Nie jestem fanatyczkąMój mąż twierdzi, że jestem fanatyczką religijną, bo poszczę w piątek i czasem w środę oraz chodzę do kościoła częściej niż raz w tygodniu. Ze względu na święty spokój często nie okazuję, że się modlę, żeby już nie gadał. On się szczyci tym, że nie "lata do kościoła", ale żyje po chrześcijańsku. O mnie mówi, że niby taka wierząca, a jestem dla niego "niedobra". Ciężko nam się porozumieć w sprawach wiary, mimo że jesteśmy małżeństwem ponad 30 lat.Kolejny raz w krótkim czasie słyszę zarzut: "fanatyczka religijna". Mam wrażenie jakiejś akcji "oduczania żon fanatyzmu". W większości wypadków myślę sobie: "Chłopie, co się czepiasz. Oby twoja żona miała tylko takie wady, jak chęć uszanowania Boga. Jeśli ktoś potrafi uszanować Boga, to zazwyczaj uszanuje i drugiego człowieka. A jeśli przestanie szanować Boga, to przestanie szanować i ciebie". Patrząc na dyskusję autorki listu z mężem od strony teologicznej, trzeba powiedzieć, że istota życia chrześcijańskiego nie polega ani na modlitwie, ani na postępowaniu moralnym. Istnieją osoby, które się modlą, ale nie przenikają modlitwą życia. Istnieją osoby, które robią dużo dobrych uczynków, a nie mają czasu dla Boga. Jedni i drudzy dojdą do wypalenia się i pustki. Chrześcijaństwo polega na działaniu Chrystusa w nas i w naszym życiu albo - mówiąc inaczej - na miłości. Bez niej, jak pamiętamy z Pierwszego Listu do Koryntian, wszelkie zewnętrzne przejawy doskonałości są cymbałem brzmiącym. Dotyczy to modlitwy - nawet mówienia językami aniołów, i uczynków - nawet rozdania swojej majętności i ofiarowania swojego ciała na ofiarę. Syntezą chrześcijaństwa jest miłość. Choć oczywiście - jak nas uczy Biblia - nie ma co mówić o miłości do Boga, jeśli ktoś z Nim nie rozmawia czy nie kocha bliźnich. Oczywiście, miłości nie rozumiemy tak jak niedojrzałe nastolatki - jako uczucia zakochania czy namiętności. Miłość w rozumieniu chrześcijańskim stawia uczucia na drugim planie. Na pierwszym umieszcza się wolę, decyzję, wierność. Miłość chrześcijańska jest więc bardziej postawą życiową, usposobieniem, stanem ducha, niż afektem. Zastanawiam się, jak pogodzić męża i żonę - autorkę listu. Po 30 latach stażu upartym małżonkom nie pomogą żadne rady, chyba, że jakiś piorun walnie z nieba. A może istnieją możliwości dogadania się, wyjścia sobie naprzeciw z obu stron? Może jest tak, że żona kocha Boga świadomie, ofiarowując mu różne akty modlitwy, a mąż kocha Go nie myśląc o Nim często, ale spełniając wolę Bożą? Miejmy nadzieję. ks. Marek Kruszewski
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |