Dusza, w ktróej mieszkał Bóg16 grudnia 1984 r. zmarła we Wrocławiu Teresa Breza. Należała do ruchu "Wiara i Światło", który przeszczepiła na teren Polski, jak też do Światowej Organizacji Rodziców Dzieci Niepełnosprawnych z siedzibą w Brukseli. Teresa miała ośmioro dzieci, z których czworo zmarło wcześnie. Najmłodsza jej córka jest dzieckiem specjalnej troski i to właśnie skłoniło ją do związania się ze wspomnianym ruchem, który zajmuje się takimi ludźmi.Można powiedzieć o Teresie, że była świętą chodzącą po ziemi, czyniła samo dobro dla osób najbardziej pokrzywdzonych przez los. Jeździła i odwiedzała chorych, niosła słowa pociechy i otuchy. Kilka razy odwiedziła mnie w czasie ciężkiej choroby Anusi. Organizowała "pielgrzymki dla młodzieży i dzieci specjalnej troski. Jeździła z nimi co roku do Częstochowy. Rodzina Brezów, to dzieci Maryi: wszystko robią dla Maryi i przez Maryję. Załączam mowę pogrzebową, którą nad grobem ś.p. Teresy Brezy wygłosił o. Andrzej Roberti jezuita z Brukseli. Teresa, której córka Joasia należała do dzieci specjalnej troski, chciała za pomocą katechezy i wszystkich możliwych dla niej sposobów pomóc we własnym kraju takiej właśnie młodzieży. Gdy poznała Ruch "Wiara i Światło", życie jej się odmieniło. Z jej inicjatywy 2 maja 1977 roku pierwsi przyjaciele z " Wiary i Światła " we Wrocławiu udali się na pielgrzymkę do Częstochowy i byłem ich "kapelanem". To oni zaprowadzili mnie przed Najświętszą Pannę, tak drogą memu sercu. Od tej pory, He razy powracałem do Polski z Teresą lub bez niej, zatrzymywałem się u Bożej Matki. Nie mogłem sobie wyobrazić pobytu w tym kraju bez wstąpienia do Maryi, by Jej na nowo powiedzieć o mojej wierze i nadziei. Myślę ze wzruszeniem o tych chwilach spędzonych tam razem na kolanach, jak to czynią wszyscy Polacy, modląc się i śpiewając te wspaniałe pieśni, tryskające nie z ich notesików, ale z serca. Teresa uczyła mnie modlić się... Teresa była piękna, bo to była dusza, w której mieszkał Bóg. Odkryłem wielkość tej kobiety, która wyszła za mąż w pierwszych miesiącach wojny. Pochodząc z wielkiej polskiej rodziny, weszła w realizm życia poprzez wojny, okupację, ruiny. Klejnoty i futra już nie miały dla niej znaczenia. Wszystko zostało sprzedane, by móc przeżyć ciężkie czasy w jednym pokoju z czworgiem dzieci. Jadąc po raz pierwszy do Polski na święcenia naszego przyjaciela, Jana Szpilki, zatrzymałem się właśnie u niej, w jej mieszkaniu, gdzie zostałem przyjęty przez jej męża Aleksandra, Joasię, Olę i Elżbietę. Dorota, jeszcze jedna córka, mieszka we Francji i jest matką trojga dzieci. Joasia, ich najmłodsza córka, była moim "profesorem". Tak ją nazwałem, bo chciałem zaznaczyć to, że jadąc do nich, otrzymywałem, a nie dawałem, i że to dziecko tak kochane przez rodziców, uczyło mnie w swoisty sposób miłości. Joasia była i jest moim profesorem miłości. Jej matka dała mi w niej to, co najpiękniejsze. Wobec tego życia tak pięknego i tak owocnego, a zarazem odważnego, czuję, że żyje we mnie cała dusza Polski.
J. Michalik
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |