List do dziewcząt IV - prawdziwa miłość...Pozdrawia Was z Włoch Wasz starszy brat. Cześć. Już niedługo wracam do Polski. Z tego teraz najbardziej się cieszę. Prawie cały Rok Jubileuszowy spędziłem tutaj ucząc się, pracując, modląc. Dane mi było trochę czasu spędzić w stolicy Italii i Kościoła - Rzymie. Uczestniczyłem w kanonizacji siostry Faustyny, Kongresie Eucharystycznym, Dniach Młodzieży, kanonizacji męczenników chińskich. Największe wrażenie zrobiło na mnie spotkanie na Tor Yergata. Zebrało się wokół Ojca świętego 2,5 min. pięknych ludzi z wszystkich dosłownie stron świata. Myślę, co by to było, gdyby w jakimś mieście zebrało się 2,5 min. punków? Wiele wzruszających chwil, słowa Ojca świętego, które zabraliśmy ze sobą jako wskazanie na życie, zaczyn Wiary, Nadziei i Miłości. Ojciec święty to wielki przewodnik! Błogosławieni jesteśmy, że mamy kogoś takiego. Dostrzegasz to? 100 lat niech żyje nam!Prawdziwa miłośćZwróć uwagę że Miłość (Ta prawdziwa, a nie taka, jaką pokazują w telewizji, czy o której piszą w różnych czasopismach) jest owocem Ducha. Jako pierwszą wymienia ją św. Paweł. Owoc Ducha i pracy nad sobą. Mówimy słusznie, że miłości trzeba się uczyć (Zakochanie to jeszcze nie miłość) tzn. pokonywać z pomocą łaski swój egoizm, pychę, próżność, aby mógł działać, mówić przez nas Bóg - który jest miłością...Wyobraź sobie taką sytuację: Idziesz w odwiedziny do kogoś chorego w szpitalu. Dosyć długo rozmawiacie i w tym czasie przychodzi pielęgniarka. Widzisz, że dobrze dba o pacjenta, zdaje się być zatroskana o niego, jest usłużna. Można by powiedzieć miłuje pacjentów... Pytanie tylko: dlaczego jest dobra dla nich? Jaka jest ta miłość? Może mieć bardzo różne motywy, by być dobrą; szlachetne i mniej szlachetne. Na przykład chce solidnie wywiązać się ze swoich obowiązków, aby mieć poczucie dobrze wykonanej pracy. Albo pragnie dobrze spełnić swoje obowiązki, ponieważ wcześniej nie była taka solidna i obawia się utraty pracy. Albo spodziewa się otrzymać prezent od pacjenta, czy otrzymała już prezent i teraz odwdzięcza się za niego. Albo potrzebuje uznania i pochwały przełożonych czy chorego, aby poczuć się «dowartościowaną» itp. Za «miłością» do pacjenta mogą (choć nie muszą) kryć się różne mniej czy bardziej egoistyczne motywy. Nie chodzi o niego, nie chory jest ważny, chodzi raczej o siebie. A oto fragment pewnego dziennika duszy: "Odczuwam tak straszny ból, kiedy patrzę na cierpienia bliźnich... Ich udręczenia noszę w sercu moim, tak, że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadły, aby ulżyć bliźnim"... To się nazywa współczucie. Można służyć bliźnim, ponieważ samemu czuje się ich bóle...Matka Teresa z Kalkuty mówiła, ze kiedy dotyka, karmi, myje chorego, dotyka, karmi i myje Chrystusa. Rzeczywiście On utożsamia się z cierpiącymi: "Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40). Opiekować się w chorobie papieżem, to byłaby już wielka, wielka rzecz! Cóż dopiero Panem Jezusem! Matka Teresa każdym chorym biedakiem ze slumsów Kalkuty zajmowała się z taką troską, uwagą, poświęceniem, miłością, jakby zajmowała się samym Jezusem. Pielęgniarka z pierwszego przykładu kocha miłością czysto ludzką, naturalną. Autorka dziennika i Matka Teresa - Miłością Bożą, nadprzyrodzoną. Gdyby zdarzyło Ci się kiedyś zachorować (Obyś zawsze była zdrowa jak ryba!), jaką byś chciała mieć pielęgniarkę? Taką, która opiekuje się Tobą, bo spodziewa się coś od Ciebie otrzymać?
Miłość jest od BogaPrawdziwa miłość do człowieka, która polega na składaniu daru z siebie, nierozerwalnie związana jest z miłością Boga. Obojętnie czy to będzie miłość narzeczeńska, małżeńska, rodziców do dzieci, dzieci do rodziców, lekarza do pacjentów. "Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże - pisze św. Jan - gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania, albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań" (1J 5,2 - 3 ). Bez wypełniania Bożych przykazań nie ma miłości Boga. Bez miłości Boga nie ma autentycznej miłości człowieka, jest tylko jakaś atrapa miłości.Pamiętasz, pisałem w ostatnim liście, że chciałbym mieć żonę, która bardziej kocha Boga niż mnie, czyli On jest ważniejszy dla niej niż ja, bo to by było gwarancją, że mnie kocha prawdziwą miłością. Rozumiesz teraz dlaczego? "Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga..." I napisałem też, że sam musiałbym kochać Pana Boga bardziej niż żonę, żeby kochać ją prawdziwą miłością, a nie tak jak uczą czasopisma dla młodzieży... Jeżeli kiedyś, w przyszłości chłopak czy narzeczony zacznie Ci składać uparcie grzeszne propozycje, będzie to oznaczać, że Cię nie kocha prawdziwą miłością. Prawdziwa miłość czeka. I gdybyś Ty godziła się na jakieś grzeszne propozycje ze strony swojego chłopaka , znaczyłoby to - on jest ważniejszy dla Ciebie niż Bóg, czyli on ważniejszy niż Miłość, bo Bóg jest Miłością. Jeżeli małżonkowie żyją daleko od Boga, czyli źródła miłości, albo w ogóle w grzechu (czyli w ogóle zamknęli się, odgrodzili się od źródła ich miłości) - małżeństwo albo rozpada się po okresie płytkiej fascynacji sobą, albo przeradza się w egoizm we dwoje. Z zewnątrz wygląda to czasami całkiem nieźle. Wydaje się, że są dobrzy dla siebie, w istocie świadczą sobie tylko pewne usługi z egoistycznych pobudek i dla własnej wygody... Nie interesuje mnie taka "miłość" i takie małżeństwo. Mam tylko jedno życie i nie chciaiym go zmarnować. Mnie interesuje taka miłość, o której Pan Jezus mówi: "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma miłości większej od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 12 -13 ). Umieć tak kochać, żeby swoje życie być gotowym oddać za współmałżonka. Takiej miłości chcę się nauczyć! Chciałbym tak umieć kochać, że choćby żona tydzień po ślubie zachorowała i do końca życia była przykuta do łóżka, to i tak byłbym zawsze przy niej, służąc jej, współcierpiąc, pielęgnując, tak jakbym pielęgnował samego Chrystusa. I niech by to trwało choćby 50 lat! Taka miłość mnie interesuje! Zdaję sobie sprawę, że nie można się jej nauczyć ani na dyskotekach, ani przed telewizorem, ani żyjąc "na luzie". Dokładnie odwrotnie: pracując nad sobą, wymagając od siebie, żyjąc zawsze w stanie łaski uświęcającej. A później w narzeczeństwie taka miłość wzrasta, kiedy narzeczeni nie wpatrują się w siebie, ale raczej patrzą w tym samym kierunku, w kierunku Boga. Bóg, który jest miłością, musi być na właściwym tj. na pierwszym miejscu w życiu narzeczonych. Nie narzeczona jest najważniejsza, bo ona jest taka "seksy" i dlatego zapomniałem sobie o całym świecie, w tym o przykazaniach. I nie narzeczony jest najważniejszy, bo taki przystojny i tak się dobrze z nim czuję... "Miłość" bez miłościPoszedłem raz do pewnego kościoła na nauki przedślubne połączone ze Mszą św. Było około 100 osób; narzeczonych, przygotowujących się do małżeństwa. Do Komunii św. ile przystąpiło, jak myślisz ile ?.. Może dziesięć. Najwyżej. Tzw. "miłość" wg szablonów pokazywanych w telewizji. "Miłość" bez Boga czyli "miłość" bez MIŁOŚCI! Na czym budują swoje wspólne życie? Wygląda na to, że na grzechu. Budują więc dom na piasku. Niestety! Ślub w kościele, ale służba całym sercem bożkowi współczesnej kultury, który nazywa się "seks". Autodestrukcja!... A ile młodych małżeństw przychodzi na niedzielną Mszę św? Przyjrzyj się. Są dzieci, młodzież, potem przerwa - nie mylę się chyba - potem ludzie w średnim wieku i seniorzy. Nie dziwię się wcale, że tyle małżeństw się rozpada, tyle jest nieszczęśliwych. Nie może być inaczej! "Miłość nie jest kochana" - wołał św. Franciszek z Asyżu. I dalej nie jest kochana!
Najpiękniejsza kobietaKochane Siostrzyczki! Wiecie jaka jest najpiękniejsza kobieta na świecie?.. Była, jest i będzie najpiękniejsza na świecie?... Maryja, Matka Jezusa. Żaden obraz, żadna figurka nigdy nie odda jej piękna. Dziewicza, idealnie kobieca, esencja niewinności, 100 % wdzięku, doskonale miłująca... Jakie ciepło i światło roztaczała wokół siebie.Była tak idealnie, rajsko piękna, ponieważ urodziła się bez grzechu pierworodnego. Niepokalana. Bóg przygotował ją w ten sposób do roli Matki Swojego Syna... Wyobrażam sobie św. Józefa. Mieć taką żonę! Móc przebywać codziennie, patrzeć, rozmawiać z takim aniołem! Razem budować dom rodzinny, wychowywać Syna. Przedsionek raju... Czy Józef miał trudności z uszanowaniem Jej ślubu dziewictwa? Byli przecież małżeństwem. Jestem przekonany, że wcale nie miał z tym problemów. Bardzo kochał żonę, bo jakże mógłby kochać ją tylko trochę. Jeśli się kocha, to wsłuchuje się w pragnienia ukochanej. I wtedy nawet wstrzemięźliwość nie jest trudna. Ale trzeba kochać, a nie tylko mówić, że się kocha. Maryja miała kiedyś tyle lat co Ty. Jaka była?.. Jak się zachowywała? Co myślała? Czego pragnęła? Jak się ubierała? Wzór dziewczyny, kobiety, matki, wzór miłości do Boga i ludzi. Doskonała nauczycielka pięknej miłości, czystej, prawdziwej, Bożej. Może być wielką inspiracją dla Ciebie. Wpatruj się w ten wzór. Módl się także do Maryi. Modlitwa to przebywanie z Nią. "Kto z kim przystaje takim się staje" - mówi słusznie stare polskie przysłowie. Nauczysz się wiele od Niej, wiele wspaniałych rzeczy, przebywając z Nią na modlitwie. Zawierz Jej swoją życiową drogę, w takiej np. modlitwie:
I to tyle chciałem Ci dzisiaj powiedzieć. Ściskam Cię serdecznie po bratersku i życzę, żeby Ci Pan Bóg we wszystkim błogosławił. Twój starszy brat, Jaśko Bilewicz
Publikacja za zgodą redakcji
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2025 Pomoc Duchowa |