Judyta Machnicka: Kiedy zacząłeś interesować się poezją, skąd to zainteresowanie? Marcin Styczeń: To bardzo długa opowieść. Muszę się cofnąć pamięcią do czasów jeszcze szkoły podstawowej, gdy miałem 12 lat. Miałem przyjaciela, który pochodził z domu inteligenckiego, pisał wiersze, brał udział w konkursach poetyckich, miał już za sobą pierwsze sukcesy. To właśnie on wciągnął mnie w świat poezji i piosenki poetyckiej. To dzięki niemu sięgnąłem po płyty takich artystów jak Jacek Kaczmarski, Wolna Grupa Bukowina, Marek Grechuta, Stare Dobre Małżeństwo. Zbiegło się to momentem kiedy zacząłem uczyć się gry na gitarze. J.M.: Czy szkoła miała wpływ na Twoje zainteresowanie poezją? M.S.: Generalnie mam dość negatywny stosunek do szkolnictwa w Polsce. Uważam, że szkoła najczęściej zabija to, co ludzie mają w sobie najlepszego. Chociaż przykro mi to mówić. Tylko jednostki krnąbrne i uparte, nie dające się zrównać do średniej są w stanie przetrwać i coś zrobić. Ja byłem dość uparty i pewnie dlatego dziś śpiewam. Miłości do poezji nie nauczyłem się na lekcjach języka polskiego, tylko zupełnie gdzie indziej. J.M.: Skąd czerpiesz inspirację do swoich piosenek, czy są to Twoje przeżycia? M.S.: Tak na prawdę sam nie wiem jak powstają moje piosenki. To jest dla mnie pewnego rodzaju tajemnica. Twórczość jest dla mnie dowodem istnienia łaski, bo coś na człowieka spada i wie, że to nie do końca jest z niego. Oczywiście w tych piosenkach jest bardzo dużo moich przemyśleń, moich doświadczeń, mojej drogi życiowej. Natomiast sam akt tworzenia jest dość nieprzewidywalny, niewiadomo dlaczego tworzy się akurat w tym momencie, i dlaczego napisało się akurat tak, a nie inaczej. Ten moment iluminacji jest dość niezwykły. J.M.: Zacząłeś mówić o łosce. W piosenkach które śpiewasz, które wybierasz przebija się sfera sacrum, czy jest to związane z Twoją wiarą? M.S.: Oczywiście, chociaż ciągle się zastanawiam nad tym, jaka jest ta moja wiara. Myślę o sobie jako o człowieku poszukującym, który bardziej zadaje pytania, niż zna gotowe odpowiedzi. Często ludzie, którzy słuchają moich piosenek myślą o mnie jako o osobie o niezwykłej duchowości, tymczasem ja śpiewam te piosenki także do siebie. W moich piosenkach jest tęsknota za tym, żeby żyć piękniej, pełniej i lepiej. J.M.: Gdy zaczynałeś swoją karierę muzyczną miałeś jakiegoś określonego odbiorcę, wiedziałeś do kogo chcesz śpiewać? M.S.: Zawsze interesował mnie przekaz, konkretna treść, którą artysta wypowiada na scenie. Moim zadaniem jest docieranie do wnętrza człowieka, poruszenie go. Trzeba nie tylko pisać z głębi serca, ale pisać tak, żeby to po z głębi serca, ale pisać tak, żeby to poczuł drugi człowiek. To jest istota. Nie jest sztuką pisać o uczuciach, sztuką jest tak to napisać, żeby to do drugiego człowieka dotarło. I wtedy to jest na chwałę Bożą. I nieważne, czy w piosenkach pada słowo Bóg, czy nie. J.M.: W Twoich piosenkach urzekło mnie ciągłe poszukiwanie prawdy. M.S.: Prawda jest chyba najważniejszą sprawą w twórczości. Sam jestem na etapie szukania prawdy o sobie. To etap przyznawania się do swojego wewnętrznego konfliktu, zakłamania, jakichś braków, słabości. Ale także rozstawania się z fałszywym wizerunkiem Boga, aby tak naprawdę dojść do Niego. Jezus mówił, że prawda wyzwala i ja w to wierzę. Nie można jednak mówiąc o prawdzie w twórczości zapominać o miłości. Często przypominam sobie słowa Papieża, który spotykając się z artystami powiedział: "pamiętajcie, że nie będziecie rozliczani ze swojego talentu, tylko z miłości. Bóg Was nie zapyta czy wykorzystaliście swój talent, tylko czy kochaliście." J.M.: Skąd brały się Twoje pomysły na płyty? Dlaczego na pierwszej płycie znalazła się akurat poezja Wojtyły? M.S.: Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że nagram płytę z poezją Karola Wojtyły, nie uwierzyłbym w to. Ale to nie my decydujemy o wszystkim w swoim życiu. W 2005 roku przygotowywałem zupełnie inną płytę. I nagle odszedł Jan Paweł II, rozsypało się moje życie osobiste, a ja poczułem się zupełnie sam. Wtedy po wielu latach tak jak syn marnotrawny wróciłem do Kościoła. W tym czasie ze strony mojego kolegi teologa padła propozycja nagrania płyty z poezją Karola Wojtyły. Początkowo odmówiłem, ponieważ obawiałem się posądzenia o koniunkturalizm: papież umiera, Styczeń śpiewa jego wiersze. Ale gdy zacząłem czytać wiersze Wojtyły, nagle muzyka do nich napisała się sama, nawet nie wiem kiedy, jakby poza mną. Było to tak silne, że musiałem nagrać tę płytę. Aby ją wydać musiałem wziąć kredyt. I ciekawe, że o ile w przypadku moich wcześniejszych projektów, ciągle coś się nie udawało, tak w tym przypadku się udało. Wielkim kosztem, ale jednak się udało, myślę, że tu mojej zasługi nie było za dużo. Na drugiej płycie 21 gramów chciałem zebrać piosenki, które są zapisem mojej twórczej drogi od młodzieńczego buntu do większej pokory i wdzięczności za życie. Dla wielu ludzi, ta płyta ma szczególne znaczenia, zwłaszcza dzięki piosenkom Bez korzeni nie ma skrzydeł, Wszystko będzie dobrze czy Dziękuje i tak. Na tej płycie nie ma przypadkowych utworów. No i trzecia płyta - Bryllowanie - to spotkanie z poezją Ernesta Brylla. J.M.: Jak to było z Bryllowaniem i z poezją Brylla, najpierw spotkałeś pana Ernesta, czy najpierw zainteresowałeś się Jego poezję? M.S.: Ernesta Brylla znałem z lekcji języka polskiego. Ale to raczej nie był atut. Bo tak zwani szkolni poeci byli poza moim zainteresowaniem. Bardziej inspirowali mnie poeci tragiczni, przeklęci, a Bryll do nich nie należał. Ale po koncertach Pieśń o Bogu ukrytym przychodzili do mnie ludzie i prosili, abym napisał muzykę do wierszy Brylla. Pomyślałem sobie: i co jeszcze? Ludzie często podchodzą i proszą: może by pan całego Wojtyłę nam wyśpiewał. Myślę wtedy: tak, tak łącznie z encyklikami... Ale nie zlekceważyłem tych sugestii i zagłębiłem się w poezję Brylla, a ona mną zawładnęła. Szybko powstał materiał na trzecią płytę Bryllowanie. Współpraca z Ernestem Bryllem okazała się bardzo owocna. Zaprzyjaźniliśmy się i często razem występujemy. Jest dla mnie mistrzem i przyjacielem. A ja, jak mówi Ernest, niosę jego poezję. J.M.: Masz jakąś najcenniejszą dla siebie piosenkę? M.S.: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Mam kilka ulubionych piosenek na każdej z płyt. Z płyty Pieśń o Bogu ukrytym lubię Często myślę o tym dniu widzenia, bo to piosenka o prostocie. Z mojej autorskiej płyty szczególnie lubię dwie piosenki Wszystko będzie dobrze i Mów do mnie mów. A z Bryllowania również dwie, te, które gram najczęściej Nie o myślenie proszę i Aniele mych pradziadów. J.M.: Dziękuję i życzę wielu sukcesów muzycznych. Judyta Machnicka Tekst pochodzi z pismaRuchu Światło-Życie "Wieczernik" nr 179
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |