Jestem góralem, nie alkoholikiem!Zofia wiedziała, że Józek pije, ale myślała: Już ja go przypilnuję, żeby odstawił butelkę. Nie odstawił. Szedł w zaparte: Jestem góralem, nie alkoholikiem!Trafiła się okazja, Józek wyjechał do USA "ciułać dutki". Tam ścięła go z nóg wiadomość: ojciec odebrał sobie życie. Józek rozpaczał i przez tydzień pił tylko wodę i wódkę, a potem nie mógł już pić niczego. Długo trwało odtruwanie. Następnie mozolnie uczył się stawiać pierwsze kroki. I gdy już nabierał siły, powalił go kolejny rodzinny dramat: trzydziestoletni szwagier zginął śmiercią tragiczną, zostawił żonę w ciąży. - Wtedy już zacząłem się unicestwiać -wyznaje Józek - i zapiłbym się na śmierć, gdyby Opatrzność Boża nie zagnała mnie do domu, na Podhale. Żona Józka codziennie wieczorem z czwórką dzieci na klęczkach przed obrazem Najświętszej Maryi Panny prosiła Boga, aby pomógł mu wyjść z uzależnienia. - Wielokrotnie obiecywałem Mu, że się poprawię - mówi Józek. - Nawet dotrzymywałem czasowych przyrzeczeń abstynenckich, ale gdy mijał termin, zaczynałem swoje od nowa. Któregoś roku poszedłem na całość. Wyniosłem z chałupy i oddałem za wódkę cenne przedmioty. Potem targały mną wyrzuty sumienia... I tak się szarpałem sam ze sobą do 1998 r. Wtedy niespodziewanie zawitał do nas osobliwy turysta, kapucyn, o. Marek z Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu. Zakonnik zaprosił Józka na zakroczymskie rekolekcje AA, na które ten wybrał się z żoną. - Trochę się bałem konfrontacji z innymi - przyznaje - ale strach minął, gdy zostaliśmy tam przyjęci jak swoi. Na mityngu przeżyłem jednak szok. Jego uczestnicy mówili o sobie takie rzeczy, że ja bym o tym księdzu na spowiedzi nie powiedział. - Kogo obchodzą twoje brudy - irytowałem się po wystąpieniu gościa z niedługim stażem abstynenckim. Ale gdy przyszła kolej na mnie, nie wiedzieć czemu wykrzyczałem swoje grzechy, zalewając się łzami. I poczułem ulgę. Podczas następnego zakroczymskiego spotkania poszedłem do spowiedzi. Wróciłem do praktyk religijnych. - Kiedyś chodziłem do kościoła - wspomina zawstydzony Józek - bo "co ludzie powiedzą", ale zaraz po "odbęb-nieniu" Mszy szedłem do knajpy. A teraz wszędzie, gdzie mogę, świadczę o Bożym miłosierdziu. Żona wymodliła je dla mnie; otrzymałem łaskę trzeźwości, którą podtrzymuję we wspólnocie AA już 14 lat. I tyle samo lat chodzę co miesiąc, każdego 21. dnia, do kaplicy w Dolinie Kościeliskiej, gdzie przed wizerunkiem Matki Bożej Gietrzwałdzkiej, patronki ludzi trzeźwiejących, dziękuję Bogu przede wszystkim właśnie za kochaną żonę, która nigdy nie traciła nadziei. I nie zostawiła mnie, chociaż gdyby to zrobiła, byłaby rozgrzeszona. W kaplicy w Kościeliskiej jest też czczona św. Rita od spraw beznadziejnych. Powierzam jej sprawy tych, którzy potrzebują pomocy, aby ujarzmić chorobę alkoholową. Józek odzyskał zaufanie w domu. - Pochodzimy z wierzących rodzin - oświadcza. - Przekaz naszych rodziców zrobił swoje. Alkohol mógł zniszczyć wszystko, z czym się utożsamiamy, ale mu się nie udało. Kiedyś - wzrusza się - dzieci wypomniały mi: wyładowujesz na nas swoją złość, bo czujesz się winny. Teraz przelewam na nie całą swoją miłość, bo wciąż czuję się winny. Ale nie żyję bez nadziei. Pan Bóg stale upewnia mnie, całą moją rodzinę, że nas nie opuszcza. W ostatnich latach jedna z córek, która podobnie jak ja, przez nałóg, szła na zatracenie - zawróciła z drogi śmierci. Teraz rozpiera nas radość. Co ranek patrzymy z dziękczynieniem w niebo rozpostarte nad wierchami. Często się wypuszczamy w Tatry. I choć jesteśmy stąd, mottem naszym jest przestroga świętego gazdy Jana Pawła II: "W górach chodź zawsze tak, aby nie gubić znaków". Tadeusz Pulcyn
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |