Która droga?Nie umiem wybrać pomiędzy uczuciami do pewnej osoby a życiem konsekrowanym. Chcę być blisko Jezusa, pociąga mnie modlitwa i życie, jakie prowadzą siostry zakonne. Jednocześnie uwielbiam małe dzieci i podoba mi się życie rodzinne, szczególnie u małżeństw wywodzących się z naszej wspólnoty oazowej. No i ostatnio pojawił się ktoś, o kim bardzo dużo myślę i on o mnie myśli, jak mówi "na całe życie". Czuję w sercu, że jestem na rozdrożu. Obawiam się, że jeśli wybiorę jedną drogę, potem będę żałowała, że nie wybrałam tej drugiej.Chrześcijanin nie powinien myśleć, że niezależnie jaką drogę w życiu wybierze, będzie mu źle. Przypomina wtedy Antygonę, bohaterkę antycznej tragedii Sofoklesa. Musiała ona wybierać spośród przeciwstawnych racji świadoma, że każda jej decyzja zakończy się klęską. Chrześcijaństwo nie ma być tragedią antyczną. Skoro Bóg kocha - to znaczy, że przygotował dla nas dobre drogi, wspaniałe miejsca i wartościowe osoby. "Wszędzie, gdzie pójdę, będzie trudno, ale dobrze". Aby rozpoznać wolę Bożą, potrzeba dużo modlitwy, cierpliwego czekania i lektury Biblii. Warto rozmawiać z małżonkami i z osobami duchownymi. Warto pojechać na jakieś rekolekcje powołaniowe lub wpaść na kilka dni do jakiegoś zakonu, aby przyjrzeć się życiu sióstr. Wtedy czasem zapala się lampka: "chcę tu być" albo rozjaśnia się w nas przekonanie: "to nie jest moje miejsce". Bardzo wartościowym miejscem rozeznania są rekolekcje ignacjańskie. Żeby na nie pojechać, trzeba mieć skończone przynajmniej 18 lat i być osobą w dobrym stanie psychicznym i emocjonalnym. Dość często po odbyciu drugiego tygodnia tych rekolekcji udaje się rozpoznać swoją drogę powołania. Nie trzeba uciekać od chłopca czy uczucia, które się rodzi. Owszem, to może być pokusa odwodzenia nas od drogi duchownej. Jednak jeśli powołanie do życia zakonnego jest prawdziwe, to nawet w doświadczeniu ludzkiej miłości będzie odzywało się przekonanie: "to wprawdzie wartościowy i piękny człowiek, ale mnie bardziej ciągnie do Jezusa". Takie przeżycie wzmocni pewność wyboru. Stwierdzimy, że nie poszliśmy dlatego za Panem, że nie było alternatywy. Przeciwnie, urośnie w nas świadomość, że Jezus zaprasza BARDZIEJ na tę konkretną drogę. Warto dać sobie czas na rozeznanie. Kilka miesięcy, rok, półtora. Aż przyjdzie spokój wyboru. Osobiście bałbym się jednak, jeśli rozeznawanie trwałoby zbyt długo, np. pięć lat. Istnieje ryzyko, że przejrzeje zarówno powołanie do małżeństwa, jak i do zakonu. Można nie rozpoznać czasu swego nawiedzenia. ks. Marek Kruszewski
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |