Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Czystość przedmałżeńska, czyli płynięcie pod prąd (cz. I)

Obecnie młodzi decydują się na podjęcie współżycia seksualnego przed zawarciem małżeństwa częściej niż kiedyś. "Jaki sens ma zachowanie czystości? Czy trzeba czekać?" - pytają sami siebie.

Różne argumenty usprawiedliwiające przedmałżeński seks podsuwa środowisko rówieśnicze, prasa młodzieżowa, telewizja, inne środki masowego przekazu, nawet podręczniki szkolne. Co twierdzą? W pierwszej części tego artykułu przeanalizujemy dwa często pojawiające się dogmaty popularnej kultury:

1. "Miłość uprawnia do rozpoczęcia współżycia. Współżycie seksualne jest naturalnym dopełnieniem każdej miłości".

2. "Człowiek ma »potrzeby« seksualne, które - jak wszystkie inne potrzeby - trzeba zaspokajać, byle tylko »zabezpieczyć się«. Seks to rzecz naturalna".

Na pierwszy rzut oka twierdzenia te wydają się całkiem słuszne. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się im okazuje się, że jest zupełnie inaczej, niż się twierdzi.

Miłość uprawnia do współżycia? Nie ślub?

Powiadają: "My się przecież kochamy. Tak jest nam dobrze ze sobą, cóż więc złego, że sypiamy razem?". Na zagadnienie to trzeba spojrzeć w szerszym kontekście. Wtedy łatwo uświadomimy sobie, że pierwszym zasadniczym złem jest tutaj złamanie Bożych przykazań. Jest to zło największe. To Bóg jest stwórcą człowieka, w tym jego sfery seksualnej. Jeżeli dał nam VI i IX przykazanie, to uczynił to dla naszego dobra. Bóg naprawdę pragnie, ażeby współżycie seksualne przynosiło mężczyźnie i kobiecie jak najlepsze owoce i czyniło ich szczęśliwymi. A będzie to możliwe jedynie wtedy, kiedy będą oni z Nim zjednoczeni. Dlatego w Bożych planach współżycie seksualne powinno być znakiem sakramentu małżeństwa, doświadczeniem Bożej miłości we wzajemnej miłości kobiety i mężczyzny. Ma ono wyrażać bezinteresowny dar z siebie współmałżonkowi w Jezusie Chrystusie, na zawsze. A to staje się możliwe tylko w sakramentalnym związku małżeńskim. I dlatego tylko sam Chrystus w sakramencie małżeństwa daje prawo do tego, aby mężczyzna i kobieta stawali się "dwoje jednym ciałem" (Ef 5, 31). Wtedy współżycie seksualne jest czymś nieskończenie większym od doświadczenia jedynie zmysłowej przyjemności.

Badania socjologiczne wykazują, że to nie miłość chce przedmałżeńskiego współżycia, ale egoistyczne pożądanie, przynajmniej jednej ze stron. Co to oznacza? W takim wypadku nie traktuje się kobiety jako osoby godnej szacunku, ale jak rzecz, której można używać dla własnej przyjemności. Staje się ona w takim układzie swego rodzaju zabawką. Mężczyzna nie nawiązuje wtedy kontaktu z dziewczyną, pragnąc małżeństwa i założenia rodziny. Jego motywacje są zupełnie inne: chce się nią tylko przez jakiś czas pobawić. Niestety, sporo dziewcząt zgadza się na rolę zabawki seksualnej, a wzory prezentowane przez środki masowego przekazu utwierdzają je jeszcze w przekonaniu, że jest to rzecz normalna, że tak właśnie mają wyglądać relacje z mężczyzną.

"Jesteśmy stworzeni do miłości, spełniamy się przez nią. Ale miłość to nie sprawa kilku minut spędzonych w seksualnej gorączce. To sprawa całego życia. Jeżeli jest dojrzała, seks przestaje być najważniejszy. Najważniejszy jest dla tych, którzy nie wiedzą, co znaczy prawdziwa miłość. Współżycie bez miłości to zwykła kopulacja, jak u zwierząt. Kopulują jak zwierzątka i nazywają to miłością" (Barbara, I. 22).

W okresie dojrzewania dominującym mechanizmem zachowania dziewczyny jest poszukiwanie akceptacji. Nawiązując przyjaźń ze swoim kolegą, nie tyle szuka ona zmysłowej przyjemności, ile akceptacji siebie. Chce się komuś podobać, pragnie uznania, zrozumienia, trochę czułości. Przy braku aprobaty ze strony rodziny czy środowiska pragnienie znalezienia kogoś, kto da jej poczucie wartości, nasila się. Jeżeli w relacji z kimś zostaje dowartościowana, wiąże się emocjonalnie. Łatwo przychodzi jej brać to, co przeżywa, za prawdziwą i jedyną miłość. W końcu, chcąc skuteczniej zatrzymać chłopaka przy sobie, daje mu "dowody miłości" (zwłaszcza jeśli chłopak się ich domaga). Nie znajduje jednak tego, czego szukała. Jest używana, a nie kochana.

Przedwczesne doświadczenia seksualne dziewcząt mogą być również motywowane chęcią dorównania koleżankom, poszukiwaniem wrażeń, ciekawością, wypełnianiem wymagań mody na "nowoczesność" itp. Ale nie do takich banalnych celów ma służyć współżycie. Jego naturalny cel jest znacznie, znacznie wyższy, ważniejszy i piękniejszy. Sfera seksualna jest w jakimś sensie święta i nie wolno jej w ten sposób profanować. Dlatego doświadczenia te ranią - czasami bardzo boleśnie i na całe życie.

Załóżmy jednak, że chłopak i dziewczyna są w sobie rzeczywiście zakochani. Czy mogą podjąć współżycie, aby dopełnić w ten sposób swoją "miłość"? Doświadczenie życiowe pokazuje, że przedmałżeńskie stosunki seksualne, zamiast pogłębiać i umacniać relacje, powodują ich obumieranie. Patrząc z czysto psychologicznego punktu widzenia, dochodzi się do wniosku, że dzieje się tak głównie dlatego, iż "partnerzy" nie oddają się sobie całkowicie, bo nie czynią tego na zawsze. W takim tymczasowym układzie brakuje poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa i zaufania, które są podstawą konstruktywnego związku. Strach przed ciążą, wątpliwości co do motywów postępowania partnera, poczucie winy itp. sprawiają, że akt seksualny nie jest całkowitym oddaniem się sobie nawzajem, jakiego pragnie natura ludzka.

"Słyszy się czasami takie zdanie: »Po co nam ten świstek papieru, liczy się miłość«. Ślubować dziewczynie wobec Boga, rodziny, przyjaciół: »miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci« - jest bez wartości?! To jest właśnie znak, że się kocha! Chcieć być z kimś do końca życia, założyć rodzinę, mieć dzieci jest bez znaczenia, ale latać od jednej do drugiej, z jednego łóżka do następnego - to miałaby być miłość? Dla mnie bardziej bezpłatna prostytucja niż miłość" (Marcin, l. 20).

"Zakochanie jest egoistyczne. »Tak mi jest z nim dobrze« - mówią zakochane dziewczyny. »Mi jest dobrze«... Pytam się ich wtedy: »Na jak długo starczyłoby ci tej miłości, gdyby twój ukochany złamał kręgosłup, siedział w wózku, trzeba by go karmić, myć i zmieniać mu pampersy?... I gdyby zainteresował się tobą ktoś inny - młody, piękny, zdrowy i bogaty?«" (Mateusz, l. 19).

Co to jest miłość?... Czy zakochanie i miłość oznaczają to samo?... Im gorętsze uczucia, tym większa miłość? Oczywiście, że nie! Gorące uczucia mogą, ale nie muszą towarzyszyć prawdziwej miłości. Można być zakochanym, a wcale nie kochać. I można kochać, a zupełnie nie być zakochanym. Czy się rzeczywiście kocha, okazuje się, kiedy przeminie zakochanie, bo ono przeważnie przemija.

Wiele jest rodzajów miłości. W języku greckim na przykład istnieją aż cztery słowa na wyrażenie tego, co po polsku nazywa się jednym - "miłością". Dzieci kochają swoich rodziców, rodzice - dzieci. Miłuje się rodzeństwo. Nauczyciel na swój sposób powinien kochać uczniów, lekarz - pacjentów. Matka Teresa z Kalkuty - mówimy - kochała ubogich. Mamy nawet miłować swoich nieprzyjaciół!

Jest wiele rodzajów miłości, ale wszystkie one mają jedną wspólną cechę. Jeżeli brak tej cechy, nie można mówić, że się kocha. Miłość w swej najgłębszej istocie jest mianowicie troską o dobro drugiej osoby (a więc jest przeciwieństwem egoizmu). Troszczyć się o drugą osobę, o jej dobro, bezinteresownie, choćby to było trudne i wymagało wysiłku. Właśnie ofiara jest bardziej miarą miłości niż temperatura uczuć. Miłości nie muszą towarzyszyć zawsze wzniosłe czy choćby pozytywne uczucia. Natomiast z prawdziwej miłości zawsze wypływa szczęście.

Miłość związana jest bardziej z wolą niż uczuciami. Zwróćmy uwagę, że dwoje ludzi zawierających małżeństwo przyrzeka sobie miłość do końca życia. Skoro można ją obiecać, musi być ona wolnym wyborem, nie zaś jakąś niezależną od nas emocjonalną reakcją. Gdyby miłość nie była zależna od naszej woli, w czasie ślubu moglibyśmy jedynie wyrazić, co czujemy w danej chwili, i mieć nadzieję, że będzie to trwało. Ślub jednak jest obietnicą, a nie mglistym przewidywaniem.

Powróćmy do głównej myśli. Jaka jest troska o dobro dziewczyny u chłopaka, który dąży do współżycia?... Lista negatywnych skutków przedmałżeńskiego współżycia jest bardzo, bardzo długa (wymienimy je w drugiej części artykułu). Jaka jest troska dziewczyny o dobro chłopaka, jeśli mu ulega? Jaka jest ich wspólna troska o dobro dziecka, które chociaż tego nie chcą, może się począć? Czy dają innym dobry przykład, tzn. troszczą się o ich dobro? Czy więc to, co nazywają "miłością", rzeczywiście nią jest?...

"Ci, którzy współżyją przed ślubem, ponieważ »czują«, że mają do tego prawo, uczą się, że przyjemność stoi na pierwszym miejscu. To prosta droga do zdrady. Małżonkowie muszą robić to, co dobre dla obu stron, a nie to, na co mają aktualnie ochotę. Dobro małżonków i rodziny, z którego wynika prawdziwe szczęście, jest ważniejsze niż chwila przyjemności. Należy je stawiać na pierwszym miejscu i podporządkować mu swoje pragnienia i pożądania" (Robert, l. 29).

Trzeba dużo pracy nad sobą, aby w ogóle stać się kochającym człowiekiem, a nie tylko mieć od czasu do czasu dobre uczucia do kogoś. Miłości trzeba się uczyć - w przeciwieństwie do zakochania, które samo przychodzi (i odchodzi). Najpierw nauczyć się kochać (co byłoby jednym z największych życiowych sukcesów), a potem dopiero się zakochać. Wiele młodych małżeństw stwierdza z przerażeniem, że tak szybko "przeminęła ich miłość". Problem właśnie w tym, że nie umieli prawdziwie kochać - ani innych, ani siebie wzajemnie, a to, co przeminęło, było tylko zakochaniem.

Zachowanie czystości przedmałżeńskiej jest najlepszą szkołą miłości. Wśród tych, którzy zrezygnowali z walki o czystość, nie znajdzie się prawdziwie kochających...

"Dopiero kiedy skończyłem z fantazjami seksualnymi na temat swojej dziewczyny, dopiero kiedy przestałem kombinować, jak zaciągnąć ją do łóżka, dopiero kiedy zacząłem traktować ją jak przyjaciela, a nie jak potencjalną kochankę, dopiero kiedy zacząłem z nią rozmawiać normalnie, bez podtekstów i krążenia wokół seksu, dopiero wtedy zacząłem ją kochać. Pożądanie to coś diametralnie różnego niż miłość. Pożądanie uniemożliwia kochanie, bo jest egoizmem" (Łukasz, l. 20).

Wielkie ideały, wartości, szlachetne zasady życia wymagają codziennego zmagania się ze sobą i samodyscypliny. Nie osiąga się ich, żyjąc "na luzie", ale w codziennym trudzie, który równocześnie przynosi wielką satysfakcję.

"Potrzeby seksualne" czy popęd seksualny?

W popkulturze mówi się o "potrzebach seksualnych", a nie o popędzie seksualnym. Brzmi lepiej, bo są również potrzeby jedzenia, picia, tlenu, snu - niezbędne, konieczne do zaspokojenia. Ale czy ktoś umarł od abstynencji seksualnej, tak jak można umrzeć z głodu czy pragnienia? Niektórzy wprawdzie robią takie wrażenie, jednak nie trzeba się o nich specjalnie lękać. Wielu ludzi z konieczności czy z wyboru żyje w pełnej wstrzemięźliwości przez długie okresy, a nawet całe życie. I nie tylko nie umierają, ale mają się wyśmienicie. Natomiast ci, którzy nie uznają ograniczeń w zaspokajaniu swoich "potrzeb seksualnych", wpadają w niszczące ich uzależnienia.

"Czy celibat kapłana jest trudniejszy niż małżeństwo? Chyba nie. Oczywiście, celibatariusz musi zrezygnować z wielu przyjemności. Ale przecież brak jakiegoś rodzaju przyjemności to nie koniec świata. Radość i szczęście są związane z miłością, a nie z przyjemnością. (I nie z seksualnością). Kochać zaś można Boga, bliźnich, prawdę, przyrodę, sztukę, swoją pracę i wiele innych. Małżonkowie też muszą umieć zrezygnować z wielu przyjemności, aby stworzyć szczęśliwe małżeństwo. Dobre, szczęśliwe, kochające się małżeństwo jest trudne. Dobroć i miłość są trudne i tu, i tu. Mądrość i dyscyplina potrzebne są zarówno celibatariuszowi, jak i małżonkom. Małżonkowie, którzy nie potrafią żyć bez seksu, krócej czy dłużej, nie stworzą udanego małżeństwa" (ks. Jan, l. 26).

Seksualność odgrywa dużą rolę w kształtowaniu naszych życiowych losów. Mówiąc inaczej: wiele zależy od tego, czy człowiek potrafi radzić sobie z własnym popędem seksualnym. Kariera angielskiego pisarza Oscara Wilde'a jest dobrą tego ilustracją... Był wybitnym umysłem. Zdobył najwyższe nagrody w dziedzinie literatury i najwyższe akademickie tytuły. Z wyżyn spadł jednak na dno. W więzieniu napisał książkę pt. De profundis. Tak pisze tam o sobie: "Bogowie dali mi prawie wszystko. Ale pozwoliłem zwieść się urokowi bezsensownej, zmysłowej przyjemności (...). Zmęczony przebywaniem na szczytach, świadomie zszedłem w dół, poszukując nowych wrażeń. Przestałem zważać na życie innych. Czerpałem przyjemność tam, gdzie miałem na to ochotę, i szedłem dalej. Zapomniałem, że każde, nawet drobne, działanie powszedniego dnia | umacnia albo osłabia charakter. Dlatego o tym, co się robi w zamkniętej izdebce, trzeba będzie głośno krzyczeć z dachu domu. Przestałem być panem samego siebie. Nie byłem już kapitanem swojej duszy i nie wiedziałem o tym. Pozwoliłem, aby przyjemność mnie zdominowała. Skończyło się to dla mnie hańbą".

Oscar Wilde pisze, że "przestał być panem samego siebie". Innymi słowy, stał się uzależniony od bodźców seksualnych i przyjemności, które one dają. Uzależnienia seksualne są równie trudne do przezwyciężenia, jak uzależnienia od alkoholu czy narkotyków (a nawet trudniejsze). Ich skutki są równie tragiczne. Człowiek przestaje być wolny i odpowiedzialny.

Zdany jest teraz na łaskę i niełaskę swego nałogu. Dokąd go on poprowadzi?...

To przecież nie osoby wolne i odpowiedzialne wykorzystują seksualnie dzieci, gwałcą kobiety, korzystają z usług prostytutek, zdradzają żony, roznoszą choroby weneryczne itd. A takie właśnie są niektóre owoce uzależnień seksualnych.

W samych Stanach Zjednoczonych, według danych organizacji o nazwie "Sex and Love Anonymous", jest kilka milionów osób wymagających leczenia. Znaczną ich większość, bo ok. 80%, stanowią mężczyźni, ponieważ zwłaszcza oni są klientami przemysłu pornograficznego, głównego źródła uzależnień seksualnych. Podstawą leczenia jest zachowanie całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej trwającej nawet kilka lat! Wtedy - co ciekawe - okazuje się, że człowiek nie tylko nie musi działać seksualnie, ale długa wstrzemięźliwość jest dla niego zbawienna...

A oto kilka krótkich świadectw zdrowiejących erotomanów na temat ich doświadczenia pełnej wstrzemięźliwości seksualnej, zaczerpniętych z książki amerykańskiego terapeuty Patricka Carnesa pt. Od nałogu do miłości (Poznań, Media Rodzina, 2001):

  • "Na początku mojej drogi miałem żal, że zabrano mi wszystkie seksualne łakocie. Dziś jestem bezgranicznie wdzięczny za ten długi czas, w którym mogłem rozwijać się i wzrastać...".
  • "Celibat wreszcie sprowadził mnie na ziemię; stanęłam na własnych nogach i mogłam dojrzeć rzeczywistość".
  • "Celibat pomógł mi i mojej żonie zobaczyć, że jest jeszcze życie poza łóżkiem, że prawdziwa bliskość to nie bliskość genitalna".
  • "Dopiero w celibacie poczułem się mężczyzną".
  • "Pełna wstrzemięźliwość to coś wspaniałego. Zacząłem czuć, że moje ciało jest naprawdę moje, zacząłem je posiadać".
  • "Celibat dał mi zdolność koncentracji, wyzwolił we mnie nowy rodzaj energii".
  • "Dał mi [celibat] dostęp do uczuć, głęboki wgląd w siebie, rozkosz życia i bycia obecną dla siebie, dla mojej Siły Wyższej i przyrody".
  • "Zdałem sobie sprawę, że bez seksu można żyć dalej, i to o wiele lepiej. Dla mnie było to wielkie odkrycie".
  • "Celibat otworzył przede mną sferę cudownej bliskości z mężem, jakiej nigdy nie miałam".
  • "To była dla mnie jedyna możliwość nabrania właściwej perspektywy i zobaczenia, jak bardzo byłam zniewolona i zatruta seksem".

Świadome praktykowanie całkowitej wstrzemięźliwości płciowej ze względu na dobroczynne tego owoce spotyka się w wielu duchowych i filozoficznych tradycjach zarówno Wschodu, jak i Zachodu. Mahatma Gandhi pisał w swojej Autobiografii: "Nie należy myśleć, że czystość jest niemożliwa, dlatego że jest trudna. Czystość jest najwyższym ideałem, nie powinno zatem dziwić, że jej osiągnięcie wymaga największego wysiłku. Życie bez czystości wydaje mi się mdłe i zwierzęce: zwierzę ze względu na swoją naturę nie ma autokontroli; człowiek jest człowiekiem, ponieważ jest do niej zdolny".

W 30. roku życia Gandhi wraz z żoną złożył wieczysty ślub wstrzemięźliwości seksualnej. Tak komentował to wydarzenie: "Kiedy patrzę wstecz, czuję się pełen radości i zachwytu. Nigdy wcześniej, czyli przed rokiem 1906, kiedy złożyłem ślub wstrzemięźliwości, nie doświadczyłem takiej wolności i radości, jakie teraz mnie wypełniają. Przed złożeniem ślubu byłem w mocy każdej nieczystej pokusy w dowolnej chwili. Ślub stał się dla mnie skuteczną tarczą przeciwko pokusom. Wielka moc wstrzemięźliwości stawała się dla mnie coraz bardziej oczywista. Z każdym mijającym dniem rozumiałem coraz bardziej, że czystość chroni ciało, umysł i duszę. Praktykowanie wstrzemięźliwości nie stało się praktykowaniem ciężkiej pokuty, raczej pociechą i radością. Każdy dzień odkrywał przede mną świeże piękno; a to napawało mnie coraz większą radością".

Wiemy z bliższej czy dalszej historii, że w czasie intensywnej pracy twórczej geniusze na różnych polach: pisarze, filozofowie, naukowcy, politycy, powstrzymywali się od małżeńskiego współżycia, często przez długie okresy. Wielu wybitnych ludzi znanych było z wybujałego temperamentu, np. George Washington, William Shakespeare, Enrico Caruso.

Nie stali się oni jednak ofiarami własnej seksualności. Przeciwnie, przez tzw. sublimację służyła ona ich sukcesom, wyniosła ich na szczyty osobistych osiągnięć.

Nie myśli się dzisiaj o tym, że popęd seksualny może być sublimowany, czyli realizowany w inny sposób - daleko ważniejszy niż fizyczne zaspokojenie. Marnuje się coś, co mogłoby znaleźć pozytywny wyraz w każdym działaniu. Nawet dodać ciepła do uśmiechu i uścisku dłoni.

"Człowiek przez zachowanie czystości ukierunkowuje popęd seksualny na inne sfery. Poznaje wtedy radość twórczego życia, w porównaniu z którą niczym wydaje się chwila zmysłowej przyjemności, pozostawiająca go wyjałowionym i pustym. Przestaje myśleć, jak najlepiej zaspokoić swoją namiętność. Zaczyna interesować się głębszym znaczeniem rzeczy. Pragnie teraz, aby partner życia dzielił z nim duchowe pokrewieństwo. Nie wystarcza mu już proste zaspokojenie instynktów przy jego pomocy" (Maciej, I. 20).

"Jeżeli ktoś zaczyna prowadzić czyste życie, zauważa, że medytacja staje się nieporównywalnie łatwiejsza niż poprzednio. Z wielką jasnością zaczyna rozumieć pisma duchowych mistrzów, które dotychczas wydawały mu się enigmatyczne. Znajduje w nich nowych przyjaciół, nowych braci. Człowiek ożywa, czuje w sobie ogień życia. Zaczyna żyć. Dopiero teraz widzi, że dotąd z ledwością żył, a raczej wegetował, niż żył" (Marcin, l. 23).

Czystość przedmałżeńska nie oznacza braku seksualnych pragnień. Jest to wybór: odkładam wszelką aktywność seksualną aż do dnia ślubu. Nie trzeba zbytnio obawiać się słowa "tłumienie". Jest ono czasami wręcz nieodzowne. Tylko wtedy możemy żyć razem z innymi, gdy nasze złe skłonności są kontrolowane. Każdy na przykład odczuwa przynajmniej od czasu do czasu agresywne impulsy. Jak wyglądałoby nasze życie społeczne, gdybyśmy uznali, że tłumienie ich jest niewskazane?

Młody człowiek dojrzewa do miłości tylko wtedy, gdy potrafi utrzymać swój popęd seksualny w ryzach. Ten popęd, niezwykle silny w młodym wieku, może zdominować go i uzależnić. Ogień jest ciepły i przyjemny, kiedy pali się na kominku, ale niszczy, kiedy wymknie się spod kontroli. Przykłady życia wielu osób pokazują, że dobrze kontrolowana seksualność jest dobroczyńcą. Nie kontrolowana staje się z czasem okrutnym panem: zniewalającym, upokarzającym, niszczącym.

W okresie przedmałżeńskim należy zaakceptować swoją płciowość, ale także uznać Konieczność samodyscypliny w tej sferze. Całą natomiast uwagę i siły powinno się skierować na własny rozwój - fizyczny, intelektualny i duchowy. W młodości buduje się fundament pod całe życie! Dobrze przeżyta jest gwarantem udanego wieku dojrzałego. Szczególnie zaś warto pielęgnować swoje wrodzone talenty, starać się być twórczym - stworzyć coś własnego, nowego, ważnego, nawet wielkiego na wybranym przez siebie polu, czy to będzie nauka, sport lub sztuka, czy też służba społeczna albo działalność religijna. Takie zaangażowanie w twórczą pracę czyni życie piękniejszym, szczęśliwszym i zapobiega marnowaniu go w szkodliwych działaniach. W ten sposób dojrzewa się także do szczęśliwego życia małżeńskiego.

Jan Bilewicz

Publikacja za zgodą redakcji
Miłujcie się!, nr 3-2008

Wasze komentarze:
K-katolik: 24.04.2021, 07:58
Ze swego doświadczenia: naprawdę warto zachować dziewictwo do ślubu. Nie chcę się rozpisywać teraz, ale chciałbym dać krótkie świadectwo. Również byłem rozgoryczony, poszukiwałem porządnej dziewczyny, długie lata sam. Nawet pisałem tu komentarze przed laty. Co mogę powiedzieć, to nie warto zabierać się za związki w młodym wieku (licealnym). Nie warto kierować się jedynie emocjami. Te wielkie miłości licealne często się rozpadają a ludzie są już po przejściach. Warto skupiać się na innych sprawach i nie wiązać się z nieodpowiednią osobą w młodym wieku. Jak jesteście wierzący, nie wiążcie się z niewierzącymi. Raczej to oni pociągną was w dół a nie wy ich do góry. Szukajcie wartościowych osób podzielających wasz światopogląd, wiarę. Czekajcie ze współżyciem do ślubu. Zawsze wcześniej istnieje ryzyko, że się rozstaniecie. Tyle źle dobranych ludzi, kierujących się w młodym wieku jedynie emocjami a nie rozumem się rozwodzi lub rozchodzi (ci żyjący bez ślubu). Warto zostawić siebie w pełni dla żony / męża. Ja byłem sam długo, choć szukałem, bardzo długo, ale też miałem spore wymagania... Poznaliśmy się oboje będąc już po studiach. Oboje w 100% bez tzw. "przejść". Pierwsze pocałunki były nasze wspólne... Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, szczęśliwą rodziną z dziećmi. Jest naprawdę dobrze. Niech ten wpis będzie zachętą dla innych, że nie warto iść na skróty, że warto być wymagającym, że warto czekać na tę jedyną, tego jedynego...
xDtomek: 15.11.2018, 14:35
anna24 jak sytuacja po dziesieciu latach??
Marcin: 22.09.2015, 15:50
Konkretna retoryka. Uprawiasz seks przedmałżeński? Przeczytaj i uświadom sobie, że jesteś na jednej półce z pedofilami, gwałcicielami, itd. Brawo
pitt: 24.06.2015, 11:10
Chciałbym wierzyć że warto, ale jako prawikowi to mogę powiedzieć że same straty i problemy z tego "wytrwaniu w czystości". Niestety bycie kawalerem bez doświadczeń w sferze seksualnej to niestety częsty powód do drwin i wszelakiej pogardy ze strony innych (nawet najbliższych!). Ciekawe jest to że kobiety mają tak wykształcony zmysł percepcji że mam wrażenie jak bym miał to wypisane na czole. Prawdę mówiąc to cały mój dotychczasowy system wartości w jakim zostałem wychowany zaczyna powoli szlag trafiać. Mam wrażenie że te ładne bzdurne opowiastki o miłości to jedna wielka bujda, gra pozorów. Doświadczenie pokazało że tak naprawdę ludzie dobierają się tylko ze względu na urodę, majątek, pozycje społeczną lub inne cechy które też są podyktowane własnym interesem, ot taka jest prawda po zderzeniu z rzeczywistością. W tych czasach wytrwać w wierze jest naprawdę trudno. U mnie jeszcze jako tako nadzieja (mówi się matką głupców) wszystko trzyma, wiara jeszcze jest a miłości to w ogóle nie rozumiem (w tej kwestii nie mam dobrych doświadczeń, na szczęście udało mi się wyleczyć z tej choroby), może po prostu jest to wytwór podświadomości który nie istnieje? Pozdrawiam wszystkich.
thechojnacky: 15.03.2015, 13:03
Dokładnie, racja
Agnieszka: 15.02.2015, 21:48
Bardzo chciałabym wytrwać w czystości przedmałżeńskiej...to byłby najpiękniejszy prezent dla mnie w Dniu Ślubu, że mi się to udało...
Ewa 17.08.2013: 17.08.2013, 19:39
Witam wszystkich.czytam wasze wpisy. Mam 31 i jestem panną.Chcę żyć w czystości serca. .Chciałbym wam opowiedzieć moją historię uwolnienia od pożądliwości ciała przez Jezusa.Żałujęjednego w życiu- straaty dziewictwa...Robiłam głupie rzeczy, ale to było najgłupsze. Niby kochałam go, ale nie coś mi w nim nie odpowadało...Potem zdrada... i znów kolejny związek budowany na fizycznej miłości. W końcu stało się to męczące..do tego doszły masturbacje...Było ciężko. Potem Odnowa w duchu św. CZęstochowa 2010 15 maja i zaczął się proces uzdrawiania i uwalniania od moich zniewoleń. Jezus dał mi charyzmat uzdrawiania innyvh, który staram się wykorzystywać. Mój proces uzdawiania trwa nadal. Jednak zdecydowałam się na czystość narzeczeńską staram się wytrwać, ale niekiedy upadam, to się podnoszę. Chcę powiedzieć, że też czuję się samotna i też szukam mężczyzny z wartościami, ale to nie jest łatwe.Modlę się i czekam, szukam na portalach internetowych, ale trafiam na niewłaściwych.Wiem co czuje Ania. Ale walcz o czystość, proś Jezusa by cię umacniał, On cię wysłucha, ,, Proście o co chcecie a otrzymacie -mówi Jezus.jeśli to będzie zgodne z jego wolą.Warto czekać, choć to wiąże się z cierpieniem i samotnością. Ale tylko droga Jezusa prowadzi do nieba, prawdziwego szczęścia.;_) Łatwiej jest samemu pokonać własne poządliwości, gorzej razem.Nie poddaje się ..Pomaga mi przyjaciel, którego jezus postawił na mojej drodze i on pomaga mi w mojej samotności. jednak moj przyjaciel to ,, zakazany owoc", kolejny mężczyna nie dla mnie. Ale buduję z nim miłość duchową, która jest o wiele piękniejsza od fizycznej. Mam zainteresowania , ktorym poświĘcam wiele czasu. i nie myslę `o małżeństwie,cHOĆ W GŁĘBI SERCA CHCĘ kochać i byc kochaną. Ale Wiem ,że warto poświęcic się dlaJjezusa i cierpieć dla NIego. On za mnie oddał życie .bym mogła być szczęśliwa!!Zmartwychwstały Jezus dał mi Nowe PięknaeZycie!! Nie chcę staregożycia. Tym razem chcę coś zrobić dla Jezus,żyć tak jak On naucza.Myślę, że cierpienie się połaci i postawianie wszystkiego na 1 kartę- Jezusa.Najgorsze jest to ,że nie mam z kim otym porozmawiać na life.W realu. Ale może uda mi się znależć dziewczyny i mężczyzn, z którymi będę mogła założyć wspólnotę i trwać razem.w modlitwie i umacniać się nawzajem....Życzę wytrwałości Wam Czytelnicy i samej sobie.3majcie się Z Bogiem.
Tomasz: 05.05.2012, 17:58
No właśnie niby żyje w czystości bez seksu i onanizma ale tak naprawde to nic mi to nie daje
Einon: 18.10.2011, 14:41
Ja jestem prawiczkiem (21lat) czasem się zastanawiam czy warto czekać, bo zwykle trafiam na coś takiego jak czystość jednostronna, nawet gdy człowiek czeka to i tak partnerka ma już to dawno za sobą (a miłość nie wybiera)... Czasem zastanawiam się czy jest jeszcze sens gonienia za snami skoro trendy wygrały nad jakimiś większymi wartościami...
Zła: 03.06.2011, 22:45
A ja jakoś nie żałuję ...
Krzysiek: 27.05.2011, 22:39
Kasiu, ja jestem prawiczkiem:) choć mocno pogubionym:(
marzi: 05.04.2011, 10:50
Ojcze nieskończenie dobry daj nam siłę potrzebną do utrzymania czystości.Ty znasz nasze serca i choć już współżyliśmy wiem że to jest złe.Czuję straszny smutek gdy myślę jak wiele wycierpiał dla nas Pan Jezus a my nie potrafimy nawet zachować czystości.To trudne ale z pewnością możliwe tylko obie strony muszą tego chcieć.
Madzia: 31.01.2011, 20:52
Piękny artykuł. Z całego serca popieram czystość przedmałżeńską jako ochronę miłości w każdym znaczeniu tego słowa - prawdziwą ochronę, która pozwala się miłości uduchowić oraz stać się autentyczną... Ale w dzisiejszym świecie większość młodych ludzi odbiera mi wiarę nawet w te najpiękniejsze wartości. Czy może mnie ktoś pocieszyć?:( Aby zaznać spokoju ducha potrzebuję wiedzieć, że to wszystko rzeczywiście sprawdza się w praktyce. Czy pary, które roszczą sobie prawo do przedmałżeńskiego seksu tylko dlatego, że "są razem i się kochają" rzeczywiście zawsze coś przez to tracą i czują to? Czy ich miłość wtedy rzeczywiście obumiera w sensie duchowym, nawet jeśli bardzo się kochają? Chciałabym, żeby tak rzeczywiście było - to by mnie bardzo pocieszyło w sprawie, która mnie potwornie boli:( Otóż mężczyzna, którego bardzo kocham, spotyka się teraz z inną dziewczyną (przez mój półroczny wyjazd, na który nie miałam żadnego wpływu). Nie łudzę się nawet, że zachowują czystość, bo niestety mało która para ją zachowuje - dlatego tym bardziej mnie to boli. Gdybym mogła wierzyć, że rzeczywiście seks przedmałżeński zawsze niszczy miłość, mogłabym jeszcze mieć nadzieję na odzyskanie Go... Ale jeśli są pary, u których nieczystość wcale nie przeszkadza rozwijać się ich miłości, a nawet jeszcze bardziej ich do siebie przywiązuje, to ja już nie mam żadnych nadziei na kolejną szansę dla Nas:(
Andre: 23.09.2010, 17:14
Jezus do Św. Siostry Faustyny: Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla Mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem Swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się Serce Moje, gdy oni wracają do Mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili Serce Moje, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki Mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym Sercem Moim, wpadną w sprawiedliwe ręce Moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję [się] w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski Moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im czego pragną.(Dz 1728)
Kasiaa: 20.07.2010, 00:44
Ten artykuł bez wątpienia można nazwać wartościowym szkoda tylko,że tak niewiele osób czyta takie rzeczy a na co dzień jesteśmy zasypywani seksem (widział ktoś kiedyś reklamę np. perfum bez podtekstów erotycznych?) Może w tej kwestii jestem teraz niesprawiedliwa ,ale odnoszę wrażenie,że łatwiej znaleźć dziewicę niż prawiczka lub choćby faceta który ma doświadczenia seksualne,ale umie uszanować to że Ona mówi ''nie''
Martuśka: 22.12.2009, 01:24
wiem tylko że każdy grzech nieczystości prowadzi do cierpienia,żalu, bólu... tak łatwo źle postąpić,a tak trudno to naprawić....nie da się cofnąć czasu.... pozostaje nam żyć z nieczystym sumieniem i to, że skrzywdziliśmy ukochaną osobę oraz siebie...
piotr30: 16.07.2009, 08:35
anno24, mam 30 lat i ja nie czekałem i efekt był taki że po roku mieszkania z dziewczyną bez ślubu obudziłem się obok nieznanej mi osoby, koszmar... Pamiętaj o jednym że szatan będzie cię straszył staropanieństwem... i nietylko, sama piszesz że byłaś u wróżki... uważaj na niego, to przebiegła bestia która zgniłe jabłka zamienia na cudowne w naszych oczach...
ksenia: 11.11.2008, 09:47
mądry tekst, dający wiele odpowiedzi na trudne pytania, do tej pory pytani przeze mne Księża odpowiadli że można jeśli sie jest już narzeczeństwem współżyć, tylko robić to z miłością. Naprawdę straszny mętlik mam w głowie... kiedy jednocześńie słyszę przez kompetente osoby że można a potem znajduję tekst w którym piszę że nie ma usprawiedliwienia że się jest narzeczeństwem...czystość jest czystością
makkwak24: 16.08.2008, 23:04
anno24, rozumiem Cię bo ja też od 18 roku życia zacząłem się modlić o wartościową dziewczynę. Czekanie dużo mnie kosztowało cierpienia, te wszystkie nieodwzajemnione uczucia, samotność, widok szczęśliwych znajomych par.Ale to,że Bóg mnie doświadczył takiej długiej samotności, nie poczytuję jako przypadku. Bardzo mu dziekuję za ten ciężki okres w moim, życiu. To było dla mnie dobre. Pozwoliło mi zmienić się diameterialnie. Zacząlem nad sobą pracować i z perspektywy czasu zauważyłęm jaki ja byłem nieatrakcyjny. Ten czas mi był potrzebny do wrostu i z pewnością tak jest z Tobą. Osobiście polecam internet do szukania 2-iej połówki (katolickie portale randkowe),napewno nie możesz rezygnować i zacząć myśleć:"jak ma mnie znaleźć to znajdzie", oprócz modlitwy musisz działać. Ja pierwszą dziewczynę miałem dopiero w wieku 24 lat, i teraz wspólnie myślimy o małżeństwie. Anno24 nie poddawaj się, i wytrwaj w modlitwie. pozdrawiam
anna24: 13.08.2008, 13:37
piękny, wzniosły artykuł, zresztą jak prawie wszystkie na adonai i nie sposób się z nim nie zgodzić. ja jednak czuję się rozgoryczona jak to czytam. oczywiście ze wszystkim się zgadzam i podpisuję pod tym, jednak mam 24 lata, nigdy nie byłam w związku, mając 18 lat zaczęłam modlić się o męża i...trwa to do dzisiaj, męża ani widu, ani słychu, tylko co roku kolejne wakacje siedzę sama, na imprezy jak się trafiają muszę iść sama, po powrocie z pracy...siedzę sama, bo nie mam co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. nie wiem, czemu Pan Bóg tak "olewa" moje modlitwy. powiem szczerze, że miałam większe "powodzenie" u chłopaków jak się nie modliłam o męża, odkąd zaczęłam modlić się w tej intencji faceci ode mnie jakoś...stronią, boją się. staram się dbać i o swój wygląd i być życzliwa dla wszystkich, przebywać między ludźmi, ale to wszystko i tak nei przynosi rezultatów. dochodzę nieraz do wniosku, że to chyba "wina" tego, że się modlę w tej intencji i chyba będę zmuszona to porzucić. ja naprawdę chciałabym wyjść za mąż, wytrwać w czystości do ślubu, ale pomimo całego szacunku do wstrzemięźliwości seksualnej, nie uśmiecha mi się perspektywa bycia dziewicą do końca życia, a na to się najprawdopodobniej zapowiada. wiem, że pewnie napiszecie mi, że "Pan Bóg mnie kocha i okazuje mi to właśnie nie wysłuchując moich modlitw, że ma zapewne jakiś inny plan, że widocznie On widzi to wszystko inaczej i woli, bym została przysłowiową starą panną, tudzież singlem, ale to tylko dlatego że pragnie mojego szczęścia." z jednej strony niby wiem, że to prawda, ale czuję jakiś bunt. nie wiem, widocznie jestem za głupia, żeby to wszystko pojąć i zrozumieć Jego wolę. pogodzenie się z wizją staropanieństwa jest na razie ponad moje siły, w chwilach podłamania korzystam z usług wróżek (wiem, że robię źle). nie chciałabym swoim postem zniechęcać dziewczyn do modlitw w intencji znalezienia męża, bo pomimo wszystko uważam, że ma ona sens, wiem, że wielu osobom się udało, ale nie łudźcie się dziewczyny, że modlitwa "załatwi" wam wszystkim ukochaną drugą połówkę. niestety Pan Bóg też ma swoje wybrane osoby.
(1) [2]

Autor

Treść

Poprzednia[ Powrót ]Następna

[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2021 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej