Nie mogłam pozostać obojętnaHistoria, o której chcę opowiedzieć, miała swój początek dziewięć lat temu. Na sali sądowej, gdzie toczyła się sprawa o alimenty, a ja występowałam jako ławnik, spotkałam młodą kobietę. Po usłyszeniu historii jej życia - matki samotnie wychowującej dwoje małych dzieci, nieuleczalnie chorej na stwardnienie rozsiane, pozostawionej przez męża bez żadnych środków na utrzymanie - nie mogłam pozostać obojętna. Pierwszy raz w swoim jeszcze młodym życiu spotkałam osobę tak bardzo cierpiącą fizycznie i moralnie, borykającą się z takim mnóstwem problemów, a jednocześnie potrafiącą się uśmiechać. Bardzo chciałam jej pomóc. Wiedziałam, że potrzebne jest wsparcie Boga, dlatego wiele czasu spędziłam na modlitwie, prosząc Go o światło, siły i potrzebne łaski. Organizowałam też - z pomocą dobrych ludzi, których jest wielu - wszystko, co się dało, aby ulżyć losowi tej kobiety.Sytuacja mojej podopiecznej i jej dzieci była rozpaczliwa, praktycznie nie mieli niczego: nie mieli na czym spać, co jeść, w co się ubrać, a przede wszystkim nie mieli mieszkania ani żadnego stałego dochodu, który pozwoliłby im żyć. Moja podopieczna nie miała prawa do jakichkolwiek świadczeń. Gdy rozpoczęłam starania, wszystko wskazywało na to, że są to sprawy, których nie da się załatwić. Nie traciłam jednak nadziei. Wierzyłam, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Poszłam w intencji tej rodziny na pielgrzymkę na Jasną Górę. Chodziłam tak co roku. Każda pielgrzymka przynosiła rozwiązanie jakiegoś problemu. Po piątej rodzina miała już mieszkanie, później otrzymała świadczenia zaspokajające podstawowe potrzeby życiowe i przyszłość dzieci. Gdy zjawiłam się w ich nowym mieszkaniu, chora kobieta z wielką radością i ze łzami w oczach powiedziała: "W naszym domu zaświeciło słońce, słońce, które będzie świeciło dla moich dzieci nawet wtedy, gdy ja będę umierała". Jej radością jest też to, że może teraz przyjmować Chrystusa w pierwsze piątki miesiąca, bo tam, gdzie mieszkała poprzednio, takich możliwości nie było. Moja ostatnia pielgrzymka była wielkim dziękczynieniem za wszystkie łaski, które otrzymała od Niego moja podopieczna, jej dzieci i ja. Jestem też wdzięczna Bogu i Matce Najświętszej za poznanie jej i za wszystko, co się wydarzyło dzięki niej także w moim życiu. Z okazji kolejnej rocznicy poznania ofiarowałam swojej podopiecznej różaniec. Powiedziała wtedy, że to jest drugi różaniec w jej życiu. Pierwszy otrzymała od swojej mamy na Pierwszą Komunię świętą. Od pół roku należy do Żywego Różańca, codziennie się modli i mówi, że jest szczęśliwa. Mówi też, że będzie jej lżej odchodzić z tego świata. Często powtarza, że codziennie dziękuje Bogu za to, że jest chora na tę, a nie gorszą chorobę. Nie było moim zamiarem wyliczanie swoich zasług, ale chciałam pokazać, jak cierpienie innych może mobilizować do pomocy i jak podjęcie działania w takiej sytuacji przemieniło i nadało sens mojemu życiu. Teraz, gdy z perspektywy czasu przyglądam się temu, co się wydarzyło, wiem, że jedynym warunkiem otrzymania łaski od Pana Boga jest słuchanie Jego głosu. Bóg sam dokona reszty. On troszczy się o to, by łaska przynosiła owoce zgodne z Jego zamierzeniami. Halina
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |