do Nikt | data: 22.08.2007, godz: 10:35 |
miłosc, miłosc i jeszcze raz miłosc zwycięża..
Bóg kocha Cie taką jaką jesteś w twoim ojcu. Jemu nie powiesz ze cie nie rozumie.
( 1738 )
Nikt ja mysle ze trzeba poprostu modlić sie i przebaczac , nie określać typu ty nie rozumiesz itd.., tupac nogami jak mnie skrzywdzono.. to nic nie daje.
Bóg wzywa Ciebie do modlitwy za swojego tatę, moze nikt inny tego tak dobrze nie zrobi, jak Ty-osoba z nim powiązana, która cierpi!?
Nikt nie potrafi kochać tak by nie ranić, Ty równiez nie potrafisz kochac w pełni, tak jakby inni sobie tego zyczyli. Tak jak Bóg!
na ziemi zawsze bedziemy doswiadczali odrzucenia, ran.
Zwróc sie z tym do Jezusowych ran który zna ten ból,by pomógł kochac nie tylko tych którzy dobrze zyczą ale równiez tych trudnych, a nawet nieprzyjaciól. i to słuzy tez naszemu zbawieniu abyśmy ciepliwie uczyli sie miłosci blizniego, ztego bedziemy sądzeni!. z Panem Bogiem i duzo odwagi zycze na kazdy dzien. ( 1737 )
Do ostatniego postu do mnie,
nic nie rozumiesz, a oceniasz mnie.
Nie jestem rozkapryszona, i prosze nie mow tak do mnie.
Nie mówie tacie co robi zle, bo nic mu nie mowie, i na tym polega problem. Bo On i tak nie slucha, nie raz z nim chcialam porozmawiac. Powiedziec ze tak nie mozna. Ze wsyzscy go kochaja a on tak robi i robi nam taka przykrosc etc.
Ale nie wazne.
Nic nie rozumiesz!
Nikt nie zrozumie tego kiedy sam tego nie przezyje ... ja przezylam i caly czas przezywam ten koszmar.
A Ty dziekuj Bogu, ze nie jestes w podobnej sytuacjii.
I staraj sie zrozumiec innych.
I zaznaczam nie osadzam taty, bo jest jaki jest i za to go kocham ... trudno. Wiem ze nie am ludzi odealnych - nie musisz mi przypomninac, bo sama nie jestem idealna. Ale ja nie cche taty iodealnego. Ja chce kochajacego tate.
Ale nie zrozumiesz tego ...
A musialam to napisac, lzej mi.
Dziekuje za wsyztskie maile, a przede wsyztskim serdecznie dziekuje za wyrozumialosc, nie myslalam ze tak ten post bedzie odebrany :))))) Dziekuje :) ( 1736 )
Mam problem-otóż jestem zaproszona na wesele (bardzo mi zależy aby na nie iść)ale nie mam osoby towarzyszącej. Czy jest ktoś chętny iść ze mną? proszę o szybką odpowiedź. ( 1735 ) do Nikt | data: 21.08.2007, godz: 17:31 |
mówisz troche jak rozkapryszona uparta dziewczynka;)) o to Ci chodzi?
Twój tato popełnił błedy, nikt nie jest ideałem, kazdy rodzic je popełnia.. jesli te bardzo bolą nalezy je zaleczyc a nie ogłaszac dookoła manifestację typu.. nie zapomnę mu tego..
jestes chrzescijanką? Bedziesz miała 40- 50 lat tez dostrzezesz z wiekiem ze popełniasz błedy...czy wówczas chciałabys aby twoje dziecko tak Ci wyrzucało..nie pytając o przyczyny..?
Porozmawiaj z tatą o uczuciach..mężczyzni sami się nie domyslają!! trudno im się uzewnętrzniać..okazywać uczucia.. niektórzy sie tego w swoim domu nie nauczyli...przez to też są nerwowi,
Pomóz mu, skoro tak dobrze go przejrzałas..jego błędy to Ty mu pomóz cos zrozumiec! nie wyrzucaj błedów bo nikt nie lubi tego słuchać ale powiedz co czujesz, co Cie boli...czego oczekujesz!!
bądx mądrzejsza i pierwsza działaj, nie zakładaj z góry ze to nic nie daje...kwestia czasu...rozmowa i danie komuś szansy zawsze musi przynieś owoc.
pomodle sie za Ciebie i bądź dorosła jak przystało na 18-stkę ;))
( 1734 )
Szczęść Boże!
Mam jedno marzenie,odwiedzić wartościowe wspólnoty w różnych miejscach w kraju.Najbardziej interesują mnie wspólnoty:Odnowa w Duchu Św,Wspólnota Życia Chrześcijańskiego,Wspólnota Krwi Chrystusa,Wspólnoty o charakterze ekumenicznym,Duszpasterstwa Akademickie,Wspólnoty charyzmatyczne.
Piszcie mi proszę na mejla o grupach parafialnych lub wspólnotach do którach należycie lub o których wiecie.Piszcie przy jakiej parafii się spotykacie i kiedy macie spotkania.
Podrawiam Adrian ( 1733 )
Do Agnieszki lat 21
Masz racje nie potrafie sobie wybaczyc pewnych rzeczy bo po pewnym czasie robienia ich przestałam widzieć że to co robie jest złe że to jest normalne.Wtedy kiedy zaczynałam to robić kilka lat temu to nie widziałam w tym nic zlego chociaz bałam się tego co robie potem przyszła refleksja pod wpływem pewnego księdza ktory dość jasno powiedział mi jaka jest prawda że to ciężki grzech i wogole. Miałam wyrzuty sumienia spowiadałam sie i miałam chęć do tego żeby się zmienić. Czasem się mi udawało przez pewien czas żyłam tak jak powinnam.Nie zniechęcałam się tym ze upadam. Po pewnym czasie zauwazyłam że to nic nie zmienia co spowiedź te same grzechy więc stwierdziłam że nie ma najmniejszego sensu. Wszystko zaczęłam traktować normalnie nie mam wyrzutow sumienia.Niby wszystko jest ok ale jednak juz nie potrafię się cieszyć z niczego jestem smutna nawet jak coś mnie spotka dobrego to nie wierze w to do końca.
Pozdrawiam. Jak chcesz mozesz odezwac się na mojego maila ( 1732 )
Dobra, to już nie aktualne :)
Postanowiłam, że jak bedzie juz dobrze, to siadziemy cala rodzina przy stole ... i porozmawiamy o tym. O tej klotni :] O tych klotniach :]
Nie chce tyle w zyciu przechodzic, jestem jeszcze mloda, bardzo mloda. Nie chce cierpiec, nie chce plakac. chce kochac i byc kochana, chce ojca, chce czuc go.
Siadziemy przy stole i kazdy z nas przyzeka ze nie bedzie wskrzesal klotni ... klotnie klotniami, ale nie bedzie tak mowil, nie bedzie wyzwisk, przeklenstw etc.
A jezeli ktos zachowa sie tak jak teraz i zawsze, to bedzie ponosil kare, ale ze strony calej rodziny, nie 1 osoby ktorej to zrobil. Moze to podziala.
Powiedzialam tacie przy klotni slowa typu: tata pamietaj ze kiedys bedziesz stary, bnie wiadomo jaki bedziesz, bedziesz prosil o szklanke wody, i wiedz, ze za to co mi robisz, ja ci tej szklanki nie podam, ale mamie podam cale wiadro. Wiec zastanow sie czy warto? Wsyztsko obraca sie predzej czy pozniej. Chcesz nauczyc mnie ajk nieszanowac dzieci? Czy chcesz dac mi wzor ktory bede mogla nasladowac? Ja chce zalozyc rodzine, ktora bede kochac, Ty tez miales kiedys takie plany. I masz rodzine, ale czy ja kochasz prawdziwe? Czy okazujesz to?
I chyba te slowa na niego podzialaly. Bo przyszedl dzisiaj do mnie i zapytal sie czy wypije z nim kawe :]]]]]
Powiedzialam ze jeszcze nie, jeszcze czuje ten bol, te slowa, to wsyztsko co mi zrobil.
A on wyszedl.
Nie wiem czy powinnam wypic te kawe, ale nie, chyba nie powinnam, za lkatwo by to wsyztsko przyszlo. Dzis bede jeszcze nieobecna, ale jutro juz bedzie ok.
Dobrze zle? Nie wiem.
Ja poprstu chce ojca, nie ojca, tate.
Jest szyderczy, jest pyskaty, zly, egoistyczny, niesprawiedliwy, przykry - ale jest moim ojcem. Jest wybrankiem ktorego ybarala moja mama - ktora jest dla mnie calym sewiatem!! Wiec choc taki mam powod aby go szanowac i kochac.
A moze bedzie lepiej?
Juz nie bede delikatna i wrazliwa, miekka. Nie bede brala wsyztskiego do serca. Zaczne dawac kontre. Tak jak zawsze powiinnam.
Wybacze mu to wsyztsko, ale nie zapomne.
Ale jeszcze raz tak zrobi, to spakuje sie i pojade do babci ...
Sadze ze on mnie kocha, tylko jest jaki jest, ma charakter jaki ma, ja go akceptuje, ale chyba za bardzo akceptowalam, bo nie wychodzilo to na korzyc, lecz mialo odwrotne skutki.
Kocham go mimo wsyztsko ... mam to w secu ...
ale czuje to co pisalam wczesniej, no coz. Czas nie goi ran, on tylko przyzwyczaja do bolu.
( 1731 )
Wiesz, tylko ja już nie mogę na niego potrzeć. Cierpie chociażby dlatego, że mieszkam z nim pod 1 dache, już nie mogę sie doczekac dnia kiedy odejde z tego domu. Dobrze, ze studia za rok, musze tylko isc na nie jak najdalej. Wiem jestem glupia!! Nie powiennam w ogole tak mowic!! Ale co jesli tak jest?
Ja nie lubie z nim rozmawiac, nie umeim porpstu. To od bardzo dawna. Chyba od zawsze odkad pamietam. Nie wiem skad to sie wielo , ale tak poprostu jest :((
Wiele razy probowalam rozmowy, probowalam byc inna, ale nie idzie.
On jest jaki jest i taki bedzie zawsze. Chyba.
Jest czlowiekiem, jest moim ojcem, ma uczucia i serce. Nie wazne jakie, ale ma.
Szanuje go bo dal mi zycie. Daje wyksztalcenie. Dom. Daje wsyzstko ale nie to co powienien.
Czasem wolalabym zyc biednie, skromnie, ale miej ojca ... mieć tylko miec, nic wiecej nie pragne.
I tak nie zrozumiesz tego ...
Tego nie zrozumie ktos kto nie wie o co mi chodzi.
A ja nie umiem tego wyjasnic inaczej, no nie umiem.
:(
Pozdrawiam sedrcznie! ( 1730 ) Agnieszka, lat 21, e-mail: lady449@wp.pl | data: 21.08.2007, godz: 12:48 |
Do MadziaL
A może po prostu sama sobie nie potrafisz wybaczyć rzeczy, które uczyniłaś?
Większość chcrześcijan ma ten problem, nie tylko Ty. Pamiętaj jednak, że Bóg już dawno to zrobił. Czeka na Ciebie, wciąż stoi i puka do drzwi Twojego serca. Otworzysz? ( 1729 )
mój ojciec niegdy nie przytulał, nie brał na ręce, nie mówił ciepłych słów, o nic nie pytał, nie odzywał się..był zimny, nie usmiechał się, wszystko dusił w sobie
pragnełam rozmowy, przytulenia
nienawidziłam tego jego milczenia! wolałabym by coś gadał, cokolwiek..
Mój ociec jak i pewnie Twój- Nikt, był ofiarą "wychowania". nie zaznał miłosci, albo bardzo mało, czuł sie porzucony..itp.
jednak mój ojciec nie jest człowiekiem z żelaza, ale z krwi i uczuć ..cierpi.. nie potrafi kochać jak Ojciec Niebieski... kocha na swój sposób... nie umie okazać..
Twój ojciec Nikt widocznie nie był kochany jak tego pragnął, miota się..jest mu cieżko..rani gdyż nie potrafi inaczej, chciałby- ale sam nie wie dlaczego robi coś co rani.. jest w nim złosc, urazy, uprzedzenia...
stąd raz aniołek , raz diabełek..
Nie rozczulaj się..wiem ze cierpisz...ja tez wycierpiałam nie mniej...
spojrz na ojca jak na człowieka który poprostu potrzebuje zrozumienia.. przebacz mu, módl sie za niego!
na początku to trudne...sama sie modliłam z zaciśniętymi zębami.. i wymodliłam..
tez zazdrosciłam innym, dlaczego mój tata nie jest taki? dlaczego , dlaczego????
dlaczego nie pokazał mi jak stać się kobietą?
nie wiem .. trudne to.... Jemu tez nie było łatwo..a moze trudniej?
wielu ojców nie potrafi dac miłosci.. są słabi..
Za to Bóg jest Ojcem doskonałym... do Niego trzeba się zwrócic, aby zapełnił ten brak..aby uleczył..aby nauczył kochać pomimo...pomimo....
zycie bez miłosci... w nienawiści...tylko rujnuje... naucz sie kochac pomimo, moze on to w Tobie zauważy.. i.... ( 1728 ) anika | data: 21.08.2007, godz: 11:07 |
DO KWIATUSZKA GRATULUJĘ DECYZJI, TRZYMAM KCIUKI I PAMIĘTAJ NIE MUSISZ SIĘ ZGADZAC NA WSZYSTKO, ZWIĄZEK TO PARTNERSTWO A NIE SZTUKA ULEGŁOŚCI. MIŁOŚĆ PRAWDZIWA UMIE STAWIAĆ WYMAGANIA I IM SPROSTAĆ. MIŁYCH WAKACJI. PA ANIKA ( 1727 ) do Świecka | data: 21.08.2007, godz: 10:26 |
Właśnie znalazłaś. ( 1726 )
Szukam jakiegoś dobrego forum o tematyce religijnej, na którym można by się wypowiadać i dyskutować bez oczekiwania przez pół dnia na publikację posta. Na poziomie przynajmniej trochę wyższym niż Oaza, jeśli to możliwe. Możecie mi coś polecić? ( 1725 )
Kim jest dla Was Wasz ojciec?
Jaki macie z nim kontakt?
Jest wartościowym człowiekiem?
...
Ojciec, to powinna być bliska osoba, ale w moim przypadku, to przepaść. Bliższy kontakt mam z wujkiem, niż z nim.
Ojciec powienen być, czuły, kochany, szczery, powienien kochać i szanować dzieci (ale nie tylko w teorii, lecz w praktyce ), powienien być wsparciem dla dzieci, laską, z którą można isć nawet, gdy jest ciemno i nic nie widać. Powienien ... powienien ... powienien.
Ale nie powienien nigdy ranić swych dzieci przykrymi słowami, słowami, które niby nie znaczą wiele, najwięcej, ale jednak znaczą. Są. Przykre słowa, to nie słowa typu: bałaganiaro, kłamczucho, złośnico, pyskulo etc. Nie! Ale mam na myśli słowa bardziej bolesne. Uwierzcie, bardziej.
Niektórzy ojcowie mogą się tłumaczyć: ja mówię wiele, ale nie zawsze tak myślę. Nigdy nie myślę nad tym co móię, a potem tego załuję.
Okey, słowa, czasem same wylecą. Ale istenieje słowo, przepraszam, czyż nie?
Słowa i przykrości się pamięta, ale czas goi rany.
