Sercem i nogami malowaneJedni zamykają się w czterech ścianach, inni czerpią z życia pełnymi garściami. Dla niektórych życiowa tragedia, dla innych utrata władzy w rękach i nogach to kulminacyjny punkt w życiu. Jak później żyć, śmiać się, kochać? Ponoć najlepiej jest tworzyć.- Trzeba umieć dostosować się do istniejących warunków - twierdzi Piotr Pawłowski, niepełnosprawny artysta z Warszawy, twórca Stowarzyszenia "Integracja" - zaakceptować to, co się stało. Wszystko, całe późniejsze życie zależy od tego, czy chcemy znaleźć się w innej sytuacji. Piotr był wysportowany, grał w koszykówkę, uprawiał lekkoatletykę. W wieku 16 lat skoczył do wody, złamał kręgosłup i stracił władzę we wszystkich kończynach. Teraz maluje ustami. Mówi, że to najlepszy sposób na samorealizację, mimo niepełnosprawności. - Nie każdy potrafi tak tworzyć. Trzeba być bardziej wrażliwym, niż inni, trzeba mieć w sobie to "coś" oraz potrafić przenieść myśli i uczucia na płótno - mówi. U Doroty Szachewicz, która mieszka w Złocieńcu, na Pojezierzu Drawskim, w wieku 6 lat stwierdzono postępujący zanik mięśni. Zanim zaczęła malować, pisała wiersze - wydała 3 tomiki, zdobyła kilka nagród literackich. Mottem jej życia są słowa angielskiego historyka i pisarza T. Carlyle'a: "Nie to, co mam, ale to, co tworzę jest moim posiadaniem." Dorota śmieje się mówiąc, że o malarstwie nie miała zupełnie pojęcia. Uważała, że nie ma talentu. Początkowo chodziło jej bardziej o terapię psychiczną i znalezienie sensu życia niż tworzenie "wielkich dzieł". I tak, w 1994 r., znalazła się przed białą płytą z pędzelkiem w ustach. - Namalowałam drzewo, mój pierwszy obraz. Myślę, że wybrałam je podświadomie. Ono było silne, a ja taka chciałam być. Po kilku miesiącach odrodziłam się na nowo, odzyskałam radość i spokój. Przestało być już tak ważne moje niesprawne ciało - opowiada. Szczególną przyjemność sprawia jej malowanie przyrody, odkrywanie kolorów, odtwarzanie jej kształtów. Dlatego często przebywa w lesie, na łące, nad jeziorem. Drzewo było też u początków artystycznego świata Ireneusza Betlewicza. Zakorzenione jednocześnie w ziemi i w niebie symbolizowało dramat wolnej woli i przemijania, obraz walki z niemożnością. Drzewa zaludniali ludzie ze skrzydłami - spadali głową w dół dążąc do nieba. Skrzydła nie służyły im do lotu, łagodziły jedynie upadek. Zapytany o swój wewnętrzny, duchowy świat artysta odpowiada: - Nie jest on prosty i łatwy, ale też nie tragiczny. Inspiruje mnie życie z jego nieokreśloną tajemniczością, z niemożnością szczegółowego planowania dnia jutrzejszego, a jednocześnie z przeznaczeniem biegnącym od natury. Moje prace są poszukiwaniem spójności, jakiegoś jądra, które łączy ludzi, ziemię i światy kosmosu. Pomaga mi myśl, że wszystko, co nas spotyka, ma sens - wystawia nas na próbę. Ireneusz Betlewicz choruje na postępujący zanik mięśni. Należy do międzynarodowego stowarzyszenia artystów malujących ustami i stopami. Wystawę jego prac można oglądać do 20 czerwca w Warszawskiej Szkole Zarządzania przy ul. Siedmiogrodzkiej 3a. Mimo pogłębiającej się choroby malarz ten osiąga coraz subtelniejszą linię, wyczarowując niepowtarzalny świat marzeń, radości i rozczarowań. Musiał zrezygnować z ukochanej rzeźby, tkaniny, niektórych technik olejnych, by skupić się na rysunku piórkiem. Tworzy kompozycje pełne ruchu i fantazji. - Moja twórczość to bezustanne zmaganie się z abstrakcyjnością dobra w odniesieniu do cielesności ludzkiej natury. To główny temat moich prac, temat obsesyjny - powtarza zawsze artysta. W utworach poetyckich Betlewicz dąży do skrótu, poszukuje słów - kluczy, prowokuje sarkazmem i ironią. Zawsze jednak wierzy w nieprzemijalność dobra, piękna i uczciwości. Mimo wszystko...
"Cale lata/ zbiera! klocki/ i zbudował W 1993 r. artyści niepełnosprawni założyli wydawnictwo AMUN - jedyne w Polsce promujące prace malujących ustami i nogami. - Nie każdy może zostać naszym członkiem - mówi Dorota Bąkaj, pełnomocnik AMUNU. Artysta staje przed specjalną komisją, która orzeka, czy rzeczywiście nie ma on władzy w rękach. Oceniana jest także wartość artystyczna danego obrazu, a on musi być po prostu dobry. - Wydawnictwo wprowadza prace twórców niepełnosprawnych "do obiegu" światowego w postaci kart okolicznościowych i kalendarzy. Można je otrzymać jedynie drogą pocztową. Do każdej przesyłki dołączony jest list: "Jesteśmy grupą osób niepełnosprawnych, które z powodu wad wrodzonych, chorób, wypadków nie posiadają rąk. Nauczyliśmy się malować ustami i nogami. Kosztowało nas to wiele wysiłku i samozaparcia. Prosimy nie traktować naszej oferty jako wymuszenia zakupu, ale kupując nasze prace, pomożecie nam samym zarobić na nasze utrzymanie. W ten sposób nie będziemy musieli korzystać z opieki społecznej" - pisze Monika Kamińska. Urodziła się w 1974 r. w Zielonej Górze. W drugim tygodniu życia zachorowała na zapalenie płuc, dwukrotnie przeżyła śmierć kliniczną, czego pozostałością jest paraliż rąk i nóg. Mimo to skończyła liceum sztuk plastycznych. Najchętniej maluje motywy religijne i kwiaty. Kasia Warachim urodzona w 1970 r. w Gliwicach, mając 10 lat uległa wypadkowi. - Maluję, bo lubię to robić, ale również dlatego, że daje mi to pieniądze - mówi. - Tworzę dwa rodzaje obrazów. Te na sprzedaż nie odzwierciedlają moich nastrojów. Natomiast w moim mieszkaniu na ścianach pełno jest obrazów, których nikt nigdy nie kupi, bo albo ich nie rozumie, albo się nie podobają. Po wypadku uwielbiałam pisać listy do mamy. Denerwowało mnie, że brak w tej korespondencji intymności. Próbowałam przywiązywać ołówek do ręki albo przytrzymywać go głową lub ramieniem. Wreszcie odkryłam genialny sposób, oryginalny, jak wówczas myślałam. - Lubię pływać i jeździć konno i choć nie zdradzę wszystkich swoich marzeń, jednym z tych bardziej szalonych jest skok ze spadochronem - opowiada. Monika Dembińska z Bydgoszczy z powodu porażenia rąk maluje lewą stopą. Stanisław Kmiecik, sparaliżowany od dziecka, swoją rehabilitację zawdzięcza malowaniu. To fakty z życia artystów, którzy dzięki sztuce heroicznie walczą z kalectwem i chorobą. Każdy z nich na pytanie o sens twórczości mógłby odpowiedzieć słowami Ireneusza Betlewicza: "Jest potwierdzeniem wysiłku istnienia. W koszmarze ograniczeń fizycznych, upokarzających człowieka, tworzenie jest ocieraniem się o sens bytu.". Kamila Szymańczyk
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |