9 kwietnia......Dom......8 kwietnia 2005, godz. ok. 5 rano, spada ciśnienie krwi u córki, ma problem z oddychaniem, zwiększam przepływ tlenu, cały czas półprzytomna, ale świadoma, bo reaguje na mój dotyk, mą obecność... dzwonię do doktor do domu, budzę, i pytam się co robić, córka... słabnie. Rozmowa z doktor... trudna, drży głos, bo myśli biegną do córki, do jej życia... Decyzja... erka, respirator, i pytanie, jak długo, czy dom, cisza, spokój, czekanie na "Wykonało się..." ? Rozmowa... i łzy. Pytanie "Dlaczego, Boże... dlaczego to dziś, dziś pogrzeb Ojca Świętego... a mnie boli bardziej, bo zabierasz też i mą córkę...?". ...podjęłam decyzję ...zostajemy w domu, koniec z rurkami, z reanimacją, teraz dam jej ciszę, spokój, dam jej ostatnie tchnienie mej miłości, tak nie wiele czasu wszak nam zostało. Za poleceniem lekarza z hospicjum, odłączam wszystkie leki, żywienie pozajelitowe... zostaje tylko pompa morfinowa, i to już na ciągłym wlewie, i małe stężenie. I zostaliśmy tylko my... Ania i dom... ...9 kwietnia... wiosna... kwiaty budzą się do życia... pod błękitnym niebem skowronek śpiewa psalm ku życiu, a... Ania w ciszy odchodzi, uśmiechnięta, bo otrzymała to, co najcenniejsze, naszą miłość i ciszę w tych ostatnich dniach swego życia. Odeszła spokojna... a ja... zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy. Otrzymałam od Boga 9 lat temu DAR, miałam nim się opiekować, pielęgnować Go, kochać... i musiałam o jednym tylko pamiętać....to nie było moje, tylko należało do Boga. Miałam ten DAR 9 lat... to wspaniałe lata, mimo cierpienia, bólu, wyrzeczeń... to lata miłości... Bóg dał i Bóg zabrał... Jego Wola, nie moja, ani nie lekarzy, tylko... Jego.
- Tak się narodzisz na zawsze...". ...to był dobry wybór - śmierć Ani w domu. Mogła w tym uczestniczyć cała rodzina. Było tak cicho, spokojnie, bez pośpiechu, szarpaniny. Każdy miał czas i miejsce na płacz, na modlitwę. Byliśmy tylko w domu my i Ania. Gdy Ania umierała cały czas trzymałam jej rączkę w mojej dłoni - to był ostatni dotyk Ani... Miałam czas na pożegnanie się z Córką, utulenie Jej przed ostatnią podróżą. Był czas na ubranie, pielęgnowanie i z takim namaszczeniem to robiłam. Nikt nas nie poganiał, nie krzyczał, nie wyganiał. To my byliśmy w tym miejscu i w tym czasie najważniejsi. Wszyscy liczyli się z naszym głosem, łącząc się w naszym bólu. Ania do końca była otoczona miłością i ciepłem, bez pikania aparatów, kabli, rurek. Te chwile stały się takie intymne. To ode mnie zależało kiedy Zakład Pogrzebowy zabierze Anię do kaplicy. Decydowałam sama, bez narzucania czyjeś woli. I wiem, że śmierć w domu dla Ani, i dla innych dzieci nieuleczalnie chorych jest nagrodą za ich ciężkie i trudne lata choroby, często w ogromnym cierpieniu. Im się to od nas - dorosłych należy. Trudno jest rodzicom pogodzić się ze śmiercią dziecka, każda matka do końca jeszcze walczy. Ja też taka byłam. Trzeba jednak wziąć pod uwagę dobro dziecka, uszanować Jego zdanie i wolę. Niech Ono raz zadecyduje w tym chyba najważniejszym momencie i wyborze swego życia. Pozwólmy, żeby nasze Dziecko, na ile umie mówić, zadecydowało o miejscu swej śmierci. Posłuchajmy się tylko ten jedyny raz, a zobaczymy, że warto. Moja Córka sama zadecydowała i dokonała wyboru i teraz wiem, że był to słuszny wybór. Dzięki temu przeżyliśmy śmierć wszyscy razem, na naszych oczach dokonała się ta wielka Tajemnica. Aniu... to dla Ciebie, wiersz od Izy, pisarki od Aniołów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |