Śmiertelna choroba to też miłosierdzie?Jak "mówi Ojciec Kościoła Ambroży w przemówieniu z okazji pogrzebu swego brata Satyra: "To prawda, że śmierć nie należała do natury; Bóg bowiem od początku nie ustanowił śmierci, ale dał ją jako środek zaradczy [...]. Z powodu wykroczenia życie ludzkie stało się nędzne, upływało w codziennym trudzie i nieznośnym płaczu. Trzeba było położyć kres złu, aby śmierć przywróciła to, co utraciło życie. Nieśmiertelność jest raczej ciężarem niż korzyścią, jeżeli nie rozświetla jej łaska". Już wcześniej Ambroży powiedział: "Nie należy płakać nad śmiercią, gdyż prowadzi ona do zbawienia".Niezależnie od tego, co dokładnie chciał powiedzieć św. Ambroży w tych słowach - prawdą jest, że gdyby śmierć została wyeliminowana lub odsunięta w nieskończoność, ziemia i ludzkość znalazłyby się w sytuacji niemożliwej i nie przyniosłoby to korzyści również samej jednostce. Oczywiście jest pewna sprzeczność w naszym postępowaniu, która wiąże się z wewnętrzną sprzecznością naszej egzystencji. Z jednej strony nie chcemy umierać; zwłaszcza ci, którzy nas kochają nie chcą naszej śmierci. Z drugiej jednak, nie pragniemy też istnieć w nieskończoność, a także ziemia nie została stworzona z taką perspektywą. Czego więc tak naprawdę chcemy? Ta paradoksalność naszej własnej postawy rodzi głębsze pytanie: czym w rzeczywistości jest "życie"? Co w rzeczywistości oznacza "wieczność"?" Z encykliki "Spe salvi" (p. 10 i 11) Benedykta XVI Naszym przeznaczeniem jest piękne niebo, ale większość z nas powoli, z oporami, a często z buntem dojrzewa do przejścia na tamtą stronę... Śmiertelna choroba daje szansę przez dar czasu! Mimo pokusy nadaktywności w szukaniu możliwości wyleczenia, choroba nieuleczalna często "wymusza" na chorych i rodzinie wiele słów i gestów, które pogłębiają miłość. Łatwiej w takiej sytuacji wypowiedzieć słowa przebaczenia. Łatwiej tak na nowo przez słowa i codzienną opiekę powiedzieć: "Kocham cię...". Po śmierci zaś ukochanej osoby jest większa szansa nie mieć do siebie pretensji, że czegoś się nie powiedziało. Wspaniale jest, jeśli chory nieuleczalnie i jego rodzina wspólnie przygotowują się do spotkania z Bogiem i z bliskimi po tamtej stronie. Większość jednak ludzi boi się takiej drogi, gdyż nie dowierza, że jest to droga wzrostu dojrzałości i świętości. Na pewno droga trudna... Nie rozmawiając z chorym o sprawach ostatecznych, zostawia się go w wielorakich cierpieniach związanych z samotnością i niepewnością. W ilu rodzinach zużywa się ogromną energię, aby wzajemnie, jak mówią, siebie oszczędzić. Ileż wtedy pięknych i ważnych słów nie będzie wypowiedzianych. A czyż nowe życie i ostateczne potwierdzenie miłości aż do śmierci nie są sprawami najgłębszymi? Co jakiś czas z niektórymi chorymi umawiam się na ich pogrzeb. To nie horror! ale miłość do końca. Na przykład Jadwiga, której Bóg przedłużył życie o kilka lat. Ma przerzuty raka. Cieszy się, że córka żyje porządnie, że ma dobrego narzeczonego. Wie już, że nie będzie długo cieszyć się jej życiem. Mówi, że jest realistką, wie o postępie choroby, więc prosi, abym był na jej pogrzebie. To jest dojrzałość... Mamy w hospicjum także nieuleczalnie chorych młodych ludzi, którzy po trudnych zmaganiach z pytaniem o sens życia, w końcu stają się radośni i czuli wobec bliskich. Dlaczego? Bo przychodzi wyzwolenie z lęku przed śmiercią. Często mówię o Piotrze, który 4 dni przed śmiercią przeczuwał, kiedy odejdzie, dlatego mógł nie tylko pożegnać rodzinę i przyjaciół, ale i obdarować ich gestami miłości. Jego dojrzałość przemieniła rodzinę i otoczenie; mama jest wolontariuszką w hospicjum, a młodsza siostra w swojej szkole podstawowej organizowała zbiórki charytatywne. W naszym hospicyjnym programie z cyklu "Warto rozmawiać" można było usłyszeć relację matki, której 6-letni Antoś po zmaganiach z leczeniem i po jego dziecięcych rozterkach w końcu sam poczuł, że już czas z powodu następnego ataku choroby. Wtedy, jak mówi jego mama, ten maluch przed śmiercią chciał każdemu zostawić trochę ciepła dobrego słowa i garść bezinteresownej czułości. Chorzy, dojrzali w swojej chorobie, bez względu na wiek, w jakiś sposób nie są już porwani przez śmierć, ale nad nią panują. Oni znają czas swojego odejścia, dlatego mogą zwołać rodzinę i przyjąć Wiatyk - jedyny pokarm na życie wieczne. Niektórym się wydaje, że dojrzałość to nieustanny wzrost. Objawienie Boże i głębokie doświadczenie życia pokazuje, że nie ma dojrzałości w miłości - bez ogołocenia, bez tracenia wielu dobrych rzeczy, aby rozwinęły się te najgłębsze. Choroba śmiertelna może:
- przez zmęczenie cierpieniem - ujawnić wyraźnie fakt, że życie na ziemi to jeszcze nie to prawdziwe życie; Tak, śmiertelna choroba, choć może fizycznie zniszczyć człowieka, może też stać się - dzięki niezgłębionemu miłosierdziu Boga - tajemniczym narzędziem owego miłosierdzia. "To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i we krwi Baranka je wybielili" (Ap 7,14). ks. Andrzej Dziedziul MIC, Dyrektor Ośrodka Hospicjum Domowe Zgromadzenia Księży Marianów Z Niepokalaną - wiosna 2008
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |