Wśród góraliGórale czekali na ten dzień od pierwszych chwil pontyfikatu. Jan Paweł II przyjeżdżał do nich dwukrotnie. W 1997 r. wrócił tam na dłużej.- O wizytę w 1997 r. zabiegaliśmy od sześciu lat, zapraszając Ojca Świętego, ilekroć byliśmy w Watykanie - mówi Adam Bachleda-Curuś, wówczas burmistrz Zakopanego. Na tatrzańskich halach płonęły powitalne watry, kiedy wieczorem 4 czerwca 1997 r. papieski helikopter zbliżał się tu od strony Jasnej Góry. Wylądował na Stadionie Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem. - Witaliśmy Ojca Świętego chlebem i solą - mówi Adam Bachleda-Curuś. Jan Paweł II zaraz otrzymał symboliczne klucze Zakopanego. Górale zaśpiewali mu specjalnie napisaną na powitanie piosenkę: "Witojcie Ojce Swinty, witojcie ostomiły, pod Giewontu turniami. Jako oreł z wysoka, przyleciał spod obłoka, hej wesoła nowina. Jon Paweł Drugi z nami, w Ojczyźnie pod Tatrami, hej scynśliwo godzina". Rozśpiewany szpaler ludzi ciągnął się od stadionu aż do Księżówki, gdzie Ojciec Święty przejechał na nocleg. Miejsce, w którym odpoczywał jako biskup i kardynał, stało się jego domem na czas papieskiego pobytu na Podhalu. Kolejny dzień miał być czasem wypoczynku. Pod Księżówką stały tłumy. Typowano, które z miejsc w okolicy odwiedzi Papież. Po Mszy św. o godz. 10.30 papieski helikopter poleciał w kierunku Babiej Góry, okrążył ją kilkakrotnie. Przeleciał nad Nowym Targiem, Rokicinami, nad zaporą w Czorsztynie. Ojciec Święty z helikoptera podziwiał ukochane Tatry. Stamtąd wrócił do Księżówki, jednak ok. godz. 18 kolumna z papieskim samochodem znów opuściła Księżówkę. Wojciech Gąsienica-Byrcyn, wówczas dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, tak wspomina czwartkowe popołudnie 5 czerwca. - Zadzwonił do mnie do domu kard. Franciszek Macharski z informacją, że nad Morskim Okiem będzie Jan Paweł II. Nie spodziewaliśmy się tego, chociaż już wcześniej rozmawiano ze mną, że Ojciec Święty przyjedzie. Jednak nie podano terminu i proszono, abym nie pytał o szczegóły i nie informował o tym innych. Miałem czekać na sygnał. Pojechaliśmy z żoną i dzieckiem - mówi Wojciech Gąsienica-Byrcyn. - Ojciec Święty o coś mnie pytał, ale byłam tak wzruszona, że nie potrafiłam powiedzieć ani słowa - mówi Bożena Gąsienica-Byrcyn. - Ja, Wojciech Gąsienica Byrcyn, dyrektor Parku Narodowego melduję, że wszystko w tym rejonie oddaję we władanie Ojca Świętego - powiedziałem wtedy. To taka formuła, którą wypowiadamy podczas oficjalnych wizyt przełożonych. Dodałem jeszcze: "Jednocześnie informuję, że Taterek pilnujemy" - opowiada Gąsienica-Byrcyn. "Pilnujcie, pilnujcie" - powiedział Ojciec Święty. Chciałem nawiązać do spotkania w Watykanie, kiedy papież powiedział do mnie: "Panie dyrektorze, pilnujcie tych Taterek" - opowiada. Po raz pierwszy taki "nakaz" pilnowania dał Papież góralom w 1979 r. w Nowym Targu, w czasie pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. - Tamte papieskie słowa były dla męża dużym wsparciem zwłaszcza wtedy, kiedy jako dyrektor Parku odbierał liczne ataki - mówi żona Bożena. - Przez 12 lat dyrektorowania w Parku mogę powiedzieć, że Taterek upilnowałem - mówi Gąsienica-Byrcyn. Wtedy, w 1997 r., Ojciec Święty wszedł do schroniska przy Morskim Oku i wpisał do księgi pamiątkowej: "Szczęść Boże. Jan Paweł II". Rozmawiał z kierowniczką. Jak wspominała potem Maria Łapińska, pytał o jej teściów, których znał. Wyszedł na taras i pokazując laską szczyty, wymieniał ich nazwy. Potem w ciszy patrzył na Tatry. - Stał oparty o żerdź. To był bardzo wzruszający moment. O tej porze dnia zachodzące słońce w charakterystyczny sposób oświetla szczyty gór. Lustro jeziora jest na drugim planie, wszyscy wzrok kierują do góry. Jest w tym krajobrazie nuta melancholii - mówi Wojciech Gąsienica-Byrcyn. W drodze powrotnej Jan Paweł II wstąpił jeszcze do Jaszczurówki, domu sióstr urszulanek, gdzie przyjeżdżał na urlopy. Tu rozmawiał z wychowankami domu dziecka prowadzonego przez siostry. NA WAS ZAWSZE MOŻNA LICZYĆ Drugiego dnia pobytu na Podhalu zaplanowano główne uroczystości - Mszę św. pod skocznią narciarską Wielka Krokiew. Zanim Jan Paweł II tam dotarł, nawiedził kościół św. Krzyża, nawiązujący strzelistą architekturą do wysokich zboczy Giewontu. Jako kardynał Wojtyła wydzielił tu z głównej parafii zakopiańskiej Najświętszej Rodziny ośrodek duszpasterski pod wezwaniem Świętego Krzyża - aby nawiązać do majestatycznie górującego nad Zakopanem krzyża na Giewoncie. Orkiestra górali z Chicago zagrała "Czarną Madonnę". Ojciec Święty modlił się ze zgromadzonymi tu starszymi i chorymi ludźmi. Potem udał się pod Wielką Krokiew, gdzie przygotowano papieski ołtarz w kształcie góralskiego szałasu. Ustawiony był frontem w kierunku Tatr, tak by Papież widział szczyt Giewontu. Wstęga białego płótna ciągnęła się przez całą długość skoczni i łączyła ołtarz z dużym, białym krzyżem ustawionym na jej szczycie. Wokół zebrała się liczba wiernych, 10-krotnie przewyższająca 30-tysięczną liczbę mieszkańców Zakopanego. Przybyli też goście ze Słowacji, Czech i Węgier. Jeden z wydzielonych sektorów zajęli ubrani w swoje odświętne stroje górale. - To był niesamowity widok. Mieszkamy w połowie Gubałówki. O godz. 2 w nocy ubrani w góralskie stroje ludzie schodzili w dół do miasta, trzymając w dłoniach kierpce. Bo my nauczeni jesteśmy chodzenia po trawie boso. Szły całe rodziny z dziećmi - opowiada Bożena Gąsienica-Byrcyn. - Żartowano, że wszystkie stroje, trzymane w skrzyniach od pokoleń, wyszły z domu. Ludzie pożyczali sobie wzajemnie części garderoby. Poszliśmy tak ubrani z mężem i dziećmi: Klementyną i Kacprem - wspomina pani Bożena. - Wokół ołtarza dało się odczuć ogromną jedność - dodaje mąż Wojciech. Na początku Mszy św. nastąpił historyczny moment, który potem komentowano w całej Polsce i z podziwem patrzono na Podhalan. Delegacja górali złożyła Janowi Pawłowi II hołd - wzruszające i głębokie ślubowanie. - Przed pielgrzymką zastanawialiśmy się, jak uczcić Ojca Świętego - mówi Adam Bachleda-Curuś, inicjator hołdu. - Nad tekstem pracowaliśmy przez miesiąc w pięć osób, wśród nich moja żona - mówi Bachleda-Curuś. - Na Mszy św., kiedy czytałem słowa hołdu, w pewnym momencie spostrzegłem, że po policzku Papieża spływa łza. A wręcz usłyszałem cichy szloch. Głos mi się załamał. Nie mogłem czytać dalej. Na szczęście w tym momencie ciszę przerwały oklaski. Dzięki temu doszedłem do końca - wspomina Adam Bachleda-Curuś.
To był chyba największy dar, jaki Podhalanie mogli ofiarować Ojcu Świętemu - dar serca górali. Jan Paweł II powiedział wtedy: "Dziękuję za ten wymowny hołd Podhalan, zawsze wiernych Kościołowi i ojczyźnie. Na was zawsze można liczyć". - Do Ojca Świętego podchodzili przedstawiciele rodów góralskich: trzy pokolenia, nasze dzieci i nasi ojcowie, by ucałować pierścień - wspomina Adam Bachleda-Curuś. W homilii Jan Paweł II przypomniał o czci Serca Jezusa i o roli krzyża w życiu. Podkreślał konieczność stawania w jego obronie i dochowania mu wierności. Padły wtedy pamiętne słowa o krzyżu na Giewoncie, który patrzy na całą Polskę: od Tar aż do Bałtyku. "I ten krzyż mówi całej Polsce: Sursum Corda! W górę serca!" (tekst homilii str. 18). W czasie Mszy św. Ojciec Święty beatyfikował Marię Karłowską i matkę Bernardynę Jabłońską, albertynkę, którą nazwał "zakopiańską świętą". Na koniec Mszy św. podkreślił raz jeszcze wymowny hołd górali i powtórzył: "Na" was zawsze można liczyć". "Obyście nam, Ojcze, długo żyli i do wszystkich ludzi miłość mieli" - zaśpiewał na przejmującą nutę największy, 200-osobowy chór, który utworzyły miejscowe kapele i grajkowie z całego Podhala. Tego dnia Jan Paweł II wjechał jeszcze kolejką linową na Kasprowy Wierch. Tu w schronisku z prostego kubka napił się herbaty. Pogoda była gorsza niż poprzedniego dnia. Ale deszczowe chmury nie przesłoniły panoramy. Laską pokazywał wszystkie okoliczne szczyty, wymieniając ich nazwy. W drodze powrotnej samochód od strony Kuźnic podjechał pod pustelnię brata Alberta, którego Jan Paweł II był czcicielem. - Nie wiedziałyśmy, że Ojciec Święty przyjedzie. Oczywiście mówiono wcześniej przez cały tydzień, że może wstąpić na Kalatówki, podobnie jak mówiono o wielu innych miejscach w okolicy, ale skoro nie odwiedził domu generalnego w Krakowie, nikomu nie przyszło do głowy, że przyjedzie do nas - mówi s. Ambrozja, albertynka z Pustelni Brata Alberta. - W pewnym momencie dobiegły nas głosy, że Ojciec Święty jedzie z Kuźnic do góry. Panowie z BOR-u pozwolili przyjść braciom z Kalatówek do Pustelni. Lał deszcz, Ojciec Święty szedł otoczony parasolami. Nie było powitań. Bez słowa wszedł do kaplicy z cudownym krucyfiksem. Modlił się w milczeniu. Przebywał tu 15 minut. Wychodząc, powiedział: "Co wam chciałem powiedzieć, powiedziałem pod Wielką Krokwią" - wspomina s. Ambrozja. Tamtą wizytę upamiętnia napis na kamieniu przed Pustelnią Brata Alberta. RÓŻANIEC U GAŹDZINY PODHALA Kolejny dzień wizyty na Podhalu Ojciec Święty rozpoczął od konsekracji nowo wzniesionego sanktuarium fatimskiego na Krzeptówkach. Czy było przypadkiem, że przypadło to 7 lipca w sobotę - w święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny? W dniu odpustu w tym zakopiańskim Sanktuarium Fatimskim na Krzeptówkach, wybudowanym jako wotum za ocalenie Jana Pawła II po zamachu w 1981 r., wszystkich zadziwiało, jak mimo nocnej ulewy udało się ocalić od zniszczenia kwiatowe ornamenty wokół sanktuarium. Nawet bramy wjazdowe zdobiły tysiące białych kwiatów z wyłożoną żółtymi goździkami literą "M".
W ostatnim dniu pobytu na Podhalu Ojciec Święty nawiedził najstarszą parafię Zakopanego - pod wezwaniem św. Rodziny na Krupówkach. Utworzona przy dużym zaangażowaniu ks. Józefa Stolarczyka, nazwanego apostołem Zakopanego, w 1997 r. obchodziła jubileusz 150-lecia. W jej wnętrzu wiele elementów wystroju - witraże, konfesjonały, ławki - zaprojektował Stanisław Witkiewicz. Papieska wizyta była szczególnym spotkaniem Jana Pawła II z dziećmi. Około 500 dzieci pierwszokomunijnych - a wśród nich dzieci ze Słowacji - zgromadziło się we wnętrzu kościoła. Rodzice czekali przed świątynią. Ojciec Święty rozpoczął spotkanie od słów Jezusa: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie", potem mówił o ostatniej wieczerzy i ustanowieniu Eucharystii, który jest znakiem nieskończonej miłości Boga. Ten dzień zakończyć miała wizyta u Gaździny Podhala - Matki Bożej Ludźmierskiej. - Po pobycie Ojca Świętego w naszym sanktuarium największym wydarzeniem będzie już tylko koniec świata - żartuje ks. Tadeusz Juchas, miejscowy proboszcz. - Wcześniej toczyła się w Polsce kampania przeciwko przyjazdowi Papieża do Zakopanego. Myśmy zawczasu przygotowali fotel dla Ojca Świętego. I modliliśmy się przez trzy lata, by mógł do nas przyjechać - mówi ks. Juchas. Figurę Matki Bożej ustawiono na ołtarzu polowym. Machając żółtymi chustami, 250 tys. zgromadzonych witało Papieża okrzykami: "Ty jesteś Piotrem". Jan Paweł II przebywał tu ponad godzinę. - I w bardzo zdecydowany sposób włożył do naszych rąk różaniec, przypomniał o nim całemu światu - mówi ks. Juchas. Z tego miejsca na cały świat popłynęła modlitwa transmitowana przez Radio Watykańskie. Jan Paweł II powiedział wtedy: "Rytm różańcowych pacierzy odmierza czas na tej podhalańskiej, krakowskiej i polskiej ziemi - przenika go i kształtuje. Jakkolwiek toczyły się ludzkie dzieje - w radości z owoców codziennego trudu, w bolesnym zmaganiu z przeciwnościami czy w chwale odnoszenia zwycięstw - zawsze odnajdywały one swoje odbicie w tajemnicach Chrystusa i jego Matki. Dlatego przywiązanie do modlitwy Różańcowej nigdy nie wygasło w sercach wiernych, a dziś zdaje się jeszcze bardziej umacniać". - Na zakończenie modlitwy pojawiła się na niebie piękna tęcza - wspomina ks. Tadeusz Juchas. - Zastanawialiśmy się, co ofiarować takiemu gościowi. Przygotowaliśmy kopię berła Matki Bożej Ludźmierskiej. Ojciec Święty był zdziwiony, jakby trochę speszony. Pobłogosławił wszystkich tym berłem - mówi ks. Juchas i nawiązuje do wydarzenia z 1962 r., kiedy w czasie koronacji XV-wiecznej figury Madonny kreślono nią znak krzyża, a berło się wychyliło i zaczęło spadać. Kardynał Wojtyła zdołał je uchwycić. Prymas Wyszyński skomentował wtedy: "No, kardynałowi Matka Boża oddała władzę". Żal było Papieżowi odjeżdżać z Ludźmierza w 1997 r. Tłum skandował: "Zostań z nami!". Ojciec święty skomentował żartobliwie: "Chodź na Turbacz.- Widać go stąd". Odlatywał helikopterem przy śpiewie: "Góralu, czy ci nie żal". POWTÓRKA Z GEOGRAFII W Starym Sączu 16 czerwca 1999 r. w czasie siódmej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny Papież kanonizował bł. Kingę, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Klarysek. Około 700 tys. pielgrzymów zgromadzonych na placu na błoniach miasta nie wiedziało, czy Ojciec Święty będzie obecny na tej Mszy św. Był przecież bardzo zmęczony. Dzień wcześniej upadł i rozciął skórę na czole, a lekarze nie pozwolili mu się przemieszczać, zwłaszcza że lekko gorączkował. Nie pojawił się na Mszy św. w Krakowie. Całą noc na placu celebry w Starym Sączu pielgrzymi modlili się za Ojca Świętego. - To była dla nas ogromna radość i szczęście, że Ojciec Święty przyjechał i kanonizował naszą założycielkę - mówi matka Teresa Izworska, ksieni klarysek w Starym Sączu. Na taką okoliczność siostry klaryski po raz pierwszy w historii swojego zgromadzenia mogły opuścić klasztorne mury. W liturgii uczestniczyło 20 sióstr. - Rano podjechał pod klasztor autokar podstawiony przez władze miasta. Kiedy zbliżałyśmy się do miejsca celebry, jednocześnie nadjechał autokar wiozący gości i prezydenta Węgier. Policjanci i mieli dylemat: kogo najpierw przepuścić. Relikwie św. Kingi pochodzącej z Węgier czy Arpada Gończa, głowę tego kraju - śmieje się ksieni. Tłum na placu na powitanie sióstr zgotował głośne owacje. W homilii, którą w imieniu Ojca Świętego odczytał kard. Franciszek Macharski, głównym tematem stało się wezwanie do świętości: "Święci żyją świętymi i pragną świętości", "Święci nie przemijają", "Święci wołają o świętość. Św. Kingo, pani tej ziemi, uproś nam łaskę świętości!" - dominowało w tekście. W pozdrowieniu końcowym Jan Paweł II przemawiał w językach ojczystych do gości z Węgier, Czech i Słowacji. Pamiętał też o uchodźcach z Kosowa, którzy schronili się w Polsce. Apelował do mieszkańców Bałkanów, by zaprzestali rozlewu krwi. Na sam koniec Papież przygotował powtórkę z geografii: "Jesteśmy tu, w Starym Sączu. Stąd wyruszamy ku Dzwonkówce, Wielkiej Radziejowej, na Prehybę, dochodzimy do Wielkiej Raczy. Wracamy na Prehybę i schodzimy albo zjeżdżamy na nartach z Prehyby do Szlachtowej i do Krościenka. W Krościenku na Kopiej Górce jest Centrum Oazy. W Krościenku przekraczamy Dunajec, który płynie razem z Popradem w kierunku Sącza Nowego i Starego, i jesteśmy w Sączu z powrotem. A kiedy na Dunajcu jest wysoka woda, to można w pięć, sześć godzin przepłynąć od Nowego Targu do Nowego Sącza. To tyle tej powtórki z geografii". Z placu rozległy się okrzyki: "Szóstka z plusem". I "Zostań dłużej". Jan Paweł II był wtedy bardzo radosny. Dziennikarze z zagranicy komentowali ten moment jako heroiczne zwycięstwo Papieża nad cierpieniem. Jan Paweł II odpoczął wtedy krótko w klasztorze sióstr klarysek. Modlił się przed ołtarzem św. Kingi. Odjeżdżając, żartobliwie powiedział do sióstr: "Sprawujecie mi się dobrze". Starają się, jak mogą. Z klasztoru nieprzerwanie płynie cicha modlitwa do nieba. Z tysiącami próśb, które napływają do sióstr, zanoszona jest także ta w intencji niezwykłego gościa - Jana Pawła II. Irena Świerdzewska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |