Na złote gody
Drodzy państwo niech każdy z radości zaszlochna
Ile sporów po których na lody chodzi się osobno
Rumianków na dobranoc morałów nad ranem
Bo żona wciąż za mało teściowa za dużo
Ile min gdy się wstawało jak kogut do boju
To co niby na niby ale trochę dalej
To co zaraz a wtedy o wiele za bardzo
I to co nie do końca jak życie w ogóle
Wszystko potem jak nogi krzywe ale swoje
Małpa z małpą się kłóci jeśli małpę kocha
Godzina tworzenia
Czarodziejska godzino tworzenia,
Najpiękniejsza z wszystkich godzin życia,
Światło twoje duszę rozpromienia,
Jak toń morską rozpromienia słońce,
Kiedy szuka w niej swego odbicia,
Na błękitach płonące.
W czarodziejskiej tworzenia godzinie
Myśl rozwija się jak kwiat różany:
Z wolna listek po listku rozwinie,
Coraz więcej z listków bije woni,
Aż cudnymi barwy malowany,
Cały kwiat się rozsłoni
A ten kolor i ten zapach w kwiecie
Tak upaja bosko i odurza,
Że o całym zapominasz świecie,
Jakbyś w zamków zaklętych podwoje
Wstąpił nagle - świat twój to myśl - róża,
Umysł i serce twoje
Błądzenie
Żyjemy, błądzimy, biegniemy, tańczymy
I wszystko to na nic, ucieka przed nami
Znów
W pół kroku, w pół skoku, czy burza, czy spokój
Po ciemku chodzimy, po cichu krzyczymy
Tu
Gdzie przyjaźń Ta podziała się?
Gdzie miłość Ta podziała się?
Od rocka do walca, od stania do tańca,
Od światła do cienia, na jawie w marzeniach
Tkwisz
Raz szybko, powoli, z rozkazu, wbrew woli
Na przekór tysiącom, ze słońcem, pod słońce
Drżysz
Gdzie przyjaźń Ta podziała się?
Gdzie miłość Ta podziała się?
I biedni, bogaci, uczciwi, łajdacy
I młodzi i starzy, ci z twarzą, bez twarzy
Są
Spadają swobodnie, gwałtownie, łagodnie,
Zgubieni w przestrzeni, do dna wypaleni
Śnią
Gdzie przyjaźń Ta podziała się?
Gdzie miłość Ta podziała się?
Ogród dzieciństwa
Któregoś ranka zbudził mnie śmiech
I rozum i zmysły powariowały
Pośrodku lata z nieba spadł śnieg
I głosy dzieci wołały z oddali
Wyszedłem w piękny słoneczny dzień
I było wszystko co wyśniłem
Ogród przecudny i pełen lśnień
Chłonąłem oczami niemy w zachwycie
Pośrodku ogrodu źródło nadziei
To źródło światła nigdy nie gaśnie
Drobina ciepła w białej zamieci
I bukiet kwiatów pachnących majem
I piłem z innymi ów napój radości
I czułem jak staję się dzieckiem na nowo
I byłem jak dziecko tak czuły i prosty
A życie było dziecinną zabawą
To jest ogród dzieciństwa
Artyści
Wpatrzeni w nasz ideał święty
Dopóki serce tętni w nas
Płyniemy doń przez fal odmęty
Gdzie często zgubny sterczy głaz
Wkoło nas tłumy pełne szału
Walczą wśród konwulsyjnych drgnień
My dążąc wciąż do ideału
Nie pomni siebie patrzym weń
Mijają lata już ramiona
Nie mogą wiosłem fali pruć
Na pierś się chyli skroń zmęczona
Opuścić trzeba wierną łódź
Wielbiono nas gdyśmy zuchwale
Na głąb się nie wahali iść
I z brzegów na spienione fale
Laurowy nam rzucono liść
Mijają lata skroń się chyli
Zbliża się kresu smutny dzień
Ci co dopiero nas wieńczyli
Zepchną nas w niepamięci cień
Wędrówką życie jest człowieka
Wędrówka jedną życie jest człowieka
Idzie wciąż, dalej wciąż,
Dokąd? Skąd! dokąd? Skąd!
Jak zjawa senna życie jest człowieka;
Zjawia się, dotknąć chcesz,
Lecz ucieka Lecz ucieka!
To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił
Będę szedł! Będę bieg! Nie dam się!
Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie tam, idzie tu,
Brak mu tchu? Brak mu tchu!
Jak chmura zwiewna życie jest człowieka!
Płynie wzwyż, płynie w niż!
Śmierć go czeka? Śmierć go czeka!
To nic! to nic! to nic!
Dopóki sił
Będę szedł! Będę biegł! Nie dam się!
Tinowit
Moje drogi będą
Dawnymi drogami
Drogami tych
Którzy odeszli przed nami
Będę żył życiem
Przodków
Moje dzieci nauczą się
Ich dróg
Wspólnie będziemy żyć
Tak jak oni
Napełnieni życiem i miłością
Nadzieją i szacunkiem
Droga
Jeszcze jeden krok
Dzień i noc
Ból i pot
Błędny wzrok
Jeszcze w oczach kurz
Deszczu plusk
Namiot złóż
Plecak włóż
Jeszcze zapach traw
Wicher gna
W dali las
Zwalnia czas
I uwolnij się od świata
W którym żyjesz tak niedługo
Idź poszukaj swego lata
Nie bądź złemu światu sługą
Idź i pokłoń się dolinom
Wejdź na szczyty odkryj raj
Daj ochłodzić się strumieniom
Niechaj w sercu kwitnie maj
Wielkiemu człowiekowi
Jesteś wielkim człowiekiem - bądź nim gdzie należy,
Lecz do śmiertelnych przychodź w zwyczajnej odzieży.
Bierz za przykład Jowisza, co choć gromowładny,
W dom śmiertelnych przychodził grzeczny i układny,
Nie chcąc zbyt żywym blaskiem olimpijskiej chwały
Razić biednej ludzkości wzrok niedoskonały.
Więc i ty, kiedy schodzisz w towarzystwo ludzi,
Nie bierz ze sobą gromu, który postrach budzi,
Nie przynoś orlich spojrzeń, tytanicznych postaw,
Lecz wielkość z kaloszami w przedpokoju zostaw!
Ludzie
Szli tędy ludzie biedni prości
Bez przeznaczenia bez przyszłości
Widziałem ich słyszałem ich
Szli niepotrzebni nieprzytomni
Kto ich zobaczy ten zapomni
Szli ubogiego brzegiem cienia
I nikt nie stwierdził ich istnienia
Śpiewali skargę byle jaką
I umierali jako tako
Już ich nie widzę l nie słyszę
Lubię trwającą po nich ciszę
Widziałem ją słyszałem ją
Bywają dni
Bywają dni trudne, dni zniechęcenia
Każdego z nas doświadczają zmartwienia
Nie bój się, spróbuj przetrwać takie chwile
Bo w życiu Twym każdy dzień jest spełniony
Bo życie, wiedz, w dłoniach Twych jest złożone
Zrozum, że musisz chcieć
Czasami dzień ostry jest jak cierń w różach
Bo cały świat ten twój świat legł dziś w gruzach
Nie martw się, uwierz w siebie i idź dalej
Gdy czujesz ból zwalczać chciej przeciwności
Nie poddaj się przetrwać chciej swe trudności
Zrozum, że życie czeka
Nigdy się nie zniechęcaj
Zawsze próbuj żyć na nowo
Każdy dzień choć najgorszy skończy się
Chociaż czujesz się słaby
I nic Ci się nie układa
Zapamiętaj, jutro też jest dzień
Wiersze staroświeckie
Wiersze staroświeckie co wzruszają teraz
Z rymami jak należy z przecinkiem i kropką
Z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze
A wiadomo cisza większa niż milczenie
I pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi
Z babcią co na werandzie cerowała dziurę
Bez nożyczek zębami przegryzając nitkę
Tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły
Z wojem co się gazetą niepotrzebnie zajął
Więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł
Ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn
Gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył
Przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać
Uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów
Wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa
I wie już tak od razu że nie wie co będzie
Choć za młodu drży serce a na starość noga
Wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle
Wiersze staroświeckie niemodne naiwne
Ten sam baran co wtedy
Ale szczęście inne
Wiara nadzieje miłość
Ile nadziei i wiary jest jeszcze w nas
Ile słów starych wytartych przez czas
Ile uczucia nam dziś pozostało
Ile śmiechu przez śmiech nam darowano
Miłością płacimy niczym pieniędzmi
Co dzień w kolejkach za życiem nędznym
I zwykliśmy nie pamiętać
Że miłość jest święta jedynie święta
SŁOWA, SŁOWA TYSIĄCE SŁÓW BEZ WYRAZU
SŁOWA BEZ DUSZ
Wszystko smutne
Smutna miłość
Smutny Jezus z gołymi plecami
Smutny księżyc co nie chce wyzdrowieć
Smutna łąka w sierpniu od bodziszków niebieska
Smutna krowa
Smutny grzyb jak krasnoludek bez żony
Śpiew w klatce
Siwe wąsy kota
Smutna szałwia inaczej czerwona
Smutny dowcip dla wszystkich
Smutny deszcz co jak Chińczyk pisze z góry na dół
Smutny pan młody co się ożenił bo nie miał innego wyjścia
Nie odchodź nie opuszczaj nas
smutna strono piękna