Bez etykietkiMoje szczęście? To świadomość, że Pan Jezus kocha takie małe stworzonko jak ja, rzucone we wszechświecie, że dał mi łaskę bycia tylko dla Niego. Zupełnie niezasłużenie. To dar Jego miłości.Moi Rodzice byli świętym małżeństwem. Żyli wiarą, bardzo się kochali. Patrzyłam na ich życie i było dla mnie oczywiste, że szczęściem jest
mieć dzieci. Gdy w moim życiu pojawił się pewien młody człowiek - dobry, prawy, inteligentny, przystojny, a do tego głęboko wierzący - pokochałam go. Ze wzajemnością. Po jakimś czasie zaręczyliśmy się. To była tzw. "dobra partia", pod każdym względem. Oboje mieliśmy mieszkania, wspólnych przyjaciół. Choć na zewnątrz wydawało się, że wszystko samo się układa, po jakimś czasie zaczęłam czuć, że coś jest "nie tak". Pojawił się jakiś niepokój. Zaczęłam dostrzegać jakieś negatywne rzeczy w narzeczonym, coś pękało, choć nie rozumiałam, co się dzieje, bo byliśmy bardzo ze sobą związani. W końcu, z trudem, zdecydowałam się na zerwanie zaręczyn. O dziwo, spokój powoli powrócił, chociaż był i ból. Jednocześnie zadawałam sobie pytanie:
czy to nie jest strata jakiejś szansy?". Pomagałam mojej siostrze przy dzieciach. Pewnego dnia, wieszając pieluszki myślałam sobie: "Pranie, suszenie, pranie. I tak w kółko. Jeśli nie byłoby Pana Boga, to cała rzeczywistość, także życia rodzinnego, nieustanna krzątanina, nie ma najmniejszego sensu! W Nim jest sens wszystkiego." To było bardzo namacalne doświadczenie. Byłam zadowolona z życia: kończyłam studia, jeździłam na nartach, miałam dużo bliskich, przyjacielskich relacji. Lecz nie wiedziałam, co dalej... Modliłam się, żeby Pan Bóg pokazał mi moją drogę. Byłam otwarta na wszystkie możliwości. Mówiłam: "Jeśli chcesz, żebym wstąpiła do klasztoru, to pokaż, do którego; albo wyszła za maż, to mi też pokaż,
I cisza. Trwało to parę lat. I przez te parę lat byłam nadal szczęśliwa. Pojawiali się jacyś młodzi ludzie, ale albo ja nie byłam zainteresowana, albo jakoś wymijaliśmy się. W pewnym momencie zaczęłam czuć, że nie ma we mnie pragnienia zmiany. Ani nie chcę koniecznie wychodzić za mąż, ani nie chcę iść do klasztoru. I to było dziwne. Tymczasem ciągle ktoś miał jakiś "wspaniały plan" dla mojego życia. Zapraszano mnie na spotkania, rekolekcje. Namawiano na wyjście za mąż. Proponowano nawet konkretne osoby. Dla mnie był to czas wzrastania w wierze. To, o czym nikt nigdy mi nie powiedział, to fakt, że istnieje możliwość powołania do
w świecie. Bez "etykietki", bez przynależenia do jakiegoś zgromadzenia czy instytutu. Zostałam zaproszona na rekolekcje do Francji. W czasie rekolekcji zapytałam księdza, który dobrze mnie znał, czy jest możliwe, żeby Jezus zapraszał mnie do oddania się Jemu w tak prosty sposób? Powiedział, że tak, ale takie powołanie jest bardzo rzadkie. Po czym zadał mi szereg bardzo "ostrych" pytań (dotyczących mojego życia, rodziny itp.) Po rozmowie potwierdził: tak, wygląda na to, że to jest moje powołanie. Pozwolił mi na dokonanie
celibatu przed Najświętszym Sakramentem. Już w średniowieczu uznawano status tzw. dziewic konsekrowanych. Obecnie ten zwyczaj powraca. Ślub dozgonnej czystości i przynależności do Jezusa składają one zwykle na ręce biskupa. Od tego czasu minęło wiele lat i jestem bardzo szczęśliwa. Bóg na każdej drodze powołuje człowieka do miłości, choć różnie się ona wyraża. Jeśli zostawia kogoś w świecie oznacza to, że chce, by miłość do Niego wyrażała się w konkretnym działaniu, wobec ludzi. Staram się włączać w ewangelizacyjne działania wspólnoty do której należę, w misje, w pracę katechetyczną. Próbuję w niewielkim wymiarze czasowym być przy najuboższych, przez wolontariat w hospicjum. Opiekowałam się samotną starszą panią, chorą, która mieszkała w moim mieszkaniu. Przez takie drobne rzeczy Pan Bóg wytrąca ze
i egoizmu, który zagraża także w celibacie konsekrowanym. Mój kontakt z Jezusem wyraża się przede wszystkim w próbie wierności życiu modlitwy. Staram się być przy Bogu także w imieniu innych. Choćby tych, którzy przez nadmiar obowiązków dużo czasu dla Niego nie mają, mimo, że chcą. Eucharystia i adoracja, to uprzywilejowany czas dla Pana Jezusa. Czy taka droga jest "raz na zawsze"? Pewien zakonnik powiedział mi kiedyś, że jeśli zajdzie taka potrzeba, można taki prywatny ślub rozwiązać. "Ale po co?" - spytałam. Gdy pojawiają się pokusy, wątpliwości dotyczące mojego życia i kontaktów z innymi, gdy konieczne jest czuwanie nad wiernością, zmaganie ze słabościami, wielką pomocą jest
Z nim łatwiej rozeznać "pułapki" nieprzyjaciela. Bycie w świecie wymaga otwartego serca. Daje możliwość przeżywania przyjaźni, cieszenia się pięknem stworzenia. Ważne, by się nie zamykać na sobie. To bardzo groźne w życiu samotnym. Natomiast konieczne są pewne granice, bo Pan Jezus zaczyna być zazdrosny. Cieszą mnie wszystkie dary Boże. Przyjaźnie. Mam ogromne szczęście do ludzi. Często są to głębokie relacje, trwające latami. Jazda na nartach, na rowerze, przyroda, zwierzęta, piękno świata: to wszystko mówi o Bogu. W świecie jest
że jeśli tylko człowiek chce to zauważyć, wystawić rogi ze swojej ślimaczej skorupki, to może żyć w zachwycie. Jak odkryć powołanie? Gdy człowiek stara się powierzyć Bogu i być otwartym na jego dary, to On pokaże. Joanna
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |