Jesienna zaduma
Złociste krople jesiennego deszczu,
z łoskotem spadają na brunatną ziemię,
z dla słychać głos sprzedawcy,
który jak co rano rozkłada swoje stragany,
Zmęczony przecieram zaspane oczy
spoglądam w lustro, które nie kłamie,
patrzę na ścianę, która milczy,
dotykam szyby, która drży.
Nieśmiało zerkam w głąb mojej duszy,
jak dziecko, które stawia pierwsze kroki,
bojąc się tego, że mogę upaść,
drżąc przed tym co nadejdzie.
W głowie plączą się urwane myśli,
z kuchni dobiega gwizd czajnika,
ze spuszczoną obolałą głową,
idę przed siebie bacząc, by nie upaść.
Wciskam niedbale do kieszeni,
metalowe klucze symbol bezpieczeństwa,
wychodzę na ulice, rozkładam parasol,
przechodzę na drugą stronę ulicy,
słychać pisk, łomot, trzask,
zostałem potrącony przez pędzący samochód.
Cisza, pustka, ciemny tunel.
Czy ja umarłem?
Marcin Melon
|