Moje Wigilie w RosjiWigilię w roku 1940 spędziliśmy w warunkach wyjątkowo przykrych. Właśnie w ten dzień, który tak nas nastrajał wewnętrznie, musieliśmy się przenosić z baraku, w którym mieszkaliśmy, do innego, który był położony gdzieś daleko za miastem.Temperatura tego dnia wynosiła -40 stopni. Brnąc po zaspach śnieżnych nieśliśmy nasze toboły do miejsca przeznaczenia. Janina miała na nogach sandały, które, ze znalezionej starej gumy i z paska od spodni tatusia, zrobił jej Edward, bo buciki, w których wyjechała z Polski, już się rozleciały. Śnieg był tak duży, że pozasypywał lepianki. Chodziliśmy po dachach domów-lepianek, bo zacierały się granice zabudowań zupełnie pogrążonych w śniegu. Jak wyglądała Wigilia, można sobie wyobrazić. Śpiewaliśmy kolędy i płakaliśmy nad naszą niedolą. Może nigdy przedtem nie rozumieliśmy narodzin Jezusa w stajni Betlejemskiej tak głęboko i rzeczywiście. To nas pocieszało w tragicznej, wygnańczej sytuacji ludzi, wypędzonych z kraju. Drugie Boże Narodzenie przeżyłam w Rosji pod Taszkentem, mieszkając w tzw. jurcie, szałasie plecionym z bambusów. (Umieszczono po kilka rodzin w każdej jurcie, jedni na drugich!) Ktoś nie zapomniał o tej dacie. Był to bardzo smutny dzień. Mowy nie było o żadnej wigilii. Wtedy nic nie mieliśmy do jedzenia. Z moim bratem biegaliśmy po okolicy, by złapać psa i zabić go. Z głodu nie mogliśmy wytrzymać, ale nie udało nam się. Była w naszej jurcie niejaka pani Jasińska. Miała chyba trójkę dzieci. Nosiła zawsze przy sobie jakiś woreczek wypełniony pszenicą. Nie wiedzieliśmy dlaczego. Właśnie w ten wigilijny wieczór rozwiązała woreczek i ugotowała pszenicę. Rozdała po garsteczce ziarnek swym dzieciom, które, uradowane, zjadały łapczywie ten posiłek. Monika, moja młodsza siostra, patrzyła okropnie chciwie na ręce pani Jasińskiej myśląc, że jej się coś z tej pszenicy dostanie. Pani Jasińska, w rozterce, nawet już sięgała do garnuszka, ale potem cofała się przed tym gestem, może myśląc, że tak pozbawi następnej porcji ziarna swoje dzieci. Wtedy Monika wybuchnęła płaczem mówiąc: "ja jestem taka głodna!" Pani Jasińska trzęsącą ręką dala nam po kilkanaście ziarenek pszenicy. To była nasza wigilia. Wiem, że śpiewaliśmy "Bóg się rodzi" i inne kolędy. Płakaliśmy myśląc o tatusiu, o którym nadal nic nie wiedzieliśmy. Modlitwa przy Żłóbkutaki jesteś słabiutki, i ja chcę Ciebie prosić byś zgładził ludzkie smutki.
Chcę Ciebie prosić Jezu,
Daj dobrą wolę ludziom, Emilia Waśniowska s. Maria Teresa od Jezusa Kapłana naz. "Gazeta Niedziela" 13 IX 1992 Fragment artykułu Pamiętam... i nie pamiętam (Wspomnienia)
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |