List miłosny II
Na początku jestem
szczęśliwym spotkaniem.
Takim maleńkim,
ale jakże wspaniałym (prawda?)
prezentem od Boga.
Skarbem przynoszącym
Szczęście!
Potem są małe kroczki rozmowy,
poznania i... miłości.
Takiej bezinteresownej.
Wznoszącej ponad ziemię.
Przyjmuję każdego takim,
jaki jest.
Ze wszystkimi
Jego wadami i zaletami.
Po to, aby później
pomóc mu znaleźć
prawdę we własnym sercu.
Za chwilę uczę życia
razem i palę rozczarowania.
Odświeżam siły,
a jednocześnie
jestem pracą nade mną.
Jestem przebywaniem
z drugą osobą i dostrzeganiem
jej nieobecności.
Jestem pewnością,
że kiedykolwiek zadzwonisz,
po drugiej stronie
odezwie się osoba
zawsze gotowa
Cię wysłuchać.
Jestem darem jednego
człowieka dla drugiego.
Dłonią mającą swoje miejsce
w drugiej dłoni.
Jestem łańcuchem uczuć
chłodnych i serdecznych,
z tym, że te pierwsze
są rzadkością.
Jestem radością
w dzieleniu powodzeń
i przebaczeniem krzywd.
Przynoszę spokój i
jestem najmocniejszym,
najdoskonalszym
i najskuteczniejszym
lekarstwem na cierpienie.
Jestem rozległym stepem.
Wypływam z wielu źródeł,
z których największym
jest szacunek.
Jestem drzewem,
pod którym można się schronić.
I jego owocem
dojrzewającym szybciej,
gdy się go właściwie
pielęgnuje.
Jestem uśmiechem i
jaśniejącym słońcem
na niebie.
Jestem najpiękniejszą rzeczą,
jaką człowiek może
zaproponować drugiemu
człowiekowi.
Czymś boskim
i nieśmiertelnym.
Nie zniszczy mnie
żadna siła,
ani czas mnie
nie osłabi.
A przede wszystkim KOCHAM
człowieka dla niego samego.
Przyjaźń
Abigeil Sator
Powyższy tekst otrzymałem
od Izy której, w tym miejscu
pragnę serdecznie podziękować.
|