Ale jeżeli takie sytuacje się nasilają, są coraz częsciej i są coraz gorsze ... to wtedy między "najbliższymy" robi się przepaść, labirynt ... (...) pustka, ale zarazem koszmar ...
Dzieci powinny dażyć szacunkiem ojca. No tak, bo ojciec to gołwa rodziny. - heh, ale zdarza się, że to tylko teoria. Teoria ... a w praktyce tak nie idzie, tak nie mozna. ( nie uogólniam )
Czasem ojciec nie ma żadnych wartości, jest nikim? etc.
Zdarzają się ojcowie typu "zmiennik" ... heh. Ojciec z pozoru wspaniały, dobry, lizus przed innymi, człowiek typu "co to nie ja" ... a zdarza mu się, często, ranić dziecko słowami, które są nie do pomyślenia, że mogły wyjść z ust ojca. Przykre, ale prawdziwe.
Mój ojciec, daje mi pieniądze na wszytsko, co ma zrobić, mama jest, naszczęscie. Więc nie ma nic do gadania, a jak mu się nie podoba, to wie gdzie drzwi. :[ Daje mi kase, zawozi wszędzie gdze chce, oczywiście ma pretensje, ale mam pretekst, ' jak nie to nie, zawiezie mnie mama" - i problem znika. Jak nie zawiezie, to mam gdzie iść. Ale najczęsciej zawozi. Jak chce, aby mi coś zrobił, ma pretensje, wskrzesi kłótnie, z czasem zrobi, bo mama naciska. Albo mówię, że pójdę do dziadka, albo wuja, oni bez gadania mi zrobią. Więc ogólnie tu nie ma nic dziwnego w ojcu. Normalny ojciec. Przeciętny.
Moje wsyztskie koleżanki, znajomi, go uwielbiają. On przy kimś to jest ojciec na pokaz, ojciec wzór! Więc nigdy się na niego nie żale. Bo po co? ...
Ale są dni ... jest czas, w których ten człowiek to potwór, ale o tym nie będę pisać.
Teraz potwór, po tygodniu jest ok, potem anioł, potem koszmar znów, czasem gorszy, czasem przeminie szybciej, czasem wolniej. Potem znów okres milczenia i nie móc patrzenia na siebie. etc. Ciągle to samo. Rozumiem złe dni, rozumiem, że w każdej rodzinie są kłótnie etc. Ale? Bez przesady. Kłótnie kłótniami, ale wyzwiska ? To już patologia.
Tylko szkoda, że potworem jest tylko do mnie. I tylko do mnie. Do mnie, i do mnie.
Szkoda? Naszczęscie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ja zniosę wsyztsko, ale kiedys się odwdzięczę ... mam nadzieje, że nie zlituję się nad nim.
Dobrze, że mam mame.
Kochaną mamę. Mam laskę jedną, ale ta laska zaprowadzi mnie wszędzie. Bez błędu. Ta laska to szczęscie :) To mama :*
Postanowiłam, że nie odezwę się do niego do końca życia ( ale w głębi serca mam nadzieje, że to nie będzie do końca życia )
Do komunii iść nie będę mogła, ale cóż - życie, coś kosztem czegoś.
Ja musze! Bo jak nie zaaraguję już i nie pokarzę, że tak nie wolno, to będzie tak zawsze, i coraz gorzej! Bo życie przynosi coraz więcej pretekstów do kłótni.
Szkoda mi tylko mamy, musi tak cierpieć ;((((((((
Nie wiem po co to napisałam, ale czuję taką potrzebę.
...
Boże, gdzie Ty jesteś ?? ( 1724 ) Kwiatuszek, lat 21 | data: 20.08.2007, godz: 21:30 |
do Anika
Ja właśnie też tak to pojmuję,i tak zrobię bo 2 tygodnie to jest naprawde bardzo krótki czas.Dlatego odmówię a jak będzie porządnym chłopakiem to zrozumie moją decyzję;). ( 1723 )
Do trędowaty
To nie jest tak że idąc do spowiedzi ja oczekiwałam że wszystko dostane podane na tacy. Ja wiem że to w pewnym sensie moja wina owszem był czas gdzie potrafilam inaczej patrzyc na Boga wiedząc że mnie kocha i ja też starałam się Go nie ranić ale ja już nie potrafie dłuzej bronić sie przed tym. Za dużo złych rzeczy zrobiłam ktore pozostały w mojej pamięci. Być może ja już inaczej nie potrafię. To nie znaczy że jest mi z tym dobrze.
Pozdrawiam
Do anika
To mój mail: madziadziubek1@wp.pl jak ktoś chce może pisać na niego ( 1722 ) anika | data: 20.08.2007, godz: 21:01 |
DO MARZENY POWIEDZ GDZIE ZDOBYŁAŚ 'KRZYZ I SZTYLET' BO NIE MOGĘ DOSTAĆ TEJ KSIAŻKI PA POZDRAWIAM ( 1721 ) anika | data: 20.08.2007, godz: 20:53 |
DO MADZIAL TO NIE PRAWDA, ŻE PRZESTAŁAŚ WIERZYĆ, TY SZUKASZ DROGI POWROTU I WRACAJ, BO BÓG CZEKA NA CIEBIE, BO ON TEŻ NIE MOŻE BYĆ SZCZĘSLIWY BEZ CIEBIE. MADZIAL BÓG JEST MIŁOŚCIA, A TY JESTEŚ GŁODNA MIŁOŚCI...BO NIE NAPISAŁABYŚ TEGO CO NAPISAŁAŚ, WRACAJ...MIŁOSĆ CZEKA. JAK CHCESZ POGADAĆ TO DAJ ZNAĆ NA TEJ STRONIE, A JA CI NAPISZĘ MIJEGO MAILA. POZDRAWIAM. ( 1720 ) anika | data: 20.08.2007, godz: 20:40 |
Witaj Kwiatuszku, powiem krótko nie wszystko złoto co się świeci, uważaj, bo moim zdaniem to najpierw można wyjśc razem na miasto, poznać swoich znajomych, poglądy, a Ty ich nie znasz, a może ktoś próbować Cie wyrwać, bo wakacje to dobry czas do takich działań. Pamiętaj teraz są grupy , które tak się podszywają, wystawiają chłopaka, który ma zdobyc zaufanie dziewczyny a pożniej ..... to dom publiczny.... Może ja się mylę ale osobiście nie wybrałabym się z kimś kago znam 2 tygodnie dalej niż do kina. Jak to spoko gość to na żaglę Wam się jeszcze uda pojechać. Korzystaj z rozumu, emocje na bok. Powodzenia. ( 1719 ) Kwiatuszek, lat 21 | data: 20.08.2007, godz: 19:22 |
hej:)Chciałabym abyście mi doradzili.Otóż zawsze siedziałam w domciu,nie chodziłam na imprezy.Poznałam chłopaka przez internet,rozmawiam z nim 2 tygodnie.Jest miły,i wogóle zaintrygował mnie.dostałam propozycje wyjazdu na Żagle na jeden dzień z nim.I nie wiem czy sie zgoidzć.Z jednej storny chciałabym ale z drugiej strony boję się czy nie odmieni sie nic na tyc żaglach,nie chce poprostu aby stała mi się coś.A wcale ten chłopak z wyglądu i wypowiedzi tak nie wygląda aby miał zrobić mi krzywdę.Jak myśliscie?zaryzykowalibyście wyjazd czy nie? ( 1718 ) trędowaty | data: 20.08.2007, godz: 19:16 |
wiesz Madzia, kiedy czytam twoje słowa mam przed oczami taki rozwrzeszczane dziecko które w sklepie rzuca się na ziemię z płaczem bo mama nie zechciała kupić zabawki. Czy myślisz że wiara w Boga oznacza wszelkie powodzenie w życiu i to że będzie miło i przyjemnie, tak to tylko w erze i to nie wiem czy im się uda ;-) Twój sposób myślenie jest dosyć przyznasz przewrotny, wiesz Boże ja wierzę w Ciebie ale chyba coś z tego będe miała no bo jak inaczej, mam taką i taką sprawę trzeba by ją pozytywnie załatwić a tak poza tym to lepiej Trzymaj się na odległość bo ostatecznie to moje życie i nikt mi nie będzie dyktował co mam robić, chce mieć chłopaka dziś i jakoś nie bardzo obchodzi mnie co Ty o tym myślisz, zresztą przecież Jesteś Dobry, jeśli zaś Jesteś Dobry to nijak nie może być inaczej tylko Myślisz tak jak Ja...pomyśl o tym. Pokój z Tobą! ( 1717 )
czasem warto pofatygować się gdzies na drugi koniec Polski...jakies dobre rekolekcje..spotkania, sesje.. pozostaja też Ci dobre ksiazki, na rynku chrzescijanskim jest wiele dobrych pozycji, mozna poszukać tytuły w internecie i poczytac recenzje. Napewno polecam "Urzekającą" świetna pozycja dla kobiet!
