Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Śmierć jako nadzieja

Śmierć, która wyzwala od śmierci! Czy to możliwe? loco tu chodzi? Czy śmierć może być jakąkolwiek nadzieją? Przecież to wróg życia... Jak pogodzić życie ze śmiercią, nadzieję z tajemnicą, zwycięstwo z doświadczeniem niemocy? A jednak można, bo w istocie śmierci są dwie...

Śmierć - pierwsza dobra nowina

Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz (Rdz 2,16-17).

Człowiek widzi śmierć jako zagrożenie dla życia. I taki punkt widzenia wydaje się słuszny. Ale tak naprawdę jest on słuszny tylko częściowo. Bo kiedy mówi się o śmierci jako o tym, co grozi życiu, pojmuje się błędnie zarówno jedno jak i drugie. Bo uproszczeniem jest patrzeć na życie i na śmierć tylko z biologicznego punktu widzenia. Pismo święte w wielu miejscach pokazuje, że tak naprawdę chodzi o to, co przekracza wszelką biologię i wkracza w wieczność. Kiedy tak popatrzymy na życie oraz w taki sposób popatrzymy na śmierć, otwierają się przed nami nowe przestrzenie, które do tej pory obchodziliśmy z daleka, z lękiem, buntując się wewnątrz przeciw niektórym obrazom ukazanym nam w Piśmie jako czymś, co sprzeczne jest z naszą wizją DOBREGO Boga. Gdzieś za tym niezrozumieniem stoi zapomnienie, że Bóg JEST po prostu inny, co dobrze przedstawił w Opowieściach z Narni C.S. Levis, mówiąc o Aslanie (prototypie Chrystusa), że to nie jest OSWOJONY Lew. A to, że Bóg jest INNY pociąga za sobą, że jest też WIĘKSZY i dla nas przygotował więcej. Tym samym życie i śmierć znaczą więcej niż nam się zazwyczaj wydaje.

Jest życie, które może być przekleństwem i śmierć, która może być błogosławieństwem i darem. Żyjemy w jaskini, podobnej do jaskini Platona i oglądamy, dotykamy i przeżywamy tylko cienie rzeczy. To, co nazywamy życiem, miłością, sprawiedliwością, pokojem, nadzieją, jest tak naprawdę czymś zupełnie innym niż nam się wydaje. Ujmując rzeczywistość w pojęcia jakoś ją upraszczamy i krępujemy, trochę tak, jakbyśmy zamykali orła w ciasnej klace. I choć teoretycznie wówczas go posiadamy i wydaje się. że jest to dla nas bezpieczne, nie poznamy szerokich przestrzeni i zakosztujemy wspaniałości lotu. Tak jest z pojęciem życia i pojęciem śmierci, znaczą one zawsze więcej niż nam się będzie wydawać. Bo prawdziwej rzeczywistości nie da się ująć w słowa, ale można się do niej zbliżać, i wręcz trzeba się nieustannie zbliżać, by móc wzrastać i iść naprzód. Gdy ktoś stwierdzi, że już wie, że oto doszedł i nic mu nie pozostało do odkrycia, zaczyna poruszać się między ludźmi z wyższością jako wśród tych, którzy nie są w stanie mu dorównać, schodzi wówczas ze ścieżki dojrzewania i wzrostu. I to jest droga do sekciarstwa i do fanatyzmu oraz to tego zła, które one ze sobą niosą.

Kiedy Pan stworzył człowieka, tchnął w niego ducha życia, tego prawdziwego Życia, które przekracza wszelkie ograniczenia i prowadzi ku nieśmiertelności. Tym życiem był On sam, jako że tylko Bóg jest sam w sobie życiem. To otrzymane życie można było utracić poprzez odwrócenie się od Niego, a odwróceniem tym był właśnie grzech. I kiedy Pan mówi słowa: gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz, mówi o dwóch rodzajach śmierci. Pierwszej, która jest przekleństwem i drugiej - paradoksalnie - która jest błogosławieństwem dla ludzi. Pierwsza, to prawdziwa śmierć i ta właśnie PRAWDZIWA śmierć nie jest unicestwieniem ciała, ale zagładą duszy, tego, co w człowieku najbardziej istotne. Jest odrzuceniem Ducha, który umożliwiał nam przebywanie w obecności Pana. Po grzechu Duch się oddala, albowiem jak mówi Pismo: mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi, święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy go nadejście nieprawości (Mdr 1,4-5). Przychodzi tu na myśl obraz, którym posługiwał się św. Ireneusz mówiąc, że kiedy Bóg stworzył człowieka, to nie popełnił "błędów", tak jak przy stworzeniu aniołów. Aniołowie bowiem po pierwsze zostali obdarzeni nieśmiertelnością, a po drugie nie dano im przykazania, a w każdym razie Pismo nic o tym nie wspomina.

Bo co się stało? Oto anioł nie mając prawa zapomniał, że istnieje Prawodawca, sens wszelkiego prawa, zapomniał i zapatrzył się w samego siebie i samego siebie chciał postawić powyżej gwiazd Bożych (Ez 14,13), odwrócił się od Życia w tę stronę, gdzie nic nie było i stał się nicością. A ponieważ jest nieśmiertelny, nie ma granicy jego odejścia i jego grzechu, i ciągle jeszcze spada na dół i tak będzie spadał przez wieczność. I to była prawdziwa śmierć - bo była oderwaniem od samego Życia. Ten, który jest nieśmiertelny, bo tak został stworzony, umarł choć nie przestał istnieć. I taką śmierć zapowiada Pan, a dając człowiekowi przykazanie zachęca go, by pamiętał, że jest Prawodawca i jest Pan. Każdy grzech pociąga za sobą śmierć (por. Rz 6,23), bo jest po prostu wyborem unicestwienia, odwróceniem się od miłości i od życia. I tak to przykazanie staje się ostrzeżeniem ale jednocześnie, choć wydaje się to nieprawdopodobne, jest także dobrą nowiną. Stwierdzenie Niechybnie umrzesz zapowiada, że JEST granica grzechu i tą jest śmierć, biologiczna śmierć, która kończy możliwość grzechu - kto bowiem umarł stał się wolny od grzechu, napisze św. Paweł (Rz 6,7). Szatan, jak widzieliśmy wyżej, jest nieśmiertelny i przez to NIE MOŻE przestać grzeszyć, człowiek ma nieśmiertelność warunkową i kiedy jednak odchodzi, zostaje mu dana śmierć ciała jako granica jego odejścia.

Obraz wypędzenia z raju, gdzie czasami chce się zapytać "jak Bóg MÓGŁ być TAK niedobry!" opowiada właśnie o tym. Dzięki niech będą Bogu, że "wypędził" nas z raju. W raju było bowiem jeszcze jedno ważne drzewo, drzewo, z którego człowiek mógł korzystać do woli, drzewo życia, które jest symbolem owej pełni, w której człowiek uczestniczył, nieśmiertelności, jaka była mu dana. "Wygnanie" jest więc niczym innym, jak odmową dostępu do tej nieśmiertelności, która uczyniłaby nas na wieki umarłymi i na wieki nieszczęśliwymi, bo życie, w którym nie ma Życia nie daje szczęścia a tylko rozpacz. Nieśmiertelność zostaje nam odebrana, ale w zamian dostajemy śmierć jako tę, która kończy możliwość dalszego posuwania się w złu, dzięki czemu człowiek może wybierać i dzięki czemu może się od śmierci, tej prawdziwej, próbować odwracać. Aby wiedział jak to czynić, jak stać się wolnym na powrót, dane zostaje mu prawo ludzi wolnych, Prawo, które Mojżesz otrzymał na górze Synaj. I tak zaczyna się targ ze śmiercią, gdzie zapłatą za możliwość życia staje się śmierć.

Śmierć Chrystusa

Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest (1 P 3,15).

W Starym Testamencie często spotykamy obrazy, które stają się rzeczywistością w chwili przyjścia Chrystusa. Wcześniej nadzieją na wyzwolenie ze śmierci stała się ona sama. Ale i to jest obraz zapowiadający jedną ŚMIERĆ, która przywróci na powrót życie w takim stanie, w jakim było ono dane od początku. Człowiek bowiem nie mógł sam siebie z niewoli wykupić, bo sprzedał się dobrowolnie, nie mógł naprawdę żyć, kiedy się od tego życia odwrócił. Jedynie co mógł uczynić, to bronić się rękami i nogami, aby nie wpaść w przepaść, nad którą dobrowolnie się postawił. Ale przeskoczyć jej nie mógł. A Pan, który umiłował wszelkie stworzenie i nigdy się go nie brzydził (por. Mdr 12,24) postanowił, że panowanie śmierci znajdujące swoje odbicie w zniszczeniu, zostanie pokonane poprzez nią samą. Daje człowiekowi nadzieję w słowach: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (Rdz 3,15). I oto zdarzyło się w historii człowieka, że pewnego konkretnego dnia, miesiąca, roku, Bóg przyszedł i stał się człowiekiem, narodził się i żył pomiędzy ludźmi w ich ziemskim czasie, Nieogarniony w ciele, które ludzkiemu duchowi stawia granice. Przyjął na siebie wszystko z wyjątkiem grzechu (Hbr 4,15), grzech jest bowiem czymś dla człowieka obcym i przez to wszystko odkupił i na nowo uświęcił. Przyjął także śmierć. I ta śmierć rozerwała pęta Szeolu. Jak opisują to stare apokryfy, szatan został pokonany w swoim własnym królestwie, a bramy piekła powalone i strzaskane, bo to nie umarły zstąpił, ale żywy, był zabity na ciele, ale żywy Duchem (1P 3,18). Chrystus umiera za nasze grzechy, a przecież to właśnie grzech jest ościeniem śmierci, tym, co czyni śmierć przerażającą (1 Kor 15,56). I oto życie okazało się silniejsze niż Otchłań, i wody wielkie nie zdołały ugasić Miłości (Pnp 8,6). Od tego czasu śmierć stała się bramą do życia, aż przyjdzie czas, kiedy i ona jako ostatnia zostanie pokonana (1 Kor 15,26).

Powrót do domu i wejście do chwały

Niech twoje serce nie zazdrości grzesznikom, lecz zabiega tylko o bojaźń Pańską: gdyż przyszłe życie istnieje, nie zawiedzie cię twoja nadzieja (Prz 23,17-18). Chrystus uwolnił nas nie tylko od śmierci, ale uwolnił nas także od strachu przed nią. Do Jego przyjścia była jednak czymś przerażającym, jako że człowiek NIE WIEDZIAŁ, czego spodziewać się za jej granicą. Odkąd Pan zmartwychwstał, wiemy, że czeka tam na nas nasze zmartwychwstanie, miejsce przygotowane przez samą Miłość. Śmierć cielesna dla tych, którzy wierzą w imię Pana naszego i którzy w Nim pokładają nadzieję, jest powrotem do domu. Bóg bowiem w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie (1 P 1,3-4). Nie wiemy, jak tam wygląda, ale wiemy, że czeka tam na nas Ten, który umiłował nas nade wszystko. A kiedy tak patrzy się na tę sprawę, śmierć staje się przebudzeniem po mniej lub bardziej koszmarnym śnie, przejściem do tego świata, za którym zawsze gdzieś w głębi tęskniliśmy. Jest po prostu bramą, poprzez którą wkraczamy do Miasta. I może tu powstać pytanie: czy w takim razie nie lepiej byłoby przyspieszać własne czy innych odejście, jeśli TAM jest rzeczywistość, której cienie tu oglądamy? Odpowiedź jest jedna - przyspieszanie odejścia, obojętnie własnego czy innych, jest zawsze rezygnacją z życia, a po pierwsze KAŻDE życie jest dobrem, po drugie zaś: kto tu by się odwrócił od życia, nie może wiedzieć, czy tam, za granicą śmierci, nie uczyniłby tego ponownie (ponoć przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka), z tym, że ten wybór byłby już wtedy na miarę wyboru anioła. Nasze wybory dobra i życia są nie dlatego ważne, że "zaklepują" nam miejsce w niebie (bo nie zaklepują - Królestwo jest ZAWSZE za darmo), ale dlatego, że uczą nas przyjmować miłość i stawać się miłością. Przygotowują nas na przyjęcie ostatecznego Dobra i Życia, kiedy już przed nim staniemy, a staniemy na pewno. Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz. Święty Jan powiedział, iż przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu (1 J 4,17). Sąd jest rzeczą, której podświadomie się obawiamy, mając przeczucie, że nie do końca jesteśmy "w porządku", chociaż to "nie w porządku" jest często bliżej nieokreślone. A Jan zachęca nas do ufności wobec tego objawienia się Pana w pełni Jego Majestatu. Ufność ta bowiem nie jest bezczelnością, ani ignorancją co do własnego postępowania ale czystą miłością, ufną, że Ojciec nie da kamienia tym. którzy proszą o chleb (por. Łk 11.1 Inn). miłością, która pozwala zbliży ć się do tronu sądu. który jest przecież także tronem łaski (Hbr 6,14). Bo jak napisze Św. Paweł: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi. którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą. Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8,28- 37). Taka jest nasza nadzieja, co do której musimy być gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od nas jej uzasadnienia (1 P 3,15). Nadzieja, która nawet śmierć czyni bramą do życia. Nadzieja, której imię brzmi Emmanuel - Bóg z nami.

Agnieszka Myszewska

Kwartalnik Katolicki
ESPE, nr 50



Wasze komentarze:
MM: 25.01.2021, 12:00
Panie Boże przyjmnij do królestwa swego śp Wiesława Niech spoczywa w pokoju wiecznym Amen
(1)

Autor

Tresć

Poprzednia[ Powrót ]Następna

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej