Ból, cierpienie i śmierć są drogą do MiłościMarek odszedł od nas po czterech latach ciężkiej choroby, zaledwie w kilka dni po swoich 30 urodzinach. Każda śmierć jest wyjątkowa i jedyna, a szczególnie bolesne jest to doświadczenie dla rodziców, rozstających się ze swoim ukochanym dzieckiem. Chylę głowę przed ich miłością okazywaną jemu w chorobie - niewielu ma szczęście mieć w rodzicach tak wielkie oparcie i takich oddanych przyjaciół. Widzieliśmy to my i odczuwał to Marek.
Rzeczywiście, w miarę narastania choroby Marek wzrastał w wierze. Ale przecież chciał wyzdrowieć i dalej żyć. Skończył studia, miał swoją miłość, plany na przyszłość... Z drugiej jednak strony wiedział, że choroba postępuj e w gwałtownym tempie. Stwardnienie rozsiane, na które cierpiał, pozbawiło go kolejno wzroku, władzy w nogach i rękach. Leżał słaby i bezradny na łóżku, a przecież miał olbrzymią siłę ducha. Nabierał przekonania, że to niezawinione cierpienie może być komuś potrzebne. Modlił się za wszystkich znajomych i cieszyło go, gdy dowiadywał się, że dobrze im się dzieje. To było niezwykłe przeżycie, gdy patrząc na złożonego chorobą Marka czułam, jak to on mnie pokrzepia i podtrzymuje na duchu. W swoim świadectwie do parafialnej gazetki tak pisał: "Pomimo pogorszenia choroby, czuję przypływającą siłę do znoszenia cierpienia. Powiedziałem Jezusowi: «Nie wiem, jakie jeszcze cierpienia masz dla mnie w swoim planie, ale i tak nie przestanę Cię kochać»". W każdym z nas jest trochę słomy i trochę szlachetnego kruszcu. Cierpienie jak ogień wypala słomę i wydobywa to, co cenne. ...ile we mnie słomy? co by zostało po próbie ognia? ...ile we mnie wiary? co by zostało po próbie cierpienia? Na co dzień przybieramy wiele masek, jesteśmy uśmiechnięci, życzliwi, potrafimy manifestować swoje chrześcijaństwo na niedzielnej mszy. Ale w granicznych sytuacjach "wychodzi" z nas to, czym naprawdę żyjemy. Wtedy już nic nie da się ukryć ani odegrać. Wtedy zadajemy sobie pytania o Boga i sens cierpienia. Marek znał odpowiedź. Rozumiał, że ból, cierpienie, śmierć są drogą do Miłość i dlatego cierpiąc podążał bez wahania za Chrystusem. Wyrażam swoje wielkie uznanie dla rodziców Marka za takie wychowanie, iż wyrósł z niego tak głęboki i dzielny mężczyzna. Każde spotkanie z chorym Markiem było jak rekolekcje, stanowiło głębokie przeżycie. Marku, dziękuję Ci za twoje świadectwo wiary, za to, że pozwoliłeś mi lepiej zrozumieć tajemnicę krzyża. Panu Bogu dziękuję za Ciebie. Katarzyna Kozłowska
Publikacja za zgodą redakcji
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2022 Pomoc Duchowa |