Ja jednak nigdy nie korzystałam z pomocy psychologa choc miałam bardzo trudne okresy i też fobie.. wiem ze wielu ludziom nie umieli pomóc.
przekonałam się wtedy ze najlepszym psychologiem jest JEZUS CHRYSTUS, nie ma lepszego i doskonalszego!!
nie podważam lekarzy, jesli trzeba, ale u mnie obyło sie bez leków i terapii.. i wielu osobom tez pomógł sam Jezus! poprostu trzeba BEZGRANICZNIE ZAUFAC!
ON zna nas najlepiej, nasze bóle, przyczyny cierpienia..!
problem w tym ze ludzie szybko sie zniechęcają, chcieliby natychmiastowy efekt i nie potrafią sie otworzyc na działanie łaski.. nie wierzą MU!!
Niektórzy boją się oddać ten problem Jezusowi gdyz czują się niegodni (poczucie winy , gorszosci, brak akceptacji siebie) dlatego nie potrafia MU zaufać.
U psychologa nie mają gwarancji na natychmiastowy efekt, terapia musi byc długa i czasem kosztowna.Wierzą ze jak zarzyją jakis namacalny specyfik to za tydzień, miesiąc zapomną, ból się uciszy. owszem na jakiś czas, dorażnie, ale w podswiadmosci wszystko zostaje! i znów sie odezwie. Mówię o osobach które leczyły sie lekami i co jakiś czas depresja wraca.... Owszem moze pomóc komuś kto ma problem złożony i poważne skutki .. ..
ale
DEPRESJA to choroba DUSZY!!! tak powiedział mi mądry ksiądz kanonik posługujacy modlitwą o uzdrowienie, który pomaga wielu ludziom, i ja sie z tym zgodzę! wiele osób szukało pomocy w psychologii która nie sprostała a uzdrowienie na duszy przyniosło wspaniały efekt!
o tym wspomina wiele ludzi w swiadectwach w czestochowie na kongresie odnowy. Jezus ich wyzwolił z beznadziei życia i lęków!
Wierze Jezusowi bezgranicznie!
wierzę ze On ma moc przezywższającą to co nie daje rady, wszelką bezsilnośc ze strony medycyny.
On zna każdy ułamek cierpienia we mnie i wie gdzie jego przyczyna.
Kiedys korzystałam ze spowiedzi u Dominikanów w krakowie..
Ojcowie mają specyficzne podejscie do "penitentów" spowiadaja w formie psychologicznej!
polecam spowiedz u zakonników, jest ich wiele w Polsce..
to oni powiedzą ze Spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów!!! , nie tylko oczyszczenie ale takze uzdrowienie na pozniomie emocjonalno-psychicznym! Bóg dotyka sfery psychicznej, musimy tylko szczerze wyznac kazdy grzech!
upokorzyc się i załować prosząc o uzdrowienie ran.. Jezus na to Odpowie!!!
Jezus wie ze grzech wyrósł na bazie jakiegos zranienia, nie tylko ze słabosci.. nasze emocje wpływają na nasze życie i często prowadzą do jakiegoś grzechu.
Fobiczko myśle ze nie jest tak zle, skoro piszesz o tym na forum.. i znajdziesz w sobie siłe i odwagę. :)
Zawsze jest jakieś wyjscie!! tak uczył nas mądry nauczyciel w szkole.
Musisz znalezc sposób... jesli masz zdrowe nogi, nie ograniczaj się!!! to bardzo dużo! wyjdź i biegnij po swoje uzdrowienie... Twój los zalezy tez od Ciebie. Jeśli poprosisz Jezusa ON Ci pomoże! ( 1716 ) Marcin | data: 20.08.2007, godz: 16:56 |
Do MadziaL
Samo chodzenie do spowiedzi do świętosci nie prowadzi,musi by współpraca z łaską i praca nad swoimi wadami i słabościami.Jeśli tego u ciebie nie było to się nie dziw że twoje życie i postępowanie nie jest takie jakiego byś oczekiwała. Zastanów sie nad sobą,Siła Wyższa istnieje,wszyscy wielcy tego świata o Niej mówili mimo iż mogli wpaść w pychę i uważać sie za samowystarczalnych. Pozdrawiam! ( 1715 ) fobiczka | data: 20.08.2007, godz: 14:54 |
tez borykam sie z fobia spoleczna ktora objawia sie drzeniem rąk a czasami calego ciala w pewnych sytuacjach spolecznych . niestety mieszkam w tak malej miescinie ze nie mam dostępu do zadnego psychologa nie mowiac juz o psychologu chrześcijańskim. ( 1714 )
Ale Wy jestescie naiwni wierząc w to wszystko w Boga itd. Ja tez kiedyś wierzyłam chodziłam do spowiedzi co miesiąc a i tak to nic nie pomagało. Przestalam być naiwna i wierzyć w cos czego nie ma. ( 1713 )
No tak, człek wraca z urlopu szczęśliwie zmęczony wędrowaniem i niestety pisze głupoty.W moim wpisie nie chodzi oczywiście o żaden placek, tylko plecak.Plecak z intencjami.Taka mała zamiana literek z "e" na "a", a jak bardzo zmienia treść wpisu:)Pozdrawiam Źródełkowiczów.Z Panem Bogiem.Piotr ( 1712 ) nika, lat 32 | data: 19.08.2007, godz: 20:46 |
Na pewno będzie potrzebna prawidłowa diagnoza i leczenie......od psychoterapii (najlepiej poprowadzonej przez psychologa chrześcijańskiego) po jeśli będzie potrzeba farmakoterapię. Takiego typu zaburzenia należy leczyć! Pozdrawiam, trzymaj się z Bogiem:) ( 1711 )
Już w środę 22 sierpnia wyruszam na pieszą diecezjalną pielgrzymkę z Gliwic do Częstochowy.Z radością zabiore ze sobą Wasze intencje, aby zanieść je Najświętszej Pani Matce, więc piszcie proszę na adres mailowy.Pozostały jeszcze 2 dni, a w moim placku intencji jeszcze sporo miejsca:)Pozdrawiam.Z Panem Bogiem.Piotr
( 1710 ) Cierpiąca, lat 20 | data: 19.08.2007, godz: 20:00 |
Dziękuję Wam. ( 1709 ) Gosia, lat 20 | data: 19.08.2007, godz: 14:50 |
Do cierpiącej.
Jeśli miałabyś ochotę porozmawiać, nawet ponarzekać:) to zapraszam na gg: 7991882. Nie bój się, zawsze możesz się odezwać. Pamiętam o Tobie w modlitwie. Pozdrawiam ciepło! ( 1708 ) karina | data: 19.08.2007, godz: 14:05 |
Cierpiąca-jest zawsze nadzieja i masz moc do wyjścia z tego!!!
kiedys znalazłam dobre rady na depresję: są wypróbowane i skuteczne pod warunkiem ze spełni się przynamniej 80 % wskazówek przy cięższej depresji:
*Ufne zwrócenie sie do Boga, częsta Eucharystia- komunia św.- daje wręcz balsamiczne ukojenie dla duszy!
*Modlitwa otwierająca serce na uzdrowienie, koronka do Miłosierdzia Bożego i modlitwa PSALMAMI: wołanie w ucisku itp.
zwrócenie się do swojego patrona o wstawiennictwo w tej intencji.
*Rozmowa z ksiedzem najlepiej spowiednikiem lub zakonnikiem. Mozna umówic sie wczesniej z kimś poleconym, warto pojechac nawet pare km dalej by z taka osoba porozmawiać i skorzystać z jej mądrosci
* Rekolekcje uzdrowieniowe mające znaczenie fundamentalne w przypadku zranień, złych wspomnień, nie akceptacji siebie..
*uczestnictwo we wspólnocie, grupie modlitewnej
*krótki wyjazd, zmiana otoczenia!
*rozmowa z osobą zaufaną, przyjacielem, autorytetem.
*dobra ksiązka psychologiczna najlepiej katolicka, uwaga! unikać amerykanskich bestsellerów New Age typu "pozytywne myslenie" które nie leczą ale robią "pranie mózgu"!
polecana ksiazka psyche dla kobiet "Urzekająca"
*Starac sie odpowiadac na pomoc innych, nie odrzucać nawet najmniejszej pomocy z powodu fałszywego lęku, uprzedzenia!
*korzystac z okazji wyjścia do ludzi, jesli ktos nas zaprosi, mimo iz chcielibysmy schowac sie przed światem, konieczne jest wychodzenie z 4 scian.
* jesli potrzeba porady psychologa, bez obaw nalezy skorzystać z tej formy terapii.
Początki są trudne! gdyz wymagają zmiany myślenia i nabrania odwagi oraz dystansu do stanu w jakim sie znalezlismy.
Nalezy sie liczyc ze szczególną pracą nad sobą, leczenie duszy tak jak w przypadku powaznej choroby zakaźnej wymaga wielu wytrwałych zabiegów!
nie pozbędziemy się choroby w ciągu tygodnia..nalezy konsekwentnie dążyc do wyjscia ze stanu w jakim sie znajdujemy.
Nikt nam nie pomoże, nawet my sobie nie pomożemy, jesli bedziemy uciekac przed całym swiatem i wymagac od innych recepty na nasz stan.
Nie nalezy obwiniac innych za stan naszego samopoczucia, to nasze wnętrze choruje i nawet jesli ktos sie do tego przyczynił to nigdy nie jest za to odpowiedzialny w 100%, musimy uznać ze problem leży przede wszystkim w nas samych!
Niebezpieczne! osoby w depresji lubia być nastawione na "NIE"
są zalęknione nieufne, i nie chcą wyjść z tego stanu, nie wierząc ze coś mogą zmienic, albo jeszcze gorzej-wolą rozczulać się nad sobą aby zwrócic uwagę innych, co w konsekwencji doprowadza do coraz gorszego stanu psychicznego.
puenta:
Najwiecej zalezy od nas samych! i współpracy z łaską Bożą.
Może na pozór dla osoby załamanej wygląda to jak wielka góra nie do zdobycia..ale to własciwie jest w zasięgu każdego nawet - biednego, ani nie wymaga cięzkich nakładów czasu.
Są to podstawowe wskazówki które pomogły wielu ludziom wyjść z poważnych stanów załamań.
życze spokojnej niedzieli w dniu Pańskim i światła nadziei:) ( 1707 ) Do cierpiącej. | data: 19.08.2007, godz: 13:08 |
Mnie uratowała modlitwa . Jesli by nie ona boje się mysleć co by było . Nie doszłabym do tego do czego doszłam . Bardzo się cieszę z tego do czego doszłam . A było tyle bólu , cierpienia , łez. Jeszcze w innej sprawie również jesli by nie modlitwa było by gorzej niż żle. Modlitwa wycisza , uspokaja .Wszystko do czego doszłam i dochodzę zawdzięczam modlitwą. Dziękuje ci Boże za wszystko , za to że byłeś przy mnie w moim cierpieniu , że odczuwałam twoją obecność. Tylko ty jeden wiesz jakie to cierpienie straszne było . Dziękuje . Jestem uspokojona . ( 1706 )
!musisz pozwolic sobie pomóc...fobia społeczna, lęk itp.. mogą byc przyczyną zablokowania się i desperacji, ucieczki.. modlitwa taka z serca to pierwsze!!! radziłabym czesto adorowac Jezusa w Najs Sakramencie, nawet w ciszy! pomaga!!
i nie wolno przesadnie użalac sie nad swoim losem..jaka to ja jestem nieszczęsliwa..! gdyz to nie pomaga ale wręcz zamyka na uzdrowienie.
Wazne jest wychodzenie do ludzi, zainteresowanie się ich sprawami.. abys była do tego zdolna, najpierw uporządkuj swoje wnętrze, wyrzuć wszystkie urazy...pros o przebaczenie dla tych którzy Cię skrzywdzili.. Tylko serce wolne od urazów jest w stanie się podzwignąc..
nie bagatelizuj niczyjej pomocy, nawet najdrobniejszej, ciesz się nią, ze ktos chce Ci pomóc. . nawet jesli nie czujesz natychmiastowych zmian..
Osobom załamanym wcale nie jest łatwo pomóc...często takie osoby "odstraszają", nie łatwo je zadowolić,chcieliby za duzo naraz.. nie wiadomo jak z nimi rozmawiać by nie urazić. W swoim zranieniu są zbyt uczuleni, przewrażliwieni na swoim punkcie i przez to zniechęcają do siebie..
Dlatego warto sobie z tego zdac sprawę aby byc delikatnym, nie okazywać nadmiernej frustracji i dać się poprostu lubić..!! tak!
to jest ważne aby ludzie sie od Ciebie nie odwracali. Wierz w to ze są dobrzy ludzie! nawet jesli ktos Cie zranił, musisz wierzyc ze są ludzie którzy dobrze Ci zyczą, nawet jesli nie potrafią Ci pomóc!
:)
głowa do góry!!.. depresja to powrzechna choroba...trzeba ją pokonać rozsądnie, bez paniki.. wazne by poznac co moze byc jej przyczyną,? bo tu jest klucz i wpływac na te okolicznosci tak aby nie dominowały nad Tobą. polecam rozne rekolekcje są wspaniałym umocnieniem dla ducha.
z Bogiem dasz radę! , pomodle sie i TY gorąco sie módl!! ( 1705 )
Cierpiąca!!
Twojemu cierpieniu pomoże modlitwa, da Ci siłę i odpowie na wiele pytań, które z pewnością stawiasz teraz Panu. Pomocą może byc tez drugi człowiek, który będzie przez to wszystko przechodził z Tobą, w nim też ujżysz Boga. Ja ze swojej strony zapewniam modlitwę w Twojej intencji. Zaufaj Panu, niech się dzieje Jego wola. ( 1704 )
Kochani!
W imieniu mojego zgromadzenia, czyli ss. kanosjanek, chciałam serdecznie zaprosić dziewczyny na rekolekcje, które organizujemy w naszym domu w Krakowie od 7 do 9 wrzesnia. Piszę, bo juz od dłuższego czasu odwiedzam Adonai i wiem, że często goszczą tu ludzie, którym Chrystus nie jest obojętny. Jeśli więc chciałabyś zatrzymać się na kilka chwil i tak po prostu pobyć z Nim w ciszy Twego serca, napisz na mojego mail`a lub skontaktuj sie ze mną pod numerem: (012) 2671680.
Koszt uczestnictwa to dobrowolna ofiara.
z modlitwą - s.Beata
( 1703 )
Dziwny jest ten świat, dziwne to życie, czasem wydaje mi się że niewiele z tego wszystkiego rozumiem... tak chciałabym umieć cieszyć się każdą chwilą i w pełni wykorzystywać dany mi czas, bo on płynie a my razem z nim płyniemy w rzece codziennych zdarzeń... Boję się że coś przegapię, kogoś pominę, a może już pominęłam...? Chyba trzeba modlić się o to by umieć dobrze żyć, by postępować właściwie, zgodnie z wolą Bożą, by umieć obdarzać innych ludzi miłością każdego dnia. Pozdrawiam Was wszystkich ( 1702 ) Samotna, lat 30 | data: 18.08.2007, godz: 17:00 |
Czy ktoś z Was zna inne podobnie działające strony jak Źródełko, gdzie można zawrzeć nowe znajomości i przyjaźnie? Jestem z Warszawy i szczególnie zależy mi na poznaniu osób z woj. mazowieckiego. ( 1701 ) szarotka | data: 18.08.2007, godz: 16:48 |
Bardzo Was Źrodełkowicze proszę o modliwę w pewnej znanej Bogu intencji. ( 1700 ) Cierpiąca, lat 20 | data: 18.08.2007, godz: 15:50 |
Ludzie...pomóżcie mi...jest źle.Jest bardzo źle. Depresja, nerwica, fobia społeczna. LĘK. BÓL. Żebranina o pomoc... ( 1699 ) hmm | data: 17.08.2007, godz: 22:38 |
JOASIU Myślę że powinnaś dać sobie trochę czasu, miesiąc to naprawdę malutko żeby już poradzić sobie,żeby nie cierpieć Rodzice na pewno nie mają Ci za złe Twojego zachowania, oni pewnie też cierpią tylko starają się Ciebie rozweselić , wiedzą że cierpisz i robią co mogą żęby Ci choć trochę ulżyć Oni pewnie sami nie wiedzą jak się zachowywać więc starają się podtrzymywać Cię na duchu Myślę że to wspaniale że widzisz swojego męża i że wierzysz że jest Mu dobrze u naszego Pana Sama bym chyba tak nie potrafiła .... Myślę że Twoja wiara pomoże Ci to wszystko przetrwać....pewnego dnia zaczniesz się uśmiechać tak sama od siebie Życzę dużo siły i nadziei że będzie lepiej Ściskam serdecznie ( 1698 )
Witam Was :)
Tym razem chcę się z Wami podzielić znalezionym świadectwem z życia Darka.
"Nie ma Boga na swoim miejscu w życiu, zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy. "
Darek poznał środowisko narkomanów,brał razem z nimi.Nałóg wielokrotnie powraca w jego życiu.Jego koledzy umierają w sidłach narkotyków.Oni już nie zdązyli zawrócić... dla nich było już za późno...
"Umierali na moich oczach bracia w niedoli, a ja byłem tak zatracony w narkotykach, tak wyzbyty uczuć, że nawet wielu z Nich nie pożegnałem w ostatniej drodze. Liczył się „towar”, „towar”, „towar”, "
Darek jak sam pisze poznał meliny,narkotyki,odurzanie aż do nieprzytomności,zapaści sercowe,zawały ...
W jego życiorys są wpisane dramatyczne wydarzenia. Alkohol.Wynoszenie rzeczy z domu,które wcześniej kupił aby je wyprzedać i mieć na narkotyki.Pobyt w więzieniu.Próba odtrucia organizmu detoxem.Ucieczka z leczenia.
Obwodowe porażenie nerwowe kończyn dolnych i górnych.
Punktem zwrotnym w jego życiu jest wypadek,któremu ulega będąc pod wpływem narkotyków - wpada pod samochód.
Diagnoza - brak możliwości chodzenia do końca życia łóżko.
Wtedy Darek odkrywa obecność Boga w swoim życiu.Zbliża się i poznaje Go.
Czuje się szczęśliwy i wolny gdyż zdązył zawrócić z drogi narkotyków i życia jakie miał dotąd.
" Ja dopiero teraz jestem szczęśliwy, ja teraz dopiero jestem zdrowy. To, że jestem kaleką i nie wstaję z łóżka, to szczegół – jeszcze nigdy nie byłem tak zdrowy, jak jestem teraz. Pan mnie uleczył, Pan to wszystko ze mnie zdjął, całą resztę pomaga mi dźwigać i jestem pewien, że z Nim dam radę to wszystko unieść."
"W cierpieniu można poznać Pana, tak blisko i bezpośrednio – ja tego doświadczam "
"Cierpienie cielesne, jakiego doznaję to szczegół z tym, jaki jestem szczęśliwy, że Pan pozwolił mi zasiąść do Swojego stołu. Nie jeden człowiek nazwałby to właśnie karą, a ja to obieram jako łaskę. Nigdy nie doświadczałem takich rzeczy, jakie teraz są dziełem Jego wielkiej miłości do Nas – ludzi."
Darek cieszy się że on zdązył zbliżyć się do Boga,zaprzyjaźnić i pokochać... gdyż wielu jego kolegów umarło nie zaznając takiego stanu bliskości...
Jemu było to dane...
Mimo cierpienia odkrywa umiejętność radości z najdrobneijszych rzeczy,dojrzewa wewnętrznie i dostrzega sens ...
" Teraz dopiero jestem wolny, teraz dopiero chce mi się żyć – Pan daje mi się poznawać i czuję się z tym wspaniale. Zdążyłem (...) "
Przeczytajcie to świadectwo Darka :) zachęcam
--------
Moja droga do Pana
Świadectwo Darka.
Gdyby moje przeżycia miały pomóc choćby jednej osobie to warto. Piszę te słowa z pełnym szacunkiem i pokorą. Nie zawsze słuchamy słów innym, nie zawsze chcemy ich słuchać – ja tego nigdy nie robiłem, dlatego z tym większym szacunkiem kieruję się do osoby, do której to piszę. Niech mnie Duch Św. prowadzi, niech te słowa dotrą do wielu...
Będzie mało popularnie, ale zobaczymy – zacznę od końca, może będzie ciekawiej.
Mam 36 lat, mieszkam z rodzicami, od siedmiu lat nie podnoszę się z łóżka, od końca lat 80-tych do 96 roku, przyprawiałem narkotyki i barbiturany we wszelkich możliwych odmianach. Dla sprostowania, zdając sobie sprawę, że są różne gatunki narkotyków, technicznie znajdzie się tu, że zażywałem od samego początku polską heroinę (kompot), zdarzało się kokainę i wszystko było zasypywane barbituranami (nie chcę wymieniać, żeby z tego informator nie powstał). W ciągu jednej nocy Pan odmienił moje życie, dotknął mnie palcem, powiedział – pobudka – i tyle. Całą noc Pan Bóg mi zadawał pytanie: - albo czarne, albo białe – albo gorące, albo zimne – chcesz, czy nie. Tak blisko jeszcze nigdy nie czułem Jego obecności, tak pozostało do dzisiaj. Tak – chcę, białe, gorące,....
Zaczęło się wszystko od tego, że Bóg pozwolił mi obejrzeć wszystkie Jego dzieła. Tata podobno biegł prędko do szpitala, żeby się dowiedzieć czy chłopak, czy dziewczyna. Mam starszą siostrę, więc Jego pragnienia były skierowane na chłopaka. Pan tak chciał, jest chłopak, co ten chłopak później nawywijał, to inna sprawa, ale powoli...
Jesteśmy rodziną wierzącą w Pana, katolicką, nie napiszę, czy „niedzielną”, czy głęboko wierzącą – dla mnie się wierzy i już, i nawet nieraz się złoszczę, gdy ktoś mówi, że się jest osobą małej wiary, czy głęboko wierzącą. To wszystko to już prowadzenie Ducha św., który pozwala nam wiele rzeczy zrozumieć i prowadzi nas przez życie. Cała reszta to wiedza, którą zawsze buduję na fundamentach wiary. Dla mnie wiara to łaska, więc chyba nie może być mowy o dozowaniu jej nam przez Boga.
W przedszkolu wychowawczyni zauważyła u mnie talent muzyczny i całą szkołę podstawową uczyłem się grać na akordeonie w podstawowej szkole muzycznej, ale kiedy zaczęły się lata młodzieńcze, straciłem ochotę do dalszego kształcenia się w tym kierunku. Miałem możliwości, ale nierozsądek zwyciężył. Do tej pory mój tata ma na kartce tekst z tamtych czasów, który własnoręcznie pisałem: ”Ja Darek, świadomie rezygnuję z dalszego kształcenia muzycznego i nie roszczę pretensji do rodziców....” – fajne, zrobione dla żartów, zostało, a dzisiaj nabiera całkiem innego sensu. Mam namacalny dowód jak to rodzice zazwyczaj chcą dla nas dobrze, a to my się buntujemy. To mi daje zrozumienie, jaka właśnie może dzielić różnica rodziców i Ich dzieci. Na to lekarstwem jest Pan, w Panu zacierają się wszelkie różnice wiekowe (dokładnie do obserwuję teraz, kiedy mam tylko kontakt z wieloma ludźmi przez Internet) – znam wiele rodzin, które są we wspólnotach neokatechumenalnych, Odnowie w Duchu Św. Są żywym i namacalnym przykładem działania Pana, zawsze radością się napełniam, kiedy słyszę jak tworzą wspólnie jakieś nowe przedsięwzięcia w imię chwały Pana – dzieci i Ich rodzice, wspólnie.
Kiedy miałem 15 lat, byłem uznany za najlepszego piłkarza turnieju, który się odbywał w moim mieście. Nie zdążyłem nawet pomyśleć czy warto coś w tym kierunku robić, bo przydarzył mi się wypadek (spadłem ze szkolnej drabinki). Na początku ból przerażający, lekarz, prześwietlenia i niestety mylna diagnoza lekarska. Miało być wszystko dobrze, a okazało się po kilku miesiącach, że zaczynam kuleć, coraz gorzej biodro boli, zamiast mniej jak mi mówiono. Tym razem, gdy lekarz miał już wszystko „podane na talerzu”, wiedział, co z tym robić. Trafiłem do szpitala na pół roku (z przerwą na święta), jakieś wyciągi, zabiegi, gips. Straciłem przez to cały rok nauki, a był to moment, kiedy właśnie zaczynałem edukację w szkole średniej. Uczyłem się w innym mieście i mieszkałem w internacie. To była kolejna przyczyna, że odsuwałem się od Pana Boga. Najzwyczajniej na świecie nie chciało mi się chodzić na lekcje religii (jeszcze przy parafii) i chyba nawet było mi tak wygodniej. Mama nie miała kontroli, Darek poczuł swobodę, syntetyczną wolność. Chociaż były katechezy w dni wolne od nauki w moim mieście, to zawsze się jakoś wykręciłem. Tak chciałem, po prostu tak chciałem. Pan jeszcze nie dał mi się poznać i bardziej w tym wszystkim uczestniczyłem przez szacunek (albo strach?) do rodziców. Nie ma Boga na swoim miejscu w życiu, zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy. Poznałem środowisko narkomanów w mieście gdzie się uczyłem i zacząłem brać razem z nimi. Jako że miałem incydentalne spotkanie z narkotykami z swoim mieście (kiedyś natrafiłem u kolegi na produkcję, którą robił Jego starszy brat. On ze strachu, żebym o tym gdzieś nie rozpowiadał, „poczęstował” mnie, a ja wcale nie byłem temu przeciwny) i miłe skojarzenia, nie trzeba mnie było długo namawiać. Jeśli ktoś mówi, że po pierwszym razie nie zaczyna się nałóg, to widocznie nie wie, co mówi. Nałóg to nie tylko ból fizyczny, to przede wszystkim ból psychiczny. U mnie ten pierwszy raz odcisnął takie psychiczne piętno, że gdy tylko się przydarzyła powtórna okazja, to się nie broniłem, a wręcz z radością do niej podszedłem. Nie odbierając nic lekarzom i terapeutom z Ich zasług jakie poczynili dla wyciągnięcia wielu ludzi z nałogu, napiszę w kilku słowach, co Pan zrobił z moim dobrym kolegą. Był po kilku „monarach”, po wielu detoxach i ciągle wracał do narkotyków. Dostał adres od sąsiadki do ośrodka w Gdańsku, które prowadzą siostry zakonne (nie wiem czy jeszcze), pojechał z nadzieją. Zaufał Panu, pierwsza modlitwa wstawiennicza, braci i sióstr z ośrodka i do dzisiaj nie pali, nie zażywa narkotyków i jest kantorem we wspólnocie neokatechumanalnej 15 rok (mam Jego zgodę, dlatego tu się znalazł w kilku słowach). Proste? Jasne, że proste – dla Pana nie ma rzeczy skomplikowanych. Wracam do siebie....
Wróciłem po szkole do swojego miasta, miałem 19 lat i zacząłem pracować. Nałóg z lat szkolnych nie pochłonął mnie do reszty, wiec starałem się jakoś funkcjonować i trzymać z daleka od narkotyków. Pana już nie zauważałem w ogóle (chyba, że przy święcie jakimś zostałem wygoniony do Kościoła), mamona mnie pochłonęła. Całkiem dobrze mi się powodziło materialnie, bo trafiłem na czasy, kiedy spekulacja kwitła, a ja miałem do takich rzeczy żyłkę (najpierw jeździło się po buty do producenta i sprzedawało u siebie na miejscu, a później się zaczął Berlin Zachodni). „Dorobiłem” się motocykla ETZ (jak na tamte czasy w tym wieku rarytas), sprzętu audio w domu i wielu innych materialnie wartościowych rzeczy, ale co z tego.... Pana dalej nie było przy mnie, nawet inaczej, bo bym Go obraził ciężko, On zawsze był, to mi się do Niego pofatygować nie chciało.
No i zaczęła się zabawa – najpierw cotygodniowe dancingi lub dyskoteki i alkohol, często, gęsto lądowałem w domu w niedzielę przed południem, po wspólnym śniadaniu z nowo poznaną „przyjaciółką” mijając ludzi idących do Kościoła na Msze św. Później już było mało, to przypomniałem sobie, że znam przecież „atrakcję” w postaci narkotyków. Miałem 21 lat (sic!!!), ech....Nieraz mówią, że jak Pan Bóg chce ukarać to rozum odbiera. Pan Bóg nikogo nie karze, spoko, jestem tego pewien, ale faktem jest, że rozumu normalnego mieć nie mogłem (ech, ktoś inny tam paluchy swoje maczał) J Maszynka powoli mnie wciągała, na początku wystarczały mi bieżąco zarobione pieniądze, później, gdy nałóg się pogłębiał – zacząłem wyprzedawać wszystko, co wcześniej kupiłem. 23 lata - pierwszy detox w moim życiu załatwiony przez rodziców – oczywiście uciekłem.25 lat, już totalne dno, obwodowe porażenie nerwowe kończyn dolnych i górnych (uff, ale fachowo) i pod koniec roku pierwszy pobyt w kryminale. Po roku trafiam do wspólnoty neokatechumenalnej, gdzie zaprosił mnie właśnie ten koleżka, którego Pan tak tknął. Nie mój czas był widocznie jeszcze. Nawet byłem kantorem w najmłodszej wspólnocie (gitara), ale byłem na drodze niecały rok. Wróciłem do narkotyków, spotkała mnie pierwsza próba i pękłem. Odwiesili mi stary wyrok, wróciłem do narkotyków, zniknąłem z miejsca zamieszkania i ukrywałem się przed policją. Meliny, narkotyki, ćpanie do nieprzytomności, zapaści sercowe, zawały – codzienność. Umierali na moich oczach bracia w niedoli, a ja byłem tak zatracony w narkotykach, tak wyzbyty uczuć, że nawet wielu z Nich nie pożegnałem w ostatniej drodze. Liczył się „towar”, „towar”, „towar”, człowiek był nie ważny, sam nawet za takiego się nie uważałem. W 1994 roku skończyło się „dobre” i zostałem zatrzymany przez policję. Tym razem siedziałem jeszcze krócej – 8 miesięcy, bo wyszedłem wiosną na warunkowe zwolnienie. W kryminale, absolutnie żadnej terapii, a i Pana ja dalej nie chciałem poznawać. Wyszedłem i hop – powrót do narkotyków, długo to jednak nie trwało, bo znów musiałem uciekać przed policją i „schowałem” się na ośrodku dla uzależnionych ZOZ, pozorując leczenie. Na wiosnę 96 roku wyrzucili mnie z ośrodka za złamanie abstynencji i powrót w środowisko. Latem tego samego roku mam wypadek – zaćpany wpadam pod samochód i diagnoza jedna – do końca życia łóżko.
Na koniec tej przygody z narkotykami powiem, że w żadnym momencie mojego życia nie zostałem pozostawiony sam sobie przez moich rodziców. Mimo, że Ich często okradałem, że nasłuchali się ode mnie wielu niemiłych rzeczy – trwali, czekali, modlili się o mój powrót do Pana. Dzisiaj gdy patrzę w Ich oczy widzę tam, że zostało mi przebaczone – ludzie mi przebaczyli, Chrystus jest w każdym człowieku. To Im zawdzięczam to, że Pan się nade mną zlitował i dzisiaj mogę to wszystko pisać. Znajduję do tej pory w książeczkach do modlitwy obrazki, kiedy się zamawia Mszę Św. za drugą osobę. Wszystkie są jeszcze z czasów, kiedy jeszcze ćpałem, większość Mszy Św. odbyła się w Częstochowie u Paulinów. Jestem przekonany, że Pan usłuchał próśb i modlitwy mojej kochanej mamy, ale mam nadzieję, a nawet pewność, że ja jestem mu też nieobojętny, jak każdy człowiek, któremu dał życie. Pierwszy okres mojego leżenia na łóżku to była walka z sobą, jeszcze z nałogiem, psychika siadała, myśli o zakończeniu życia wracały jak bumerang, co kilka tygodni, co kilka dni. Ból przeogromny, zapaść za zapaścią, organizm był wykończony narkotykami, nic nie przyjmował, chudłem w oczach, ale cały czas byli przy mnie rodzice, Oni nie pozwolili, żebym sobie zrobił jakąś krzywdę, a naprawdę byłem blisko, bo ból odbierał mi nieraz rozum i poczucie rzeczywistości. Tak – i przyszła noc, o której wspomniałem na początku, wszystko się rozegrało w ciągu zaledwie kilku godzin, w bólu i we łzach. Rano się „obudziłem” całkiem innym człowiekiem. Dojrzałem Boga, dojrzałem Go z bardzo bliska.
Ja dopiero teraz jestem szczęśliwy, ja teraz dopiero jestem zdrowy. To, że jestem kaleką i nie wstaję z łóżka, to szczegół – jeszcze nigdy nie byłem tak zdrowy, jak jestem teraz. Pan mnie uleczył, Pan to wszystko ze mnie zdjął, całą resztę pomaga mi dźwigać i jestem pewien, że z Nim dam radę to wszystko unieść. Ten samochód, który mnie ‘strącił” to już nawet zacząłem nazywać błogosławionym, bo był narzędziem w rękach Pana. W cierpieniu można poznać Pana, tak blisko i bezpośrednio – ja tego doświadczam ( jasne, że do Pana dróg jest wiele). Cierpienie cielesne, jakiego doznaję to szczegół z tym, jaki jestem szczęśliwy, że Pan pozwolił mi zasiąść do Swojego stołu. Nie jeden człowiek nazwałby to właśnie karą, a ja to obieram jako łaskę. Nigdy nie doświadczałem takich rzeczy, jakie teraz są dziełem Jego wielkiej miłości do Nas – ludzi. Stawia na mojej drodze, coraz to nowych wspaniałych ludzi napełnionych Jego obecnością. Teraz dopiero jestem wolny, teraz dopiero chce mi się żyć – Pan daje mi się poznawać i czuję się z tym wspaniale. Zdążyłem jak ten łotr, który zawisł obok Jezusa Chrystusa.... Wielu moich kolegów nie zdążyło Go poznać. Mam nadzieję, że da się im poznać już tam, wszak u Niego wszystko jest możliwe.... Modlę się za Nich co dnia...ech....ja zdążyłem. Chwała Panu!!! „Pan moim pasterzem nie lękam się niczego...”
Darek (Nazareth)
( 1697 ) Agnieszka, lat 21, e-mail: lady449@wp.pl | data: 17.08.2007, godz: 21:17 |
Wielkie dzięki Marzenko:) ( 1696 ) Ja | data: 17.08.2007, godz: 20:31 |
Do Joasi29 - trudno przejść obojętnie obok Twego wpisu. Przeczytałam go wczoraj i wciąż myślę, co Ci napisać. Nie byłam w podobnej sytuacji, choć w życiu zawodowym niejednokrotnie stykałam się z problemem śmierci. Wydaje mi się, że jedyne, co może tu pomóc to szukanie bliskości z Bogiem, (modlitwą, a nawet milczeniem w Jego Świątyni)czerpanie sił z Jego żródła i może to wyda Ci się na dziś banalne, ale danie sobie czasu - nie chodzi o to, by zapomnieć, lecz by pozwolić sobie przejść przez żałobę. Myślę, że Twoi Rodzice rozumieją przez, jak trudny okres przechodzisz i nawet jeśli czasem nie podzielasz ich codziennych radości nie mają Ci tego za złe - pewnie ciężko im, kiedy patrzą na Twoje cierpienie i chcieliby Twojego szczęścia to przecież naturalne, bo bardzo Cię kochają, ale na pewno nie potępiają za zachowanie.
"Niech pociechą dla nas będzie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie. Kończy się cierpienie, pojawia się radość i tak równoważą się nawzajem."
Mam nadzieję, że nie zraniłam ani Ciebie ani Twoich uczuć tym, co powyżej, jeśli tak z góry przepraszam. Chciałam napisać, byś nie czuła się osamotniona w tym, co Cię boli. ( 1695 ) Marzena | data: 17.08.2007, godz: 19:59 |
Oto link do książki "Krzyż i sztylet", równie interesująca: http://nickycruz.ovh.org/krzyz_sztylet.html
Pozdrawiam:) ( 1694 ) Agnieszka, lat 21 | data: 17.08.2007, godz: 19:28 |
Dostępna jest także książka "Krzyż i sztylet". Jeśli ktoś posiadałby link do stronki, z której można byłoby to ściągnąć, warto wrzucić na Źródełko. Jest to książka o Nicky Cruz napisana z perspektywy kaznodziei. ( 1693 ) Małgorzata, lat 34, e-mail: gosiek25@wp.pl | data: 17.08.2007, godz: 18:49 |
zwracam sie zogromną proźbą do wszyskich ludzi dobrej woli o wielkich i wrazliwych sercach na potrzeby innych o pomoc finansową {najdrobniejsza suma bedzie wielka} na wózek elektryczny na który dostałam co prawda dofinasowanie z p.f.o.n.w kwocie 11500 tys.ale tam okazała sie za mała ponieważ wózek wymaga przeróbek odpowiednich do stopnia mojej niepełnosprawnosci jesli nie z biorę odpowiedniej sumy na przeróbki wózka do 02 10 2007r przepadnie mi dofinasowanie z p.f.o.n za wszelką pomoc dziekuje.
Małgorzata Janiszewska
ul. Malborska 18
82-500 kwidzyn ( 1692 ) | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | |