Dać tych parę dni szczęściaJestem fizjoterapeutą pracującym w hospicjum. Moi pacjenci nie zostaną wyleczeni. Nie sprawię, że ich dolegliwości na stałe ustąpią. nie polecą mnie w przyszłości swoim znajomym. Nie wypiszę ich do domu z zaleceniami. Moi pacjenci umierają!Ich cele nie liczą się w latach, miesiącach. Dla nich ważne jest "tu i teraz". Wiem, że pomimo niekorzystnego rokowania mogę im dać dużo dobra, pomóc zapomnieć o chorobie, na nowo uwierzyć w siebie i swoje możliwości, choćby na krótko... na tych parę dni szczęścia, bardzo ważnych dni. Do naszego hospicjum trafiają przeróżni ludzie, każdy z nich wiódł inne życie. Jeden był z zawodu budowlańcem, inny nauczycielem, a jeszcze inny wykładowcą na wyższej uczelni. Wszystkich połączył wspólny los rozpoznanie nieuleczalnej choroby i cały szereg następstw: chemio i radioterapia, zabiegi operacyjne, silne leki i przede wszystkim długie miesiące na szpitalnych oddziałach. Straszne miesiące, bo wyobraźmy sobie jeden dzień, który musimy przeleżeć w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, bez większej możliwości wyrwania się z łóżka, żyjąc od odwiedzin do odwiedzin, o ile mamy szczęście i jest ktoś, kto do nas przyjdzie. Następnie pomnóżmy to wszystko razy kilkadziesiąt oraz dodajmy fakt, iż nasze ciało poddane agresywnej terapii, pozbawione ruchu powoli zaczyna słabnąć i odmawia nam posłuszeństwa. Do niedawna samowystarczalni, teraz wymagamy stałej opieki osób trzecich w coraz to liczniejszych czynnościach. W pewnym momencie pęka ostatnia granica i odarci z intymności nie potrafimy sobie samodzielnie poradzić nawet z czynnościami fizjologicznym. Coraz bardziej dają się we znaki powikłania związane z bezruchem, choćby takie, jak choćby zaburzenia perystaltyki jelit, zalegania w płucach, upośledzenie funkcji układu krążenia, obrzęki, zanik mięśni uniemożliwiający samodzielną zmianę pozycji i w końcu odleżyny. Pewnego dnia przychodzi lekarz i poważnym głosem oznajmia, że dalsze leczenie nic już nie pomoże i proponuje pobyt w hospicjum. Czy to już mój koniec? Nie! To jeszcze nie koniec, to tylko początek ostatniego rozdziału. Podobnie jak w wielu książkach, ostatni rozdział bywa najważniejszy, więc przeżyjmy go wspólnie najlepiej jak to tylko możliwe. Nie jest to proste zadanie. Podstawowa opieka nad ciężko chorym pacjentem sama w sobie jest wyzwaniem. Cicely Saunders, prekursorka ruchu hospicyjnego w piękny i wymowny sposób określiła zasady i idee, które powinny przyświecać pracownikom hospicjum i poszła o krok dalej: mamy pacjentowi dać życie na tyle na ile jest to możliwe. I nie ma tutaj miejsca na kompromisy! Jednym z najważniejszych czynników wpływających na jakość życia pacjenta jest sam fakt przykucia do łóżka i konieczność spędzania całych dni patrząc w sufit, sam na sam ze swoimi myślami, skazany na łaskę lub niełaskę innych. I tutaj na scenie pojawia się fizjoterapeuta, proponuje mi wyjście z łóżka! Jak to? Przecież ja nie mam nawet sił żeby odwrócić się na drugi bok, a on mi sugeruje wyjście do ludzi? Okazuje się jednak, że z odrobiną chęci nie jeden mur można zburzyć, że ten dzień nie musi być taki zły, można go spędzić aktywnie, spróbować trochę pożyć. Taką właśnie rolę w hospicjum spełnia fizjoterapia ma dawać ludziom życie! Wszyscy pacjenci przebywający w licheńskim hospicjum, wobec których lekarz nie stwierdza przeciwwskazań, poddawani są rehabilitacji pięć dni w tygodniu. Realizując program usprawniania staramy się maksymalnie aktywizować naszych podopiecznych. Pacjenci zabierani są na salę ćwiczeń, gdzie każdy ma ustalony indywidualny plan rehabilitacji. Głównym celem, jaki sobie stawiamy jest poprawa jakości życia pacjentów. Pierwszym czynnikiem mającym bezpośrednie przełożenie na jakość pobytu w naszym hospicjum jest sam fakt wyjścia z łóżka i spędzenie nierzadko całego przedpołudnia w otoczeniu przepełnionym życiem, gdzie cały czas coś się dzieje, gdzie człowiek zapomina o swojej chorobie i koncentruje się na ćwiczeniach. Również osoby słabsze, których stan ogólny nie pozwala na czynną fizjoterapię, zabierane są wózkami na salę rehabilitacji, choćby po to, aby wnieść w ich codzienność nieco odmienny rytm, żeby mogli posiedzieć poza swoim łóżkiem, napić się herbaty i poobserwować otoczenie, w którym zwyczajnie coś się dzieje, aby nie musieli całymi dniami leżeć bezczynnie w swojej sali. Wielu pacjentów uczestniczących w ćwiczeniach odczuwa poprawę stanu zdrowia. Stają się mniej zależni od osób trzecich. Zaczynają samodzielnie zmieniać pozycje w łóżku. Spożywać posiłki. Niekiedy nawet stają o własnych siłach na nogi. Poprawa nie jest wieczna, śmiertelna choroba zawsze w końcu wygrywa, ale pogorszenie stanu ogólnego następuje znacznie później, z mniejszymi dolegliwościami niż w przypadku braku fizjoterapii a okres poprawy funkcji motorycznych, który został przez pacjentów wypracowany jest dla każdego z nich czymś bardzo ważnym, dającym wiele radości i niewątpliwie wartym całej pracy włożonej w rehabilitację!
Adam Łechtański Tekst pochodzi z Informatora Sanktuarium Maryjnego w Licheniu
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |