Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Do pogrążonych w żałobie

W tym roku brałam udział w rekolekcjach "Jak przeżyć żałobę". Była prawie połowa maja. Wprost bajkowy krajobraz otaczający Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej i promieniujące tego wiosennego dnia piękno sprawiało, że na zewnątrz wszystko zrywało się do życia pełne nadziei na przyszłość. I natychmiast biegnę myślą do pamiętnego piątego czerwca przed 16 laty Wtedy też wiosna była w pełni. Syn tuż po maturze i dzień po złożeniu dokumentów na studia medyczne tragicznie umiera. W jednej chwili cały dotychczasowy porządek świata runął. Wydawało mi się, że umieram. Z rytmu wypadł mój oddech, a także puls mojego serca. Ból z powodu nieobecności syna groził rozsadzeniem serca.

Początek okresu żałoby jest stanem, który po prostu należy przetrzymać. Mamy wrażenie, jakbyśmy nie byli w stanie unieść własnego ciała. Pozwólmy wtedy płynąć łzom. To dobrze, jeżeli możemy płakać, przecież tak wiele musi z nas "wypłynąć". Potem przychodzi pomału świadomość, że w trumnie spoczywa jedynie ziemski płaszcz, a to, co kochane, rozpoczęło nowe życie w Bogu. Od tej chwili nasza osobista rachuba czasu rozpadła się na dwie części: przed i po śmierci syna.

Pocieszenia podnoszące na duchu, bez wątpienia w dobrej intencji, często są chybione, gdyż nie świadczą o zrozumieniu. Osobiście jako najbardziej sprawiające ulgę odczułam spotkania z tymi ludźmi, którzy milcząco, często ze łzami w oczach uścisnęli mi dłoń albo też bez słowa wzięli w ramiona. Często przy tym ludzie mniej z nami związani, obcy stają się nagle bliżsi przez prawdziwe współczucie.

Przeżywanie z kimś smutku i wyrażanie tego to sprawa serca. Nietrafne słowo zapada głęboko w duszę pogrążonego w smutku, aby się tam zagnieździć i być może dużo później rozpocząć swoje niszczycielskie działanie. I przeciwnie - właściwe słowo może obdarzyć życiodajną siłą. Potrzeba sporo czasu zanim obudzą się w nas na nowo życiowe siły. Tymczasem nawet wtedy, kiedy od rozstania upłynęły lata, smutek może nadal nas dopaść. Chcąc uciec od tego niebezpieczeństwa modlę się i kieruję zmysły ku radości. Dopiero w działaniu czuję przypływ nowych sił. Jako istoty ludzkie uważamy śmierć za największą katastrofę. Jeśli więc nagle następuje ? śmierć w rodzinie, w kręgu przyjaciół, jesteśmy zaszokowani i nie wiemy, co zrobić, jak się zachować. Dobrze by było, abyśmy odpowiednio wcześnie oswoili się z tym, ku czemu nieuchronnie zmierzamy. Jedynie oczyma wiary jesteśmy w stanie spoglądać dalej i głębiej. Dostrzegają one bowiem przyszłość, którą Bóg chce nam ofiarować. W naszej miłości ku zmarłej ukochanej osobie pozostajemy rozłączeni jedynie na krótki czas. Minie krótka chwila i ponownie zobaczymy się i połączymy na zawsze.

Wiara pomaga wytrzymać ból, jednakże go nie usuwa. Pomaga przejść przez smutek, ale go nie odbiera. Wiara rozjaśnia mroki bólu i żałoby. Czyni je jasnymi, przejrzystymi, odsłaniając to, co istotne, co ostateczne.

Od wielu lat doznaję czegoś takiego, jak szczególne doświadczenie pocieszenia - ogarniające i wypełniające wszystkie obszary rozumu i woli. Odczuwam, że syn został otoczony opieką i zbawiony. Mogę już całkowicie pogodzić się z tym, co się stało. Określiłabym to wspaniałym "dodawaniem siły". To sam Bóg porusza serce człowieka. Wtedy człowiek zaczyna ufać w przyszłe życie, które nie ma równego sobie na tym świecie. Dlatego to, co robimy dla innych jest tym, co naprawdę warto robić. Warto dla łudzi, którzy przeżyli rozstanie z ukochaną osobą organizować rekolekcje. Rekolekcje takie pozwalają otworzyć się na Boga. Wiara i modlitwa dotykają naszych zranionych serc. Dla ludzi zagubionych we własnym bólu, rekolekcje takie pozwalają uczynić następny krok we właściwym kierunki i zamknąć chociaż jeden z wielu etapów żałoby. Uważam, że ludzie dotknięci żałobą i biorący udział w rekolekcjach łatwiej pokonują smutek i cierpienie. Spotkanie ludzi o podobnych przeżyciach jednoczy ich i nie pozwala czuć się obco. Doświadcza się zrozumienia, którego nie mogą dać osoby, które nie przeżyły opuszczenia i bezsilności wobec śmierci ukochanej osoby.

Jedna z matek, której syn niedawno zmarł tragicznie, zapytała mnie czy przyjdzie czas, że będzie można przeżyć ten stan. Pytanie to skłoniło mnie do refleksji, którą ujęłam w tym liście, ponieważ był czas, gdy myślałam, że po śmierci syna nie przeżyję roku. Czas nie leczy rany, ale ją zabliźnia. Bóg jest miłością. On nigdy nie opuszcza cierpiących.

Janina

Tekst pochodzi z Informatora Sanktuarium Maryjnego w Licheniu
Pielgrzym Licheński - Informator nr 4, grudzień 2006



Wasze komentarze:
M.: 19.03.2024, 17:30
Dziękuję
(1)

Autor

Tresć

Poprzednia[ Powrót ]Następna

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej