"Dzień dobry" w miłościMam wrażenie, że znalazłoby się niewiele osób, które nie podpisałyby się pod zdaniem: Nie umiem tak naprawdę kochać ludzi, którzy są obok mnie, z którymi spotykam się na co dzień w domu, w szkole, na uczelni czy w pracy, nie mówiąc już o tym, że nie potrafię kochać Boga. Gdzie jest przyczyna?Dla wielu z nas bowiem szczera i czysta miłość jest niczym góra lodowa, po której nie sposób się wspiąć i dojść aż do szczytu. Tak, to prawda, że niejeden próbuje to uczynić, lecz wraz z upływem czasu traci tylko siły, energię i wiarę, że taka miłość jest możliwa i jest do niej zdolny. Jednak prawdziwym problemem nie jest fakt, że nie kochamy Boga i nie lubimy bliźniego, ale że nie potrafimy kochać... samych siebie. Brak spojrzenia na siebie z miłością sprawia, że wszelkie próby i wysiłki kochania innych nie dają ciepła, bo są zimne, jałowe i martwe. Brak miłości siebie - to jest ten kawałek lodu, który od wewnątrz wszystko mrozi, oziębia. Jego wpierw trzeba ogrzać i roztopić, by wiosna miłości mogła zagościć na dobre i złe, i we wszystkich zakamarkach. Uczynić to może jedynie ciepło miłości płynącej z góry. Nic tak bowiem nie potrafi przemienić serca człowieka, jak dotyk miłości Boga, odkrycie Jego dobroci i łagodności. To właśnie doświadczenie bezwarunkowej i niezasłużonej miłości Boga Ojca jest najlepszym fundamentem miłości własnej. Jeśli tego zabraknie, to będą w nas tkwiły jedynie doświadczenia i wspomnienia ludzkiej miłości, tej ofiarowanej przez rodziców, przyjaciół, czyli miłości warunkowej, która daje więcej, jeśli więcej otrzymuje. Stąd rodzi się w nas przeświadczenie, że jesteśmy i będziemy kochani nie za to, kim jesteśmy, ale za to co robimy, jak się zachowujemy, w co jesteśmy ubrani i ile kieszonkowego w kieszeni mamy... Przez taki pryzmat patrzymy na siebie samych. I kochamy siebie tylko wtedy, gdy ciężko pracujemy, otrzymujemy piątki, staramy się osiągnąć zaplanowane i wymarzone sukcesy, i gdy jesteśmy z siebie dumni. I dziwna rzecz, że mimo to, ciągle się osądzamy, widzimy w sobie wady, zupełny brak talentów i zalet. Ile razy mówimy o swoich dobrych cechach, nie czując, że to przechwałki? A przecież to dar, prawdziwa moc, którą obdarza mnie Bóg! Bo On obdarza swą miłością. Więc przestańmy się wspinać po oblodzonej ścieżce. Usiądźmy, odpocznijmy... pozwólmy napełnić się miłością. W ciszy serca wypowiedzmy słowa: Drogi jestem w Twoich oczach, nabrałem wartości i ty mnie miłujesz. Nie lękam się pokochać siebie, bo Ty jesteś ze mną (por. Iz 43). Pan daje Tobie i mnie swoje zapewnienie, że tak właśnie jest. Gwarancją jest Jego miłość, której bardzo potrzebujemy, bo tylko ta prawda, że jestem kochany, nawet z moim grzechem, jest w stanie wyzwolić z kajdan egocentryzmu, czyli niewłaściwego, nadmiernego koncentrowania się na sobie, a uzdolnić do akceptacji siebie tzn. przyjęcia siebie z zaletami i wadami oraz zobaczenia siebie, jako zadania i daru zarazem powierzonego przez Boga mnie samemu. Z taką świadomością, odrodzonym spojrzeniem i myśleniem możliwe jest dopiero teraz otwarcie siebie na innych, już nie dla własnej satysfakcji, ale dla drugiego. Teraz można owocnie i ciągle na nowo podejmować pracę, by wzrastać w zaufaniu i zawierzeniu, żyć w otwarciu nieustannie pogłębiając międzyludzkie relacje. Filozof Martin Buber napisał: oczywiście, by móc wyjść ku drugiemu trzeba posiadać miejsce wyjścia, trzeba znaleźć się u siebie, być u siebie. Podobnym echem odbijają się słowa ks. Jana Bosko: Nie można żyć w pokoju z innymi, jeśli, się nie żyje w pokoju z samym sobą. I tak też jest z miłością, bo nie można kochać innych, jeśli się nienawidzi (czyli nie kocha) siebie samego. Jak tutaj wprost nie rzec, że na dobry początek trzeba zacząć od siebie? Więc pozostaje mi życzyć Tobie (a przede wszystkim samej sobie), byś pozwolił Bogu się kochać i umiał przyjmować miłość, która jest z Niego (1 J 4,7). Wtedy to i miłość bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18) będzie możliwa, prawdziwa i w konkretach bardzo realna. Uśmiecham się do siebie, mam świadomość kim jestem i kto mnie kocha. Nadal wspinam się ścieżką do góry, z tą jednak różnicą, że nie jest ona już lodem pokryta... Wokoło powietrze przesycone jest wonią życia, delikatny, ciepły powiew Ducha Miłości rozwiewa mi włosy..., zrasza i ożywia pierwszy kwiatek wiosny - dany w geście czystej miłości... Mogę kochać! "Dzień dobry" miłości! Małgorzata Wszołek Kwartalnik Katolicki
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |