"Przestroga"
Ty, lube dziewczę,
masz duszę tkliwą,
Co się pięknością
wszelką zachwyca;
Jednak ci radzę:
chcesz być szczęśliwą,
To za mąż idź
za szlachcica!
Poetyckiego nie
bierz kochanka!
Poezja w życiu -
to ból i troski;
Ty przede wszystkim
jesteś szlachcianką,
Trzeba ci z mężem
i wioski.
Bardzo rozsądnie
robi twa matka
Łamiąc kaprysik
twój idealny...
Miłość - to jakaś
ciemna zagadka,
Majątek -
ten jest widzialny!
Przeminie wiosna
rozkosznych wrażeń
I sny przeminą,
którymi żyjesz,
I śmiać się będziesz
z dziecinnych marzeń,
Skoro troszeczkę
utyjesz!
I będziesz wdzięczną
swej matce potem,
Na bal w poczwórnej
jadąc karecie,
Żeś zaślubiła worek
ze złotem,
Dawszy odkosza poecie.
"Między nami nic nie było"
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych.
Nic nas z sobą nie łączyło -
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni!
Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz, obłoków,
Prócz natury słodkich czarów;
Prócz tych wspólnych,
jasnych zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pierwiosnków i powojów,
Między nami nic nie było!
"Na początku nic nie było..."
Na początku nic nie było,
Tylko przestrzeń ciemna, pusta;
Wtem jej czarne błysły oczy
i różowe, świeże usta.
Od jej spojrzeń, od rumieńca
Zajaśniała świateł zorza,
A gdy pierwsze rzekła słowo,
Ziemia wyszła z głębi morza.
Gdy przebiegła ziemię wzrokiem
Śląc jej uśmiech,
rój skrzydlaty
Wzleciał ptaków i motyli,
A spod ziemi wyszły kwiaty.
Lecz nie istniał
jeszcze człowiek,
Tylko martwa gliny bryła;
Aż nareszcie swym płomiennym
Pocałunkiem - mnie stworzyła.
I zbudziłem się do życia
W cudowności jasnym kraju.
Lecz mnie również,
tak jak innych,
Wypędzono z tego raju.
"Rezygnacja"
Wszystko skończone już
pomiędzy nami,
I sny o szczęściu
pierzchły bezpowrotnie;
Wziąłem już rozbrat
z tęsknotą i łzami,
I żyć i umrzeć
potrafię samotnie.
Dziś nic z mej piersi
skargi nie dobędzie,
Nic jej nie przejmie
zachwytem lub trwogą:
Nie wyda dźwięku
rozbite narzędzie,
Pęknięte struny zadrżeć
już nie mogą.
Nie ma boleści,
co by mnie trwożyła,
Bo dzisiaj nawet w własny
ból nie wierzę;
Ogniowa próba dla mnie
się skończyła,
I do cierpiących
więcej nie należę.
l żadne szczęście
ziemskie mnie
nie zwabi,
Żebym się po nie miał
schylić ku ziemi...
I żaden zawód sił mych
nie osłabi:
Przebytą męką
panuję nad niemi.
Światowych uczuć nicość
i obłuda już mnie nie porwie
swym chwilowym szałem:
Przestałem wierzyć w
te fałszywe cuda,
Więc i zwątpieniu ulegać
przestałem.
Z całego tłumu zmyślonych
aniołów,
Połyskujących tęczą
swoich skrzydeł, Została tylko
szara garść popiołów I wiotkie
nici porwanych już sideł.
Dziś jeden tylko duch
mi towarzyszy, Co rezygnacji
nosi ziemskie miano;
On wszystkie burze na
zawsze uciszy
I da mi zbroję
w ogniu hartowaną.
W tej zbroi przejdę przez
świat obojętnie,
Surowe prawdy życia
mierżąc wzrokiem,
Ani się gniewem kiedy
roznamiętnię,
Ani się ugnę przed
losu wyrokiem.
Patrząc się z dala na
kłamliwe rzesze,
Na ich zabiegi
o błyskotki próżne,
Kamieniem na nie rzucić
nie pośpieszę
I pobłażania jeszcze
dam jałmużnę.
Niech się więc kończy
owa sztuka ładna,
Co się zwie życiem,
w cieniu cichej nocy,
Bo żadna rozpacz
i nadzieja żadna
Nad mojem sercem
nie ma już dziś mocy!
"Sonet"
Jednego serca!
Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba
mi na ziemi!
Co by przy moim
miłością zadrżało,
A byłbym cichym
pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba!
Skądbym wieczność całą
Pił napój szczęścia
ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdziebym
patrzał śmiało
Widząc się świętym
pomiędzy świętemi.
Jednego serca i rąk
białych dwoje!
Co by mi oczy
zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko
marząc o aniele,
Który mnie niesie
w objęciach do nieba...
Jednego serca!
Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę,
że żądam za wiele!
"Uwielbienie"
Umarły jeszcze
będę wielbić ciebie
I nie zapomnę pod ziemią,
czy w niebie,
O twej jasności.
Boś ty mi była
nie próżnym marzeniem,
Nie bańką zmysłów
tęczowej nicości,
Lecz byłaś ducha
ożywczym pragnieniem
Wiecznej miłości!
Nie otoczyłaś
mnie pieszczotą senną,
Ani też falą spłynęłaś
płomienną
Na pierś stęsknioną,
Nie wprowadziłaś
mnie na róż posłanie,
Gdzie tylko ciała
w upojeniu toną,
Lecz mi piękności
dałaś pożądanie,
Moc nieskończoną.