Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Gdy umiera przyszłość

Z prof. Robertem Cieślą rozmawia Radek Molenda

Żałobę po zmarłym dziecku przeżywa się inaczej niż po stracie kogoś dorosłego?

Różnice są gigantyczne. Za bardzo trafne uważam powiedzenie, że gdy umierają nam rodzice - umiera nasza przeszłość, a gdy umierają nam dzieci - umiera nasza przyszłość. Śmierć dziecka, zwłaszcza przedwczesna, to nie jest jedynie coś, co się wydarzyło. Ta śmierć wywraca do góry nogami świat jego rodziców, definitywnie zamyka ich dotychczasowe życie. Odtąd będą to życie dzielili na przed i po śmierci dziecka. Muszą się skonstruować na nowo jako rodzice osieroceni, a to jest proces bardzo długotrwały i nierzadko wymagający pomocy specjalistów.

Jak długotrwały?

Stan żałoby ma wiele etapów i trzeba niemałej- pracy, by np. nie uciekać od tej żałoby, kiedy w pierwszym, okresie, po pierwszym szoku, będzie chęć zaprzeczenia - niezaakceptowania w ogóle faktu, że dziecko bezpowrotnie odeszło. Ten stan nibyfunkcjonowania na co dzień, ale nieakceptacji rzeczywistości - może trwać nawet wiele lat. To droga przez gniew, sa- mooskarżanie, myśli, że to może kara od Boga, stany depresyjne, aż do zaakceptowania rzeczywistości. Celem jest nie zakończenie żałoby, bo tę będziemy praktycznie nieść do końca życia, ale nabycie umiejętności, by pamiętając o dziecku, wiedząc, że bezpowrotnie odeszło, nauczyć się z tym w miarę normalnie żyć.

Kiedy rodzice osieroceni powinni zwrócić się o pomoc?

Na ogól gdy uznają, że potrzebują pomocy, bo nie dają sobie rady. Pewien ojciec twierdził, że dla niego nic się nie zmieni i mimo tragedii, która go spotkała, nadal będzie realizował swoje cele życiowe. Jego żona trafiła do grupy osieroconych rodziców. Po roku mąż do niej dołączył, bo stwierdził, że nie ma siły udawać, że nic się nie zmieniło.

Kiedy decydują się zwrócić po pomoc, z czym przychodzą: z pretensją do Boga, poczuciem bezsensu życia, pytaniem: dlaczego?

Najczęściej z poczuciem niezrozumienia sytuacji, w której się znaleźli - i bycia niezrozumianym przez świat. Także z nieumiejętnością wspomnianego skonstruowania siebie na nowo. Rodzice osieroceni zwracają się po pomoc w różnym czasie po stracie dziecka, będąc na różnych etapach przeżywania osierocenia. Każdy przypadek jest inny, w zależności od tego np., w jakim wieku i w okolicznościach dziecko odeszło. Szczególnym przypadkiem jest samobójstwo. Jeżeli samobójca nie zostawi! listu, rodzice nierzadko muszą zmierzyć się z ogromnym poczuciem winy, wyrzucając sobie, że być może czegoś nie dopilnowali lub coś przeoczyli.

Trauma osierocenia przeżywana jest inaczej, gdy umiera dziecko upośledzone, niepełnosprawne albo gdy traci się je na skutek poronienia?

Z pewnością inaczej przeżywa się żałobę, kiedy dziecko się urodziło. Jest z nim kontakt fizyczny, można się do niego uśmiechnąć, zapisuje się wspólna historia jego obecności w rodzinnym domu lub choćby w szpitalu. Przy poronieniu rodzice mierzą się z niespełnionym rodzicielstwem i wyobrażeniami, jak by to mogło być. Tę sytuację z reguły przeżywa o wiele bardziej matka. Mając w pamięci rozwijające się w jej łonie dziecko, będzie czuła się bardziej samotna, obrabowana z macierzyństwa. Często pojawią się u niej elementy nieuzasadnionego poczucia winy, że z jakiejś przyczyny z jej strony nie donosiła dziecka. W takich wypadkach wiele zależy od ojca, czy potrafi swoją żonę długoterminowo wspierać.

Gdy chodzi o dzieci niepełnosprawne - zajmowałem się rodzicami osieroconymi po śmierci bardzo chorego dziecka, dodatkowo z zespołem Downa. Wydawało się, że kiedy po latach podejmą decyzję o adopcji, będą starali się o dziecko w pełni zdrowe. Ale oni zaadoptowali dziecko z zespołem Downa.

Często dziś podnosi się kwestię życia dzieci niepełnosprawnych: czy nie lepiej byłoby dla rodziców, gdyby się w ogóle nie urodziły.

Zajmowałem się m.in. rodzicami, którzy swoje macierzyństwo i ojcostwo spędzili w szpitalu, przykuci do łóżka dziecka, które przez trzy miesiące po urodzeniu walczyło o życie i przegrało. I nie spotkałem ani jednego przypadku rodziców w tej i podobnych sytuacjach, którzy uważaliby, że lepiej byłoby, gdyby te dzieci się w ich życiu nie pojawiły. Wręcz przeciwnie - mimo trudu związanego z opieką nad tymi dziećmi, czasem na skraju wytrzymałości fizycznej i bez żadnej realnej pomocy - byli bardzo szczęśliwi, że te dzieci były. Niemniej jednak byłbym daleki od generalizowania lub jakiegokolwiek osądzania tych rodziców, którzy stwierdziliby, że nie daliby rady lub są u kresu sil. Każdy ma inną wrażliwość i wytrzymałość.

Przyszłość umiera także rodzicom, kiedy dochodzi do aborcji. Jest podobnie przeżywana?

Terapia takich osób, głównie kobiet, nie jest taka sama, co rodziców osieroconych, ponieważ żal dotyczy zarówno decyzji, jak i utraconego dziecka. Jednak syndrom postaborcyjny, jako konsekwencja dokonanej aborcji, jest faktem. I - co warto podkreślić - nie jest związany z wyznawanymi wartościami czy wiarą w Boga. Kobiety spowiadające się z aborcji, rozgrzeszone i przez kolejne 20 lat wciąż się z tego spowiadające - to smutna rzeczywistość. Ale i tu trzeba. zastrzec, że ten syndrom nie występuje w każdym przypadku. Nie zajmowałem się syndromem postaborcyjnym w swojej praktyce.

Czasem słyszy się o radzeniu sobie z żałobą przez przelanie miłości do zmarłego dziecka na pozostałe dzieci. To możliwe?

Tak się nie da. Nie ma nikogo i niczego, co by mogło nam zrekompensować stratę kogoś, kogo kochamy. Tęsknota dotyczy zawsze konkretnego, niepowtarzalnego człowieka. I nieporozumieniem jest pocieszanie typu: "Na szczęście macie jeszcze inne dzieci". Żałoba nie jest po tych dzieciach, ale po tym, którego nie ma. Jesteśmy rodzicami tych naszych dzieci, które żyją, i tych, które zmarły.

A propos różnych rad: jaka jest rola środowiska rodziców osieroconych?

Niebagatelna. Niestety, na ogól nie potrafimy pomagać. Raczej szkodzimy. Rodzina, znajomi mówią często po pewnym czasie: "Już koniec z tą żałobą, ogarnijcie się, musicie dalej żyć" itp. To w ogóle nie działa. Pojawiają się też ludzie, którzy świadomie lub nieświadomie ranią tych rodziców, mówiąc im: "A może to lepiej, że odeszło? Tak długo chorowało". Są też sytuacje, kiedy śmierć dziecka następuje w okolicznościach trudnych do wytłumaczenia. Nie należy się np. zabierać za racjonalizowanie faktu, szukając iluzorycznie przyczyn, dlaczego np. ktoś ich córkę zgwałcił, a potem zabił. Wyjaśnieniem morderstwa zajmuje się policja lub organy do tego powołane. Taka racjonalizacja tylko dodatkowo rani osieroconych rodziców.

Jak więc sensownie pomagać?

Przede wszystkim pamiętać, że natychmiastowa i łatwa pomoc takim rodzicom jest po prostu niemożliwa. A po wtóre: być obecnym! Nie próbujmy w żaden sposób osieroconym rodzicom ich cierpienia zabierać czy unikać tego tematu, bo się nie da. Często odczuwamy strach przed choćby wspominaniem przy rodzicach osieroconych o ich zmarłym dziecku, przed wymawianiem jego imienia. To jest wielkie nieporozumienie. Przeciwnie: należy rozmawiać z osieroconymi rodzicami o ich zmarłym dziecku, a zwłaszcza słuchać, kiedy po raz enty chcą o nim mówić. I nie bać się, gdy wzbudza to w nich emocje, np. płacz. "Wyżycie", nawet po raz kolejny, tego tematu da im szansę na zaakceptowanie z czasem rzeczywistości, która się zdarzyła, i w ten sposób pozwalamy tym rodzicom na nowo siebie konstruować.

Gdy chodzi o obecność - rodzice osieroceni na pewno nie zadzwonią. To my mamy dzwonić, wysyłać SMS-y z informacją, że w każdej chwili chcemy i jesteśmy gotowi poświęcić im swój czas. Nawet jeśli nasze starania pozostaną bez odpowiedzi. I nie bać się usłyszeć od tych rodziców, że jest źle.

Trudne zadanie.

Trzeba ąię liczyć z tym, że część znajomych, a nawet członków rodzin rodziców osieroconych nie będzie "w stanie sprostać tej sytuacji. Ze swoich doświadczeń pracy z małżeństwami osieroconymi w Niemczech mogę powiedzieć, że zmieniało im się nawet do 90 proc. środowiska. W miejsce dawnych kontaktów pojawiały się nowe, inne. To, czy będziemy w stanie dobrze się kontaktować z osieroconymi rodzicami, zależy od stopnia akceptacji faktu, że po śmierci dziecka są oni już innymi ludźmi.

Dotyczy to także wzajemnego zaakceptowania przez samych małżonków, że się zmienili?

Absolutnie tak. Osieroceni matka i ojciec nigdy nie przeżywają straty dziecka tak samo i równocześnie. Każda żałoba jest jak sinusoida: góry i doły, okresy cierpienia i uspokojenia. I nie przypuszczamy nawet, jak niepozorne elementy - jakieś skojarzenie, słowo, przedmiot, melodia - mogą wzbudzić w jednym z osieroconych rodziców wielką depresję, a w drugim nie. To powoduje, że mąż i żona nie rozumieją siebie nawzajem. W efekcie ponad 70 proc. takich par się rozstaje. Tym bardziej trzeba je otaczać troską i zrozumieniem, którego im brakuje najbardziej.

Prof. dr hab. Robert Cieśla (1963), muzyk, śpiewak operowy (tenor), psycholog. Od roku 1989 mieszkał z rodziną w Niemczech, związany z tamtejszymi scenami operowymi. Tam też z niewyjaśnionych od strony medycznej przyczyn stracił siedmioletniego syna. Rozpoczął wówczas terapię dla osób w żałobie po starcie dziecka i zainteresował się pomocą rodzicom osieroconym. Ukończył studia z zakresu psychologii klinicznej i osobowości na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prowadził terapię przez kilka lat w Niemczech, a po powrocie do Polski, w latach 2006-2014, poradnię dla osieroconych rodziców przy ursynowskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. Prowadzi działalność akademicką na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Wcześniej związany z Uniwersytetem Rzeszowskim i UKSW.

Tekst pochodzi z Tygodnika
Idziemy, 30 października 2016



Wasze komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego artykułu - Twój komentarz może być pierwszy.

Autor

Tresć

Poprzednia[ Powrót ]Następna

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej