując śmierć i szatana. Wymowna ta scena, od średniowiecza malowana po kościołach, jak w Torcello na Lagunie Weneckiej, została współcześnie położona na ścianie greckiego katolikonu techniką mozaiki.

Ze skały Golgoty schodzę po schodach na dół. Przy leżącym na wprost wejścia do bazyliki kamieniu ciśnie się gromada rosyjskich pielgrzymów, którzy na kamień rozlewają olejki, po czym ten płyn wycierają chusteczkami, które dla nich posiadają wartość relikwii. Wielu obcalowuje porfirową płytę, nad którą wiszą lampiony z żywym ogniem, reprezentujące pięć wyznań chrześcijańskich, mających prawa własności w Bazylice Grobu Pańskiego. Zdjęcie z krzyża ciała Jezusa i przygotowanie go do pogrzebu jest w tym miejscu tematem rozważań Stacji Trzynastej. Przesuwają się w mej pamięci obrazy wykreowane na przestrzeni wieków przez wielkich wizjonerów sztuki, takich jak młody Michał Anioł ze swoją niedościgłą Piętą, jak Caravaggio odwołujący się często do tematu Zdjęcia z Krzyża.

Nie było czasu na porządny pogrzeb, bo rozjaśniał się już szabat, jak zauważył Łukasz Ewangelista (por. Łk 23, 54), czyli w domach zapalano szabasowe świece. W jakiej atmosferze mieszkańcy Jerozolimy spożywali tę wieczerzę paschalną po tym wszystkim, czego byli świadkami? Czy arcykapłani gratulowali sobie powodzenia? Tymczasem na Golgocie zjawił się w porę jeden z żydowskich starszych, niejaki Józef z Arymatei, który oddał na miejsce pochówku swój własny grobowiec. Gdyby nie jego czyn, nie byłoby nawet gdzie złożyć ciała Jezusa. Czy apostołowie pomyśleli o tym, gdy Piłat wydał Jezusa na śmierć?

Grób znajdował się w pobliżu miejsca straceń. Bo Kalwaria, Wzgórze Czaszki, wchodziła w obręb podmiejskich nieużytków, na które składały się kamieniołomy, jakieś nierówności, które musiał ominąć bieg drugiego odcinka murów obronnych, jakieś wydrążone w skałach jamy grobowe, a nawet dziko uprawiane ogrody i pola, z których jeden mógł należeć do Szymona z Cyreny. Wszystkie te szczegóły topograficzne, wywnioskowane z treści Ewangelii, potwierdzają badania archeologiczne i zapisy Józefa Flawiusza. Tu, jakby na śmietnisku, kończy się ziemska droga Jezusa z Nazaretu.

Stacja Czternasta pozwala na głęboką zadumę nad tym wszystkim, co się tu wydarzyło. Wchodzę do środka Jezusowego grobu. Nic nie przypomina grobu sprzed dwóch tysiącleci, ani materialne ślady, ani jego marmurowy wystrój, ani otaczająca atmosfera. Mnich koptyjski, który trwa w kapliczce doczepionej z tyłu do Grobu Pańskiego, zaprasza do środka i każe dotknąć dłonią kamienia, który ma być jedynym fragmentem autentycznej skały. Z rozkazu egipskiego kalifa Hakima grób rąbali kilofami muzułmańscy fanatycy w 1009 roku. Jeśli coś jeszcze pozostało z niego, przykryte jest marmurowymi płytami, na których każdego dnia odprawia się poranne Msze święte.

Stąd od dwudziestu wieków na cały świat płyną słowa: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał" (Łk 24,5).

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej