Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Papież posłał mnie do Lwowa

Z kardynałem Marianem Jaworskim rozmawia Małgorzata Grabisz-Pniewska

Udzielił Ksiądz Kardynał namaszczenia chorych Janowi Pawłowi II na dwa dni przed jego śmiercią. Jak to było?

Mogę tylko życzyć sobie, żeby Bóg dał mi tyle siły duchowej, ile dal Janowi Pawiowi II, kiedy odchodził z tego świata. Ojciec Święty złożył świadectwo do końca. Papież dwa dni przed swoją śmiercią poświęcił jeszcze korony dla Matki Bożej Częstochowskiej, a ja rano w dniu śmierci Papieża, odprawiłem Mszę św. w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Dla mnie był to wielki dowód miłości Matki Bożej do Jana Pawła II, ale też i ogromna łaska, która mnie spotkała. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to wszystko, co się stało w ostatnich zwłaszcza dniach życia Jana Pawła II, można już nazwać heroizmem.

Śmierć papieża porównywano do śmierci seniora rodu otoczonego najbliższymi członkami rodziny. W tym trudnym i ważnym momencie byli wokół niego sami Polacy. I chociaż nie był w swojej ojczyźnie, to jednak umierał wśród swoich.

Życzeniem Ojca Świętego było, ażeby ze szpitala mógł wrócić do domu. Tam też zgromadzili się wszyscy jego domownicy i ci, których On chciał widzieć obok siebie w takim momencie. Myślę, że Ojciec Święty miał świadomość tego, że nie jest sam. Cały Watykan był zajęty przez ludzi; nigdy nie zapomnę tych tłumów. Ludzie stali, cisnęli się, czekali na kolejne informacje dotyczące stanu zdrowia ich ukochanego papieża

Ks. Karola Wojtyłę poznał Ksiądz Kardynał w 1951 roku w parafii św. Floriana. Jakie okoliczności towarzyszyły temu spotkaniu?

Ks. abp Eugeniusz Baziak zwolnił księdza dr. Wojtyłę z pracy w parafii św. Floriana i polecił mu, aby przygotowywał pracę habilitacyjną. Tak więc ksiądz dr Karol Woj tyła odszedł ze św. Floriana, a ja tam poszedłem na rezydenta i miałem przygotowywać pracę doktorską. To był nasz, można tak powiedzieć, początek znajomości, który od tego czasu ciągnął się aż do jego śmierci.

A czy pamięta Ksiądz Kardynał to pierwsze spotkanie?

Pierwszego spotkania dokładnie nie pamiętam, natomiast żywo stoją mi w pamięci nasze pierwsze kontakty. Ksiądz dr. Wojtyła prowadził w parafii św. Floriana duszpasterstwo akademickie, spowiadał ludzi. Nasza znajomość zaczęła się coraz bardziej rozwijać, aż do momentu, w którym ks. dr Wojtyła został za-mianowany przez Ojca Świętego biskupem. Wtedy też zamieszkałem razem z nim przy ulicy Kanoniczej 21.

Jakie były nastroje przed przybyciem nowego biskupa? Czy w rozmowach wśród duchownych dopuszczano, że ksiądz dr Wojtyła, który miał 38 lat, może być biskupem?

Nie będę kryl tego, że widziano w nim kandydata, a równocześnie istniało pewne zaskoczenie, że taki miody! Ale był już wtedy znany dlatego, że udzielał się bardzo, miał rekolekcje, pracował duszpastersko wśród młodzieży akademickiej.

Znajomość z ks. Karolem Wojtyłą zawdzięcza Ksiądz Kardynał - można tak powiedzieć - arcybiskupowi Eugeniuszowi Baziakowi, ostatniemu metropolicie lwowskiemu. W latach 1956-1958 był Ksiądz Kardynał osobistym sekretarzem abp. Baziaka. Jaki był jego wpływ na drogę kapłańską Księdza Kardynała?

Księdza arcybiskupa Eugeniusza Baziaka poznałem znacznie wcześniej, jeszcze jako ministrant we Lwowie. Kiedy miałem możliwość wstąpienia do seminarium w 1945 roku, ksiądz arcybiskup powiedział, abym napisał podanie do seminarium. Zostałem przyjęty, ale w seminarium lwowskim spędziłem zaledwie kilka miesięcy, dlatego że musieliśmy opuścić Lwów. Kiedy ksiądz arcybiskup Baziak był zmuszony do tego, żeby zlikwidować seminarium we Lwowie, powiedział: "nie mogę pozwolić, żeby zmarnowało się chociaż jedno powołanie kapłańskie". W porozumieniu z ojcami bernardynami podjął decyzję, że nasze seminarium zostanie przeniesione do Kalwarii Zebrzydowskiej. W tym seminarium byłem pięć lat. W Kalwarii Zebrzydowskiej otrzymałem także święcenia kapłańskie. Muszę powiedzieć, że teraz - z perspektywy lat - patrzę na decyzję księdza arcybiskupa Baziaka w tym czasie jako na czyn heroiczny.

Jak wspomina Ksiądz Kardynał opuszczenie Lwowa?

Zapakowali nas do wagonów towarowo-bydlęcych i przyjechaliśmy do Kalwarii. Cały tydzień jechaliśmy! W Kalwarii mieszkaliśmy w warunkach naprawdę spartańskich, ale jedno mogę powiedzieć: wszyscy, którzy przeszli to seminarium, pozostali w kapłaństwie.

Patrząc z perspektywy lat - czego Ksiądz Kardynał nauczył się od abp. Baziaka?

To był człowiek wielkiego serca, ale w całym swoim zachowaniu nie był wcale wylewny. Był wielkim autorytetem i wszystko, co robił, czynił z wielkiej miłości do Kościoła i do ludzi. Muszę powiedzieć, że była to dla mnie wielka łaska - być blisko niego, zwłaszcza, gdy zostałem jego kapelanem. Wiadomo, że ks. abp Baziak był aresztowany w Krakowie przez ówczesne władze w związku z procesem Kurii Krakowskiej. Lekarze powiedzieli wówczas: jeżeli chcecie mieć męczennika, to zostawcie go w więzieniu. No i abp Baziak został zwolniony, ale nie miał prawa przebywać w Krakowie. Po jakimś czasie zamieszkał - można powiedzieć, że na zsyłce - w Tarnowie. Trwało to do czasu, kiedy nastąpiły w Polsce zmiany i zarówno ksiądz prymas, jak i biskupi mogli wrócić do swoich diecezji.

W 1991 roku objął Ksiądz Kardynał funkcję metropolity lwowskiego. Oznaczało to rezygnację z pracy naukowej. Czy trudno było podjąć decyzję o przyjęciu nominacji?

Nigdy nie rozważałem problemu następstwa i kiedy Ojciec Święty zapytał się mnie o moje stanowisko, powiedziałem, że poradzę się swoich ojców duchownych. Ale kiedy Ojciec Święty zapytał mnie po raz drugi wprost: "i co, przyjmujesz?", to się zgodziłem, gdyż byłem tak wychowany, że Ojcu Świętemu się nie odmawia. Nie zabiegałem o to, nic nie robiłem w tym kierunku, żeby być mianowanym - mówię szczerze.

Papież Jan Paweł II powiedział w 1991 roku, że potrzebna jest wręcz tytaniczna praca do odtworzenia kościoła katolickiego na Ukrainie. Jak wyglądały początki, kiedy Ksiądz Kardynał jako urodzony lwowianin wrócił - można tak powiedzieć - do siebie?

Do 1989 roku nie miałem możliwości odwiedzenia Lwowa. Kiedy czasy zaczęły się zmieniać, księża przyjeżdżali i mówili mi: niech ksiądz biskup przyjedzie do nas! Byłem wtedy administratorem w Lubaczowie, ale księża wiedzieli, że to jest cząstka archidiecezji lwowskiej. Zacząłem więc starania, a był to jeszcze wtedy Związek Radziecki. Najpierw obiecano mi, że będę mógł pojechać, a potem władze ze Lwowa odpowiedziały, że jeszcze nie czas. Niedługo potem na inauguracji roku akademickiego w Lublinie spotkałem pana z ambasady radzieckiej i mówię mu, że wybieram się do Lwowa. Był bardzo zaskoczony. A ja na to, że pojadę na prywatne zaproszenie, jak wszyscy inni. On zapytał mnie wtedy, czy jestem gotów przyjechać do ambasady w Warszawie? Ja na to: "jak najbardziej!" Powiedziałem mu, że gram w otwarte karty i doskonale wiem, że nawet gdybym tego nie powiedział, to i tak będą wiedzieli. Pojechałem raz, drugi, trzeci na prywatne zaproszenie. A w 1991 roku Ojciec Święty mianował mnie już formalnie arcybiskupem metropolitą we Lwowie. I taki był mój powrót do Lwowa.

W 1991 roku, w dniu urodzin Jana Pawła II, 18 maja odbył się ingres Księdza Kardynała do katedry lwowskiej. Dlaczego był to cichy ingres?

Chciałem zrobić uroczysty, ale władze Lwowa bardzo się gniewały, więc ingres odwołałem. Władze nie chciały się zgodzić, a ja się bałem, że może być jakaś prowokacja i wycofałem się. Niektórzy wzięli to za jakąś oznakę słabości, ale ja dobrze rozumiałem sytuację i nie chciałem się zgodzić na żadną prowokację.

Przełomowym momentem była wizyta Ojca Świętego we Lwowie w 2001 roku. Jak do niej doszło, skoro była tak duża niechęć do kościoła katolickiego?

Miałem kilka spotkań z władzami ówczesnej Ukrainy, między innymi w Truskawcu. Kiedy przyjechał prezydent Kuczma, powiedziałem mu: panie prezydencie, przyjazd Ojca Świętego na Ukrainę to jest dowód jej suwerenności. Wiadomo, jaki był stosunek Rosji i patriarchatu moskiewskiego do przyjazdu Ojca Świętego. On popatrzył na mnie i powiedział: "ja to wiem!". Myślę, że pomimo pewnych trudności, przedstawiciele władzy ukraińskiej byli zadowoleni z przyjazdu Ojca Świętego. I w Kijowie, i we Lwowie.

Ksiądz Kardynał dostał różne odznaczenia od władz Ukrainy. Czy to miało związek ze stylem rozwiązywania problemów i modelem współistnienia społeczeństwa wieloetnicznego?

Byłem wychowany na swój sposób przez II Sobór Watykański, który mówił, że trzeba szerzyć ekumenizm i służyć pojednaniu. Kiedy więc przyszedłem do Lwowa, powiedziałem sobie, że muszę tutaj starać się o to, żeby być razem. Myślę, że ta moja postawa, została dostrzeżona. Kiedy obchodziłem 80-lecie swoich urodzin w Krakowie, to przyszły również władze Lwowa i dostałem specjalne odznaczenie od władz ministerialnych za to, że szerzyłem pokój i zgodę. Największym jednak wyróżnieniem dla mnie było to, że na uroczystość mojego 80-lecia urodzin przybył do katedry arcybiskup z patriarchatu moskiewskiego, który zwykle nie przychodził nigdy. Powiedział wtedy, że gdyby w XI wieku byli tacy biskupi jak Jaworski, to nadal bylibyśmy razem.

Kard. Marian Jaworski (1926), wyświęcony na księdza w 1950 r. Ukończył KUL (doktorat z filozofii) i ATK (habilitacja z filozofii religii). W 1984 r. został biskupem w Lubaczowie. W latach 1991 -2008 arcybiskup metropolita lwowski obrządku łacińskiego. Od 2001 r. kardynał.

Tekst pochodzi z Tygodnika
Idziemy, 4 kwietnia 2010



Wasze komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego artykułu - Twój komentarz może być pierwszy.



Autor

Treść



Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2023 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej